niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział XLI - Tessa

Mężczyzna, który wszedł do pokoju nie mógł pozostać przeze mnie nie zauważony. Momentalnie rozdziawiłam usta... Ze zdziwienia? Z zachwytu? Nie potrafiłam nazwać tego odczucia. Wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy. Wyglądał jak... Nie potrafiłam tego pojąć. Zerknęłam na Lynette stojącą kilka kroków za nim. W ich rysach twarzy było coś podobnego. Rodzeństwo? Nie trudno mi w to było uwierzyć. Lyn wspomniała, że ma starszego brata, ale nie wyobrażałam sobie takiego kogoś. Chociaż Lynette była piękna, nigdy nie wyobrażałam sobie jej brata... Tak.
-Morderczyni.-to jedno słowo wydobyło się z jego ust i nagle cały jego urok zniknął. Wpatrywał się w Louise, a właściwie Maud. Gabriel natychmiast stanął między nimi.
-Jak ją nazwałeś?-warknął, patrząc na starszego Martina z nieskrywaną nienawiścią. W tym momencie zrozumiałam, że Gabriel prawdziwie kocha Louise i jest gotów poświęcić dla niej wszystko. Nie był w stanie znieść jakiejkolwiek jej zniewagi, nawet jeśli miał to przypłacić życiem.
-Morderczynią.-powiedział mężczyzna, nadal patrząc na Louise ponad ramieniem mojego brata.-Trzy lata temu, w Formby, zamordowała mojego przyjaciela, Keegana.-powiedział. Lynette dotknęła delikatnie ramienia brata.
-Wren, musiała zajść jakaś pomyłka...-próbowała mu wytłumaczyć, ale widać było, że jej nie słucha. Lyn spojrzała na Maud, siedzącą niczym pasożyt w ciele Louise Tempest.-Maud, pozwól jej to rozwiązać.-poprosiła delikatnie. Oczy dziewczyny podjechały do góry i po ułamku sekundy była z nami Louise. Zauważyłam, że Gabriel odwrócił wzrok od sceny przemiany, wzdrygając się. Zmarszczyłam brwi. Był w stanie poświęcić wiele dla Louise, ale... ale nie dla Maud.
-Wren, tak?-Lou popatrzyła na mężczyznę i zrobiła krok w jego stronę.-Chodzi ci o Keegana, który flirtował z Florence?
-Czarnowłosą czarownicą? Tak, ten. Rzuciłaś na niego zaklęcie, a potem wrzuciłaś jego ciało do morza. Nie próbuj się tłumaczyć, widziałem dowody.
-Do... dowody?-Lou wyglądała na przerażoną, a z kolei w oczach Wrena widziałam triumf.
-Zdjęcia, które zrobił strażnik, Logan Wells, zanim ktoś usiłował wyczyścić mu pamięć i je usunął.-Lynette, stojąca za bratem patrzyła na całą scenę zszokowana.
-To był wypadek...-zaczęła Louise, ale Wrenowi to wystarczyło jako przyznanie się do winy.
-Nie ujdzie ci to na sucho!-syknął i wyszedł z domu, kipiąc ze złości. Lynette wybiegła za nim, krzycząc, żeby się zatrzymał i to przemyślał. Popatrzyłam na mojego brata i jego ukochaną, a potem na Camerona, który stał na baczność cały czas, który Wren spędził w pokoju. Wyszłam wolno z domu, sprawdzić, czy u Lyn wszystko w porządku. Stała na podjeździe w samym swetrze, a po jej policzkach spływały łzy. Latarnia oświetlała jej twarz i włosy, w których topiły się płatki śniegu.
-Lynette?-zagadnęłam delikatnie. Natychmiast otarła policzki.
-Tessa. Wren powiedział, że na razie nic nie zrobi, ale nie odjechał w pokojowym nastroju.-powiedziała cicho.
-Jest twoim bratem. Nie zrobi nic, co mogłoby cię zranić, prawda?-uśmiechnęłam się lekko i otarłam kciukiem kolejną łzę, która spływała po jej policzku. Lynette spojrzała mi w oczy.
Wtedy nie widziałam w niej dziewczyny, która prawie umarła, ani dziewczyny, która potrafiła upić się do nieprzytomności na niemal każdej imprezie. Widziałam niewyżytą artystkę, wolną duszę, kobietę, która chciała tylko być szczęśliwa. Poczułam jej dłoń na swoim policzku, jej plecy pod moją dłonią, jej usta oddalone o milimetry od moich. Zamknęłam oczy. Chciałam tego. Chciałam pocałunku Lynette, w tamtej chwili najbardziej na świecie. Chciałam być wolna od Elen i taty, od wszelkich trosk, od dziwnych dziewczyn moich braci, od wszystkiego. Chciałam być tak wolna, jak Lynette, chciałam się z nią złączyć.
Ale pocałunek nie nastąpił. Dziewczyna odsunęła się ode mnie głaszcząc mnie po policzku.
-Nie mogę ci tego zrobić. Nie jestem teraz najlepszym materiałem na bycie czyimkolwiek wsparciem.-powiedziała cicho.
-Nie musisz być wsparciem. Możesz mnie po prostu pocałować i więcej nie będziemy o tym wspominać.-wyszeptałam. Lynette przez chwilę się wahała, ale przycisnęła swoje usta do moich.

-Uwolnię Louise za trzy dni.-oznajmiła Maud, kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie.-Do tego czasu moje ciało powinno być już gotowe do użycia. A przed tym, Gabriel i Tessa, idziecie ze mną. Będę was potrzebować. Lynette, Cameron i Jake, macie pilnować, żeby nikt tutaj przypadkiem nie namieszał. Inaczej będę musiała zostać w waszej znajomej trochę dłużej, co wam jest chyba bardzo nie na rękę, mam rację?
Nikt nie odpowiedział. Miałam już dość Maud.
-Gdzie mamy z tobą jechać?-spytał w końcu Gabriel.
-Do mojego męża, oczywiście.
Wstałam. Nie chciałam więcej tego słuchać. Każde słowo, jakie padało z tych ust, wywoływało u mnie okropną irytację. Wybiegłam z domu i ruszyłam w stronę centrum. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego.
Usiadłam na ławce w parku, chowając twarz w dłoniach i usiłując się uspokoić.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę i ujrzałam Wrena, patrzącego na mnie z troską. Uśmiechnęłam się lekko na jego widok. Był przystojny, naprawdę przystojny.
-Niespecjalnie.-wyznałam szczerze. Mężczyzna usiadł na ławce, obok mnie.
-Możesz mi o tym opowiedzieć. Mamy czas.

_____________________

Jak zwykle przepraszam, za tak długi czas oczekiwania. Chociaż wnioskując po komentarzach, nikt nie czekał. Kocham Was.
xxxx B.

środa, 20 listopada 2013

Rozdział XL - Florence.

Hej. Takie dwie sprawy mam. Pierwsza : Komentujcie. Serio! Wiecie jak dla nas autorek to jest motywujące? A druga. Kolejny raz zaktualizowałam wygląd Florence :3
/Carrie
_____________________________________________________________

-Louise, potrzebuje odpoczynku i spokoju. - powiedział Gabriel, przeskakując z nogi na nogę. Spadł już pierwszy śnieg a spotkanie w parku nie było dobrym pomysłem.
-No ale chyba możesz mnie do niej dopuścić! - spojrzałam na niego wściekle. - To moja siostra i najlepsza przyjaciółka!
-Musisz dać nam czas! - odpowiedział Gabe.
Tego było już za wiele.
- Od trzech dni nie mogę z nią porozmawiać! Tego już za wiele Gabriel! Powiedz o co się dzieje?!
-Nic! -zaprotestował.
-Wiesz co, Gabriel? Mam dość twoich kłamstw, żałuję że poznałam cię z Louise! Stałeś się zakochanym kundlem i wciąż mnie okłamujesz! Mogłeś wyjechać do tego zakichanego Nowego Jorku i wyrywać panienki jak kiedyś! Możesz się do mnie więcej nie zbliżać! -warknęłam i odwróciłam się na pięcie.
-Florence! -Gabriel złapał mnie za ramię. Nagle poczułam przypływ złości i odrzuciłam Gabriela za pomocą magii. Wylądował parę metrów dalej. Spojrzał na mnie zdziwiony. Uciekłam, bojąc się że Gabriel coś zauważy. Ostatnio coraz częściej zdarzało mi się coś takiego. Wróciłam do domu. Evana nie było a Alyssa siedziała przed telewizorem, oglądała jakiś film i jadła pizzę.
-Tyłek ci zgrubnie i Cameron znajdzie sobie jakiegoś patyczaka! - mruknęłam, rzucając torbę na podłogę.
-Wcale nie! Cameron będzie miał więcej ciała do kochania! - odkrzyknęła Alyssa.
-Tak mówi każda dziewczyna przed ewoluowaniem w grubą masę tłuszczu. -uśmiechnęłam się.
Alyssa spiorunowała mnie wzrokiem.
-Lepiej powiedz gdzie się puszczałaś o tej porze, młoda damo! - spojrzała na mnie groźnie.
-Słuchałam kłamstw Gabriela. -siadłam obok niej. -Chodź grubasie, idziemy na zakupy!
-Nie! - odskoczyła ode mnie i próbowała zrobić rękoma krzyż - A kysz! Kupiłaś mi tyle ciuchów że przez rok prania nie muszę robić! Wiem co mam ubierać na wykłady, a co na inne okazje!  Ja rozumiem, masz problemy emocjonalne ale ja mam dość zakupów! - mruknęła.
-Ja nie mam żadnych problemów. - uśmiechnęłam się. - Co z tego że mój były przyjaciel z którym w pewnym momencie się przespałam, mimo że byłam zakochana w jego bracie, utrudnia mi kontakt z moją zmartwychwstałą siostrą która jest również moją moją najlepszą  przyjaciółką odkąd pamiętam i razem pochowałyśmy pierwszego trupa? Będę żyć teraz dla siebie! Tak jak na nasz wiek przystało. - oznajmiłam entuzjastycznie.
Alyssa spojrzała na mnie i zrobiła wagę z rąk.
-Patrick Swayze i Dirty Dancing czy wywody podećpanej Florence? - udawała że waży te dwie rzeczy. - Przykro mi, Patrick Swayze ważniejszy.
Zaśmiałam się i wstałam. Poszłam do kuchni i naszykowałam kolację oraz nakarmiłam psy. Ktoś zapukał do drzwi. Pobiegałam otworzyć zaciekawiona kto mógł przyjść.
-Michael? - ujrzałam przystojnego wolontariusza poznanego w psychiatryku- Co tu robisz?
-Wpadłem was odwiedzić. - uśmiechnął się. - Mam wino!
Zaśmiałam się.
-Proszę wejdź. Jestem tylko ja i Alyssa. - uśmiechnęłam się zamykając za nim drzwi.
-Przepraszam że tak bez zapowiedzi.  -uśmiechnął się do mnie. -Cześć Lyssa.
-Michaś! - rzuciła mu się na szyję. - Co tu robisz? Tylko nie mów że przyszedłeś po mnie? Nigdzie nie idę!
Zaśmiał się.
- Nie, przyszedłem was odwiedzić tylko. -zmierzwił włosy Alyssie. -I muszę z tobą porozmawiać.
-Złowrogo to zabrzmiało. - powiedziałam wyczuwając napięcie. -To ja pójdę do fryzjera! Bardzo chce mieć czerwone włosy! Bawcie się.
Złapałam kurtkę i wybiegłam z domu. Wsiadłam do Volvo i ruszyłam do mojego ulubionego salonu. Zostałam obsłużona od razu. Nie żebym miała coś do rudych włosów, ale przypominały mi wszystko z tamtego okresu. Kiedy wyszłam już zadowolona z nowego koloru włosów, zadzwonił mój telefon.
-Cześć Evan. - uśmiechnęłam się do słuchawki.
-Co się wydarzyło między tobą i Gabrielem? -zapytał cicho.
Wywróciłam oczami.
-Gabriel mnie wkurzył i mam dość go już dość. Nie mam zamiaru go dalej słuchać. Jeśli się do mnie zbliży potraktuje go paralizatorem - warknęłam.
-A propo przemocy. Powiedział mi że odepchnęłaś go za pomocą magii. I zrobiłaś to całkiem niekontrolowanie. - Mój słodki i kochany chłopak zaczął być irytujący.
-To było całkiem kontrolowane. Ja wiem, ty i twój braciszek jesteście jak jakieś gejowskie bliźniaki jednojajowe ale to że jestem z tobą, nie oznacza, że będę tolerować kłamstwa Gabriela. Jeśli chcesz kogoś obwiniać, to właśnie jego. A tymczasem idę przepuszczać mój spadek. -rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Dlaczego do cholery nikt mi nie może powiedzieć co się dzieje z Louise? -pomyślałam. - Zaraz, nikt nie chce mi powiedzieć to wyciągnę to z nich siłą. Ruszyłam więc do domu, kogoś kogo nazywałam mentorką. Selma była kobietą w średnim wieku. No i rzecz jasna, była czarownicą, cholernie dobrą czarownicą, zajmowała się czarną magią.
Zanim zdążyłam zapukać Selma mi otworzyła.
-Hej. Spodziewałam się ciebie bardzo ślicznie wyglądasz. - uśmiechnęła się, wpuszczając mnie do środka.
-Serio? -spytałam zaskoczona, wiedziałam że moce Selmy są potężne ale nie że aż tak.
-Nie. -zaśmiała się. - Widziałam jak parkujesz. Co cię do mnie sprowadza?
-Pamiętasz jak mówiłaś że możesz mnie nauczyć przenikać umysły jak tylko poczuje się na tyle silna? No więc ja w tej sprawie.
-Czekałam na to! - powiedziała ucieszona. - Pierwszą rzeczą jaką musisz wiedzieć, nie przenikniesz do czyjegoś umysłu, jeśli ktoś dawno temu umieścił w nim jakąś myśl, zmusił do zgodzenia się z czymś etc. Nie chodzi o to że np. znajdziesz sobie łosia który ma ci nosić kawę. Chodzi o to że jak na przykład, spodoba ci się jakiś chłopak i wmówisz mu że jesteś jego dziewczyną. I wciąż jesteście razem. Wtedy nikt inny nie uwolni go. To jakby klątwa.
  Wróciłam do domu dosyć późno. Ale nauka z Selmą przyniosła upragniony efekt. Okazało się że Alyssa poszła gdzieś z Michaelem. Ruszyłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Po chwili zasnęłam.
Nazajutrz obejrzałam się dokładnie w lustrze. Uśmiechnęłam się. Dziś wdrążam swój nowy plan w życie. Otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej czarną mini do tego ubrałam koszulę z wycięciem po bokach. Ubrałam pończochy i czarne botki z ćwiekami. Na korytarzu, zaczęłam robić sobie makijaż.
-Hej Flo! - zawołała Alyssa z kuchni. - Nie zgadniesz co się wydarzyło! Michael jest moim bratem. Wiem, niedorzecznie to brzmi, ale sprawdziliśmy to i wszystko się zgadza. Michael jest moim prawdziwym bratem!
Weszłam do kuchni. Alyssa wypuściła talerze z rąk.
-Zmieniłaś się. - powiedziała zaskoczona.
-Wcale. -odrzekłam z pewnością. Postanowiłam przeniknąć Alyssie do umysłu. Tak, żeby sprawdzić czy Michael ma szczere zamiary. Zaczęłam ,,przeczesywać'' jej myśli. Jej umysł był przejrzysty.
-Hej! Co robisz?! - powiedziała oburzona.
Zamrugałam.
-Wpatrujesz się we mnie jak głupia ale mnie nie słuchasz! Pytałam czy idziesz do Evana? - zapytała.
-Może, muszę iść na wykłady. -powiedziałam wyjmując z lodówki jogurt pitny.
-W takim stroju? - krzyknęła.
-Daj sobie spokój, dobrze? -wywróciłam oczami.
-Wyglądasz dość obcesowo, może jednak się przebierzesz?- powiedziała spokojniej.
-Nie, nie przebiorę się. Skończcie mi mówić co mam robić, skoro sami nie mówicie mi prawdy. -złapałam skórkową kurtkę i torbę i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i wysłałam sms'a do Evana żebyśmy się spotkali w Starbucksie za piętnaście minut. Kiedy dojechałam Evan pił już kawę, na mój widok się zakrztusił. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się.
-Witaj. - powiedziałam spokojnie. - Przepraszam za wczoraj.
Evan przyglądał mi się. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam namiętnie. Po chwili, spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Bardzo podoba mi się nowa Florence. -uśmiechnął się.
-Też tak myślę. -odpowiedziałam wesoło. -Dobra, muszę iść na wykłady w końcu.
-Mogę ci dać osobiście wykłady. - Evan uśmiechnął się.
Zaśmiałam się. Pocałowałam go, obejmując delikatnie. Próbowałam przebić mu się do umysłu, ale nie umiałam.
-Coś się stało? - Evan zmarszczył brwi.
-Nie, tak cudownie całujesz że rozważałam pozostanie z tobą. -powiedziałam i prawie nie kłamałam. -Ale nie mogę opuszczać zajęć. Wiem, mam w spadku bardzo dobrze prosperującą firmę. Ale nie chce być milionerem z przypadku bez wykształcenia. Wpadnę później.
Pocałowałam go przelotnie i poszłam na zajęcia.

Zajęcia minęły spokojnie. Od razu zdobyłam swoje upragnione kółko różańcowe składające się z popularnych osób. No bo kto by się nie chciał zaprzyjaźnić z chodzącym dolarem? Wsiadłam do samochodu i zamieniłam swoją spódniczkę w spodnie. Magia jednak bywa przydatna. Do głowy przyszedł mi pomysł. Zadzwoniłam do Tessy i zaprosiłam ją na kawę. Może w jej umyśle uda mi si coś wyczytać. Młodsza, starsza siostra mojego chłopaka przyszła dość szybko.
-Cieszę się że mogłyśmy się spotkać. - uśmiechnęłam się.
-To ja się cieszę że wyciągnęłaś mnie od Elen! Jest koszmarem.
-Nie ma sprawy. -uśmiechnęłam się i zamówiłyśmy kawę. Tessa zaczęła opowiadać o terrorze Elen, więc postanowiłam wniknąć w jej umysł. I rzeczywiście odnalazłam tam wpływ Elen który umysł Tessy prawie zablokował. Uśmiechnęłam się w myślach, w końcu miałam coś konkretnego. Co oczywiście nie zmieniało faktu że nadal mam tysiąc pytań. Pogadałyśmy jeszcze chwile a następnie Tessa oznajmiła ze musi już iść. Ja postanowiłam dowiedzieć się coś o Elen. Kim była i dlaczego mieszała w głowie Dekkerów?

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział specjalny - Wren

Dzisiaj dość nietypowy rozdział, gdyż poznamy perspektywę Wrena, brata Lynette. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić :). I wybaczcie rzadkość dodawania postów. Mam naprawdę sporo roboty.
Indżojcie!
________________________________

TRZY LATA TEMU 

Zdawałem sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę były te dziewczyny. Dwiema niewyedukowanymi czarownicami, które myślały, że magia jest zabawą. Nic bardziej mylnego. Była poważną sprawą, tylko one nie potrafiły tego dostrzec.
-Zarząd się nie ucieszy jak im powiemy.-mruknął mój partner, Kee. Pracowaliśmy razem już kilka lat, jednocześnie studiując. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego przyjaciela niż on.
-Nie mamy wyjścia. To co one robią, może być niebezpieczne i w końcu będzie kosztować kogoś życie.-odparłem, obserwując jak dopiero co zerwany kwiatek więdnie pod dotykiem brązowowłosej dziewczyny.
Obie były w wieku mojej siostry, Lynette. Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. Nie widziałem Netty trzy miesiące, gdyż spędziłem je na obserwowaniu dwóch zupełnie mi obcych nastolatek. I pomimo tego, jak obrzydliwie to brzmi, to obserwowałem je tylko wtedy, gdy uprawiały magię. Obie były czarownicami, mieszkającymi obok siebie. Jedna z nich miała brązowe, długie włosy i błysk szaleństwa w oczach, a druga miała prawie czarne włosy, które sięgały jej do ramion i cały czas czuć było od niej smutek i nostalgię.
-Powinniśmy wysłać podrzędnych strażników, żeby ich pilnowali, kiedy my pojedziemy do zarządu.-zaproponował Keegan. Pasowało mi to. Nie miałem dłużej ochoty oglądać ich tajemnych schadzek w lesie, podczas których rozmawiały o facetach, przyspieszając jednocześnie więdnięcie kwiatów. Jakoś nie było to w moim stylu.
-Logan Wells chodzi z nimi do szkoły. Jest młody, ale zdaję się być odpowiednim materiałem na strażnika. Dobierzemy mu jeszcze jednego chłopaka i mamy to z głowy.
Kee spojrzał na mnie unosząc brew.
-Aż tak ci się nie podoba oglądanie dwóch pięknych dziewcząt?-parsknął śmiechem, na co ja wywróciłem oczami.
-One są w wieku mojej siostry. Czuję się jak przestępca i fakt, że obie są bardzo ładne nie gra tu roli.
-Bardziej podoba ci się czarna czy brązowa?-spytał mój przyjaciel, jakby nie słyszał żadnych moich wcześniejszych słów. Westchnąłem ciężko.
-To nie ma znaczenia. To jest tylko nasze zadanie. Mamy uważać, żeby nikt nie ucierpiał na ich zabawie, zgłosić je do zarządu, a potem znaleźć kogoś, kto zajmie się ich magiczną edukacją...-nie dane mi było dokończyć.
-Obie są do siebie bardzo podobne, ale w tej czarnowłosej jest coś takiego... rozumiesz?-Kee zerknął na mnie i zaśmiał się widząc moją skwaszoną minę.-Daj spokój, żartuję sobie. Idziemy?

Po kilku dniach okazało się, że to wcale tak naprawdę nie były żarty. Kee zaczął rozmawiać z czarnowłosą dziewczyną, a i ona nie była obojętna na jego zaloty. Chociaż dla niej to była raczej zabawa, niż coś poważnego. Któregoś dnia nie wytrzymałem i kazałem mu to zakończyć.
-Inaczej zgłoszę to do zarządu. Nie wolno nam się z nimi bratać.-warknąłem.-Jesteśmy ich aniołami stróżami, do diabła, a nie zakochanymi chłopakami. Wybraliśmy sobie los strażników i musimy z tym żyć. To zaszło za daleko, Keegan!
-Czy wy zawsze jesteście tacy przewrażliwieni? To tylko niewinny flirt, spokojnie. Jeśli tak ci na tym zależy, to z tym skończę. Pójdę nawet teraz do niej i powiem, że wyjeżdżam, zadowolony?-Kee był wyraźnie poirytowany. Wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Więcej się w nich nie pojawił.

WSPÓŁCZEŚNIE

Netty stała przed posiadłością, wypatrując mnie. Zaparkowałem samochód i podszedłem do niej. Dobrze było wrócić do siostry. Uściskałem ją na powitanie. 
-Co wymagało ode mnie takiego pośpiechu, siostrzyczko?-spytałem z szerokim uśmiechem na ustach.
-Prawdę mówiąc, chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu, a muszę jechać do moich przyjaciół. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żeby jechać ze mną?-spojrzała na mnie niewinnie. Nie mogłem odmówić. 
Zajechaliśmy pod dom, podobno należący do jakiegoś chłopaka, który był znajomym znajomej mojej siostry. Było to trochę pogmatwane, ale cóż - czego się nie robi dla młodszego rodzeństwa? Z domku wszedł chłopak, którego kojarzyłem. Był strażnikiem, którego kilka lat temu przydzielono do jednej z dziewczyn, którymi opiekowałem się z Keeganem. Jake. 
-Lynette, wszyscy są w środku, ja jadę do Flo...-zaczął chłopak, ale kiedy mnie zauważył, zamilkł i skinął głową.-Sir. Panie Martin, co pana tu sprowadza?
-Ja... Jake, tak? Mów mi Wren.-wyciągnąłem do niego dłoń, którą on uściskał, zapatrzony we mnie.-Przyjechałem tu z moją siostrą. Mam nadzieję, że to nie problem?
-Nie, w żadnym razie. Cameron na pewno będzie w niebo wzięty. A teraz, jeśli wybaczycie, muszę jechać do drugiego domu.-minął nas i wsiadł do samochodu. Po chwili odjechał, a my weszliśmy do domu. Wszyscy siedzieli w salonie. Pierwszą osobą, jaka rzuciła mi się w oczy, była dziewczyna z fioletowymi włosami, siedząca na kanapie. Nie widziałem jej twarzy, dopóki nie odgarnęła włosów z twarzy... I wtedy wiedziałem już kim ona jest. Zamarłem. Wszystkie wspomnienia sprzed trzech lat wróciły z ogromną siłą. 
Zarząd informujący mnie o zaginięciu Keegana. Potem o odnalezieniu jego ciała. Zabiła go wiedźma. Koniec dochodzenia, nie wiemy która. Ale ja wiedziałem. Czarnowłosa nie miała jeszcze wtedy takiej mocy, żeby zabić dorosłego człowieka. Ale brązowowłosa owszem. Może i zmieniła się wizualnie, ale i tak ją poznałem. 
-Morderczyni.-warknąłem, jak najgorszą obelgę, patrząc w niebieskozielone, lekko szalone oczy Louise Tempest.

piątek, 8 listopada 2013

Za nim zjawiła się Florence. - Gabriel i Evan.

Evan i Gabriel siedzieli w barze swojego wujka. Evan czytał książkę, siedząc przy barze od czasu do czasu rozmawiając z wujkiem, natomiast Gabriel sączył drinka grając w bilarda. Typowy wieczór braci Dekkerów. Za niedługo przyjdzie ich matka z ich małą i starszą siostrzyczką, a po chwili dołączy ojciec. Zjedzą kolację i powygłupiają się.
Gabriel pociągnął łyk whiskey, po czym wbił kolejną bilę. Siadł obok brata.
-Po co czytasz te dyrdymały? - mruknął wywracając oczami. -Nawet nie wiesz czy pójdziesz na te swoje upragnione studia.
-Ty zanim zacząłeś medycynę , oglądałeś wszystkie sezony Doktora House'a i Grey's Anatomy, czy to nie to samo? - Evan uśmiechnął się rozbawiony.
-Długo myślałeś nad ripostą? - zaśmiał sie Gabriel.
Evan zamierzał odpowiedzieć kiedy podeszła do nich wróżka. Nie chodziło o skrzydlatą postać z bajki, czy cygańską naciągaczkę. Była to starsza kobieta, obdarzona darem widzenia przyszłości.
-Wkrótce spotka was miłość, silniejsza od was, porywająca i namiętna. Będzie to przeznaczenie. Nie walczcie z nim, bo będzie niosło za sobą krwawe żniwo. - powiedziała i odeszła.
Gabriel zaśmiał się.
-Moja miłość czeka właśnie na wyścig. - mruknął.
-Ty i te twoje nielegalne wyścigi. Odpuść trochę co?
-Dobra, dobra. -odpowiedział Gabe. -Spadam.
Gabriel wziął kurtkę i ruszył ku wyjściu. Zaparkowana przed wejściem Mazda RX-7 wyglądała cudownie.
,,Że niby się zakocham w kimś innym niż to cudo?'' - pomyślał. Dotarcie na wyścig zajęło mu mało czasu. Na ogół na początek ludzie się zbierali i każdy oglądał kto i czym jeździ. Gabriel swobodnie oparł się o auto. Po chwili podeszła do niego czarnowłosa dziewczyna.
-Dwieście trzydzieści dziewięć koni i silnik z obrotowymi tłokami? -zapytała z podziwem.
-O czika się zna na autach. - mruknął Gabriel lustrując dziewczynę. Wyglądała jak gotyckie emo na wakacjach. Czarne włosy z pasemkami w kolorze krwi, grzywka na bok, czarny sweterek z krzyżem i krótkie spodenki jeansowe oraz czarne rajstopy.
-Och, orzeszek taki pewny siebie. - zaśmiała się. - Spotkamy się na torze.
Odwróciła się na pięcie. Gabriel wyczuł w niej magie. Musiał się przekonać kim ona jest. Na nieszczęście wyścig się zaczynał. Magiczne emo wsiadło do Porsche Carrera GT. Więc wcale głupia nie była, nawet ładna - pomyślał Gabriel po chwili jednak się skarcił za dekoncentrację.
Wyścig minął szybko. Gabriel na początku prowadził, lecz po chwili emo wyprzedziła go. Nie mieli kiedy się przekonać kto by wygrał bo zjechała się policja. Gabriel ruszył w stronę baru. Zaparkował na starym miejscu i miał wejść już, gdy zobaczył stojące Porsche po drugiej stronie. Podszedł do niego zaintrygowany.
-Czym jesteś? -zapytał dziewczynę.
-Jestem Florence. - odpowiedziała z uśmiechem. - Czarownica.
-Aaa i rozumiem że czarami napędzasz swoje autko? - uniósł brew.
-Nie, do tego używam wyciągu z łowcy. - puściła oko i ruszyła w stronę baru.
Gabriel był zaintrygowany czarownicą. Ruszył za nią.
-Jesteś tu nowa, prawda? - zapytał.
-Brawo, Sherlocku. - uśmiechnęła sie słodko.
-Skąd jesteś? -spojrzał na nią.
-Nie znam cię na tyle żeby wyjawić tą tajemnicę. - odpowiedziała z udawaną powagą. Ruszyła w stronę baru gdzie wciąż siedział Evan.
-Patrz. Znalazłem ją przed barem. To czarownica. - powiedział Gabe do brata.
-Hau, Hau. - odpowiedziała.
Evan poczuł się jak porażony prądem. Florence wyglądała jak anioł wśród ludzi i Evan widząc ją niecałą minutę wiedział, że pozbycie się tego, co poczuł zajmie mu całe lata. Pewnie był przewrażliwiony. Wydawało mu się, to wina wróżki. Pewnie się upiła i głupoty gadała.
-Jestem Evan Dekker, Gabriel jest moim bratem. - uśmiechnął się do niej.
-A ja Florence Fitzgerald. - odpowiedziała również uśmiechając się. Zamówiła sobie martini.
-Powiedz, co tu robisz? - zapytał Evan.
-Będę zaczynać tu studia. Po za tym, potrzebowałam zmiany miejsca. - odpowiedziała.
-Jakie zaczynasz studia? - zapytał zafascynowany Evan.
-Prawo. - uśmiechnęła się. - A ty? Studiujesz?
-Też będę zaczynał. Historię sztuki. - uśmiechnął się.
-A ja studiuję medycynę. -wtrącił się Gabriel. Nagle zauważył Camerona i Jake'a. Łowców. Siedzieli z tyłu i przyglądali się im. Wieczór upłynął na piciu i zapoznawaniu się.
Tydzień później:
 Gabriel wracał z wykładów kiedy jego wzrok przyciągnęła dziewczyna wprowadzająca się do Akademika. Była niesamowita. Wpatrywał się zauroczony, kiedy zadzwonił Evan.
-Gabriel, wracaj szybko. -rzucił i rozłączył sie.
Kiedy dojechał na miejsce w pokoju siedział ojciec, Tessa i Evan oraz kobieta która wkrótce zostanie ich macochą. Oczywiście nikt o tym nie wiedział.
-Jestem Elen. Chodzi o waszą matkę. Ona... opętała ją czarna magia. To koniec. - powiedziała jakby oznajmiała pogodę. Robert Dekker wstał i objął Elen.
-Życie toczy się dalej, Elen z nami zamieszka. - oznajmił. Wszyscy chcieli zaprotestować ale nikt nie umiał. Jakby coś ich powstrzymywało.
-No świetnie! -rzuciła Tessa i wybiegła z domu.
-Przyzwyczai się.  -Elen rzuciła Robertowi przesłodzony uśmiech.
W ten sposób zmieniło się życie rodziny Dekkerów.

 

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział XLIX - Louise

Wiecie jakie to uczucie, być w swoim ciele i nie móc nad nim panować? Nie mówię o utracie kontroli przez jakieś środki odurzające. Mówię o prawdziwym więzieniu. Kiedy jesteś całkowicie przytomny i trzeźwy, ale nie możesz nic zrobić, a twoje ciało i tak się porusza. Bo ktoś inny nad nim panuje. Ktoś, kto siedzi tam razem z tobą. Nie, nie wiecie.
No cóż, tak się właśnie czułam, przez cały ten czas, kiedy musiałam dzielić ciało z Maud. To było nienormalne, nienaturalne.
-Powiesz nam kim jest twoje dziecko?-spytał Gabriel, po raz kolejny podczas tej rozmowy. Maud jednak skutecznie ignorowała jego natrętne pytania. Sama próbowałam to z niej wydobyć kilka razy, ale milczała jak grób.
-Tessa, podaj mi proszę butelkę wody.-usłyszałam głos Maud wydobywający się z moich ust. Skrzywiłam się wewnętrznie. To było najgorsze uczucie. Poruszałam ustami, ale słowa, które z nich wypływały wcale nie należały do mnie. Tessa podała jej wodę i Maud wzięła kilka łyków.
-Maud, mogłabyś nam powiedzieć jaki masz właściwie plan?-spytał Jake ponownie, parkując pod domem Camerona.
-Ponownie zignoruję wasze pytania. Dowiecie się w swoim czasie. Na razie powinniście uspokoić waszych znajomych, powiedzieć, że Louise jest cała i zdrowa, ale niestabilna psychicznie i musicie się nią zająć.-stwierdziła Maud. Ogarnęła mnie złość. Nie mogli wytłumaczyć im co się stało?
-Już to zrobiliśmy.-powiedział Cameron. Wysiedli z samochodu. Cameron, Jake i Tessa ruszyli w stronę domu szepcząc między sobą, ale Gabriel został z Maud koło samochodu.
-Pozwól mi porozmawiać z Lou.-zażądał od kobiety, patrząc na nią wrogo. Patrząc na mnie. To nie było przyjemne uczucie. Chciałam mu powiedzieć, żeby tak na mnie nie patrzył, ale nie mając kontroli nad własnym ciałem, nie miałam jak. Ułamek sekundy później poczułam, że wracam do swojego ciała... Tak właściwie.
-Gabriel.-powiedziałam, żeby sprawdzić, czy słowa na pewno należą do mnie. Należały. Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na mnie z czułością. Postanowiłam, że na te kilka minut, które dała nam Maud nie będę się wściekać za wrogie spojrzenia. Pocałowałam go, oplatając ramionami jego szyję. Powrót do własnego ciała był nawet dziwniejszy niż siedzenie w nim jak w więzieniu.
-Louise, musimy porozmawiać.-poprosił Gabe, odsuwając się ode mnie.-Musisz mi dokończyć tę opowieść. O swojej rodzinie. Proszę.
-Mamy dla siebie max 10 minut, a ty chcesz, żebym opowiadała ci o sytuacji sprzed prawie ćwierć wieku?-spojrzałam na niego zaskoczona.
-Louise, po prostu chcę usłyszeć tę historię. Mamy mało czasu, wiem, ale... proszę.-spojrzał na mnie błagalnie. Westchnęłam i oparłam się o samochód.
-Czarownik zamordował Maud z zimną krwią, nie przejmując się uczuciem, jakie kiedyś do niej żywił, o ile żywił. Zabrał swoje dziecko i wyjechał, prawdopodobnie do Londynu, gdzie poślubił zwykłą kobietę, aby jego potomek lub potmkini miała opiekę. W tym samym czasie rodziny musiały oddać swoje dzieci, aby uchronić je przed tym czarownikiem. Kiedy wszyscy myśleli, że zagrożenie minęło, część rodziców wróciła po swoje dzieci i wkrótce potem zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Dla reszty rodzin to było ostrzeżenie, żeby dzieci zostały tam, gdzie są. Tak było bezpieczniej.
-Myślisz, że czarownik miał wpływ na zaginięcie tych rodzin?-Gabe zmarszczył czoło. Kiwnęłam głową.
-Chciałam porozmawiać o tym z Isleen, ale... teraz nie mam już jak.-poczułam gulę w gardle. Isleen oddała za mnie swoje życie. Przynajmniej chciała. Chciała, żebym ja żyła, nawet kosztem jej życia.-Mogę jednak porozmawiać o tym z Christianem, moim tatą. Chcę się dowiedzieć co dokładnie się stało.
-I kim jest ten czarownik.-dodał Gabe, a ja skinęłam głową... i po chwili znów byłam zepchnięta na kraniec mojego umysłu, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.