-Wcześnie wstałeś.-zauważyłam, siadając koło niego.
-Croissanty szybko się rozchodzą.-odparł i pocałował mnie szybko.-Byłem w Lille, pogadać z Tessą. Ona i Lyn przechodzą kryzys. I przy okazji kupiłem nam śniadanie we francuskiej boulangerie.
-Gabe, nigdy chyba nie przestaniesz mnie zaskakiwać.-zaśmiałam się i pocałowałam go.-Mam nadzieję, że między Tessą i Lyn się ułoży. Tego zerwania nikt nie przeżyje.-westchnęłam i sięgnęłam po rogalika.-Wren dzwonił?
-Jeszcze nie. Zadzwonię do niego zanim pójdziemy do domu.-obiecał.-Znalazłaś coś ciekawego w księdze?
-Jeszcze nie. Dzisiaj do tego usiądę.-obiecałam i wypiłam trochę kawy, podwijając nogi pod siebie. Gabe spojrzał na mnie podejrzliwie, smarując bagietkę jakimś serem. Sięgnął po pilota i ściszył telewizję.
-Okay, co się dzieje-spytał, siadając tak, żeby móc spojrzeć prosto na mnie. Pokręciłam głową.
-Nic się nie dzieje, Gabe. Oprócz tego, że kiedyś będziesz chciał mieć rodzinę, a ze mną może ci się to nie udać. I że nie potrafię funkcjonować w związku, co zresztą już zauważyłeś.-odpowiedziałam, czując jakbym w końcu zdjęła z siebie ciężar. Oboje źle funkcjonowaliśmy, będąc oficjalnie razem. Nie wychodziły nam randki, chodzenie za ręce, nie byłam nawet pewna czy wspólne śniadania. I oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
Jednak Gabriel tylko westchnął ciężko, złapał mnie za kostki i przyciągnął do siebie. Chwilę później górował nade mną, patrząc mi w oczy.
-Louise, nie martwimy się teraz dziećmi. Rozmawialiśmy już o tym.-powiedział i pocałował mnie, a potem przejechał ustami po mojej szyi.-To po pierwsze. A po drugie, nie musimy dobrze funkcjonować w schematycznym związku pełnym romantycznych momentów. Jesteśmy Louise i Gabrielem, parą, która była zaręczona, nie będąc razem; która ma lekko psychopatyczne skłonności i w której oboje umarliśmy i wróciliśmy do życia.
Zaśmiałam się i objęłam ramionami jego szyję. Przyciągnęłam jego usta do swoich.
-Dobrze, Gabrielu Dekkerze. Będę z tobą funkcjonować w tym niekonwencjonalnym związku.-zaśmiałam się znowu i pocałowałam go, chwytając za brzeg jego koszulki i ściągając ją.
Usiadłam w swoim gabinecie w siedzibie Rady, stawiając na swoim biurku kawę i kładąc księgę. Musiało tam być jakieś zaklęcie, czar, urok, rytuał, który pomógłby zniszczyć Carlisle'a. Jednak ilość opisanych w księdze zaklęć była ogromna, a ja nadal nie byłam w połowie.
Sprawdziłam telefon i maile. Lynette wysłała zdjęcia z Francji, dodając, że świetnie się bawi. Na żadnym zdjęciu nie było Tessy. Wren nie dzwonił od kiedy rozmawiał z Gabrielem rano - jego ludzie prawie dogonili Cedrica, ale wymknął im się w ostatniej chwili. Do tego, Christian przypomniał, że nasza kuzynka przyjeżdża i powinniśmy się z nią spotkać, jak będzie po wszystkim. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Niedziela. W pracy. Miałam trzy dni.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Podniosłam głowę, zaskoczona. Zawołałam "Proszę" i spoglądałam zaciekawiona na wejście. Pojawił się w nim Glen, zaglądając ostrożnie, jakby bał się, że napotka tu stado zombie.
-Przeszkadzam?-spytał niepewnie. Pokręciłam głową. Szkot wszedł i nerwowo potargał ręką włosy.
-Muszę na trochę wyjechać.-oznajmił. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Dlaczego?
-Mam coś ważnego do załatwienia w Szkocji. Przepraszam, wiem, że to nie najlepszy moment na takie wyjazdy, ale to naprawdę pilne.
-Glen, co się dzieje? Co jest takiego pilnego?
-Nic, czym powinnaś sobie zaprzątać teraz głowę.-zapewnił mnie Szkot z niespotykaną u niego stanowczością. Potem zerknął na księgę, wziął ją do ręki, odnalazł odpowiednią stronę, a potem odłożył ją znów na moje biurko.-Pomyśl o tym.
Następnie Glen wstał, obszedł moje biurko, żeby mnie uściskać i po chwili był już za drzwiami.
A ja zagłębiłam się w lekturze rytuału.
Florence patrzyła niepewnie to na mnie, to na Gabriela. Evan ze zmarszczonymi brwiami czytał po raz kolejny opis rytuału, a Robert siedział z założonymi rękami, patrząc na nas wyczekująco.
-To może się udać.-stwierdziła Kira, opierająca się o kanapę obok mnie.-Zależy, czy Gabriel się zgodzi.
Przedstawiłam im pomysł chwilę temu i wszyscy nadal próbowali go przetrawić.
-Nie będę wymyślał głupich, egoistycznych wymówek, dlaczego miałbym się nie zgodzić.-odparł Gabe, nie odrywając wzroku od księgi.-To dobry pomysł. To jedyna opcja.
-Nie musisz tego robić.-zaznaczyłam, podchodząc do niego i przytulając go od tyłu.-Nie musisz się poświęcać.
-Gdybym musiał, to nie byłoby poświęcenie.-zauważył chłopak.-Weźmy się do pracy. Mamy mało czasu.
Wszyscy pokiwali głowami.
-Gdzie chcesz to wykonać?-spytał Robert, przeglądając ponownie opis rytuału.
-Carlisle chciał, żebym przyniosła ją do niego, ale myślę, że może uda się go ściągnąć gdzieś indziej. W Formby jest pewne miejsce, o którym mało kto wie. Niedaleko plaży, w lesie, są reszty budowli przypominającej Stonehenge. Księga mówi, o miejscu naznaczonym magią, więc powinno się udać.
-Wiem gdzie to. Mogę jechać natychmiast i wszystko przygotować na miejscu.-zadeklarowała się Florence.-Wezmę ze sobą Gabriela.
-Świetnie.-uśmiechnęłam się.-Evan, potrzebujemy wsparcia łowców. Ale niewykrytego.
-Pójdę z nim i wszystko załatwimy.-zapewniła Kira. Pokiwałam głową. Zostałam ja i Robert.
-Muszę załatwić coś z Wrenem. Robert, porozmawiaj z Johnem o zapewnieniu ochrony wszystkim. Ah, Kira, mogłabyś skontaktować się z Aaronem? Mógłby zabrać Lolę.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Florence szybko podeszła do mnie.
-W kogo zamierzasz przelać energię?-spytała.-Chcesz przywrócić Is?
-Is poświęciła swoje życie. Nie możemy jej przywrócić. Na tym polega cały plan z Carlislem.-wyjaśniłam. Musiałam jej powiedzieć co chciałam zrobić.-Chcę przywrócić Keegana.
-Keegana? Ale... to było pięć lat temu. Myślisz, że to dobry pomysł?
Skinęłam głową. Florence przyglądała mi się podejrzliwie jeszcze przez chwilę, a potem wzruszyła ramionami.
-Okay. To widzimy się na miejscu.
Popatrzyłam za nią, gdy odchodziła w stronę Gabriela. Westchnęłam i poszłam po samochód. Pod dom Wrena dojechałam kilka minut później. Chłopak otworzył mi zaspany.
-Louise, co tu robisz?
-Mamy plan jak pozbyć się Carlilse'a... Eloise jest u ciebie?
-Nie, jest z Eliasem i Mattem.-odparł.-Wejdź.
Przepuścił mnie w drzwiach, a ja weszłam i ruszyłam do salonu. Wren usiadł na przeciwko mnie. Zaczęłam opowiadać mu o planie i wyjaśniłam, że chcę przywrócić Keegana i potrzebuję do tego jakiś jego rzeczy. Wren pokiwał głową i obiecał, że przyniesie coś z archiwum. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Chłopak poszedł otworzyć, a ja ruszyłam za nim.
-Cass.-Wren wyglądał na zaskoczonego. Przyjrzałam się dziewczynie, która stała w drzwiach. Była wysoką, olśniewająco piękną blondynką o niesamowicie długich nogach i błyszczących, niebieskich oczach. Byłam bliska rozdziawienia ust z podziwu.-Co tu robisz?
-Nie nachodzę cię w środku nocy.-odparła zgryźliwie Cass.-Wpuścisz mnie do środka, czy mam tak stać?
Wren pokręcił głową i przepuścił ją w drzwiach. Dziewczyna zdjęła płaszcz. Ubrana była w zwykłe, ciemne dżinsy i niebieską koszulę, ale była jedną z tych osób, które zawsze wyglądają, jakby właśnie zeszły z wybiegu. Cass spojrzała na mnie i uniosła brew.
-Cassandra Kirkland.-przedstawiła się, wyciągając rękę w geście przywitania. Uścisnęłam jej dłoń.
-Louise Tempest. Przepraszam, jeśli zabrzmię nieuprzejmie, ale kim jesteś?
-Wren o mnie nie wspominał?-zerknęła na niego rozbawiona.-Nie dziwię się. Byłam jego dziewczyną, dopóki nie zaszalał za bardzo. Możemy usiąść?
-Możemy nie wspominać tego co było?-mruknął Wren, gestem zapraszając nas do salonu. Cass usiadła na kanapie, ja na fotelu. Wren postanowił zostać w pozycji stojącej.
-Jackie odwiedziła mnie dziś rano. Najwyraźniej Cedric wybiera się jutro do Rio, aby namówić jakąś ważną osobistość do współpracy. Jackie nie dosłyszała nazwiska, ale to ma coś wspólnego z firmą, która produkuje broń.
Wren i ja wymieniliśmy spojrzenia. Szybko wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Gabriela, a potem do Evana, żeby wszystko im powiedzieć. Mieliśmy mało czasu, jeśli nie chcieliśmy powtórki z dojścia Cedrica do władzy.
Łowcy byli ustawieni na odpowiednich pozycjach. Evan i Wren wszystko dokładnie zaplanowali. Flo i ja wymieniłyśmy spojrzenia. Wszystko było gotowe.
-Możemy jechać.-zapowiedział Gabriel. Uniosłam brew.
-Nigdzie nie jedziemy. Flo odblokowała mi moce. Teleportujemy się do Carlisle'a.-złapałam go za rękę.
-Kocham cię.-powiedział szybko, a ja się tylko uśmiechnęłam. Sekundę później byliśmy w gabinecie Carlisle'a. Był on jednak pusty. Gabe spojrzał na mnie zdziwiony, ale szybko rozpłynął się w powietrzu, stając się niewidzialnym. Chwilę potem drzwi się otworzyły i stanął w nich ojciec Cedrica we własnej osobie.
-Louise? Co ty tu robisz?-spytał zaskoczony.-Nie prosiłem, żebyś przyszła.
-Przyniosłam księgę.-odpowiedziałam i wyciągnęłam księgę w jego stronę. Carlisle zrobił kilka kroków w moją stronę. Jednak wtedy otworzyły się drzwi i stanęła w nich Maud.
-Louise? Dzisiaj?-zdziwiła się. Jednak szybko dostrzegła księgę i zamarła w podziwie. Podeszła, aby ją zobaczyć. Ona i Carlisle dotknęli jej w tym samym momencie. I tyle wystarczyło.
Gabe i ja przenieśliśmy ich natychmiast do Formby. Maud była wprawdzie niezaplanowanym elementem, ale Gabe szybko przekazał ją łowcom.
Nie było potrzeby wygłaszania wielkich monologów. Florence rzuciła, na zaskoczonego całą sytuacją Carlisle'a, zaklęcie snu i mężczyzna szybko padł na ziemię. Porozumiewałam się z siostrą jedynie za pomocą spojrzeń.
Rozpoczęłyśmy rytuał, korzystając z instrukcji znalezionych w księdze. Kiedy została ostatnia rzecz, spojrzałam na Gabriela. Widziałam, że się nie waha, ale nie było to coś, co miał ochotę zrobić. Złapałam go za rękę i wypowiedziałam zaklęcie, równocześnie z siostrą. Chwilę później Gabe również leżał na ziemi, nieprzytomny. Ale nie mogłam przerwać rytuału, żeby mu pomóc. jego demon został poświęcony. Wzięłam do ręki sztylet i poczekałam, aż Carlisle się rozbudzi.
-Naprawdę zostałam do końca.-powiedziałam cicho i wbiłam ostrze w jego serce.
Opadłam na kolana i odetchnęłam głęboko.
-To koniec.-powiedziała Flo, podchodząc do mnie i obejmując mnie.-Koniec.
Przytuliłam siostrę.
-Lola. Aaron już pewnie ją przyprowadził.-zauważyłam i odsunęłam się trochę, aby podejść do Gabriela. Jego stan był inny niż Louisa.-Cholera. Evan, zabieram Gabriela do szpitala!-krzyknęłam i złapałam blondyna mocno za rękę. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam przed teleportacją, był podnoszący się na nogi Keegan Lowe.
-Jeszcze nie. Zadzwonię do niego zanim pójdziemy do domu.-obiecał.-Znalazłaś coś ciekawego w księdze?
-Jeszcze nie. Dzisiaj do tego usiądę.-obiecałam i wypiłam trochę kawy, podwijając nogi pod siebie. Gabe spojrzał na mnie podejrzliwie, smarując bagietkę jakimś serem. Sięgnął po pilota i ściszył telewizję.
-Okay, co się dzieje-spytał, siadając tak, żeby móc spojrzeć prosto na mnie. Pokręciłam głową.
-Nic się nie dzieje, Gabe. Oprócz tego, że kiedyś będziesz chciał mieć rodzinę, a ze mną może ci się to nie udać. I że nie potrafię funkcjonować w związku, co zresztą już zauważyłeś.-odpowiedziałam, czując jakbym w końcu zdjęła z siebie ciężar. Oboje źle funkcjonowaliśmy, będąc oficjalnie razem. Nie wychodziły nam randki, chodzenie za ręce, nie byłam nawet pewna czy wspólne śniadania. I oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
Jednak Gabriel tylko westchnął ciężko, złapał mnie za kostki i przyciągnął do siebie. Chwilę później górował nade mną, patrząc mi w oczy.
-Louise, nie martwimy się teraz dziećmi. Rozmawialiśmy już o tym.-powiedział i pocałował mnie, a potem przejechał ustami po mojej szyi.-To po pierwsze. A po drugie, nie musimy dobrze funkcjonować w schematycznym związku pełnym romantycznych momentów. Jesteśmy Louise i Gabrielem, parą, która była zaręczona, nie będąc razem; która ma lekko psychopatyczne skłonności i w której oboje umarliśmy i wróciliśmy do życia.
Zaśmiałam się i objęłam ramionami jego szyję. Przyciągnęłam jego usta do swoich.
-Dobrze, Gabrielu Dekkerze. Będę z tobą funkcjonować w tym niekonwencjonalnym związku.-zaśmiałam się znowu i pocałowałam go, chwytając za brzeg jego koszulki i ściągając ją.
Usiadłam w swoim gabinecie w siedzibie Rady, stawiając na swoim biurku kawę i kładąc księgę. Musiało tam być jakieś zaklęcie, czar, urok, rytuał, który pomógłby zniszczyć Carlisle'a. Jednak ilość opisanych w księdze zaklęć była ogromna, a ja nadal nie byłam w połowie.
Sprawdziłam telefon i maile. Lynette wysłała zdjęcia z Francji, dodając, że świetnie się bawi. Na żadnym zdjęciu nie było Tessy. Wren nie dzwonił od kiedy rozmawiał z Gabrielem rano - jego ludzie prawie dogonili Cedrica, ale wymknął im się w ostatniej chwili. Do tego, Christian przypomniał, że nasza kuzynka przyjeżdża i powinniśmy się z nią spotkać, jak będzie po wszystkim. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Niedziela. W pracy. Miałam trzy dni.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Podniosłam głowę, zaskoczona. Zawołałam "Proszę" i spoglądałam zaciekawiona na wejście. Pojawił się w nim Glen, zaglądając ostrożnie, jakby bał się, że napotka tu stado zombie.
-Przeszkadzam?-spytał niepewnie. Pokręciłam głową. Szkot wszedł i nerwowo potargał ręką włosy.
-Muszę na trochę wyjechać.-oznajmił. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Dlaczego?
-Mam coś ważnego do załatwienia w Szkocji. Przepraszam, wiem, że to nie najlepszy moment na takie wyjazdy, ale to naprawdę pilne.
-Glen, co się dzieje? Co jest takiego pilnego?
-Nic, czym powinnaś sobie zaprzątać teraz głowę.-zapewnił mnie Szkot z niespotykaną u niego stanowczością. Potem zerknął na księgę, wziął ją do ręki, odnalazł odpowiednią stronę, a potem odłożył ją znów na moje biurko.-Pomyśl o tym.
Następnie Glen wstał, obszedł moje biurko, żeby mnie uściskać i po chwili był już za drzwiami.
A ja zagłębiłam się w lekturze rytuału.
Florence patrzyła niepewnie to na mnie, to na Gabriela. Evan ze zmarszczonymi brwiami czytał po raz kolejny opis rytuału, a Robert siedział z założonymi rękami, patrząc na nas wyczekująco.
-To może się udać.-stwierdziła Kira, opierająca się o kanapę obok mnie.-Zależy, czy Gabriel się zgodzi.
Przedstawiłam im pomysł chwilę temu i wszyscy nadal próbowali go przetrawić.
-Nie będę wymyślał głupich, egoistycznych wymówek, dlaczego miałbym się nie zgodzić.-odparł Gabe, nie odrywając wzroku od księgi.-To dobry pomysł. To jedyna opcja.
-Nie musisz tego robić.-zaznaczyłam, podchodząc do niego i przytulając go od tyłu.-Nie musisz się poświęcać.
-Gdybym musiał, to nie byłoby poświęcenie.-zauważył chłopak.-Weźmy się do pracy. Mamy mało czasu.
Wszyscy pokiwali głowami.
-Gdzie chcesz to wykonać?-spytał Robert, przeglądając ponownie opis rytuału.
-Carlisle chciał, żebym przyniosła ją do niego, ale myślę, że może uda się go ściągnąć gdzieś indziej. W Formby jest pewne miejsce, o którym mało kto wie. Niedaleko plaży, w lesie, są reszty budowli przypominającej Stonehenge. Księga mówi, o miejscu naznaczonym magią, więc powinno się udać.
-Wiem gdzie to. Mogę jechać natychmiast i wszystko przygotować na miejscu.-zadeklarowała się Florence.-Wezmę ze sobą Gabriela.
-Świetnie.-uśmiechnęłam się.-Evan, potrzebujemy wsparcia łowców. Ale niewykrytego.
-Pójdę z nim i wszystko załatwimy.-zapewniła Kira. Pokiwałam głową. Zostałam ja i Robert.
-Muszę załatwić coś z Wrenem. Robert, porozmawiaj z Johnem o zapewnieniu ochrony wszystkim. Ah, Kira, mogłabyś skontaktować się z Aaronem? Mógłby zabrać Lolę.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Florence szybko podeszła do mnie.
-W kogo zamierzasz przelać energię?-spytała.-Chcesz przywrócić Is?
-Is poświęciła swoje życie. Nie możemy jej przywrócić. Na tym polega cały plan z Carlislem.-wyjaśniłam. Musiałam jej powiedzieć co chciałam zrobić.-Chcę przywrócić Keegana.
-Keegana? Ale... to było pięć lat temu. Myślisz, że to dobry pomysł?
Skinęłam głową. Florence przyglądała mi się podejrzliwie jeszcze przez chwilę, a potem wzruszyła ramionami.
-Okay. To widzimy się na miejscu.
Popatrzyłam za nią, gdy odchodziła w stronę Gabriela. Westchnęłam i poszłam po samochód. Pod dom Wrena dojechałam kilka minut później. Chłopak otworzył mi zaspany.
-Louise, co tu robisz?
-Mamy plan jak pozbyć się Carlilse'a... Eloise jest u ciebie?
-Nie, jest z Eliasem i Mattem.-odparł.-Wejdź.
Przepuścił mnie w drzwiach, a ja weszłam i ruszyłam do salonu. Wren usiadł na przeciwko mnie. Zaczęłam opowiadać mu o planie i wyjaśniłam, że chcę przywrócić Keegana i potrzebuję do tego jakiś jego rzeczy. Wren pokiwał głową i obiecał, że przyniesie coś z archiwum. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Chłopak poszedł otworzyć, a ja ruszyłam za nim.
-Cass.-Wren wyglądał na zaskoczonego. Przyjrzałam się dziewczynie, która stała w drzwiach. Była wysoką, olśniewająco piękną blondynką o niesamowicie długich nogach i błyszczących, niebieskich oczach. Byłam bliska rozdziawienia ust z podziwu.-Co tu robisz?
-Nie nachodzę cię w środku nocy.-odparła zgryźliwie Cass.-Wpuścisz mnie do środka, czy mam tak stać?
Wren pokręcił głową i przepuścił ją w drzwiach. Dziewczyna zdjęła płaszcz. Ubrana była w zwykłe, ciemne dżinsy i niebieską koszulę, ale była jedną z tych osób, które zawsze wyglądają, jakby właśnie zeszły z wybiegu. Cass spojrzała na mnie i uniosła brew.
-Cassandra Kirkland.-przedstawiła się, wyciągając rękę w geście przywitania. Uścisnęłam jej dłoń.
-Louise Tempest. Przepraszam, jeśli zabrzmię nieuprzejmie, ale kim jesteś?
-Wren o mnie nie wspominał?-zerknęła na niego rozbawiona.-Nie dziwię się. Byłam jego dziewczyną, dopóki nie zaszalał za bardzo. Możemy usiąść?
-Możemy nie wspominać tego co było?-mruknął Wren, gestem zapraszając nas do salonu. Cass usiadła na kanapie, ja na fotelu. Wren postanowił zostać w pozycji stojącej.
-Jackie odwiedziła mnie dziś rano. Najwyraźniej Cedric wybiera się jutro do Rio, aby namówić jakąś ważną osobistość do współpracy. Jackie nie dosłyszała nazwiska, ale to ma coś wspólnego z firmą, która produkuje broń.
Wren i ja wymieniliśmy spojrzenia. Szybko wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Gabriela, a potem do Evana, żeby wszystko im powiedzieć. Mieliśmy mało czasu, jeśli nie chcieliśmy powtórki z dojścia Cedrica do władzy.
Łowcy byli ustawieni na odpowiednich pozycjach. Evan i Wren wszystko dokładnie zaplanowali. Flo i ja wymieniłyśmy spojrzenia. Wszystko było gotowe.
-Możemy jechać.-zapowiedział Gabriel. Uniosłam brew.
-Nigdzie nie jedziemy. Flo odblokowała mi moce. Teleportujemy się do Carlisle'a.-złapałam go za rękę.
-Kocham cię.-powiedział szybko, a ja się tylko uśmiechnęłam. Sekundę później byliśmy w gabinecie Carlisle'a. Był on jednak pusty. Gabe spojrzał na mnie zdziwiony, ale szybko rozpłynął się w powietrzu, stając się niewidzialnym. Chwilę potem drzwi się otworzyły i stanął w nich ojciec Cedrica we własnej osobie.
-Louise? Co ty tu robisz?-spytał zaskoczony.-Nie prosiłem, żebyś przyszła.
-Przyniosłam księgę.-odpowiedziałam i wyciągnęłam księgę w jego stronę. Carlisle zrobił kilka kroków w moją stronę. Jednak wtedy otworzyły się drzwi i stanęła w nich Maud.
-Louise? Dzisiaj?-zdziwiła się. Jednak szybko dostrzegła księgę i zamarła w podziwie. Podeszła, aby ją zobaczyć. Ona i Carlisle dotknęli jej w tym samym momencie. I tyle wystarczyło.
Gabe i ja przenieśliśmy ich natychmiast do Formby. Maud była wprawdzie niezaplanowanym elementem, ale Gabe szybko przekazał ją łowcom.
Nie było potrzeby wygłaszania wielkich monologów. Florence rzuciła, na zaskoczonego całą sytuacją Carlisle'a, zaklęcie snu i mężczyzna szybko padł na ziemię. Porozumiewałam się z siostrą jedynie za pomocą spojrzeń.
Rozpoczęłyśmy rytuał, korzystając z instrukcji znalezionych w księdze. Kiedy została ostatnia rzecz, spojrzałam na Gabriela. Widziałam, że się nie waha, ale nie było to coś, co miał ochotę zrobić. Złapałam go za rękę i wypowiedziałam zaklęcie, równocześnie z siostrą. Chwilę później Gabe również leżał na ziemi, nieprzytomny. Ale nie mogłam przerwać rytuału, żeby mu pomóc. jego demon został poświęcony. Wzięłam do ręki sztylet i poczekałam, aż Carlisle się rozbudzi.
-Naprawdę zostałam do końca.-powiedziałam cicho i wbiłam ostrze w jego serce.
Opadłam na kolana i odetchnęłam głęboko.
-To koniec.-powiedziała Flo, podchodząc do mnie i obejmując mnie.-Koniec.
Przytuliłam siostrę.
-Lola. Aaron już pewnie ją przyprowadził.-zauważyłam i odsunęłam się trochę, aby podejść do Gabriela. Jego stan był inny niż Louisa.-Cholera. Evan, zabieram Gabriela do szpitala!-krzyknęłam i złapałam blondyna mocno za rękę. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam przed teleportacją, był podnoszący się na nogi Keegan Lowe.