poniedziałek, 14 listopada 2016

2x05 ~ Matt

Lot nie zabrał nam wiele czasu. Przez całą drogę Wren milczał. Nie planowałem go zagadywać. O wiele ciekawsze było obserwowanie reszty grupy, która z nami poleciała. Łącznie była nas siódemka. Oprócz Wrena nie znałem nikogo, a kojarzyłem może dwie osoby. Ale lecieliśmy na misję, a nie na wakacje integracyjne. Nie spieszyło mi się poznawać nikogo nowego.
Wylądowaliśmy wczesnym popołudniem i resztę dnia mieliśmy dla siebie. Instytut w Sofii - wprawdzie mniejszy od głównego bułgarskiego instytutu, przyjął nas serdecznie. Najwyraźniej każde wsparcie się liczyło.
W Instytucie mogłem w końcu sprawdzić telefon. Jeden sms od Eliasa, jeden od Louise. Odpisałem im szybko i położyłem się na łóżku. Spojrzałem w sufit. Cieszyłem się, że tu jestem, że miałem okazję wyrwać się z Liverpoolu. Potrzebowałem tego.
Zerwałem się. Nie zamierzałem marnować całego dnia. Jasne, musiałem być wypoczęty na jutro, ale to nie oznaczało, że mam siedzieć w pokoju i patrzyć w sufit. Mogłem chociaż zwiedzić miasto. Może Wren będzie chciał dołączyć. Miałem nadzieję, że wygada się wtedy na temat swojej siostry. Albo sióstr. Zapukałem do pokoju Martina, ale nikt mi nie odpowiedział. Ruszyłem w kierunku centrum instytutu. Może tam go znajdę.
-Szukasz Wrena?-usłyszałem głos za swoimi plecami. Odwróciłem się, by spojrzeć na dziewczynę, która mnie zawołała. Przyjechała z nami z Liverpoolu, ale nie miałem pojęcia jak się nazywa. Była wysoką brunetką i przypominała mi nieco Louise i Florence. Miała podobny typ urody co one.-Rozmawia z jakimś ważniakiem w pokoju głównym.
-Dzięki.-uśmiechnąłem się z wdzięcznością do niej.-Jestem...
-Matt Jessel. Wiem.-dziewczyna puściła do mnie oczko, podchodząc bliżej.-Danielle Emerson.
-Miło mi.-wydusiłem z siebie. Byłem zaskoczony, że wie, kim jestem. Ale zapewne znała mnie dzięki moim siostrom. Lou i Flo były popularne w kręgach istot nadnaturalnych.-Z jakim ważniakiem rozmawia Wren?
-Nie usłyszałam nazwiska.-dziewczyna wzruszyła ramionami.-Zaraz pewnie skończą.
-Dzięki. Chcesz iść z nami przejść się po mieście?-zaproponowałem. Dani skinęła głową z uśmiechem.
-Pewnie. Umieram z głodu, a Instytuty nigdy nie mają przyzwoitego jedzenia.
Zaśmiałem się i ruszyliśmy w stronę głównego pokoju. Wren faktycznie rozmawiał z jakimś ważniakiem w garniturze. Jednak kiedy Dani o nim wspomniała wyobraziłem sobie raczej kogoś w wieku Roberta Dekkera. A ten mężczyzna wyglądał na góra dwadzieścia pięć lat. Jednak w jego postawie była pewność siebie, która podkreślała jego pozycję. Był kimś ważnym, to pewne. W pomieszczeniu siedział jeszcze jeden mężczyzna. Był blady, ciemnowłosy i bardzo szczupły. Sposób w jaki się zachowywał sprawiał wrażenie, jakby był ochroniarzem ważniaka. I może tak było.
-Dość chudy jak na ochroniarza.-mruknęła Dani, przekrzywiając głowę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Pewnie ma sprawiać jakie wrażenie. Udawać, że nie stanowi zagrożenia.-powiedziałem cicho, opierając się o futrynę drzwi. Wren dopiero mnie zauważył.
-Matt, Danielle.-machnął na nas ręką, abyśmy weszli do pokoju.-Poznajcie Connora Cartwrighta, szefa firmy, która dostarcza nam broń. Panie Cartwright...
-Connor.-poprawił go mężczyzna.
-Connorze.-powtórzył Wren, wyraźnie spięty.-Łowcy z Instytutu Liverpoolskiego - Danielle Emerson i Matt Jessel.
-Jessel?-Connor uniósł brwi, a rozbawiony uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Mogłem przysiąc, że gdzieś już widziałem taki uśmiech.-Czyżby krewny słynnych sióstr Jessel?
-Louise i Florence są moimi starszymi siostrami. Ale nie używają nazwiska Jessel.-odparłem uprzejmie.
-Tak, słyszałem o tym.-Connor nie przestawał się uśmiechać, a potem przeniósł wzrok na Dani.-A pani pokrewieństwo z nowojorskimi Emersonami też jest tak bliskie?
-Tamtejsi Emersonowie to moje wujostwo.-Dani wzruszyła ramionami.-Nie powiedziałabym, że jesteśmy blisko.
-Fascynującą grupę zebrałeś, Wren.-Connor znów spojrzał na Martina.-Z przyjemnością dokończę rozmowę z tobą, ale twoi łowcy wyraźnie mają do ciebie pilną sprawę. Życzę powodzenia na jutrzejszej misji... I mam nadzieję, że nowa broń się sprawdzi.
Connor i Wren wstali i uścisnęli sobie dłonie.
-Ja również mam taką nadzieję. Dziękuję za spotkanie, pa... Connorze.-Wren skinął mu głową, a mężczyzna uśmiechnął się znowu. Wyglądał teraz na kilka lat mniej, jakby był nastolatkiem, a nie poważnym przedsiębiorcą.
-Do zobaczenia, Wren. Matt, Danielle, miło było was poznać.-puścił do nas oczko i wyszedł z sali. Ciemnowłosy mężczyzna podążył za nim.
Wren opadł na krzesło i spojrzał na nas pytająco.
-To nie było aż takie pilne.-zaznaczyłem od razu.-Chcieliśmy cię wyciągnąć do miasta. Skąd się wziął ten Connor?
-Jego firma dostarcza nam broń od... powiedziałbym, że dwóch wieków. Chyba odziedziczył ją po ojcu. W każdym razie jest ważną i wpływową postacią w naszym świecie.
-Wygląda na młodego.-zauważyła Dani. Wren skinął głową.
-To prawda. Ale mało kto wie ile on ma lat. Mało kto wie o nim cokolwiek.
-Człowiek tajemnica. Brzmi ekscytująco.-dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na korytarz, w którym zniknął Connor Cartwright. Przeniosła wzrok znów na nas.-Idziemy czy nie? Naprawdę umieram z głodu.

Następnego ranka obudziliśmy się wcześnie, żeby się przygotować. Kiedy zszedłem na dół do głównego pokoju Dani, Wren i jeszcze dwie osoby już tam były. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie radośnie, kiedy podszedłem.
-Dzwoniłeś do Eliasa?-spytała natychmiast. Pokręciłem głową.
-Pewnie jeszcze śpi. Dzwoniłem wieczorem, ale nie odbierał.-westchnąłem, siadając obok niej.
-O nie! To oznacza, że nie opowiedziałeś mu historii z turystką.-Dani się zaśmiała, a ja pokręciłem głową, przypominając sobie wczorajszy wieczór.
-Kiedyś opowiem mu tę przezabawną anegdotę, jeśli jej nie zapomnę.-uśmiechnąłem się. Kolejni ludzie weszli do pomieszczenia i Wren wstał, żeby rozpocząć odprawę. Już wcześniej wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie spodziewałem się usłyszeć takiego obrotu spraw. Wyglądało na to, że misja będzie wymagała skupienia i więcej wysiłku niż sądziliśmy.