Gdy wszedłem do domu, było już sporo po północy. Śmierć syna Tony'iego dużo zmieniła. Młody Jessel wykazał się dużą odwagą ratując Eloise Bennet. Wchodzę do kuchni i stawiam ekspres z kawą. Ruszam na piętro do sypialni, ale zastaje mnie puste łóżko. Uśmiecham się lekko. Mel musiała zasnąć u Lydii i Granta. Zaglądam do sypialni Ivy, która jest o dziwo pusta. Zaglądam do pokoju bliźniąt, ale zastaje mnie tylko paląca się lampka. Dostrzegam kartkę z pismem Mel. Siadam w fotelu i czytam.
Siedzałem w swoim biurze i wpatrywałem się w ekran telefonu. Od rana próbowałem dodzwonić się do Mel, Gabriela cze Evana, ale bez skutku. Nie potrafię się kupić na niczym innym po za Mel.
-Kasper. - warknąłem przywołując do swojego gabinetu asystenta. - Kazałem ci zadzwonić do Louise Tempest i poprosić ją o spotkanie. Zrobiłeś to?
-Tak, tak. - mruknął Kasper - Panna Tempest miała wizytę u lekarza. Przyjdzie po wizycie.
-Dobrze. Możesz iść. - Wstałem i ruszyłem do barku. Wyciągnąłem whisky i szklankę. Nie potrafiłem nic zrobić, nawet nie wiedziałem co. Usiadłem na krześle i napiłem się.
Gdy otwierałem już drugą butelkę, do mojego gabinetu weszła Louise.
-Wszystko w porządku? - spytała Louise. Przyjrzałem się jej. Miała lekko rozmazany makijaż.
-Płakałaś. - zauważyłem.
-Pijesz. - Louise wywróciła oczami. Wstałem i wyjąłem szklankę dla Louise.
-Mel mnie zostawiła. - spojrzałem na Louise. - Zdradziła mnie i zostawiła. Wnosi o rozwód. Powiedziała, że zabiera dzieci, bo nie wychowam ich sam.
-Nic nowego. - mruknęła Louise. -Ale zdradziła? Z kim?
-Nie wiem. - powiedziałem cicho. -Zdałem sobie sprawę jak bardzo musi mnie nienawidzić. Zniszczyłem wszystko. Dlaczego płakałaś?
-Nie byłeś mężem roku. Ojcem też nie. Ani dziadkiem. - mruknęła Louise. -Prawdopodobnie to jedyna okazja, w której mogłeś sprawdzić się jako dziadek. Chyba, że Flo i Evan zdecydują się na kolejne dziecko.
-A ty i Gabriel? - spojrzałem na nią. Louise zaśmiała się gorzko i szybko opróżniła zawartość swojej szklanki..
-Nie w tym życiu. - mruknęła Louise. - Jestem bezpłodna. Nie doczekasz się wnuka.
-Gabriel już wie? - spytałem zaskoczony.
-Co mam mu powiedzieć? Hej Gabriel. Nie urodzę Ci syna? Może w przyszłym życiu, jeśli się odnajdziemy? No chyba, że Ty zostaniesz dalej nieśmiertelny i poznasz kogoś innego nim mnie spotkasz? - mruknęła Louise. - Może i twój syn zachowuje się jak dziecko jeszcze, ale w którymś momencie wydorośleje. Będzie chciał założyć pełną rodzinę.
-Gabriel cię kocha. I nie sądzę, żeby miał problem z twoją bezpłodnością. - powiedziałem rozsiadając się na krześle. -Gabriel nie jest taki jak ja. Wystarczy popatrzeć na relacje jego i Evana, a mnie i mojego rodzeństwa.
-Twojego rodzeństwa? - Louise zmarszczyła brwi. Uświadomiłem sobie, że za dużo ujawniłem. Westchnąłem cicho, za późno by się wycofać.
-Każdy ma jakiegoś członka rodziny, którego nie chce znać. W moim przypadku jest nim mój brat. Uroczy człowiek. - mruknąłem. -W każdym bądź razie odkąd się urodziłem, mój starszy brat ciągle ze mną rywalizował. Ciągle się kłóciliśmy. Naszych rodziców wiecznie nie było w domu. Im byliśmy starsi, tym bardziej nasza rywalizacja rosła. W końcu zdarzył się pewien wypadek. Nieumyślnie naszymi kłótniami doprowadziliśmy do zagrożenia życia. Nasi rodzice byli wściekli. Odesłali nas do różnych internatów. Niby szkoły na poziomie, a oddaliły nas od siebie. Po studiach ja i mój brat wciąż rywalizowaliśmy. Nasi rodzice już się do nas nie odzywali. Kapitał początkowy się kończył. Wiadomo rodzice nie zostawili nas z niczym. Ale po studiach stwierdzili, że mamy swoje życie sami prowadzić. W ten sposób znalazłem się tutaj. Mojego brata widziałem ostatni raz krótko przed tym, jak Elen chciała się pozbyć Mirandy. Gabriel uwielbiał swojego wujka. Z resztą, ten socjopata pewnie byłby lepszym ojcem ode mnie.
-Kogo skrzywdziliście? - spytała Louise zaciekawiona.
-Myślę, że to nie twoja sprawa. - mruknąłem. Nim Louise zaczęła protestować, drzwi się otworzyły i stanęła w nich Kira Bennet.
-Louise, dobrze Cię widzieć. - powiedziała i spojrzała wściekle na mnie. - Robert nas właśnie wystawił.
-To znaczy?
-Złożył rezygnację ze swojego stanowiska. - powiedziała Kira. Wywróciłem oczami i wstałem.
-Nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć, Bennet. - wzruszyłem ramionami. - A teraz panie wybaczą, pora na mnie. Rezygnacja została złożona. Louise, możesz przygotować się i zastąpić mnie.
Obszedłem swoje biurko i zatrzymałem się dopiero przy drzwiach.
-Zostałem postawiony przed wyborem. - mruknąłem. -Wybrałem miłość.
Wyszedłem zostawiając Louise razem z Kirą. Gdy wyszedłem z budynku, moja taksówka już czekała. Podałem jedyny adres który przyszedł mi do głowy. Dwadzieścia minut później stałem pod drzwiami, czekając czy ktoś mi otworzy. Nie myliłem się. Po chwili drzwi uchyliły się i zobaczłęm Mel.
-Nie zamykaj mi drzwi przed nosem. - powiedziałem słabo. -Nie możesz mnie zostawić. Błagam. Ja cię kocham.
-Musiałam złożyć pozew rozwodowy, żebyś sobie przypomniał? - mruknęła Mel -Mam dość. Wychowuję sama szóstkę dzieci, z czego jedno zostało demonem, zostawiając młodszemu bratu Instytut mimo, że ten miał małą córkę o której niedawno się dowiedział i teraz musi jej szukać bo ją porwano, nasza najstarsza córka miała problem by oznajmić nam, że ma dziewczynę, a teraz jej związek przeżywa kryzys. Nasza średnia córka nie potrafi się z nikim zaprzyjaźnić i płacze po kątach a ja muszę prawie ciągle zajmować się bliźniakami! Nie uważasz, że kobieta która nie może pracować, wychowuje dzieci, zajmuje się domem, może nie mieć ochoty na męża opętanego manią władzy, który ledwo ją zauważa, a co dopiero dba o nią? Pieniądze nie zastąpią mi czułości, Robercie. Mam dość czekania, czy łaskawie mnie zechcesz czy nie w danym momencie.
-Zmienię się. - powiedziałem słabo.
-Ile razy to słyszałam?
-Daj mi jedną jedyną szansę. Nie obiecuję, że będzie idealnie. Ale będę się starał. Proszę. Jeśli ją zmarnuję, a to odejdziesz. Ale daj mi szansę! Jedną. - spojrzałem na Mel błagalnie.
-Daj mi się zastanowić. - powiedziała, przymykając drzwi.
-Ile czasu potrzebujesz? - spojrzałem na nią. - Nim całkiem mnie znienawidzisz?
-Jesteś pijany. - westchnęła Mel i prowadząc mnie do kanapy. - Pokaż mi, że potrafisz być dobrym ojcem, dziadkiem i mężem. Tylko tak możesz to naprawić. Rezygnacja ze stanowiska, nie czyni cię od razu perfekcyjnym rodzicem i mężem.
-Wiesz już o tym? - mruknąłem, łapiąc ją za rękę.
-Wiem. I uważam, że było to strasznie nieodpowiedzialne, biorąc pod uwagę wiszącą nad nami wojnę. - Mel wyciągnęła koc i podała mi go.-Porozmawiamy o tym rano. Jak wytrzeźwiejesz.
Mel wyszła z pokoju. Byłem wściekły na siebie, za to wszystko. Ale musiałem to naprawić.
niedziela, 27 grudnia 2015
sobota, 12 grudnia 2015
Rozdział 155 ~ Louise
Zaczęłam powoli przysypiać nad księgą, czytając o coraz dziwniejszych zaklęciach i miksturach. Już właściwie odpłynęłam do krainy snu, gdy rozdzwonił się mój telefon. Gabriel otworzył oczy i spojrzał na mnie urażony.
-To Louis.-mruknęłam, rozbudzając się.
-Zamorduję drania.-warknął Gabe i odwrócił się na drugi bok. Wywróciłam oczami, lekko się uśmiechając i odebrałam.
-Tak?
-Tempest! Jesteśmy w stanie wojny z Hawthorne'ami, prawda?-spytał były demon. Skrzywiłam się z dezaprobatą.
-Nie, Louis. To tylko drobna kłótnia. Wiesz, Cedric wisi mi pięć funtów.-odparłam sarkastycznie.
-Mhm. Masz okazję domagać się zwrotu. Stoi pod The Code i wyraźnie na kogoś czeka.
-Ktoś z nim jest?-spytałam, zeskakując z łóżka. Gabriel też się rozbudził i usiadł, obserwując mnie.-I właściwie co tam robisz?
-Poszedłem na imprezę z Grace, mamo.-mogłam się założyć, że Louis wywrócił oczami.-Przyjechał samochodem, ale nie prowadził go. Wyślę ci naszą lokalizację. O, ktoś się pojawił! Widziałem już gdzieś tego faceta... Nie jestem pewny, czy nie pracuje dla Francuzów.
-Poproś Grace, żeby zadzwoniła do...
-Grace już poszła.-przerwał mi Louis.-Zadzwonię do Wrena i ściągnę kilku łowców. Tylko dyskretnie, wiem.
-Jeśli uda nam się złapać Cedrica, wszystko poszłoby dużo szybciej.-zauważyłam.-Gabriel i ja zaraz przyjdziemy.
-Okay.
Rozłączyłam się i wygrzebałam z szafy ubrania.
-Cedric jest pod jakimś klubem z kimś od Francuzów, Louis zadzwoni po Wrena i kilku łowców.-wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu, ściągając koszulkę Gabriela, która służyła mi za piżamę. Odwróciłam się, aby spojrzeć na Gabe'a. Nadal siedział na łóżku i obserwował mnie, mrużąc oczy.-Halo, musimy tam jechać.-zakomenderowałam.
-Nie jestem za tym, żebyś szła.-mruknął demon, wstając i podchodząc do mnie. Wywróciłam oczami.
-Oczywiście, że nie jesteś. Ale nie możesz mnie chronić cały czas, Gabe. Dobrze wiesz, że dam sobie radę z Cedrickiem.
-Nie przekonam cię, prawda?-westchnął. Pokręciłam głową, a Gabriel pocałował mnie w czoło.-To lepiej się zbierajmy.
Ubrał się szybko i kilka minut później staliśmy na zatłoczonej ulicy. Wszędzie wokół były kluby albo puby, pełne po brzegi. Rozejrzałam się za Louisem i podeszłam do niego szybko, ciągnąc Gabriela za sobą.
-Wren będzie za piętnaście minut.-powiedział były demon, gdy nas zauważył.-Cedric stoi tam.-wskazał podbródkiem na jeden z klubów. Cedric faktycznie stał pod The Code rozmawiając z jakimś facetem.
-Faktycznie, mógł się kręcić przy Francuzach, ale nie poznaję kto to dokładnie jest. Może Wren będzie wiedział. Dzwoniłeś do Evana i Florence?
-Tak. Postarają się przyjechać, ale mają kawałek.
Skinęłam głową ze zrozumieniem. Spojrzałam na Cedrica. Wyglądał, jakby targował się o coś z ciemnowłosym facetem. Był zdenerwowany, tylko nie wiedziałam o co. Przyglądałam im się przez dłuższą chwilę, nie zauważając przybycia Wrena.
-Reszta będzie za kilka minut.-brat Lynette skończył mówić coś do Gabriela i Louisa.
-Nie mamy kilku minut.-mruknęłam, nadal obserwując Cedrica.-Wren, zostań tu. Cedric zaraz odejdzie. Louis, pamiętasz jakim samochodem przyjechał?
-Jasne. Czarne...-dalej już nie słuchałam, wiedząc, że i tak nie zrozumiem. Gabe zrobił tylko minę w stylu "meh, mam lepsze", a ja wywróciłam oczami.
-Dobra, idziemy.-zakomenderowałam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę Cedrica, przemykając między ludźmi. Cedric już się odwracał, żeby odejść, kiedy nas zauważył. Szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi do jakiegoś klubu. Musiał rzucić urok na ochroniarza, bo przeszedł bez problemu. Wymieniłam spojrzenia z Gabrielem. Demon złapał mnie i Louisa, i teleportował się do środka. Natychmiast rozejrzałam się za Cedrickiem i ruszyłam w stronę, gdzie zauważyłam jakiś przebłysk jego włosów. Louis i Gabe za mną.
-Louise!-krzyknął demon, przepychając się między tłumem, aby za mną nadążyć. Byliśmy przy barze, a ja nie potrafiłam wypatrzeć Hawthorne'a.
-Cedric ma wspaniały gust.-głośno zaśmiał się Louis, zabierając drinka od jakiegoś faceta. Facet odwrócił się i spojrzał na niego, a potem na Gabriela.
-Czy ty jesteś Louis?-spytał wprost. Louis zmarszczył brwi.
-Tak?
-Więc to ciebie wołał ten uroczy blondyn? O nie! Coś się stało? Skarbie, nie wiem czy klub, to odpowiednie miejsce na naprawianie relacji z ukochanym.-facet zacmokał, a Gabriel zrobił wielkie oczy i rozejrzał się dookoła.
-Czy zgubiliśmy właśnie Cedrica w gejowskim klubie?-spytał mnie cicho. Zaśmiałam się.
-Najwyraźniej.
-To wyjaśnia, czemu czułem się obmacywany cały czas, gdy przechodziliśmy przez parkiet.-westchnął i zerknął na Louisa.
-Nie, nie, blondyn nie jest moim chłopakiem.-Louis tłumaczył to już chyba piątemu facetowi.
-Czy to oznacza, że jesteś wolny?-młody chudzielec podszedł do Louisa i oblizał wargi. Louis uniósł brew, a potem uśmiechnął się uprzejmie.
-Dobra, rozgryźliście mnie! Gabriel nie jest moim chłopakiem, ale to dlatego, że ostatnio zerwaliśmy. Mieliśmy się przyjaźnić, ale...-Louis spojrzał na Gabriela z zawadiackim uśmiechem.-Bogowie, za bardzo cię pragnę, aby z tobą nie być!
Gabe popatrzył na Louisa jak na szaleńca, tym bardziej, kiedy Louis przyciągnął go do siebie i namiętnie pocałował.
Na chwilę zapomniałam o szukaniu Cedrica i po prostu stałam, gapiąc się na nich w szoku.
Kilku facetów wokół mnie wydało z siebie westchnienie, obserwując mojego chłopaka i Louisa. Wywróciłam oczami i rozejrzałam się wokół. Na schodach zauważyłam Cedrica, zmierzającego na antresolę. Przepchnęłam się przez tłum i ruszyłam za nim, zostawiając chłopaków w swoim towarzystwie. Na antresoli Cedrica zauważyłam gdzieś przy drzwiach i pobiegłam za nim. Wbiegłam na klatkę schodową i nagle drzwi zamknęły się za mną z głośnym hukiem, który rozniósł się echem po korytarzu. Tutaj ledwo było słychać muzykę z klubu. Odwróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z uśmiechniętym Cedrickiem.
-Co zamierzasz osiągnąć przez złapanie mnie dziś w nocy, Tempest?
-Pytasz, jakbyś nie znał odpowiedzi.-odparłam. Cedric zaśmiał się i zrobił krok w moją stronę. W tym momencie rozległo się walenie w drzwi. Oboje spojrzeliśmy na nie, a Cedric uśmiechnął się szeroko.
-Nie martw się, twój chłopak i jego chłopak nie wejdą. Swoją drogą, Louise, słyszałem ostatnio świetny żart. Puk, puk.-Cedric miał minę psychopatycznego mordercy, ale zbyt często widziałam ją na imprezach, żeby się przerazić.
-Nie zniżę się do tego poziomu.-odpowiedziałam, zakładając ręce na piersi.
-Oh, daj spokój. Puk, puk!-Ced wywrócił oczami, a kiedy nie odpowiedziałam, pokręcił głową z dezaprobatą.-Puk, puk. Teraz ty odpowiadasz: kto tam? A ja z uśmiechem powiem: z pewnością nie twoi rodzice, gdyż ich zabiłem.
-Nie dam się sprowokować.-warknęłam. W tym momencie Gabriel chyba stracił cierpliwość, bo on i Louis pojawili się koło nas.
-Książę przybył na ratunek.-Ced uśmiechnął się i mruknął coś pod nosem. Nagle wszystko spowiła ciemność. Zniknęła chwilę później, ale Cedrica już nie było. Gabriel złapał mnie i teleportował się na sam dół klatki schodowej, ale Cedric zdążył już wybiec na zewnątrz i wsiadał do samochodu. Wren krzyknął coś do swoich ludzi, którzy wskoczyli do auta i pojechali za Hawthornem.
-Uciekł nam.-powiedziałam, stając w miejscu.-Szlag!-krzyknęłam, uderzając pięścią w gołą ścianę.
-Uspokój się, Louise!-Wren podszedł do nas.-Muszę iść coś załatwić. Moi ludzie jadą za Cedrickiem. Jeszcze go złapiemy.
-Co takiego ważnego masz do załatwienia o tej porze?-Gabriel spojrzał na niego podejrzliwie. Wren się skrzywił.
-Dziewczyna, która prowadziła auto Cedrica... Można powiedzieć, że dobrze ją znam.-mruknął Wren.
-Kogo zna Wren?-spytał zdyszany Louis, wychodząc z klatki schodowej. Spojrzałam na jego pięść. Kłykcie były tak zakrwawione jak moje.
-Co ci się stało?-spytałam.
-Walnąłem w ścianę, jak mnie zostawiliście.-Louis wywrócił oczami.-Kogo zna Wren?
-Kierowcę Cedrica, ale jeszcze nie wiemy skąd.-odparł Gabe.
-To starsza siostra mojej byłej.-odpowiedział Wren, sprawdzając coś w telefonie.
-Właśnie dotarło do mnie, że nic o tobie nie wiem.-stwierdziłam, zaskoczona obojętnością Wrena na fakt, że siostra jego byłej jest szoferem człowieka, z którym prowadzimy wojnę.
-Wiem.-Wren uśmiechnął się i spojrzał na mnie.-Muszę lecieć.
Wren odwrócił się i ruszył w stronę swojego samochodu. Gabriel przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
-Złapiemy go, skarbie.-obiecał. Pokiwałam głową, nic nie mówiąc.-Louis, odstawimy cię do domu. Kanapa?
-Jeszcze tak. Niedługo się wyprowadzę.-zapowiedział były demon. Uśmiechnęłam się. Powtarzał to od pierwszego dnia na kanapie. Gabriel złapał go za ramię i przeniósł się do salonu w domu moim i Florence.
-Zabiorę Lou do siebie.-powiedział Gabe, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
-Okay. Miłej nocy.-Louis uśmiechnął się zawadiacko.-Ah i Gabriel - świetnie całujesz.-chłopak puścił do niego oczko, a Gabe wywrócił oczami i zniknęliśmy.
Pojawiliśmy się w sypialni Gabriela. Chłopak spojrzał na mnie zatroskany.
-Chyba musimy porozmawiać.
-Możemy porozmawiać jutro.-odparłam, odkładając księgę na szafkę nocną.-Jest późno, a to była naprawdę długa i męcząca noc.
-Louise, zbyt długo cię znam. Porozmawiajmy teraz. Po pierwsze, jeśli chodzi o Louisa i to, co stało się w barze...
-Gabriel!-zaśmiałam się. Demon uśmiechnął się, ściągając marynarkę i wieszając ją na oparciu krzesła.
-To nic nie znaczyło.
-Wiem.
-Kocham cię.
-Wiem.-pocałowałam go szybko i ruszyłam w stronę łazienki.-Idę wziąć prysznic.
-Poczekaj. Druga sprawa - złapiemy Cedrica. I zabijemy Carlisle'a. Obiecuję.
-Wiem, Gabriel.-uśmiechnęłam się do niego smutno. Naprawdę mu wierzyłam. Wiedziałam, że jeśli o to chodzi, to oboje byliśmy wystarczająco zdeterminowani.-Mogę już iść?
-Nie. Jeszcze trzecia kwestia, która pozostała do omówienia.
Gabriel wziął głęboki oddech, a ja uniosłam brew zdziwiona. Nie wiedziałam o czym mógł chcieć ze mną porozmawiać jeszcze. Przecież nie mógł wiedzieć... Chyba, że rozmawiał z ojcem. Cholera.
-Louise, czemu nie powiedziałaś mi o swojej wizycie u lekarza?
-Ja...-zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Poczułam suchość w gardle. Czyli wiedział.-Skąd się dowiedziałeś?
-Dzwoniłem do Amy, żeby się z tobą skontaktować. Ona mi powiedziała, że poszłaś do lekarza. Resztę dość łatwo było mi wyśledzić. Louisowi przemknęło dzisiaj przez myśl, czy już mi powiedziałaś. Nie mogę uwierzyć, że on wie, a ja nie.-Gabe próbował to wytłumaczyć w miarę logicznie, ale widać było, że jest zdenerwowany.
-Przepraszam. To nie jest coś, o czym łatwo mi mówić, Gabe. Szczególnie tobie.-powiedziałam cicho.
-Louise, wiem, że nie czujesz się jeszcze gotowa na rodzicielstwo. Może dziecko z demonicznymi mocami cię przeraża, ale... damy radę. Kocham cię i wiem, że kochasz mnie, więc na pewno damy radę. Będziemy dobrymi rodzicami.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Gabriel myślał, że zostanie ojcem. Miał nadzieję, że zostanie ojcem. Nie potrafił tego ukryć, chociaż chyba się starał. Zacisnęłam usta, a potem wzięłam głęboki oddech.
-Gabriel, nie jestem w ciąży.-wydusiłam z siebie.-Nie będę w ciąży. Nie w tym życiu, przynajmniej nie naturalnie.
-Co? Ale...
-Źle się czułam, poszłam do lekarza. Wyszłam z wiadomością, że nie mogę mieć dzieci.-streściłam.-Przykro mi.
Nie patrząc Gabrielowi w oczy, odwróciłam się i weszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, zastanawiając się, czy Dekker będzie jeszcze siedział w sypialni, kiedy wyjdę, czy gdzieś zniknie. Obejrzałam szybko moje plecy przed założeniem szlafroka. Czarne znamię zniknęło całkowicie.
Gdy wyszłam z łazienki, Gabriel leżał w łóżku, placami do mojej strony. Wsunęłam się pod kołdrę obok niego, w życiu nie czując się bardziej nie na miejscu. Jednak wtedy Gabe przewrócił się na drugi bok i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię. Na razie i tak nie jesteśmy gotowi. Jak będziemy gotowi, to pomyślimy co z tym zrobić.-powiedział, przyciągając mnie do siebie.
-Kocham cię.-szepnęłam, wtulając się w niego.
Długo leżeliśmy wtuleni w siebie, ale w końcu zasnęliśmy.
-To Louis.-mruknęłam, rozbudzając się.
-Zamorduję drania.-warknął Gabe i odwrócił się na drugi bok. Wywróciłam oczami, lekko się uśmiechając i odebrałam.
-Tak?
-Tempest! Jesteśmy w stanie wojny z Hawthorne'ami, prawda?-spytał były demon. Skrzywiłam się z dezaprobatą.
-Nie, Louis. To tylko drobna kłótnia. Wiesz, Cedric wisi mi pięć funtów.-odparłam sarkastycznie.
-Mhm. Masz okazję domagać się zwrotu. Stoi pod The Code i wyraźnie na kogoś czeka.
-Ktoś z nim jest?-spytałam, zeskakując z łóżka. Gabriel też się rozbudził i usiadł, obserwując mnie.-I właściwie co tam robisz?
-Poszedłem na imprezę z Grace, mamo.-mogłam się założyć, że Louis wywrócił oczami.-Przyjechał samochodem, ale nie prowadził go. Wyślę ci naszą lokalizację. O, ktoś się pojawił! Widziałem już gdzieś tego faceta... Nie jestem pewny, czy nie pracuje dla Francuzów.
-Poproś Grace, żeby zadzwoniła do...
-Grace już poszła.-przerwał mi Louis.-Zadzwonię do Wrena i ściągnę kilku łowców. Tylko dyskretnie, wiem.
-Jeśli uda nam się złapać Cedrica, wszystko poszłoby dużo szybciej.-zauważyłam.-Gabriel i ja zaraz przyjdziemy.
-Okay.
Rozłączyłam się i wygrzebałam z szafy ubrania.
-Cedric jest pod jakimś klubem z kimś od Francuzów, Louis zadzwoni po Wrena i kilku łowców.-wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu, ściągając koszulkę Gabriela, która służyła mi za piżamę. Odwróciłam się, aby spojrzeć na Gabe'a. Nadal siedział na łóżku i obserwował mnie, mrużąc oczy.-Halo, musimy tam jechać.-zakomenderowałam.
-Nie jestem za tym, żebyś szła.-mruknął demon, wstając i podchodząc do mnie. Wywróciłam oczami.
-Oczywiście, że nie jesteś. Ale nie możesz mnie chronić cały czas, Gabe. Dobrze wiesz, że dam sobie radę z Cedrickiem.
-Nie przekonam cię, prawda?-westchnął. Pokręciłam głową, a Gabriel pocałował mnie w czoło.-To lepiej się zbierajmy.
Ubrał się szybko i kilka minut później staliśmy na zatłoczonej ulicy. Wszędzie wokół były kluby albo puby, pełne po brzegi. Rozejrzałam się za Louisem i podeszłam do niego szybko, ciągnąc Gabriela za sobą.
-Wren będzie za piętnaście minut.-powiedział były demon, gdy nas zauważył.-Cedric stoi tam.-wskazał podbródkiem na jeden z klubów. Cedric faktycznie stał pod The Code rozmawiając z jakimś facetem.
-Faktycznie, mógł się kręcić przy Francuzach, ale nie poznaję kto to dokładnie jest. Może Wren będzie wiedział. Dzwoniłeś do Evana i Florence?
-Tak. Postarają się przyjechać, ale mają kawałek.
Skinęłam głową ze zrozumieniem. Spojrzałam na Cedrica. Wyglądał, jakby targował się o coś z ciemnowłosym facetem. Był zdenerwowany, tylko nie wiedziałam o co. Przyglądałam im się przez dłuższą chwilę, nie zauważając przybycia Wrena.
-Reszta będzie za kilka minut.-brat Lynette skończył mówić coś do Gabriela i Louisa.
-Nie mamy kilku minut.-mruknęłam, nadal obserwując Cedrica.-Wren, zostań tu. Cedric zaraz odejdzie. Louis, pamiętasz jakim samochodem przyjechał?
-Jasne. Czarne...-dalej już nie słuchałam, wiedząc, że i tak nie zrozumiem. Gabe zrobił tylko minę w stylu "meh, mam lepsze", a ja wywróciłam oczami.
-Dobra, idziemy.-zakomenderowałam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę Cedrica, przemykając między ludźmi. Cedric już się odwracał, żeby odejść, kiedy nas zauważył. Szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi do jakiegoś klubu. Musiał rzucić urok na ochroniarza, bo przeszedł bez problemu. Wymieniłam spojrzenia z Gabrielem. Demon złapał mnie i Louisa, i teleportował się do środka. Natychmiast rozejrzałam się za Cedrickiem i ruszyłam w stronę, gdzie zauważyłam jakiś przebłysk jego włosów. Louis i Gabe za mną.
-Louise!-krzyknął demon, przepychając się między tłumem, aby za mną nadążyć. Byliśmy przy barze, a ja nie potrafiłam wypatrzeć Hawthorne'a.
-Cedric ma wspaniały gust.-głośno zaśmiał się Louis, zabierając drinka od jakiegoś faceta. Facet odwrócił się i spojrzał na niego, a potem na Gabriela.
-Czy ty jesteś Louis?-spytał wprost. Louis zmarszczył brwi.
-Tak?
-Więc to ciebie wołał ten uroczy blondyn? O nie! Coś się stało? Skarbie, nie wiem czy klub, to odpowiednie miejsce na naprawianie relacji z ukochanym.-facet zacmokał, a Gabriel zrobił wielkie oczy i rozejrzał się dookoła.
-Czy zgubiliśmy właśnie Cedrica w gejowskim klubie?-spytał mnie cicho. Zaśmiałam się.
-Najwyraźniej.
-To wyjaśnia, czemu czułem się obmacywany cały czas, gdy przechodziliśmy przez parkiet.-westchnął i zerknął na Louisa.
-Nie, nie, blondyn nie jest moim chłopakiem.-Louis tłumaczył to już chyba piątemu facetowi.
-Czy to oznacza, że jesteś wolny?-młody chudzielec podszedł do Louisa i oblizał wargi. Louis uniósł brew, a potem uśmiechnął się uprzejmie.
-Dobra, rozgryźliście mnie! Gabriel nie jest moim chłopakiem, ale to dlatego, że ostatnio zerwaliśmy. Mieliśmy się przyjaźnić, ale...-Louis spojrzał na Gabriela z zawadiackim uśmiechem.-Bogowie, za bardzo cię pragnę, aby z tobą nie być!
Gabe popatrzył na Louisa jak na szaleńca, tym bardziej, kiedy Louis przyciągnął go do siebie i namiętnie pocałował.
Na chwilę zapomniałam o szukaniu Cedrica i po prostu stałam, gapiąc się na nich w szoku.
Kilku facetów wokół mnie wydało z siebie westchnienie, obserwując mojego chłopaka i Louisa. Wywróciłam oczami i rozejrzałam się wokół. Na schodach zauważyłam Cedrica, zmierzającego na antresolę. Przepchnęłam się przez tłum i ruszyłam za nim, zostawiając chłopaków w swoim towarzystwie. Na antresoli Cedrica zauważyłam gdzieś przy drzwiach i pobiegłam za nim. Wbiegłam na klatkę schodową i nagle drzwi zamknęły się za mną z głośnym hukiem, który rozniósł się echem po korytarzu. Tutaj ledwo było słychać muzykę z klubu. Odwróciłam się błyskawicznie, stając twarzą w twarz z uśmiechniętym Cedrickiem.
-Co zamierzasz osiągnąć przez złapanie mnie dziś w nocy, Tempest?
-Pytasz, jakbyś nie znał odpowiedzi.-odparłam. Cedric zaśmiał się i zrobił krok w moją stronę. W tym momencie rozległo się walenie w drzwi. Oboje spojrzeliśmy na nie, a Cedric uśmiechnął się szeroko.
-Nie martw się, twój chłopak i jego chłopak nie wejdą. Swoją drogą, Louise, słyszałem ostatnio świetny żart. Puk, puk.-Cedric miał minę psychopatycznego mordercy, ale zbyt często widziałam ją na imprezach, żeby się przerazić.
-Nie zniżę się do tego poziomu.-odpowiedziałam, zakładając ręce na piersi.
-Oh, daj spokój. Puk, puk!-Ced wywrócił oczami, a kiedy nie odpowiedziałam, pokręcił głową z dezaprobatą.-Puk, puk. Teraz ty odpowiadasz: kto tam? A ja z uśmiechem powiem: z pewnością nie twoi rodzice, gdyż ich zabiłem.
-Nie dam się sprowokować.-warknęłam. W tym momencie Gabriel chyba stracił cierpliwość, bo on i Louis pojawili się koło nas.
-Książę przybył na ratunek.-Ced uśmiechnął się i mruknął coś pod nosem. Nagle wszystko spowiła ciemność. Zniknęła chwilę później, ale Cedrica już nie było. Gabriel złapał mnie i teleportował się na sam dół klatki schodowej, ale Cedric zdążył już wybiec na zewnątrz i wsiadał do samochodu. Wren krzyknął coś do swoich ludzi, którzy wskoczyli do auta i pojechali za Hawthornem.
-Uciekł nam.-powiedziałam, stając w miejscu.-Szlag!-krzyknęłam, uderzając pięścią w gołą ścianę.
-Uspokój się, Louise!-Wren podszedł do nas.-Muszę iść coś załatwić. Moi ludzie jadą za Cedrickiem. Jeszcze go złapiemy.
-Co takiego ważnego masz do załatwienia o tej porze?-Gabriel spojrzał na niego podejrzliwie. Wren się skrzywił.
-Dziewczyna, która prowadziła auto Cedrica... Można powiedzieć, że dobrze ją znam.-mruknął Wren.
-Kogo zna Wren?-spytał zdyszany Louis, wychodząc z klatki schodowej. Spojrzałam na jego pięść. Kłykcie były tak zakrwawione jak moje.
-Co ci się stało?-spytałam.
-Walnąłem w ścianę, jak mnie zostawiliście.-Louis wywrócił oczami.-Kogo zna Wren?
-Kierowcę Cedrica, ale jeszcze nie wiemy skąd.-odparł Gabe.
-To starsza siostra mojej byłej.-odpowiedział Wren, sprawdzając coś w telefonie.
-Właśnie dotarło do mnie, że nic o tobie nie wiem.-stwierdziłam, zaskoczona obojętnością Wrena na fakt, że siostra jego byłej jest szoferem człowieka, z którym prowadzimy wojnę.
-Wiem.-Wren uśmiechnął się i spojrzał na mnie.-Muszę lecieć.
Wren odwrócił się i ruszył w stronę swojego samochodu. Gabriel przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
-Złapiemy go, skarbie.-obiecał. Pokiwałam głową, nic nie mówiąc.-Louis, odstawimy cię do domu. Kanapa?
-Jeszcze tak. Niedługo się wyprowadzę.-zapowiedział były demon. Uśmiechnęłam się. Powtarzał to od pierwszego dnia na kanapie. Gabriel złapał go za ramię i przeniósł się do salonu w domu moim i Florence.
-Zabiorę Lou do siebie.-powiedział Gabe, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
-Okay. Miłej nocy.-Louis uśmiechnął się zawadiacko.-Ah i Gabriel - świetnie całujesz.-chłopak puścił do niego oczko, a Gabe wywrócił oczami i zniknęliśmy.
Pojawiliśmy się w sypialni Gabriela. Chłopak spojrzał na mnie zatroskany.
-Chyba musimy porozmawiać.
-Możemy porozmawiać jutro.-odparłam, odkładając księgę na szafkę nocną.-Jest późno, a to była naprawdę długa i męcząca noc.
-Louise, zbyt długo cię znam. Porozmawiajmy teraz. Po pierwsze, jeśli chodzi o Louisa i to, co stało się w barze...
-Gabriel!-zaśmiałam się. Demon uśmiechnął się, ściągając marynarkę i wieszając ją na oparciu krzesła.
-To nic nie znaczyło.
-Wiem.
-Kocham cię.
-Wiem.-pocałowałam go szybko i ruszyłam w stronę łazienki.-Idę wziąć prysznic.
-Poczekaj. Druga sprawa - złapiemy Cedrica. I zabijemy Carlisle'a. Obiecuję.
-Wiem, Gabriel.-uśmiechnęłam się do niego smutno. Naprawdę mu wierzyłam. Wiedziałam, że jeśli o to chodzi, to oboje byliśmy wystarczająco zdeterminowani.-Mogę już iść?
-Nie. Jeszcze trzecia kwestia, która pozostała do omówienia.
Gabriel wziął głęboki oddech, a ja uniosłam brew zdziwiona. Nie wiedziałam o czym mógł chcieć ze mną porozmawiać jeszcze. Przecież nie mógł wiedzieć... Chyba, że rozmawiał z ojcem. Cholera.
-Louise, czemu nie powiedziałaś mi o swojej wizycie u lekarza?
-Ja...-zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Poczułam suchość w gardle. Czyli wiedział.-Skąd się dowiedziałeś?
-Dzwoniłem do Amy, żeby się z tobą skontaktować. Ona mi powiedziała, że poszłaś do lekarza. Resztę dość łatwo było mi wyśledzić. Louisowi przemknęło dzisiaj przez myśl, czy już mi powiedziałaś. Nie mogę uwierzyć, że on wie, a ja nie.-Gabe próbował to wytłumaczyć w miarę logicznie, ale widać było, że jest zdenerwowany.
-Przepraszam. To nie jest coś, o czym łatwo mi mówić, Gabe. Szczególnie tobie.-powiedziałam cicho.
-Louise, wiem, że nie czujesz się jeszcze gotowa na rodzicielstwo. Może dziecko z demonicznymi mocami cię przeraża, ale... damy radę. Kocham cię i wiem, że kochasz mnie, więc na pewno damy radę. Będziemy dobrymi rodzicami.
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Gabriel myślał, że zostanie ojcem. Miał nadzieję, że zostanie ojcem. Nie potrafił tego ukryć, chociaż chyba się starał. Zacisnęłam usta, a potem wzięłam głęboki oddech.
-Gabriel, nie jestem w ciąży.-wydusiłam z siebie.-Nie będę w ciąży. Nie w tym życiu, przynajmniej nie naturalnie.
-Co? Ale...
-Źle się czułam, poszłam do lekarza. Wyszłam z wiadomością, że nie mogę mieć dzieci.-streściłam.-Przykro mi.
Nie patrząc Gabrielowi w oczy, odwróciłam się i weszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, zastanawiając się, czy Dekker będzie jeszcze siedział w sypialni, kiedy wyjdę, czy gdzieś zniknie. Obejrzałam szybko moje plecy przed założeniem szlafroka. Czarne znamię zniknęło całkowicie.
Gdy wyszłam z łazienki, Gabriel leżał w łóżku, placami do mojej strony. Wsunęłam się pod kołdrę obok niego, w życiu nie czując się bardziej nie na miejscu. Jednak wtedy Gabe przewrócił się na drugi bok i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię. Na razie i tak nie jesteśmy gotowi. Jak będziemy gotowi, to pomyślimy co z tym zrobić.-powiedział, przyciągając mnie do siebie.
-Kocham cię.-szepnęłam, wtulając się w niego.
Długo leżeliśmy wtuleni w siebie, ale w końcu zasnęliśmy.
piątek, 4 grudnia 2015
Rozdział 154 ~ Sage
Popijałam kawę i przeglądałam ogłoszenia o pracę, gdy usłyszałam znajomy głos. Alisa. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na dziewczynę, która siedziała w gronie swoich najbliższych przyjaciółek. Dziewczynę, która miesiąc temu zapewniała mnie, że kocha mnie najmocniej na świecie i że nigdy mnie nie opuści. Bez względu na wszystko. Alisa patrzyła na mnie z pogardą i rozbawieniem.
-Znów mówisz o sobie, lesbijko. - warknęła. Alisa ukrywała swoją orientację, chociaż coraz gorzej jej to wychodziło. Jej przyjaciółki spoglądały na nią chłodno.
-Ty też nią jesteś. - mruknęłam i udałam zaskoczenie. -Zapomniałam. Tylko w niedziele i święta.
Nie czekając na odpowiedź, wyszłam z kawiarni i wybrałam numer do Dimitriego.
-Witaj skarbie. - usłyszałam po pierwszym sygnale. - Znalazłaś jakąś lepszą pracę?
-Nie. - mruknęłam cicho. - Ale znalazłam Alisę i jej wredne komentarze.
-Alisa była suką. Zawsze nią będzie. - powiedział Dimitri. - Zasługujesz na lepszą dziewczynę.
-Taką damską wersję Ciebie. - zaśmiałam się cicho.
-Kocham cię, ok? Ale operacji dla Ciebie, sobie nie zrobię. - zaśmiał się Dimitri.
-Ale pomyśl nad tym jeszcze. Okej? - zaśmiałam się cicho. -A co u Ciebie? Tęsknie za tobą. Strasznie.
-Ja za tobą też tęsknie. - powiedział Dimitri. -Niedługo się zobaczymy. W Instytucie spokojnie, dostałem pracę w szkole Florence Jessel. I w sumie tyle. Nudzi mi się bez ciebie. Ej, czy Erin jest w domu? Dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie wysiadła z autobusu.
-Erin ma szlaban. - mruknęłam. -Dobra, od wczoraj nie wychodziła z pokoju. Wracam do domu.
-Postaram się ją złapać. - powiedział Dimitri i rozłączył się. Pobiegłam do swojego mieszkania. Gdy otworzyłam drzwi, moja mama rozmawiała z kimś zdenerwowana.
-Przyjadę po nią. Tak. Przepraszam za kłopot. Do zobaczenia. - usłyszałam ostatnie słowa Charlie, -Jedziemy do Liverpoolu.
-Dimitri właśnie widział Erin. - powiedziałam i zaczęłam pakować za pomocą magi wszystkie potrzebne rzeczy. -Czy Erin uciekła do twojego brata?
-Tak. - mruknęła Charlie, szukając czegoś w szafce. - Musimy pojechać po Mi do szkoły. Weź wolne. Pamiętaj o lekach.
Wywróciłam oczami i podeszłam do swojej spanikowanej matki.
-Mamo, pamiętam. - powiedziałam spokojnie, łapiąc ją za drżące ręce. - Nie denerwuj się.
-Nie widziałam Johna od... nawet nie pamiętam. Brandon i Blake również wyjechali. Nie wiem, czy jestem gotowa by spotkać któregoś z nich.
-Damy radę. - powiedziałam uśmiechając się szeroko. -Ubieraj kurtkę, jedziemy po młodą i jedziemy do Liverpoolu.
Charlie uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaczęła ubierać. Zbiegłam na dół do auta i spakowałam walizki do auta. Cieszyłam się z wycieczki do Liverpoolu. Liczyłam, że uda nam się zabawić trochę dłużej tam. Miałam wielką nadzieje, na odpoczęcie od Alise, od kłopotów które nas męczą i przekłamywania Charlie, skąd biorę tak naprawdę tyle pieniędzy. Gdyby dowiedziała się, że jeden z jej braci nas czasem wspomaga, prawdopodobnie posłałaby mnie na wycieczkę rowerem po Syberii. W końcu Charlie zeszła do samochodu i ruszyłyśmy do szkoły mojej siostry. Czekając aż Charlie wróci z Mią, wybrałam numer Blake'a.
-Sage? - usłyszałam zaspany głos swojego wujka. -Co się stało?
-Erin uciekła do Liverpoolu, jedziemy do wujka Johna. - powiedziałam spokojnie. - Z mamą i Mią. Wpadniecie?
-Czekaj! Kiedy jedziecie? - spytał rozbudzony Blake. -Mama właśnie zwalnia Mi ze szkoły i jedziemy.
-Twoje auto zajedzie do Liverpoolu? To aby na pewno bezpieczne? - spytał Blake.
-Dimitri zostawił mi swoje auto. - mruknęłam urażona.
-Odnajdę Brandona i postaramy się wpaść. - powiedział Blake. - Wysyłam Ci właśnie kasę na konto, żebyście miały na podróż. Uważajcie na siebie. Jesteś w stanie taką trasę pokonać?
-Nie miewam już ataków. Dam sobie radę. - mruknęłam poirytowana. -Widzimy się w Liverpoolu.
Nim najstarszy z rodzeństwa Fitzgeraldów, zaczął protestować rozłączyłam się.
Droga do Liverpoolu minęła spokojnie. Zatrzymałyśmy się na noc w jednym z moteli. Następnego dnia po południu, stałyśmy pod drzwiami Johna Fitzgeralda.
-Nie widziałam go z dziesięć lat. - mruknęła Charlie, ściskając rękę Mii, która nigdy nie widziała Johna. -Nie dam rady.
Nim Charlie zdążyła zawrócić, drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta z azjatyckimi rysami.
-John! Już są! - krzyknęła radośnie. -Charlie! Ślicznie wyglądasz! Wy zapewne jesteście Mia i Sage! Wejdźcie. Na pewno jesteście zmęczone. Przygotowałam wam pokoje. Elias, chodź się z kuzynkami przywitać.
Azjatka gadała jak najęta. To musiała być żona Johna. Po chwili dołączył do niej młody chłopak, który pewnie był moim kuzynem.
-Cześć. Jestem Elias. - Chłopak uśmiechnął się i przywitał się najpierw z moją mamą, potem z Mią i na końcu ze mną.
W końcu pojawił się John a za nim Erin.
-Charlie. - powiedział cicho i spojrzał na siostrę. Moja mama się spięła. W końcu John podszedł do niej i zamknął ją w uścisku. -Tak bardzo za Tobą tęskniłem.
-Ja też. - powiedziała cicho Charlie. - Ja przepraszam za wszystko, nie powinnam. Przepraszam. Teraz rozumiem, że jesteś szczęśliwy tutaj.
-My też możemy się pojednać z rodziną? - powiedział nowy znajomy głos. Wszyscy spojrzeli na Blake'a i Brandona. Właściwie Mia, Sara i Elias nie wiedzieli z kim mają do czynienia.
-Myślę, że powinniśmy zostawić ich samych. - mruknęłam. - Mają dużo do omówienia.
-Sage, spokojnie. - mruknął Brandon. - Daj mi poznać, moją śliczną bratową.
-Brandon. - warknął Blake.
-Muszę do toalety. - szepnęła cicho Mia.
-Zaprowadzimy cię! - powiedział Elias i Erin jednocześnie. W końcu cała trójka ruszyła na górę.
-Sage? Chcesz kawy? - spytała Sara ciągnąć mnie do kuchni, gdy już przekroczyłyśmy próg kuchni, puściła mnie i uśmiechnęła się szeroko. - Ciesze się, że w końcu cię poznaje. John ma zdjęcie Charlie i Ciebie jak byłaś mała.
-Nie bardzo go pamiętam. - mruknęłam.
-John bardzo żałuje, że nie miał z wami kontaktu. Bardzo chciał zadzwonić do Charlie, ale nie miał odwagi się z wami skontaktować. - powiedziała Sara zalewając kawę. -Bardzo się cieszę, że mogę was w końcu poznać. Poznałaś już Eliasa, mojego syna. Ma siostrę bliźniaczkę - Eloise. Która niestety jest ze swoim... chłopakiem.
-Nie lubi go Pani? - spytałam zaciekawiona.
-Mów mi Sara! -kobieta zaśmiała się. -Jestem za młoda na bycie panią. A po za tym, jesteśmy rodziną.
-Okej. -uśmiechnęłam się lekko. - Więc nie lubisz go?
-Raz juz zerwali i Eloise to strasznie przeżywała, jest o dziesięć lat starszy od mojej córki. -Sara wywróciła oczami. - Całe szczęście, moja córka boi się rodzinnych tradycji dziecka w młodym wieku i zachowuje czystość.
-Przykro mi, matko. - powiedział Elias wchodząc do kuchni i siadając na krześle przy wysepce kuchennej. - Dziewica została poświęcona.
Mina Sary była w tym momencie bezcenna. Walczyłam z uśmiechem, podczas gdy Elias był jawnie rozbawiony.
-Muszę zadzwonić. - mruknęła Sara chwytając telefon. -Elias, zajmij się kuzynką.
-Więc twoja mama nie lubi chłopaka twojej siostry. - zaczęłam, gdy Sara zniknęła za drzwiami. -Musisz mieć pewnie ciężko, jak przyprowadzasz dziewczynę?
-No, ciężko jest. Nie masz pojęcia jak bardzo. - powiedział rozbawiony Evan. -Na szczęście lubi mojego chłopaka. Uważa, że jest idealnym ojcem jej przyszłych wnuków.
-Jesteś gejem? - spojrzałam na niego zaskoczona.
-A ty lesbijką. Lubisz też czytać, jak byłaś młoda należałaś do drużyny siatkarskiej i niedawno zakończyłaś związek. - powiedział Elias. -Wygooglowałem cię. Twój przyjaciel Dimitri, pracuje dla narzeczonego mojej przybranej siostry Florence Fitzgerald, a właściwie Florence Jessel. Twój wujek a mój ojciec, kilkanaście lat temu został jej przybranym ojcem, to był jeden z powodów konfliktu między naszymi rodzicami.
-Czy wy zawsze tyle wiecie? I tyle mówicie? - spytałam zdziwiona.
-Tylko kiedy jesteśmy podekscytowani nową rodziną. - zaśmiał się Elias. - Chcesz zobaczyć Liverpool? Możemy wpaść potem do Dimitirego.
-Jasne! - uśmiechnęłam się i wstałam. Ruszyliśmy do salonu. Po drodze rozglądałam się po domu. Był dosyć luksusowy i nowoczesny.
-Tato, wychodzimy. - powiedział Elias, wchodząc do salonu. Moja mama siedziała obok Johna i Blake'a, natomiast Brandon przeglądał zawartość barku. -Pokaże Sage miasto.
-To wspaniale. - John ucieszył się. - Moje rodzeństwo i twoje kuzynostwo zostaną u nas na jakiś czas.
Uśmiechnęłam się do Charlie, która ściskała rękę Johna i Blake'a. Wyglądała na szczęśliwą.
-Co się dzieje z Sarą tak właściwie? - spytała Charlie, obserwując jak Sara z kimś rozmawia na tarasie.
-Nic takiego. - mruknął Elias. - Dowiedziała się, ze jej córka nie jest dziewicą.
-Co Sage? Znów słyszysz głosy? - powiedziała głośno i wybuchnęła śmiechem. Jej przyjaciółeczki zawtórowały jej. - Nie powinnaś się leczyć? Schizofreniczko?
-Jakoś Ci to nie przeszkadzało, kiedy pojękiwałaś moje imię. - odpowiedziałam spokojnie i zebrałam swoje rzeczy. Alisa spojrzała na mnie chłodno.-Znów mówisz o sobie, lesbijko. - warknęła. Alisa ukrywała swoją orientację, chociaż coraz gorzej jej to wychodziło. Jej przyjaciółki spoglądały na nią chłodno.
-Ty też nią jesteś. - mruknęłam i udałam zaskoczenie. -Zapomniałam. Tylko w niedziele i święta.
Nie czekając na odpowiedź, wyszłam z kawiarni i wybrałam numer do Dimitriego.
-Witaj skarbie. - usłyszałam po pierwszym sygnale. - Znalazłaś jakąś lepszą pracę?
-Nie. - mruknęłam cicho. - Ale znalazłam Alisę i jej wredne komentarze.
-Alisa była suką. Zawsze nią będzie. - powiedział Dimitri. - Zasługujesz na lepszą dziewczynę.
-Taką damską wersję Ciebie. - zaśmiałam się cicho.
-Kocham cię, ok? Ale operacji dla Ciebie, sobie nie zrobię. - zaśmiał się Dimitri.
-Ale pomyśl nad tym jeszcze. Okej? - zaśmiałam się cicho. -A co u Ciebie? Tęsknie za tobą. Strasznie.
-Ja za tobą też tęsknie. - powiedział Dimitri. -Niedługo się zobaczymy. W Instytucie spokojnie, dostałem pracę w szkole Florence Jessel. I w sumie tyle. Nudzi mi się bez ciebie. Ej, czy Erin jest w domu? Dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie wysiadła z autobusu.
-Erin ma szlaban. - mruknęłam. -Dobra, od wczoraj nie wychodziła z pokoju. Wracam do domu.
-Postaram się ją złapać. - powiedział Dimitri i rozłączył się. Pobiegłam do swojego mieszkania. Gdy otworzyłam drzwi, moja mama rozmawiała z kimś zdenerwowana.
-Przyjadę po nią. Tak. Przepraszam za kłopot. Do zobaczenia. - usłyszałam ostatnie słowa Charlie, -Jedziemy do Liverpoolu.
-Dimitri właśnie widział Erin. - powiedziałam i zaczęłam pakować za pomocą magi wszystkie potrzebne rzeczy. -Czy Erin uciekła do twojego brata?
-Tak. - mruknęła Charlie, szukając czegoś w szafce. - Musimy pojechać po Mi do szkoły. Weź wolne. Pamiętaj o lekach.
Wywróciłam oczami i podeszłam do swojej spanikowanej matki.
-Mamo, pamiętam. - powiedziałam spokojnie, łapiąc ją za drżące ręce. - Nie denerwuj się.
-Nie widziałam Johna od... nawet nie pamiętam. Brandon i Blake również wyjechali. Nie wiem, czy jestem gotowa by spotkać któregoś z nich.
-Damy radę. - powiedziałam uśmiechając się szeroko. -Ubieraj kurtkę, jedziemy po młodą i jedziemy do Liverpoolu.
Charlie uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaczęła ubierać. Zbiegłam na dół do auta i spakowałam walizki do auta. Cieszyłam się z wycieczki do Liverpoolu. Liczyłam, że uda nam się zabawić trochę dłużej tam. Miałam wielką nadzieje, na odpoczęcie od Alise, od kłopotów które nas męczą i przekłamywania Charlie, skąd biorę tak naprawdę tyle pieniędzy. Gdyby dowiedziała się, że jeden z jej braci nas czasem wspomaga, prawdopodobnie posłałaby mnie na wycieczkę rowerem po Syberii. W końcu Charlie zeszła do samochodu i ruszyłyśmy do szkoły mojej siostry. Czekając aż Charlie wróci z Mią, wybrałam numer Blake'a.
-Sage? - usłyszałam zaspany głos swojego wujka. -Co się stało?
-Erin uciekła do Liverpoolu, jedziemy do wujka Johna. - powiedziałam spokojnie. - Z mamą i Mią. Wpadniecie?
-Czekaj! Kiedy jedziecie? - spytał rozbudzony Blake. -Mama właśnie zwalnia Mi ze szkoły i jedziemy.
-Twoje auto zajedzie do Liverpoolu? To aby na pewno bezpieczne? - spytał Blake.
-Dimitri zostawił mi swoje auto. - mruknęłam urażona.
-Odnajdę Brandona i postaramy się wpaść. - powiedział Blake. - Wysyłam Ci właśnie kasę na konto, żebyście miały na podróż. Uważajcie na siebie. Jesteś w stanie taką trasę pokonać?
-Nie miewam już ataków. Dam sobie radę. - mruknęłam poirytowana. -Widzimy się w Liverpoolu.
Nim najstarszy z rodzeństwa Fitzgeraldów, zaczął protestować rozłączyłam się.
Droga do Liverpoolu minęła spokojnie. Zatrzymałyśmy się na noc w jednym z moteli. Następnego dnia po południu, stałyśmy pod drzwiami Johna Fitzgeralda.
-Nie widziałam go z dziesięć lat. - mruknęła Charlie, ściskając rękę Mii, która nigdy nie widziała Johna. -Nie dam rady.
Nim Charlie zdążyła zawrócić, drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta z azjatyckimi rysami.
-John! Już są! - krzyknęła radośnie. -Charlie! Ślicznie wyglądasz! Wy zapewne jesteście Mia i Sage! Wejdźcie. Na pewno jesteście zmęczone. Przygotowałam wam pokoje. Elias, chodź się z kuzynkami przywitać.
Azjatka gadała jak najęta. To musiała być żona Johna. Po chwili dołączył do niej młody chłopak, który pewnie był moim kuzynem.
-Cześć. Jestem Elias. - Chłopak uśmiechnął się i przywitał się najpierw z moją mamą, potem z Mią i na końcu ze mną.
W końcu pojawił się John a za nim Erin.
-Charlie. - powiedział cicho i spojrzał na siostrę. Moja mama się spięła. W końcu John podszedł do niej i zamknął ją w uścisku. -Tak bardzo za Tobą tęskniłem.
-Ja też. - powiedziała cicho Charlie. - Ja przepraszam za wszystko, nie powinnam. Przepraszam. Teraz rozumiem, że jesteś szczęśliwy tutaj.
-My też możemy się pojednać z rodziną? - powiedział nowy znajomy głos. Wszyscy spojrzeli na Blake'a i Brandona. Właściwie Mia, Sara i Elias nie wiedzieli z kim mają do czynienia.
-Myślę, że powinniśmy zostawić ich samych. - mruknęłam. - Mają dużo do omówienia.
-Sage, spokojnie. - mruknął Brandon. - Daj mi poznać, moją śliczną bratową.
-Brandon. - warknął Blake.
-Muszę do toalety. - szepnęła cicho Mia.
-Zaprowadzimy cię! - powiedział Elias i Erin jednocześnie. W końcu cała trójka ruszyła na górę.
-Sage? Chcesz kawy? - spytała Sara ciągnąć mnie do kuchni, gdy już przekroczyłyśmy próg kuchni, puściła mnie i uśmiechnęła się szeroko. - Ciesze się, że w końcu cię poznaje. John ma zdjęcie Charlie i Ciebie jak byłaś mała.
-Nie bardzo go pamiętam. - mruknęłam.
-John bardzo żałuje, że nie miał z wami kontaktu. Bardzo chciał zadzwonić do Charlie, ale nie miał odwagi się z wami skontaktować. - powiedziała Sara zalewając kawę. -Bardzo się cieszę, że mogę was w końcu poznać. Poznałaś już Eliasa, mojego syna. Ma siostrę bliźniaczkę - Eloise. Która niestety jest ze swoim... chłopakiem.
-Nie lubi go Pani? - spytałam zaciekawiona.
-Mów mi Sara! -kobieta zaśmiała się. -Jestem za młoda na bycie panią. A po za tym, jesteśmy rodziną.
-Okej. -uśmiechnęłam się lekko. - Więc nie lubisz go?
-Raz juz zerwali i Eloise to strasznie przeżywała, jest o dziesięć lat starszy od mojej córki. -Sara wywróciła oczami. - Całe szczęście, moja córka boi się rodzinnych tradycji dziecka w młodym wieku i zachowuje czystość.
-Przykro mi, matko. - powiedział Elias wchodząc do kuchni i siadając na krześle przy wysepce kuchennej. - Dziewica została poświęcona.
Mina Sary była w tym momencie bezcenna. Walczyłam z uśmiechem, podczas gdy Elias był jawnie rozbawiony.
-Muszę zadzwonić. - mruknęła Sara chwytając telefon. -Elias, zajmij się kuzynką.
-Więc twoja mama nie lubi chłopaka twojej siostry. - zaczęłam, gdy Sara zniknęła za drzwiami. -Musisz mieć pewnie ciężko, jak przyprowadzasz dziewczynę?
-No, ciężko jest. Nie masz pojęcia jak bardzo. - powiedział rozbawiony Evan. -Na szczęście lubi mojego chłopaka. Uważa, że jest idealnym ojcem jej przyszłych wnuków.
-Jesteś gejem? - spojrzałam na niego zaskoczona.
-A ty lesbijką. Lubisz też czytać, jak byłaś młoda należałaś do drużyny siatkarskiej i niedawno zakończyłaś związek. - powiedział Elias. -Wygooglowałem cię. Twój przyjaciel Dimitri, pracuje dla narzeczonego mojej przybranej siostry Florence Fitzgerald, a właściwie Florence Jessel. Twój wujek a mój ojciec, kilkanaście lat temu został jej przybranym ojcem, to był jeden z powodów konfliktu między naszymi rodzicami.
-Czy wy zawsze tyle wiecie? I tyle mówicie? - spytałam zdziwiona.
-Tylko kiedy jesteśmy podekscytowani nową rodziną. - zaśmiał się Elias. - Chcesz zobaczyć Liverpool? Możemy wpaść potem do Dimitirego.
-Jasne! - uśmiechnęłam się i wstałam. Ruszyliśmy do salonu. Po drodze rozglądałam się po domu. Był dosyć luksusowy i nowoczesny.
-Tato, wychodzimy. - powiedział Elias, wchodząc do salonu. Moja mama siedziała obok Johna i Blake'a, natomiast Brandon przeglądał zawartość barku. -Pokaże Sage miasto.
-To wspaniale. - John ucieszył się. - Moje rodzeństwo i twoje kuzynostwo zostaną u nas na jakiś czas.
Uśmiechnęłam się do Charlie, która ściskała rękę Johna i Blake'a. Wyglądała na szczęśliwą.
-Co się dzieje z Sarą tak właściwie? - spytała Charlie, obserwując jak Sara z kimś rozmawia na tarasie.
-Nic takiego. - mruknął Elias. - Dowiedziała się, ze jej córka nie jest dziewicą.
środa, 2 grudnia 2015
Rozdział 153 ~ Matt
Rozsiadłem się przy stole w bibliotece Instytutu i rozłożyłem przed sobą książki. Jednak zanim miałem zacząć naukę, musiałem zadzwonić do Tessy. Odebrała po pierwszym sygnale.
-Matt! Jak tam w Liverpoolu?-spytała radośnie. To mnie zaskoczyło. Myślałem, że była bardziej przybita.
-Nie najgorzej. W końcu możemy zauważyć jakiś progres we wszystkich sprawach. A jak Francja?-spytałem ostrożnie.
-Oh, wszystko robię jak mi przykazałeś... mniej więcej.-wyznała Tess. Ktoś musiał z nią być.-Dużo się uczę i poznałam świetnych ludzi, napraw... Blaise, szlag, oddaj mi telefon!
-Hej. Nie wiem kim jesteś, ale jeśli próbujesz wyrwać Tessę, to zasmucę cię - ona ma dziewczynę.-usłyszałem męski głos w słuchawce. Uniosłem brew. Dekkerka musiała się naprawdę świetnie bawić.
-Wiem o tym. Jestem jej przyjacielem.-odparłem.-Mógłbyś jej oddać telefon?
Na chwile w słuchawce zapadła cisza, słychać było tylko jakieś śmiechy.
-Przepraszam za to.-powiedziała rozbawiona Tessa.-Blaise uwielbia robić takie numery. Niedługo pewnie zacznie cię podrywać.
-Mhm. Tessa, mogłabyś iść w jakieś bardziej... prywatne miejsce?-poprosiłem.-Naprawdę chciałbym się dowiedzieć czegoś pożytecznego.
-Matt, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to zadzwoń do Lyn i spytaj z kim spędza wieczory!-warknęła Tessa i rozłączyła się.
Popatrzyłem na telefon zaskoczony. Dziewczyna nigdy się tak nie zachowywała. Wybrałem numer do Lynette. Odebrała bardzo szybko.
-Bogowie, Matt, zawsze dzwonisz w dziwnych momentach. Siedzę właśnie w bibliotece i przysięgam, wszyscy muszą mnie teraz nienawidzić.-westchnęła.-Coś się stało?
-Wyjdź z biblioteki i znajdź miejsce, gdzie nikt cię nie podsłucha.-poinstruowałem ją.
-Już to zrobiłam. Gdybym nadal tam siedziała, Simone by mnie chyba zamordowała. Wymyśla jakąś skomplikowaną strategię czy coś.-mogłem się założyć, że Lyn wywraca oczami.-Dobra, co się dzieje?
-Jak ci idzie obserwacja Instytutu?
-Na razie jedyną niepokojącą oznaką jest to, że przyjechała tu Margaux. Ona i jeden członek Rady spędzają tutaj sporo czasu. A szef Instytutu ostatnio ma pełne ręce roboty, biorąc pod uwagę fakt, że narastają ataki na południu Francji. Nie wiem kogo i dlaczego.
-Spytam Evana o raporty z Francji i może czegoś się dowiemy. Co się dzieje z Tessą?
-Spędza dużo czasu z córką Adrianne, Noemie. I jeszcze jakąś dwójką, Blaisem i Raph, jeśli dobrze pamiętam. Właściwie przestała się czymkolwiek przejmować, oprócz wychodzenia gdzieś z nimi.-Lynette wyraźnie nie była zadowolona. Pięknie. Tylko tego brakowało, żeby między nimi zaczął się problem.
-Powiedziała, że mam cię spytać z kim ty spędzasz wieczory.-mruknąłem.
-Naprawdę? Cholera, ile można?! Dwa dni temu, raz, wyszłam z Margaux to baru. RAZ! Trochę wypiłyśmy i ona odprowadziła mnie do hotelu. Tyle! Tessa ma problemy ze zrozumieniem tego i wraca jej faza zazdrości.-wybuchła siostra Wrena. Westchnąłem ciężko.
-Okay. Zadzwonię jutro. Spróbuj pogodzić się z Tess, bo jeśli zaczniecie się rozpraszać, to nie będzie dobrze.-rozłączyłem się, zanim Lyn miała okazję wkurzyć się jeszcze na mnie.
Spojrzałem na rozłożone przede mną książki i zdecydowałem, że wrócę do nich później. Przecież nie uciekną, a Evan może niedługo wychodzić i już dzisiaj niczego nie załatwię. Doszedłem do wniosku, że pójście do niego teraz będzie dużo lepszym pomysłem. Wstałem i poszedłem do narzeczonego Florence. Zapukałem do drzwi jego gabinetu i uchyliłem drzwi, gdy usłyszałem "proszę".
-Przeszkadzam?-wolałem się upewnić, wiedząc jak zawalony pracą był Evan. On tylko pokręcił głową.
-Nie. Coś się stało?
-Dzwoniłem do Lyn i Tess, żeby dowiedzieć się jak wygląda sytuacja we Francji. Podobno na południu narastają jakieś ataki i szef tamtejszego Instytutu jest wiecznie zajęty.
-Słyszałem o tym. Wysłałem tam kilku naszych ludzi. Coś jeszcze się dzieje?
-Margaux Delafosse i jeden z członków Rady spędzają tam dużo czasu. A Lyn i Tessa się kłócą. Twoja siostra zawarła nowe przyjaźnie. I to z nie byle kim, bo młodszą córką Adrianne i dwójką jej znajomych.
-Margaux, asystentka Adrianne?-dopytał Evan. Skinąłem głową. Wolałem nie wspominać o wieczorze tej dziewczyny z Lynette.-Myślałem, że siedzi w Liverpoolu. Dzięki, Matt. Zaraz zadzwonię do Louise, może ona coś wie o nieobecności prawej ręki Leclaire.
-Nie ma sprawy.-uśmiechnąłem się i wyszedłem. Usłyszałem jeszcze tylko, jak Evan dzwoni do Wrena i prosi go, żeby przyszedł. Ruszyłem z powrotem do biblioteki, gdy nagle w głośnikach usłyszałem głos jednej ze strażniczek. "Próba uwolnienia jednego z więźniów." Cholera. Pobiegłem w stronę pokoju z monitoringiem, który znajdował się koło zbrojowni. Na jednym z ekranów zauważyłem Eloise i Fabiana. Cholera. Są zbyt daleko. W tamtej chwili żałowałem, że nie mam mocy mojej siostry. Teleportacja byłaby przydatna w tym momencie.
I ułamek sekundy później byłem na dole, koło Eloise i Fabiana. No może nie koło nich. Odległość korytarza dalej. Zamknąłem oczy i teleportowałem się do nich. Na szczęście przestrzegałem obowiązku każdego łowcy i nosiłem ze sobą sztylet. Wyciągnąłem go i wbiłem w plecy Fabiana. Potem odepchnąłem chłopaka i złapałem Eloise zanim upadła na ziemię. Trzymając przyjaciółkę w ramionach, osunąłem się na kolana. Bogowie, nie mogła nie żyć. Nie, nie, nie.
-Eloise. Eloise, jeśli ni żyjesz, to obiecuję, że cię zamorduję.-obiecałem, trzymając jej głowę na kolanach. Nie miałem już siły, żeby przenieść i siebie, i ją na górę. Ktoś musiał nas zauważyć, przybiec tu. Musiał.
-Matt!-usłyszałem głos Wrena na końcu korytarza. Chwilę później był przy nas. Położył dwa palce na szyi Eloise i odetchnął z ulgą.-Żyje.-powiedział cicho, chociaż nadal był przerażony.-Zabiorę ją.
Skinąłem głową i oparłem się o ścianę, oddychając ciężko. Wren zabrał Eloise, a na dół zbiegło się mnóstwo ludzi. Instytut funkcjonował dalej. Zabrali ciało Fabiana, ale nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Nie wiedziałem ile minęło czasu, gdy na dół zbiegła Louise, a za nią Louis. Siostra przytuliła mnie i razem z byłym demonem pomogła mi wstać.
-Teleportuję się.-wyznałem jej.
-Co robisz?-spojrzała na mnie tak zaskoczona, jakbym co najmniej oznajmił jej, że jestem w ciąży.
-Teleportuje się. Zaczynasz się starzeć.-Louis wywrócił oczami, a moja siostra posłała mu mordercze spojrzenie.
-Porozmawiamy, jak przyjedziesz się do mnie wypłakać, że pojawiają ci się siwe włosy.-odparła Lou i spojrzała na mnie.-To wyjaśnia twoje wyczerpanie. Chodź, musisz odpocząć.
-Muszę sprawdzić co z Eloise.-zaprotestowałem. Louise i Louis jednocześnie westchnęli.
-Dobra.-mruknęła siostra.-Możesz odpoczywać, siedząc przy Eloise.
Około pół godziny później, Louise weszła do sali, w której siedziałem. Eloise nadal nie odzyskała przytomności, ale pielęgniarka zapewniała mnie, że jej życiu nic nie zagraża. Louis spojrzał na moją siostrę, a potem wrócił do grania na swoim telefonie.
-Rozmawiałam z Robertem.-powiedziała słabym głosem.-Ty i Eloise będziecie musieli złożyć zeznania, podobnie jak po wypadku w Rosji, ale nie ma pośpiechu. Twój czyn został uznany za akt w obronie innego strażnika, a w dodatku Fabian był nieprzyjacielem, co czyni z ciebie w pewnym sensie bohatera Instytutu.
-Louise, wyglądasz gorzej niż zazwyczaj.-mruknął Louis.-Dobrze się czujesz?
-Chyba bierze mnie przeziębienie.-odparła spokojnie moja siostra.-Wrócę do domu, położę się i wszystko będzie dobrze.
-Louis, zawieź ją do domu.-poprosiłem byłego demona.-Ona wygląda, jakby zaraz miała zemdleć. Dam sobie radę. Wren za chwilę wróci, a Eloise niedługo powinna się budzić. Skoczę potem pogadać z Eliasem. Nie mam odwagi do niego zadzwonić.
-Tony będzie miał proces niedługo. Dam ci znać kiedy.-powiedziała szybko Lou, wychodząc.-Możesz wpaść, jeśli będziesz chciał.
Skinąłem głową i spojrzałem na Eloise. Nadal spała. Przetarłem twarz dłońmi, jakby to miało mi pomóc pozbyć się wspomnień. Zabiłem kogoś. Zabiłem człowieka. Niezależnie od tego czy był winny, czy nie. Odebrałem mu życie.
Kiedy Eloise i Wren wyszli, czułem się już dużo lepiej. Ale mimo wszystko, nadal byłem wyczerpany - nie tyle fizycznie, ile psychicznie. Odebrałem życie człowiekowi. Innej istocie ludzkiej. Te myśli nie opuszczały mnie nawet na sekundę. Nawet gdy próbowałem skupić się na drodze. Nie wiem jak znalazłem się pod domem Eliasa, skoro planowałem jechać do siebie. Ale może to lepiej, że tam dotarłem. Musiałem mu powiedzieć o Fabianie, Eloise... i o tym co zrobiłem.
Zapukałem do drzwi mieszkania mojego chłopaka. Elias otworzył mi i uśmiechnął się lekko na mój widok.
-Nie miałeś roboty w Instytucie?-spytał, wpuszczając mnie. Nie odpowiedziałem. Wszedłem do mieszkania i odwróciłem się, aby spojrzeć na Eliasa. Zaczynałem panikować. Znienawidzi mnie, byłem tego pewny.
-Zdarzył się wypadek.-zacząłem, chodząc w kółko po salonie Bennetów.-Cholera, cholera.
-Hej, co się stało? Matt! Uspokój się i powiedz mi, co się stało.-poprosił Elias. Próbował sam zachować spokój, ale widziałem, że się denerwuje.
-Fabian... próbował uwolnić ojca.
-Ojca?-Elias zmarszczył brwi. Nerwowo pokiwałem głową.
-Anthony Edvardson był ojcem Fabiana. I Fabian próbował go uwolnić, ale próbował też... próbował...
-Matt, co się wydarzyło?-chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie. Przejechałem ręką po włosach, rozwalając je jeszcze bardziej.
-Fabian próbował zabić Eloise.-powiedziałem szybko. Elias zrobił wielkie oczy, po czym natychmiast rzucił się do drzwi, łapiąc kurtkę. Pojawiłem się przed drzwiami i zablokowałem mu przejście.-Próbował.
-Co to...? Jasny gwint, Matt! Przepuść mnie, muszę zobaczyć co z moją siostrą.
-Wren zabrał ją do siebie. Wszystko z nią w porządku. Nic jej już nie zagraża.-powiedziałem, nagle czując spokój.
-Nic? Oprócz Fabiana!-zaprotestował Elias.-Matt, przepuść mnie, zabiję go...
-Już to zrobiłem.-te słowa wypłynęły ze mnie niekontrolowanie. Elias upuścił kurtkę na ziemię. Przez chwilę staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Żaden z nas nie wiedział co robić. Cisza się przedłużała, a ja czułem się coraz gorzej.-Powiedz coś.-poprosiłem, nie mogąc już dłużej wytrzymać jego milczenia.
-Fabian... nie żyje?
Skinąłem głową, a Elias przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Chodź. Musisz odpocząć.-zarządził. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę sypialni.
-Potrafię się teleportować.-mruknąłem cicho.
-Zauważyłem.-chłopak uśmiechnął się. Weszliśmy do jego sypialni i położyliśmy się na łóżku. Wtuliłem się w Eliasa.
-Kocham cię.-powiedziałem sennie. Chłopak pogłaskał mnie po włosach.
-Ja ciebie też.
-Matt! Jak tam w Liverpoolu?-spytała radośnie. To mnie zaskoczyło. Myślałem, że była bardziej przybita.
-Nie najgorzej. W końcu możemy zauważyć jakiś progres we wszystkich sprawach. A jak Francja?-spytałem ostrożnie.
-Oh, wszystko robię jak mi przykazałeś... mniej więcej.-wyznała Tess. Ktoś musiał z nią być.-Dużo się uczę i poznałam świetnych ludzi, napraw... Blaise, szlag, oddaj mi telefon!
-Hej. Nie wiem kim jesteś, ale jeśli próbujesz wyrwać Tessę, to zasmucę cię - ona ma dziewczynę.-usłyszałem męski głos w słuchawce. Uniosłem brew. Dekkerka musiała się naprawdę świetnie bawić.
-Wiem o tym. Jestem jej przyjacielem.-odparłem.-Mógłbyś jej oddać telefon?
Na chwile w słuchawce zapadła cisza, słychać było tylko jakieś śmiechy.
-Przepraszam za to.-powiedziała rozbawiona Tessa.-Blaise uwielbia robić takie numery. Niedługo pewnie zacznie cię podrywać.
-Mhm. Tessa, mogłabyś iść w jakieś bardziej... prywatne miejsce?-poprosiłem.-Naprawdę chciałbym się dowiedzieć czegoś pożytecznego.
-Matt, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to zadzwoń do Lyn i spytaj z kim spędza wieczory!-warknęła Tessa i rozłączyła się.
Popatrzyłem na telefon zaskoczony. Dziewczyna nigdy się tak nie zachowywała. Wybrałem numer do Lynette. Odebrała bardzo szybko.
-Bogowie, Matt, zawsze dzwonisz w dziwnych momentach. Siedzę właśnie w bibliotece i przysięgam, wszyscy muszą mnie teraz nienawidzić.-westchnęła.-Coś się stało?
-Wyjdź z biblioteki i znajdź miejsce, gdzie nikt cię nie podsłucha.-poinstruowałem ją.
-Już to zrobiłam. Gdybym nadal tam siedziała, Simone by mnie chyba zamordowała. Wymyśla jakąś skomplikowaną strategię czy coś.-mogłem się założyć, że Lyn wywraca oczami.-Dobra, co się dzieje?
-Jak ci idzie obserwacja Instytutu?
-Na razie jedyną niepokojącą oznaką jest to, że przyjechała tu Margaux. Ona i jeden członek Rady spędzają tutaj sporo czasu. A szef Instytutu ostatnio ma pełne ręce roboty, biorąc pod uwagę fakt, że narastają ataki na południu Francji. Nie wiem kogo i dlaczego.
-Spytam Evana o raporty z Francji i może czegoś się dowiemy. Co się dzieje z Tessą?
-Spędza dużo czasu z córką Adrianne, Noemie. I jeszcze jakąś dwójką, Blaisem i Raph, jeśli dobrze pamiętam. Właściwie przestała się czymkolwiek przejmować, oprócz wychodzenia gdzieś z nimi.-Lynette wyraźnie nie była zadowolona. Pięknie. Tylko tego brakowało, żeby między nimi zaczął się problem.
-Powiedziała, że mam cię spytać z kim ty spędzasz wieczory.-mruknąłem.
-Naprawdę? Cholera, ile można?! Dwa dni temu, raz, wyszłam z Margaux to baru. RAZ! Trochę wypiłyśmy i ona odprowadziła mnie do hotelu. Tyle! Tessa ma problemy ze zrozumieniem tego i wraca jej faza zazdrości.-wybuchła siostra Wrena. Westchnąłem ciężko.
-Okay. Zadzwonię jutro. Spróbuj pogodzić się z Tess, bo jeśli zaczniecie się rozpraszać, to nie będzie dobrze.-rozłączyłem się, zanim Lyn miała okazję wkurzyć się jeszcze na mnie.
Spojrzałem na rozłożone przede mną książki i zdecydowałem, że wrócę do nich później. Przecież nie uciekną, a Evan może niedługo wychodzić i już dzisiaj niczego nie załatwię. Doszedłem do wniosku, że pójście do niego teraz będzie dużo lepszym pomysłem. Wstałem i poszedłem do narzeczonego Florence. Zapukałem do drzwi jego gabinetu i uchyliłem drzwi, gdy usłyszałem "proszę".
-Przeszkadzam?-wolałem się upewnić, wiedząc jak zawalony pracą był Evan. On tylko pokręcił głową.
-Nie. Coś się stało?
-Dzwoniłem do Lyn i Tess, żeby dowiedzieć się jak wygląda sytuacja we Francji. Podobno na południu narastają jakieś ataki i szef tamtejszego Instytutu jest wiecznie zajęty.
-Słyszałem o tym. Wysłałem tam kilku naszych ludzi. Coś jeszcze się dzieje?
-Margaux Delafosse i jeden z członków Rady spędzają tam dużo czasu. A Lyn i Tessa się kłócą. Twoja siostra zawarła nowe przyjaźnie. I to z nie byle kim, bo młodszą córką Adrianne i dwójką jej znajomych.
-Margaux, asystentka Adrianne?-dopytał Evan. Skinąłem głową. Wolałem nie wspominać o wieczorze tej dziewczyny z Lynette.-Myślałem, że siedzi w Liverpoolu. Dzięki, Matt. Zaraz zadzwonię do Louise, może ona coś wie o nieobecności prawej ręki Leclaire.
-Nie ma sprawy.-uśmiechnąłem się i wyszedłem. Usłyszałem jeszcze tylko, jak Evan dzwoni do Wrena i prosi go, żeby przyszedł. Ruszyłem z powrotem do biblioteki, gdy nagle w głośnikach usłyszałem głos jednej ze strażniczek. "Próba uwolnienia jednego z więźniów." Cholera. Pobiegłem w stronę pokoju z monitoringiem, który znajdował się koło zbrojowni. Na jednym z ekranów zauważyłem Eloise i Fabiana. Cholera. Są zbyt daleko. W tamtej chwili żałowałem, że nie mam mocy mojej siostry. Teleportacja byłaby przydatna w tym momencie.
I ułamek sekundy później byłem na dole, koło Eloise i Fabiana. No może nie koło nich. Odległość korytarza dalej. Zamknąłem oczy i teleportowałem się do nich. Na szczęście przestrzegałem obowiązku każdego łowcy i nosiłem ze sobą sztylet. Wyciągnąłem go i wbiłem w plecy Fabiana. Potem odepchnąłem chłopaka i złapałem Eloise zanim upadła na ziemię. Trzymając przyjaciółkę w ramionach, osunąłem się na kolana. Bogowie, nie mogła nie żyć. Nie, nie, nie.
-Eloise. Eloise, jeśli ni żyjesz, to obiecuję, że cię zamorduję.-obiecałem, trzymając jej głowę na kolanach. Nie miałem już siły, żeby przenieść i siebie, i ją na górę. Ktoś musiał nas zauważyć, przybiec tu. Musiał.
-Matt!-usłyszałem głos Wrena na końcu korytarza. Chwilę później był przy nas. Położył dwa palce na szyi Eloise i odetchnął z ulgą.-Żyje.-powiedział cicho, chociaż nadal był przerażony.-Zabiorę ją.
Skinąłem głową i oparłem się o ścianę, oddychając ciężko. Wren zabrał Eloise, a na dół zbiegło się mnóstwo ludzi. Instytut funkcjonował dalej. Zabrali ciało Fabiana, ale nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Nie wiedziałem ile minęło czasu, gdy na dół zbiegła Louise, a za nią Louis. Siostra przytuliła mnie i razem z byłym demonem pomogła mi wstać.
-Teleportuję się.-wyznałem jej.
-Co robisz?-spojrzała na mnie tak zaskoczona, jakbym co najmniej oznajmił jej, że jestem w ciąży.
-Teleportuje się. Zaczynasz się starzeć.-Louis wywrócił oczami, a moja siostra posłała mu mordercze spojrzenie.
-Porozmawiamy, jak przyjedziesz się do mnie wypłakać, że pojawiają ci się siwe włosy.-odparła Lou i spojrzała na mnie.-To wyjaśnia twoje wyczerpanie. Chodź, musisz odpocząć.
-Muszę sprawdzić co z Eloise.-zaprotestowałem. Louise i Louis jednocześnie westchnęli.
-Dobra.-mruknęła siostra.-Możesz odpoczywać, siedząc przy Eloise.
Około pół godziny później, Louise weszła do sali, w której siedziałem. Eloise nadal nie odzyskała przytomności, ale pielęgniarka zapewniała mnie, że jej życiu nic nie zagraża. Louis spojrzał na moją siostrę, a potem wrócił do grania na swoim telefonie.
-Rozmawiałam z Robertem.-powiedziała słabym głosem.-Ty i Eloise będziecie musieli złożyć zeznania, podobnie jak po wypadku w Rosji, ale nie ma pośpiechu. Twój czyn został uznany za akt w obronie innego strażnika, a w dodatku Fabian był nieprzyjacielem, co czyni z ciebie w pewnym sensie bohatera Instytutu.
-Louise, wyglądasz gorzej niż zazwyczaj.-mruknął Louis.-Dobrze się czujesz?
-Chyba bierze mnie przeziębienie.-odparła spokojnie moja siostra.-Wrócę do domu, położę się i wszystko będzie dobrze.
-Louis, zawieź ją do domu.-poprosiłem byłego demona.-Ona wygląda, jakby zaraz miała zemdleć. Dam sobie radę. Wren za chwilę wróci, a Eloise niedługo powinna się budzić. Skoczę potem pogadać z Eliasem. Nie mam odwagi do niego zadzwonić.
-Tony będzie miał proces niedługo. Dam ci znać kiedy.-powiedziała szybko Lou, wychodząc.-Możesz wpaść, jeśli będziesz chciał.
Skinąłem głową i spojrzałem na Eloise. Nadal spała. Przetarłem twarz dłońmi, jakby to miało mi pomóc pozbyć się wspomnień. Zabiłem kogoś. Zabiłem człowieka. Niezależnie od tego czy był winny, czy nie. Odebrałem mu życie.
Kiedy Eloise i Wren wyszli, czułem się już dużo lepiej. Ale mimo wszystko, nadal byłem wyczerpany - nie tyle fizycznie, ile psychicznie. Odebrałem życie człowiekowi. Innej istocie ludzkiej. Te myśli nie opuszczały mnie nawet na sekundę. Nawet gdy próbowałem skupić się na drodze. Nie wiem jak znalazłem się pod domem Eliasa, skoro planowałem jechać do siebie. Ale może to lepiej, że tam dotarłem. Musiałem mu powiedzieć o Fabianie, Eloise... i o tym co zrobiłem.
Zapukałem do drzwi mieszkania mojego chłopaka. Elias otworzył mi i uśmiechnął się lekko na mój widok.
-Nie miałeś roboty w Instytucie?-spytał, wpuszczając mnie. Nie odpowiedziałem. Wszedłem do mieszkania i odwróciłem się, aby spojrzeć na Eliasa. Zaczynałem panikować. Znienawidzi mnie, byłem tego pewny.
-Zdarzył się wypadek.-zacząłem, chodząc w kółko po salonie Bennetów.-Cholera, cholera.
-Hej, co się stało? Matt! Uspokój się i powiedz mi, co się stało.-poprosił Elias. Próbował sam zachować spokój, ale widziałem, że się denerwuje.
-Fabian... próbował uwolnić ojca.
-Ojca?-Elias zmarszczył brwi. Nerwowo pokiwałem głową.
-Anthony Edvardson był ojcem Fabiana. I Fabian próbował go uwolnić, ale próbował też... próbował...
-Matt, co się wydarzyło?-chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie. Przejechałem ręką po włosach, rozwalając je jeszcze bardziej.
-Fabian próbował zabić Eloise.-powiedziałem szybko. Elias zrobił wielkie oczy, po czym natychmiast rzucił się do drzwi, łapiąc kurtkę. Pojawiłem się przed drzwiami i zablokowałem mu przejście.-Próbował.
-Co to...? Jasny gwint, Matt! Przepuść mnie, muszę zobaczyć co z moją siostrą.
-Wren zabrał ją do siebie. Wszystko z nią w porządku. Nic jej już nie zagraża.-powiedziałem, nagle czując spokój.
-Nic? Oprócz Fabiana!-zaprotestował Elias.-Matt, przepuść mnie, zabiję go...
-Już to zrobiłem.-te słowa wypłynęły ze mnie niekontrolowanie. Elias upuścił kurtkę na ziemię. Przez chwilę staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Żaden z nas nie wiedział co robić. Cisza się przedłużała, a ja czułem się coraz gorzej.-Powiedz coś.-poprosiłem, nie mogąc już dłużej wytrzymać jego milczenia.
-Fabian... nie żyje?
Skinąłem głową, a Elias przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Chodź. Musisz odpocząć.-zarządził. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę sypialni.
-Potrafię się teleportować.-mruknąłem cicho.
-Zauważyłem.-chłopak uśmiechnął się. Weszliśmy do jego sypialni i położyliśmy się na łóżku. Wtuliłem się w Eliasa.
-Kocham cię.-powiedziałem sennie. Chłopak pogłaskał mnie po włosach.
-Ja ciebie też.
Subskrybuj:
Posty (Atom)