sobota, 26 lipca 2014

Rozdział XXLXIII - Florence

Przyglądam się zawartości swojej szafy zamyślona. Evan w tym czasie rozsiada się na moim łóżku. Oczywiście ma na sobie jeansy, dopasowaną marynarkę i koszulę. A wszystko dopełniają czarne conversy. I wygląda idealnie.
-Jak to możliwe, że ty wyglądasz tak cudownie, a ja nie mam się w co ubrać? - powiedziałam poirytowana, przeglądając zawartość szafy.
-Kochanie, tobie we wszystkim jest ładnie. - odpowiada, przyglądając mi się z uwodzicielskim uśmiechem.
-Daruj to sobie. - mruknęłam. -Moje pierwsze słowo to była perfekcja. Jestem tego pewna.
Wyciągnęłam z szafy kaszmirowy sweter.
-Sweter i spodnie czy sukienka? - pytam go.
-Zdecydowanie sukienka. - odpowiada Evan z jeszcze większym uśmiechem. Wywracam oczami.
-Czemu to mnie nie dziwi? - spojrzałam na niego.
-Widzisz kochanie, jestem mężczyzną i lubię gdy moja narzeczona wygląda ślicznie. - mówi ze śmiechem. Rzucam w niego sukienką.
-To sam się w nią ubierz! - mruknęłam i ubrałam białą koszulę i sweter. A do tego ciemne rurki. - Mam nadzieje, że wyglądam znośnie.
Evan wywrócił oczami i przyciągnął mnie do siebie.
-Wyglądasz przepięknie. - mruknął, całując mnie w dłoń.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - A teraz skończ mnie dezorientować, idziemy na kolację do John'a i Sarah, więc pozbądź się twoich brudnych myśli.
-Skąd wiesz, że mam brudne myśli? -Wstał i uśmiechnął się do mnie.
-Proszę cię, ty je zawsze masz. - zaśmiałam się i pociągnęłam go w stronę drzwi. Schodzimy na dół gdzie Gabriel i Louise oglądali jakiś film. Zatrzymali go na nasz widok.
-W końcu wyglądamy jak normalne osoby. My wychodzimy, wy oglądacie film, albo chociaż udajecie. Nie wywołajcie wojny przez jeszcze tydzień, okej? -uśmiecham się słodko, nalewając sobie wody.
-Myślisz, że w naszym wypadku może być normalnie? - zapytał Gabriel, rzucając we mnie żartobliwie pocornem.
-Taa, to raczej nie możliwe. - zaśmiałam się.
-Nie idziesz w sukience? - zdziwiła się Louise.
-No właśnie, ja chciałem, żeby poszła w sukience. Ale jest uparta. - wtrącił Evan z uśmiechem. - Może ją przekonasz do zmiany?
-W wolnym tłumaczeniu. Louise, przebłagaj ją do ubrania sukienki, ponieważ bardzo lubię podziwiać jej nagie ciało. - mruknęłam. - Co wy się zmówiliście do widywania mnie w sukience?
-Wcale się nie zmówiliśmy! - odpowiedział Evan.
-Ale to nie ja mam kosmate myśli na widok swojej dziewczyny w sukience! - oskarżyłam go.
-Ona ma rację, Evan. Musisz powoli zacząć się skupiać na tym, że jutro jest Rada! Nogi Florence nie powinny cię rozpraszać.
-Zdrajczyni! - rzucił Evan na co Louise posłała mu buziaka. Gabriel wybuchnął śmiechem.
-Ale z was idioci. - mruknęłam, wywracając oczami. Zaczęłam ubierać kurtkę.
-Pamiętajcie, że na drodze są inni ludzie, zwierzęta, samochody i domy. Więc zachowajcie ostrożność. - powiedział Gabriel.
-Pamiętajcie, że macie po sobie posprzątać a kanapa nie wszystko wytrzyma. - mruknęłam.
-Ale my będziemy grzeczni! - powiedzieli równocześnie Gabriel i Louise.
-Bo wam uwierzę. - zaśmiałam się. -Bawcie się dobrze.
Pociągnęłam Evana za rękę i wyszliśmy. Jechaliśmy samochodem Evana. Przez całą drogę, Evan udawał, że wcale nie rozpraszam go. Bawiło mnie droczenie się z nim. Dojechaliśmy pod dom John'a i Sarah. Wyszłam z auta i poszliśmy pod drzwi. Otworzył nam wujek John. Uściskał mnie na powitanie a Evanowi podał rękę.
-Miło was widzieć. - powiedział, zamykając drzwi za nami.
-Dziękujemy za zaproszenie. - powiedział Evan spiętym tonem. Pewnie spodziewa się jakiejś gadki pod tytułem ,,Jak skrzywdzisz Florence..''
-Jesteście u nas mile widziani. - powiedział John i poprowadził nas do salonu. Sarah właśnie wychodziła z kuchni.
-Florence! - powiedziała i podeszła do mnie. Przytuliła mnie mocno. - Jak miło cię widzieć. Nie mam pojęcia jak ci dziękować za uratowanie John'a.
-Nie dziękuj. - uśmiechnęłam się. - Nie pozwoliłabym mu być, tym czymś.
-Wiem. - uśmiecha się. - Ale i tak dziękuje.
-Nie ma za co. - spoglądam na nią trochę speszona. Pociągam Evana za rękę. - To jest Evan. Mój narzeczony.
-Miło mi cię poznać, Evanie. - uśmiecha się.
-Eloise i Elias zaraz powinni zejść.- odpowiedziała z uśmiechem.
-Pomóc ci coś? -zapytałam Sarah.
-Nie, wszystko już gotowe. - uśmiechnęła się. - John, zaprowadź ich do jadalni a ja pójdę po Eliasa i Eloise.
-Nie ma problemu kochanie. - uśmiechnął się do niej i ruszyliśmy do jadalni. Evan jak na dżentelmena przystało odsunął mi krzesło, a potem zajął miejsce obok mnie. Do jadalni weszła Sarah a za nią dwójka nastolatków. Elias był wysokim, szczupłym chłopakiem o ciemnych włosach. Natomiast Eloise miała czarne włosy z różowym ombre, kolczyk w nosie i koszulkę z napisem ,,Kill system.'' Obrzuciła Evana zalotnym uśmiechem, wywołując u mnie atak nienawiści. Zostaliśmy sobie przedstawieni po czym zaczęliśmy jeść. John i Sarah wypytywali Evana o studia, jak Mellisa sobie radzi z ciążą i takie tam. Elias był zainteresowany w jakie gry, grywa Evan gdy ma trochę czasu. Eloise siedziała cicho, przyglądając się od czasu do czasu Evanowi.
-A ty Florence? Czym się zamierzasz teraz zająć? - spytała Sarah. Przełknęłam i odłożyłam widelec. Nie zastanawiałam się nad tym. Wszyscy przyglądali mi się zainteresowani.
-Ja... jeszcze nie wiem. Wiecie, wojna dopiero się skończyła a nie chce wracać już na studia. - odpowiedziałam cicho.
-A kiedy planujecie ślub? -Sarah miała chyba dziś dzień ciężkich pytań.
-My... jeszcze nie wiemy. Louise ma problem z akceptacją naszej decyzji. - odpowiedziałam cicho.
-Może zjemy deser? - zaproponował John. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
-Jasne, czemu nie? - Sarah wstała i uśmiechnęła się. -Chodźmy do salonu.
-Podziękuje. - mruknęła Eloise i wyszła na taras.
-Nie przejmujcie się. - powiedział Elias. - Ona zawsze taka jest.
-Zaraz wracam.- powiedziałam i ruszyłam za Eloise. Siedziała na ławce i paliła papierosa.
-Aa, to ty. - mruknęła.
-Tak, to ja. -siadłam obok niej. - Weź, skończ się ślinić na widok Evana albo będę Ci musiała to ręcznie wytłumaczyć. A chyba słyszałaś o moich niezwykłych zdolnościach.
Eloise spojrzała na mnie zaskoczona i z lekkim podziwem.
-Jesteś spoko. - powiedziała i podała mi papierosa. Na ogół nie palę, ale zrobię wyjątek. - Chcesz się ze mną zakumplować.
-Tak. Skąd wiesz? - zaciągam się papierosem i jej oddaję.
-Nie wiem. - wzrusza ramionami. - Przeczucie.
-Dobrze przeczuwasz. Przeciwko czemu się buntujesz?
-Nietolerancji, walczę o wolność słowa, wolność wyznania i prawa dla homoseksualistów. Czasem jakieś mniejsze sprawy. Chociaż, znudziło mi się już walczenie z systemem. Bycie czarownicą w tym przeszkadza, a fakt, że moc się nie ujawniła wciąż jeszcze bardziej zawadza.
-Palisz zioło czy jakieś inne prochy? Albo paliłaś, brałaś?
-No, a co?
-Masz swoją odpowiedź. Musimy sami je wywołać. - mruknęłam. - To nie jest niemożliwe.
-Na prawdę chcesz mi pomóc? - pyta spoglądając na mnie.
-Tak. Na prawdę. Zasługujesz na to. I może w końcu przestaniesz się ciąć i buntować. -uśmiecham się.
-Skąd wiesz, że się tnę? - pobladła.
-Sama takie rzeczy robiłam. Jak uciekłam z Formby, tak sobie pomagałam, wcześniej też. Rany goiły się szybko i teraz wiem dlaczego. Ale to nie pomaga. To spycha cię na dno.
-Powiesz im? - spogląda na mnie nie ufnie.
-Jak obiecasz, że przestaniesz to nie.
-Obiecuję. - uśmiecha się lekko.
-Daj rękę. - powiedziałam, Eloise spojrzała na mnie nie ufnie ale podała mi dłoń. Odsłoniłam rany i je uleczyłam.
-Jak...? - spojrzała zdziwiona.
-Magia. -zaśmiałam się i wstałam. -Idziesz?
-Tak, ale pamiętaj, że ci ufam jak mnie zdradzisz to pożałujesz.
-Zamierzam ci pomagać, a nie zdradzić. - uśmiechnęłam się i ruszyłam do salonu. Eloise ruszyła za mną. W salonie wszyscy byli zadziwieni tym, że Eloise wróciła ze mną. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, zjedliśmy deser i zaczęliśmy się zbierać z Evanem. Wymieniliśmy się numerami i poszliśmy do auta.
-Ty i Gabriel gdzie właściwie mieszkacie? - zapytałam po chwili milczenia.
-Z wszystkimi. Znaczy mamy trochę jakby odosobnione mieszkanie, które jest identyczne jak nasze stare, z tym, że jesteśmy bliżej Mel, Tess i Ivy. Skąd takie pytanie?
-No bo jakoś, nie pytałam. - mruknęłam cicho. Evan zatrzymał samochód i spojrzał na mnie.
-Co się dzieje? - spytał, biorąc mnie za rękę. - Chodzi o Louise i nasz ślub?
-Tak, ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Proszę. - spojrzałam na niego błagalnie. Evan wyszedł z auta i otworzył mi drzwi.
-Chodź. - podał mi rękę i pomógł wyjść.
-Co robisz?
-Skoro nie chcesz rozmawiać, to cię przytulę i pozwolę ci pomilczeć. - mówi i przyciąga mnie to siebie. Wtulam się w niego.
-Kocham cię Evan. - szepczę cicho.
-Ja ciebie też. - powiedział i wziął mnie za rękę. -Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
-A jak pojawi się inna dziewczyna, którą pokochasz? - spytałam nagle.

-Na pewno taka będzie, będzie mała, podobna do mamy która stoi przede mną. - uśmiechnął się. Spoglądam na niego zaskoczona.
-Chcesz mieć ze mną dzieci?
-Kiedyś tak.- szepnął mi do ucha. - Na razie chce mieć ciebie tylko dla siebie.
-Mi pasuje. - zachichotałam. Wróciliśmy do domu spacerem. Gdy otworzyliśmy drzwi dobiegły nas dźwięki kłótni.
-Chyba wiem, jak się kroi cholerną marchewkę! - usłyszałam wzburzony głos Louise.
-Chciałem Ci tylko pomóc. -bronił się Gabriel. Zamknęliśmy za sobą cicho drzwi i słuchaliśmy dalej.
-Obejmując mnie? Wybacz, że nie chciałam sobie odciąć palców. - mruknęła Louise.
-Dobrze, że już jedliśmy. - szepnęłam do Evana.
-Nie gniewaj się na mnie. - powiedział Gabriel.
-Gdzież bym śmiała się na Ciebie wkurzać. - mruknęła Louise rozbawiona.
-Mój urok zawsze działa. - zaśmiał się Gabriel.
-A razem z nią, wrodzona skromność. - ucięła Louise.
Wchodzę do kuchni z rozbawionym uśmiechem.
-Rozumiem, że dzisiaj nic nie jemy. - zaśmiałam się, siadając na krześle. Evan objął mnie w pasie, stojąc obok.
-Wy już jedliście. - odpowiedział Gabriel. - Jak kolacja?
-Poznaliśmy Eliasa i Eloise.  Dzieci Sary.
-Eloise jest dosyć... zbuntowana - wtrącił Evan. - A Elias jest dobrze ułożony, zna się na trendach, miałem wrażenie, że ze mną flirtuje. Wydaje mi się że... no wiecie.
-Też się znam na trendach! Chodzę z Florence na zakupy co dwa tygodnie. Wyglądam bosko. Też uważasz mnie za homoseksualistę? - zapytał Gabriel.
-Nie o to mi chodziło! - powiedział Evan. - Po prostu, zachowywał się inaczej.
-To nie robi z niego geja. - odpowiedział Gabriel. -Tak jak moja szafa pełna ciuchów, też nie robi ze mnie geja. Może po prostu, nie jarają go typowe męskie zachowania.
-Tylko zasugerowałem. - mruknął Evan.
-Wracając do kwestii rodzeństwa. Eloise ma problemy. -wtrąciłam, przerywając tą idiotyczną konwersację. - A Eliasa poznam lepiej kiedy indziej. Atmosfera była miła, szkoda, że nie poszliście z nami.
-Ja i tak się zastanawiam, jakim cudem nie ubrałaś sukienki. - powiedziała Louise.
-Tak, żałuję tego trochę. Bliźniaki Sary kręciły się obok mojego narzeczonego, tak to by się skupiał tylko na mnie. - zaśmiałam się cicho.
-A potem byście się rozmnażali w aucie. - Louise wywróciła oczami.
-Skąd wiesz, że tego nie robiliśmy siostrzyczko? - zaśmiałam się.
W tym momencie, zadzwonił dzwonek do drzwi. Ruszyłam do drzwi. Gdy je otworzyłam, ujrzałam w nich Eloise.
-Przeszkadzam ci? - zapytała cicho.
-Wchodź. - uśmiechnęłam się. -Poznasz Gabriela i Louise.
Eloise weszła wolno. Zaprowadziłam ją do kuchni. Gabriel spojrzał na moją przyszywaną siostrę zaskoczony, natomiast wzrok Louise pozostawał bez zmian. Niewzruszony.
-Kochani. - uśmiechnęłam się lekko. -To jest moja przyszywana siostra Eloise. A to Gabriel i Louise.
-Cześć. - powiedziała cicho. -Możemy pogadać same?
-Jasne. Evan, zaczekasz? - spojrzałam na swojego chłopaka.
-Wrócę na chwile do siebie. - odpowiedział, pocałował mnie i wyszedł. Zaprowadziłam Eloise do mojego pokoju i zamknęłam drzwi.
-Co się stało? -spytałam Eloise.
-Potrzebuje się wygadać. W sumie to nie wiem co potrzebuje. - odpowiedziała cicho.
Wzięłam dwie poduszki i położyłam obok łóżka. Wyjęłam z szafki wafelki. Usiadłyśmy.
-Opowiedz wszystko, czym chcesz się podzielić.
-Od czego by tu zacząć. Mój ojciec był światowej sławy biznesmenem. Wiesz, wyjeżdżał na jakieś konferencje, podróże i takie tam. Moja mama już wtedy pracowała u John'a. A ja chodziłam do dobrej szkoły, wiesz byłam bogatą laską i miałam towarzystwo z górnej półki. Najważniejsza paczka w szkole, byłam cheerleaderką. Elias i mój były chłopak Tom, grali w piłkę nożną i wiesz, byliśmy elitą. Ale ja zawsze odróżniałam się od moich znajomych. Oni po szkole chodzili na zakupy, do fryzjera i takie tam, natomiast ja udzielałam się w schroniskach, wolontariatach. Pewnego dnia, skończyłam wcześniej lekcje i wróciłam do domu. Mój ojciec posuwał w salonie swoją sekretarkę. Jak mnie zobaczył, uciekłam do swojego pokoju. Przyszedł po chwili i zapytał czy powiem mamie, byłam wściekła, nawrzucałam mu od najgorszych i powiedziałam, że nic nie powstrzyma mnie od tego, żeby powiedzieć mamie jakiego drania poślubiła. Wtedy wymierzył mi policzek, tak bolało, że wpadłam na okno. Rozwaliłam sobie nos i uciekłam. Przesiedziałam noc w parku. Nie miałam dokąd pójść. Co miałam powiedzieć moim znajomym? I tak by nie zrozumieli. Wróciłam na następny dzień do domu. Powiedziałam, że przewróciłam się w schronisku a potem zasnęłam u koleżanki. Wieczorem mój tata zaprosił znajomych i zrobili sobie grilla na ogródku. Powiedziałam, że się źle czuję. Siedziałam w pokoju i cięłam wszystkie swoje ubrania. Nie obchodziło mnie czy miało na metce napis Prada czy Chanel. Każda rzecz od tatusia. Następnie otworzyłam balkon i wszystkie wyrzuciłam do ogródka. Mama i Elias byli zaskoczeni. Jego znajomi oburzeni. Wiesz, grupa osób która wyznaje Pradę.
Wyszłam z domu i pojechałam do Tom'a. Zerwałam z nim na zasadzie ,,Hej Tom, mam dobrą wiadomość. Znów jesteś singlem.'' A potem pojechałam do baru. Zaczęłam uwodzić żonatych, w związkach i potem doprowadzałam do zdemaskowania ich. Nie ciągałam ich do łóżka. Wciąż jestem dziewicą. Ale rzucali się jak wiewiórki do orzechów. W końcu matka przyłapała ojca na zdradzie i na tym co mi zrobił. Myślałam, że go zabije. Nie zrobiła tego. Przeprowadziliśmy się. Ale mój bunt został. Ładowałam się w kłopoty notorycznie. I pojawił się wtedy John. Mama opowiadała o nim, ale w pewnym momencie, widać było, że się zakochała. Bałam się, że ją skrzywdzi a moja bezsilność doprowadzała mnie do szał. Przezimowałam klasę, po zerwaniu z Tomem nie chodziłam do szkoły. Ale to już za mną. Wiem, że John kocha moją mamę. Ale moje kłopoty ciągle są za mną. Pakuje się w nie, nawet jeśli tego nie chcę. Chciałabym znaleźć chłopaka, który mnie pokocha, wybrać studia, skończyć dążyć do samo destrukcji.
-Mogę ci pomóc. - uśmiechnęłam się. - Wywołamy moc, zmienimy trochę wygląd, zachowanie.
-Pobawimy się w ,,Pamiętnik Księżniczki''?
-Serio wyglądam tak staro jak babcia Mii? - spojrzałam na nią udając urażoną. Wybuchamy śmiechem. - Dobra, zajmiemy się tobą. Poczekaj tu.
Zbiegam na dół i wpadam do kuchni, gdzie Louise daje spróbować coś Gabrielowi.
-Mnie tu nie ma. - uśmiechnęłam się słodko. Podbieram im dwa plasterki ogórka.
-Co ona tu robi? - pyta Louise.
-Potrzebuje pomocy. A ja jej pomogę. - odpowiadam i wychodzę. Sadzam Eloise przed lustrem.
-Co zamierzasz zrobić? - spogląda na mnie nie ufnie.
-Pobawimy się w spa. Wyjmij wszelki piercing. -wchodzę do łazienki i zbieram potrzebne mi rzeczy. Wychodzę z łazienki i rzucam wszystko na łóżko.
-Boje się ciebie. -mruknęła Eloise.
-Jeszcze będziesz mi dziękować. - zaśmiałam się. Ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłam się a w nich stał Wren. - Wren. Co tu robisz?
-Tak mnie witasz? - spojrzał na mnie rozbawiony.
-Cieszę się, że cie widzę, ale jestem zaskoczona.
-Twoja siostra chce ze mną porozmawiać. - odparł.
-Oh. Powodzenia. - odpowiedziałam zaskoczona. - To jest Elosie. Moja przyszywana siostra. Elo, to jest Wren, mój przyjaciel.
-Miło mi cię poznać Elosie. -odparł z uśmiechem.
-Dobra, idź do Louise. - zaśmiałam się. - Chyba, że chcesz pobawić się z nami?
-Nie ufam ci kiedy trzymasz w ręce nożyczki. - zaśmiał się i wyszedł.
-Nie przejmuj się nim. Na prawdę, wyciągaj kolczyki, zamknij oczy i zrelaksuj się.
Eloise w końcu się poddała. Przycięłam jej końcówki, lecz kolor zostawiłam bez zmian. Podobało mi się jej ombre. Zmyłam mocny makijaż i zrobiłam lżejszy. Uleczyłam wszelki rany. Gdy Eloise spojrzała na swoje odbicie, była zaskoczona.
-Wyglądam... lepiej niż kiedyś. -powiedziała po chwili.
-Teraz czas na zakupy. Tylko najpierw się przebierzesz, żebyś nie straszyła ludzi. - zaśmiałam się. Otworzyłam szafę i przejrzałam karton z mniejszymi ciuchami.
-Wybierz coś sobie. - uśmiechnęłam się.
-Nie musisz tego robić. - powiedziała Eloise.
-Po prostu chcę iść na zakupy. - zaśmiałam się. -Przebieraj się i chodź.
Schodzę na dół i kieruje się do salonu, gdzie Wren i Louise rozmawiali. Zamilkli na mój widok.
-Nie przeszkadzajcie sobie. Zaraz wychodzę. - uśmiechnęłam się.
-Gdzie idziesz? - spytała Louise.
-Z Elo na zakupy. Elo chce się zmienić. Na lepsze. - mówię spokojnie. -Bynajmniej ona. - pomyślałam.
-I ty w to wierzysz? -spytała moja siostra unosząc brew.
-Kochanie, wiem, że nie kłamie. - uśmiechnęłam się. - Rozmawiajcie sobie dalej. - powiedziałam, słysząc kroki Eloise. Ubrała białą koszulę, a do tego czarny sweter i ciemne jeansy. Jej martensy idealnie podkreślały wszystko.
Wren spoglądał na Elo zaskoczony.
-Patrzcie co można zrobić w godzinę. - zaśmiałam się i pociągnęłam Eloise w stronę drzwi. Wybiegłam z moją przyszywaną siostrą i wsiadłyśmy do auta. Spojrzałam na drugą stronę ulicy i ujrzałam Kierana. Odskoczyłam gwałtownie, lecz gdy znów spojrzałam chłopak zniknął.
-Wszystko dobrze? - Eloise zmarszczyła brwi.
-Jasne. - skłamałam i odpaliłam samochód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz