wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział LXXIV - Louise

W pewnym sensie cieszyłam się na spotkanie z rodzicami. W końcu dawno ich nie widziałam, a było tyle do opowiedzenia... Jednak z drugiej strony, musiałabym bardzo okroić wszystkie wydarzenia, żeby nadawały się na historię dla rodziców.
Po tym, jak odpoczęłam u Vall, teleportowałam się prosto do Formby. Najbezpieczniejszym miejscem był dom Florence. Nikogo tam nie było, a przynajmniej nie powinno. Nikt nie zauważyłby, że nagle pojawiłam się tam znikąd.
Dom Flo wyglądał tak, jak go pamiętałam sprzed kilku lat. Jedyną różnicą było to, że był opuszczony i zakurzony. Jednak miło było przejść się znowu tym samym korytarzem, zobaczyć zdjęcia stojące na szafkach w salonie.
Nagle usłyszałam kroki nad sobą. Wyciągnęłam z torebki sztylet i ruszyłam po cichu na górę. Nie chciałam się teleportować, bo nie wiedziałam, kto jest na górze. Osoba była w łazience, co z lekka mnie zdziwiło. Kto chciałby włamywać się do czyjegoś domu, żeby wziąć prysznic? Podchodzę cicho do drzwi łazienki, które są lekko uchylone. Nikogo jednak przez nie nie widać.
Celuję nożem w drzwi łazienki i już podnoszę rękę, żeby tam wejść, gdy drzwi otwierają się gwałtownie. Stoję jak skamieniała, podobnie jak domniemany włamywacz.
-Louise? Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego celujesz we mnie nożem?-Gabriel unosi brwi i uśmiecha się lekko, unosząc kącik ust ku górze. Patrzę na niego zszokowana, starając się nie zwracać uwagi na fakt, że jest on w samym ręczniku.
-Ja... myślałam, że ktoś się włamał.-odpowiadam. I jest to w tym momencie najdurniejsza rzecz, jaką mogę powiedzieć. Louise Tempest, co się stało z twoim ciętym językiem?
-Żeby wziąć prysznic?-Gabe nie jest przekonany. Chowam sztylet do torby i zakładam ręce na piersi.
-Niektórzy potrzebują czasem prysznica. Dziękuję bogom, że w końcu się do niego przekonałeś, chociaż musiałeś po to przyjechać do Formby. Bałeś się, że ktoś cię będzie podglądał w Liverpoolu?
-Najwyraźniej nawet w Formby nie ma odrobiny prywatności.-zauważył Gabriel.-Rozgryzłaś mnie, koledzy śmieją się ze mnie, kiedy zbyt często się kąpię.-zażartował.
-Opinia znajomych ponad higienę osobistą? Gabrielu Dekkerze, czemu mnie to nie dziwi?-westchnęłam teatralnie.-Gdyby przez miesiąc kazaliby ci nosić na włosach zaschnięte błoto, z pewnością byś to zrobił. Inaczej byłbyś nazwany frajerem, mylę się?
-Czasami uważam, że znasz mnie za dobrze, Louise Tempest. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę się ubrać.-uśmiechnął się do mnie i poczułam się tak, jakby wszystko było między nami okej.
-Co jeśli ci nie pozwolę?-uniosłam brew, rozbawiona. Wydawało się, że wróciliśmy do dawnych czasów, kiedy droczenie się ze sobą było czymś zupełnie normalnym, a za naszymi plecami nie stało widmo wojny. Ale cały czas je czułam. Między mną a Gabrielem zawsze będzie ta przepaść, którą spowodował Carlisle ze swoimi synami. I nawet kiedy on nie żył, a ci dwaj uciekli, nadal byli żywi i obecni w świadomości wszystkich.
-Wtedy uznam, że to trochę niesprawiedliwe. Ty masz na sobie ubranie, a ja nie. Któreś z nas musi coś z tym zrobić.-zabójczy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przełknęłam ślinę. Chciałam powiedzieć, że w takim razie wszystko teraz zależy od niego, ale nie potrafiłam.
-Idź.-wydusiłam z siebie, usuwając mu się z drogi. Gabriel był wyraźnie tym zaskoczony, ale niepewnie ruszył do sypialni, która kiedyś była pokojem gościnnym. Oparłam się o ścianę i odetchnęłam głęboko. Czy Everild też była zakochana w Gavrilu? Nagle zapragnęłam dowiedzieć się więcej o Ever, Gwen i Cartwrightach. Jednak jeśli do tego celu musiałam znów stracić przytomność, to chyba wolałam sobie odpuścić.
-Lou? Wszystko w porządku?-Gabe wyszedł z sypialni, już kompletnie ubrany. Pokiwałam głową.
-Po prostu ostatnio czuję się kiepsko. Chyba łapie mnie przeziębienie.-wymówiłam się. Gabe wolał nie drążyć tego tematu. Spojrzałam na niego smutno.-Chyba musimy porozmawiać.
-Chyba tak.-pokiwał głową i oparł się o ścianę po drugiej stronie korytarza, na przeciwko mnie.-Możesz zacząć od wyjaśnienia, dlaczego wymazałaś mi najpiękniejsze chwile mojego życia.
Jego ton nie był oskarżający, ale jednak poczułam się paskudnie. Stchórzyłam przy Florence, nie byłam nawet w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie wiedziałam, czemu z Gabrielem jest inaczej.
-Chciałam, żebyś był bezpieczny. A kochanie mnie zdecydowanie takie nie jest. To po pierwsze. A po drugie... za każdym razem, gdy się widywaliśmy, kończyło się to tak samo. Byłam w stanie zrezygnować z wszystkich planów, w tym z zabicia Carlisle'a, dla ciebie.-powiedziałam cicho.
-Dla mnie chciałaś zrezygnować z ocalenia świata?-w jego głosie słyszałam nutkę rozbawienia. Skrzywiłam się.
-Przesadzasz. Ale tak, chciałam z tego zrezygnować, być z tobą, uciec gdzieś i poczekać, aż to wszystko się skończy. Nawet, gdyby to miało być całe życie.
-Rozpraszałem cię w twoim dążeniu do celu.-unikałam tych słów od początku rozmowy, a on... jakby czytał mi w myślach.-Czemu po prostu mi nie powiedziałaś, co się dzieje?
-Byłeś po przeciwnej stronie.-zauważyłam. Gabe wywrócił oczami.
-Nikomu bym nie powiedział. Może Flo, ale... Oh.-wszystko ułożyło mu się w spójną całość.
-No właśnie. Im mniej osób wiedziało, tym lepiej.
-A kto wiedział?
-Ja i Robert Dekker, bo ułożyliśmy ten plan. Evan dowiedział się później.-przyznałam. Gabe pokiwał głową. Przez chwilę oboje milczeliśmy. Moja wizyta u rodziców skończyła się tym, że siedziałam z Gabrielem w domu mojej siostry. Vall się ucieszy. Może nawet kupi mi czekoladę w nagrodę.
-I co teraz?-spytał Gabe, przerywając niezwykle niezręczną ciszę.  Wzruszyłam ramionami.
-Potrafimy być w pobliżu siebie i nie być największymi wrogami albo najbardziej irytującymi kochankami?-rzuciłam to jako żart, ale było w tym trochę powagi.
-Chcesz przyjaźni?
-A czego ty chcesz?-spytałam. Jeśli odpowiedziałby, że nie chce mnie znać, załamałabym się. Byłam tego pewna. Jednak jeśli gdyby chciał ze mną być... cóż, prawdopodobnie każdy potrafiłby przewidzieć co by się stało.
-Ja...-Gabe zaczął, ale nie dane mu było dokończyć. Rozdzwonił się mój telefon. Florence. Spojrzałam na Gabriela przepraszająco i odebrałam. Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, bo usłyszałam głos mojej siostry:
-Louise! Ktoś postrzelił Evana, walczy o życie.
-Zaraz będę.-odparłam i się rozłączyłam. Gabe spojrzał na mnie z konsternacją.-Evan został postrzelony. Florence z nim jest. Musimy jechać.
-Teleportuj się. Ja zaraz przyjadę.-obiecał, zbiegając już po schodach.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na miejscu, z którego przed chwilą dzwoniła Flo. Magia sama wiedziała, dokąd mnie przenieść. Szpital.

Jestem w szoku. Florence leczy dotykiem. Przez chwilę nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa, a Flo dzwoni w tym czasie do Gabriela.
-Coś się stało.-mówi.-Gabriel nigdy nie wyłącza telefonu. Musimy go znaleźć. Jesteś w stanie nas obie teleportować?
Waham się. Czy jestem w stanie przenieść siebie i jeszcze kogoś? Zaczynam się obawiać, że mogę ją zranić.
-Nie wiem. Nigdy tego nie próbowałam.-odpowiadam po chwili.
-Spróbuj nas przenieść kawałek dalej.-proponuje Flo i podaje mi rękę. Zamykam oczy i skupiam się na tym, żeby przenieść nie tylko siebie, ale też moją siostrę. I po chwili się udaje. Jesteśmy na drugim końcu sali-Udało ci się! Teraz musimy znaleźć Gabriela. Spróbuj przenieść nas tam, gdzie stoi znak "Witamy w Formby". Mam co do tego miejsca przeczucie.
Kiwam tylko głową. Nie chcę pokazać, ile energii musiałam zużyć na przeniesienie nas o kilka metrów, a mój głos na pewno by nas zdradził. Zamiast tego skupiam się na słynnym znaku "Witamy w Formby". Po chwili tam lądujemy. Otwieram oczy i widzę samochód Gabriela.
-Nie!-krzyczę, zapominając o całym świecie. Auto zaliczyło dachowanie, a jego właściciel leży obok niego. Podbiegam do niego i klękam na mokrej i zimnej ziemi obok. Cała drżę. Gabe się nie rusza.
-Gabe, obudź się, błagam!-nie jestem w stanie wydusić nic więcej. Chłopak otwiera oczy. Dopiero wtedy zauważam Flo, która do nas podchodzi.
-Wyglądam tak żałośnie czy to po prostu okrzyk godowy Louise Tempest?-pyta słabo Gabriel. Nie mam nawet siły mu odpowiedzieć. Po prostu oddycham z ulgą tak wielką, że zapominam nawet o zmęczeniu z teleportacji. Florence rozmawia krótko z Gabrielem i ulecza go. W pewnym momencie o coś się pyta. Dopiero po chwili dociera do mnie, że mówi do mnie. Krew szumi mi w uszach i nie jestem pewna czy dam radę zrobić jeszcze coś dzisiejszego dnia, ale uśmiecham się i potwierdzam, że mogę przenieść ich oboje. Po chwili Gabriel wstaje, Flo podpala jego auto z niewiadomych mi przyczyn i przenosimy się do sali Evana.
Nie jestem w stanie już nawet ustać. Jak na jeden dzień, jest to dla mnie zbyt duży wysiłek. Florence jednak skupia się na Evanie, tak jak Gabe. Nie zauważają, kiedy opierając się o ścianę, wychodzę z sali. Siadam na jednym z krzeseł, chowając twarz w dłoniach. Mam czarne plamy przed oczami, które po chwili zasłaniają mi całe pole widzenia.

(Tu miało coś być, ale rozdział byłby chyba zbyt długi. Nawet mnie nie chciałoby się go czytać. Także ta wizja zostanie przypomniana w następnej notce Lou. - B.)

Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą twarz Florence. Albo Gwen. Zaczynałam się już w tym gubić.
-Zemdlałaś.-oznajmiła moja siostra, a kiedy nie odpowiedziałam, kontynuowała.-Musisz odpocząć. Za dużo wysiłku włożyłaś w dzisiejszą teleportację.
-Wcale nie. To... coś innego.-próbowałam się wyplątać z tej sytuacji. Za wszelką cenę nie mogłam okazać słabości.
-Dobrze, dobrze. Obie wiemy swoje. Jeśli cię to pocieszy, to trzymam się tylko dlatego, że mój organizm odrzuca już sen.-zaczęła zapewne jeden ze swoich matczynych monologów.
-Nie pociesza mnie to.-mruknęłam pod nosem, ale nie byłam pewna, czy Flo mnie usłyszała. Nawet jeśli, to mnie zignorowała. Usiadła obok mnie z lekkim uśmiechem malującym się na jej twarzy.
-Posłuchaj, ciężko mi będzie zapomnieć o ostatnich tygodniach. Ale cię kocham i nie pozwolę ci, żebyś znów mnie odsuwała od jakiś wielkich planów, czy miała przede mną jakieś tajemnice, tylko dlatego, że chciałaś mnie chronić. Nie pozwolę też, żeby coś ci się stało.
-Nie rozumiesz, Florence, że to nie jest takie proste?-spojrzałam na nią, zaciskając usta.-Wiesz, że cię kocham. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Ale nie możesz mi zabronić knucia planów czy mania tajemnic. Nie jesteśmy identyczne. Ty działasz pod wpływem uczuć, często złości, a ja... ja zaczynam być na to obojętna. Nie ma szans, żebyśmy się zmieniły i dobrze o tym wiesz.
-Po prostu chcę ci pomóc, Louise. Chcę, żebyśmy stały po jednej stronie.-nie widziałam tego w jej oczach, ale poczułam, że ją zraniłam. Nie zdziwiło mnie to. Zawsze raniłam tych, na których najbardziej mi zależało.
-Ty, żeby mnie chronić, zawsze mówiłabyś mi prawdę?-spytałam, a Flo przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
-Tak, wydaje mi się, że tak.-odparła, a ja spojrzałam na nią sceptycznie.
-Niektóre sprawy chcemy po prostu załatwić sami, Flo. Ty też tak robisz.-Flo już otwierała usta, żeby zapytać "Kiedy?", ale ją uprzedziłam.-Pojechałaś do Formby walczyć z Elen i resztą. Plan dotyczący Carlisle'a nie był wtedy dokończony i zakładał włączenie ciebie... A ty stanęłaś po stronie Aarona.
-Mogłaś mnie uprzedzić, kiedy zaczynałaś go układać.-odparowała.
-Ta dyskusja jest bezcelowa.-westchnęłam.-Nie wiedziałam, czy możliwa będzie realizacja tego planu. Nie chciałam dawać ci żadnej nadziei.
-Okej. Obiecaj mi po prostu, że od teraz będziemy zawsze stać po tej samej stronie.-poprosiła. Skinęłam głową.
-Póki będę zdrowa na umyśle, masz moje słowo.-powiedziałam i automatycznie poczułam pieczenie na barku. Nie dałam po sobie jednak niczego poznać, bo na korytarz wyszedł Gabriel.
-Dobra, oboje teraz wracacie do domu albo was zmuszę.-zaśmiała się Flo i wzięła mnie pod jedno ramię, a Gabriela pod drugie.-Nakarmię was i puszczę wam dobranockę, zadowoleni?
-Ty to się musiałaś zdrowo walnąć przy porodzie.-zażartował Gabe i szturchnął moją siostrę.
Przy wyjściu czekał Wren. Widząc mnie, natychmiast się spiął. Nadal mi nie wybaczył i całkowicie to rozumiałam... W końcu nie on jeden.
-Jak się czuje Evan?-pyta Wren.
-Jest w śpiączce, ale przeżyje.-odpowiada moja siostra.-Natomiast ktoś wjechał w samochód Gabriela. Pozbyłam się dowodów, ale sądzę, że te dwie sprawy są powiązane. I myślę, że to może mieć związek z Natem i jego znajomymi.
-Tym Natem?-wtrącam się.-Przecież on nie żyje.
-No właśnie... żyje.-odpowiada Flo, przygryzając wargę.-Próbowałam przywołać jego ducha, żeby mi pomógł... ale obróciło to się przeciwko mnie.
Wzdycham głęboko. Cała Flo.
-Po za tym, że wskrzesiłaś byłego chłopaka który cię chciał zamordować i  zaprzyjaźniłaś się z Wrenem, ominęło mnie coś?-pytam, lekko rozbawiona.
-Zrobiłam sobie tatuaż.-zaśmiała się. Pokręciłam głową zrezygnowana.-Porozmawiamy o tym później. Wren, podrzucisz nas do domu?
Wren mruknął coś pod nosem. Droga do domu nie minęła w luźniej atmosferze. Miałam ochotę się teleportować, ale akurat wtedy nie miałam na to siły. Jednak w samochodzie czułam się jak w pułapce. Wiedziałam, że ani Florence, ani Gabe nie będą chcieli mnie zranić i nikomu na to nie pozwolą, ale... mimo wszystko, nie mogłam się pozbyć tego uczucia. Siedziałam wtulona w drzwi samochodu, jak najdalej od Gabriela, Wrena i Flo. Zdawałam sobie sprawę, że cała ta trójka ma powody, żeby mnie nienawidzić.
Kiedy Wren zatrzymał samochód pod naszym domem, nie czekałam na nic, po prostu wysiadłam i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Weszłam do domu, gdzie od progu przywitała mnie Medusa. Usiadłam na kanapie, cały czas mając przy sobie wiernego psa. Flo i Gabe również weszli do domu. Moja siostra poszła zaparzyć herbatę, którą po chwili nam przyniosła.
-Czy jesteście w stanie się sobą zaopiekować, bez rzucania w siebie nożami albo zaklęciami?-spytała z uśmiechem.
-Ha, ha, Flo. Bardzo śmieszne.-wywróciłam oczami.-Zamierzasz iść do Evana?
Najchętniej też bym poszła, chociaż właśnie stamtąd wróciłam. Powinnam go odwiedzić, ale z drugiej strony, wolałam, żeby pierwszą osobą z jaką porozmawia była Flo.
-Tak, dlatego proszę, żebyście się sobą zajęli. Nie wyglądasz najlepiej.-siostra siada obok mnie.-Nie każę wam przecież od razu podpisać cyrografu miłości. Spędzicie czas wzajemnie opiekując się sobą. Nie mogę być w dwóch miejscach na raz. Co nie zmienia faktu, że jak Evan wydobrzeje to nie odpędzisz się ode mnie siostrzyczko. Zrobimy sobie babski wieczór. Albo tydzień.
