niedziela, 5 października 2014

Rozdział siedemdziesiąty trzeci - Florence

Przeglądamy z Louise wszystkie możliwe miejsca, w których może być przetrzymywana Lynette. Wiem, jaka Lyn jest ważna dla mojej siostry. Z resztą sama uwielbiam jej towarzystwo, więc staram się jak najwięcej z siebie dawać. Rozmawialiśmy właśnie z Robertem, a raczej Louise rozmawiała, bo ja się wyłączyłam. Starałam się chociaż udawać, ale kiedy Robert tylko wyszedł, Louise spojrzała na mnie, lekko rozbawiona.
-Straciłaś wątek, prawda?-zaśmiała się. Nasze relacje były teraz coraz to lepsze i cieszyłam się z tego. Louise była dla mnie najważniejszą osobą na świecie i Evanowi trudno będzie się przebić.
-Trochę. Pójdę po kawę, okay? - uśmiechnęłam się.
-Jesteś aniołem. - odwzajemniła uśmiech i zaczęła czytać kolejne raporty. Wyszłam z naszego pokoju i ruszyłam na dół, gdzie były automaty. Znajdowaliśmy się w biurowcu Dekkerów, gdzie nikt z poza naszego ścisłego kręgu nie miał dostępu. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do schowka na miotły. Zaczęłam się szarpać, póki nie poczułam znajomego zapachu i ust dotykających mojej ręki.
-Spokojnie, tygrysku. Jeszcze się zranisz. - szepnął Evan, gdzieś nad moim uchem. Za nim się obejrzał przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam namiętnie całować. Objął mnie w pasie przyciągając do siebie.
-Jak ja cię kocham. - jęknęłam cicho, głaszcząc go po policzku.
-Ja Ciebie też, Florence. - odpowiedział cicho. - Nawet nie wiesz jak bardzo. I mam ochotę rozerwać Nate'a i Kierana za to, że nie mamy dla siebie prawie czasu, że wariuję już bez twojej obecności. Jak uratujemy Lyn i pozbędziemy się Nate'a i Kierana i potem nie obchodzi mnie, czy będzie nadchodziła apokalipsa, czy będziesz chciała swatać Gabe i Lou, po prostu nie obchodzą mnie twoje plany, musimy spędzić trochę czasu bo zwariuję.
Zaśmiałam się cicho.
-Tak bardzo tęsknisz za swoją narzeczoną? - mówię zaczepnie.
-Nie prowokuj mnie, bo nie wyjdziesz stąd tak szybko. -zaśmiał się i pocałował mnie.
-Brzmi zachęcająco, Panie Dekker. -wybucham śmiechem.
-Czy teraz powinny świerzbieć mnie ręce?* -Evan śmieje się cicho, po czym całuje delikatnie. - Nie chce się z tobą rozstawać.
-Spotkamy się wieczorem. -pocałowałam go i wyszłam ze schowka. Poszłam szybko i wróciłam do Louise.
-Podejrzewam, że dopiero zbierałaś ziarna kawy. Z pola. - zaśmiała się.
-Automat się zaciął. - mruknęłam, podając jej kubek z kawą.
-Ten sam automat, który rozmazał ci błyszczyk? - Louise zaśmiała się na widok mojej miny. - Następnym razem, powiedz twojemu automatowi, żeby przywitał się też ze swoją przyszłą szwagierką.
-Nie śpiesz się z tym tytułem. - zaśmiałam się. - Nie bierzemy na razie ślubu.
-Ale zaręczyliście się. Po prostu myślałam, że macie jakieś plany już.
-Nie. Zaręczyliśmy się, bo bardzo się kochamy Louise. Ale w ciągu najbliższego roku raczej nie stanę na ślubnym kobiercu. Nie będziesz widywała codziennie Gabriela, ani musiała znosić płaczów małych FitzDekkerków z domu Jessel.
-Florence, kocham cię, ale nie wspominaj już o FitzDekkerkach. - zaśmiała się. -Dobra, bierzemy się do pracy.
Po długich godzinach odkryłyśmy, gdzie znajduje się Lyn i gdzie Dan spotyka się z Nate'm i Kieranem.
-Jak się czujesz z tym, że Gabriel chce zostać głównym Łowcą? - spytałam nagle.
-Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że On tak na serio. - odpowiedziała po chwili.
-Evan zostanie zastępcą. - mruknęłam. -Wiem, że kochasz Gabriela. Ale nie będę próbowała was jakoś zeswatać. Nie wyobrażam sobie waszej dwójki z nikim innym, ale akceptuję twój wybór.
-Florence... - zaczęła Louise, lecz wtedy wszedł Robert, Wren, Evan i Gabriel.
-Witajcie. Mamy już niezbędne informacje. Czas opracować plan. -mówi Robert. Siadam obok Evana i bierze mnie za rękę i całuje ją delikatnie. - A więc Wren, Louise i ty Florence przeniesiecie się do kryjówki Kierana i Nate'a. Oczyścicie drogę, wiecie porażajcie prądem, zabijajcie i te sprawy. Wtedy Wren pójdzie uwolnić Lyn, a Louise i Florence zajmą się pozbyciem się Kierana i Nate'a. W tym czasie Evan i Gabriel będziecie odwracali uwagę Dana i Caspera.
-Zaraz! Nie możemy puścić Louise i Florence samych na Kierana i Nate'a! Nie wiemy do czego są zdolni. -protestuje Gabriel.
-Po pierwsze! - przerywam Gabrielowi. - Nie będziemy tam same. Po drugie, może nie pamiętasz ale ja i Louise jesteśmy prawdopodobnie najpotężniejszymi istotami na ziemi. I w czasie kiedy będę porażała prądem przykładowo Kierana, to Louise może zjawić się za nim i wbić mu sztylet w serce. Więc uspokój się. Obiecuje, że Louise się nic nie stanie.
-Hej! -zaprotestowała Louise. -Jestem tu! I potrafię o siebie zadbać.
-Nie czas na wasze miłosne kłótnie. - przerwał nam Wren. -Musimy uwolnić Lynette.
-Wren ma rację. - powiedziałam. - Powinniśmy iść.
Wstaliśmy i zaczęliśmy się szykować. Gabriel podszedł do Louise i z typową dla siebie gracją pocałował ją w policzek, a następnie powiedział jej coś na ucho. Nie wiem co było dalej, bo Evan podszedł do mnie i pocałował mnie.
-Uważajcie na siebie. Proszę. - spojrzał mi czule w oczy.
-Obiecuję.
W końcu staję obok Louise i Wrena.
-Gotowi? -pyta Louise.
-Jeszcze pytasz? - uśmiecham się. - Chodźmy skopać parę tyłków.
Louise uśmiechnęła się i przenieśliśmy się do kryjówki Nate'a i Kierana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz