czwartek, 27 marca 2014

Rozdział LXXIII - Florence

Budzę się gwałtownie. Jest czwarta nad ranem. Trzy dni od wydarzeń z Ceremonii. Przez trzy dni śpię. Z nikim nie rozmawiałam. Wkładam rękę pod poduszkę w poszukiwaniu tabletek nasennych, wyciągam i okazuje się, że pudełko jest puste. Wchodzę po cichu do łazienki i przeglądam szafkę z lekami. Nic nie znajduję. Spoglądam w lustro i przypominam sobie wydarzenia z przed trzech dni.

-Jesteście wolni. - mówi strażnik, po czym każe nam biec za sobą. Wybiegliśmy na podwórko.
-Florence! - Gabriel mnie przytula. - Jesteśmy wolni.
Po chwili Aaron również mnie obejmuje. A potem mdleję. Budzę się w swoim łóżku. Przy mnie siedzi Gabriel. Opowiada mi, czego udało mu się dowiedzieć. Słucham, ale nie komentuje.
-Kto jest w domu? - pytam.
-Na dole jest Tessa, Mell, Christian i Cameron. Reszta powinna zaraz przyjechać. Więc będę się już zbierać. - powiedział ostrożnie. Kiwam głową. -Mogę  pożyczyć na parę dni domek w Formby?
-Jasne. - wyjmuję klucze z szafki i rzucam mu. - Nie mów, że się obudziłam.
-Spokojnie. Nie mam zamiaru z nimi rozmawiać. - uśmiecha się i wychodzi. Opadam na poduszkę i zasypiam.

Przemywam twarz i ubieram czyste ubranie. Spoglądam na mój telefon leżący przy łóżku. Sporo nieodebranych połączeń. Oddzwaniam do Gabriela.
-Halo? - słyszę jego zaspany głos.
-Żyjesz. - odpowiadam z ulgą. - Jesteś w Formby?
-Tak. Coś się stało?
-Tabletki mi się skończyły. A nie wiem kto jest na dole.
-Louise, Evan, Mellisa. Z tego co wiem. Cameron wyszedł po północy i dzwonił do mnie.
-Gabe. Nie wiem, co zrobić. Mam zejść i udawać, że nic się nie stało? Nie dam rady. Przeraża mnie przebywanie z nimi w jednym pokoju.
-Nie musisz tego robić. - odpowiedział. - Bynajmniej nie teraz.
-Potrzebuję tabletek. - mruknęłam zrozpaczona.  -Muszę tam zejść.
-Mam wrócić? - pyta cicho.
-Wróć jak będziesz gotowy. Tylko nie rób głupstw.
-Nie będę. Obiecuję.
-A co z Aaronem?- pytam cicho.
-Wyjechał. Nie wiem gdzie. Przykro mi.
-Nie potrzebnie. Zadzwonię potem.
Kończę i otwieram okno. Staję na parapecie i ześlizguję się po rynnie w dół. Wychodzę jak gdyby nigdy nic i kieruje się do apteki. Kupuję opakowanie tabletek i czuję jak burczy mi w brzuchu. Zastanawiam się, ile nie jadłam. Wchodzę do piekarni i kupuję drożdżówkę. Zjadam ją i zastanawiam się co zrobić. W końcu powoli ruszam do domu, myśląc jak się zachowywać, co mówić. Jak wytłumaczę, że będąc u góry nagle wchodzę normalnie. Stoję przed drzwiami do swojego domu i boje się wejść. Biorę głęboki oddech i wchodzę. Pod drzwiami leży Ricky. Zrywa się i podbiega do mnie. Przytulam go mocno.
-Cześć piesku. - szepnęłam z uśmiechem i pocałowałam go w główkę. Wchodzę do salonu. Na kanapie siedzi Evan i Louise a na fotelu siedziała Mellisa i czytała. Wszyscy spojrzeli na mnie Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
-Cześć. - mruknęłam i ruszyłam do kuchni. Gotuję wodę na herbatę, spoglądając przez okno. Ręce mi się trzęsą. Boje się ludzi których najbardziej kocham. Moje rozmyślania przerwała Louise.
-Florence. - mówi cicho. Drgnęłam na dźwięk swojego imienia ale się odwróciłam. -Przepraszam.
Nic więcej nie powiedziała.
-Nic się nie stało. Pozbawiłaś chęci do życia mnie i Gabriela. Ale już okej. - powiedziałam i zamilkłam. - To co mówię właściwie nie ma sensu. Nie wiem co mam powiedzieć. Jesteś moją siostrą i jestem w stanie dla Ciebie zrobić wszystko, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Ale kwestia ostatnich wydarzeń postawiła mnie na skraju emocjonalnym. Gdyby nie Gabriel, pewnie bym popełniła samobójstwo. W każdej chwili boje się, że zaraz wejdzie tu Carlise i będzie ciąg dalszy.
Czuje, że się trzęsę. Louise powtarza przeprosiny i wybiega. Biegnę po chwili za nią, lecz w jej pokoju jej nie ma. Zniknęła.
-Louise. - mówię cicho a do oczu podchodzą mi łzy. Nie umiałam z nia rozmawiać ale chciałam, nie, potrzebowałam jej obecności. Zeszłam na dół a do domu akurat wchodził Wren. Rzuciłam mu się na szyję. Poczułam gniewne spojrzenie Evana na swoich plecach.
-Co tu robisz? - zapytałam zaskoczona.
-Przyszedłem celebrować fakt, że nie będziesz zalegała na mojej kanapie. Przy okazji powinnaś coś zjeść. -odpowiedział spokojnie. Witaj Evanie. Witaj Melliso.
Poszłam za Wrenem do kuchni.
-Podobno od trzech dni nie wstajesz z łóżka. - spojrzał na mnie. - Wiesz co się dzieje?
Kiwam przecząco głową.
-Wskrzesiłaś jakimś cudem Nate'a. A raczej dokończyłaś czyjąś robotę. Musisz na siebie uważać, dobrze wiesz że jego rodzina nie przepada za tobą.  - powiedział podając mi kanapki.
-Ekstra. Nie można odpocząć. - wywróciłam oczami.
-Pozbędziemy się ich. - odpowiedział z uśmiechem. - Taka moja rola.
-Lepsza taka, niż wyzywanie nas od morderców. - zaśmiałam się.
-A skoro mowa o mordercach, Lousie nie ma?
Pokręciłam przecząco głową.
-Chyba dobrze, że jestem. W którym miesiącu ciąży jest Mellisa?
-W trzecim? Czwartym? Nie wiem. - odpowiedziałam cicho, jedząc kanapkę. -Czuje się jak embrion w spirytusie.
-Porównywanie Sylvii Plath do twojego obecnego nastroju, nie jest dobrym pomysłem gumisiu.
Zaśmiałam się cicho.
-W czym ci przypominam gumisia?
-W policzkach. - zaśmiał się. - Evan, dołączysz do nas?
Odwróciłam się i spojrzałam na swojego eks. Stał i przyglądał się nam.
-Przyszedłem po wodę dla Mellisy. - wziął szklankę i nalał wody. Spojrzał mi w oczy i widziałam w nich, to co już nie raz kiedy nie byliśmy razem. Smutek, miłość, rozpacz, pożądanie. Mój kochany emo boy. Bałam się go. Kochałam go. Moje uczucia szalały.
-Gumisiu! - powiedział Wren, przywołując mnie na ziemię. - Ślinisz się. Nie wiem czy to, na widok Evana czy mnie. Ale ubrudziłaś się.
Spojrzałam na swoją bluzkę i faktycznie. Była lekko podbrudzona.  Wywróciłam oczami i ruszyłam do swojego pokoju. Ściągnęłam bluzkę i rzuciłam na łóżko. Otworzyłam szafę i ubrałam koszulkę z małpką. Dostałam ją od Gabriela i Evana na pierwsze urodziny w Liverpoolu. Odwróciłam się a w drzwiach stał Evan.
-Będziesz teraz zachowywał się jak psychopata? - rzuciłam lekko żartobliwym tonem chociaż tak naprawdę byłam zdenerwowana.
Evan podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki. Oparłam się o ścianę i poczułam jak mnie całuje. To był pocałunek, tak gwałtowny, tak namiętny i tak smutny, że zakręciło mi się w głowie. Oderwał się ode mnie.
-Nienawidzę tego, że się mnie boisz. Że mnie nienawidzisz! - powiedział i spojrzał mi w oczy. Odwrócił się i wyszedł z mojego pokoju, zostawiając mnie zaszokowaną.

2 komentarze: