sobota, 26 lipca 2014

Rozdział XXLXIII - Florence

Przyglądam się zawartości swojej szafy zamyślona. Evan w tym czasie rozsiada się na moim łóżku. Oczywiście ma na sobie jeansy, dopasowaną marynarkę i koszulę. A wszystko dopełniają czarne conversy. I wygląda idealnie.
-Jak to możliwe, że ty wyglądasz tak cudownie, a ja nie mam się w co ubrać? - powiedziałam poirytowana, przeglądając zawartość szafy.
-Kochanie, tobie we wszystkim jest ładnie. - odpowiada, przyglądając mi się z uwodzicielskim uśmiechem.
-Daruj to sobie. - mruknęłam. -Moje pierwsze słowo to była perfekcja. Jestem tego pewna.
Wyciągnęłam z szafy kaszmirowy sweter.
-Sweter i spodnie czy sukienka? - pytam go.
-Zdecydowanie sukienka. - odpowiada Evan z jeszcze większym uśmiechem. Wywracam oczami.
-Czemu to mnie nie dziwi? - spojrzałam na niego.
-Widzisz kochanie, jestem mężczyzną i lubię gdy moja narzeczona wygląda ślicznie. - mówi ze śmiechem. Rzucam w niego sukienką.
-To sam się w nią ubierz! - mruknęłam i ubrałam białą koszulę i sweter. A do tego ciemne rurki. - Mam nadzieje, że wyglądam znośnie.
Evan wywrócił oczami i przyciągnął mnie do siebie.
-Wyglądasz przepięknie. - mruknął, całując mnie w dłoń.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - A teraz skończ mnie dezorientować, idziemy na kolację do John'a i Sarah, więc pozbądź się twoich brudnych myśli.
-Skąd wiesz, że mam brudne myśli? -Wstał i uśmiechnął się do mnie.
-Proszę cię, ty je zawsze masz. - zaśmiałam się i pociągnęłam go w stronę drzwi. Schodzimy na dół gdzie Gabriel i Louise oglądali jakiś film. Zatrzymali go na nasz widok.
-W końcu wyglądamy jak normalne osoby. My wychodzimy, wy oglądacie film, albo chociaż udajecie. Nie wywołajcie wojny przez jeszcze tydzień, okej? -uśmiecham się słodko, nalewając sobie wody.
-Myślisz, że w naszym wypadku może być normalnie? - zapytał Gabriel, rzucając we mnie żartobliwie pocornem.
-Taa, to raczej nie możliwe. - zaśmiałam się.
-Nie idziesz w sukience? - zdziwiła się Louise.
-No właśnie, ja chciałem, żeby poszła w sukience. Ale jest uparta. - wtrącił Evan z uśmiechem. - Może ją przekonasz do zmiany?
-W wolnym tłumaczeniu. Louise, przebłagaj ją do ubrania sukienki, ponieważ bardzo lubię podziwiać jej nagie ciało. - mruknęłam. - Co wy się zmówiliście do widywania mnie w sukience?
-Wcale się nie zmówiliśmy! - odpowiedział Evan.
-Ale to nie ja mam kosmate myśli na widok swojej dziewczyny w sukience! - oskarżyłam go.
-Ona ma rację, Evan. Musisz powoli zacząć się skupiać na tym, że jutro jest Rada! Nogi Florence nie powinny cię rozpraszać.
-Zdrajczyni! - rzucił Evan na co Louise posłała mu buziaka. Gabriel wybuchnął śmiechem.
-Ale z was idioci. - mruknęłam, wywracając oczami. Zaczęłam ubierać kurtkę.
-Pamiętajcie, że na drodze są inni ludzie, zwierzęta, samochody i domy. Więc zachowajcie ostrożność. - powiedział Gabriel.
-Pamiętajcie, że macie po sobie posprzątać a kanapa nie wszystko wytrzyma. - mruknęłam.
-Ale my będziemy grzeczni! - powiedzieli równocześnie Gabriel i Louise.
-Bo wam uwierzę. - zaśmiałam się. -Bawcie się dobrze.
Pociągnęłam Evana za rękę i wyszliśmy. Jechaliśmy samochodem Evana. Przez całą drogę, Evan udawał, że wcale nie rozpraszam go. Bawiło mnie droczenie się z nim. Dojechaliśmy pod dom John'a i Sarah. Wyszłam z auta i poszliśmy pod drzwi. Otworzył nam wujek John. Uściskał mnie na powitanie a Evanowi podał rękę.
-Miło was widzieć. - powiedział, zamykając drzwi za nami.
-Dziękujemy za zaproszenie. - powiedział Evan spiętym tonem. Pewnie spodziewa się jakiejś gadki pod tytułem ,,Jak skrzywdzisz Florence..''
-Jesteście u nas mile widziani. - powiedział John i poprowadził nas do salonu. Sarah właśnie wychodziła z kuchni.
-Florence! - powiedziała i podeszła do mnie. Przytuliła mnie mocno. - Jak miło cię widzieć. Nie mam pojęcia jak ci dziękować za uratowanie John'a.
-Nie dziękuj. - uśmiechnęłam się. - Nie pozwoliłabym mu być, tym czymś.
-Wiem. - uśmiecha się. - Ale i tak dziękuje.
-Nie ma za co. - spoglądam na nią trochę speszona. Pociągam Evana za rękę. - To jest Evan. Mój narzeczony.
-Miło mi cię poznać, Evanie. - uśmiecha się.
-Eloise i Elias zaraz powinni zejść.- odpowiedziała z uśmiechem.
-Pomóc ci coś? -zapytałam Sarah.
-Nie, wszystko już gotowe. - uśmiechnęła się. - John, zaprowadź ich do jadalni a ja pójdę po Eliasa i Eloise.
-Nie ma problemu kochanie. - uśmiechnął się do niej i ruszyliśmy do jadalni. Evan jak na dżentelmena przystało odsunął mi krzesło, a potem zajął miejsce obok mnie. Do jadalni weszła Sarah a za nią dwójka nastolatków. Elias był wysokim, szczupłym chłopakiem o ciemnych włosach. Natomiast Eloise miała czarne włosy z różowym ombre, kolczyk w nosie i koszulkę z napisem ,,Kill system.'' Obrzuciła Evana zalotnym uśmiechem, wywołując u mnie atak nienawiści. Zostaliśmy sobie przedstawieni po czym zaczęliśmy jeść. John i Sarah wypytywali Evana o studia, jak Mellisa sobie radzi z ciążą i takie tam. Elias był zainteresowany w jakie gry, grywa Evan gdy ma trochę czasu. Eloise siedziała cicho, przyglądając się od czasu do czasu Evanowi.
-A ty Florence? Czym się zamierzasz teraz zająć? - spytała Sarah. Przełknęłam i odłożyłam widelec. Nie zastanawiałam się nad tym. Wszyscy przyglądali mi się zainteresowani.
-Ja... jeszcze nie wiem. Wiecie, wojna dopiero się skończyła a nie chce wracać już na studia. - odpowiedziałam cicho.
-A kiedy planujecie ślub? -Sarah miała chyba dziś dzień ciężkich pytań.
-My... jeszcze nie wiemy. Louise ma problem z akceptacją naszej decyzji. - odpowiedziałam cicho.
-Może zjemy deser? - zaproponował John. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
-Jasne, czemu nie? - Sarah wstała i uśmiechnęła się. -Chodźmy do salonu.
-Podziękuje. - mruknęła Eloise i wyszła na taras.
-Nie przejmujcie się. - powiedział Elias. - Ona zawsze taka jest.
-Zaraz wracam.- powiedziałam i ruszyłam za Eloise. Siedziała na ławce i paliła papierosa.
-Aa, to ty. - mruknęła.
-Tak, to ja. -siadłam obok niej. - Weź, skończ się ślinić na widok Evana albo będę Ci musiała to ręcznie wytłumaczyć. A chyba słyszałaś o moich niezwykłych zdolnościach.
Eloise spojrzała na mnie zaskoczona i z lekkim podziwem.
-Jesteś spoko. - powiedziała i podała mi papierosa. Na ogół nie palę, ale zrobię wyjątek. - Chcesz się ze mną zakumplować.
-Tak. Skąd wiesz? - zaciągam się papierosem i jej oddaję.
-Nie wiem. - wzrusza ramionami. - Przeczucie.
-Dobrze przeczuwasz. Przeciwko czemu się buntujesz?
-Nietolerancji, walczę o wolność słowa, wolność wyznania i prawa dla homoseksualistów. Czasem jakieś mniejsze sprawy. Chociaż, znudziło mi się już walczenie z systemem. Bycie czarownicą w tym przeszkadza, a fakt, że moc się nie ujawniła wciąż jeszcze bardziej zawadza.
-Palisz zioło czy jakieś inne prochy? Albo paliłaś, brałaś?
-No, a co?
-Masz swoją odpowiedź. Musimy sami je wywołać. - mruknęłam. - To nie jest niemożliwe.
-Na prawdę chcesz mi pomóc? - pyta spoglądając na mnie.
-Tak. Na prawdę. Zasługujesz na to. I może w końcu przestaniesz się ciąć i buntować. -uśmiecham się.
-Skąd wiesz, że się tnę? - pobladła.
-Sama takie rzeczy robiłam. Jak uciekłam z Formby, tak sobie pomagałam, wcześniej też. Rany goiły się szybko i teraz wiem dlaczego. Ale to nie pomaga. To spycha cię na dno.
-Powiesz im? - spogląda na mnie nie ufnie.
-Jak obiecasz, że przestaniesz to nie.
-Obiecuję. - uśmiecha się lekko.
-Daj rękę. - powiedziałam, Eloise spojrzała na mnie nie ufnie ale podała mi dłoń. Odsłoniłam rany i je uleczyłam.
-Jak...? - spojrzała zdziwiona.
-Magia. -zaśmiałam się i wstałam. -Idziesz?
-Tak, ale pamiętaj, że ci ufam jak mnie zdradzisz to pożałujesz.
-Zamierzam ci pomagać, a nie zdradzić. - uśmiechnęłam się i ruszyłam do salonu. Eloise ruszyła za mną. W salonie wszyscy byli zadziwieni tym, że Eloise wróciła ze mną. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, zjedliśmy deser i zaczęliśmy się zbierać z Evanem. Wymieniliśmy się numerami i poszliśmy do auta.
-Ty i Gabriel gdzie właściwie mieszkacie? - zapytałam po chwili milczenia.
-Z wszystkimi. Znaczy mamy trochę jakby odosobnione mieszkanie, które jest identyczne jak nasze stare, z tym, że jesteśmy bliżej Mel, Tess i Ivy. Skąd takie pytanie?
-No bo jakoś, nie pytałam. - mruknęłam cicho. Evan zatrzymał samochód i spojrzał na mnie.
-Co się dzieje? - spytał, biorąc mnie za rękę. - Chodzi o Louise i nasz ślub?
-Tak, ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Proszę. - spojrzałam na niego błagalnie. Evan wyszedł z auta i otworzył mi drzwi.
-Chodź. - podał mi rękę i pomógł wyjść.
-Co robisz?
-Skoro nie chcesz rozmawiać, to cię przytulę i pozwolę ci pomilczeć. - mówi i przyciąga mnie to siebie. Wtulam się w niego.
-Kocham cię Evan. - szepczę cicho.
-Ja ciebie też. - powiedział i wziął mnie za rękę. -Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
-A jak pojawi się inna dziewczyna, którą pokochasz? - spytałam nagle.

-Na pewno taka będzie, będzie mała, podobna do mamy która stoi przede mną. - uśmiechnął się. Spoglądam na niego zaskoczona.
-Chcesz mieć ze mną dzieci?
-Kiedyś tak.- szepnął mi do ucha. - Na razie chce mieć ciebie tylko dla siebie.
-Mi pasuje. - zachichotałam. Wróciliśmy do domu spacerem. Gdy otworzyliśmy drzwi dobiegły nas dźwięki kłótni.
-Chyba wiem, jak się kroi cholerną marchewkę! - usłyszałam wzburzony głos Louise.
-Chciałem Ci tylko pomóc. -bronił się Gabriel. Zamknęliśmy za sobą cicho drzwi i słuchaliśmy dalej.
-Obejmując mnie? Wybacz, że nie chciałam sobie odciąć palców. - mruknęła Louise.
-Dobrze, że już jedliśmy. - szepnęłam do Evana.
-Nie gniewaj się na mnie. - powiedział Gabriel.
-Gdzież bym śmiała się na Ciebie wkurzać. - mruknęła Louise rozbawiona.
-Mój urok zawsze działa. - zaśmiał się Gabriel.
-A razem z nią, wrodzona skromność. - ucięła Louise.
Wchodzę do kuchni z rozbawionym uśmiechem.
-Rozumiem, że dzisiaj nic nie jemy. - zaśmiałam się, siadając na krześle. Evan objął mnie w pasie, stojąc obok.
-Wy już jedliście. - odpowiedział Gabriel. - Jak kolacja?
-Poznaliśmy Eliasa i Eloise.  Dzieci Sary.
-Eloise jest dosyć... zbuntowana - wtrącił Evan. - A Elias jest dobrze ułożony, zna się na trendach, miałem wrażenie, że ze mną flirtuje. Wydaje mi się że... no wiecie.
-Też się znam na trendach! Chodzę z Florence na zakupy co dwa tygodnie. Wyglądam bosko. Też uważasz mnie za homoseksualistę? - zapytał Gabriel.
-Nie o to mi chodziło! - powiedział Evan. - Po prostu, zachowywał się inaczej.
-To nie robi z niego geja. - odpowiedział Gabriel. -Tak jak moja szafa pełna ciuchów, też nie robi ze mnie geja. Może po prostu, nie jarają go typowe męskie zachowania.
-Tylko zasugerowałem. - mruknął Evan.
-Wracając do kwestii rodzeństwa. Eloise ma problemy. -wtrąciłam, przerywając tą idiotyczną konwersację. - A Eliasa poznam lepiej kiedy indziej. Atmosfera była miła, szkoda, że nie poszliście z nami.
-Ja i tak się zastanawiam, jakim cudem nie ubrałaś sukienki. - powiedziała Louise.
-Tak, żałuję tego trochę. Bliźniaki Sary kręciły się obok mojego narzeczonego, tak to by się skupiał tylko na mnie. - zaśmiałam się cicho.
-A potem byście się rozmnażali w aucie. - Louise wywróciła oczami.
-Skąd wiesz, że tego nie robiliśmy siostrzyczko? - zaśmiałam się.
W tym momencie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłam do drzwi. Gdy je otworzyłam, ujrzałam w nich Eloise.
-Przeszkadzam ci? - zapytała cicho.
-Wchodź. - uśmiechnęłam się. -Poznasz Gabriela i Louise.
Eloise weszła wolno. Zaprowadziłam ją do kuchni. Gabriel spojrzał na moją przyszywaną siostrę zaskoczony, natomiast wzrok Louise pozostawał bez zmian. Niewzruszony.
-Kochani. - uśmiechnęłam się lekko. -To jest moja przyszywana siostra Eloise. A to Gabriel i Louise.
-Cześć. - powiedziała cicho. -Możemy pogadać same?
-Jasne. Evan, zaczekasz? - spojrzałam na swojego chłopaka.
-Wrócę na chwile do siebie. - odpowiedział, pocałował mnie i wyszedł. Zaprowadziłam Eloise do mojego pokoju i zamknęłam drzwi.
-Co się stało? -spytałam Eloise.
-Potrzebuje się wygadać. W sumie to nie wiem co potrzebuje. - odpowiedziała cicho.
Wzięłam dwie poduszki i położyłam obok łóżka. Wyjęłam z szafki wafelki. Usiadłyśmy.
-Opowiedz wszystko, czym chcesz się podzielić.
-Od czego by tu zacząć. Mój ojciec był światowej sławy biznesmenem. Wiesz, wyjeżdżał na jakieś konferencje, podróże i takie tam. Moja mama już wtedy pracowała u John'a. A ja chodziłam do dobrej szkoły, wiesz byłam bogatą laską i miałam towarzystwo z górnej półki. Najważniejsza paczka w szkole, byłam cheerleaderką. Elias i mój były chłopak Tom, grali w piłkę nożną i wiesz, byliśmy elitą. Ale ja zawsze odróżniałam się od moich znajomych. Oni po szkole chodzili na zakupy, do fryzjera i takie tam, natomiast ja udzielałam się w schroniskach, wolontariatach. Pewnego dnia, skończyłam wcześniej lekcje i wróciłam do domu. Mój ojciec posuwał w salonie swoją sekretarkę. Jak mnie zobaczył, uciekłam do swojego pokoju. Przyszedł po chwili i zapytał czy powiem mamie, byłam wściekła, nawrzucałam mu od najgorszych i powiedziałam, że nic nie powstrzyma mnie od tego, żeby powiedzieć mamie jakiego drania poślubiła. Wtedy wymierzył mi policzek, tak bolało, że wpadłam na okno. Rozwaliłam sobie nos i uciekłam. Przesiedziałam noc w parku. Nie miałam dokąd pójść. Co miałam powiedzieć moim znajomym? I tak by nie zrozumieli. Wróciłam na następny dzień do domu. Powiedziałam, że przewróciłam się w schronisku a potem zasnęłam u koleżanki. Wieczorem mój tata zaprosił znajomych i zrobili sobie grilla na ogródku. Powiedziałam, że się źle czuję. Siedziałam w pokoju i cięłam wszystkie swoje ubrania. Nie obchodziło mnie czy miało na metce napis Prada czy Chanel. Każda rzecz od tatusia. Następnie otworzyłam balkon i wszystkie wyrzuciłam do ogródka. Mama i Elias byli zaskoczeni. Jego znajomi oburzeni. Wiesz, grupa osób która wyznaje Pradę.
Wyszłam z domu i pojechałam do Tom'a. Zerwałam z nim na zasadzie ,,Hej Tom, mam dobrą wiadomość. Znów jesteś singlem.'' A potem pojechałam do baru. Zaczęłam uwodzić żonatych, w związkach i potem doprowadzałam do zdemaskowania ich. Nie ciągałam ich do łóżka. Wciąż jestem dziewicą. Ale rzucali się jak wiewiórki do orzechów. W końcu matka przyłapała ojca na zdradzie i na tym co mi zrobił. Myślałam, że go zabije. Nie zrobiła tego. Przeprowadziliśmy się. Ale mój bunt został. Ładowałam się w kłopoty notorycznie. I pojawił się wtedy John. Mama opowiadała o nim, ale w pewnym momencie, widać było, że się zakochała. Bałam się, że ją skrzywdzi a moja bezsilność doprowadzała mnie do szał. Przezimowałam klasę, po zerwaniu z Tomem nie chodziłam do szkoły. Ale to już za mną. Wiem, że John kocha moją mamę. Ale moje kłopoty ciągle są za mną. Pakuje się w nie, nawet jeśli tego nie chcę. Chciałabym znaleźć chłopaka, który mnie pokocha, wybrać studia, skończyć dążyć do samo destrukcji.
-Mogę ci pomóc. - uśmiechnęłam się. - Wywołamy moc, zmienimy trochę wygląd, zachowanie.
-Pobawimy się w ,,Pamiętnik Księżniczki''?
-Serio wyglądam tak staro jak babcia Mii? - spojrzałam na nią udając urażoną. Wybuchamy śmiechem. - Dobra, zajmiemy się tobą. Poczekaj tu.
Zbiegam na dół i wpadam do kuchni, gdzie Louise daje spróbować coś Gabrielowi.
-Mnie tu nie ma. - uśmiechnęłam się słodko. Podbieram im dwa plasterki ogórka.
-Co ona tu robi? - pyta Louise.
-Potrzebuje pomocy. A ja jej pomogę. - odpowiadam i wychodzę. Sadzam Eloise przed lustrem.
-Co zamierzasz zrobić? - spogląda na mnie nie ufnie.
-Pobawimy się w spa. Wyjmij wszelki piercing. -wchodzę do łazienki i zbieram potrzebne mi rzeczy. Wychodzę z łazienki i rzucam wszystko na łóżko.
-Boje się ciebie. -mruknęła Eloise.
-Jeszcze będziesz mi dziękować. - zaśmiałam się. Ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłam się a w nich stał Wren. - Wren. Co tu robisz?
-Tak mnie witasz? - spojrzał na mnie rozbawiony.
-Cieszę się, że cie widzę, ale jestem zaskoczona.
-Twoja siostra chce ze mną porozmawiać. - odparł.
-Oh. Powodzenia. - odpowiedziałam zaskoczona. - To jest Elosie. Moja przyszywana siostra. Elo, to jest Wren, mój przyjaciel.
-Miło mi cię poznać Elosie. -odparł z uśmiechem.
-Dobra, idź do Louise. - zaśmiałam się. - Chyba, że chcesz pobawić się z nami?
-Nie ufam ci kiedy trzymasz w ręce nożyczki. - zaśmiał się i wyszedł.
-Nie przejmuj się nim. Na prawdę, wyciągaj kolczyki, zamknij oczy i zrelaksuj się.
Eloise w końcu się poddała. Przycięłam jej końcówki, lecz kolor zostawiłam bez zmian. Podobało mi się jej ombre. Zmyłam mocny makijaż i zrobiłam lżejszy. Uleczyłam wszelki rany. Gdy Eloise spojrzała na swoje odbicie, była zaskoczona.
-Wyglądam... lepiej niż kiedyś. -powiedziała po chwili.
-Teraz czas na zakupy. Tylko najpierw się przebierzesz, żebyś nie straszyła ludzi. - zaśmiałam się. Otworzyłam szafę i przejrzałam karton z mniejszymi ciuchami.
-Wybierz coś sobie. - uśmiechnęłam się.
-Nie musisz tego robić. - powiedziała Eloise.
-Po prostu chcę iść na zakupy. - zaśmiałam się. -Przebieraj się i chodź.
Schodzę na dół i kieruje się do salonu, gdzie Wren i Louise rozmawiali. Zamilkli na mój widok.
-Nie przeszkadzajcie sobie. Zaraz wychodzę. - uśmiechnęłam się.
-Gdzie idziesz? - spytała Louise.
-Z Elo na zakupy. Elo chce się zmienić. Na lepsze. - mówię spokojnie. -Bynajmniej ona. - pomyślałam.
-I ty w to wierzysz? -spytała moja siostra unosząc brew.
-Kochanie, wiem, że nie kłamie. - uśmiechnęłam się. - Rozmawiajcie sobie dalej. - powiedziałam, słysząc kroki Eloise. Ubrała białą koszulę, a do tego czarny sweter i ciemne jeansy. Jej martensy idealnie podkreślały wszystko.
Wren spoglądał na Elo zaskoczony.
-Patrzcie co można zrobić w godzinę. - zaśmiałam się i pociągnęłam Eloise w stronę drzwi. Wybiegłam z moją przyszywaną siostrą i wsiadłyśmy do auta. Spojrzałam na drugą stronę ulicy i ujrzałam Kierana. Odskoczyłam gwałtownie, lecz gdy znów spojrzałam chłopak zniknął.
-Wszystko dobrze? - Eloise zmarszczyła brwi.
-Jasne. - skłamałam i odpaliłam samochód.

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział XXLXII - Louise

Zastanawiałam się, czy jest coś piękniejszego niż piątkowy, marcowy wieczór w Londynie. W tamtej chwili nic innego nie przychodziło mi do głowy. Okna naszego pokoju wychodziły na Tamizę, a niewiele dalej mogłyśmy podziwiać Big Bena.
Jednak nie przyjechałyśmy do Londynu, aby podziwiać widoki czy zwiedzać Tower. Niestety. Musiałyśmy znaleźć księgę. Ale po kilku godzinach jazdy i stania w korkach, zdecydowałyśmy, że zaczniemy poszukiwania rano.
Odwróciłam się od okna, żeby spojrzeć na siostrę, która pisała smsa do Evana. Usiadłam na łóżku i czekałam aż skończy. W końcu odłożyła telefon i spojrzała na mnie zaniepokojona.
-Coś się stało?-spytała.
-Nic bardzo ważnego. Znaczy... nie wiem. Ta przeprowadzka.-wzruszyłam ramionami.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz, proszę. Powinnyśmy się skupić na próbie odzyskania księgi.-poprosiła Flo. Skinęłam głową i położyłam się na łóżku. Wpatrywałam się w milczeniu w sufit. Jeśli moja siostra chciała zamieszkać z Gabrielem i Evanem, to nie mogłam jej zabronić. Ale sama nie byłam na to gotowa. Mieszkanie z siostrą, a mieszkanie z jej chłopakiem i moim... przyjacielem to dwie różne rzeczy. Nie potrafiłabym tego znieść. Ciągła obecność Gabriela by mnie wykończyła. Ale Florence nie chciała o tym rozmawiać, a ja nie mogłam stawać jej na drodze. Jeśli chciała być szczęśliwa z Evanem i z nim mieszkać, to nie zamierzałam jej robić o to wyrzutów. A dom Carlisle'a był zamieszkały tylko przez Lynette. Może by mnie przyjęła.
-Jak myślisz, gdzie ona może być?-Flo przerwała moje rozmyślania. Zerknęłam na nią.
-Nie mam pojęcia. Myślę, że musimy zdać się na instynkt. I może dowiemy się co robiłam przez te kilka godzin w Londynie.-odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od sufitu.
-Przejmujesz się naszą kłótnią. Nadal.-zauważyła moja siostra. Wzruszyłam lekko ramionami.
-Może trochę. Zaraz mi przejdzie, znasz mnie.-odparłam, ale Florence nie wyglądała na przekonaną. Podniosłam się na łokciach, a potem wstałam.-Idę na spacer. Idziesz?
-Jasne. Czemu nie?

-Zgaduję, że nie opowiesz mi, co takiego cię zmieniło?-zaczęła Florence, gdy szłyśmy nabrzeżem Tamizy w stronę London Eye. Nie spojrzałam na nią. Uporczywie wpatrywałam się w wielki zegar, który z każdym naszym krokiem stawał się coraz większy.
-Czemu tak bardzo chcesz poznać tę historię?-spytałam, trochę ostrzej niż zamierzałam.
-Bo jesteś moją siostrą i przyjaciółką. Dlatego wolałabym wiedzieć, co się stało.-Flo nie odpuszczała. Zawsze była uparta i byłam pewna, że tym razem nie da mi się zbyć kilkoma kłamstewkami. Ale nie byłam pewna, czy miałam siłę, żeby o tym opowiedzieć.
-Kiedyś ci opowiem. Obiecuję.-gdy tylko to powiedziałam, poczułam pieczenie na obojczyku. Jasny gwint. Historia sama musi mi się przypominać, żebym ją opowiedziała. Ale jeszcze nie teraz.
-Będziesz mi to powtarzać do śmierci?-Flo była wyraźnie poirytowana moją postawą. Skrzywiłam się, a potem sucho zaśmiałam.
-No tak, świetna gra słów, Flo.-mruknęłam.-Nie będę tego powtarzać do śmierci. Kiedyś ci opowiem. Ale nie dzisiaj.-stałam przy swoim. Też potrafiłam być uparta, ale nie wiedziałam czy moje nerwy wytrzymają. Florence chyba też się nad tym zastanawiała i umyślnie próbowała wyprowadzić mnie z równowagi.
-Aż tak mi nie ufasz, Louise? Jestem twoją siostrą i nie mówisz mi nawet co sprawiło, że nic mi nie mówisz!-oburzyła się, a ja zacisnęłam zęby.

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział XXLXI - Florence

Spoglądam na siostrę, lekko zaskoczona.
-Co się stało? -pytam po chwili.
-Straciłam parę godzin z życia i ocknęłam się w Londynie. Nie umiałam się przenieść tu. Musimy dowiedzieć się, co się w tym czasie działo.
-Jedziemy do Londynu. - dokończyłam za nią. -Przebiorę się i możemy jechać.
Biegnę na górę i przebieram się szybko. Pakuję do torby na wszelki wypadek parę przydatnych rzeczy.Wysyłam sms'a do Evana z odwołaniem wspólnego wieczora i zbiegam na dół.
-Ja poprowadzę. - uśmiecham się lekko. - Na wszelki wypadek.
-Okej. - odpowiada Louise i wychodzimy z domu. Wsiadamy do auta i ruszamy w stronę Londynu.
-Więc, co dokładnie się stało? Jak wróciłaś do Liverpool'u?
-No więc, rozmawiałam z Gabrielem i zemdlałam. I to jest ostatnia rzecz jaką pamiętam. Potem Gabriel powiedział, że się obudziłam i powiedziałam mu, że muszę gdzieś iść. Potem się ocknęłam. Byłam w jakimś klubie, wyszłam na dwór i sprawdziłam lokalizację i godzinę. Była druga w nocy. Zadzwoniłam do Gabriela i poprosiłam, żeby po mnie przyjechał. No i potem przyjechał i wróciłam do Liverpool'u. Próbowałam się przenieść, ale nie potrafiłam.
-Czekaj. Znowu zemdlałaś. - powiedziałam. -Nie pierwszy raz, czy podczas tych omdleń masz jakieś wizje? Które wydarzyły się dawno?
-Tak. - powiedziała ostrożnie. - Skąd wiesz?
-Sama to przeżywam. Jedno podczas drugiej wojny światowej. Z początku nie rozumiałam o co chodzi, ale potem zobaczyłam twarze i wszystko wydawało się znajome. Gabriel ci się oświadczał, podczas naszych urodzin, poznałam Evana i się ze sobą przespaliśmy i potem oczywiście w kulminacyjnym momencie oświadczyn wróciłam. A potem nie wiem w jakich czasach ale włamywałyśmy się do Dekkerów. - opowiadam w skrócie. -Ale potem przerwało.
-Ja byłam w wiktoriańskiej Anglii, nic ciekawego. - powiedziała i zamyśliła się. Prowadzę samochód w ciszy. Skupiam się na tym co mogło się przydarzyć Louise i o co w tym wszystkim chodzi. Przez chwilę zastanawiam się co powiedzieć, brakuje mi swobodnej paplaniny z Louise, ale coś mnie blokuje. A jeśli nie chce mnie słuchać? Z drugiej strony jak nie spróbuję to nie zobaczę.
-Zależy mi na ślubie z Evanem. - powiedziałam, nim zdążyłam zastanowić się. Oderwałam ją z zamyślenia. - Ja wiem, że obie zawsze byłyśmy raczej bez zobowiązań, chyba, że chodziło o telefonię komórkową, ale ślub z nim niczego nie zmieni. Kocham go. Nie umiem bez niego żyć i nawet jeśli będę mieć obrączkę na palcu, mogę iść z tobą rzucać uroki na facetów czy coś. Po prostu, nie chcę go już tracić, tak jak podczas czasu Carlise'a. Wystarczyła chwila, żeby Aaron mnie oczarował a potem cierpiałam nie będąc sprawiedliwa dla Evana. Cholernie, kocham tego świra.
-Nie uważasz, że to za szybko? Florence! Jesteś młoda. Może to i jest miłość na całe życie, ale to wszystko zmieni. Nawet w sensie materialnym.
-Cameron i Ali jakoś biorą ślub ze sobą. Są w naszym wieku. - odpowiadam zaciskając ręce na kierownicy.
-Co mnie obchodzi Cameron i Ali? Ty jesteś moją siostrą. Próbuję cię powstrzymać od głupstwa. Małżeństwo niesie za sobą poważne konsekwencję. 
-Wiem. I jestem gotowa je przyjąć. Nie wiem, Louise co się z tobą stało przez te trzy lata! Nie potrafisz docenić uczucia jakim darzy Cię Gabriel. A może przez te trzy lata, wydarzyło się coś, czym nie chcesz się ze mną podzielić, bo zostawiłam cię zaraz jak utopiłyśmy trupa! Wiedz, że wtedy po prostu stchórzyłam. To nie był mój pierwszy trup. Idealni Fitzgeraldowie, może i to ukrywali, ale ja pamiętałam. Teraz mam gdzieś to czy kogoś rozjadę czy nie. Wtedy było inaczej.
Za nim Louise zdążyła coś powiedzieć, zadzwonił mój telefon.
-Tak, Evan? - odpowiedziałam, starając się uspokoić.
-Coś się stało? Gdzie jesteś?
-Jestem w drodze do Londynu. Louise, nie pamięta kilku godzin swojego życia. Właśnie się kłócimy o nasz ślub. - warknęłam, poirytowana jego troską. - Może oświadczyłeś mi się pod wpływem chwili? Może to odwołamy, sprostujemy i wszyscy będą szczęśliwi.
-Ty też? - odpowiedział cicho.
-Jasne! Moja siostra nie będzie spoglądać na mnie jak na ostatnią kretynkę, chociaż i tak to robi. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
-Musisz się jeszcze na nim wyżywać? Wyobrażasz sobie, że nagle zamieszkamy razem? Może jeszcze niech Gabriel się do nas wprowadzi. A co do niego i do mnie, to się nie wtrącaj. Bo to nie twój interes!
Zjechałam na pobocze i spojrzałam na nią.
-Może w twoim przypadku. Bo to TY nie umiesz przyjść i się wygadać. Bo to TY trzymasz wszystko dla siebie. Gabriel jak ma problem to przychodzi do mnie. Bo jestem jego najlepszą przyjaciółką. A nic nie poradzę, że teraz to TY jesteś jego głównym problemem. Że to przez Ciebie wiecznie cierpi. A jeśli chodzi o zamieszkanie razem, to ja, Evan i Gabriel planowaliśmy mieszkać razem za nim się pojawiłaś. I jeśli chodzi o wspólnie zamieszkanie to TY byś miała problem! -wyrzuciłam z siebie, odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. A potem znów zemdlałam...

Wróciłam do chwili, kiedy tamci Dekkerowie przyłapali tamtą Louise i mnie na włamaniu się do nich.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
-Oddajcie naszą księgę. - spoglądam na swoją dawną postać, zdecydowanie zaszokowana.
-Nie! Ta księga nie jest dla was! Jesteście zbyt nieodpowiedzialne, żeby ją posiadać. - odpowiedział tamten Evan.
-Ja ci zaraz pokażę, co jest nie odpowiedzialne. - rzuciła Flo i ruszyła w stronę Evana, lecz została powstrzymana przez Louise.
-Uspokój się. - powiedziała tamta Louise i przeniosła wzrok na Dekkerów. - To jest nasza rodzinna własność.Chcemy ją z powrotem. Jeśli nam jej nie oddacie, oskarżymy was o kradzież. Kto wam uwierzy? Przecież nasi rodzice, podarują ją nam dopiero na nasze osiemnaste urodziny.
-Oddamy ją wam, pod warunkiem, że przestaniecie z niej korzystać.
-Jasne. - powiedziała tamta Louise z uśmiechem. Oczywiście, nawet ja wiedziałam, że Louise zełgała lecz tamci Dekkerowie to kupili.
-Z resztą, ta księga i tak znalazła by sposób żeby do was wrócić. Zawsze sprowadza właścicieli w miejsce własnego pobytu. - odpowiedział tamten Gabriel i wszystko się rozmazało.

Otwieram oczy i widzę klęczącą nade mną Louise.
-Nie umarłam niestety. - powiedziałam z ironią. -Wiem, jaki jest cel naszej wizyty w Londynie.
-Co? - spojrzała na mnie zaskoczona.
-Księga czarów naszego rodu. - opowiadam jej całą wizję.
-Naprawdę sądzisz, że o to chodzi?
-Warto to sprawdzić.- mruknęłam.
-No to jedziemy. Teraz ja prowadzę. -mówi i pomaga mi wstać.
-Chyba żartujesz... - urwałam. - Jasne, prowadź. Potrzebuję kawy.
Weszłam do auta.
-Zapnij pasy. - mruknęłam. -I tak nie wierzę, że dałam ci prowadzić.
-Ty i Gabriel macie jakiś problem z tym.
-Może i tak.-odpowiedziałam cicho. Wzięłam telefon i wybrałam numer Christiana.
-Myślałem, że o nas zapomniałaś. - powiedział udając oburzenie.
-Jasne. - zaśmiałam się. -Posłuchaj, czy nasza rodzina ma jakąś księgę wodząca? Potężną i takie tam?
-Miała.  -odpowiedział cicho. - Zaginęła. A co?
-Bo właśnie ja i Louise... jedziemy jej szukać. Do Londynu.
-Uważajcie na siebie. - odpowiedział spokojnie. - Dajcie znać jak wam poszło.
-Nie ma problemu. - rozłączam się i wpatruję w drogę. Dojeżdżamy do stacji.
-Zatankuje, a ty kupisz kawę? - pyta Louise.
-Okej. - wychodzę z auta i idę po kawę. Kupuję dwie kawy i jakieś kanapki po czym wracam do Louise. Podaje jej kawę i siadam na ławeczce.
-Masz może pomysł czego mamy szukać i zechcesz się podzielić?- zapytałam.
-Nie wiem. Myślę nad tym, od czego zacząć.
-Może od baru w którym się znalazłaś? -podsuwam i wyciągam telefon. Wybieram numer Evana lecz zgłasza się poczta. - Evan, przepraszam. Byłam zdenerwowana. Nie chciałam nic takiego mówić. Wiesz dobrze, że cię kocham. Nigdy nie przestaną.
Rozłączam się i dopijam kawę.
-Chcesz dalej prowadzić? - pytam Louise a ta kiwa głową. Wsiadam na miejsce pasażera. Ruszamy ku drodze do Londynu. Otwieram schowek i wypada z niego niezły bałagan.
-Kiedy ty tu sprzątałaś?- powiedziała zdziwiona Louise.
-Właściwie to chyba nigdy. - mruknęłam i sięgnęłam po podrabiane paszporty, legitymacje itp. moje i Gabriela.
-Lepiej żebym nie pytała?- spytała Louise spoglądając na znaleziska.
-Patrz na drogę. - mruknęłam.
-Dobrze, dobrze. Ale po co wam do cholery legitymacje pracowników FBI?!
-Wyścigi? Zawsze można udawać tajniaków. A po za tym mieliśmy kiedyś drobną robotę na boku i trzeba było kombinować.
-Pracowałaś?! - spogląda na mnie zdziwiona.
-Tak. Czasem zarabiam kasę, zamiast jej przepuszczać. Po za tym na obrazach i wyścigach też zarabiałam. A to były spore sumy. Gabriel przez jakiś czas był nielegalnym miliarderem. Ale auta i jego jakże przecudowny wygląd kosztują. - zaśmiałam się cicho.
-Ile wy macie samochodów po za tymi? -spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Ja jakieś dziewięć, Gabriel czternaście, Evan sześć. I po dwa ścigacze. Evan się ścigał ale krótko. A wiadomo, że autami codziennymi nie powinno się ścigać.
-Trzymałaś się tutaj tylko z chłopakami? - Louise zmarszczyła brwi.
-Tak. Nie mogłam znaleźć sobie zastępstwa za Ciebie. To byłoby niesprawiedliwe. - odpowiedziałam, przeglądając dalej zawartość. Louise znów nad czymś myślała. Znalazłam kopertę ze zdjęciami. Wyciągnęłam je i od razu wybuchłam śmiechem.
-Co tym razem?- spytała Louise.
-Zdjęcia z tygodnia przebieranek w Londynie. Zerwaliśmy się a tydzień. Byliśmy przebrani za postacie z Harrego Potter'a, Gwiezdnych Wojen, Kucyki Pony, Smerfy, Muppety, Baletnice i za truposze. -śmieję się.
-I oni się na to zgodzili? - Lou uśmiechnęła się lekko.
-Tak, robiliśmy dużo fajnych rzeczy. Gdyby nie fakt, że umarłaś, że była wojna i tym podobne, pewnie robiłabyś coś z nami. Mam nadzieje, że teraz to nadrobimy. -uśmiechnęłam się lekko. Byłam zaskoczona, swoim natłokiem tego, że zaczęłam opowiadać wszystko Louise. - Mam nadzieje, że w końcu zmniejszysz ten dystans i zaczniesz mi się też zwierzać. W końcu jesteśmy siostrzanymi przyjaciółkami na zawsze, zawsze. W dodatku magicznymi. - zaśmiałam się, Lou po chwili również wybuchła śmiechem.
-Nie wierzę, że użyłaś tego określenia. - powiedziała, gdy przestała się śmiać. - Powiedziałam to jako sześciolatka! I nie wiedziałam wtedy, że serio jesteśmy siostrami.
-Miałaś wtedy siedem lat! Albo nawet osiem!- zaśmiałam się.
-Cicho! - zaśmiała się.
W końcu dojechaliśmy do Londynu.
-Więc co robimy najpierw? -pytam spoglądając na Louise.