Ostatnie tygodnie miały jeden i ten sam schemat. Praca, impreza z Louisem i lądowanie u Christiana. Mężczyzna widywał mnie w różnym stanie. Nasza relacja opierała się na byciu przyjaciółmi z korzyściami. Z punktu widzenia osób trzecich mogłoby się to wydawać chore, mężczyzna który sypia z dziewczyną w wieku swojego syna. No cóż, normalność jest nudna.
-Ziemia do Grace! - Louis machał mi ręką przed twarzą. - Od dziesięciu minut siedzisz w bezruchu.
Wróciłam do rzeczywistości w której do Louisa kleiła się jakaś brunetka. Niski wzrost, rozmazany makijaż, iloraz inteligencji poniżej przeciętny.
-Pójdę już. - mruknęłam cicho. -Z resztą widzę, że masz już towarzystwo na poziomie.
-Grace? Wszystko w porządku? -Louis zmarszczył brwi.
-Tak? - warknęłam oschle. -Może po prostu nie mam ochoty na imprezę dzisiaj?
-Dobra. To wracamy do domu. -powiedział Louis z uśmiechem.
-Idę do Christiana. -wzięłam torebkę i zostawiłam Louisa w towarzystwie tej idiotki. Czemu musiał wybierać dziewczyny które do niego nie pasują? I dlaczego tak mnie to obchodzi. Szłam szybko pokonując kolejne uliczki, gdy nagle się zatrzymałam.
-Cholera! - mruknęłam, gdy uświadomiłam sobie, że wszystkie wybranki Louisa irytowały mnie z jednego powodu - nie były mną. Czułam coś do cholernego Louisa Parka i zdecydowanie nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Miałam ochotę krzyczeć. Wykrzyczeć mu ze jest ślepym idiotą. Że żałuję, że go poznałam. I że najbardziej na świecie, żałuję że jestem w nim zakochana. Weszłam do najbliższego sklepu i zakupiłam kilka butelek wina. Nim doszłam do Christiana, wszystkie były puste. W windzie oparłam się o ścianę i wybrałam numer Louisa. Musiałam mu wszystko powiedzieć. Na szczęście włączyła się poczta głosowa z przepełnioną ilością wiadomości, które zapewne były ode mnie. Oparłam się o framugę i zapukałam do drzwi. Christian otworzył mi po chwili i spojrzał na mnie z lekką dezaprobatą.
-Wyglądasz lepiej niż zwykle. -powiedział prowadząc mnie do kanapy. - Co się stało?
-Louis Park się stał. - zaśmiałam się cicho. -Jak ja go nienawidzę!
-Ziemia do Grace! - Louis machał mi ręką przed twarzą. - Od dziesięciu minut siedzisz w bezruchu.
Wróciłam do rzeczywistości w której do Louisa kleiła się jakaś brunetka. Niski wzrost, rozmazany makijaż, iloraz inteligencji poniżej przeciętny.
-Pójdę już. - mruknęłam cicho. -Z resztą widzę, że masz już towarzystwo na poziomie.
-Grace? Wszystko w porządku? -Louis zmarszczył brwi.
-Tak? - warknęłam oschle. -Może po prostu nie mam ochoty na imprezę dzisiaj?
-Dobra. To wracamy do domu. -powiedział Louis z uśmiechem.
-Idę do Christiana. -wzięłam torebkę i zostawiłam Louisa w towarzystwie tej idiotki. Czemu musiał wybierać dziewczyny które do niego nie pasują? I dlaczego tak mnie to obchodzi. Szłam szybko pokonując kolejne uliczki, gdy nagle się zatrzymałam.
-Cholera! - mruknęłam, gdy uświadomiłam sobie, że wszystkie wybranki Louisa irytowały mnie z jednego powodu - nie były mną. Czułam coś do cholernego Louisa Parka i zdecydowanie nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Miałam ochotę krzyczeć. Wykrzyczeć mu ze jest ślepym idiotą. Że żałuję, że go poznałam. I że najbardziej na świecie, żałuję że jestem w nim zakochana. Weszłam do najbliższego sklepu i zakupiłam kilka butelek wina. Nim doszłam do Christiana, wszystkie były puste. W windzie oparłam się o ścianę i wybrałam numer Louisa. Musiałam mu wszystko powiedzieć. Na szczęście włączyła się poczta głosowa z przepełnioną ilością wiadomości, które zapewne były ode mnie. Oparłam się o framugę i zapukałam do drzwi. Christian otworzył mi po chwili i spojrzał na mnie z lekką dezaprobatą.
-Wyglądasz lepiej niż zwykle. -powiedział prowadząc mnie do kanapy. - Co się stało?
-Louis Park się stał. - zaśmiałam się cicho. -Jak ja go nienawidzę!
-Przecież się przyjaźnicie? - Christian zmarszczył brwi. - Coś się stało?
-No przyjaźnimy się. - powiedziałam, ściągając buty. -Ale przypadkiem się w nim zakochałam. Jak mogłam się w nim zakochać? Przecież on jest wkurzający, przyzwyczajony, że wszystko przychodzi łatwo, jest płytki, wkurza mnie jego karcący wzrok, kiedy robię coś głupiego. Jego cholerna troska, nie przesadzajmy potrafię o siebie zadbać... No przynajmniej czasem.
-Dlaczego aż tak Cię przeraża fakt, że się zakochałaś? - spytał Christian siadając obok mnie. - To chyba jakiś postęp.
-Bo zakochanie niesie ze sobą ból i cierpienie. Ja już się nacierpiałam. - mruknęłam.
-I do końca życia chcesz miewać jednorazowe przygody?
-Z Tobą się jeszcze przyjaźnię. - mruknęłam, opadając na kanapę.
-Świetnie pomysł na życie Grace, sypianie z ojcami swoich znajomych. - Christian wywrócił oczami.-Powinnaś porozmawiać z Louisem.
-I co? Nawet jeśli w jego zobojętniałym sposobie życia, pojawiłaby się myśl, że mógłby ze mną być, to jakby to się skończyło? Spróbowalibyśmy, po miesiącu zaczęlibyśmy się kłócić, wzajemnie zdradzać, aż w końcu rozstalibyśmy się w nienawiści i już nigdy byśmy nie rozmawiali ze sobą.
-Widzę, optymistycznie do tego podchodzisz. - mruknął rozbawiony Christian, wstając i wyciągając z komody koc.
-Jestem realistką. - mruknęłam zmęczona. -Ja i Louis? To nie ma prawa się zdarzyć.
-Niezbadane są ścieżki losu, Grace. - powiedział Christian, podchodząc do mnie i okrywając mnie kocem. - Idź już spać. Dobrze Ci to zrobi. Dobranoc.
Odpowiedziałam cicho i po chwili już spałam.
-No przyjaźnimy się. - powiedziałam, ściągając buty. -Ale przypadkiem się w nim zakochałam. Jak mogłam się w nim zakochać? Przecież on jest wkurzający, przyzwyczajony, że wszystko przychodzi łatwo, jest płytki, wkurza mnie jego karcący wzrok, kiedy robię coś głupiego. Jego cholerna troska, nie przesadzajmy potrafię o siebie zadbać... No przynajmniej czasem.
-Dlaczego aż tak Cię przeraża fakt, że się zakochałaś? - spytał Christian siadając obok mnie. - To chyba jakiś postęp.
-Bo zakochanie niesie ze sobą ból i cierpienie. Ja już się nacierpiałam. - mruknęłam.
-I do końca życia chcesz miewać jednorazowe przygody?
-Z Tobą się jeszcze przyjaźnię. - mruknęłam, opadając na kanapę.
-Świetnie pomysł na życie Grace, sypianie z ojcami swoich znajomych. - Christian wywrócił oczami.-Powinnaś porozmawiać z Louisem.
-I co? Nawet jeśli w jego zobojętniałym sposobie życia, pojawiłaby się myśl, że mógłby ze mną być, to jakby to się skończyło? Spróbowalibyśmy, po miesiącu zaczęlibyśmy się kłócić, wzajemnie zdradzać, aż w końcu rozstalibyśmy się w nienawiści i już nigdy byśmy nie rozmawiali ze sobą.
-Widzę, optymistycznie do tego podchodzisz. - mruknął rozbawiony Christian, wstając i wyciągając z komody koc.
-Jestem realistką. - mruknęłam zmęczona. -Ja i Louis? To nie ma prawa się zdarzyć.
-Niezbadane są ścieżki losu, Grace. - powiedział Christian, podchodząc do mnie i okrywając mnie kocem. - Idź już spać. Dobrze Ci to zrobi. Dobranoc.
Odpowiedziałam cicho i po chwili już spałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz