niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XXLX - Florence

 Hej hej. Wiem, że ostatnio na blogu był zastój ale wiecie szkoła, nauka, oceny, znajomi. Mam nadzieje, że teraz będziemy częściej. xoxo Caroline :*

Zerwałam się z łóżka przed piątą. Miałam zły sen. Widziałam, że już nie zasnę, więc ubrałam się i zeszłam na dół. Kiedy wczoraj wróciłam, Louise jeszcze nie było a teraz smacznie spała. Nie chciałam jej budzić. Zrobiłam sobie i Louise śniadanie. Napisałam jej na kartce, że wyszłam poćwiczyć i wybiegłam z domu. Do treningu miałam jeszcze godzinę, którą poświęciłam na bieganie. Kiedy dotarłam na salę w której miałam zajęcia, syn Dan'a już czekał.
-Spóźniłaś się. - rzucił nie spoglądając na mnie.
-Jestem o czasie! -wtrąciłam oburzona.
-Tak, wiem. -odpowiedział wzruszając ramionami.
-To co... - wzdycham, rezygnując z dalszej rozmowy. - Jesteś Casper, tak?
-Brawo za spostrzegawczość. A ty Florence. Biegasz. - zmrużył oczy. - Dużo biegasz, uprawiasz bądź uprawiałaś łucznictwo?
-Nie, to działka Louise. Trenowałam szermierkę, jazdę konną i taniec. Potem wyścigi samochodowe.
-Prawdziwa sportsmenka. Całą siłę masz w nogach. Zrób pięćdziesiąt podciągnięć.- Wskazał na drążek do pociągnięć.  Wiedziałam, że to będzie katorga, ale zaczęłam się podciągać. Nie szło mi najlepiej, ale czułam na sobie kpiące spojrzenie Casper'a.
-To było żałosne. - podsumował, gdy skończyłam. - Zajmiemy się teraz odpychaniem ataków.
Po treningu byłam zmęczona gorzej niż gdybym przebiegła dziesięć mil. Wyszłam z sali i zatrzymałam się. Poczułam gwałtowny napływ emocji, bólu i rozdarcia. Nie były to moje emocje. Nie wiedziałam co się dzieje. Oparłam się o ścianę i zaczęłam oddychać głęboko. Policzyłam do dziesięciu i wszystko wróciło do normy. Ruszyłam do biblioteki Instytutu. Potrzebowałam odpowiedzi. Wypożyczyłam książkę o dziedziczeniu krwi i magi, najpotężniejszych rodach magicznych i wędrówce dusz. Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu. Louise już nie było. Napisała, że wróci po południu. A więc byłam sama. Położyłam książki na schody i ruszyłam do kuchni. Zaczęłam gotować obiad, gdy nadszedł okropny ból głowy i upadłam.

Znajduję się na jakimś podwórku. Jest noc. Louise i Florence z tamtych czasów stoją przed jakąś bramą.
-Myślisz, że nas złapią? - pyta tamta Florence.
-Jak nas złapią, to ich się pozbędziesz. - wywróciła oczami Louise.
-Z wielką chęcią. - odpowiedziała Florence i wspięła się na murek. Podała rękę Louise i wciągnęła ją. - Mogłaś wziąć łuk. Byłoby łatwiej.
-Jasne. To całkiem normalne, dwie dziewczyny spacerujące z łukiem, w dodatku nocą. -wywróciła oczami i zeskoczyła, a Florence poszła w jej ślady.
-Proszę, proszę, proszę. Kogo tu mamy? -pytają nadchodzący właśnie Gabriel i Evan.

I za nim, zdążę zrozumieć o co chodzi, wracam z powrotem. Budzi mnie ból ręki. Podczas upadku zraniłam sie nożem. Wstaję i zaczynam szukać bandaży gdy ktoś dzwoni do drzwi. Otwieram drzwi, a stojący w nich Evan, łapie mnie i zaczyna całować, zamykając drzwi.
-Evan, krwawię. - mówię między pocałunkami.
-Poradzimy z tym sobie. - odpowiedział z uśmiechem, wracając do całowania mnie.
-Evan! - wywracam oczami, odsuwając się od niego. -Ręka mi krwawi.
-Oh. Co się stało? - spogląda na mnie.
-Zraniłam się nożem. - odpowiadam i idę do kuchni. Evan wyciąga z szafki apteczkę i opatruje mi rękę. Robi to profesjonalnie, lecz w swoich ruchach muska mnie delikatnie po dłoni czy kolanie.
-Kończysz obiad? - pyta a ja kiwam głową. Zeskakuję z blatu. Evan chowa bandaże. Kiedy kroję cebulę, odwraca mnie i przypiera do blatu. Spogląda na mnie i po chwili całuje. Jestem na granicy obłędu. Zaczynam rozpinać jego koszulę, a wtedy powstrzymuje mnie.
-Dlaczego szkolisz się na łowcę? - spogląda na mnie.
-To po to to wszystko? Doprowadzasz mnie do obłędu, po to żeby zadać pytanie? - mówię zirytowana.-Szkolę się po to, aby umieć się obronić.
-Dlaczego nie poprosiłaś mnie?
-Bo i tak kończylibyśmy w łóżku! - odpowiadam poirytowana.
-W sumie, masz rację. - zaśmiał się i pocałował mnie. Wywracam oczami. -Muszę zaraz iść, odebrać Ivy od koleżanki i zawieźć Tess do Wrena.
-Awansowałeś na głównego kierowcę ? - zaśmiałam się.
-Można tak powiedzieć. Wpadnę potem. - pocałował mnie i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi. Siadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać jedną z książek, gdy zadzwonił telefon.
-Czy moja ulubienica, chce się wybrać ze mną na kawę? - usłyszałam przyjazny głos po drugiej stronie.
-Wujek John? - uśmiechnęłam się odruchowo.
-A więc pamiętasz. To jak? Za godzinę tam gdzie zawsze?
-Będę. - uśmiechnęłam się i rozłączyłam.Pobiegłam na górę i ubrałam się elegancko. Nawet jeśli to Christian jest moim ojcem, to wychował i ojcował mi John. Zawsze pragnęłam żeby był ze mnie dumny. Zbiegam na dół i zamykam szczelnie dom a następnie wsiadam w samochód i jadę w umówione miejsce. Mój wujek wygląda doskonale jak zwykle. Doskonałość była główną cechą Fitzgeraldów. Tak samo jak mała, doskonała Florence, potrafiła zabić mężczyznę bez mrugnięcia okiem. Odrzuciłam nieprzyjemne obrazy i ruszyłam z uśmiechem w stronę wujka. Przytuliłam go.
-Masz mi dużo do wyjaśnienia. - uśmiechnął się i usiadł. Usiadłam na przeciwko niego i zamówiliśmy kawę.
-Aaron?
-Zmusił mnie do dołączenia do niego. Chroniłam was. Elen?
-Porwała mnie i przemieniła. Ale od początku coś było nie tak. Z przemianą.
-Tak czy inaczej jesteś sobą. - uśmiechnęłam się.
-Co ze studiami? Oficjalnie, ich nie skończyłaś. - spojrzał na mnie poważnie.
-Nieoficjalnie, skończyłam  je, gdy zaczęłam. -zaśmiałam się lekko. - Powiedz lepiej jak z Sarah?
-Ma dwójkę dzieci, chciałbym żebyś je poznała.
-Bardzo chętnie. - uśmiecham się. - Prawie jak rodzeńśtwo.
-A plotki o tobie i Evanie są prawdziwe?
-Tak. - uśmiecham się rozpromieniona. - Oświadczył mi się! I zgodziłam się!
-Jesteś w ciąży? - spojrzał na mnie uważniej.
Wybucham śmiechem.
-Nie, nie jestem.
-Więc, naprawdę go kochasz. To dobry chłopak.
-Najlepszy. -uśmiecham się. - Dba o mnie. Nie pozwoli by stała mi się krzywda.
-Przyprowadź go na kolację z Sarah i jej dziećmi. -uśmiechnął się. - Sarah ucieszy się, ciągle wspomina o tobie.
-Dobrze. Tylko daj znać wcześniej.
Rozmawialiśmy jeszcze przez godzinę a później wróciłam do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i zobaczyłam Louise siedzącą na schodach.
-Potrzebuję twojej pomocy. - powiedziała podchodząc do mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz