Podróż zaczęła się raczej w milczeniu. Nie chciałam zaczynać żadnego tematu, nie chciałam psuć tej niesamowitej atmosfery, jaka była teraz między mną a Gabrielem. Kiedy wyjechaliśmy z miasta, to on zaczął temat. Może nie zrobił tego wcześniej, bo musiał skupić się na wyjeździe z miasta.
-Jak to się właściwie stało, że nagle wylądowałaś w Londynie?-zerknął na mnie, ale jego oczy natychmiast wróciły znów na jezdnię.
-Dobre pytanie.-odparłam, patrząc przez boczne okno.-Nie pamiętam. Ja... powiedziałam ci coś, a potem zemdlałam. W mojej sypialni. I to jest ostatnie, co pamiętam.
-To dziwne. Ocknęłaś się już kilka sekund później.-Gabe był naprawdę zaskoczony.-Chwilę rozmawialiśmy, a potem powiedziałaś, że musisz iść, bo masz coś do zrobienia.
-I następny kontakt, jaki ze mną masz jest o drugiej w nocy?-upewniłam się, a Gabe kiwnął głową.
Wytężyłam umysł, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, co robiłam od omdlenia. Jakby to się nigdy nie zdarzyło. Najgorsze było to, że nie zemdlałam tak po prostu i miałam wizję. To było coś innego. W milczeniu wyciągnęłam telefon i zaczęłam sprawdzać ostatnie połączenia. Rozmawiałam z Lyn, uprzednio najwyraźniej ignorując jej telefony. Zerkam na godzinę. Lyn na pewno śpi. Obiecałam sobie, że zadzwonię do niej rano i dowiem się o czym ze mną rozmawiała. W historii miałam jeszcze parę nieodebranych połączeń od rodziców i Evana oraz jedno, które dość mnie zaskoczyło - od Christiana. Zanotowałam sobie w myślach, żeby do nich wszystkich oddzwonić. Przeglądałam dalej i zauważyłam, że rozmawiałam prawie pół godziny z niezapisanym numerem. Zdecydowałam, że zadzwonię na niego natychmiast i tak też zrobiłam. Gabriel nic nie mówił.
Odezwała się poczta głosowa. Rozłączyłam się. Jasny gwint. Kim była osoba, z którą rozmawiałam tyle czasu?
-Wszystko w porządku?-Gabe zauważył moje zdenerwowanie. Kiwnęłam głową.
-Jasne. Po prostu... brakuje mi ponad połowy doby, nie wiem co wtedy robiłam, ani z kim byłam. I to jest tak cholernie frustrujące!-wyznałam. To nie do końca było kłamstwo.
-Dowiemy się tego, spokojnie.-Gabe uśmiechnął się, ale chwilę później spoważniał, skupiając się znów na drodze. Nie odpowiedziałam. Opiarłam głowę na szybie i po kilku minutach zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, byliśmy na stacji benzynowej. Podniosłam się i delikatnie przetarłam oczy.
-Gdzie jesteśmy?-spytałam, kiedy Gabe wsiadł do samochodu z jakąś reklamówką i dwoma kubkami kawy.
-Jakieś czterdzieści minut drogi od Liverpoolu. Przyniosłem ci kawę i śniadanie. Jak ci się spało?-Gabe odpalił samochód, ale zatrzymał się kawałek dalej, na parkingu, żebyśmy w spokoju mogli zjeść.
-Nie narzekam.-uśmiechnęłam się.-Przepraszam, że zasnęłam, powinnam cię zmienić za kierownicą.
-Nawet o tym nie myśl. To cudeńko prowadzić mogę tylko ja.-zaśmiał się. Ja też nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.
-Dziękuję.-powiedziałam, a on posłał mi pytające spojrzenie.-Że po mnie przyjechałeś aż do Londynu.
-Dla ciebie wszystko, Lou. Chociaż to i tak nic nie zmieni.-chłopak wyciągnął z worka kanapkę i chwilowo ta czynność pochłaniała całą jego uwagę, jakby bał się na mnie spojrzeć.
-Gabe...-zaczęłam i wzięłam głęboki oddech.-To nie jest takie proste. Mówiłam ci już, kocham cię, ale nie potrafię żyć w stałym związku. Po prostu... traktuję życie jak przygodę. Nie potrafię tego zmienić.
-Lou, ja nie chcę być jedną z twoich przygód. Kocham cię i... cholera, zazdroszczę Florence i Evanowi, że są zaręczeni. Za parę miesięcy kończę studia i mam 26-e urodziny. Zaczynam myśleć o założeniu rodziny, Louise. Problem polega na tym, że nie potrafię sobie tego wyobrazić z kimś innym niż tobą.-spojrzał mi w oczy. Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Chciałam być z Gabrielem. Ale nie potrafiłam, jeszcze nie.
-Okej.-powiedziałam po prostu, naśladując go.-Przeżyj ze mną przygody. Choćby w tej chwili przeżywasz jedną z nich. To nie ty masz nią być, Gabe. Masz w nich być. Ze mną. A potem za ciebie wyjdę. Jeszcze nie teraz. Ale kiedyś to zrobię, obiecuję.
Gabe popatrzył na mnie zaskoczony. Tym razem nie odwróciłam wzroku.
-To jest szantaż.
-To jest kompromis.-sprostowałam.-Układ, który będzie pasował nam obojgu.
-Bogowie, dopomóżcie, zakochałem się w polityku.-zaśmiał się Gabe, ale przyciągnął mnie do siebie, aby nasze wargi mogły się zetknąć.
-Hej, Lyn, mam do ciebie ważną prośbę, chodzi o naszą wczorajszą rozmowę. Zadzwoń, jak tylko to odsłuchasz.-powiedziałam i rozłączyłam się, wchodząc do domu. Flo jeszcze spała. Ruszyłam schodami na górę, cały czas mając obok siebie Medusę i wybrałam numer Christiana, ciekawa o co chodzi.
-Halo?-głos mojego ojca z pewnością nie był zaspany, więc nie miałam poczucia winy, że go obudziłam.
-Hej, tu Louise. Dzwoniłeś do mnie wczoraj i zastanawiałam się, o co chodziło.-wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
-Oh. Zastanawiałem się po prostu, czy nie chciałabyś do nas przyjechać. Z Florence widujemy się cały czas, a ciebie spotkałem tylko w czasie świąt. Chłopcy nawet nie zamienili z tobą słowa.
Zamknęłam oczy, starając się odsunąć od siebie obraz dwóch chłopaków, którzy są moimi braćmi. A potem obraz mojego przyrodniego brata, który zginął kilka lat temu.
Umyślnie unikałam rozmów z Mattem i Philem. Nie potrafiłam. Nie tylko ze względu na to, że miałam młodszego brata i nie byłam pewna, czy chciałam obdarzyć podobnymi uczuciami synów Christiana, ale również ze względu na Isleen. W końcu to była moja wina, że nasza mama nie żyła. Poświęciła swoje życie dla dziewczyny, którą ledwo znała i którą ostatnio widziała ponad dwadzieścia lat temu. Jak mogłam oczekiwać, że ci chłopcy to zrozumieją i mi wybaczą?
-Mogę przyjechać za chwilę?-spytałam, nie panując nad tym. Christian też wydawał się zaskoczony, ale zachował zimną krew.
-Jasne. Czekamy.-odparł i rozłączył się.
Kiedy ostatnio stałam pod tym domem, Gabriel przyjechał tutaj za mną. Byłam wtedy z Kieranem, Isleen żyła, a Florence i Evan przeżywali swój burzliwy związek względnie szczęśliwi. A ja po prostu stałam tutaj i całowałam się z Gabrielem. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, że Flo jest moją siostrą. Pomyślałam o tym, ile się zmieniło przez te kilka miesięcy. Zdążyłam się zakochać, umrzeć, żyć jako obcy we własnym ciele, dowiedzieć się, że Flo to moja siostra, mieć złamane serce, kilkakrotnie zabić i wygrać wojnę. Odetchnęłam głęboko. Dużo się wydarzyło. Bardzo dużo.
Zawahałam się przed naciśnięciem dzwonka, ale w końcu to zrobiłam. Cały czas miałam ochotę uciec i nigdy nie wrócić. Co za ironia losu - nie zawahałam się, gdy musiałam wbić sztylet w najpotężniejszego czarownika na świecie, ale bałam się wejść do domu moich rodziców.
Drzwi się otworzyły, ale zamiast zobaczyć w nich mojego ojca, ujrzałam twarz Matta. Siedemnastolatka z ciemnymi włosami, opadającymi na czoło oraz zielononiebieskimi oczami. Widziałam go już wcześniej, to jasne. W czasie świąt. Ale nie zamieniłam z nim ani słowa.
-O, Louise! Wchodź, tata już czeka.-Matt uśmiechnął się szeroko i gestem zaprosił mnie do środka. Pokiwałam szybko głową i przestąpiłam próg. Nigdy tu nie byłam i nie byłam pewna, czy chciałam to zmieniać.
Matt poprowadził mnie wąskim korytarzem do kuchni, gdzie Christian smażył właśnie jajecznicę. Odwrócił się, kiedy weszliśmy.
-Louise!-uśmiechnął się i podszedł do mnie, żeby mnie uściskać. Moje usta wykrzywiły się w nerwowym uśmiechu.-Cieszę się, że przyjechałaś. Mam nadzieję, że zjesz z nami śniadanie.
-Właściwie to...-waham się przez chwilę.-Właściwie, to czemu nie.
-Świetnie! Matt, obudź Phila, bo nie zdąży do szkoły.-poprosił Christian, a kiedy Matt zniknął na schodach, zwrócił się do mnie.-Wybacz ten bałagan. Zaczyna mi brakować czasu, od kiedy Is... No wiesz.
-Rozumiem.-powiedziałam szybko, starając się unikać patrzenia na niego. Poczucie winy, które tak długo w sobie tłumiłam, teraz najwyraźniej postanowiło wyjść na zewnątrz. To był zły pomysł, żeby tu przychodzić, ale nie mogłam ich zostawić.
-Posłuchaj, Louise, domyślam się, czemu wcześniej nie chciałaś mieć z nami kontaktu. I to wcale nie wynika z faktu, że masz rodziców w Formby i nie chciałaś sobie za bardzo mieszać w głowie. Chodzi o Isleen i twoje poczucie winy, prawda?-podniosłam wzrok. Christian wpatrywał się we mnie z troską.
-Tak.-powiedziałam cicho.-Tak, o to chodzi. Odebrałam matkę Mattowi i Philowi. Odebrałam ci żonę. Nie próbuj mi teraz powiedzieć, że nic się nie stało, bo stało się. Jesteście dla mnie mili, ale dobrze wiem, że w głębi duszy mnie nienawidzicie. Odebrałam wam najważniejszą osobę. Nie wiem, jak to jest żyć bez matki, bo moja ma się dobrze i żyje w Formby. Więc nawet nie wiedziałabym jak ich pocieszyć, gdybym planowała to robić. Ale nie planuję, bo mordercy nie wypada pocieszać bliskich swojej ofiary!-wybuchłam.
-Mama nam powiedziała.-usłyszałam głos za sobą. Matt stał przy schodach, z rękami w kieszeniach. Posłałam mu zaskoczone spojrzenie. On tylko wzruszył ramionami.-To nie było tak, że któregoś ranka wyszła z domu bez słowa i już nie wróciła. Rozmawiała z nami o tym i powiedziała, że jest to winna tobie i Florence, za opuszczenie was. Ona miała przywrócić cię do życia, a tata miał się wami zająć później.-Matt spojrzał na ojca.-Możemy już jeść? Umieram z głodu.
Musiałam to zaakceptować-spotkanie z rodziną nie wypadło tak źle. Odwiozłam chłopaków do szkoły, a potem spędziłam całe przedpołudnie opowiadając mu o sobie, nie zdradzając oczywiście za wiele. Nadal miałam jakiś dystans. Christian opowiedział mi o tym, jaki Carlisle był kiedyś, jak sprawił, że tyle rodzin zostało rozdzielonych. Słuchałam tego z zaciekawieniem. Potem pożegnałam się z nim i wróciłam do domu. Flo nie było.
Usiadłam na schodach i postanowiłam na nią poczekać. Zdecydowałam, że mogę jej powiedzieć chociaż o Londynie. Nie spodziewałam się tylko, że kilkadziesiąt minut później będę znów tam jechać, z nią jako kierowcą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz