-Jego stan jest stabilny.-oznajmił mi lekarz beznamiętnym tonem.-Poleży tutaj trochę i zobaczymy kiedy się wybudzi. Nie ma żadnego powodu, dla którego mogłoby mu się coś stać.-zapewnił mnie.
Pokiwałam tylko głową i usiadłam na krześle obok łóżka Gabriela. Lekarz wyszedł, zostawiając mnie z nim samą.
Patrzyłam, jak chłopak spokojnie oddycha. Złapałam go za rękę. Nie wiem jak długo siedziałam jedynie go obserwując. Bałam się o niego. Nie wiedziałam czemu dzieje się tak, a nie inaczej. Dlaczego z Louisem było łagodniej?
O wilku mowa, były demon wszedł do sali i usiadł po drugiej stronie łóżka Gabriela.
-Wszystko będzie z nim dobrze.-powiedział cicho. Nie byłam pewna czy pyta, czy tylko stwierdza fakt.
-Musi być.-mruknęłam. Poczułam napływające poczucie winy. Jeśli Gabrielowi coś się stanie, to będzie moja wina.-Miał rację.-powiedziałam cicho.-Może byłoby nam lepiej, gdybyśmy się nie spotkali.
-Jasne.-Louis prychnął.-Masz zaburzony osąd, Louise. Ty i Gabe przeszliście dużo, ale wytrzymaliście to. Wytrzymaliście wszystkie swoje związki, śmierci, urazy, zabójstwa, chociaż to raczej was przyciąga do siebie... Jedyną przeszkodą dla waszego związku mogę być ja.-Louis uniósł kącik ust w rozbawieniu, a ja mimowolnie zrobiłam to samo.
-Będziesz mu wypominał ten pocałunek, prawda?
-Taki jest mój zamiar.-Louis uśmiechnął się szeroko, a ja się zaśmiałam. Oboje popatrzyliśmy na Gabriela. Ścisnęłam delikatnie jego rękę.
-Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby jemu się coś stało.-powiedziałam, nie odrywając wzroku od jego twarzy.-Kocham go. I wiem, że on kocha mnie. I bałam się tego, bardziej niż czegokolwiek. Łatwiej jest mi prowadzić wojnę z psychopatycznym czarodziejem, który chce przejąć władzę nad światem, niż kochać kogoś, zaangażować się, troszczyć się o tę osobę, planować z nią przyszłość. Ale tym razem nie zamierzam się poddawać, uciekać, ani odpuszczać. Nie tak łatwo jak ostatnio.-wyznałam. Zerknęłam na Louisa, który się delikatnie uśmiechał.
-Dużo osób chciałoby mieć to co ty i Gabe.-westchnął, a ja w odpowiedzi zaśmiałam się cicho.
-Większość wolałaby wersję Evana i Florence. Nie mówię, że oni nie mają problemów, ale... zawsze zwalczają je razem. To jest coś, czego ja i Gabe nie będziemy w stanie osiągnąć.
-Louise Tempest, jesteś najgorszą pesymistką, jaką znam.-Louis wywrócił oczami.-Jasne, oboje jesteście nieco... egoistyczni, egocentryczni... czasem narcystyczni, ale zdarza wam się odłożyć to na bok dla siebie nawzajem. I czasem nawet dla innych ludzi. Motywujecie siebie nawzajem, żeby być lepszymi ludźmi. Co muszę przyznać, bywa okropnie irytujące.
-Gdybyśmy nie byli irytujący, to nie bylibyśmy sobą.-zauważyłam. Louis się zaśmiał.
-Tu muszę przyznać ci rację.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się z wdzięcznością do byłego demona.-Muszę przyznać, że zmieniłeś się od dnia, kiedy cię poznałam. Stałeś się znośny.
-Nawzajem, Tempest. Chociaż nadal zmuszasz mnie do robienia sobie własnej kawy.
Ty razem to ja się zaśmiałam. Chciałam mu odpowiedzieć, ale przerwał mi dzwonek telefonu.
-Przepraszam na chwilę.-mruknęłam i wyszłam z sali, aby odebrać.-Tak, słucham?
-Pani Tempest?-usłyszałam obcy głos w słuchawce, kiedy wpadłam w drodze do recepcji na jakiegoś mężczyznę. Kogoś mi przypominał, ale nie miałam teraz głowy zastanawiać się kogo.
-Tak, to ja.
-Dzwonię z Instytutu. Wiem, że nowa procedura nakazuje dzwonić do przedstawiciela Rady, gdy ktoś próbuje spotkać się z więźniami...
-Do rzeczy.-poprosiłam.
-Panna Margaux Delafosse przyszła spotkać się z Cedrickiem Hawthornem.
-Mógłbyś podać mi pannę Delafosse do telefonu?-poprosiłam, krzywiąc się. Nie miałam pewności co knują Francuzi, ale zapewne nic dobrego.
-Pani Tempest, czy naprawdę musimy przez to przechodzić? Rada francuska chciałaby ocenić, czy więzień nie spowoduje już zagrożenia.-zimny głos Margaux rozległ się w słuchawce.
-Hawthorne jest więźniem angielskiej Rady, a ja nie wydaję ci pozwolenia na spotkanie z nim.-odparłam stanowczo.-Zmieni się to, kiedy skończymy wstępne przesłuchania. Na razie nie chcę, abyście kontaktowali się z Hawthornem. Podaj mi strażnika.
Margaux oddała mu słuchawkę bez słowa protestu. Przekazałam strażnikowi wytyczne i rozłączyłam się. W tym momencie mój telefon rozdzwonił się po raz drugi. Christian. Odebrałam natychmiast.
-Tak?
-Louise, jak się ma Gabriel?-spytał Christian, a w jego głosie słychać było wyraźną troskę.-Obudził się?
-Jeszcze nie. Louis i ja przy nim siedzimy. Lekarz powiedział, że nic mu nie grozi.-streściłam szybko.
-To dobrze. Louise, kiedy Gabe się obudzi, mam nadzieję, że będziesz mogła go na chwilę zostawić. Chciałbym, żebyś przyjechała do mnie z Florence. Powinnyście poznać Haylee i Cindy.-Christian był łagodny, ale wiedziałam, że był stanowczy. Nie miałyśmy wyboru.
-Jasne. Jak tylko Gabriel się obudzi.-obiecałam i szybko się rozłączyłam. Nie byłam pewna, czemu Christianowi nagle tak zaczęło zależeć na rodzinnych spotkaniach. Może przemawiało przeze mnie rozgoryczenie, ale miałam wrażenie, że zależy mu na naszej kuzynce bardziej niż na własnych córkach. W każdym razie, zawracał nam tylko niepotrzebnie głowę problemami. Jakby Cedric, Carlisle i nieprzytomny Gabriel nie wystarczyły. Ah, no i przywrócony do życia Keegan. Jak mogłam zapomnieć.
Przetarłam twarz dłońmi, jakby to miało w czymś pomóc i wróciłam do sali.
-Coś nowego?-spytał Louis. Pokręciłam głową.
-Margaux sprawia tylko problemy. Jak zwykle. I Christian chce, żebyśmy poznały naszą kuzynkę ze Stanów, Haylee. Nie jestem pewna po co, ale mniejsza.-spojrzałam na niego.-Nie umówiłeś się dzisiaj z Grace, żeby świętować?
-Nie.-były demon mruknął pod nosem i zaczął bardzo uważnie przyglądać się maszynom przy łóżku Gabriela. Wywróciłam oczami, ale wiedziałam, że nie ma sensu dociekać. Jak będzie chciał, to sam mi powie. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
-Okay. W takim razie liczę na to, że posiedzisz jeszcze przy nim. Obawiam się, że zaraz zasnę.-westchnęłam z cichym poczuciem winy.
-Jasne. Wyśpij się, należy ci się.-Louis lekko się uśmiechnął. Pokiwałam głową i zwinęłam się pod kocem na kanapie. Nie minęło dużo czasu, a ja odpłynęłam.
Kiedy się obudziłam, Louis przysypiał na krześle, a Gabriel patrzył na naszą dwójkę z wyraźną dezaprobatą.
-Gabriel!-zerwałam się z kanapy, odrzucając koc i podbiegłam do niego. Złapałam go za rękę, zerkając na zegar. Cholera, długo spałam.
-Wasze czuwanie zasługuje na medal.-zażartował Gabe i ścisnął moją rękę.-Jak długo byłem nieprzytomny?
-Jakieś dwie doby. Nie możesz nas winić.-zaśmiałam się z ulgą i pocałowałam go szybko.-Louis!
Brunet drgnął na krześle i spojrzał na nas zaspany. Rozbudził się, gdy zobaczył, że Gabe już nie śpi.
-Jednak żyjesz. Już się bałem, że będę musiał wygłosić wzruszającą przemowę na twoim pogrzebie.-mruknął Louis. Wywróciłam oczami.
-Przegapiłeś okazję ostatnim razem.-odparłam.-Idź powiedzieć lekarzowi, że Gabe się obudził.-spojrzałam na mojego chłopaka.-Zabieram cię do domu.
-Bardzo się z tego powodu cieszę.-Gabe przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Hej, ja też zabieram cię do domu. Mnie się nie należy nagroda?-spytał zgryźliwie Louis, wychodząc. Tym razem to Gabriel wywrócił oczami.
A ja miałam poczucie, że wszystko jest w porządku, chociaż przez ułamek sekundy.
sobota, 9 kwietnia 2016
czwartek, 7 kwietnia 2016
Rozdział 2.01 ~ Florence.
Żartowałyśmy z tym epilogiem. :D wracamy do was z drugą częścią. Przygotujcie się na więcej zaskoczenia, więcej magii i więcej intryg :D
Gabriel się nie ocknął, więc Louise zabrała go do szpitala. Wszyscy zaczęli się zbierać. Trzeba było ukryć wszelkie ślady magii, lecz jedyne o czym mogłam myśleć to Lola. Razem z Evanem, Keeganem i dwoma łowcami wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do Liverpoolu. Łamiąc większość przepisów drogowych, bardzo szybko znaleźliśmy się pod naszym domem. Zauważyłam ludzi John'a oraz łowców pilnujących naszego domu. Evan podszedł do jednego samochodu, ja natomiast ruszyłam do domu. Gdy weszłam do domu usłyszałam gwar rozmów. Zajrzałam do salonu, gdzie Robert, Kira i Christian dyskutowali o czymś zawzięcie. Przy oknie stał Aaron. Wszyscy spojrzeli na mnie i zamilkli.
-Nie żyje. To koniec. Wszystko poszło zgodnie z planem. - powiedziałam, rozglądając się po pomieszczeniu.
-W kuchni. - powiedziała Kira, uśmiechając się przyjaźnie. Od razu ruszyłam do kuchni. Grace stała razem z Eliasem przy kuchence, smażąc naleśniki. Wren pił kawę, a Louis... trzymał na kolanach Lolę, która mu zawzięcie opowiadała o tym, że naleśniki w kształcie ludzkich organów smakują lepiej od naleśników-zwierzątek.
-Mama! - Lola zeskoczyła z kolan Louisa i podbiegła do mnie. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam mocno. Po chwili dołączył do nas Evan.
-Tak bardzo za Tobą tęskniliśmy. - powiedział cicho Evan, a Lola wtuliła się w niego.
-Wow, Florence. Masz córkę. - powiedział Keegan. - Wren!
-Miło Cię widzieć... żywego. -powiedział Wren z uśmiechem i zamknął go w 'braterskim uścisku'.
-Dużo się zmieniło. - mruknął Keegan i spojrzał na mnie.
-Gabriel jest w szpitalu z Louise. - zmieniłam uparcie temat. -Zniósł to gorzej niż przypuszczaliśmy.
-O czym rozmawiają Kira, Robert i reszta? - przerwał mi Evan, a ja spojrzałam na niego zirytowana.
-O tym co dalej z Radą. - odpowiedział Louis, marszcząc brwi gdy Evan bez słowa wyszedł z pomieszczenia. - Flo, pojadę teraz do Gabriela, nie ma sensu, żeby Louise siedziała z nim sama.
-Jasne. - skinęłam głową i posadziłam Lolę na krześle, w momencie gdy Grace nałożyła jej naleśniki na talerz.
-Grace, jedziesz też? - spytał Louis, będąc już przy wyjściu.
-Nie... zostanę pomóc jeszcze. - mruknęła cicho, wyjmując syrop klonowy. Były demon tylko uśmiechnął się lekko i wyszedł.
-Coś nie tak z Evanem? - spytał Elias, podając mi kubek ciepłej kawy. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
-Ostatnio to wszystko. - mruknęłam, spoglądając na jedzącą Lolę.
-Nigdy nie spodziewałem się, że zostaniesz matką w tak młodym wieku. - powiedział Keegan, uśmiechając się lekko. Wyglądał prawie tak jak go zapamiętałam. To zabawne, że komuś takiemu uległam tyle lat temu.
-Ludzie się zmieniają. - mruknęłam cicho.
-Pójdziemy do salonu. - powiedział Wren. - Chodź, stary. Rada pewnie chce Cię poznać.
Spojrzałam na nich gdy wychodzili.
-Dobra. Co jest między Tobą i Louisem? - spojrzałam na Grace, która upuściła łyżeczkę.
-Też to zauważyłaś? - spytał Elias, a ja przytaknęłam. -No to się nie wywiniesz, Grace.
-Wydaje wam się. - Grace wywróciła oczami. - Jestem na strasznym kacu alkoholowo-moralnym. To nie ma nic wspólnego z Louisem. Po prostu mam zwolniony system reagowania.
-Ta, jasne. - mruknął rozbawiony Elias.
-Oj dajcie jej spokój. - mruknęła Lola, przeżuwając naleśnika. -Przecież wujek Louis kocha siebie i swoje skrzypce i nic więcej. Po za tym jest socjopatą. Ma zaburzenia psychiczne spowodowane utratą swojej mocy z którą był związany przez tyle lat. Skoro on nie jest w stanie kochać to nie da też się pokochać. Wiecie, to taka głęboka psychologia.
Nasza trójka spojrzała zaskoczona na Lolę, która jak gdyby nigdy nic przeżuwała swoje naleśniki.
-Och dajcie spokój, czytałam sporo. Opiekunka Aarona dawała mi wszystkie książki. I miałam netflixa więc chill. Ze mną w porządku jak zawsze. - mruknęła Lola, kończąc naleśniki.
-Dobra, wymiękam. To dziecko ma taką zdolność wprowadzania w zakłopotanie, że szkoda gadać. - westchnęła Grace.
-Dekkera z krwi i kości. - mruknęłam, biorąc ja na ręce. - Chodźmy dowiedzieć się o czym debatuje Rada.
-Przejmę kiedyś dowództwo w Radzie. - powiedziała Lola.
-Nie wątpię w to. - uśmiechnęłam się lekko, gdy weszłyśmy do salonu. -Jakie wnioski?
-Robert zostaje w Radzie. - powiedziała Kira. -Aaron za współprace zostaje uniewinniony, ale pod nadzorem, powrót Keegana do świata żywych usprawiedliwimy potrzebą ukrycia się przed pojmanym przestępcą. Zostałam również włączona do Rady. Musimy teraz tylko wprowadzić wszystko w życie i zająć się procesem drugiego syna Carlise'a.
-Musimy się zbierać. - powiedział Evan.
-Nie chcesz mi powiedzieć, że Ty też jedziesz. - spojrzałam na Evana z wyrzutem.
-Mam swoje obowiązki. - mruknął Evan, wstając.
-Obowiązki są dla Ciebie ważniejsze niż rodzina widzę. - wywróciłam oczami.
-To dziwne, że jeszcze nie lecisz pilnować swojej szkoły. - odciął się Evan.
-Bo tylko Dekkerowie stawiają władzę i pozycję nad własną rodzinę. - warknęłam i wyszłam z salonu. Spojrzałam na swoją córkę. - Co byś chciała porobić?
-Pojechać do Twojego wujka! - uśmiechnęła się promiennie. Ruszyłyśmy na górę, gdzie Lola przebrała się w strój księżniczki i ruszyłyśmy w drogę. Podczas drogi Lola opowiadała co robiła będąc więziona. Głównie zajmowała się nią opiekunka Aarona, która starała się odwrócić jej uwagę od tego, że jest porwana. Grała na skrzypcach dopóki zirytowany Cedric jej nie zabronił. Gdy dojechałyśmy do posiadłości Sary i Johna, Lola zaczęła mi robić wykład na temat chemii organicznej. Na szczęście Sara od razu wyszła nas powitać. Wzięła Sarę na ręce i przytuliła ją mocno.
-Jak my wszyscy za Tobą tęskniliśmy. - powiedziała po chwili.
-Spokojnie. - Lola uśmiechnęła się. - Nikt nie zabije słodkiej czterolatki z ponadprzeciętnym ilorazem inteligencji.
-W dodatku takiej skromnej. - zaśmiała się Sara i zaprosiła nas do środka. W salonie siedziała siostra Johna, razem z najstarszą córką.
-John i Kira wrócą razem. - powiedziała Sara. - Coś bardzo ważnego ich zatrzymało. Evan przyjedzie z Mattem i Eloise. Zjecie z nami kolację, prawda?
-Prawda! - zgodziła się radośnie Lola i spojrzała na Sage i Charlie. - Kim jesteście?
-Charlie jest siostrą Johna, a Sage jest jej najstarszą córką. - powiedziała Sara. -U góry jest jeszcze Mia i Erin które właśnie się uczą.
-Masz trójkę dzieci? - spytała Lola. - Masz męża?
-Mam trójkę dzieci. - zaśmiała się Charlie. -Męża nie mam.
-Musicie przyzwyczaić się do Loli, jest bardzo, bardzo inteligentna. - uśmiechnęłam się. Lola zaczęła zadawać mnóstwo pytań Sage i Charlie. A potem Erin i Mii które do nas dołączyły. Postanowiłam pomóc Sarah która przygotowywała kolację. Po jakimś czasie dołączyli do nas Matt z Eliasem, Elo natomiast zaczęła bawić się z Lolą i swoimi kuzynkami. Bracia John'a pojawili się w momencie gdy zaczynaliśmy już jeść.
-Nie czekamy na tatę? - spytał Elias, nakładając sobie sałatki. Siedzieliśmy w rodzinnej atmosferze. Rodzina John'a odpuściła stare dzieje pomiędzy nimi i wydawało się, że pokochali Sarę od pierwszego wejrzenia. Nawet mnie i Lolę, traktowali jak rodzinę. Brandon był zauroczony Lolą, która zasypywała go pytaniami. W końcu otworzyły się drzwi a w nich stanęli John z Kirą i jakimś nieznajomym młodzieńcem o charyzmatycznym spojrzeniu, w ustach miał papierosa, natomiast druga ręka trzymała płaszcz. Wszyscy spojrzeli na John'a który był zdenerwowany.
-Moi drodzy... poznajcie Romana Benneta. Pierworodne dziecko mnie i Sary. - powiedział cicho. Wszyscy spoglądali niepewnie to na John'a, a to na zaskoczoną Sarah.
-Jesteś zbyt ładny, żeby umrzeć na raka płuc spowodowanego paleniem. - powiedziała cicho Lola.
Gabriel się nie ocknął, więc Louise zabrała go do szpitala. Wszyscy zaczęli się zbierać. Trzeba było ukryć wszelkie ślady magii, lecz jedyne o czym mogłam myśleć to Lola. Razem z Evanem, Keeganem i dwoma łowcami wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do Liverpoolu. Łamiąc większość przepisów drogowych, bardzo szybko znaleźliśmy się pod naszym domem. Zauważyłam ludzi John'a oraz łowców pilnujących naszego domu. Evan podszedł do jednego samochodu, ja natomiast ruszyłam do domu. Gdy weszłam do domu usłyszałam gwar rozmów. Zajrzałam do salonu, gdzie Robert, Kira i Christian dyskutowali o czymś zawzięcie. Przy oknie stał Aaron. Wszyscy spojrzeli na mnie i zamilkli.
-Nie żyje. To koniec. Wszystko poszło zgodnie z planem. - powiedziałam, rozglądając się po pomieszczeniu.
-W kuchni. - powiedziała Kira, uśmiechając się przyjaźnie. Od razu ruszyłam do kuchni. Grace stała razem z Eliasem przy kuchence, smażąc naleśniki. Wren pił kawę, a Louis... trzymał na kolanach Lolę, która mu zawzięcie opowiadała o tym, że naleśniki w kształcie ludzkich organów smakują lepiej od naleśników-zwierzątek.
-Mama! - Lola zeskoczyła z kolan Louisa i podbiegła do mnie. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam mocno. Po chwili dołączył do nas Evan.
-Tak bardzo za Tobą tęskniliśmy. - powiedział cicho Evan, a Lola wtuliła się w niego.
-Wow, Florence. Masz córkę. - powiedział Keegan. - Wren!
-Miło Cię widzieć... żywego. -powiedział Wren z uśmiechem i zamknął go w 'braterskim uścisku'.
-Dużo się zmieniło. - mruknął Keegan i spojrzał na mnie.
-Gabriel jest w szpitalu z Louise. - zmieniłam uparcie temat. -Zniósł to gorzej niż przypuszczaliśmy.
-O czym rozmawiają Kira, Robert i reszta? - przerwał mi Evan, a ja spojrzałam na niego zirytowana.
-O tym co dalej z Radą. - odpowiedział Louis, marszcząc brwi gdy Evan bez słowa wyszedł z pomieszczenia. - Flo, pojadę teraz do Gabriela, nie ma sensu, żeby Louise siedziała z nim sama.
-Jasne. - skinęłam głową i posadziłam Lolę na krześle, w momencie gdy Grace nałożyła jej naleśniki na talerz.
-Grace, jedziesz też? - spytał Louis, będąc już przy wyjściu.
-Nie... zostanę pomóc jeszcze. - mruknęła cicho, wyjmując syrop klonowy. Były demon tylko uśmiechnął się lekko i wyszedł.
-Coś nie tak z Evanem? - spytał Elias, podając mi kubek ciepłej kawy. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
-Ostatnio to wszystko. - mruknęłam, spoglądając na jedzącą Lolę.
-Nigdy nie spodziewałem się, że zostaniesz matką w tak młodym wieku. - powiedział Keegan, uśmiechając się lekko. Wyglądał prawie tak jak go zapamiętałam. To zabawne, że komuś takiemu uległam tyle lat temu.
-Ludzie się zmieniają. - mruknęłam cicho.
-Pójdziemy do salonu. - powiedział Wren. - Chodź, stary. Rada pewnie chce Cię poznać.
Spojrzałam na nich gdy wychodzili.
-Dobra. Co jest między Tobą i Louisem? - spojrzałam na Grace, która upuściła łyżeczkę.
-Też to zauważyłaś? - spytał Elias, a ja przytaknęłam. -No to się nie wywiniesz, Grace.
-Wydaje wam się. - Grace wywróciła oczami. - Jestem na strasznym kacu alkoholowo-moralnym. To nie ma nic wspólnego z Louisem. Po prostu mam zwolniony system reagowania.
-Ta, jasne. - mruknął rozbawiony Elias.
-Oj dajcie jej spokój. - mruknęła Lola, przeżuwając naleśnika. -Przecież wujek Louis kocha siebie i swoje skrzypce i nic więcej. Po za tym jest socjopatą. Ma zaburzenia psychiczne spowodowane utratą swojej mocy z którą był związany przez tyle lat. Skoro on nie jest w stanie kochać to nie da też się pokochać. Wiecie, to taka głęboka psychologia.
Nasza trójka spojrzała zaskoczona na Lolę, która jak gdyby nigdy nic przeżuwała swoje naleśniki.
-Och dajcie spokój, czytałam sporo. Opiekunka Aarona dawała mi wszystkie książki. I miałam netflixa więc chill. Ze mną w porządku jak zawsze. - mruknęła Lola, kończąc naleśniki.
-Dobra, wymiękam. To dziecko ma taką zdolność wprowadzania w zakłopotanie, że szkoda gadać. - westchnęła Grace.
-Dekkera z krwi i kości. - mruknęłam, biorąc ja na ręce. - Chodźmy dowiedzieć się o czym debatuje Rada.
-Przejmę kiedyś dowództwo w Radzie. - powiedziała Lola.
-Nie wątpię w to. - uśmiechnęłam się lekko, gdy weszłyśmy do salonu. -Jakie wnioski?
-Robert zostaje w Radzie. - powiedziała Kira. -Aaron za współprace zostaje uniewinniony, ale pod nadzorem, powrót Keegana do świata żywych usprawiedliwimy potrzebą ukrycia się przed pojmanym przestępcą. Zostałam również włączona do Rady. Musimy teraz tylko wprowadzić wszystko w życie i zająć się procesem drugiego syna Carlise'a.
-Musimy się zbierać. - powiedział Evan.
-Nie chcesz mi powiedzieć, że Ty też jedziesz. - spojrzałam na Evana z wyrzutem.
-Mam swoje obowiązki. - mruknął Evan, wstając.
-Obowiązki są dla Ciebie ważniejsze niż rodzina widzę. - wywróciłam oczami.
-To dziwne, że jeszcze nie lecisz pilnować swojej szkoły. - odciął się Evan.
-Bo tylko Dekkerowie stawiają władzę i pozycję nad własną rodzinę. - warknęłam i wyszłam z salonu. Spojrzałam na swoją córkę. - Co byś chciała porobić?
-Pojechać do Twojego wujka! - uśmiechnęła się promiennie. Ruszyłyśmy na górę, gdzie Lola przebrała się w strój księżniczki i ruszyłyśmy w drogę. Podczas drogi Lola opowiadała co robiła będąc więziona. Głównie zajmowała się nią opiekunka Aarona, która starała się odwrócić jej uwagę od tego, że jest porwana. Grała na skrzypcach dopóki zirytowany Cedric jej nie zabronił. Gdy dojechałyśmy do posiadłości Sary i Johna, Lola zaczęła mi robić wykład na temat chemii organicznej. Na szczęście Sara od razu wyszła nas powitać. Wzięła Sarę na ręce i przytuliła ją mocno.
-Jak my wszyscy za Tobą tęskniliśmy. - powiedziała po chwili.
-Spokojnie. - Lola uśmiechnęła się. - Nikt nie zabije słodkiej czterolatki z ponadprzeciętnym ilorazem inteligencji.
-W dodatku takiej skromnej. - zaśmiała się Sara i zaprosiła nas do środka. W salonie siedziała siostra Johna, razem z najstarszą córką.
-John i Kira wrócą razem. - powiedziała Sara. - Coś bardzo ważnego ich zatrzymało. Evan przyjedzie z Mattem i Eloise. Zjecie z nami kolację, prawda?
-Prawda! - zgodziła się radośnie Lola i spojrzała na Sage i Charlie. - Kim jesteście?
-Charlie jest siostrą Johna, a Sage jest jej najstarszą córką. - powiedziała Sara. -U góry jest jeszcze Mia i Erin które właśnie się uczą.
-Masz trójkę dzieci? - spytała Lola. - Masz męża?
-Mam trójkę dzieci. - zaśmiała się Charlie. -Męża nie mam.
-Musicie przyzwyczaić się do Loli, jest bardzo, bardzo inteligentna. - uśmiechnęłam się. Lola zaczęła zadawać mnóstwo pytań Sage i Charlie. A potem Erin i Mii które do nas dołączyły. Postanowiłam pomóc Sarah która przygotowywała kolację. Po jakimś czasie dołączyli do nas Matt z Eliasem, Elo natomiast zaczęła bawić się z Lolą i swoimi kuzynkami. Bracia John'a pojawili się w momencie gdy zaczynaliśmy już jeść.
-Nie czekamy na tatę? - spytał Elias, nakładając sobie sałatki. Siedzieliśmy w rodzinnej atmosferze. Rodzina John'a odpuściła stare dzieje pomiędzy nimi i wydawało się, że pokochali Sarę od pierwszego wejrzenia. Nawet mnie i Lolę, traktowali jak rodzinę. Brandon był zauroczony Lolą, która zasypywała go pytaniami. W końcu otworzyły się drzwi a w nich stanęli John z Kirą i jakimś nieznajomym młodzieńcem o charyzmatycznym spojrzeniu, w ustach miał papierosa, natomiast druga ręka trzymała płaszcz. Wszyscy spojrzeli na John'a który był zdenerwowany.
-Moi drodzy... poznajcie Romana Benneta. Pierworodne dziecko mnie i Sary. - powiedział cicho. Wszyscy spoglądali niepewnie to na John'a, a to na zaskoczoną Sarah.
-Jesteś zbyt ładny, żeby umrzeć na raka płuc spowodowanego paleniem. - powiedziała cicho Lola.
Subskrybuj:
Posty (Atom)