Złapałam Eloise zanim zdążyła upaść i natychmiast teleportowałam się z nią do pokoju gościnnego. Skrzywiłam się i w duchu przeklęłam Florence, za wychodzenie, bogowie wiedzą gdzie, o tej porze. Zapewne bawiła się radośnie z Evanem, a ja zostałam tu, by opiekować się małą włóczęgą z różowymi włosami.
Pstryknęłam palcami i ubrania dziewczyny zniknęły, a zamiast nich pojawiła się wygodna piżama. Przykryłam Eloise kołdrą i rzuciłam zaklęcie, które miało jej dać spokojny i relaksujący sen. Wychodząc zgasiłam światło i rzuciłam wzrokiem na dziewczynę. Wyglądała spokojnie i niewinnie, a mimo to nie potrafiłam poczuć do niej współczucia. Zamknęłam drzwi.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Florence, ale nie odebrała. Wcześniej zakładałam, że była z Evanem, ale z drugiej strony, kiedy byłam na spotkaniu Rady napisała mi smsa. Na temat Kierana i Nate'a. Skrzywiłam się ponownie i ponownie przeklęłam ją w duchu. A potem wybrałam numer Evana.
-Halo?-usłyszałam zaspany głos przyjaciela.
-Evan, czy jest z tobą Flo?-spytałam, zachowując obojętność. Możliwe, że Flo nic nie było.
-Nie, ale Kevin wspominał, że widział ją jakiś czas temu śpiącą w Instytucie, w bibliotece, jeśli mam być dokładny. Był trochę zaniepokojony, ale uspokoiłem go, w końcu to Flo.
Odetchnęłam z lekką ulgą. Może faktycznie nic jej nie było. To nie byłby pierwszy raz, kiedy Florence zasnęłaby nad książką.
-Dzięki Evan. Dobranoc.-rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę w sypialni. Potem zeszłam na dół, włączyłam telewizor i rozsiadłam się na kanapie. Nie minęło kilka minut i spałam.
Spadałam. Powietrze było jedną rzeczą, jaka mnie otaczała. Nie miałam siły krzyczeć, chociaż chciałam. Czułam się, jakby to były ostatnie sekundy mojego życia, zanim uderzę o ziemię. Nade mną było tylko niebo, a ja leciałam w dół, jak Alicja, która wpadła do dziury, aby przenieść się do Krainy Czarów. Bałam się. Nie chciałam umierać, jeszcze nie.
I nie umarłam. Wprawdzie uderzyłam placami o twarde i kamieniste podłoże, ale tak, jakbym spadła z łóżka. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Zielone góry otaczały mnie ze wszystkich stron, a ja stałam na zboczu jednej z nich. W dolinie, niedaleko ode mnie było długie jezioro, a nad nim mała wioska.
W pierwszej chwili myślałam, że to kolejna retrospekcja, ale nikogo nie było w pobliżu. Raczej nie przenosiłabym się do innych czasów, aby pooglądać góry. Miałam tylko nadzieję, że to nie kolejna wycieczka, której nie pamiętam, jak ta do Londynu.
Ruszyłam w stronę wioski i dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie długą, białą suknię. Świetnie. Nie ma to jak bawić się w przebieranki podczas snu.
Droga do wioski nie zajęła mi długo. Weszłam pomiędzy pierwsze kamienne domki i zapukałam do jednego z nich, ale odpowiedziała mi martwa cisza. Idąc dalej ulicami, zauważyłam, że cała wioska jest opustoszała, wymarła. Ten sen stawał się coraz lepszy.
Nagle usłyszałam tętent kopyt i rozmowę dwójki ludzi. Nie potrafiłam rozróżnić słów, ale wiedziałam, że jest to kobieta i mężczyzna. Zatrzymali konie niedaleko ulicy, na której stałam. Natychmiast rzuciłam się w jakiś zaułek, chociaż teoretycznie nie mogli mnie zobaczyć.
-Glen, czy zawsze musimy przyjeżdżać tutaj? To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.-powiedziała dziewczyna, której głos tak dobrze znałam. Wychyliłam się trochę, aby ją zobaczyć. Nie pomyliłam się, wpadłam po raz kolejny na moje przeszłe wcielenie.
-Za dużo czasu spędziłaś w wielkich miastach. To miejsce jest magiczne, nie czujesz tego, kochana?-mężczyzna mówił z silnym, szkockim akcentem. Wszystko nabrało sensu. Trafiłam do Szkocji. Świetnie.
-W Londynie byłam jedynie pół roku.-oburzyła się dziewczyna, na co jej towarzysz się zaśmiał.
-Ale mieszkasz w Edynburgu, najmilsza.
-Oh, nie kłóćmy się o to, błagam cię. Każde z nas ma swoją rację i spędzimy wieki, zanim dojdziemy do zgody.-poprosiła dziewczyna. Wychyliłam się jeszcze raz i spojrzałam na mężczyznę. Trzymał dziewczynę za rękę, ale w niczym nie przypominał Gabriela. Wysoki, dobrze zbudowany, o kasztanowych włosach. Nie dziwiłam się, że moje przeszłe wcielenie było w nim zadurzone. W dodatku nosił kilt. Bogowie.
-Jak sobie życzysz, najdroższa.-zaśmiał się Glen i objął dziewczynę w pasie, aby przyciągnąć ją do siebie.-W końcu nie przyjechaliśmy tu po to, by się kłócić, prawda?
-Dokładnie. Nie mamy na tyle czasu. Zaczną się zastanawiać, gdzie się podziałam...-zaczęła dziewczyna.
-A potem powiadomią Gavrila, który wyśle z Fort William ekipę poszukiwawczą, znajdą nas razem i zabiją mnie. Pamiętam Everild. Twój narzeczony ma obsesję zazdrości. -dokończył za nią Szkot i pocałował ją.
Zamarłam. Everild i Gavril. Spotkałam ich już w retrospekcji. Byli mną i Gabrielem wieki temu. Wszyscy sądzili, że są sobie przeznaczeni, tak samo jak w teraźniejszości. Ale Everild zdawała się tym nie przejmować. Nagle poczułam, że wiatr zrobił się gwałtowniejszy niż do tej pory i Szkocja zniknęła.
Otworzyłam oczy. Leżałam na kanapie w swoim domu. Słońce dopiero zaczęło wschodzić. Eloise na pewno jeszcze spała. Padłam ponownie na poduszkę. Nie byłam wyspana, bolały mnie plecy i czułam się, jakbym miała zaraz zwymiotować. Jak miałabym spojrzeć teraz Gabrielowi w oczy? Czułam się winna za to, co zrobiła Everild wieki temu. Chociaż to nie było moją winą, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Dlaczego moje sny nie mogły dotyczyć księgi? Nie, musiały skupiać się na romansach dawnej mnie z niesamowitym Szkotem. Cholera.
Nie spodziewałam się, że jeszcze teraz zasnę, ale była naprawdę wczesna godzina. Mogłam wstać około dziewiątej, bo wtedy Eloise będzie się budzić. Poszłam do kuchni i wykonałam miksturę. Musiałam odpocząć, a poprzedni sen mi to uniemożliwił.Wypiłam napój, dotarłam do kanapy i zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wprawdzie tylko pół godziny wcześniej, niż planowałam wstać, ale to nic nie zmieniało.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu?-Gabriel wpadł do mieszkania, nawet się ze mną nie witając. Może to i lepiej. Głos Glena nadal dźwięczał mi w głowie, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
-Zostawiłam go na górze. Coś się stało?-zmarszczyłam brwi, zamykając drzwi i idąc za nim do salonu.
-Lyn została porwana. Ale nie panikuj, Flo i Tessa się tym zajmują. Evan będzie tu za kilka minut. Dobrze się czujesz? Wyglądasz jak trup.-Gabe dopiero teraz naprawdę mnie zauważył. Skrzywiłam się. Jeśli jeszcze raz to zrobię w ciągu najbliższych kilku godzin, to już mi tak zostanie.
-Eloise wpadła przenocować, musiałam się nią zająć. A potem zasnęłam na kanapie, co nie należało do najwygodniejszych czynności w moim życiu. Dziękuję za komplement. Co z Lynette?
-Nate i Kieran. Oh, przepraszam.-Gabriel się uspokoił i podszedł do mnie, żeby mnie objąć. Automatycznie się odsunęłam. Wiedziałam, jak niezręcznie będzie to wyglądać, jeśli zostanę w miejscu, więc odwróciłam się i poszłam do kuchni.
-Chcesz kawy?-spytałam go. Gabe poszedł za mną i pokręcił głową.
-Już piłem.
-Oh, okay. Hmm... zaraz wracam. Idę się przebrać.-teleportowałam się na górę, by nie musieć znosić jego spojrzenia na plecach. Wzięłam prysznic i ubrałam się szybko. Zanim zeszłam na dół, wstąpiłam jeszcze do pokoju gościnnego. Eloise właśnie się budziła
-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się do niej.-Wyspałaś się?
-Nie bardzo.-powiedziała dziewczyna.-Mogłabym spać kilka dni.
-Na razie możesz spać. Przyjdę do ciebie później.-powiedziałam i zamknęłam drzwi. Sprawdziłam telefon, który wzięłam z sypialni. Tessa zostawiła mi kilka wiadomości na skrzynce, tak samo Gabe i Evan. Wszystkie dotyczyły tego samego. Porwania Lyn.
Wybrałam numer do Wrena. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Tak?
-Słyszałeś o Lyn?-spytałam wprost.
-Co jej jest?-w jego głosie wychwyciłam panikę. A więc nikt mu nie powiedział.
-Nate i Kieran. Florence i Tessa podobno się tym zajmują, a będą w domu za jakąś godzinę. Możesz wtedy wpaść.
-Będę na pewno.-rozłączył się.
Zeszłam na dół, gdzie oprócz Gabriela, na kanapie siedział Evan.
-Louise.-uśmiechnął się do mnie i wstał, żeby mnie przytulić. Nie protestowałam. Musiałam z nim porozmawiać, a nie byłam pewna, czy znajdzie dla mnie czas, skoro spędzał go głównie z Florence. Na razie zwykły uścisk od przyjaciela musiał mi wystarczyć.
-Przepraszam, że nie odbierałam, nie słyszałam telefonu.
-Spokojnie, Każdemu mogło się zdarzyć.-uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem.
-Louise, chciałaś kawę.-Gabe podał mi kubek z parującym napojem. Naszej spojrzenia się spotkały i w oczach Dekkera zobaczyłam smutek pomieszany z uczuciem. Poczucie winy uderzyło mnie jeszcze bardziej.
Tessa tłumaczyła mnie, Gabrielowi i Evanowi co do tej pory udało jej się osiągnąć z Flo. W tym samym czasie moja siostra stawała się coraz bardziej zmieszana. Wiedziałam dlaczego. Za dobrze ją znałam. Bała się, że nie mamy planu, że nie zrobiliśmy tak naprawdę nic.
-Okay.-powiedziałam, kiedy Tessa skończyła.-Ja i Florence musimy odprawić rytuał, żeby sztylety zamieniły się w coś więcej niż pilniki do paznokci. Tessa, zaraz będzie tu Wren, opowiesz mu co i jak. Oprócz tego trzeba zlokalizować Lynette, a potem zastanowić się, jak sprowokować Kierana i Nate'a. Oni nie są głupi, poza tym obserwowali wojnę. Nie nabiorą się na nasze sztuczki. Zostają jeszcze Dan i Casper, którzy muszą mieć ogony. Przez całą dobę.-spojrzałam na Evana i Gabriela.-Znajdziecie odpowiednie osoby, czy mam pogadać z Wrenem albo waszym ojcem?
-Dzięki, że w nas wierzysz. Damy sobie radę.-prychnął Gabriel. Wiedziałam, że uraziłam jego męską dumę, ale trudno.
-Świetnie. Tess, ty i Wren zlokalizujcie Lyn. Tylko dyskretnie. Sprawdźcie telefon, użyjcie magii... na cokolwiek wpadniecie. Florence, potrzebuję opisu rytuału. I zadzwoń do Christiana, żeby przysłał wszystko, co do tej pory zebrał i jest konieczne do rytuału. Może wysłać Matta.
-A ty?-Gabe spojrzał na mnie, unosząc brew.
-Idę się zając Eloise, to chyba logiczne.-zerknęłam na zegarek.-Jestem w stanie założyć się o dychę, że Elias będzie tu za pół godziny.