-Mogę się dołączyć? Brzmi kusząco.-wtrącił Gabriel. Parsknęłam śmiechem.
-Oh, Dekker. Zawsze wiedziałam, że twoja kobieca strona w końcu się ujawni.-odparłam z uśmiechem. Flo się zaśmiała i wstała.
-Bylebyście siebie nie pozabijali. I dom ma być w całości jak wrócę!-powiedziała, udając surowy ton.
-To nie ja organizowałam tu dzikie imprezy.-rzuciłam za nią, oburzona.
-I tak mnie kochasz. - zaśmiała się i zniknęła nam z oczu, zatrzaskując drzwi. Zostałam sama z Gabrielem i nie za bardzo wiedziałam, co z tym zrobić.
-Na czym skończyliśmy naszą rozmowę?-pytam nagle. Tym razem to ja przerywam ciszę. Gabe uśmiecha się.
-Pytałaś mnie, czego chcę. Jakiej relacji z tobą.
-Miałeś trochę czasu na przemyślenia.-zauważam. Gabriel uśmiecha się krzywo.
-Zanim ktoś we mnie wjechał na drodze do Liverpoolu.
-To nic nie zmienia. Nie masz podzielnej uwagi?-droczę się z nim, a jego uśmiech jest raczej zwiastunem czegoś dobrego.
-Nie wszyscy są tak utalentowani jak ty. Jedną ręką tamujesz krwotok, a drugą spisujesz zadanie z fizyki, czyż nie?-uniósł brew i usiadł koło mnie na kanapie.
-Czasami mam wrażenie, że znasz mnie za dobrze, Gabrielu Dekkerze.-zacytowałam go, a on się zaśmiał. Jednak po chwili oboje spoważnieliśmy.
-Wydaje się, że Florence zupełnie ci wybaczyła.-powiedział. Wzruszam ramionami.
-Możliwe. Wydaje mi się, że to nie będzie takie proste.-milczę przez chwilę.-A co z tobą? Wybaczyłeś mi?
-Ciężko powiedzieć. Kilka miesięcy temu poznałem niesamowitą dziewczynę, która zawróciła mi w głowie. Czułem się, jakbym znał ją wieków.-Gabe przestał podpierać ścianę i podszedł do mnie wolno, cały czas mówiąc.-Zakochałem się w niej i ona we mnie. Jestem tego pewny.-posłał mi znaczące spojrzenie, siadając koło mnie na kanapie.-Nie układało nam się najlepiej. Zawsze coś stało nam na przeszkodzie. Ale ją kochałem. A ona kochała mnie i to mi wystarczyło do szczęścia. A ty usunęłaś ją z moich wspomnień.
-Gabe, ja...-chciałam go przeprosić, ale on położył mi palec na ustach.
-Hej, daj mi dokończyć.-poprosił.-Louise, kiedy zniknęłaś z moich wspomnień, poczułem się, jakby ktoś zabrał część mnie. Została tylko pustka. Wiesz, że kiedy odetnie się kończynę, ludzie czasem czują w niej jeszcze ból? Ja czułem. Bolało mnie, ale nawet nie wiedziałem co. Cześć mnie, której nie było. Kiedy Flo przywróciła mi wspomnienia, obiecałem sobie jedną rzecz.-spojrzał mi w oczy.-Że nigdy więcej cię nie stracę. Co raczej oznacza, że ci wybaczyłem.
-Jesteś jedynym facetem, który potrafi wpleść medycynę i odcięte kończyny w romantyczne wyznanie.-powiedziałam, czując jak łzy, spływają mi po policzkach. Gabe się zaśmiał i pocałował mnie delikatnie, przyciągając mnie do siebie.
-To czyni mnie wyjątkowym. Chociaż mój niesamowity wygląd i czarujący charakter też gra w tym jakąś rolę.-stwierdził z udawaną próżnością. Zaśmiałam się.
-Wygląd masz tylko dzięki temu prysznicowi rano.-zauważyłam.-A jeśli chodzi o charakter, to podobno prawdziwie czarująca jest skromność.
-Wygląda na to, że na ciebie skromność nie działa.-uśmiechnął się szeroko, a ja znów się zaśmiałam.
-To dlatego, że ty na mnie działasz.-uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.-Kocham cię, Gabrielu Dekkerze.
-A ja ciebie, Louise Tempest.-odpowiedział i przytulił mnie. Zasnęłam w jego ramionach, ciesząc się choć jednym spokojnym wieczorem od bogowie wiedzą kiedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz