sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział XXLVI - Florence

Przepraszamy za opóźnienie. Wiecie, święta, szkoła, przyjaźnie i relacje. Trochę zajmujące. Obiecujemy nadrobić i mocno was zaskoczyć w przyszłych rozdziałach ;) Pozdrawiam Caroline <3

Wychodzimy z Evanem z auta i wyciągamy z bagażnika zakupy. Jestem szczęśliwa. Odzyskałam siostrę, chłopaka, przyjaciół a jednocześnie zyskałam narzeczonego. Zatrzymujemy się przed drzwiami, gdzie Evan ponownie mnie całuje. W myślach pragnę abyśmy zostali sami w zacisznym miejscu. Otwieramy drzwi i kierujemy się do salonu. Spoglądam zdziwiona na kanapę, gdzie śpi Gabriel z wtuloną w niego Louise.
-Myślisz, że między nimi coś się wydarzyło? - szepcze do mnie.
-Nie sądzę. Mają te same ubrania co wczoraj.
-I co z tego? - zaśmiał się cicho.
-Może nachylimy się nad nimi i zapytamy. - zaproponował. Zgodziłam się. Podeszliśmy do nich i wpatrywaliśmy się w ich śpiące twarze. Pierwsza obudziła się Louise, odskakując do tyłu i budząc przy tym Gabriela.
-Dobrze się czujecie? Co wy tu robicie? - zapytała zaspana.
-Spaliście ze sobą? - zapytał Evan, wywołując u mnie atak śmiechu.
-Jak dzieci. - odpowiedziała Louise, wywracając oczami. - Przecież widać, że tak.
-Czy fakt, że spaliśmy obok siebie wywołuje u was brudne myśli?
-Tak!- odpowiedzieliśmy równocześnie z Evanem.
-Idźcie się leczyć. - wtrącił Gabriel.
-Tak, tak. Też was kochamy. Wy nas, wy siebie. Zrobimy śniadanie! - powiedziałam radośnie, pociągając Evana w stronę kuchni. Pocałowałam go lekko.
-Do nas jakieś sugestie, a sami jakieś orgie odstawiają w kuchni. - krzyknął Gabriel.
-Nic nie robimy. - zaśmiałam się i postawiłam wodę na herbatę. Evan zaczął kroić bułki, stojąc obok mnie. Cała ta chwila napełniała mnie optymizmem. Jego obecność mnie rozpraszała. Na szczęście, zrobienie śniadania szybko się nam udało. Wpadłam do salonu i spojrzałam na Louise i Gabe'a.
-Przestańcie sobie szeptać słodkie słówka i chodźcie zjeść coś. -zaśmiałam się.
Louise mruknęła coś pod nosem, ale dołączyli do nas. Usiedliśmy przy stole i na początku każdy z nas jadł w milczeniu, lecz postanowiłam w końcu oznajmić radosną nowinę.
-Evan i ja... zaręczyliśmy się. - powiedziałam z uśmiechem. Spoglądam na minę Louise i Gabriela. W oczach przyjaciela widzę ukłucie zazdrości, natomiast Louise wygląda na zaskoczoną.
-Tak szybko? - zapytała Louise.
-Jeszcze nie bierzemy ślubu. - zaśmiał się Evan. - Ale zamierzamy. Wkrótce.
-Gratuluję wam. - powiedział Gabriel z uśmiechem. - Zasługujecie na szczęście. Bynajmniej Evan nie musiał cię porywać, żebyś go pokochała.
Zaśmialiśmy się wraz z Gabrielem.
-Porywać? - zapytał zaskoczony Evan.
-Aaron porwał Florence. - odpowiedział Gabe marszcząc brwi. -Nie wiedzieliście?
-Nie. - odpowiedziała Louise. - Sądziliśmy, że sama się dołączyła do niego.
-Obudziłam się w jego domu. Zaczął opowiadać o wojnie i o tym, żebym do niego dołączyła. Coś na zasadzie, dołącz się albo zginiesz i nikt nie będzie wiedział kiedy i gdzie. - opowiedziałam cicho. - Potem się to zmieniło. Kiedy jego obsesja zamieniła się w uczucie i utknęłam w trójkącie miłosnym z nim i Alex. Ściągnęłam Gabriela bo się bałam. Przy okazji uratowałam go, przed próbą uratowania Louise z rąk Carlise'a. Bez urazy, zabili by cię zanim byś cokolwiek zrobił.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi we Włoszech? Albo Louise w Paryżu? - zapytał Evan.
-Hej. Wiem, że dołączyliście do Carlise'a ale mi nie odpowiada bycie z Aaronem. A ponieważ porwał mnie wbrew mojej woli, nie mogę się uwolnić. Możecie mi pomóc przy okazji wywołując wojnę o wiele szybciej? Fakt, zadziałałoby. - mruknęłam zirytowana. -To już za nami.
-Florence ma racje. - wtrąciła Louise. Spojrzałam z wdzięcznością na siostrę. - Wojna za nami. Przed nami wasz ślub. Nie wiem co gorsze, ale nie ma sensu roztrząsać stare sprawy.
-Aaron West już nam nie zagraża. - oznajmiłam. - Wie, że jedynym mężczyzną z którym mogę być jest Evan. A po władze nawet nie ma sensu sięgać. Uciekł i nie wróci.
Do końca śniadania Louise milczała. Po posiłku oznajmiła, że idzie się przebrać. Po chwili Gabriel do niej poszedł. Wpatrywałam się w kubek herbaty.
-Co się dzieje? -spytał Evan, wyrywając mnie z rozmyślenia.
-On cierpi. - powiedziałam cicho. - Gabriel dorósł do poważnego związku i na swoją partnerkę wybrał Louise. A Louise? Ona nie znosi stałości, monotonności. Stały związek byłby dla niej katorgą. Nawet nie musiałam specjalnie wczuwać się w jego emocje. Wystarczy, że widziałam jego wzrok przy oznajmianiu naszych zaręczyn.
Evan wziął mnie na kolana.
-Zapomniałem o twoich zdolnościach empatycznych. Wiem, że Gabriel cierpi ale nie pokaże tego. Nawet jeśli do końca życia ma być przyjacielem z łóżkowym dodatkiem.
-Tak, wspaniali Dekkerowie nie pokazują jak cierpią.- mruknęłam.
-Cierpiałem, jak nie mogłem być z tobą.-odpowiada - Gabriel jest ważny dla Louise. Bardzo ważny. Kocha go. Może potrzebuje czasu, aby zaakceptować fakt, że Gabriel ma dość strefy przyjaźni i chce być z nią.
-Może. - odpowiedziałam cicho. Chciałabym aby Gabriel był z Louise, ale miałam przeczucie, że moja siostra się już nie zmieni w stosunku do niego.
-Nie zadręczaj się już. - powiedział Evan, całując mnie delikatnie. Wstałam i pociągnęłam go za rękę.
-Chodź, nie mam ochoty z nikim gadać. - odpowiedziałam i zaciągnęłam Evana do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Evan podszedł do mnie i objął mnie lekko. - Im się wydaje, że jesteśmy za młodzi. Chrzanią. Oni pragną tego samego, ale się tego boją i wmawiają sobie, że to za wcześnie.
-Nie przejmuj się nimi. - powiedział Evan, patrząc mi w oczy i przy okazji starając się pozbyć się mojej bluzki.
-Wściekam się. -Odruchowo podnoszę ręce, aby mu to ułatwić. -Przez trzy lata moja siostra zmieniła się. Ale zrobię wszystko, żeby naprawić tą cholerną relację.
-Mhm. - mruknął Evan, sięgając do rozpięcia moich spodni.
-Tak, mój narzeczony jest tak przejęty moim kryzysem, że pozbywa się połowy moich ciuchów. - mruknęłam i pchnęłam go na łóżko. W kilka chwil pozbyłam się jego koszuli. - Na przyszłość, jak jestem wściekła to mnie nie uwódź tylko od razu okiełznaj.
Evan wybuchnął śmiechem.
-Kto powiedział, że zamierzałem cię uwieść? - spytał zaczepnie.
-Więc rozbierałeś mnie tylko dlatego, że nie miałeś co robić z rączkami? - spojrzałam na niego z udawanym zdumieniem.
-Możliwe. - odpowiedział po chwili.
-Jakbym cię nie znała. - mruknęłam pozbywając się reszty jego ubrań.

Leżę wtulona w Evana, rozkoszując się chwilą. Evan bawi się moimi włosami.
-Za każdym razem jest lepiej. - mruknął mi do ucha.
-Praktyka czyni mistrza. - zaśmiałam się cicho.
-Więc musimy trenować, trenować i jeszcze raz trenować. - zasmiał się.
Wstałam i ubrałam na siebie jego koszulę. Odwróciłam się i widziałam, że Evan ma chęć na więcej.
-Jestem za. - zaśmiałam się.
Podeszłam do szafy i nagle straciłam przytomność.

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział Specjalny - Evan

Otwieram oczy i uderza mnie białe światło. Mrugam chwilę i przyzwyczajam się do jasności. Jestem w szpitalu. Staram sobie przypomnieć dlaczego tu trafiłem. Jedyne co pamiętam, to straszny ból brzucha i krew. Czuję dotyk czyjejś dłoni. Spoglądam w bok i widzę śpiącą Florence. Uśmiecham się. Wydawało mi się, że przez sen słyszałem jej głos. Miałem właśnie delikatnie ją obudzić, gdy do sali weszła pielęgniarka.
-Obudziłeś się. - powiedziała z uśmiechem. - Tak sądziliśmy, że dziś się obudzisz.
-Co się stało? - zapytałem zdziwiony.
-Zostałeś postrzelony. Gdyby nie twoja dziewczyna i jej moc, nie przeżyłbyś. Siedzi tu przy tobie cały czas. -pielęgniarka się uśmiechnęła i zapisała coś w kajeciku. - Porozmawiam z lekarzem, żeby zrobił ci badania i może zdążysz jeszcze śniadanie zjeść z rodziną.
Po tych słowach wyszła. Pogłaskałem delikatnie Florence po jej włosach. Drgnęła delikatnie, otwierając oczy.
-Obudziłeś się! - powiedziała zaspana. Ziewnęła delikatnie. Uśmiechnąłem się do niej. Wyglądała uroczo.
-Pielęgniarka powiedziała, że żyję dzięki tobie. - spojrzałem na nią.
-Leczę dotykiem. - powiedziała spokojnie. - Wszystko w porządku? Boli cię coś?
-Czuję się dobrze.- mówię zgodnie z prawdą.
-Czyli dobrze leczę. Gabriel też został zaatakowany. Ale już jest dobrze. Jest z Louise. - opowiada szybko.-Liczę, że jeszcze się nie pozabijali.
-Ich nienawiść prowadzi do namiętności. - zaśmiałem się cicho.
-Oby. - zaśmiała się lekko. Lecz po chwili spoważniała.
-Coś się stało? - spojrzałem na nią, zaniepokojony.
-Evan... - zaczęła. -Musimy porozmawiać. Ja...
-Ja ciebie też. Słyszałem co mówiłaś. To mi wystarczy. -uśmiechnąłem się. Florence wstała z krzesła i zamknęła drzwi. Nim się zorientowałem, leżała na mnie i całowała mnie zachłannie. Przytuliłem ją i odwzajemniłem pocałunki, spragniony jej bliskości.
-Jesteś całym moim światem. - powiedziałem spoglądając jej w oczy, usiadłem delikatnie wciąż ją obejmując.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - odpowiedziała.
-Wyjdź za mnie. - spojrzałem jej w oczy, pragnąłem ją już poprosić o to parę tygodni temu.
-Matko. Żeby takie rzeczy wyprawiać w szpitalu? - powiedział nowy głos. Florence zeszła z łóżka i pobiegła uściskać Camerona.
-Co tu robisz? - zapytała ściskając go mocno.
-Przyszedłem po wyniki badań Ali i usłyszałem, że Evan tu trafił. Próbowałaś go zabić? -pyta Florence a ta parska śmiechem.
-Jesteś bardzo nie w temacie. - odpowiedziała smutniejąc. - Musimy się spotkać i wyjaśnić wszystko.
-Nie sądziłem, że kiedyś od Ciebie to usłyszę. - wzdycha Cameron. -No nic. Muszę iść. Trzymaj się, Evan.
Kieruje się do drzwi. Wstaję i podchodzę do Florence. Przytulam ją delikatnie.
-Zabierz mnie stąd. - mówię.
-Powinni cię zbadać. - odpowiada, spoglądając na mnie z troską.
-Jestem w stu procentach pewien, że jestem zdrowy. - mówię.
-Dobrze. - wzdycha. - Twoja mama zostawiła ci wczoraj ubrania. Przebierz się, a ja załatwię formalności.
Wychodzi a ja przebieram się szybko i siadam na łóżku. Wraca po chwili i oznajmia, że możemy iść. Schodzimy do jej auta i jedziemy na małe zakupy. Przez całą drogę milczy, myśląc nad czymś intensywnie. Podjeżdżamy pod jej dom.
-Nie wysiadaj jeszcze. - poprosiła. Spoglądam jak gramoli mi się na kolana.
-W szpitalu pytałeś poważnie? - patrzy mi w oczy. - Czy za Ciebie wyjdę?
-Oczywiście. - głaskam ją po policzku.
-Tak.- odpowiada po chwili, uśmiechając się delikatnie. -Wyjdę za Ciebie.
Przyciągam ją do siebie i całuję. Odwzajemnia pocałunki namiętnie.
-Jak ja a tobą tęskniłam. - mówi po chwili.
-Ja za tobą też. - odpowiadam z uśmiechem. - Mam najpiękniejszą narzeczoną na świecie.
-Chodź, zjemy coś bo twoja najpiękniejsza narzeczona na świecie, zaraz umrze z głodu. - zaśmiała się cicho, składając na moich ustach lekki pocałunek.

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział XXLV - Florence.

Zeszłam na dół. Wrena i Evana nie było. Rozejrzałam się.
-Chłopcy poszli porozmawiać. - Mellisa uśmiechnęła się do mnie.
Siadłam obok niej.
-W którym miesiącu ciąży jesteś? - pytam zaciekawiona.
-W trzecim. A jeśli chodzi o współpracę Louise i Roberta, nic nie wiedziałam. Sądziłam, że Rober ma romans. Dowiedziałam się w dniu Ceremonii i byłam wściekła, że zostawili ciebie i Gabriela na pastwę losu.
-Nic nam nie jest. Gabriel musi ochłonąć. Ale poradzi sobie z tym. Jest silny. - uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Bardzo go kochasz, prawda? Jak przyjaciela oczywiście. Z tego co inni mi opowiadali, jesteście bardzo zżyci.
-Tak, on, Louise i Evan, są mi najbliżsi. Strasznie ich kocham. - odpowiedziałam.
-Wiem, to widać. - uśmiechnęła się.
Do pokoju wszedł Wren.
-Florence. Musisz iść ze mną. Melliso, Robert tu zaraz będzie. - powiedział spokojnie. Poszłam za nim.
-Wren. Co się dzieje? - spytałam, zamykając drzwi.
-Ktoś postrzelił Evana. Jest w drodze do szpitala. - powiedział cicho. Robi mi się słabo. Jeszcze chwilę temu mnie całował, a teraz walczy o życie. Wsiadamy do samochodu Wrena i ruszamy.
-Jak to się stało?  - pytam zdenerwowana.
-Szliśmy ulicą i podjechał czarny van. I potem ktoś w niego wycelował i postrzelił. Za dużo ludzi to widziało, żeby od razu zwołać ciebie. Teraz walczy o życie.
Wyciągam telefon i wybieram numer Louise. Odbiera po dwóch sygnałach.
-Louise!  Ktoś postrzelił Evana, walczy o życie. - powiedziałam szybko.
-Zaraz będę. - powiedziała po czym się rozłączyła. W tym czasie Wren, zdążył podjechać już pod szpital. Wbiegam do budynku i kieruje się intuicyjnie na czwarte pięto. Pytam w recepcji o lekarza prowadzącego.  Każą mi usiąść i czekać. W miedzy czasie dołącza do mnie Wren. Po dziesięciu minutach wychodzi lekarz. Kojarzę go z Instytutu. Uśmiecha się lekko na mój widok.
-Muszę do niego pójść. - odpowiedziałam błagalnie.
-Plotki o twoim niezwykłym darze są prawdą? - zapytał.
-Tak. Przenieście go do jakieś sali i dopilnujcie żeby ludzie się nie zbliżali. - mówię nerwowo skubiąc bransoletkę.
-Daj nam pięć minut. - mówi i znika za jakimiś drzwiami. Kiedy wchodzę do sali, wszyscy wychodzą. Staram się pohamować napływające do oczu łzy i kładę rękę nad raną. Skupiam się i staram się postępować jak podczas treningów z Gabrielem. Jestem coraz bardziej zdenerwowana kiedy nie wychodzi. Skupiam się na pozytywnych uczuciach do Evana i na tym jak bardzo go kocham. W końcu czuję znajome ciepło a rana zaczyna znikać. Zaczyna mi się kręcić w głowie. Łapię się barierki.
-Przez jakiś czas pozostanie w śpiączce. Zbyt gwałtownie wróciłby do siebie. - oznajmiam osobie stojącej przy drzwiach. Odwracam się, lecz zamiast ujrzeć lekarza widzę Louise.
-Co ty zrobiłaś? - pyta zaszokowana. Wywracam oczami. Zapominam, że Louise nie wie chyba o  moich zdolnościach leczenia. Rozglądam się  po sali i znajduję w apteczce mały nożyk.
-Daj rękę. - powiedziałam cicho.
-Co ty chcesz zrobić? - spogląda na mnie podejrzliwe. Wzdycham cicho i rozcinam sobie palec. Louise spogląda na mnie zaszokowana. Po chwili przykładam drugą dłoń do palca a rana znika. Spoglądam na nią i czekam aż się odezwie.
-Leczysz dotykiem? - pyta zdziwiona a ja kiwam głową. - Ale przecież zabijałaś dotykiem.
-Widać jedno i drugie jest w pakiecie. -odpowiadam. - Muszę zadzwonić po Gabriela.
-Już go informowałam. - odpowiedziała cicho. - Powinien już tu być.
Wybieram jego numer, lecz zgłasza się poczta głosowa.
-Coś się stało. Gabriel nigdy nie wyłącza telefonu. - odpowiadam. - Musimy go znaleźć. Jesteś w stanie nas obie teleportować?
-Nie wiem. Nigdy tego nie próbowałam.
-Spróbuj nas przenieść kawałek dalej. - podałam jej rękę. Zamykam oczy i po chwili czuję dziwne mrowienie. Otwieram oczy i stoimy na drugim końcu sali. - Udało ci się! Teraz musimy znaleźć Gabriela. Spróbuj przenieść nas tam, gdzie stoi znak ,,Witamy w Formby''. Mam co do tego miejsca przeczucie.
Louise kiwnęła głową. Zamknęłam oczy i znów poczułam mrowienie. Kiedy otworzyłam oczy, byłyśmy już na miejscu. Zaczęłyśmy się rozglądać, gdy nagle usłyszałam krzyk Louise. Podbiegłam do niej i zauważyłam auto Gabriela. Zaliczyło dachowanie. Dopiero później dostrzegłam przyjaciela który leżał obok auta. Louise zbiegła na dół i klęknęła przy Gabrielu.
-Gabe! Obudź się. Błagam.
Dołączyłam do niej i wtedy Gabriel otworzył oczy.
-Wyglądam tak żałośnie czy to po prostu okrzyk godowy Louise Tempest? - powiedział słabo.
Zaśmiałam się cicho.
-Jesteś w stanie określić co cię boli? Bo język masz zdrowy. - zapytałam Gabriela, uśmiechając się lekko.
-Prawa noga. - odpowiedział. -Co z Evanem?
-Żyje. Jest w śpiączce. Ale wkrótce się obudzi. - odpowiedziałam i starałam się go uleczyć. - Louise. Przeniesiesz naszą trójkę?
-Chyba tak. -uśmiecha się lekko. Po chwili Gabriel już wstał.
-Gabe? Będę winna ci auto. - powiedziałam i podpaliłam jego samochód. Złapałam Gabe'a za rękę i przenieśliśmy się do sali Evana. Podchodzę do swojego chłopaka, który nadal się nie obudził. Gabe staje po przeciwnej stronie.
-Podejrzewam, że mój wypadek i jego, nie były przypadkowe. - mówi po chwili.
-Tak, dlatego podpaliłam twoje auto. Żeby nikt z ludzi nie znalazł jakiś śladów. Bo zdaje się, że to są sprawy naszego świata. - odpowiedziałam. - Znajdę Louise i odwiozę was do domu.
Nim Gabriel zdąży coś powiedzieć, wychodzę z sali. Spoglądam na Louise która leży w dziwnej pozycji na krzesłach. Dociera do mnie, że zemdlała. Pobiegam do niej i staram się ją ocucić. Kiedy otwiera oczy, spoglądam na nią z ulgą.
-Zemdlałaś. - odpowiadam. -Musisz odpocząć. Za dużo wysiłku włożyłaś w dzisiejszą teleportacje.
-Wcale nie. To... coś innego.-broniła się. Cała Louise Tempest. Nigdy nie chciała okazywać słabości.
-Dobrze, dobrze. Obie wiemy swoje. Jeśli cię to pocieszy, to trzymam się tylko dla tego, że mój organizm odrzuca już sen. -uśmiechnęłam się. Usłyszałam jak mówi, że wcale jej to nie pociesza lecz zignorowałam to i siadłam obok nie. -Posłuchaj, ciężko mi będzie zapomnieć o ostatnich tygodniach. Ale cię kocham i nie pozwolę ci żebyś znów mnie odsuwała od jakiś wielkich planów czy miała przede mną jakieś tajemnice, tylko dlatego, że chciałaś mnie chronić. Nie pozwolę też, żeby coś ci się stało.
-Nie rozumiesz, Florence, że to nie jest takie proste?-spojrzała na mnie, zaciskając usta.-Wiesz, że cię kocham. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Ale nie możesz mi zabronić knucia planów czy mania tajemnic. Nie jesteśmy identyczne. Ty działasz pod wpływem uczuć, często złości, a ja... ja zaczynam być na to obojętna. Nie ma szans, żebyśmy się zmieniły i dobrze o tym wiesz.
-Po prostu chcę ci pomóc, Louise. Chcę, żebyśmy stały po jednej stronie.- poczułam się zraniona. Odkąd dowiedziałam się, że Louise jest moją siostrą miałam wrażenie, że zbudowała między nami mur aby mnie izolować.
-Ty, żeby mnie chronić, zawsze mówiłabyś mi prawdę?-spytała, przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią.
-Tak, wydaje mi się, że tak.-odparłam, a Lou spojrzałam na mnie sceptycznie.
-Niektóre sprawy chcemy po prostu załatwić sami, Flo. Ty też tak robisz. - już chciałam zapytać kiedy tak robiłam, lecz mnie uprzedziła. - Pojechałaś do Formby walczyć z Elen i resztą. Plan dotyczący Carlisle'a nie był wtedy dokończony i zakładał włączenie ciebie... A ty stanęłaś po stronie Aarona.
-Mogłaś mnie uprzedzić, kiedy zaczynałaś go układać.- odparowałam.
-Ta dyskusja jest bezcelowa.-westchnęła.-Nie wiedziałam, czy możliwa będzie realizacja tego planu. Nie chciałam dawać ci żadnej nadziei.
-Okej. Obiecaj mi po prostu, że od teraz będziemy zawsze stać po tej samej stronie.-poprosiłam z cichą nadzieją że się zgodzi. Skinęła głową.
-Póki będę zdrowa na umyśle, masz moje słowo.-odpowiedziała, w tej chwili dołączył do nas Gabriel. Wzięłam ich oboje pod ramię.
-Chodźcie, dzieci śmieci. Zabiorę was do domu, nakarmię i puszczę dobranockę. - mówię słodkim tonem.
-Ty to się musiałaś zdrowo walnąć przy porodzie. - powiedział Gabriel, szturchając mnie lekko. Przy wyjściu o dziwo wciąż czekał Wren.
Na widok Louise wyraźnie się spiął.
-Jak się czuje Evan? - pyta mnie.
-Jest w śpiączce ale przeżyje. Natomiast ktoś wjechał w samochód Gabriela. Pozbyłam się dowodów, ale sądzę, że te dwie sprawy są ze sobą powiązane. I myślę, że to może mieć związek z Nate'm i jego znajomymi.
-Tym Nate'm? - wtrąca się Louise. -Przecież on nie żyje.
Przygryzam wargę.
-No właśnie żyje. Próbowałam przywołać jego ducha, żeby mi pomógł... ale obróciło to się przeciwko mnie.-streszczam cicho.
-Po za tym, że wskrzesiłaś byłego chłopaka który cię chciał zamordować i  zaprzyjaźniłaś się z Wrenem, ominęło mnie coś?
-Zrobiłam sobie tatuaż. - uśmiechnęłam się wesoło, widząc zaskoczenie mojej siostry. -Porozmawiamy o tym później. Wren, podrzucisz nas do domu?
-Jasne, jeśli tylko będziesz siedziała z przodu. -rzucił cicho i ruszyliśmy do wyjścia. Atmosfera w aucie zrobiła się napięta. Ale nikt nic nie mówił. Pożegnałam się z Wrenem i weszliśmy do domu. Louise usiadła na kanapie, a Gabriel stał, opierając się o ścianę. Zaparzyłam herbatę.
-Czy jesteście w stanie się sobą zaopiekować, bez rzucania w siebie nożami albo zaklęciami? - spytałam podając im herbatę.
-Haha, bardzo śmieszne. - odpowiedziała Louise, wywracając oczami. - Zamierzasz iść do Evana?
-Tak, dlatego proszę, żebyście się sobą zajęli. Nie wyglądasz najlepiej. - siadam obok niej. - Nie każę wam przecież od razu podpisać cyrografu miłości. Spędzicie czas wzajemnie opiekując się sobą. Nie mogę być w dwóch miejscach na raz. Co nie zmienia faktu, że jak Evan wydobrzeje to nie odpędzisz się ode mnie siostrzyczko. Zrobimy sobie babski wieczór. Albo tydzień.
-Mogę się dołączyć? Brzmi kusząco. - wtrącił Gabriel.
-Oh, Dekker. Zawsze wiedziałam, że twoja kobieca strona w końcu się ujawni. - odparowała Louise.
Zaśmiałam się cicho i wstałam z kanapy.
-Bylebyście siebie nie pozabijali. I dom ma być w całości jak wrócę! - powiedziałam, udając surowy ton.
-To nie ja organizowałam tu dzikie imprezy. - rzuciła za mną Louise.
-I tak mnie kochasz. - zaśmiałam się i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i pojechałam pod szpital. Wchodząc do sali natknęłam się na Mell i Roberta. Jego obecność sprawiła, że znów czułam się nie pewnie. Zanim cokolwiek powiedziałam Mellisa wstała i podeszła aby mnie uściskać.
-Słyszałam, że to ty go uratowałaś. - szepnęła. - Dziękuje.
-Kocham go. Nie pozwoliłabym mu umrzeć. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Florence? Czy możemy porozmawiać? - zapytał Robert.
-Przykro mi. Nie jestem na to gotowa. - odpowiedziałam spoglądając na Evana.
-Nalegam. Powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić. - spojrzał na mnie błagalnie.
-Robert! Daj dziewczynie czas. - oburzyła się Mellisa. -Pójdziemy już, nie powinnam teraz się przemęczać. Przyjdę jutro.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła ciągnąć za sobą swojego męża. Siadłam przy Evanie i wzięłam go za rękę.
-Będę tu jak się obudzisz. - powiedziałam cicho. Zawsze sądziłam, że ludzie w śpiące słyszą wszystko. -Bardzo cię kocham, wiesz? Nie pozwoliłabym ci umrzeć. Nie wiem co powiedzieć, jakieś wielkie wyznania to nie moja liga. To ty jesteś dobrym mówcą. Potrafisz poprawić mi humor w sekundę. Potrafisz poprawić moją samoocenę. A twoje wyznania miłosne sprawiają, że płaczę. Ze wzruszenia. I szczęścia. Mam cholerne szczęście, że cię mam. Mam nadzieje, że to słyszysz. I szybko się obudzisz. Chciałabym móc cię przytulić i poczuć się bezpieczna w twoich ramionach. Możemy teraz spędzać czas po za ukryciem. Chociaż to, co robiliśmy w ukryciu wcale mi nie przeszkadzało, ale teraz nikt nas za to nie zabije. No chyba, że obudzimy przy tym Louise. - zaśmiałam się cicho. - Strasznie cię kocham. Mam nadzieje, że ty mnie też.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział LXXIV - Louise

W pewnym sensie cieszyłam się na spotkanie z rodzicami. W końcu dawno ich nie widziałam, a było tyle do opowiedzenia... Jednak z drugiej strony, musiałabym bardzo okroić wszystkie wydarzenia, żeby nadawały się na historię dla rodziców.
Po tym, jak odpoczęłam u Vall, teleportowałam się prosto do Formby. Najbezpieczniejszym miejscem był dom Florence. Nikogo tam nie było, a przynajmniej nie powinno. Nikt nie zauważyłby, że nagle pojawiłam się tam znikąd.
Dom Flo wyglądał tak, jak go pamiętałam sprzed kilku lat. Jedyną różnicą było to, że był opuszczony i zakurzony. Jednak miło było przejść się znowu tym samym korytarzem, zobaczyć zdjęcia stojące na szafkach w salonie.
Nagle usłyszałam kroki nad sobą. Wyciągnęłam z torebki sztylet i ruszyłam po cichu na górę. Nie chciałam się teleportować, bo nie wiedziałam, kto jest na górze. Osoba była w łazience, co z lekka mnie zdziwiło. Kto chciałby włamywać się do czyjegoś domu, żeby wziąć prysznic? Podchodzę cicho do drzwi łazienki, które są lekko uchylone. Nikogo jednak przez nie nie widać.
Celuję nożem w drzwi łazienki i już podnoszę rękę, żeby tam wejść, gdy drzwi otwierają się gwałtownie. Stoję jak skamieniała, podobnie jak domniemany włamywacz.
-Louise? Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego celujesz we mnie nożem?-Gabriel unosi brwi i uśmiecha się lekko, unosząc kącik ust ku górze. Patrzę na niego zszokowana, starając się nie zwracać uwagi na fakt, że jest on w samym ręczniku.
-Ja... myślałam, że ktoś się włamał.-odpowiadam. I jest to w tym momencie najdurniejsza rzecz, jaką mogę powiedzieć. Louise Tempest, co się stało z twoim ciętym językiem?
-Żeby wziąć prysznic?-Gabe nie jest przekonany. Chowam sztylet do torby i zakładam ręce na piersi.
-Niektórzy potrzebują czasem prysznica. Dziękuję bogom, że w końcu się do niego przekonałeś, chociaż musiałeś po to przyjechać do Formby. Bałeś się, że ktoś cię będzie podglądał w Liverpoolu?
-Najwyraźniej nawet w Formby nie ma odrobiny prywatności.-zauważył Gabriel.-Rozgryzłaś mnie, koledzy śmieją się ze mnie, kiedy zbyt często się kąpię.-zażartował.
-Opinia znajomych ponad higienę osobistą? Gabrielu Dekkerze, czemu mnie to nie dziwi?-westchnęłam teatralnie.-Gdyby przez miesiąc kazaliby ci nosić na włosach zaschnięte błoto, z pewnością byś to zrobił. Inaczej byłbyś nazwany frajerem, mylę się?
-Czasami uważam, że znasz mnie za dobrze, Louise Tempest. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę się ubrać.-uśmiechnął się do mnie i poczułam się tak, jakby wszystko było między nami okej.
-Co jeśli ci nie pozwolę?-uniosłam brew, rozbawiona. Wydawało się, że wróciliśmy do dawnych czasów, kiedy droczenie się ze sobą było czymś zupełnie normalnym, a za naszymi plecami nie stało widmo wojny. Ale cały czas je czułam. Między mną a Gabrielem zawsze będzie ta przepaść, którą spowodował Carlisle ze swoimi synami. I nawet kiedy on nie żył, a ci dwaj uciekli, nadal byli żywi i obecni w świadomości wszystkich.
-Wtedy uznam, że to trochę niesprawiedliwe. Ty masz na sobie ubranie, a ja nie. Któreś z nas musi coś z tym zrobić.-zabójczy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przełknęłam ślinę. Chciałam powiedzieć, że w takim razie wszystko teraz zależy od niego, ale nie potrafiłam.
-Idź.-wydusiłam z siebie, usuwając mu się z drogi. Gabriel był wyraźnie tym zaskoczony, ale niepewnie ruszył do sypialni, która kiedyś była pokojem gościnnym. Oparłam się o ścianę i odetchnęłam głęboko. Czy Everild też była zakochana w Gavrilu? Nagle zapragnęłam dowiedzieć się więcej o Ever, Gwen i Cartwrightach. Jednak jeśli do tego celu musiałam znów stracić przytomność, to chyba wolałam sobie odpuścić.
-Lou? Wszystko w porządku?-Gabe wyszedł z sypialni, już kompletnie ubrany. Pokiwałam głową.
-Po prostu ostatnio czuję się kiepsko. Chyba łapie mnie przeziębienie.-wymówiłam się. Gabe wolał nie drążyć tego tematu. Spojrzałam na niego smutno.-Chyba musimy porozmawiać.
-Chyba tak.-pokiwał głową i oparł się o ścianę po drugiej stronie korytarza, na przeciwko mnie.-Możesz zacząć od wyjaśnienia, dlaczego wymazałaś mi najpiękniejsze chwile mojego życia.
Jego ton nie był oskarżający, ale jednak poczułam się paskudnie. Stchórzyłam przy Florence, nie byłam nawet w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie wiedziałam, czemu z Gabrielem jest inaczej.
-Chciałam, żebyś był bezpieczny. A kochanie mnie zdecydowanie takie nie jest. To po pierwsze. A po drugie... za każdym razem, gdy się widywaliśmy, kończyło się to tak samo. Byłam w stanie zrezygnować z wszystkich planów, w tym z zabicia Carlisle'a, dla ciebie.-powiedziałam cicho.
-Dla mnie chciałaś zrezygnować z ocalenia świata?-w jego głosie słyszałam nutkę rozbawienia. Skrzywiłam się.
-Przesadzasz. Ale tak, chciałam z tego zrezygnować, być z tobą, uciec gdzieś i poczekać, aż to wszystko się skończy. Nawet, gdyby to miało być całe życie.
-Rozpraszałem cię w twoim dążeniu do celu.-unikałam tych słów od początku rozmowy, a on... jakby czytał mi w myślach.-Czemu po prostu mi nie powiedziałaś, co się dzieje?
-Byłeś po przeciwnej stronie.-zauważyłam. Gabe wywrócił oczami.
-Nikomu bym nie powiedział. Może Flo, ale... Oh.-wszystko ułożyło mu się w spójną całość.
-No właśnie. Im mniej osób wiedziało, tym lepiej.
-A kto wiedział?
-Ja i Robert Dekker, bo ułożyliśmy ten plan. Evan dowiedział się później.-przyznałam. Gabe pokiwał głową. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Moja wizyta u rodziców skończyła się tym, że siedziałam z Gabrielem w domu mojej siostry. Vall się ucieszy. Może nawet kupi mi czekoladę w nagrodę.
-I co teraz?-spytał Gabe, przerywając niezwykle niezręczną ciszę.  Wzruszyłam ramionami.
-Potrafimy być w pobliżu siebie i nie być największymi wrogami albo najbardziej irytującymi kochankami?-rzuciłam to jako żart, ale było w tym trochę powagi.
-Chcesz przyjaźni?
-A czego ty chcesz?-spytałam. Jeśli odpowiedziałby, że nie chce mnie znać, załamałabym się. Byłam tego pewna. Jednak jeśli gdyby chciał ze mną być... cóż, prawdopodobnie każdy potrafiłby przewidzieć co by się stało.
-Ja...-Gabe zaczął, ale nie dane mu było dokończyć. Rozdzwonił się mój telefon. Florence. Spojrzałam na Gabriela przepraszająco i odebrałam. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, bo usłyszałam głos mojej siostry:
-Louise! Ktoś postrzelił Evana, walczy o życie.
-Zaraz będę.-odparłam i się rozłączyłam. Gabe spojrzał na mnie z konsternacją.-Evan został postrzelony. Florence z nim jest. Musimy jechać.
-Teleportuj się. Ja zaraz przyjadę.-obiecał, zbiegając już po schodach.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na miejscu, z którego przed chwilą dzwoniła Flo. Magia sama wiedziała, dokąd mnie przenieść. Szpital.

Jestem w szoku. Florence leczy dotykiem. Przez chwilę nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa, a Flo dzwoni w tym czasie do Gabriela.
-Coś się stało.-mówi.-Gabriel nigdy nie wyłącza telefonu. Musimy go znaleźć. Jesteś w stanie nas obie teleportować?
Waham się. Czy jestem w stanie przenieść siebie i jeszcze kogoś? Zaczynam się obawiać, że mogę ją zranić.
-Nie wiem. Nigdy tego nie próbowałam.-odpowiadam po chwili.
-Spróbuj nas przenieść kawałek dalej.-proponuje Flo i podaje mi rękę. Zamykam oczy i skupiam się na tym, żeby przenieść nie tylko siebie, ale też moją siostrę. I po chwili się udaje. Jesteśmy na drugim końcu sali-Udało ci się! Teraz musimy znaleźć Gabriela. Spróbuj przenieść nas tam, gdzie stoi znak "Witamy w Formby". Mam co do tego miejsca przeczucie.
Kiwam tylko głową. Nie chcę pokazać, ile energii musiałam zużyć na przeniesienie nas o kilka metrów, a mój głos na pewno by nas zdradził. Zamiast tego skupiam się na słynnym znaku "Witamy w Formby". Po chwili tam lądujemy. Otwieram oczy i widzę samochód Gabriela.
-Nie!-krzyczę, zapominając o całym świecie. Auto zaliczyło dachowanie, a jego właściciel leży obok niego. Podbiegam do niego i klękam na mokrej i zimnej ziemi obok. Cała drżę. Gabe się nie rusza.
-Gabe, obudź się, błagam!-nie jestem w stanie wydusić nic więcej. Chłopak otwiera oczy. Dopiero wtedy zauważam Flo, która do nas podchodzi.
-Wyglądam tak żałośnie czy to po prostu okrzyk godowy Louise Tempest?-pyta słabo Gabriel. Nie mam nawet siły mu odpowiedzieć. Po prostu oddycham z ulgą tak wielką, że zapominam nawet o zmęczeniu z teleportacji. Florence rozmawia krótko z Gabrielem i ulecza go. W pewnym momencie o coś się pyta. Dopiero po chwili dociera do mnie, że mówi do mnie. Krew szumi mi w uszach i nie jestem pewna czy dam radę zrobić jeszcze coś dzisiejszego dnia, ale uśmiecham się i potwierdzam, że mogę przenieść ich oboje. Po chwili Gabriel wstaje, Flo podpala jego auto z niewiadomych mi przyczyn i przenosimy się do sali Evana.
Nie jestem w stanie już nawet ustać. Jak na jeden dzień, jest to dla mnie zbyt duży wysiłek. Florence jednak skupia się na Evanie, tak jak Gabe. Nie zauważają, kiedy opierając się o ścianę, wychodzę z sali. Siadam na jednym z krzeseł, chowając twarz w dłoniach. Mam czarne plamy przed oczami, które po chwili zasłaniają mi całe pole widzenia.

(Tu miało coś być, ale rozdział byłby chyba zbyt długi. Nawet mnie nie chciałoby się go czytać. Także ta wizja zostanie przypomniana w następnej notce Lou. - B.)

Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą twarz Florence. Albo Gwen. Zaczynałam się już w tym gubić.
-Zemdlałaś.-oznajmiła moja siostra, a kiedy nie odpowiedziałam, kontynuowała.-Musisz odpocząć. Za dużo wysiłku włożyłaś w dzisiejszą teleportację.
-Wcale nie. To... coś innego.-próbowałam się wyplątać z tej sytuacji. Za wszelką cenę nie mogłam okazać słabości.
-Dobrze, dobrze. Obie wiemy swoje. Jeśli cię to pocieszy, to trzymam się tylko dlatego, że mój organizm odrzuca już sen.-zaczęła zapewne jeden ze swoich matczynych monologów.
-Nie pociesza mnie to.-mruknęłam pod nosem, ale nie byłam pewna, czy Flo mnie usłyszała. Nawet jeśli, to mnie zignorowała. Usiadła obok mnie z lekkim uśmiechem malującym się na jej twarzy.
-Posłuchaj, ciężko mi będzie zapomnieć o ostatnich tygodniach. Ale cię kocham i nie pozwolę ci, żebyś znów mnie odsuwała od jakiś wielkich planów, czy miała przede mną jakieś tajemnice, tylko dlatego, że chciałaś mnie chronić. Nie pozwolę też, żeby coś ci się stało.
-Nie rozumiesz, Florence, że to nie jest takie proste?-spojrzałam na nią, zaciskając usta.-Wiesz, że cię kocham. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Ale nie możesz mi zabronić knucia planów czy mania tajemnic. Nie jesteśmy identyczne. Ty działasz pod wpływem uczuć, często złości, a ja... ja zaczynam być na to obojętna. Nie ma szans, żebyśmy się zmieniły i dobrze o tym wiesz.
-Po prostu chcę ci pomóc, Louise. Chcę, żebyśmy stały po jednej stronie.-nie widziałam tego w jej oczach, ale poczułam, że ją zraniłam. Nie zdziwiło mnie to. Zawsze raniłam tych, na których najbardziej mi zależało.
-Ty, żeby mnie chronić, zawsze mówiłabyś mi prawdę?-spytałam, a Flo przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
-Tak, wydaje mi się, że tak.-odparła, a ja spojrzałam na nią sceptycznie.
-Niektóre sprawy chcemy po prostu załatwić sami, Flo. Ty też tak robisz.-Flo już otwierała usta, żeby zapytać "Kiedy?", ale ją uprzedziłam.-Pojechałaś do Formby walczyć z Elen i resztą. Plan dotyczący Carlisle'a nie był wtedy dokończony i zakładał włączenie ciebie... A ty stanęłaś po stronie Aarona.
-Mogłaś mnie uprzedzić, kiedy zaczynałaś go układać.-odparowała.
-Ta dyskusja jest bezcelowa.-westchnęłam.-Nie wiedziałam, czy możliwa będzie realizacja tego planu. Nie chciałam dawać ci żadnej nadziei.
-Okej. Obiecaj mi po prostu, że od teraz będziemy zawsze stać po tej samej stronie.-poprosiła. Skinęłam głową.
-Póki będę zdrowa na umyśle, masz moje słowo.-powiedziałam i automatycznie poczułam pieczenie na barku. Nie dałam po sobie jednak niczego poznać, bo na korytarz wyszedł Gabriel.
-Dobra, oboje teraz wracacie do domu albo was zmuszę.-zaśmiała się Flo i wzięła mnie pod jedno ramię, a Gabriela pod drugie.-Nakarmię was i puszczę wam dobranockę, zadowoleni?
-Ty to się musiałaś zdrowo walnąć przy porodzie.-zażartował Gabe i szturchnął moją siostrę.
Przy wyjściu czekał Wren. Widząc mnie, natychmiast się spiął. Nadal mi nie wybaczył i całkowicie to rozumiałam... W końcu nie on jeden.
-Jak się czuje Evan?-pyta Wren.
-Jest w śpiączce, ale przeżyje.-odpowiada moja siostra.-Natomiast ktoś wjechał w samochód Gabriela. Pozbyłam się dowodów, ale sądzę, że te dwie sprawy są powiązane. I myślę, że to może mieć związek z Natem i jego znajomymi.
-Tym Natem?-wtrącam się.-Przecież on nie żyje.
-No właśnie... żyje.-odpowiada Flo, przygryzając wargę.-Próbowałam przywołać jego ducha, żeby mi pomógł... ale obróciło to się przeciwko mnie.
Wzdycham głęboko. Cała Flo.
-Po za tym, że wskrzesiłaś byłego chłopaka który cię chciał zamordować i  zaprzyjaźniłaś się z Wrenem, ominęło mnie coś?-pytam, lekko rozbawiona.
-Zrobiłam sobie tatuaż.-zaśmiała się. Pokręciłam głową zrezygnowana.-Porozmawiamy o tym później. Wren, podrzucisz nas do domu?
Wren mruknął coś pod nosem. Droga do domu nie minęła w luźniej atmosferze. Miałam ochotę się teleportować, ale akurat wtedy nie miałam na to siły. Jednak w samochodzie czułam się jak w pułapce. Wiedziałam, że ani Florence, ani Gabe nie będą chcieli mnie zranić i nikomu na to nie pozwolą, ale... mimo wszystko, nie mogłam się pozbyć tego uczucia. Siedziałam wtulona w drzwi samochodu, jak najdalej od Gabriela, Wrena i Flo. Zdawałam sobie sprawę, że cała ta trójka ma powody, żeby mnie nienawidzić.
Kiedy Wren zatrzymał samochód pod naszym domem, nie czekałam na nic, po prostu wysiadłam i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Weszłam do domu, gdzie od progu przywitała mnie Medusa. Usiadłam na kanapie, cały czas mając przy sobie wiernego psa. Flo i Gabe również weszli do domu. Moja siostra poszła zaparzyć herbatę, którą po chwili nam przyniosła.
-Czy jesteście w stanie się sobą zaopiekować, bez rzucania w siebie nożami albo zaklęciami?-spytała z uśmiechem.
-Ha, ha, Flo. Bardzo śmieszne.-wywróciłam oczami.-Zamierzasz iść do Evana?
Najchętniej też bym poszła, chociaż właśnie stamtąd wróciłam. Powinnam go odwiedzić, ale z drugiej strony, wolałam, żeby pierwszą osobą z jaką porozmawia była Flo.
-Tak, dlatego proszę, żebyście się sobą zajęli. Nie wyglądasz najlepiej.-siostra siada obok mnie.-Nie każę wam przecież od razu podpisać cyrografu miłości. Spędzicie czas wzajemnie opiekując się sobą. Nie mogę być w dwóch miejscach na raz. Co nie zmienia faktu, że jak Evan wydobrzeje to nie odpędzisz się ode mnie siostrzyczko. Zrobimy sobie babski wieczór. Albo tydzień.
-Mogę się dołączyć? Brzmi kusząco.-wtrącił Gabriel. Parsknęłam śmiechem.
-Oh, Dekker. Zawsze wiedziałam, że twoja kobieca strona w końcu się ujawni.-odparłam z uśmiechem. Flo się zaśmiała i wstała.
-Bylebyście siebie nie pozabijali. I dom ma być w całości jak wrócę!-powiedziała, udając surowy ton.
-To nie ja organizowałam tu dzikie imprezy.-rzuciłam za nią, oburzona.
-I tak mnie kochasz. - zaśmiała się i zniknęła nam z oczu, zatrzaskując drzwi. Zostałam sama z Gabrielem i nie za bardzo wiedziałam, co z tym zrobić.
-Na czym skończyliśmy naszą rozmowę?-pytam nagle. Tym razem to ja przerywam ciszę. Gabe uśmiecha się.
-Pytałaś mnie, czego chcę. Jakiej relacji z tobą.
-Miałeś trochę czasu na przemyślenia.-zauważam. Gabriel uśmiecha się krzywo.
-Zanim ktoś we mnie wjechał na drodze do Liverpoolu.
-To nic nie zmienia. Nie masz podzielnej uwagi?-droczę się z nim, a jego uśmiech jest raczej zwiastunem czegoś dobrego.
-Nie wszyscy są tak utalentowani jak ty. Jedną ręką tamujesz krwotok, a drugą spisujesz zadanie z fizyki, czyż nie?-uniósł brew i usiadł koło mnie na kanapie.
-Czasami mam wrażenie, że znasz mnie za dobrze, Gabrielu Dekkerze.-zacytowałam go, a on się zaśmiał. Jednak po chwili oboje spoważnieliśmy.
-Wydaje się, że Florence zupełnie ci wybaczyła.-powiedział. Wzruszam ramionami.
-Możliwe. Wydaje mi się, że to nie będzie takie proste.-milczę przez chwilę.-A co z tobą? Wybaczyłeś mi?
-Ciężko powiedzieć. Kilka miesięcy temu poznałem niesamowitą dziewczynę, która zawróciła mi w głowie. Czułem się, jakbym znał ją wieków.-Gabe przestał podpierać ścianę i podszedł do mnie wolno, cały czas mówiąc.-Zakochałem się w niej i ona we mnie. Jestem tego pewny.-posłał mi znaczące spojrzenie, siadając koło mnie na kanapie.-Nie układało nam się najlepiej. Zawsze coś stało nam na przeszkodzie. Ale ją kochałem. A ona kochała mnie i to mi wystarczyło do szczęścia. A ty usunęłaś ją z moich wspomnień.
-Gabe, ja...-chciałam go przeprosić, ale on położył mi palec na ustach.
-Hej, daj mi dokończyć.-poprosił.-Louise, kiedy zniknęłaś z moich wspomnień, poczułem się, jakby ktoś zabrał część mnie. Została tylko pustka. Wiesz, że kiedy odetnie się kończynę, ludzie czasem czują w niej jeszcze ból? Ja czułem. Bolało mnie, ale nawet nie wiedziałem co. Cześć mnie, której nie było. Kiedy Flo przywróciła mi wspomnienia, obiecałem sobie jedną rzecz.-spojrzał mi w oczy.-Że nigdy więcej cię nie stracę. Co raczej oznacza, że ci wybaczyłem.
-Jesteś jedynym facetem, który potrafi wpleść medycynę i odcięte kończyny w romantyczne wyznanie.-powiedziałam, czując jak łzy, spływają mi po policzkach. Gabe się zaśmiał i pocałował mnie delikatnie, przyciągając mnie do siebie.
-To czyni mnie wyjątkowym. Chociaż mój niesamowity wygląd i czarujący charakter też gra w tym jakąś rolę.-stwierdził z udawaną próżnością. Zaśmiałam się.
-Wygląd masz tylko dzięki temu prysznicowi rano.-zauważyłam.-A jeśli chodzi o charakter, to podobno prawdziwie czarująca jest skromność.
-Wygląda na to, że na ciebie skromność nie działa.-uśmiechnął się szeroko, a ja znów się zaśmiałam.
-To dlatego, że ty na mnie działasz.-uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.-Kocham cię, Gabrielu Dekkerze.
-A ja ciebie, Louise Tempest.-odpowiedział i przytulił mnie. Zasnęłam w jego ramionach, ciesząc się choć jednym spokojnym wieczorem od bogowie wiedzą kiedy.