wtorek, 30 września 2014

rozdział siedzemdziesiąty drugi - Eloise

Jestem z Wrenem. Chodzimy po ulicach Londynu. Jest nawet spokojnie, jak na tą porę. W końcu Wren mnie obejmuje i... wtedy dzwoni budzik. Przeklinam cicho. Nie wiem czy to dlatego, że śnił mi się Wren czy dlatego, że sen skończył się w takim momencie. Wstaję z łóżka i idę pod prysznic. W domu jest spokojnie. Wracam do swojego pokoju i przeglądam wiadomości, jest sms od Kevina, ma czas dziś o jedenastej. Jest mi to na rękę, ponieważ i tak musiałam kupić książki. Zbiegam do pustej kuchni. Nalewam sobie trochę kawy i wtedy podjeżdża taksówka. Jadę do sklepu i kupuje książki z listy. Aż w końcu, idę do kawiarni gdzie czeka już Kevin.
-Miło cię widzieć Eloise. - Kevin uśmiecha się na mój widok. W tym momencie już wiem, że nic z tego nie będzie. Nie powinnam umawiać się z kumplami Wrena. To cios poniżej pasa.
-Mi również, Kevin. - odwzajemniam uśmiech, po czym siadamy. Zamawiam swoją ulubioną kawę, po czym staram się skupić na rozmowie z nim. W końcu oznajmia, że musi iść do pracy, więc się żegnamy. Kiedy wracam do domu, Wren już czeka.
-Byłaś z Kevinem. - stwierdza.
-Byłam. - mówię odkładając książki na półkę.
-Cholera, Eloise...
-Spokojnie, między nami nic się nie wydarzyło. - przerwałam mu. - I nic się nie wydarzy, więc niech twoja przyjacielska troska będzie spokojna. 
-Och. - odpowiedział, lekko zaskoczony.
-Chcesz skontaktować się z Lyn czy dalej będziesz wtrącał się w moją prywatność?
-Ja się nie wtrącam!
W odpowiedzi przewróciłam oczami i ruszyłam na strych. Usiadłam na podłodze i parę razy ''wchodziłam'' w umysł Wrena, aż w końcu postanowiliśmy spróbować skontaktować się z Lyn.
-Nie znam jej osobiście, co utrudnia sprawę prawda? - pytam Wrena.
-Wcale nie. Pamiętaj, magia potrafi o wiele więcej niż Ci się wydaje.
Uśmiecham się lekko i skupiam się na Lynette Martin. Przez długi czas nic się nie dzieje, aż w końcu widzę celę.
-Lynette? - pytam.
-Kim jesteś? - Lyn wypowiada to pytanie na głos, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Posłuchaj, jak chcesz coś powiedzieć, to pomyśl, nie mów na głos. Kieran i Nate, nie mogą nic podejrzewać. Jestem Eloise. Jestem krewną Florence Fitzgerald. Jestem właśnie z twoim bratem, Wrenem.
-Jesteś prawdziwa czy zwariowałam? - upewnia się.
-Jestem prawdziwa. Tess się o Ciebie martwi. Wszyscy biorą udział w poszukiwaniach Ciebie. Dekkerowie z Tess, Flo i Lou wraz z rodziną, ja i mój brat, Tess i Wren. Wszystko z tobą w porządku?
-Tak. Powiedzieli, że nie zależy im na mnie lecz na Flo i Lou. - odpowiada Lyn.
-Musisz być ostrożna. Wszyscy tutaj robią wszystko co możliwe, żeby do Ciebie dotrzeć.
Wtedy dzieje się coś dziwnego. Łapie Wrena za rękę i nawiązuje między nimi połączenie. Wycofałam się z głowy Lyn, ale czułam to. Po dłuższej chwili Wren się wycofuje i połączenie znika. Patrzę na Wrena w osłupieniu, nie wiedziałam do czego zdolna jest ta moc.
-Eloise! Udało Ci się. -mówi Wren i mocno mnie przytula. Wtulam się w niego. Jest to jeden z tych uścisków o których marzy się by trwały wiecznie. W końcu odrywamy się od siebie nie chętnie. Wren bierze mnie za rękę i spogląda mi w oczy. - Wiedziałem, że Ci się uda. Jesteś stworzona do wielkich rzeczy. I kiedy Cię wczoraj zobaczyłem, pomyślałem, że jestem cholernym szczęściarzem, że mogę z tobą współpracować.
-Dopiero wczoraj? - zaśmiałam się.
-Po prostu, wyglądasz dojrzalej. Mam wrażenie, że przez te kilka tygodni zamieniłaś się z buntowniczej osóbki w dorosłą, piękną, czarownice.
-Dziękuję Wren. - uśmiecham się. - Pójdę do siebie, za nim się całkiem rozkleję. - staram sie zaśmiać. Kiedy jestem przy drzwiach, odwracam się i przyglądam się Wrenowi.
-Hm? - pyta z uśmiechem.
-Też się cieszę, że cię poznałam. Że mi pomagasz. - mówię i wychodzę starając się zachować spokój. Wchodzę do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Chwytam telefon i piszę sms'a do Eliasa.
Chyba jestem głupia... albo się zakochałam.
Odkładam telefon i idę do łazienki. Nalewam wody do wanny i zanurzam się w niej. Leję do wody trochę różanego olejku. Zamykam oczy i rozmyślam nad wydarzeniami ostatnich tygodni, chociaż moje myśli głównie skupiają się na Wrenie i jego bliskości, która mnie przyciąga. Nigdy nic takiego nie czułam. 

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział siedemdziesiąty pierwszy - Lynette.



Samotność.
Bezsenność.
Brak wolności. 
Nie zamierzałam ronić łez. Nie chciałam okazać słabości. Byłam Lynette Martin i miałam w sobie szkocką krew. Miałam walczyć, a nie poddać się. 
Drzwi się otworzyły i do "pokoju" (jeśli to pomieszczenie można było tak nazwać) wszedł Kieran. Na początku nie mogłam uwierzyć, że on żyje. Ale teraz powoli przyzwyczajałam się do tej myśli. 
-Twoi znajomi nie spieszą się z ratunkiem.-zauważył z rozbawieniem.-A szkoda. Chciałbym już mieć śmierć tych dwóch suk za sobą.
-Louise już raz zabiłeś. Nie wystarczy Ci to?-warknęłam w odpowiedzi. Kieran pokręcił głową.
-Mnie tak. Ale Nate... Rozumiesz.
-Szybko zmieniłeś i nastawienie do Louise, i orientację.-prychnęłam.-Ale wybrałeś sobie złego zakładnika. Na mnie nikomu nie zależy.
-Gdzie twoje poczucie własnej wartości, Lynette Martin?-zaśmiał się mężczyzna.-Zależy im na tobie bardziej niż ci się zdaje. 
-Uwielbiam, jak zaczynasz gadać od rzeczy, ale trochę mnie to nie bawi. Mogę dostać papierosy?-przestałam się przejmować zarówno nim, jak i Natem. Tego drugiego praktycznie nie znałam, ale z Kieranem było zupełnie inaczej. Dzięki jego młodszemu bratu spotkałam go na jakiejś imprezie, na której byłam z Louise. Potem robiłam wszystko, żeby ich zeswatać, chociaż fakt, że on miał dziewczynę, trochę przeszkadzał. Ale w końcu mi się udało. I naprawdę lubiłam Kierana... Do czasu, kiedy oszalał. Myślałam, że był opętany i chyba wszyscy tak myśleli. Może to była prawda, a śmierć po prostu wyzwoliła w nim szaleństwo? Pewnie nigdy się nie dowiem. 
-Zastanowię się.-Kieran z poczuciem wygranej, chociaż nie byłam pewna dlaczego, wyszedł z pomieszczenia. Oplotłam nogi ramionami i skuliłam się. 
Samotność.
Bezsenność.
Brak wolności.
Trzy rzeczy, które trzymały się mnie bezustannie. I nie wiedziałam, jak długo wytrzymam, zanim oszaleję. A zapowiadało się, że spędzę tu długi czas.
-Lynette?
Podskoczyłam. Cholera jasna, to nie był mój głos w moich myślach. Tracę zmysły, świetnie. Szybko poszło.
-Kim jesteś?-spytałam. Zaczynałam rozmawiać sama ze sobą, bogowie. Albo samotność mi nie służyła, albo naprawdę potrzebowałam zapalić.
-Posłuchaj, jak chcesz coś powiedzieć, to pomyśl, nie mów na głos. Kieran i Nate nie mogą nic podejrzewać. Jestem Eloise. Jestem krewną Florence Fitzgerald. Jestem właśnie z twoim bratem, Wrenem.-głos w mojej głowie przemówił ponownie. Wren. Uśmiechnęłam się mimo woli. Mój kochany brat. Mogłam być na niego zła, ale zawsze mi przechodziło.
"Jesteś prawdziwa, czy zwariowałam?"-spytałam w myślach. Musiałam się upewnić.
-Jestem prawdziwa. Tess się o ciebie martwi. Wszyscy biorą udział w poszukiwaniach. Dekkerowie, Lou, Flo, ja i mój brat, Tess i Wren. Wszystko z Tobą w porządku?
"Tak. Powiedzieli, że nie zależy im na mnie, tylko na Flo i Lou."-odparłam, nadal nie wierząc w prawdziwość Eloise.
-Musisz być ostrożna. Wszyscy robią tutaj wszystko co możliwe, żeby do Ciebie dotrzeć.
To było ostatnie, co powiedziała do mnie Eloise. Następne co usłyszałam, był głos mojego brata.
-Netty!
"Wren!"-miałam ochotę się rozpłakać.-"To naprawdę ty?"
-Tak, naprawdę. Netty, nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwię! Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Musisz się skupić i powiedzieć mi wszystko, co może nam pomóc w znalezieniu ciebie i pokonaniu Kierana i Nate'a.
Zamykam oczy i skupiam się. A potem mówię Wrenowi wszystko, co może im pomóc. Tęsknię za nim. Za nim i za Tess.

niedziela, 28 września 2014

Rozdział siedemdziesiąty - Eloise.

Budzę się na następny dzień. Ubieram się i staram ignorować się masę nieznanych mi uczuć, kłębiących się od wczoraj. Wychodzę z pokoju i zderzam się z kimś. Nie widzę twarzy, ale jestem pewna, że to Wren. Kiedy się pojawia, czuję to. Nie podoba mi się to.
-Dzień dobry! - powiedziałam zbyt optymistycznie i zbiegłam na dół. W kuchni było sporo osób i jedli śniadanie. Louise rozmawiała o czymś z Mattem, Florence z Tessą, Elias i Evanem robili kolejne kanapki, a Gabriel siedział z jakimś mężczyzną, prawdopodobnie ojcem Matta.
-Cześć króliczku! - powiedziała Florence, zwracając uwagę wszystkich, na domiar złego Wren stał za mną.-Ale masz śliwę pod okiem! - powiedziała przyglądając mi się. - Zaradzę coś na to.
Zaczęłam obmyślać sposoby zamordowania Flo, za to, że wszyscy przyglądają się mi, lecz kiedy poczułam znane mi już ciepło uleczania, miałam to gdzieś.
-Idź, zobacz się w lusterku i wracaj tu. Pomożesz nam. -zaśmiała się i popchnęła mnie na korytarz. -Wszystko w porządku? - spytała jak już zostałyśmy same. Wyglądasz nieswojo. Wren mi powiedział co się wydarzyło wczoraj.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
-Wywołanie mocy. - Florence zaczęła przyglądać mi się. -Co się dzieje?
-Nic. Po prostu nie lubię być w centrum uwagi. -odpowiadam. - A moc, jak ją rozpracuje to będzie świetnie.
Flo posłała mi tylko uśmiech.
-Pogadamy o tym, za chwilę. - powiedziała po czym poszła otworzyć komuś drzwi. Spojrzałam w lustro i faktycznie, opuchlizna zniknęła. Wróciłam do salonu, w którym pojawił się właśnie Robert Dekker. Florence, niosła na rękach małą dziewczynkę, domyślam się, że to była najmłodsza z Dekkerów.
-Jedziemy właśnie do Mel, ma badania. Ale Ivy chciała przyjść ze mną, sprawdzić jak się mają sprawy.
-Jasne tatusiu. - powiedziała dziewczynka. - Po prostu chciałam zobaczyć Florence i Louise.Twoja praca mnie nie interesuje.
Zaczęłam się zastanawiać czy każdy Dekker, jest tak wygadany. Dziewczynka cały czas przylegała do Florence. Gabriel, Louise i Christian wyszli na korytarz z Robertem. Wren i Tessa stali z boku.
-Tata obiecał, że pójdę do Royal Opera House! - powiedziała Ivy siadając na kolanach.
-Byłam tam, to cudowne miejsce. - znów zwróciłam na siebie uwagę wszystkich. - No co?
-Nic... - powiedziała Florence. - Po prostu to...
-Do mnie nie podobne. Wiem. Wyglądam na taką która pakuje się tylko w kłopoty. Ale zaskoczę was, mam też inne hobby, po za tym.
Evan zaśmiał się cicho.
-Dostrzegam podobieństwo między Tobą a Florence. - powiedział, uśmiechając się. Florence spiorunowała go wzrokiem.
-Dobra, ludzie. Zapomnijmy na chwilę o teatrach i skupmy się na problemach. - powiedziała Louise, wchodząc do salonu. Za nią przyszła cała reszta, łącznie z moim bratem. - Dobra, plan mniej więcej się nie zmienił. Matt i Elias, robicie to samo co wczoraj. My z Louise, również. Gabe i Evan również, chociaż znają nowe wytyczne. Nowy plan dotyczy Ciebie, różowo włosa. - powiedziała Louise kończąc wstęp.
-Słucham? - powiedziałam zaskoczona.
-Twój ojczym dostarczył nam ciekawych informacji. Według tego co wiemy, twoją mocą indywidualną jest to, z czym my mieliśmy już kiedyś styczność w pewnym sensie. Potrafisz ''wejść'' do czyjegoś umysłu, widzisz wszystko jako osoba w którą ''weszłaś'' a także z nią rozmawiać. Nauczysz się tego w praktyce. Wren pomoże Ci to rozwinąć i skontaktujesz się z Lyn.
Czyli znowu mam pracować z Wrenem. Nie jestem tym faktem ucieszona, czuję jego wzrok na sobie lecz staram się Go ignorować. W końcu wszyscy zaczynają się rozchodzić. Elias podchodzi do mnie.
-Co się dzieje? Dziwnie reagujesz na Wrena? - spytał cicho.
-Wkurza mnie, nic więcej. -uśmiechnęłam się. - Baw się dobrze z Mattem.
 -I tak mi powiesz. - obiecał i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Przyglądam się wszystkim. Louise i Florence są w stanie zrobić wszystko dla swoich bliskich. Wzdycham cicho i idę do swojego pokoju. Nie pamiętam kiedy kolacja rodzinna obyła się bez awantury, w dodatku z mojej winy. Wyciągam telefon i dzwonię do mamy. Wiem, że pracuje więc nagrywam się jej na sekretarkę.
-Mamusiu. Przepraszam, za wszystko. - mówię starając się nie rozpłakać. - Na prawdę się zmienię. Obiecuję.
Rozłączam się i wtedy rozlega się pukanie do drzwi.
-Dalej będziesz mnie stalkował? - mówię poirytowana.
-Nie stalkuję cię, mamy coś do zrobienia. - odpowiada Wren, wchodząc do pokoju i siadając obok mnie.-Mam wrażenie, że unikasz mnie.
Wstrzymuję oddech. Tak, unikam Cię, ponieważ jesteś pierwszym facetem, którego mam ochotę zaciągnąć do łóżka, beznadziejnie zakochanym w dziewczynie swojej siostry. -pomyślałam.
-Wydaje Ci się. - powiedziałam najspokojniej jak umiałam. - Po prostu cała ta sytuacja jest dla mnie nowa. Przyzwyczaję się. Chodź, trenować. - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy na strych, ponieważ tam było najwięcej miejsca i najmniej rzeczy, gdybym przypadkiem miała niekontrolowany przypływ mocy. Według Wren'a tak się często zdarza.

Dwie godziny później, nic się nie wydarzyło.
-Eloise, proszę! Mogłabyś się jeszcze na chwilę skupić? - powiedział Wren. -Pomyśl, że chciałabyś spojrzeć na siebie, z mojej perspektywy.
-Próbujemy, nic nie wychodzi! - powiedziałam wkurzona. - To jest do niczego!
I wtedy to się stało. Przyglądam się, samej sobie. Kurcze, więc tak wygląda moje różowe ombre według innych? Chyba muszę się wybrać do fryzjera.
-Powiedz coś teraz do mnie. - powiedziałam, a raczej powiedziały usta Wrena.
-Jak to nie słyszałeś moich myśli? - spytałam.
-Nie. Dopiero teraz cię słyszę. - odpowiedział Wren. Skupiłam się na powrocie do siebie. Kiedy spojrzałam na Wrena, wiedziałam, że czuje to samo, dziwne podekscytowanie, dzielenia się ciałem.
-Udało Ci się. - powiedział i uściskał mnie mocno. Spojrzał mi w oczy i znów czułam się jak wczoraj. Przyjemne mrowienie ciała, nasze oddechy w równym tempie.
-Wren? - po domu rozniósł się głos Tess.  Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową. Wyminęłam Wrena, lecz ten złapał mnie za rękę.
-Zaczekaj. -powiedział cicho.- Proszę.
-Obiecuję, że jutro przyłożę się i skontaktujemy się z twoją siostrą. - powiedziałam siląc się na normalny ton, wyplątując się z jego uścisku. W tym momencie otworzyły się drzwi i Tess weszła do środka.
-Jak wam idzie? - spytała.
-Świetnie. - odpowiedziałam. - Zostawię was samych. Mam coś do załatwienia na mieście.
Schodzę na dół, przebieram i wychodzę do miasta. Udaje zdążyć mi się na autobus.W autobusie słucham muzyki i staram opanować swoje uczucia. Tak bardzo mnie ciągnie do Wren'a, że jeszcze trochę czasu z nim, sam na sam, a nie ręczę za swoje czyny. Wychodzę z autobusu i kieruję się do salonu fryzjerskiego.
-Elosie! - mówi moja fryzjerka. - Poprawiamy fryzurę?
-Nie. - uśmiecham się. - Czas na zmiany.

Godzinę później, podziwiam swoją nową fryzurę z uśmiechem. Czas pokazać nową lepszą Eloise światu. Wchodzę do galerii handlowej i kupuję nowe ciuchy, to zawsze poprawia humor. Po zakupach, kupuję jeszcze kawę i wracam do domu. W kuchni słychać głos Florence. Przeglądam się w lustrze. Mam na sobie szarą spódniczkę, białą koszule i granatowy sweter. Do tego moje długie włosy o kolorze ciemnego blondu. Już nie pamiętam kiedy miałam naturalny kolor, muszę przyznać, że wyglądam pięknie. Śmieje się do swojego odbicia i wchodzę do kuchni, gdzie Flo gotuje obiad, a Wren siedzi i z nią rozmawia.
-Pięknie pachnie Florence. - mówię z uśmiechem. Flo i Wren spoglądają na mnie zaszokowani.
-Uczeń przerósł mistrza. - powiedziała Flo wycierając ręce. -Wyglądasz prześlicznie.
-Dziękuję Flo. - uśmiecham się i siadam obok Wrena który nadal wygląda dziwnie. -Postanowiłam pójść jednak na studia.
-Tak? - Flo spogląda na mnie ucieszona. -Jaki kierunek?
-Architektura. -uśmiecham się.
-Jestem z Ciebie dumna. - powiedziała Flo i wtedy ktoś zadzwonił do drzwi.
-Otworzysz Elo? - Flo uśmiecha się do mnie. - To pewnie Kevin, miał dostarczyć nam papiery.
-Jasne. - idę do drzwi wesołym krokiem. Otwieram i przede mną stoi przystojny mężczyzna. - Ty jesteś Kevin?
-Tak. Witaj nieznajoma - uśmiecha się.
-Wejdź, Florence już czeka. - wpuszczam go i zamykam za nim drzwi.
-A Ty kim jesteś? -wciąż na mnie patrzy.
-Jestem Eloise. Krewna Florence. - uśmiecham się i prowadzę go do kuchni.
-Cześć Kevin.
-Cześć Florence, Wren. - spogląda na nich. -Mam dla was te papiery.
Przyglądam się jak podaje im kopertę. A następnie Flo przegląda jej zawartość.
-Dziękuje Kevin. Jak zachowuje się Dan?
-Jakby nigdy nic.
-To dobrze. To nie odrywam cię od pracy. - uśmiecha się do niego.
-Odprowadzę Cię. -mówię do Kevina. Kiedy wychodzimy z kuchni, Kevin spogląda na mnie.
-Długo tu zostaniesz? - pyta mnie. Nie jestem pewna czy chodzi mu o Liverpool czy Dom Lou i Flo.
-Raczej tak. - odpowiadam w końcu.
-To może dasz się zaprosić na kawę?
-Jasne. - uśmiecham się szeroko i wpisuję mu swój numer do telefonu. - Będę czekać.
Zamykam drzwi za Kevinem  i uśmiecham się. W końcu jak chce zapomnieć się o przystojniaku, szuka się drugiego. Patrzę przez okno, odprowadzając wzrokiem Kevina, kiedy Wren staje za mną.
-Nie powinnaś się z nim umawiać. - mówi.
-A to niby czemu? - odwracam się i spoglądam na niego.
-Po prostu wiem jak traktuje dziewczyny. - odpowiada, patrząc mi w oczy. - Nie chcę, żeby cię zranił.
-To rada prosto z serca? - pytam cicho.
-Tak. - odpowiada.
Nachylam się do niego, tworząc znów to przyjemne napięcie między nami.
-To, też weź ją sobie do serca.- mówię dotykając delikatnie jego policzka. Następnie zostawiam go, zaskoczonego i ruszam do swojego pokoju.

piątek, 26 września 2014

Rozdział specjalny - Matt

Jeśli kiedykolwiek sądziłem, że w domu moich sióstr jest ciekawie, prawdopodobnie się myliłem. Może to była kwestia tego, że akurat wszyscy byli zajęci, ale do diabła, aż takiej nudy się nie spodziewałem. Jedynym wybawieniem było Playstation i kilka gier, które leżały koło filmów i muzyki. Najwyraźniej jeden z Dekkerów je tu zamontował. Nie wierzyłem, że zrobiła to Florence - była na to zbyt zajęta, ani Louise - była na takie rzeczy zbyt dumna i wyrafinowana.
Właśnie miałem dotrzeć do zakładników w jednej z gier, kiedy po schodach ktoś zbiegł. Rozproszyło mnie to na ułamek sekundy, ale moim przeciwnikom to wystarczyło.
-Cholera.-mruknąłem pod nosem, wyłączając grę.
-Co się stało?-chłopak, który zszedł po schodach spojrzał na mnie zaskoczony.
-Przegrałem. Wielkie dzięki.-mruknąłem i ruszyłem do kuchni, żeby sprawdzić czy moje kochanie siostrzyczki trzymały coś na ząb w lodówce.
-Przecież to nie moja wina.-oburzył się chłopak, idąc za mną do kuchni. Na oko mogłem stwierdzić, że jest w moim wieku, to jest, około siedemnastki, osiemnastki.
-Rozproszyłeś mnie. Tupot jaki wywołałeś zbiegając z tych schodów przywodził na myśl stado słoni.-stwierdziłem zgryźliwie, wtykając głowę do lodówki. Chłopak nic nie odpowiedział, nie usłyszałem też kroków. Spojrzałem na niego. Stał w jednym miejscu osłupiały.-Daj spokój, z natury jestem dupkiem. Louise twierdzi, że to nasza wspólna cecha i pewnie ma rację. Jestem Matt Jessel.-wyciągnąłem dłoń w kierunku chłopaka.
-Elias ... -uścisnął moją dłoń.-Jesteś bratem Florence i Louise?
-Ta. Można tak powiedzieć. A ty?
-Jestem tak jakby bratem Flo. Pasierbem jej wujka i bratem Eloise.-wyjaśnił. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem pojęcia kim jest Eloise.-Mówiąc o niej, miałem jej zanieść trochę jedzenia i coś do picia. Jest coś w tej lodówce?
-Taa, coś jest.-wzruszyłem ponownie ramionami i przepuściłem go, żeby mógł zajrzeć do lodówki.-Słyszałem, że twoja siostra miała jakiś wypadek.
-Samochodowy. Nic jej nie jest, w każdym razie poważnego.
-To dobrze.-nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu oparłem się o szafkę i przejechałem ręką po włosach. Zawsze tak robiłem, gdy sytuacja była niezręczna.
-Hej chłopaki.-Louise weszła do kuchni z zabójczym uśmiechem na twarzy, który wcale nie oznaczał, że moja siostra była szczęśliwa. Raczej... zadowolona. Zaraz za nią weszła Florence, która z kolei miała na twarzy delikatny uśmiech. Pomyśleć, jakie moje siostry były do siebie podobne, a jednocześnie zupełnie różne.
-Już skończyłyście?-spytałem zaskoczony. Louise pokiwała głową z uśmiechem.-I mam dla was zadanie.
Siostra szybko wyjaśniła mi co ja i Elias mieliśmy robić dzisiaj po południu. Chłopak, gdy tylko to usłyszał uśmiechnął się do mnie, na co odpowiedziałem krótkim wykrzywieniem warg ku górze. Pozytywna energia bijąca od Eliasa nieco mnie przerażała.

czwartek, 25 września 2014

Rozdział XXLXVIII - Eloise.

Budzę się i od razu tego żałuję, pulsujący ból głowy nie daje mi spać. Akurat Louise wchodzi do pokoju, już drugi raz.
-Przyniosłam Ci herbatę, tabletki i herbatniki. -uśmiecha się. - Tabletki uśmierzą ból, czarownica też człowiek jednak.
-Dziękuje Louise. -uśmiecham się z wdzięcznością i biorę od niej kubek z herbatą.
-Zaraz będziesz miała gościa.
-Moja mama? Ojczym? - spytałam, upijając łyk herbaty.
-Nie. Twój ojczym uspokoił mamę i wygląda, że póki co tu zostaniesz.
-Dziękuje.
-Nie ma sprawy. - powiedziała zmieszana. Zapadła cisza którą przerwało pukanie do drzwi. W drzwiach pojawił się Elias.
Uśmiechnął się do mnie.
-Zostawię was samych. -powiedziała Louise i opuściła pokój.
Eliasz usiadł obok mnie.
-Ale ty wyglądasz. - zaśmiał się.
-Więc postanowiłeś się do mnie odezwać. - odpowiadam sucho.
-Elo, jesteśmy teamem. To była kwestia czasu, moja bliźniaczko. Po prostu... -Elias wyglądał na zmieszanego.
-Chcesz mi coś powiedzieć. -kończę za niego. - Ale nie wiesz jak.
-Bo to trudne. - odpowiada.
-Powiedz, o co chodzi wprost. Jak zawsze.
-Dobrze. -wdycha.
-Unikałem Cię, bo... bo jestem homoseksualny i nie umiałem sobie poradzić z tym. Bałem się braku akceptacji.
-Elias, jesteś idiotą. Uwielbiam homoseksualistów, zamiast siedzieć w pokoju z dala ode mnie, mogliśmy robić zakupy i gadać o facetach! Matko brat, bliźniak, przyjaciel w dodatku gej! Moje marzenie się spełniło!
Elias się zaśmiał po czym objął mnie mocno.
-Kocham cię Eluś.
-Ja cię też Eli. -zaśmiałam się. - Przyniesiesz mi coś do jedzenia?
-Nie ma problemu. - wstał i poszedł do kuchni. Wrócił po chwili w skowronkach.
-Stara! Jaki tam chłopak siedzi!! - powiedział piskliwym głosem, udając nastolatkę. Wybucham śmiechem. Biorę od niego drożdżówkę i spoglądam zaciekawiona.
-Kto to? - mówię z pełnymi ustami.
-Matt. Brat Louise i Florence. I tak się składa, że jesteśmy razem przydzieleni do obserwacji. Więc wybacz siostrzyczko, ale idę na podboje miłosne. - powiedziawszy to, wyszedł dramatycznie gestykulując. Położyłam się na chwilę, lecz gdy gwar rozmów dobiegających z salonu, ucichł postanowiłam to sprawdzić. Weszłam do salonu, w którym siedział Wren. Przypomniałam sobie wydarzenie z Derekiem. Przeklinam w myślach. Nie spodziewałam się go tutaj. Uświadamiam sobie, że jestem ubrana tylko w piżamę.
-Cześć. - mówi do mnie, uśmiechając się niepewnie.
-Cześć... Szukam łazienki. - Wren pokazuje mi gestem drzwi. Kieruje się do nich szybko. Poprawiam włosy i idę do swojego pokoju. Wyciągam z walizki lekko przyduży sweter, ubieram spodnie i emu na nogi. Jest mi strasznie zimno. Wracam do salonu, jak gdyby nigdy nic.
-Gdzie wszyscy? - pytam unikając spojrzenia Wrena.
-Ratują moją siostrę. - odpowiada cicho.
-Co się stało? -pytam cicho.
-Została porwana. Ale wierzę, że Louise i Florence jej pomogą. - odpowiedział. Wtedy do pokoju weszła blondynka. Zapewne była spokrewniona z Dekkerami. Spojrzała na mnie obojętnie.
-Kim jesteś? - spytała.
-Eloise. Tak jakby siostra Florence. - odpowiadam. - A ty?
-Tessa Dekker. Siostra Gabriela i Evana. - mówi i siada obok Wrena. Przyglądam mu się i uświadamiam sobie, że Wren jest w niej zakochany. Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Musiałam mocno uderzyć się w głowę.
-Dobrze się czujesz? -dobiegł mnie głos Wrena.
-Jasne. - skłamałam. Tessa i Wren pogrążyli się w rozmowie o Lyn, więc poszłam do góry, gdzie Louise i Florence trzymały swoje księgi. Pokój był niesamowicie urządzony. Zaczęłam je przeglądać. Zaciekawiła mnie szczególnie jedna. ,,Moc. Jak ją rozwinąć?'' zaczęłam czytać. Potrzebna była czerwona świeca i korzeń lukrecji. Na szczęście wszystko było w tym pokoju. Postępowałam według wskazówek, ale nic się nie wydarzyło. Skuliłam się na podłodze.
-Można? - Wren stał w drzwiach.
-Jasne. -odparłam monotonnie.
-Starasz się wywołać moc? - spytał zdziwiony. - Myślałem, że to tylko plotki.
-Nie. To prawda, nie potrafię nawet kwiatka wyczarować. - mruknęłam.
-Chodź. Pomogę Ci.-siadł na przeciwko mnie. Spojrzałam na niego nie ufnie. W końcu uległam. Podałam mu dłoń. - Zamknij oczy i wycisz się. Znajdź w sobie moc, złap się jakiejś pozytywnej cząstki siebie. Nie usłyszałam co mówił, bo przepełniło mnie ciepło, po chwili poczułam sie jakbym latała. Kiedy uczucie przeszło, zerwałam się na równe nogi.
-To już? - spytałam podekscytowana.
-Spróbuj. - zachęcił mnieWren.
-Jak?
-Podobnie jak z wywołaniem. -wziął moją dłoń. Po chwili pojawił się na niej, piękny biały kwiatek, dokładnie tak jak sobie wyobraziłam. Uśmiechnęłam się do Wrena, staliśmy bardzo blisko siebie. Czułam jego oddech. To jest ta wyjątkowa chwila między chłopakiem i dziewczyną? Pierwszy raz w życiu takie coś poczułam. Wren spojrzał mi w oczy.
-Powinieneś powiedzieć Tessie, co do niej czujesz. -szepnęłam, nastrój pękł jak bańka mydlana. Wren otwarł usta po czym je zamknął. Wyminęłam go bez słowa. Weszłam do swojego pokoju i zanurzyłam się pod kołdrą. Znam Wrena przez chwilę, a wywołuję we mnie tak silne emocje. Po chwili, nadszedł błogi sen.

wtorek, 23 września 2014

Rozdział XXLXVII - Florence


Po wyjściu Gabriela, nie bardo wiedziałam co ze sobą zrobić. Evan był zajęty, a Gabriel i Louise byli na zebraniu Rady. Zabrałam się właśnie, za przeglądanie zapasów ziół, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam Kierana i Nate'a. Cofnęłam się wystraszona.
-Spokojnie. - Kieran zaśmiał się. - Nie możemy wejść bez zaproszenia.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Czyli jesteś teraz jakimś stukniętym wampirem? I nie powinniście być martwi.
-Nie obrażaj nas kotku. - powiedział Nate. - Powinniśmy, ale widać takie ''wspaniałe'' czarownice nie umieją nawet porządnie zabić. W każdym bądź razie, Florence Fitzgerald przyszliśmy oficjalnie oznajmić Tobie i twojej siostrze, że szykujemy zemstę.
-Aż normalnie się boję. Zabiłyśmy was raz, drugi to będzie pestka. - odpowiedziałam nonszalancko.
-Jeszcze zobaczymy. - powiedział Kieran i razem z Nate'm rozpłynęli się w powietrzu. Spojrzałam zaskoczona w miejsce gdzie, sekundę stali. Zamknęłam drzwi i pobiegłam do kuchni. Chwyciłam swój telefon i wysłałam sms do Louise.
 Właśnie odwiedzili nas Kieran i Nate. Są demonami. Poprzysięgli zemstę. Odezwij się po zebraniu.
Złapałam torbę i pojechałam do Instytutu. Musiałam poszukać czegoś na ten temat. Zaczęłam przeglądać księgi o Demonach. Dwie godziny później przysnęłam przy księdze. Widziałam sztylet. I księgę którą już gdzieś widziałam. Otworzyłam oczy obudzona wibracją mojej komórki. Druga w nocy. Tess Dekker. 
-Halo? - odbieram telefon.
-Flo? Nie mogę się dodzwonić do Louise. Przyszli po Lyn. Powiedzieli, że mam przekazać wam, że to dopiero początek. - powiedziała spanikowana Tess. 
-Kto? - powiedziałam spoglądając na tekst który mówił, że martwych zmienić może tylko dobry Łowca i Czarownica.
-Kieran i jeszcze niejaki Nate. Pomóż Lyn. Proszę! - powiedziała zanosząc się płaczem.
-Tess. Uspokój się. Wiesz gdzie mieszka Christian?
-Wasz ojciec? No tak. - powiedziała powstrzymując płacz.
-Spotkamy się tam za pół godziny. - rozłączyłam sie. Chwyciłam swoje rzeczy. Zamiast ruszyć do swojego samochodu, ruszyłam w stronę gabinetu Dana. Jakieś cholerne przeczucie, wywołane gadaniem Gabriela. Zabije go kiedyś. Gabinet był otwarty, więc nie miałam za dużo czasu aż ktoś mnie przyłapie. Zaczęłam przeglądać rzeczy na biurku. Znalazłam wycinek o śmierci Kierana i drzewo rodzinne Nate'a. To raczej nie przypadek. Ju miałam wychodzić, gdy ujrzałam fotografię przedstawiającą Carlise'a i Dan'a na jakiejś łodzi. Czyli Gabriel miał racje. Zabrałam fotografię i wybiegłam z Instytutu. Mój samochód miał przebite opony.
-Cholerne demony próbują unicestwić mój samochód zwykłym gwoździem?! Smutne. -wrzasnęłam z nadzieją, że usłyszą. Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie pod dom mojego ojca. Tessa stała już na chodniku.
-W końcu. - powiedziała. -Co się dzieje?
-Chyba wiem jak pozbyć się Kierana i Nate'a. Lyn nic nie będzie. Im chodzi o mnie i Louise. - powiedziałam pukając do domu Christiana. Otworzył po chwili w szlafroku. Lekko się skrzywił.
-Flo, powiedz, że chcesz posiedzieć ze swoim tatusiem bo skończyły Ci się cukierki i nie masz żadnych kłopotów. -mruknął.
-Chciałabym. - odpowiedziałam. -Potrzebuję księgi mamy.
-Wejdźcie. - wpuścił mnie i Tess do domu, po czym zaprowadził nas do sekretnego pokoju. -Czego szukacie?
-Jak zabić Demona ożywionego przez Łowcę. - odpowiadam. Christian spogląda na mnie zaskoczony.
-Florence co się dzieje?- pyta. Streszczam mu cała historię i znajdujemy księgę.
-Jest nam potrzebny Sztylet pokoleń czarownic z czystego mosiądzu. - czytam szybko. - Jak go już będziemy miały, to wtedy ja i Louise powinnyśmy odprawić rytuał który aktywuje sztylet i zabić Kierana i Nate. Banał. - mruknęłam wściekła. -Skąd weźmiemy ten cholerny sztylet?
-Dan wszystkie usunął na pewno. - powiedział Christian przypatrując się fotografii.
-Babcia Dekker! - powiedziała nagle Tess. Spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. -Na pewno ma.
-Jedziemy tam! A ty za ten czas naszykuj składniki i miej oko no Instytut. - powiedziałam do Christiana, który właśnie podawał mi kluczę do swojego samochodu.
-Jest trzecia w nocy, a do Slough w jedną strone jedzie się prawie trzy godziny. - mruknęła Tess.
-Uratujemy Lyn. Zadzwoń jeszcze raz do Louise. A jak nie, to napisz jej sms'a gdzie jedziemy. - mruknęłam, uruchamiając GPS.
Dwie godziny później wjeżdżałyśmy na podwórko Babci Dekker. Staruszka stała już na ganku wyczekując nas.
-Zapomniałam o zdolnościach twojej babci. - powiedziałam do Tess, uśmiechając się. Wyszłyśmy z samochodu i przywitałyśmy się z Babcią Dekker. Uściskała nas, po czym podała mi pakunek.
-Dwa. - powiedziała, kiedy wzięłam do ręki sztylet.
-Dziękujemy Babciu Dekker. - powiedziałam z wdzięcznością.
-Nie ma za co Flo. Pamiętaj, z każdą klątwę można zdjąć. Znaleźć inne wyjście.
-Słucham? - spojrzałam na nią zaskoczona.
-Tak, Flo? -  Babcia Dekker zamrugała parę razy, jakby niedokładnie widziała.
-Mówiła Pani, coś o klątwach.
-Nie przypominam sobie. Jedźcie już dziewczynki, macie długą drogę do pokonania. - pożegnała nas tymi słowami. Wsiadłyśmy do auta, w milczeniu. Dopiero na autostradzie, Tess się odezwała.
-Wiesz, że Babcia czasem mówi głupoty. To nie musi być jedno z jej proroctw.
-Jasne. - mruknęłam. - Ściągnij Evana i Gabriela do nas.
-Nie przejmuj się Florence. - resztę drogi przebyłyśmy w milczeniu. Dojechałyśmy pod dom. Kiedy weszłyśmy w salonie siedziała już Louise, Gabriel i Evan. Wstali na nasz widok.
-Gdzie się podziewałyście? - spytał Evan.
-Wiemy, jak zabić Kierana i Nate'a. - powiedziała Tess streszczając wszystko. Słuchając tego, uświadomiłam sobie, że nie mam żadnego planu. W salonie było czuć jakieś napięcie. Nie, to uczucie biło tylko od Lousie. Już zapomniałam o moich empatycznych zdolnościach.
-W drugim salonie śpi Elo. Miała wypadek. - usłyszałam dopiero po chwili, wszyscy spoglądali na mnie.
-Co z nią? - spytałam.
-Śpi.- powiedziała Louise. - Będzie z nią dobrze, rzuciłam zaklęcia. Bardziej wystraszona jest. Majaczyła coś o tym, że nie wie jak się wydostała z samochodu. John, powiedział, że rozbiła samochód. Sarah jest wściekła. Ale na razie tu zostanie. - uśmiechnęłam się do niej.
-Dziękuje, że jej pomogłaś. Kocham Cię. - uścisnęłam ją mocno.

Przez następną godzinę słuchałam idealnego planu mojej siostry. Kiedy w końcu wszyscy rozeszli się, aby zająć się swoimi zadaniami, miałam chwilę. Zadzwoniłam do Christiana i poprosiłam go o przysłanie Matt'a ze składnikami, w tym czasie Lou zajmowała się Eloise. Zaparzyłam herbaty. Słowa Babci Dekker krążyły mi po głowie. Moje rozmyślania przerwał Wren.
-Wróżysz z fusów? - zaśmiał się lekko, starając ukryć zdenerwowanie spowodowane zaginięciem siostry. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
-Wszystko będzie dobrze. - zapewniłam, bardziej siebie niż go. Następnie do kuchni wpadł Eliasz.
-Cześć. Co z Eloise? - spytał nerwowo.
-Wszystko już opanowane. Chodź, zaprowadzę Cię do niej.-uśmiechnęłam się do niego i pokazałam mu gdzie ma iść. Kiedy wróciłam do kuchni, siedział już w niej Matt z przyborami potrzebnymi do rytuału. Biorę od niego rzeczy i idę na strych gdzie robię mały ołtarzyk, po środku pentagramu i przygotowuję wszystko do rytuału. Po chwili dołącza do mnie Louise i zaczynamy rytuał.

niedziela, 21 września 2014

Rozdział XXLXVI - Louise.

Złapałam Eloise zanim zdążyła upaść i natychmiast teleportowałam się z nią do pokoju gościnnego. Skrzywiłam się i w duchu przeklęłam Florence, za wychodzenie, bogowie wiedzą gdzie, o tej porze. Zapewne bawiła się radośnie z Evanem, a ja zostałam tu, by opiekować się małą włóczęgą z różowymi włosami.
Pstryknęłam palcami i ubrania dziewczyny zniknęły, a zamiast nich pojawiła się wygodna piżama. Przykryłam Eloise kołdrą i rzuciłam zaklęcie, które miało jej dać spokojny i relaksujący sen. Wychodząc zgasiłam światło i rzuciłam wzrokiem na dziewczynę. Wyglądała spokojnie i niewinnie, a mimo to nie potrafiłam poczuć do niej współczucia. Zamknęłam drzwi.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Florence, ale nie odebrała. Wcześniej zakładałam, że była z Evanem, ale z drugiej strony, kiedy byłam na spotkaniu Rady napisała mi smsa. Na temat Kierana i Nate'a. Skrzywiłam się ponownie i ponownie przeklęłam ją w duchu. A potem wybrałam numer Evana.
-Halo?-usłyszałam zaspany głos przyjaciela.
-Evan, czy jest z tobą Flo?-spytałam, zachowując obojętność. Możliwe, że Flo nic nie było.
-Nie, ale Kevin wspominał, że widział ją jakiś czas temu śpiącą w Instytucie, w bibliotece, jeśli mam być dokładny. Był trochę zaniepokojony, ale uspokoiłem go, w końcu to Flo.
Odetchnęłam z lekką ulgą. Może faktycznie nic jej nie było. To nie byłby pierwszy raz, kiedy Florence zasnęłaby nad książką.
-Dzięki Evan. Dobranoc.-rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę w sypialni. Potem zeszłam na dół, włączyłam telewizor i rozsiadłam się na kanapie. Nie minęło kilka minut i spałam.

Spadałam. Powietrze było jedną rzeczą, jaka mnie otaczała. Nie miałam siły krzyczeć, chociaż chciałam. Czułam się, jakby to były ostatnie sekundy mojego życia, zanim uderzę o ziemię. Nade mną było tylko niebo, a ja leciałam w dół, jak Alicja, która wpadła do dziury, aby przenieść się do Krainy Czarów. Bałam się. Nie chciałam umierać, jeszcze nie.
I nie umarłam. Wprawdzie uderzyłam placami o twarde i kamieniste podłoże, ale tak, jakbym spadła z łóżka. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Zielone góry otaczały mnie ze wszystkich stron, a ja stałam na zboczu jednej z nich. W dolinie, niedaleko ode mnie było długie jezioro, a nad nim mała wioska.
W pierwszej chwili myślałam, że to kolejna retrospekcja, ale nikogo nie było w pobliżu. Raczej nie przenosiłabym się do innych czasów, aby pooglądać góry. Miałam tylko nadzieję, że to nie kolejna wycieczka, której nie pamiętam, jak ta do Londynu.
Ruszyłam w stronę wioski i dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie długą, białą suknię. Świetnie. Nie ma to jak bawić się w przebieranki podczas snu.
Droga do wioski nie zajęła mi długo. Weszłam pomiędzy pierwsze kamienne domki i zapukałam do jednego z nich, ale odpowiedziała mi martwa cisza. Idąc dalej ulicami, zauważyłam, że cała wioska jest opustoszała, wymarła. Ten sen stawał się coraz lepszy.
Nagle usłyszałam tętent kopyt i rozmowę dwójki ludzi. Nie potrafiłam rozróżnić słów, ale wiedziałam, że jest to kobieta i mężczyzna. Zatrzymali konie niedaleko ulicy, na której stałam. Natychmiast rzuciłam się w jakiś zaułek, chociaż teoretycznie nie mogli mnie zobaczyć.
-Glen, czy zawsze musimy przyjeżdżać tutaj? To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.-powiedziała dziewczyna, której głos tak dobrze znałam. Wychyliłam się trochę, aby ją zobaczyć. Nie pomyliłam się, wpadłam po raz kolejny na moje przeszłe wcielenie.
-Za dużo czasu spędziłaś w wielkich miastach. To miejsce jest magiczne, nie czujesz tego, kochana?-mężczyzna mówił z silnym, szkockim akcentem. Wszystko nabrało sensu. Trafiłam do Szkocji. Świetnie.
-W Londynie byłam jedynie pół roku.-oburzyła się dziewczyna, na co jej towarzysz się zaśmiał.
-Ale mieszkasz w Edynburgu, najmilsza.
-Oh, nie kłóćmy się o to, błagam cię. Każde z nas ma swoją rację i spędzimy wieki, zanim dojdziemy do zgody.-poprosiła dziewczyna. Wychyliłam się jeszcze raz i spojrzałam na mężczyznę. Trzymał dziewczynę za rękę, ale w niczym nie przypominał Gabriela. Wysoki, dobrze zbudowany, o kasztanowych włosach. Nie dziwiłam się, że moje przeszłe wcielenie było w nim zadurzone. W dodatku nosił kilt. Bogowie.
-Jak sobie życzysz, najdroższa.-zaśmiał się Glen i objął dziewczynę w pasie, aby przyciągnąć ją do siebie.-W końcu nie przyjechaliśmy tu po to, by się kłócić, prawda?
-Dokładnie. Nie mamy na tyle czasu. Zaczną się zastanawiać, gdzie się podziałam...-zaczęła dziewczyna.
-A potem powiadomią Gavrila, który wyśle z Fort William ekipę poszukiwawczą, znajdą nas razem i zabiją mnie. Pamiętam Everild. Twój narzeczony ma obsesję zazdrości. -dokończył za nią Szkot i pocałował ją.
Zamarłam. Everild i Gavril. Spotkałam ich już w retrospekcji. Byli mną i Gabrielem wieki temu. Wszyscy sądzili, że są sobie przeznaczeni, tak samo jak w teraźniejszości. Ale Everild zdawała się tym nie przejmować. Nagle poczułam, że wiatr zrobił się gwałtowniejszy niż do tej pory i Szkocja zniknęła.

Otworzyłam oczy. Leżałam na kanapie w swoim domu. Słońce dopiero zaczęło wschodzić. Eloise na pewno jeszcze spała. Padłam ponownie na poduszkę. Nie byłam wyspana, bolały mnie plecy i czułam się, jakbym miała zaraz zwymiotować. Jak miałabym spojrzeć teraz Gabrielowi w oczy? Czułam się winna za to, co zrobiła Everild wieki temu. Chociaż to nie było moją winą, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Dlaczego moje sny nie mogły dotyczyć księgi? Nie, musiały skupiać się na romansach dawnej mnie z niesamowitym Szkotem. Cholera.
Nie spodziewałam się, że jeszcze teraz zasnę, ale była naprawdę wczesna godzina. Mogłam wstać około dziewiątej, bo wtedy Eloise będzie się budzić. Poszłam do kuchni i wykonałam miksturę. Musiałam odpocząć, a poprzedni sen mi to uniemożliwił.Wypiłam napój, dotarłam do kanapy i zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wprawdzie tylko pół godziny wcześniej, niż planowałam wstać, ale to nic nie zmieniało.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu?-Gabriel wpadł do mieszkania, nawet się ze mną nie witając. Może to i lepiej. Głos Glena nadal dźwięczał mi w głowie, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
-Zostawiłam go na górze. Coś się stało?-zmarszczyłam brwi, zamykając drzwi i idąc za nim do salonu.
-Lyn została porwana. Ale nie panikuj, Flo i Tessa się tym zajmują. Evan będzie tu za kilka minut. Dobrze się czujesz? Wyglądasz jak trup.-Gabe dopiero teraz naprawdę mnie zauważył. Skrzywiłam się. Jeśli jeszcze raz to zrobię w ciągu najbliższych kilku godzin, to już mi tak zostanie.
-Eloise wpadła przenocować, musiałam się nią zająć. A potem zasnęłam na kanapie, co nie należało do najwygodniejszych czynności w moim życiu. Dziękuję za komplement. Co z Lynette?
-Nate i Kieran. Oh, przepraszam.-Gabriel się uspokoił i podszedł do mnie, żeby mnie objąć. Automatycznie się odsunęłam. Wiedziałam, jak niezręcznie będzie to wyglądać, jeśli zostanę w miejscu, więc odwróciłam się i poszłam do kuchni.
-Chcesz kawy?-spytałam go. Gabe poszedł za mną i pokręcił głową.
-Już piłem.
-Oh, okay. Hmm... zaraz wracam. Idę się przebrać.-teleportowałam się na górę, by nie musieć znosić jego spojrzenia na plecach. Wzięłam prysznic i ubrałam się szybko. Zanim zeszłam na dół, wstąpiłam jeszcze do pokoju gościnnego. Eloise właśnie się budziła
-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się do niej.-Wyspałaś się?
-Nie bardzo.-powiedziała dziewczyna.-Mogłabym spać kilka dni.
-Na razie możesz spać. Przyjdę do ciebie później.-powiedziałam i zamknęłam drzwi. Sprawdziłam telefon, który wzięłam z sypialni. Tessa zostawiła mi kilka wiadomości na skrzynce, tak samo Gabe i Evan. Wszystkie dotyczyły tego samego. Porwania Lyn.
Wybrałam numer do Wrena. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Tak?
-Słyszałeś o Lyn?-spytałam wprost.
-Co jej jest?-w jego głosie wychwyciłam panikę. A więc nikt mu nie powiedział.
-Nate i Kieran. Florence i Tessa podobno się tym zajmują, a będą w domu za jakąś godzinę. Możesz wtedy wpaść.
-Będę na pewno.-rozłączył się.
Zeszłam na dół, gdzie oprócz Gabriela, na kanapie siedział Evan.
-Louise.-uśmiechnął się do mnie i wstał, żeby mnie przytulić. Nie protestowałam. Musiałam z nim porozmawiać, a nie byłam pewna, czy znajdzie dla mnie czas, skoro spędzał go głównie z Florence. Na razie zwykły uścisk od przyjaciela musiał mi wystarczyć.
-Przepraszam, że nie odbierałam, nie słyszałam telefonu.
-Spokojnie, Każdemu mogło się zdarzyć.-uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem.
-Louise, chciałaś kawę.-Gabe podał mi kubek z parującym napojem. Naszej spojrzenia się spotkały i w oczach Dekkera zobaczyłam smutek pomieszany z uczuciem. Poczucie winy uderzyło mnie jeszcze bardziej.

Tessa tłumaczyła mnie, Gabrielowi i Evanowi co do tej pory udało jej się osiągnąć z Flo. W tym samym czasie moja siostra stawała się coraz bardziej zmieszana. Wiedziałam dlaczego. Za dobrze ją znałam. Bała się, że nie mamy planu, że nie zrobiliśmy tak naprawdę nic.
-Okay.-powiedziałam, kiedy Tessa skończyła.-Ja i Florence musimy odprawić rytuał, żeby sztylety zamieniły się w coś więcej niż pilniki do paznokci. Tessa, zaraz będzie tu Wren, opowiesz mu co i jak. Oprócz tego trzeba zlokalizować Lynette, a potem zastanowić się, jak sprowokować Kierana i Nate'a. Oni nie są głupi, poza tym obserwowali wojnę. Nie nabiorą się na nasze sztuczki. Zostają jeszcze Dan i Casper, którzy muszą mieć ogony. Przez całą dobę.-spojrzałam na Evana i Gabriela.-Znajdziecie odpowiednie osoby, czy mam pogadać z Wrenem albo waszym ojcem?
-Dzięki, że w nas wierzysz. Damy sobie radę.-prychnął Gabriel. Wiedziałam, że uraziłam jego męską dumę, ale trudno.
-Świetnie. Tess, ty i Wren zlokalizujcie Lyn. Tylko dyskretnie. Sprawdźcie telefon, użyjcie magii... na cokolwiek wpadniecie. Florence, potrzebuję opisu rytuału. I zadzwoń do Christiana, żeby przysłał wszystko, co do tej pory zebrał i jest konieczne do rytuału. Może wysłać Matta.
-A ty?-Gabe spojrzał na mnie, unosząc brew.
-Idę się zając Eloise, to chyba logiczne.-zerknęłam na zegarek.-Jestem w stanie założyć się o dychę, że Elias będzie tu za pół godziny.

piątek, 19 września 2014

Rozdział Specjalny - Eloise.

Welcome, welcome *naśladuje głos Effy z The Hunger Games*
Szykujcie się na powrót. Znów będziemy publikować, wiadomo, że z ograniczeniami bo szkoła zajmuje masę czasu, ale postaramy się być jak najczęściej. Barbs już zaczęła pisać, więc następny rozdział będzie jej. Poznacie trochę Eloise, a w najbliższym czasie szykujcie się na zaskoczenie.

Pozdrawiam, liczę na komentarze, kocham was. Carrie.


Wysiadam z taksówki i kieruję się ze swoimi nowymi rzeczami do pokoju. Moja mama wyszła gdzieś z Johnem. Elias pewnie spał. Wchodzę do pokoju i przekręcam klucz. Czas pozbyć się obciążających mnie rzeczy. Na szczęście od czego jest magia. Następnie porządkuje ubrania w szafie. W końcu wychodzę i pukam do drzwi Eliasa. Oczywiście, nie otwiera mi. Od dłuższego czasu jest zamknięty w sobie. Nie rozmawia ze mną. Staram się powstrzymać łzy. Ubieram cieplejszy sweter, botki i spodnie, po czym wybiegam z domu. Wchodzę do garażu. Wsiadam do swojego samochodu. Kieruje się na osiedle gdzie mieszkają moi znajomi. Jest to dosyć ubogie osiedle, dlatego parkuję trochę dalej. Kiedy pukam do mieszkania otwiera mi Derek. Wiesza się na mnie.
-Cześć mała. - mówi. Dociera do mnie, że jest naćpany. W dodatku czuć od niego alkoholem.
-Daruj sobie. -strącam jego dłoń.
-Królewno, co to za ciuchy? - powiedział szarpiąc mnie za sweter. - Zamierasz się teraz obnosić ze swoją forsą? Czy po prostu chcesz się ze mną przespać?
Łapie mnie za tyłek i przyciąga do siebie. Jego ręka wkrada się pod moją bluzkę.
-Daruj sobie. -warknęłam i odepchnęłam go. Wywrócił się. Nasz hałas sprowadził resztę paczki.
-Co tu się wyrabia? Jeśli zamierzacie się ze sobą przespać to nie róbcie tyle hałasu. - mówi Liz. Spoglądam na swoją naćpaną przyjaciółkę. Bluzka ledwo zakrywa jej biust, spodnie ma odpięte, a jakiś obcy koleś ociera się kroczem o jej tyłek. Mdli mnie na ich widok. Zastanawiam się dlaczego zadawałam się z tymi ludźmi. Nasze sytuacje materialne się różnią, tak samo rodzinne. Dla nich liczą się prochy, seks i alkohol. A ja chce mieć jakąś przyszłość. Oczywiście wielu rzeczy o mnie nie wiedzą.
-Chcę wam tylko oznajmić, że już nie jesteśmy przyjaciółmi. - odpowiadam z nonszalancją. -Ciągniecie mnie w dół. A nie zamierzam skończyć jak wy.
Mówię i wychodzę. Zbiegam po schodach. Kiedy jestem już na ulicy, Derek mnie dopada i szarpie.
-Coś Ci się chyba pomyliło. - ciągnie mnie w boczną uliczkę. Wiem, że większość zachowania jest spowodowana mieszanką jaką sobie zaaplikował ale przeraża mnie. -Skoro postanowiłaś nas olać nie będę miał teraz żadnych skrupułów.
Wiem co zamierza zrobić. Staram się użyć mocy ale szarpie mnie tak, że potykam się i uderzam głową w ścianę. Krzyczę. Ktoś przybiega i uderza Dereka. Słyszę odgłosy walki. Staram się wstać, ale dopadają mnie zawroty głowy. W końcu Derek upada. Mój wybawca nachyla się nade mną.
-Nic Ci nie jest? - spogląda na mnie. Przyglądam się jego twarzy. Kojarzę go.
-Spotkałam Cie u Florence. - odpowiadam głupio.
-A ja właśnie Cię uratowałem. Nic Ci nie jest? - pomaga mi wstać. - Co ty tu robiłaś?
-Moi eks znajomi tu przebywali. W głowie mi się trochę kręci. A ty?
-Patroluje okolicę. Ostatnio mieliśmy przypadki, gdzie znajdywaliśmy w tej okolicy martwych naszych. - odpowiada. Dociera do mnie, że jest łowcą.
-Rozumiem. - odpowiadam. Nie wiem co powiedzieć. - Dziękuje. Za uratowanie mnie. Mam problem z używaniem magi w sytuacjach zagrożenia.
Przeklinam się w myślach za zdradzanie swoich słabości. W dodatku obcym.
-Może powinnaś udać się do Instytutu z tym. - sugeruje.
-Tak. Powinnam. - mówię i nagle ogarnia mnie chęć ucieczki. - Ja dziękuję... muszę już iść. Do zobaczenia.
Mówię i odwracam się nim zaprotestuje. Szybko pokonuje dystans jaki dzieli mnie od samochodu. Kiedy zamykam drzwi wybucham płaczem. Nie płakałam od czterech lat. Wystarczył jeden dzień. Nie potrafię się uspokoić. A może po prostu nie chce. Gdy już się uspokajam, odpalam silnik i odjeżdżam.

Otwieram oczy i czuję koszmarny ból głowy. Leżę na ulicy, moje auto leży w rowie, gdzieś w oddali dostrzegam drugie auto po dachowaniu. Wiem, że to moja wina. Nie wiem dlaczego i jakim cudem nie jestem w aucie? Wstaję i ruszam powoli w stronę auta. Wyciągam swoją torebkę i ruszam w stronę domu.
-Bardzo dorosłe podejście. - mruknęłam do siebie.  Nie wiem ile szłam do domu, podejrzewam u siebie jakiś rodzaj szoku powypadkowego. Moje myśli krążą wokół tego, jak się wydostałam. Wchodzę po cichu do domu i szybko kieruje się do swojego pokoju. Zamykam drzwi i idę do łazienki, gdzie przebieram się i biorę szybki prysznic. Jest mi niedobrze. W końcu przebieram się i spoglądam w lustro. Mam wielkiego siniaka pod okiem, ale nie jestem pewna skąd. Wychodzę z łazienki, a na moim łóżku siedzi Sara.
-Jak ty wyglądasz?! Co ty zrobiłaś? John właśnie pojechał posprzątać bałagan którego narobiłaś! Znowu byłaś z Liz i jej znajomymi?!
-Mamo. - jęczę. - To nie tak, daj mi wyjaśnić.
-Nie Eloise. Mam już dość twoich kłamstw. Jutro rano porozmawiamy o odpowiednim internacie dla Ciebie.- wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. - Póki co masz szlaban! Zaraz przyjedzie Doktor Fill żeby cię obejrzeć.
Kiedy zamknęła drzwi, wyciągnęłam swoją walizkę. Zaczęłam pakować najważniejsze ubrania i kosmetyki. Wzięłam laptop i zamknęłam walizkę. Uchyliłam drzwi. Sarah była w kuchni. Zbiegłam po cichu do salonu i wyszłam drzwiami tarasowymi do ogródka. W ten sposób znalazłam się pod domem Florence. Oparłam się o barierkę i zadzwoniłam. Otworzyła mi Louise, bardziej chyba zaskoczona moim wyglądem, niż mną samą.
-Czy mogę tu przenocować? - spytałam ją, po czym zemdlałam.

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział XXLXV - Florence.

Czekałam aż Eloise wyjdzie z przymierzalni. Wciąż byłam wystraszona po widoku eks mojej siostry. Którego pozbawiłam życia. Może po prostu byłam przemęczona. Znowu tyle się wydarzyło. Powinnyśmy z Louise odnaleźć księgę i znaleźć przyczynę naszych cofnięć w czasie.
-I jak wyglądam? - powiedziała Eloise przeglądając się w lustrze. Czerwona luźna spódniczka wyglądała zniewalająco z dopasowanym do niej czarnym swetrem. Dobieranie ciuchów i dodatków było normalnym zajęciem, a jednak poświęcałam mu masę czasu. Jakbym bez tego miała stracić swoją ludzką część.
-Jeszcze bransoletka, odpowiednie buty i będzie idealnie. - odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem. - Jesteś bardzo piękna. Tylko w to uwierz.
-Dziękuję, że mi pomagasz. -uśmiechnęła się do mnie.
-Nie ma problemu. - powiedziałam i ruszyłyśmy do kasy. Zapłaciłyśmy za swoje zakupy i ruszyłyśmy do auta. Elo została w swoim ostatnim stroju. Wróciłyśmy do mnie. Eloise ruszyła do mojego pokoju bo swoje stare rzeczy a ja wyjęłam korespondencje. Jeden list przykuł moją uwagę. Znałam to pismo. Doskonale. Schowałam list do kieszeni, a resztę zaniosłam do kuchni gdzie Wren i Louise omawiali jakieś sprawy związane z Radą. Wyjęłam szklankę i nalałam sobie kawy.
-Skończyłaś już przeistaczać brzydkie kaczątko w łabędzia? - Louise spojrzała na mnie.
-Sama ocenisz. - mruknęłam gdy usłyszałam kroki na schodach. Elo wpadła do kuchni z uśmiechem.
-Taksówka już jest. Dzięki za wszystko. Widzimy się jutro. - pomachała nam i zabrała swoje rzeczy.
-To jest ta sama dziewczyna sprzed dwóch godzin? -spytał Wren, nie kryjąc zaskoczenia.
-A no tak! - zaśmiałam się. - Dobra, bawcie się dzieci, ja muszę coś załatwić.
Wyszłam na ulicę i ruszyłam ulicą, udając, że nie zwracam na nic uwagi. Liczyłam, że dostrzegę jakiś ruch, który wskazywałby że ktoś mnie śledzi. Może byłam przewrażliwiona. Wzdycham cicho i siadam na ławce. Wyciągam list i obracam go parę razy w ręce. Nie potrafiąc go otworzyć znów schowałam do kieszeni i ruszam w stronę Instytutu. Od powrotu z Londynu, poszukiwania księgi nie dają mi spokoju. Wchodzę do biblioteki i kieruję się ku działowi  księgami rodów. Wzięłam księgę w której opisane było dziedziczenie magii. Nawet nie zauważyłam, gdy przede mną stanął Casper.
-Wywracasz do góry nogami cały Instytut, żeby szkolił cię ktoś, kto nie jest Ci bliski, a teraz jak już dostałaś swoje szkolenie to wszystko olewasz? - warknął.
-Mi Ciebie też miło widzieć Casper. -mruknęłam.
-Masz przychodzić na szkolenie. Nie obchodzi mnie czy masz okres, czy gdzieś pojechałaś, czy może pies Ci rodzi. Nie licz na specjalne traktowanie. -zmierzył mnie wzrokiem i odszedł. Lekko zaskoczona wzięłam książkę i wróciłam do domu. Przy lustrze była kartka od Lou, że załatwia jakieś sprawy Rady. Odgrzałam sobie obiad. Siadłam na kanapie i zaczęłam jeść. Aż ktoś zapukał do drzwi. W drzwiach stał Gabriel. Wyglądał na wzburzonego. Wszedł bez słowa i siadł na kanapie w salonie.
-Uznasz mnie za wariata. - powiedział po chwili.
-To już dawno się stało. - siadłam na przeciwko niego i uśmiechnęłam się. - Co jest?
-Wiem, że szukacie tej swojej rodzinnej księgi. W tym samym czasie w którym byłyście w Londynie, Dan i Casper też tam byli. Sądzę, że przenieśli ją gdzieś.
-Gabe. To nic jeszcze nie znaczy. Przecież Łowcy z Instytutu często jeżdżą do Londynu.
-A czy spotykają się potem z witch hunter'ami? - Gabriel spojrzał na mnie.
-Myślisz, że coś knują?
-Na pewno. I Rada o tym nie wie. Więc co powiesz na Flo i Gabe ratują świat?
-Nigdy nie uratowaliśmy świata. To działka Louise.
-A więc nasza kolej!
-Taak! Zróbmy w tajemnicy plan przed Lou, potem wykonajmy go! Niech Louise posądzi mnie o zatajanie prawdy przed nią.
-Też będę o to posądzony! -zaprotestował Gabriel.
-Słonko, ale my jesteśmy siostrami! A wy... przyjaciółmi! Nie zamierzam przed nią tego ukrywać. Możemy powęszyć trochę, ale jak coś to musimy się z nią skonsultować.
-Dobrze. - mruknął. -Ale pamiętaj, że kiedyś też byliśmy teamem. Uważaj na siebie.
Przytulił mnie i wyszedł. Posmutniałam. Nie chciałam go ranić. Pomogę mu nie okłamując Louise.

sobota, 13 września 2014

Rozdział XXLXIV - Louise

Wróciłam do żywych xxx.
_____________________________

Cieszyłam się z powrotu do domu. Londyn był magiczny i niesamowity, ale to nie było moje miejsce. Liverpool był mi dużo bliższy, nawet jeśli nie czułam się tu w stu procentach na miejscu. Ale to było wszystko co miałam.
Nie potrafiłam się skupić na filmie, który puścił Gabe. Moje myśli cały czas odbiegały w stronę księgi, której nie znalazłyśmy w Londynie. Florence nie przejmowała się tym tak bardzo - miała ważniejsze rzeczy na głowie. Ale mnie to martwiło. Ktoś przeniósł księgę. Byłyśmy w martwym punkcie, przynajmniej dopóki księga nie przywoła znów którejś z nas do siebie, powodując zaniki pamięci.
-W końcu wyglądamy jak normalne osoby. My wychodzimy, wy oglądacie film, albo chociaż udajecie. Nie wywołajcie wojny przez jeszcze tydzień, okej?-Flo posłała nam słodki uśmiech, o mało nie rozlewając wody na blacie.
-Myślisz, że w naszym wypadku może być normalnie?-spytał Gabriel, rzucając w nią popcornem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Taa, to raczej nie możliwe.-Florence zaśmiała się.
-Nie idziesz w sukience?-wtrąciłam się do rozmowy. Evan zaraz podchwycił temat, tak jak się tego spodziewałam.
-No właśnie, ja chciałem, żeby poszła w sukience. Ale jest uparta. Może ją przekonasz do zmiany?
-W wolnym tłumaczeniu. Louise, przebłagaj ją do ubrania sukienki, ponieważ bardzo lubię podziwiać jej nagie ciało.-mruknęła Flo, nie wyglądając na zachwyconą.-Co wy się zmówiliście do widywania mnie w sukience?
-Wcale się nie zmówiliśmy!-odpowiedział Evan.
-Ale to nie ja mam kosmate myśli na widok swojej dziewczyny w sukience!-odparowała Flo.
-Ona ma rację, Evan. Musisz powoli zacząć się skupiać na tym, że jutro jest Rada! Nogi Florence nie powinny cię rozpraszać.-przypomniałam. Miło było oglądać ich droczących się ze sobą. Nawet jeśli byłam przeciwna całej sprawie z małżeństwem, to ta dwójka stanowiła naprawdę dobraną parę.
-Zdrajczyni!-rzucił Evan, a ja tylko posłałam mu buziaka. Gabriel wybuchnął śmiechem.
-Ale z was idioci.-mruknęła Flo, wywracając oczami.
-Pamiętajcie, że na drodze są inni ludzie, zwierzęta, samochody i domy. Więc zachowajcie ostrożność.-powiedział Gabriel.
-Pamiętajcie, że macie po sobie posprzątać a kanapa nie wszystko wytrzyma.-prychnęła Florence, chwytając Evana za rękę i ciągnąć go w stronę drzwi.
-Ale my będziemy grzeczni!-odezwałam się równocześnie z Gabrielem.
-Bo wam uwierzę.-zaśmiała się Flo i na odchodnym rzuciła jeszcze-Bawcie się dobrze.
Drzwi zatrzasnęły się za nią i Evanem.
Atmosfera natychmiast się zmieniła. Nie spodobało mi się to, ale nie wiedziałam co mogłabym zrobić, aby to zmienić, a jednocześnie nie wywołać niezręczności. Gabriel uśmiechnął się do mnie, jakby też to czuł. Tylko jemu to nie przeszkadzało. 
-Prawdopodobnie się wyprowadzę.-rzuciłam szybko, byle tylko zacząć jakiś temat. Gabe spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co?
-To co słyszałeś. Evan i Flo biorą ślub, a więc zamieszkają razem. Będą pewnie chcieli, żebyś ty też tu mieszkał, więc zrobi się nas tu spory tłum. Nie widzę sensu w zostawaniu tu.-wyjaśniłam spokojnie. 
-A nie sądzisz, że powinnaś mieszkać ze mną? W końcu kiedyś mamy wziąć ślub.-uśmiech pojawił się na twarzy blondyna, ale wiedziałam, że mówił poważnie. 
-To jest kiedyś.-zauważyłam.-Nie jesteśmy nawet parą, a mamy mieszkać razem.-wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić po salonie.
-To twoja decyzja, że nie jesteśmy razem.-wytknął mi chłopak.-Zdecyduj się, czego chcesz, Louise. Bo cokolwiek by się nie działo, tobie to nie odpowiada. Daję ci wolną rękę we wszystkich wyborach, bo cię znam, ale moja cierpliwość też ma swoje granice. I jeśli twoje wahanie potrwa dłużej, to je przekroczysz.-Gabe też wstał i podszedł do mnie. Stanął na moimi plecami i delikatnie dotknął mojego ramienia.-Wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo, aby zmienić wszystko. 
Poczułam się, jakby mnie coś dusiło. Jak zawsze, kiedy ktoś wymuszał na mnie podjęcie jakiejś decyzji lub przyznanie się do czegoś. Fakt, Gabriel miał rację. Nie wiedziałam czego chciałam i liczyłam na to, że wszyscy będą postępować zgodnie z moimi życzeniami i kaprysami. I to musiało się kiedyś skończyć. Pierwszym moim odruchem była obrona lub ucieczka, ale próbowałam jej już tyle razy i nadal wracałam w ramiona starszego Dekkera. 
Ale czy potrafiłam wybrać drugą opcję? Być z Gabrielem Dekkerem w stałym związku? 
Dotknęłam jego dłoni, która spoczywały na moim ramieniu.
-Nie przywykłam do ryzykowania bez przmyślenia tego wcześniej.-powiedziałam cicho.-Daj mi tydzień.-poprosiłam. Usłyszałam westchnięcie.
-Tydzień.

Kiedy Evan i Florence wrócili, atmosfera, która panowała w domu nie należała do przyjaznych. Na szczęście nie chodziło o nic poważnego, jednak wiedziałam, że więcej nie będę gotować obiadu z Gabrielem. W końcu nigdy nie wiedziałam co mu strzeli do głowy. 
Kiedy chwilę później do drzwi zapukała przyszywana siostra Flo, Eloise, nie potrafiłam wysilić się na jakikolwiek uśmiech. Dziewczyna nie wyglądała jak osoba, z którą chciałabym mieć bliższy kontakt, gdybym spotkała ją na ulicy. Była odpychająca i wulgarna przez sam wygląd i wyraz twarzy. Kiedy Flo i Eloise zniknęły na piętrze, a Evan wyszedł, Gabe spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
-Widzę, że ci się nie spodobała.-stwierdził. Wzruszyłam ramionami.
-Jest odpychająca. Buntuje się przez wygląd, co dla mnie świadczy tylko o pokazywaniu światu, jaka to ona nie jest biedna i pokrzywdzona, ot tak.
-Może faktycznie jest pokrzywdzona.-zauważył chłopak. Prychnęłam.
-Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Ludzie jak ona wyolbrzymiają swoje problemy. I to jest jedyne w co wierzę.
-Zwykłaś oceniać ludzi po pozorach, prawda?-rozbawieniem wkradło się na twarz Dekkera. 
-Zazwyczaj się nie mylę. Nie mam empatycznych zdolności Flo, ale zazwyczaj wiem z jakim człowiekiem mam do czynienia. Chociaż zdarza mi się popełnić błąd.-sięgnęłam po łyżkę i nabrałam na nią trochę sosu.-Masz, spróbuj.
W tym momencie do kuchni wpadła Flo. Zauważyła tylko jak daję coś Gabrielowi do spróbowania, zwinęła dwa plasterki ogórka i ze słodkim uśmiechem oznajmiła:
-Mnie tu nie ma! 
-Co ona tu robi?-spytałam wypranym z emocji głosem.
-Potrzebuje pomocy. A ja jej pomogę.-uśmiechnęła się moja siostra i ponownie skierowała się na górę, uprzednio zabierając coś z szafki.
Kilka minut później do drzwi ktoś zapukał. Wpuściłam tę osobę.
-Chciałaś ze mną porozmawiać, Tempest.-powiedział Wren, stojący na progu.