poniedziałek, 24 października 2016

2.03 ~ Louis.

W momencie, w którym Louise i Gabriel odwieźli Florence i Evana na lotnisko, wszyscy odczuli ulgę. Ich kłótnie były nie do zniesienia. Wczorajszego wieczoru, Flo wywołała trzęsienie ziemi. Przekonanie jej do wyjazdu, graniczyło z cudem. Leżałem i odpoczywałem od nic nie robienia, gdy poczułem, że coś mnie dźga w bok. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Lolę.
-Pobaw się ze mną! - powiedziała, spoglądając na mnie.
-Paskudo, daj mi odpocząć. - mruknąłem wywracając oczami.
-Ale ja chce się bawić. - dziewczynka tupnęła nogami.
-Jesteś żywym przykładem, dlaczego w przyszłości nie będę ojcem.
-Jesteś oschły i wredny, to jest przykład. Ale i tak będziesz miał dziecko z Grace.  - powiedziała, a ja zerwałem się i spojrzałem na nią.
-Z Grace? - zmarszczyłem brwi.
-Co?! - Lola podskoczyła i spojrzała na mnie spłoszona.-Gdzie Grace? Jaka Grace? Muszę iść, mam ważny telefon.
Lola próbowała odbiec ode mnie, ale się przewróciła. Zerwałem się i podbiegłem do niej.
-Paskudo! Co się dzieje? - potrząsnąłem nią delikatnie. -Lola!
-W głowie mi się zakręciło. - powiedziała, siadając. -Myłeś kiedyś zęby? Albo użyłeś chociaż gumy do żucia?
-Całe szczęście, wszystko w porządku. - Usiadłem obok Loli.
-Martwisz się o mnie! - powiedziała dziewczynka. Nim zdążyłem coś odpowiedzieć, ktoś zadzwonił do drzwi. Wziąłem dziewczynkę na ręce i otworzyliśmy drzwi.
-Przyszłam Ci pomóc z Lolą. - powiedziała Grace, wchodząc do domu i ściągając płaszcz. W ostatnim czasie brakowało mi jej towarzystwa. Przepadała bez słowa, była drażliwa i nie odbierała moich telefonów. Westchnąłem, musiałem z nią porozmawiać. Ale nie miałam żadnego pomysłu. Grace bez słowa, wzięła Lolę i poszła z nią do kuchni. Ruszyłem za nią.
-Przecież poradziłbym sobie z Lolą. - powiedziałem, zaczynając jakikolwiek temat.
-Lola jest dzieckiem, nie możesz dać jej zupki z proszku i herbaty z rumem. - powiedziała Grace, spoglądając na mnie.
-Wcale nie zrobiłbym jej zupki z proszku. - zaprotestowałem. - Chciałem zamówić chińszczyznę...
-No dobra, lepsze to niż zupka z proszku. - Grace się uśmiechnęła. Była taka piękna. Zaraz, co? -Ale na kolację będą placuszki z dyni na słodko.
-Widzisz Louis? Grace umie gotować. - Lola poruszyła się na krześle.
-Mogę Ci jakoś pomóc? - spytałem.
-Pokrój truskawki. - powiedziała Grace, szukając potrzebnych składników. Próbowałem skupić się na swoim zadaniu, lecz obecność Grace ciągle mnie rozpraszała. Kiedy w końcu udało mi się pokroić truskawki, nie tracąc przy tym palców, wszystko było już prawie gotowe. Grace zabawiała Lolę dziwnymi minami czy łaskotaniem. W końcu do domu wróciła Louise wraz z Gabrielem i usiedliśmy do kolacji. Po kolacji Lola razem z Louise oglądała Grę o Tron, Gabriel robił coś na laptopie, a ja pomagałem sprzątać Grace. Kto by pomyślał, że zmywarki ułatwiają ludziom życie?
-Ja już będę się zbierać. - powiedziała Grace.
-Odprowadzę Cię. - mruknąłem. -Gabriel, idę odprowadzić Grace, kupić coś po drodze?
-Mieszkanie sobie kup. - odpowiedział Gabe, szczerząc się do mnie. Wywróciłem oczami i ruszyłem za Grace, która poszła pożegnać się jeszcze z Lolą i Louise. Gdy wyszliśmy, nie wiedziałem jak zacząć temat. Westchnąłem.
-Dlaczego się nie odzywasz do mnie? - spytałem, spoglądając na przyjaciółkę. Przyjrzałem się jej. Była szczupła, jasne jeansy podkreślały jej szczupłe ciało, natomiast włosy opadały delikatnie na ramiona. Miała śliczne oczy i usta. Szczególnie usta.
-Louis? Czy Ty mnie słuchasz? - Grace pomachała ręką przed moją twarzą. W środku coś aż mnie paliło. Nie wiele myśląc przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Grace po chwili oddała pocałunek. Jej usta  były miękkie i ciepłe, objąłem ją. Trwaliśmy tak, do momentu w którym poczułem łzy Grace na swojej twarzy.
-Grace, co się stało? - spojrzałem na nią zaskoczony.
-Nie mogę... - wyszeptała i uciekła. Próbowałem ją złapać, ale bieganie za zmiennokształtnym w  moim stanie było bezsensowne. Wróciłem do domu i od razu ruszyłem do barku. Nalałem sobie szkockiej i od razu wypiłem, czując na sobie zaskoczone spojrzenia Lou i Gabriela.
-Wszystko w porządku? - spytała Louise.
-Louis całował się z Grace, bo mu się podoba, ale ona zaczęła płakać i uciekła. No i Louis też przeklina siebie, za słabą kondycję. - powiedziała Lola. Odwróciłem się zaskoczony i spojrzałem na nią.
-Skąd wiesz? - spytałem.
-Więc to prawda?! - Lou i Gabriel spytali równocześnie.
-Duszno mi. - powiedziała cicho Lola. -Słabo. Dusze się.
Dziewczynka opadła na podłogę.
-Lola, kiepski żart. - powiedział Gabriel, a ja zerwałem się.
-To nie żart. To już drugi raz dzisiaj! - powiedziałem i potrząsnąłem lekko dziewczynką. -Lola? Paskudo? Jest nieprzytomna! Trzeba wezwać pogotowie!!
-Jestem lekarzem! - powiedział urażony Gabriel, pojawiając się obok mnie i badając puls Loli.
-Ja mówię o PRAWDZIWYM lekarzu. - powiedziałem, szukając telefonu.
-Jej puls jest bardzo szybki! To jest coś o NASZYM podłożu. Trzeba zadzwonić po uzdrowicieli.
Louise wyciągnęła telefon i wybrała numer, w tym samym czasie Gabriel ułożył Lolę na sofie. Uzdrowiciele przybyli po dziesięciu minutach i wyprosili nas z pokoju.
-Trzeba zadzwonić po Flo. - powiedziałem, spoglądając na Louise.
-Chyba zwariowałeś, nie wiemy co Loli jest, a Ty panikujesz. Może przejadła się cukrem czy coś. W końcu została z Tobą. Flo nas zabije. Loli nic nie będzie.
-Lola umiera. - powiedział jeden z uzdrowicieli, wchodząc do kuchni. - Została trafiona klątwą. Nie wiemy jaką, ani z czyjej księgi czy rąk. Lola się starzeje. Ma jakąś dobę nim... odejdzie.
-I nic się nie da z tym zrobić?! - ryknął Gabriel. - To za co do cholery wam płace?!
-Wzięliśmy próbkę krwi, do naszego laboratorium. Zrobimy co w naszej mocy. - powiedział drugi z uzdrowicieli. Mężczyźni pożegnali się i wyszli.
-Zrobimy co w naszej mocy! - sparodiował nowy głos. Wszyscy troje podskoczyliśmy i obróciliśmy się, by ujrzeć władcę piekieł we własnej osobie, w markowych okularach, z kawą ze Starbucks. Cały Lucyfer. Pan i władca. Posiadacz własnej sieci klubów o błyskotliwej nazwie '' Demons ''. -Powiem tak. Lola Fitzgerald-Dekker została trafiona klątwą z waszej rodzinnej księgi droga Louise. Przez niejaką Maud. W ciągu 24 godzin umrze, ale to wiecie. Jest na to sposób. Tu pojawiam się ja, niosę dwie propozycje. Pierwsza odzyskujecie swoje moce i niektóre wpływy, nie zostając przy tym demonem. Druga, ratuję życie Loli, aczkolwiek zostaje pół-demonem.
-Czego oczekujesz w zamian? - spytał Gabriel.
-Za Lolę, pomocy Florence Fitzgerald w utrzymaniu dobrego stanu zdrowia mojej żony i przyszłego następcy. Natomiast za wasze moce, Gabrielu i Louisie, potrzebuje pomocy w drobnej sprawie.
-A ja co mam robić? - spytała Louise.
Lucyfer spojrzał na nią zaskoczony. Po chwili jednak wróciła jego obojętna mina.
-Rób to co robisz. Robisz to najlepiej. - powiedział z drobnym uśmieszkiem. -Ktoś musi pilnować Loli. Jej przemiana będzie długa i bolesna. Niekoniecznie dla niej.
-Nie powinniśmy spytać o zgodę Florence? - spytałem.
-Za jakieś cztery godziny to dziecko będzie pełnoletnie. Nim Florence się tu pojawi, może być martwe. Myślę, że macie większą szansę zginąć z jej rąk, jeśli nie uratujecie Loli.
-Florence będzie wściekła. - powiedziała Louise, spoglądając na Lucyfera z wyższością.
-Lepsza wściekła z żywą córką, niż martwą. - powiedział Lucyfer, wywracając oczami. - Moje oferty wygasną za 3..2..
-Dobra, zgadzamy się. - powiedział Gabriel. Louise spojrzała na niego wkurzona.
-Jesteś świadomy tego co Ty robisz? - spytała.
-Louise. Znam Lucyfera, nie od wczoraj. - westchnąłem. - Jeśli coś obiecuje, to tak będzie.
-Och Louis, byłeś takim dobrym demonem... - mruknął Luc. - Dobrze, to gdzie Lola? Pora ją uratować, nim będzie starsza od własnej matki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz