poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział osiemdziesiąty drugi - Eloise.

Siedziałam w swojej sypialni i kończyłam makijaż. Matt w tym czasie przeglądał moje książki.
-Właściwie, gdzie jest Elias? - spytał Matt, spoglądając na mnie.
-Coś miał do załatwienia. Powinien zaraz wrócić. Mam nadzieje, że nie przeszkadza Ci siedzenie ze mną. - zaśmiałam się.
-Nie no co ty. - odpowiedział Matt. Przyglądając się jednej z książek.
-Po za tobą, Eliasem i Florence nie mam przyjaciół tutaj. Nawet znajomi nie wykraczają po za krąg, ludzi poznanych u Louise i Florence. Przynajmniej nie mam takich znajomych którymi można się po chwalić.
-Rozumiem. - uśmiechnął się. - A tak właściwie... Elias kogoś ma?
-Nie. - odpowiedziałam, ubierając kolczyki. - A co?
-Nic. Tak pytam. Oczywiście, zostanie to między nami, okej? - spojrzał na mnie.
-Jasne. -uśmiecham się. - Nawet nie wiem, o co pytałeś.
-Dobra jesteś. - zaśmiał się.
-Wiem. -uśmiechnęłam się - Chodźmy się upić.
Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy na dół. W między czasie rzuciłam parę zaklęć by nikt nie wszedł na piętro.

Godzinę później impreza trwałą w najlepsze. Tańczyłam akurat z Matt'em, gdy dołączyły do nas Louise i Florence.
-Gdzie Gabriel i Evan? - spytałam, podchodząc do nich  uśmiechem, ściskając je.
-Mam nadzieje, że Evan się topi gdzieś. - powiedziała Florence i ruszyła w stronę baru.
-Flo i Evan się pokłócili. Znowu. - Louise zaśmiała się lekko. - Zaraz dołączą. Lyn i Tessa też przyjdą?
-Mam nadzieje, że tak. - uśmiecham się do Louise. - Dziękuje, że mi pomogłaś.
-Nie ma sprawy. Na dobre Ci to wyszło widzę. - uśmiechnęła się. - Ty i Wren to coś poważnego?
-Tak. - powiedziałam odruchowo. - Przynajmniej mam taką nadzieje.
W tym samym momencie wróciła do nas Florence z trzema drinkami, podała mi i Louise po jednym.
-Zdrowie najlepszych czarownic w tym mieście. - powiedziała unosząc plastikowy kubek. Podniosłyśmy kubki z Louise i napiłyśmy się. -Chodźcie tańczyć.
-Idźcie we dwie. Wren właśnie przyszedł. - powiedziałam i ruszyłam w stronę swojego chłopaka. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Dopiero po chwili zauważyłam obecność Tess i Lyn. Lyn patrzyła na nas z uśmiechem, natomiast Tess z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Właściwie nie obchodziło mnie to. Oderwałam się od Wrena i przywitałam je z szerokim uśmiechem.
-Cieszę się, że przyszłyście. Louise i Flo też już tu są. -uśmiechnęłam się.
-Dzięki za zaproszenie. - powiedziała Lyn z uśmiechem i pociągnęła Tess na parkiet. Uśmiechnęłam się do Wrena. Już miałam wyciągnąć go na parkiet, gdy dołączyła do nas Florence ciągnąć za sobą jakiegoś chłopaka.
-Cześć Wren. -uśmiechnęła się. - Pamiętasz Michaela?
-Brat Alison?- upewnił się, a ten skinął głową. - To jest Eloise, moja dziewczyna.
Michael na mnie spojrzał.
-Czy my się już nie spotkaliśmy? - przyjrzałam się. Jasne. W szpitalu psychiatrycznym.
-Nie sądzę. - odparłam chłodno. -Raczej bym pamiętała. 
Wren i Florence spojrzeli na mnie zaskoczeni. Natomiast Michael, zachowywał się jakby zrozumiał. 
-Widocznie cię z kimś pomyliłem. - uśmiechnął się łagodnie. 
-O nie! - mruknęła Florence, spoglądając na Evana. - Mnie tu nie było.
-O co się pokłóciliście? -spojrzałam na Flo.
-O to, że jest idiotą. - powiedziała po czym zniknęła w tłumie. 
-Muszę się przewietrzyć. - powiedziałam i wyszłam na balkon. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Za każdym razem, gdy próbuje uciec od przeszłości, ona mnie dopada. Po chwili przyszedł Wren, zabrał mi papierosa i przytulił mnie.
-Co się dzieje? - spytał całując mnie w głowę.
-Nic takiego. - mruknęłam. - Długa historia. Wolałabym ci ją opowiedzieć jak będę w pełni trzeźwa. 
-Powiesz mi, kiedy będziesz gotowa. - powiedział, całując mnie delikatnie. - Ślicznie wyglądasz. 
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się. Wtedy zadzwonił telefon Wrena, rozmowa trwała krótko, ale wiedziałam, że Wren musi iść. Spojrzałam na niego smutno.
-Wrócę do godziny. Obiecuję. -pocałował mnie i wyszedł. Postałam jeszcze chwilę na balkonie, po czym poszłam szukać Eliasa. Znalazłam go w małym salonie wraz z Lyn i Mattem. Elias właśnie skręcał jointa. 
-Co wy robicie? Czy wy wiecie jakie to niebezpieczne? - warknęłam.
Mój brat i Matt wpatrywali się we mnie mnie jak w obrazek, żeby po chwili ryknąć śmiechem. Lyn tylko uśmiechnęła się szeroko.
- Po pierwsze, to magiczne zioło więc nie działa na nas jak normalne. - wyjaśnił rozbawiony Elias. - Po drugie jesteś ostatnią osobą, która powinna zwracać nam uwagę.
-A gdzie Tessa, Dekkerowie, Flo i Louise? - spytałam.
-Tessa i Evan pojechali do Mirandy, ponieważ gorzej się poczuła. Gabriel został by pilnować Flo, a tak naprawdę siedzą w kuchni, piją i świetnie się bawią razem z Louise. Co jest tak kochane, że w końcu się dogadują i dobrze bawią, że lepiej im nie przeszkadzać. - powiedziała Lyn. 
-Gotowe! - powiedział Elias. - Palisz z nami?
Wszyscy spojrzeli na mnie. 
-Palę. - odpowiedziałam i usiadłam obok nich.
Pół godziny później byliśmy już nieźle wstawieni i upaleni. Całe szczęście, że Florence i Louise nic nie zauważyły, bo bylibyśmy już chyba martwi. Wszystko nas bawiło. Nie doskwierał mi brak Wrena, Lyn okazała się strasznie fajną osobą. Opierałyśmy się właśnie o ścianę, pijąc na zmianę z jednego kubka pomieszane rodzaje alkoholi.
-Czy między Matt'em i Eliasem coś jest? -spytała, śmiejąc się bez powodu.
-Nie wiem, a czemu? - spojrzałam na nią, podając jej kubek.
-Bo właśnie się całują. - odpowiedziała, po czym się napiła. Odwróciłam się i ujrzałam jak Matt całuje Eliasa. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam im zdjęcie.
-Muszę się jutro upewnić, czy to prawda. - zaśmiałyśmy się i poszłyśmy tańczyć.

Budzę się i od razu tego żałuje. Moja głowa rozpadła się na milion kawałków. Podnoszę się i spoglądam na łóżko. Nie śpię sama. Leżę razem z Lyn, Eliasem i Mattem. Staram się przypomnieć jak tu trafiliśmy. Niestety. Bezskutecznie. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam, był pocałunek mojego brata z Mattem. Spoglądam na nich. Ciekawe czy oni pamiętają. Wstaję po cichu i schodzę na dół. Salon wygląda jak po trzeciej wojnie światowej. Krzywię się lekko. Nigdy więcej imprez i picia. Nalewam sobie wody do szklanki i siadam. Wtedy do kuchni wchodzi Wren i spogląda na mnie rozbawiony.
-Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - powiedział, po czym pocałował mnie lekko. - Na szczęście mam lek na kaca. Nalej go sobie do wody.
Wyciąga małą fiolkę.
-Co to? - spytałam, przyglądając się trunkowi.
-Jest na wyposażeniu każdego  łowcy. Leczy kaca, powoduje trzeźwienie. W niektórych przypadkach bywa pomocne.
-Płynne szczęście. - mruknęłam i nalałam do wody.
-Lyn, Matt i Elias jeszcze śpią? - pyta Wren. Kiwam głową, po czym szybko wypijam zawartość szklanki.-Jeśli chodzi o Matta...
-Nie wiem jak wylądowaliśmy w jednym łóżku. - podnoszę ręce w geście obrony.- Ale biorąc pod uwagę obecność Lyn i Eliasa...
-Nie o to chodzi. - przerwał z uśmiechem. - On i Elias?
-Co Matt i Elias? - spytałam głupio.
-Jak wróciłem nie odrywali się od siebie.
-Pamiętam tylko jeden pocałunek. - powiedziałam zaskoczona.
-Cóż, ja naliczyłem co najmniej cztery. Co się wydarzyło po moim wyjściu?
-Ja... nie pamiętam. - zaśmiałam się lekko.
-Okay. - uśmiechnął się. - Pora na śniadanie i porządki.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Analizując wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia.