Wyszłam z pracy po czwartej. Elias już na mnie czekał.
-Możesz mi wyjaśnić co oznacza : mam diabelny plan, bądź po mnie po pierwszej? - powiedział czytając sms'a. - Żebrzesz o podwózkę?
-Po prostu mi zaufaj. - mówię i podaje mu karteczkę z adresem, po czym wsiadam na miejsce pasażera. Elias wsiada do samochodu i rusza pod wskazany adres.
-Jak praca? To było dziwne jak oznajmiłaś, że pracujesz. Masz chłopaka. Nie nadążam za tobą. - zaśmiał się Elias.
-To nie ja zrzuciłam bombę o tym, że jestem gejem. - mruknęłam.
-Dobra, dobra. - zaśmiał się. Nim się obejrzeliśmy byliśmy na miejscu. - Przecież ta droga prowadzi do Osiedla Flo i Louise. A tamta do naszego domu.
-No właśnie. - powiedziałam, wysiadając z domu. - Kamienica położona w pobliżu naszych bliskich. Chodź. - powiedziałam i pchnęłam wielkie drzwi, prowadzące na klatkę schodową. Kamienica była stara, bardzo elegancka i straszliwie droga. Lecz biorąc pod uwagę możliwości moje i Eliasa, to były grosze.
-Dalej nie wiem, co tu robimy. - powiedział Elias, idąc za mną po schodach. Zatrzymaliśmy się na trzecim piętrze.
-Sądzę, że jesteśmy już na tyle odpowiedzialni by zacząć żyć samemu. - powiedziałam otwierając drzwi do pustego mieszkania. Znalazłam je rano na internecie i muszę przyznać na żywo wyglądało jeszcze lepiej. - A więc, na parterze znajduje się kuchnia łącząca się z wielkim salonem, osobny pokój który można zaadoptować jako pokój gościnny, łazienka i wyjście na dosyć imponujący balkon. U góry znajdują się dwie, duże sypialnie z własnymi łazienkami, osobna łazienka i średnich rozmiarów pokój. Mieszkanie nie jest urządzone, więc możemy wykorzystać naszą wenę twórczą i zasoby pieniężne, nasze i naszych rodziców na urządzenie sobie własnego gniazdka.
Spojrzałam na mojego bliźniaka.
-Eloise Bennet. - powiedział, wypuszczając powietrze. - Jesteś niesamowita. To jest twój najlepszy pomysł w życiu.
-No dziena. - uśmiechnęłam się. - Możemy podpisać umowę i zaczynać remont!
-Napiszę do Matt'a co robi. Może nam pomoże. - powiedział Elias.
-Czy między tobą a Mattem coś jest? - spytałam, siadając na schodach na piętro.
-Nie. -westchnął Elias. - Matt jest hetero.
-Rozumiem. - posmutniałam. -Ale może wyrwiesz kogoś na naszą małą willę.
-Chodź. Podpiszemy umowę i idziemy na zakupy. - powiedział Elias z wymuszonym uśmiechem. Przy podpisywaniu umowy nie było żadnych problemów. Uiściliśmy opłatę za trzy miesiące i pojechaliśmy kupić farby. Oczywiście, wybór kolorów na korytarze, do salonu i kuchni był kwestią sporną. Przynajmniej na początku. Potem gdy wypracowaliśmy kompromis, poszło łatwiej. Zamówiliśmy wszelkie potrzebne meble na następny dzień. Gdy wróciliśmy z farbami i materiałami do malowania, Matt już czekał.
-Cześć Matt. - uśmiechnęłam się do niego. - Dzięki za pomoc! Pojawi się jeszcze Wren, ale dopiero po pracy.
-Nie ma problemu, nie można całymi dniami zabijać zombie. - zaśmiał się lekko i pomógł Eliasowi wziąć farby. W końcu przenieśliśmy wszystko do naszego mieszania i zabraliśmy się za przygotowania do malowania.
-Eloise, jesteś najlepsza na świecie. - powiedział, po raz kolejny Elias.
-Oh.- zaśmiałam się. -Wychwalasz mnie tak cały dzień.
-Ja tam za wami nie nadążam. - powiedział Matt, wchodząc przebrany w strój roboczy. -Pojawiacie się znikąd, buntownicy przechodzący przemianę, przeprowadzki. Ludzie, czy wy zawsze wszystko robicie tak szybko?
-Nie wszystko. - mruknął Elias z uśmiechem. Wybuchnęłam śmiechem.
-Witaj u Bennetów. - powiedziałam, gdy już trochę się uspokoiłam. - Z nami nigdy nie będziesz się nudził. No chyba, że jesteś abstynentem.
-Nie, nie jestem. - Matt zaśmiał się widząc moje spojrzenie, małego zabójcy.
-Masz szczęście. Bo gdybyś był, właśnie odprowadzałabym Cię do drzwi. - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
-Eloise, jesteś miła jak zawsze.- zaśmiał się Elias.
-Wiem. Idę się przebrać. Bądźcie grzeczni. - zaśmiałam się i poszłam do łazienki. Przebrałam się w ogrodniczki i starą koszulę. Kiedy wróciłam Elias wybuchnął śmiechem.
-Wyglądasz uroczo. - powiedział.
-Wyglądam seksownie, nawet w ogrodniczkach. Plus lubię je!- powiedziałam biorąc farbę na korytarz. - Salon zostawimy na potem.
Malowanie poszło zadziwiająco szybko. O piątej została nam już kuchnia i salon. Siedzieliśmy właśnie na podłodze i jedliśmy pizzę, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Eloise? - usłyszeliśmy po chwili głos Wrena.
-Tutaj jesteśmy. -krzyknęłam. Wren wszedł do salony i spojrzał na nas zaskoczony.
-Co wy tu robicie? I czemu jesteście umazani farbą?
-Jemy pizzę w naszym nowym, świeżo malowanym mieszkaniu. - odpowiedziałam z uśmiechem, wstając i podchodząc do niego.
-Nowym mieszkaniu? - spytał jeszcze bardziej zaskoczony.
-Mhm. - mruknęłam, całując go. -Tak się złożyło, że postanowiliśmy zamieszkać tutaj.
-Mieszkam dwie ulice dalej. - powiedział Wren, obejmując mnie.
-Wiedziałem, że to ma jakiś ukryty cel! - powiedział Elias.
-No właśnie, że ja nie wiedziałam gdzie Wren mieszka.- odgryzłam się. -Ale skoro już wiem, to bardzo mi to odpowiada. A teraz, ja i Wren obejrzymy balkon, kiedy wy, moje małe głąby zajmiecie się konsumpcją pizzy. Kieruje te słowa do Eliasa oczywiście.
-Pizza ma ciekawszą osobowość. - mruknął Elias. Zaśmiałam się i pociągnęłam Wrena na balkon. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam namiętnie. Wren objął mnie i odwzajemnił pocałunek.
-Rozumiem, że starannie przemyślałaś mieszkanie tylko z Eliasem. - powiedział po chwili.
-Tak. Spokojnie, poradzimy sobie. A po za tym, do Ciebie dwie ulice, do Florence i Louise też blisko.
Wren się uśmiecha.
-Cieszę się, że będziesz blisko.
-Ja też. - odpowiedziałam, uśmiechając się. - Chodź, wracamy do chłopaków.
Resztę malowania dokończyliśmy w luźnej atmosferze. Siedzieliśmy i podziwialiśmy nasze dzieło.
-Wiesz Eloise, teraz czeka nas najlepsza część nowego mieszkania. - powiedział z uśmiechem.
-Parapetówka. - dokończyłam i odwzajemniłam uśmiech.
-Wiecie, dla osób trzecich wyglądacie jak psychole. - wtrącił Matt.
-Po prostu nigdy z nami nie imprezowałeś. - zaśmiał się Elias.
Zapowiadał się cudowny tydzień.
czwartek, 20 listopada 2014
Rozdział osiemdziesiąty - Florence.
Przeglądałam książki w Instytucie, już od godziny a tylko trzy wydawały mi się odpowiednie. Wypożyczyłam więc je i ruszyłam w stronę gabinetu Gabriela. Zatrzymałam się przed drzwiami. Tabliczka już była zmieniona i informowała wszystkich, że mój najlepszy przyjaciel, zarządzał łowcami. Zapukałam lekko i weszłam. Gabinet został przemalowany, przemeblowany. Było tu przytulnie. Jedyną niezmienioną rzeczą było biurko.
-Dlaczego akurat biurko? - spytałam, siadając na krześle.
-Dobrze mi się kojarzy. - odpowiedział niepewnie Gabriel.
-Gabe. Wiesz, że cię kocham. Martwię się o Ciebie. Przyciągasz do siebie kłopoty zdecydowanie zbyt często. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i pójdę za Tobą w ogień. Powiedz mi tylko, wiesz co robisz?
-Florence. Jestem świadomy tego co mnie czeka, ale to jest zdecydowanie najfajniejsza rzecz jaka mnie spotkała. Nigdy nie pomyślałbym, że takie coś nas spotka. Teraz możemy mieć wszystko. - powiedział Gabriel, siadając obok mnie. -Mamy nieograniczoną władzę, na każdym polu.
-I tak mamy wszystko. - odpowiedziałam cicho.
-Kochanie, docenisz to wkrótce. - odpowiedział Gabe. - O co chodzi?
-O nic. Powiedziałam. Martwię się. Skoro jest dobrze, to ci wierzę.
-Teraz, nie musisz obejmować żadnego stanowiska, żeby uczestniczyć w Radach i innych zebraniach. Przecież widziałem, jak ratowanie Lyn ci się spodobało, spiski, zabójstwa. Przecież, przede mną siedzi osoba która może porazić śmiertelnie prądem kilka osób na raz. Potrafisz sprawiać ból wzrokiem. Nie sądzisz, że zostałaś stworzona do wielkich rzeczy?
-Dobra, Gabriel. Jarasz się nową posadą i możliwościami. Ale nie przekonuj mnie do zostania psycholem jak wy. -uśmiecham się do niego.
-I tak się do nas przekonasz. - zaśmiał się. - Potrzebuje twojej rady.
-Wiem o tym. - uśmiecham się. -Już rano chciałeś mnie zapytać.
-Jak ty mnie dobrze znasz. Myślisz, że Louise ucieszy się jakbyśmy pojechali na dwa, trzy tygodnie do Szkocji? We dwoje?
-Wystarczy samo słowo Szkocja i już będzie spakowana. - zaśmiałam się.
-To dobrze. Może pomożesz w tym czasie Evanowi w pilnowaniu Instytutu? - powiedział cicho.
-Oh. Już dobrze. Ale wisisz mi przysługę. - zaśmiałam się.
-Wszystko bylebyś zrozumiała, że się nic nie zmieni. - uśmiechnął się.
-Okej. To teraz poznęcam się nad twoim bratem i przekupie Louise, żeby zmusiła cię do włożenia kiltu i zdjęć! - zaśmiałam się i wyszłam z biura Gabe'a. Weszłam do gabinetu Evana, bez pukania.
-Abi, przyniosłabyś mi kawę? O i odbierz akta. - powiedział Evan nim na mnie spojrzał.
-Abi. - powiedziałam z uśmiechem.-Wyjdź i zajmij się sobą.
Asystentka wyszła zaskoczona. Zamknęłam za nim drzwi i odwróciłam się do równie zaskoczonego Evana i uśmiechnęłam się słodko.
-Słyszałeś, że przez dwa, może trzy tygodnie ty i ja rządzimy Instytutem. - powiedziałam wciąż się uśmiechając, idąc w stronę biurka Evana. - A mi to jest bardzo na rękę.
-Dlaczego? - spytał powoli Evan. Siadłam na biurku, na przeciwko niego.
-Ponieważ, żadna Abi ani inna głupiutka asystentka nie będzie się tu kręciła.
-Czyżbyś była zazdrosna? - przyjrzał mi się Evan.
-Oczywiście. - powiedziałam spokojnie, przysuwając krzesło Evana w swoją stronę. Nasze twarze dzieliły centymetry - Jesteś tylko mój. I żadne stanowisko tego nie zmieni.
-Przecież o tym pamiętam. - szepnął Evan i wyciągnął z szafki małe pudełko. - Miałem dać Ci to przy odpowiedniejszej okazji, ale twoja zazdrość jest tak pociągająca, że nie wytrzymam. Wiem, że już Ci się oświadczałem, ale to były oświadczyny bez pierścionka. - otwiera pudełko, gdzie ukazuje mi się śliczny, mały pierścionek. - Więc, wyjdziesz za mnie?
-Przecież, to logiczne, że tak. - uśmiechnęłam się, a Evan włożył mi pierścionek na rękę. Następnie przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Evan tylko uśmiechnął się delikatnie i przeniósł mnie na kanapę.
Pół godziny, Evan stwierdził, że czas wracać do pracy.
-Zaczynam lubić twoją nową pracę. - powiedziałam, zapinając swoją koszulę. Evan objął mnie i przyciągnął do siebie, całując delikatnie.
-Wiesz, że nigdy nie zorbie nic, co mogłoby nas poróżnić. - powiedział Evan spoglądając mi w oczy. W tym momencie w gabinecie pojawiła się Louise.
-Całe szczęście, że jesteście ubrani. - mruknęła.
-Jest taka magiczna sztuczka Lou. Pukanie. - zaśmiałam się.
-Ty nie pukałaś. - powiedział Evan.
-Bo ja do Ciebie nie muszę. - zaśmiałam się. -Louise, mam pytanie. Czy gdybyś w najbliższym czasie miała możliwość ujrzenia Gabriela w kilcie, zrobiłabyś mi zdjęcie?
-Florence. Czego ty się nałykałaś do śniadania? - spytała Louise a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Po prostu gdybyś znalazła się w takiej sytuacji zrób mi zdjęcie. - uśmiechnęłam się. -Dobra, pogadajcie sobie a ja jadę do Camerona i Alison.
-Cam i Ali wrócili? - spytała Louise. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Upiekłabym ciasteczka dla Ali.
-Niedawno się dowiedziałam. Wieczorem upieczesz. - pocałowałam siostrę w policzek i wyszłam. Pół godziny później stałam pod drzwiami Camerona. Zapukałam lekko.Mój przyjaciel otworzył mi drzwi z wielkim uśmiechem.
-Florence. Stęskniliśmy się. - przytulił mnie. - Chodź, Ali nie może się doczekać.
Wchodzę do salonu i od razu zostaje wyściskana przez Ali.
-Hej. - powiedziałam, wciaż się uśmiechając. -Jak się czujesz?
-Świetnie. - powiedziała dotykając brzucha. - To już niedługo.
-To świetnie. - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niej. Cameron w tym czasie przyniósł nam herbatę.
-Opowiadaj, co się wydarzyło od naszego wyjazdu. - zachęcił mnie Cam.
-W skrócie. Odkąd wojna się skończyła Louise dowodzi Radą razem z Robertem Dekkerem, ja i Evan się zaręczyliśmy, ale to już chyba wiecie. Potem było w miarę spokojnie, poznałam dzieci Sary i John'a. Eloise i Eliasa. Elo była buntowniczką, więc ją wyniańczyłam i teraz jest dziewczyną Wrena, potem Kieran i Nate powstali z martwych, porwali Lynette i chcieli mnie i Louise zwabić w pułapkę. Oczywiście zabiliśmy ich. Okazało się, że Nate i Kieran współpracowali z Danem i Casperem, którzy obecnie zostali uznani za zdrajców i nie żyją a Evan i Gabriel przejęli władzę w Instytucie. Więc Gabriel jest Łowcą Najwyższym. - wzruszyłam ramionami.
-Cholera. - powiedział Cameron. - I ty opowiadasz o tym, jakbyś streszczała pogodę.
-To jest zagmatwane. Po prostu chciałam opowiedzieć wszystko, tak jak jest. - mruknęłam.
Ali mnie objęła.
-Mam wrażenie, że przerasta cię ta sytuacja. - powiedziała.
-Po prostu mam wrażenie, że za każdym razem od kogoś się oddalam. I te udawanie Louise i Gabriela, że między nimi nic nie ma. Nikt nie każe im nazywać siebie parą, ale mogli by się określić.
-W życiu nie każda miłość ma łatwo. - powiedział Cameron. -Louise i Gabriel, oni oboje chcą być alfami. Ale oboje potrzebują też swojej przyjaciółki.
-Dobra, dajecie mi lekcję życia. Potrzebują mnie ale mam się nie wtrącać. Rozumiem. - mruknęłam. - Jak dziecko?
-To będzie dziewczynka. - uśmiecha się Alison.
-Macie już imię?
-Jeszcze nie. - powiedział Cameron. - Poczekamy aż się urodzi.
Uśmiechnęłam się. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym wróciłam do domu. Ponieważ żadnego z domowników nie było, więc postanowiłam zrobić ciasteczka, nim Louise wróci. Otworzyłam swoje ulubione wino i zaczęłam piec.
Godzinę później Louise weszła do kuchni.
-Florence? Co ty robisz? - spytała zaskoczona.
-Pije wino i piekę ciastka. - odpowiadam.
-Widzę. - spogląda na butelki. - Półtora butelki sama? Coś się stało?
-Nie. - uśmiecham się. - Zrobiłam twoje ulubione ciastka numer jeden, dwa i trzy.
-Czyli zamierzasz mnie przekupić. - zaśmiała się.
-Poniekąd. Chcę spędzić czas z moją kochaną siostrą, bez Dekkerów i innych ludzi, pozwierzamy się sobie, zjemy ciastka i obejrzymy jakiś film. - uśmiecham się. - Po prostu brakuje mi naszych rozmów, dzielenia się sekretami. Mam gdzieś Gabriela, to ty jesteś moją przyjaciółką numer jeden, w dodatku siostrą bliźniaczką. Możesz mi powiedzieć wszystko.
-Okay, okay. Pod warunkiem, że oddasz mi tą butelkę wina. - zaśmiała się, zabierając wino. - Powinnyśmy być wstawione tak samo.
Zaśmiałam się i wzięłam ciastka do salonu.Siadłyśmy obok siebie.
-O co posprzeczałaś się rano z Gabrielem? - spytała Louise.
-Zaczął mnie wkurzać trochę. A może to dlatego, że dorasta. A ja nie jestem na to przygotowana. Jeszcze nie dawno, ścigaliśmy się i piliśmy i mieliśmy wszystko gdzieś. A teraz, jest jaki jest. Ale powinnaś wiedzieć, że możesz mi powiedzieć wszystko na jego temat. Nie przekażę mu tego. Wiem, że mówiłam o przeznaczeniu i takie tam. A może to minęło, gdy umarłaś? Na pewno was silnie do siebie ciągnie. A od tej nocy, oboje... nie wiem. Emanujecie podobnym światłem. Ale to ty jesteś moją siostrą i jesteś zawsze na pierwszym miejscu. Nie chcę cię tracić. Powinnyśmy być razem jak w Formby, tego chcę.
-Ja też tego chcę. - powiedziała Louise po chwili. - Po prostu sądziłam, że między nami zawsze są Dekkerowie.
-Nigdy do tego nie dopuszczę. Ty jesteś dla mnie najważniejsza. - odpowiedziałam. - Możesz być ze mną szczera we wszystkim.
-Nie potrafię zrelacjonować naszej relacji z Gabrielem. - powiedziała po chwili. -Ja go kocham, ale mam wrażenie, że jak próbujemy być razem, to zawsze coś nam przeszkadza.
-Ale zawsze próbujecie to obejść.
-To samo powiedział Evan. - zaśmiała się.
Przez kolejną godzinę nasza rozmowa dotyczyła skomplikowanej relacji Gabriela i Louise. W końcu moja siostra otworzyła się przede mną na tyle, bym zrozumiała co między nimi jest.
-Planowaliście już z Evanem ślub? - spytała Louise po chwili.
-Nie, Louise. Nie planujemy ślubu póki co. Po prostu, nie wiem. Ten pierścionek, całe to bycie ''narzeczeństwem'' daje nam gwarancję, że się nie rozstaniemy.
-To się nigdy nie stanie. Między wami jest czysta miłość. - powiedziała Louise. - Ale jeśli kiedykolwiek Cię skrzywdzi, to skopię mu tyłek i inne części ciała. I nie uratuje go nasza przyjaźń.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Mam najlepszą siostrę na świecie. - powiedziałam.
-Nie musisz dziękować. - zaśmiała się Louise.
-Dlaczego akurat biurko? - spytałam, siadając na krześle.
-Dobrze mi się kojarzy. - odpowiedział niepewnie Gabriel.
-Gabe. Wiesz, że cię kocham. Martwię się o Ciebie. Przyciągasz do siebie kłopoty zdecydowanie zbyt często. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i pójdę za Tobą w ogień. Powiedz mi tylko, wiesz co robisz?
-Florence. Jestem świadomy tego co mnie czeka, ale to jest zdecydowanie najfajniejsza rzecz jaka mnie spotkała. Nigdy nie pomyślałbym, że takie coś nas spotka. Teraz możemy mieć wszystko. - powiedział Gabriel, siadając obok mnie. -Mamy nieograniczoną władzę, na każdym polu.
-I tak mamy wszystko. - odpowiedziałam cicho.
-Kochanie, docenisz to wkrótce. - odpowiedział Gabe. - O co chodzi?
-O nic. Powiedziałam. Martwię się. Skoro jest dobrze, to ci wierzę.
-Teraz, nie musisz obejmować żadnego stanowiska, żeby uczestniczyć w Radach i innych zebraniach. Przecież widziałem, jak ratowanie Lyn ci się spodobało, spiski, zabójstwa. Przecież, przede mną siedzi osoba która może porazić śmiertelnie prądem kilka osób na raz. Potrafisz sprawiać ból wzrokiem. Nie sądzisz, że zostałaś stworzona do wielkich rzeczy?
-Dobra, Gabriel. Jarasz się nową posadą i możliwościami. Ale nie przekonuj mnie do zostania psycholem jak wy. -uśmiecham się do niego.
-I tak się do nas przekonasz. - zaśmiał się. - Potrzebuje twojej rady.
-Wiem o tym. - uśmiecham się. -Już rano chciałeś mnie zapytać.
-Jak ty mnie dobrze znasz. Myślisz, że Louise ucieszy się jakbyśmy pojechali na dwa, trzy tygodnie do Szkocji? We dwoje?
-Wystarczy samo słowo Szkocja i już będzie spakowana. - zaśmiałam się.
-To dobrze. Może pomożesz w tym czasie Evanowi w pilnowaniu Instytutu? - powiedział cicho.
-Oh. Już dobrze. Ale wisisz mi przysługę. - zaśmiałam się.
-Wszystko bylebyś zrozumiała, że się nic nie zmieni. - uśmiechnął się.
-Okej. To teraz poznęcam się nad twoim bratem i przekupie Louise, żeby zmusiła cię do włożenia kiltu i zdjęć! - zaśmiałam się i wyszłam z biura Gabe'a. Weszłam do gabinetu Evana, bez pukania.
-Abi, przyniosłabyś mi kawę? O i odbierz akta. - powiedział Evan nim na mnie spojrzał.
-Abi. - powiedziałam z uśmiechem.-Wyjdź i zajmij się sobą.
Asystentka wyszła zaskoczona. Zamknęłam za nim drzwi i odwróciłam się do równie zaskoczonego Evana i uśmiechnęłam się słodko.
-Słyszałeś, że przez dwa, może trzy tygodnie ty i ja rządzimy Instytutem. - powiedziałam wciąż się uśmiechając, idąc w stronę biurka Evana. - A mi to jest bardzo na rękę.
-Dlaczego? - spytał powoli Evan. Siadłam na biurku, na przeciwko niego.
-Ponieważ, żadna Abi ani inna głupiutka asystentka nie będzie się tu kręciła.
-Czyżbyś była zazdrosna? - przyjrzał mi się Evan.
-Oczywiście. - powiedziałam spokojnie, przysuwając krzesło Evana w swoją stronę. Nasze twarze dzieliły centymetry - Jesteś tylko mój. I żadne stanowisko tego nie zmieni.
-Przecież o tym pamiętam. - szepnął Evan i wyciągnął z szafki małe pudełko. - Miałem dać Ci to przy odpowiedniejszej okazji, ale twoja zazdrość jest tak pociągająca, że nie wytrzymam. Wiem, że już Ci się oświadczałem, ale to były oświadczyny bez pierścionka. - otwiera pudełko, gdzie ukazuje mi się śliczny, mały pierścionek. - Więc, wyjdziesz za mnie?
-Przecież, to logiczne, że tak. - uśmiechnęłam się, a Evan włożył mi pierścionek na rękę. Następnie przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Evan tylko uśmiechnął się delikatnie i przeniósł mnie na kanapę.
Pół godziny, Evan stwierdził, że czas wracać do pracy.
-Zaczynam lubić twoją nową pracę. - powiedziałam, zapinając swoją koszulę. Evan objął mnie i przyciągnął do siebie, całując delikatnie.
-Wiesz, że nigdy nie zorbie nic, co mogłoby nas poróżnić. - powiedział Evan spoglądając mi w oczy. W tym momencie w gabinecie pojawiła się Louise.
-Całe szczęście, że jesteście ubrani. - mruknęła.
-Jest taka magiczna sztuczka Lou. Pukanie. - zaśmiałam się.
-Ty nie pukałaś. - powiedział Evan.
-Bo ja do Ciebie nie muszę. - zaśmiałam się. -Louise, mam pytanie. Czy gdybyś w najbliższym czasie miała możliwość ujrzenia Gabriela w kilcie, zrobiłabyś mi zdjęcie?
-Florence. Czego ty się nałykałaś do śniadania? - spytała Louise a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Po prostu gdybyś znalazła się w takiej sytuacji zrób mi zdjęcie. - uśmiechnęłam się. -Dobra, pogadajcie sobie a ja jadę do Camerona i Alison.
-Cam i Ali wrócili? - spytała Louise. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Upiekłabym ciasteczka dla Ali.
-Niedawno się dowiedziałam. Wieczorem upieczesz. - pocałowałam siostrę w policzek i wyszłam. Pół godziny później stałam pod drzwiami Camerona. Zapukałam lekko.Mój przyjaciel otworzył mi drzwi z wielkim uśmiechem.
-Florence. Stęskniliśmy się. - przytulił mnie. - Chodź, Ali nie może się doczekać.
Wchodzę do salonu i od razu zostaje wyściskana przez Ali.
-Hej. - powiedziałam, wciaż się uśmiechając. -Jak się czujesz?
-Świetnie. - powiedziała dotykając brzucha. - To już niedługo.
-To świetnie. - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niej. Cameron w tym czasie przyniósł nam herbatę.
-Opowiadaj, co się wydarzyło od naszego wyjazdu. - zachęcił mnie Cam.
-W skrócie. Odkąd wojna się skończyła Louise dowodzi Radą razem z Robertem Dekkerem, ja i Evan się zaręczyliśmy, ale to już chyba wiecie. Potem było w miarę spokojnie, poznałam dzieci Sary i John'a. Eloise i Eliasa. Elo była buntowniczką, więc ją wyniańczyłam i teraz jest dziewczyną Wrena, potem Kieran i Nate powstali z martwych, porwali Lynette i chcieli mnie i Louise zwabić w pułapkę. Oczywiście zabiliśmy ich. Okazało się, że Nate i Kieran współpracowali z Danem i Casperem, którzy obecnie zostali uznani za zdrajców i nie żyją a Evan i Gabriel przejęli władzę w Instytucie. Więc Gabriel jest Łowcą Najwyższym. - wzruszyłam ramionami.
-Cholera. - powiedział Cameron. - I ty opowiadasz o tym, jakbyś streszczała pogodę.
-To jest zagmatwane. Po prostu chciałam opowiedzieć wszystko, tak jak jest. - mruknęłam.
Ali mnie objęła.
-Mam wrażenie, że przerasta cię ta sytuacja. - powiedziała.
-Po prostu mam wrażenie, że za każdym razem od kogoś się oddalam. I te udawanie Louise i Gabriela, że między nimi nic nie ma. Nikt nie każe im nazywać siebie parą, ale mogli by się określić.
-W życiu nie każda miłość ma łatwo. - powiedział Cameron. -Louise i Gabriel, oni oboje chcą być alfami. Ale oboje potrzebują też swojej przyjaciółki.
-Dobra, dajecie mi lekcję życia. Potrzebują mnie ale mam się nie wtrącać. Rozumiem. - mruknęłam. - Jak dziecko?
-To będzie dziewczynka. - uśmiecha się Alison.
-Macie już imię?
-Jeszcze nie. - powiedział Cameron. - Poczekamy aż się urodzi.
Uśmiechnęłam się. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym wróciłam do domu. Ponieważ żadnego z domowników nie było, więc postanowiłam zrobić ciasteczka, nim Louise wróci. Otworzyłam swoje ulubione wino i zaczęłam piec.
Godzinę później Louise weszła do kuchni.
-Florence? Co ty robisz? - spytała zaskoczona.
-Pije wino i piekę ciastka. - odpowiadam.
-Widzę. - spogląda na butelki. - Półtora butelki sama? Coś się stało?
-Nie. - uśmiecham się. - Zrobiłam twoje ulubione ciastka numer jeden, dwa i trzy.
-Czyli zamierzasz mnie przekupić. - zaśmiała się.
-Poniekąd. Chcę spędzić czas z moją kochaną siostrą, bez Dekkerów i innych ludzi, pozwierzamy się sobie, zjemy ciastka i obejrzymy jakiś film. - uśmiecham się. - Po prostu brakuje mi naszych rozmów, dzielenia się sekretami. Mam gdzieś Gabriela, to ty jesteś moją przyjaciółką numer jeden, w dodatku siostrą bliźniaczką. Możesz mi powiedzieć wszystko.
-Okay, okay. Pod warunkiem, że oddasz mi tą butelkę wina. - zaśmiała się, zabierając wino. - Powinnyśmy być wstawione tak samo.
Zaśmiałam się i wzięłam ciastka do salonu.Siadłyśmy obok siebie.
-O co posprzeczałaś się rano z Gabrielem? - spytała Louise.
-Zaczął mnie wkurzać trochę. A może to dlatego, że dorasta. A ja nie jestem na to przygotowana. Jeszcze nie dawno, ścigaliśmy się i piliśmy i mieliśmy wszystko gdzieś. A teraz, jest jaki jest. Ale powinnaś wiedzieć, że możesz mi powiedzieć wszystko na jego temat. Nie przekażę mu tego. Wiem, że mówiłam o przeznaczeniu i takie tam. A może to minęło, gdy umarłaś? Na pewno was silnie do siebie ciągnie. A od tej nocy, oboje... nie wiem. Emanujecie podobnym światłem. Ale to ty jesteś moją siostrą i jesteś zawsze na pierwszym miejscu. Nie chcę cię tracić. Powinnyśmy być razem jak w Formby, tego chcę.
-Ja też tego chcę. - powiedziała Louise po chwili. - Po prostu sądziłam, że między nami zawsze są Dekkerowie.
-Nigdy do tego nie dopuszczę. Ty jesteś dla mnie najważniejsza. - odpowiedziałam. - Możesz być ze mną szczera we wszystkim.
-Nie potrafię zrelacjonować naszej relacji z Gabrielem. - powiedziała po chwili. -Ja go kocham, ale mam wrażenie, że jak próbujemy być razem, to zawsze coś nam przeszkadza.
-Ale zawsze próbujecie to obejść.
-To samo powiedział Evan. - zaśmiała się.
Przez kolejną godzinę nasza rozmowa dotyczyła skomplikowanej relacji Gabriela i Louise. W końcu moja siostra otworzyła się przede mną na tyle, bym zrozumiała co między nimi jest.
-Planowaliście już z Evanem ślub? - spytała Louise po chwili.
-Nie, Louise. Nie planujemy ślubu póki co. Po prostu, nie wiem. Ten pierścionek, całe to bycie ''narzeczeństwem'' daje nam gwarancję, że się nie rozstaniemy.
-To się nigdy nie stanie. Między wami jest czysta miłość. - powiedziała Louise. - Ale jeśli kiedykolwiek Cię skrzywdzi, to skopię mu tyłek i inne części ciała. I nie uratuje go nasza przyjaźń.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Mam najlepszą siostrę na świecie. - powiedziałam.
-Nie musisz dziękować. - zaśmiała się Louise.
wtorek, 18 listopada 2014
Rozdział siedemdziesiąty dziewiąty - Louise.
Kiedy Gabriel wyszedł z Florence, nie mogłam się powstrzymać, przed odprowadzeniem ich wzrokiem. Tęskniłam za obecnością Gabriela, potrzebowałam go blisko siebie. A jednocześnie nie mogłam oprzeć się myśli, że za każdym razem, jak próbowaliśmy być razem, coś stawało nam na drodze. Może po prostu nie było nam przeznaczone bycie razem, niezależnie od tego, jak usilnie staraliśmy się do tego dążyć.
-Lou? Halo!-Evan pomachał mi dłonią przed nosem.-Ziemia do Tempest!
-Przepraszam, zamyśliłam się.-odwróciłam wzrok od tarasu, na który moja siostra wyszła z Gabrielem.
-Zauważyłem.-zaśmiał się Evan.
-Jak się czujesz będąc zastępcą szefa instytutu?-Lynette zabrała głos, zadając pytanie mojemu przyszłemu szwagrowi.
-Szczerze powiedziawszy dość dziwnie. I mimo tego, co mówi Florence, bardziej zależy mi na przypilnowaniu, żeby Gabe nie zrobił głupstwa niż na władzy.-Evan uśmiechnął się, ale wyglądało to dość smutno. Atmosfera nagle stała się smutniejsza, nawet nie wiedziałam czemu.
-Zauważyłem.-zaśmiał się Evan.
-Jak się czujesz będąc zastępcą szefa instytutu?-Lynette zabrała głos, zadając pytanie mojemu przyszłemu szwagrowi.
-Szczerze powiedziawszy dość dziwnie. I mimo tego, co mówi Florence, bardziej zależy mi na przypilnowaniu, żeby Gabe nie zrobił głupstwa niż na władzy.-Evan uśmiechnął się, ale wyglądało to dość smutno. Atmosfera nagle stała się smutniejsza, nawet nie wiedziałam czemu.
-Dobra, ja będę się zbierać.-Tessa wstała i pocałowała szybko Lyn.-Obiecałam rodzicom, że zajmę się dzisiaj Ivy.
-Będziecie tylko ty i Ivy?-zainteresował się Evan. Dziewczyna kiwnęła głową.-Może do was później dołączę. Zobaczę, czy wyrobię się z pracą.
-Nie ma problemu. Będę czekać na wiadomość.-uśmiechnęła się radośnie i wyszła z domu. Lynette patrzyła za nią z czułością, która niemalże zbiła mnie z nóg. Zastanawiałam się, jak to jest mieć taki związek, oparty na prawdziwym uczuciu. Zwłaszcza na uczuciu, które wiedziało się, że przetrwa wszystko.
Stukot kroków na schodach sprawił, że wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Florence zniknęła na górze, więc Evan przeprosił nas i poszedł za nią. Z koleji Gabriel wszedł do kuchni ułamek sekundy później i jakgdyby nigdy nic, usiadł przy stole i zaczął jeść śniadanie.
-Coś się stało?-spytał Matt, mierząc Gabriela wzrokiem.
-Flore... Zresztą, nieważne.-Gabe wzruszył ramionami.-Evan na pewno ją uspokoi.
-Ja też będę się zbierać.-oznajmił Matt, posyłając mi znaczące spojrzenie.
-Odprowadzę cię.-wstałam i wyszłam z bratem na zewnątrz.-Coś się stało?-spojrzałam na niego zmartwiona.
-Właściwie nie, ale... No nie wiem. Atmosfera dzisiaj była strasznie dziwna, wiesz? Same pary, ja i Elias.
-Gabriel i ja też nie...-zaczęłam, ale Matt mi przerwał.
-Dobra, dobra.-wywrócił oczami.-I tak nikt w to nie wierzy, Lou.
-Świetnie.-mruknęłam.-Dobra, kontynuuj.
-Okay, więc... hmm... Nie mów tego nikomu, ok?-skinęłam głową, coraz bardziej zaciekawiona.-Po prostu całe śniadanie czułem się dziwnie, bo chciałem, żeby tam były faktycznie same pary.
-Podoba ci się Elias?-spytałam wprost, a Matt niepewnie skinął głową.
-Chyba tak. Co jest dziwne, bo zawsze raczej podobały mi się dziewczyny. Cholera, dzień przed poznaniem Eliasa poderwałem jedną w jakiejś kawiarni. A potem już mnie to nie interesowało. Ale z drugiej strony... nie wiem, czy tego chcę.
-Matt. Jeśli nie jesteś pewny swoich uczuć, to na razie nic nie mów.-powiedziałam i usiadłam na schodach. Mój brat zrobił to samo.-Spędzaj z Eliasem czas, staraj się go poznać, ale przypadkiem nie rób mu nadziei, bo zranisz i siebie, i jego.
-To na pewno. Ja... Louise, boję się.-przyznał tak cicho, że ledwo go usłyszałam.-Boję się tych uczuć. Nigdy nie sądziłem, że to się mnie przytrafi.
-Nie panujesz nad tym, Matty. To się po prostu zdarza i może sprawić, że będziesz niesamowicie szczęśliwy, jeśli tylko zaryzykujesz.-te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Sama powinnam dawać sobie takie rady w związku z moją relacją z Gabrielem. To był mój największy problem. Potrafiłam dać sobie taką radę, ale nie chciałam się do niej stosować.-Bądź mądrzejszy ode mnie, Matty.
Położyłam głowę na jego ramieniu i objęłam jego ramię.
-Dziękuję.-oparł swoją głowę na mojej. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po prostu będąc zadowolonym z obecności rodzeństwa.
Zjawiłam się w gabinecie Evana w momencie, gdy Florence zapinała do końca swoją koszulę.
-Całe szczęście, że jesteście ubrani.-mruknęłam.
-Jest taka magiczna sztuczka, Lou. Pukanie.-zaśmiała się Florence, a ja tylko wywróciłam oczami z uśmiechem, opierając ręce na biodrach.
-Ty nie pukałaś.-zauważył Evan.
-Bo ja do ciebie nie muszę.-odparła z uśmiechem moja siostra i zwróciła się do mnie.-Louise, mam pytanie. Czy gdybyś w najbliższym czasie miała możliwość ujrzenia Gabriela w kilcie, zrobiłabyś mi zdjęcie?
-Florence.-wydusiłam z siebie, jak najszybciej wypierając z głowy tę wizję. Byłam gotowa się rozpłynąć, jeśli myślałabym o tym za długo.-Czego ty się nałykałaś do śniadania?
Florence zaśmiała się i odparła, że mam po prostu zrobić jej zdjęcie. Potem zgrabnie przeszła do tematu Camerona i Ali, nic nie wyjaśniając. Kiedy Flo wyszła, Evan spojrzał na mnie zaskoczony.
-Coś się stało, Lou?-spytał zatroskany. Od zakończenia wojny z Carlislem rozmawialiśmy tylko kilka razy. Tęskniłam za tym. Evan potrafił mnie wysłuchać i często dać naprawdę dobrą radę.
-Właściwie tak.-przyznałam i usiadłam na krześle na przeciwko Evana.-Od jakiegoś czasu mam sny, wizje. Zawsze pojawia się w tym ta sama dziewczyna, która wygląda jak ja. I ona... wydaje mi się, że ona żyła naprawdę. Mieszkała w Edynburgu i miała siostrę bliźniaczkę, która wyglądała jak Florence.-złapałam oddech, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotycznie musiało to brzmieć.-Chodzi o to, że w jednej z tych wizji, ona czytała tę księgę, którą ja i Flo usiłujemy znaleźć.
-I myślisz, że księga jest w Szkocji... Tylko czemu przyszłaś z tym do mnie, a nie do Flo?-Evan był wyraźnie zaskoczony.
-Bo wiem, że ty nie powiesz nic Gabrielowi.-przyznałam cicho. Brunet rzucił mi pytające spojrzenie.
-Myślałem, że on wie o księdze...
-Bo wie. Nie o to chodzi. Chodzi o ostatnią wizję jaką miałam. Widzisz, Everild, ta dziewczyna, która wygląda jak ja, ona była zaręczona z pewnym chłopakiem, łudząco przypominającym Gabriela... A mimo to miała romans, z jakimś Szkotem. I po prostu nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony wiem, że niczym nie zawiniłam, a z drugiej, czuję się jakbym sama zdradzała Gabriela.
-To jest problematyczne, ale moim zdaniem nie powinnaś dopuścić do tego, żeby twoje przeszłe wcielenie, bo zakładam, że o to w tym chodzi, wpłynęło na twoją teraźniejszość. Wiem, jakie masz podejście do twojego związku z Gabrielem, ale...
-Tylko nie mów teraz, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Wiem, że Florence tak uważa, ale...-westchnęłam.-Za każdym razem jak próbujemy, coś się psuje.
-Ale zawsze znajdujecie drogę, aby próbować.-zauważył Evan.-Idź z nim porozmawiać. Wiesz, że jemu na tobie zależy i on wie, że tobie zależy na nim.
-Co mam mu powiedzieć? Nie chcę z nim być, Evan. To by tylko zraniło nas oboje jeszcze bardziej.-wyznałam cicho.
-Po prostu z nim porozmawiaj. Niekoniecznie na wasz temat, ale tak ogólnie. To może dobrze na was wpłynąć.
-Może masz rację.-przyznałam i wstałam. Uściskałam Evana.-Dziękuję.
Wyszłam z jego gabinetu i skierowałam się wprost do gabinetu Gabriela.
-Gabriel i ja też nie...-zaczęłam, ale Matt mi przerwał.
-Dobra, dobra.-wywrócił oczami.-I tak nikt w to nie wierzy, Lou.
-Świetnie.-mruknęłam.-Dobra, kontynuuj.
-Okay, więc... hmm... Nie mów tego nikomu, ok?-skinęłam głową, coraz bardziej zaciekawiona.-Po prostu całe śniadanie czułem się dziwnie, bo chciałem, żeby tam były faktycznie same pary.
-Podoba ci się Elias?-spytałam wprost, a Matt niepewnie skinął głową.
-Chyba tak. Co jest dziwne, bo zawsze raczej podobały mi się dziewczyny. Cholera, dzień przed poznaniem Eliasa poderwałem jedną w jakiejś kawiarni. A potem już mnie to nie interesowało. Ale z drugiej strony... nie wiem, czy tego chcę.
-Matt. Jeśli nie jesteś pewny swoich uczuć, to na razie nic nie mów.-powiedziałam i usiadłam na schodach. Mój brat zrobił to samo.-Spędzaj z Eliasem czas, staraj się go poznać, ale przypadkiem nie rób mu nadziei, bo zranisz i siebie, i jego.
-To na pewno. Ja... Louise, boję się.-przyznał tak cicho, że ledwo go usłyszałam.-Boję się tych uczuć. Nigdy nie sądziłem, że to się mnie przytrafi.
-Nie panujesz nad tym, Matty. To się po prostu zdarza i może sprawić, że będziesz niesamowicie szczęśliwy, jeśli tylko zaryzykujesz.-te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Sama powinnam dawać sobie takie rady w związku z moją relacją z Gabrielem. To był mój największy problem. Potrafiłam dać sobie taką radę, ale nie chciałam się do niej stosować.-Bądź mądrzejszy ode mnie, Matty.
Położyłam głowę na jego ramieniu i objęłam jego ramię.
-Dziękuję.-oparł swoją głowę na mojej. Siedzieliśmy tak przez chwilę, po prostu będąc zadowolonym z obecności rodzeństwa.
Zjawiłam się w gabinecie Evana w momencie, gdy Florence zapinała do końca swoją koszulę.
-Całe szczęście, że jesteście ubrani.-mruknęłam.
-Jest taka magiczna sztuczka, Lou. Pukanie.-zaśmiała się Florence, a ja tylko wywróciłam oczami z uśmiechem, opierając ręce na biodrach.
-Ty nie pukałaś.-zauważył Evan.
-Bo ja do ciebie nie muszę.-odparła z uśmiechem moja siostra i zwróciła się do mnie.-Louise, mam pytanie. Czy gdybyś w najbliższym czasie miała możliwość ujrzenia Gabriela w kilcie, zrobiłabyś mi zdjęcie?
-Florence.-wydusiłam z siebie, jak najszybciej wypierając z głowy tę wizję. Byłam gotowa się rozpłynąć, jeśli myślałabym o tym za długo.-Czego ty się nałykałaś do śniadania?
Florence zaśmiała się i odparła, że mam po prostu zrobić jej zdjęcie. Potem zgrabnie przeszła do tematu Camerona i Ali, nic nie wyjaśniając. Kiedy Flo wyszła, Evan spojrzał na mnie zaskoczony.
-Coś się stało, Lou?-spytał zatroskany. Od zakończenia wojny z Carlislem rozmawialiśmy tylko kilka razy. Tęskniłam za tym. Evan potrafił mnie wysłuchać i często dać naprawdę dobrą radę.
-Właściwie tak.-przyznałam i usiadłam na krześle na przeciwko Evana.-Od jakiegoś czasu mam sny, wizje. Zawsze pojawia się w tym ta sama dziewczyna, która wygląda jak ja. I ona... wydaje mi się, że ona żyła naprawdę. Mieszkała w Edynburgu i miała siostrę bliźniaczkę, która wyglądała jak Florence.-złapałam oddech, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotycznie musiało to brzmieć.-Chodzi o to, że w jednej z tych wizji, ona czytała tę księgę, którą ja i Flo usiłujemy znaleźć.
-I myślisz, że księga jest w Szkocji... Tylko czemu przyszłaś z tym do mnie, a nie do Flo?-Evan był wyraźnie zaskoczony.
-Bo wiem, że ty nie powiesz nic Gabrielowi.-przyznałam cicho. Brunet rzucił mi pytające spojrzenie.
-Myślałem, że on wie o księdze...
-Bo wie. Nie o to chodzi. Chodzi o ostatnią wizję jaką miałam. Widzisz, Everild, ta dziewczyna, która wygląda jak ja, ona była zaręczona z pewnym chłopakiem, łudząco przypominającym Gabriela... A mimo to miała romans, z jakimś Szkotem. I po prostu nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony wiem, że niczym nie zawiniłam, a z drugiej, czuję się jakbym sama zdradzała Gabriela.
-To jest problematyczne, ale moim zdaniem nie powinnaś dopuścić do tego, żeby twoje przeszłe wcielenie, bo zakładam, że o to w tym chodzi, wpłynęło na twoją teraźniejszość. Wiem, jakie masz podejście do twojego związku z Gabrielem, ale...
-Tylko nie mów teraz, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Wiem, że Florence tak uważa, ale...-westchnęłam.-Za każdym razem jak próbujemy, coś się psuje.
-Ale zawsze znajdujecie drogę, aby próbować.-zauważył Evan.-Idź z nim porozmawiać. Wiesz, że jemu na tobie zależy i on wie, że tobie zależy na nim.
-Co mam mu powiedzieć? Nie chcę z nim być, Evan. To by tylko zraniło nas oboje jeszcze bardziej.-wyznałam cicho.
-Po prostu z nim porozmawiaj. Niekoniecznie na wasz temat, ale tak ogólnie. To może dobrze na was wpłynąć.
-Może masz rację.-przyznałam i wstałam. Uściskałam Evana.-Dziękuję.
Wyszłam z jego gabinetu i skierowałam się wprost do gabinetu Gabriela.
czwartek, 13 listopada 2014
Rozdział siedemdziesiąty ósmy - Florence.
Wchodzimy z Evanem do domu. Gdy zamykam drzwi, Evan obejmuje mnie i całuje. Wplatam palce w jego włosy, wzdychając cicho.
-Mam nadzieje, że teraz chociaż przez dwa dni, będzie spokój. - mruknął Evan pomiędzy pocałunkami.
-Przecież teraz zostałeś zastępcą Głównego Łowcy, panie Dekker. -zaśmiałam się. - Będziesz teraz strasznie rozchwytywany.
-Czyżbyś była zazdrosna? -szepnął mi do ucha.
-Skąd! - zaśmiałam się.
Błądzę dłońmi po jego ciele.
-Miałaś chyba robić rodzinne śniadanie. - mruknął - Tym czasem próbujesz mnie uwieść.
-Wydaje ci się. - zaśmiałam się i oderwałam się od Evana. Poszłam do kuchni, gdzie Evan dołączył do mnie. Zaczęliśmy robić śniadanie, w między czasie obsypując się pocałunkami. Do kuchni weszła Eloise trzymając za rękę Wrena. Spojrzeliśmy na nich zdziwieni. Oczywiście panowała między nimi dziwna atmosfera, ale nie spodziewałam się, że o to chodzi.
-Gratuluje! - powiedziałam szczerze ucieszona. Objęłam Wrena i Elo.
-Siadajcie. - powiedział Evan. -W końcu zrobimy to śniadanie.
Zaśmiałam się.
-Reszta wkrótce do nas dołączy.- mówię z uśmiechem.
-Jak udała się reszta planu? - pyta Wren, nie puszczając ręki Eloise.
-No więc. Gabriel pozbył się Caspera i w naszych kręgach mamy Najwyższego Łowcę Gabriela. Evan to jego zastępca. A ja otaczam się samymi psycholami z manią władzy. -mruknęłam, a Evan pojawił się obok mnie.
-Chyba Ci to jednak nie przeszkadza, skoro wychodzisz za jednego psychola, z drugim imprezujesz, a z trzecią mieszkasz. - zaśmiał się Evan.
-Florence zawsze ciągnęło do psycholi. - powiedziała Louise wchodząc do pokoju. -Dlatego się zaprzyjaźniłyśmy w Formby.
-Jesteśmy bliźniaczkami, to się nie liczy. Tak czy siak byśmy się spotkały.
-Jak następnym razem będziesz chciała pożyczyć ciuchy, też ci powiem jesteśmy bliźniaczkami to się nie liczy. - powiedziała z uśmiechem i spojrzała zaskoczona na Wrena i Elo. Oczywiście, Louise Tempest, nie daje tego po sobie poznać. -Długo już robicie to śniadanie?
-Z jakąś godzinę. - mruknął rozbawiony Evan.
-Jak mnie to nie dziwi. - Louise wywraca oczami.
-I kto to mówi? Ty i Gabriel mieliście całe ubrania pogniecione, kiedy do nas dołączyliście. - zarzucił jej Evan, uśmiechając się.
-Wybacz, że musieliśmy sobie wyczarować coś na szybko. Dan i Casper strasznie nabrudzili ubierając. - powiedziała Louise.
-Potężna Tempest nie potrafi wyprasować sobie ciuchów przy pomocy magii? - spytał rozbawiony Evan.
-Już się tak nie wymądrzaj, w przeciwieństwie do Ciebie potrafię wytrzymać jedno spotkanie Rady, bez namiętnych wiadomości do Florence! - mruknęła Lou, zabierając dzbanek z kawą.
-Wiesz, gdybyś pisała namiętne wiadomości do Florence, bałbym się o twoje zdrowie psychiczne. - odpowiedział Evan.
-Florence tu jest i tak jak Elo i Wren, nie mają ochoty słuchać o waszych namiętnych obawach. - przerwałam im kłótnie.
-Nie, niech kontynuują. - powiedział Wren. - Robi się ciekawie.
Eloise zaśmiała się.
-Tak tu jest zawsze?
-Witaj w naszej rodzinie. -powiedziałam kończąc robić śniadanie. W tej samej chwili do kuchni weszła Lynette i Tessa.
-Cześć wam! - powiedziała Lyn z uśmiechem. Spojrzała na swojego brata który wciąż obejmował Eloise. - Więc ty jesteś Eloise!
-Na to wygląda. - Eloise wstała i objęła Lyn. - Cieszę się, że w końcu możemy normalnie porozmawiać.
Lyn się zaśmiała.
-Ja też się cieszę. Dziękuje za wszystko. I za rozmowy i za opiekę nad Wrenem.
-Służę pomocą. - Eloise uśmiechnęła się zmieszana i usiadła obok Wrena.
-Siadajcie. - powiedziałam obejmując Lyn i Tess. -Jeszcze Matt, Elias i Gabriel tylko muszą dołączyć do nas.
-Elias? - spytała Lyn z uśmiechem siadając obok Tess i Louise.
-Mój bliźniak. - powiedziała Eloise.
-A tak właśnie! - powiedział Evan. - Mówiłem, że Elias to inna liga, to mi nie wierzyliście.
-Evan, jak będziesz się tak upierał, to zacznę cię podejrzewać o fascynację orientacją Eliasa. - spojrzałam na swojego chłopaka.
-Kto się mną fascynuje? - powiedział Elias, wchodząc do kuchni. Elo rzuciła mu się na szyję. - Nie uduś mnie.
-Evan. - powiedziała Louise uśmiechając się tryumfalnie w stronę mojego chłopaka.
-Wybacz stary, ale nie jesteś w moim typie. - zaśmiał się Elias, po czym przywitał się z resztą. - Na kogo jeszcze czekamy?
-Gabriel i Matt. - powiedziała Eloise.
-Na mnie już nie musicie czekać. - powiedział Matt dołączając do nas.
-Dobra, to możemy zaczynać bo Gabriel się spóźni. O ile w ogóle przyjdzie. - powiedział Evan.
-Aż tak jest zajęty? - mruknęłam, nieco zjadliwie przyciągając uwagę reszty.
-Nie ważne! - powiedziała Louise. - Nie poświęcajmy mu tyle uwagi, bo tylko na to liczy. Umieram z głodu. Nie samą kawą człowiek żyje.
Zaczęliśmy jeść. Jak prawdziwa rodzina. Najbardziej cieszyłam się z obecności Louise może dlatego, że gdy Kieran ją zaatakował, bałam się, że znowu ją straciłam.
-Właściwie, o co chodziło z twoją mocą Eloise? -spytała Lyn.
-Nie potrafiłam jej wywołać. -odpowiedziała Elo. - Potem sama sobie zawaliłam. Ale jest okej. Moc Eliasa jest lepsza!
-Wcale nie. - odpowiedział Elias.
-Potrafi przewidzieć przyszłość i zajrzeć w przeszłość. - powiedziała Elo.
-I co z tego? - mruknął Elias. - I tak zamierzam zostać Łowcą.
-Ale i tak musisz iść na studia. Sarah Ci nie odpuści. - powiedziałam, po czym westchnęłam cicho. - Od kiedy kieruje mną instynkt macierzyński?
-Może to znak. - zaśmiał się Evan.
-To znak, że od dziś śpisz na podłodze. - mruknęłam. - Myślę, że nie będzie problemu jak pójdziesz i na studia i do Instytutu.
-A ja zamierzam oprowadzić Eloise po najlepszych... - zaczęła mówić Lyn, leczy gdy Wren posłał jej zaciekawione spojrzenie, jej entuzjazm opadł.- Bibliotekach. Więc Elias, dołącz do nas. Będzie fajnie. Nie ma to jak książki i nauka.
Evan się zaśmiał.
-Już to kiedyś słyszałem. Prawda Florence?
-Nic sobie nie przypominam. - zaśmiałam się.
-Ty i Gabriel upiliście się w bibliotece i zaczęliście tańczyć na stołach. Bibliotekarka o mało was nie zabiła.
-To zdecydowanie był pomysł Florence. - powiedział Gabriel, wchodząc do kuchni. -Wybaczcie spóźnienie.
-To nie był mój pomysł. - mruknęłam.
-Jasne, jasne. - odparł, siadając na wolnym krześle. - Zawsze byłaś grzeczna, to my cię demoralizowaliśmy.
-No właśnie. - zaśmiałam się.
Reszta śniadania minęła w przyjemnej atmosferze. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim.
-Spóźnię się do pracy. - powiedziała Eloise i pobiegła na górę.
-Od kiedy ona pracuje? - spytał Elias spoglądając na mnie.
-Nie wiem. - powiedziałam zdziwiona. - Wren?
-Też nie wiem. - powiedział równie zaskoczony jak my.
-Pracuję jako kelnerka. Czego się spodziewaliście. - powiedziała wpadając do kuchni.
-Odwiozę cię. - powiedział Wren. Lyn poszła odprowadzić ich do drzwi.
-Zaraz wracam. - mruknęłam wstając. Zamierzałam pójść do swojego pokoju, lecz Gabriel mnie zatrzymał.
-Chodź pogadać. - uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę tarasu. Siedliśmy na barierkach. Spojrzałam na niego pytająco. -Weź, to była jedna z bardziej ekscytujących nocy, a ty tylko milczysz.
-Widocznie nie ekscytowało mnie to tak bardzo jak was. - mruknęłam.
-O co chodzi Florence? - spytał Gabe zdziwiony.
-Porwali Lyn, Kieran i Nate zmartwychwstali. Ile kłopotów jeszcze będzie nas trzymać? Może teraz Carlis z martwych wstanie?
-Nie mów tak. - powiedział uśmiechając się pocieszająco. -Mamy władzę, będziemy skuteczni. To koniec kłopotów.
-Wy macie władzę. - poprawiłam go. - Mi do szczęścia jest potrzebna tylko moja rodzina.
-Przecież jesteśmy z tobą.
-Spoglądałeś rano w lustro? Bo właśnie się zmieniłeś. - powiedziałam i wróciłam do domu, zostawiając Gabriela samego. Poszłam do swojej sypialni i siadłam na łóżku. Nie wiedziałam skąd wzięło się, we mnie wrogie nastawienie do mojego przyjaciela. Moje rozmyślania przerwał Evan, wchodzący do pokoju.
-Wszystko w porządku? -spytał. Wywróciłam oczami. Zerwałam się z łóżka i znalazłam się przy Evanie. Zaczęłam go namiętnie całować.
-Florence? Co z tobą? - spytał Evan.
-Może po prostu chciałam spędzić z tobą chwilę.-mruknęłam.
-Nie odpowiadasz na większość pytań, dziwnie się zachowujesz. - przyjrzał mi się uważnie.
-Mam dość cholernych wojen, walk, waszych cholernych mani władzy. Potrzebuję normalności, wiem, jestem wraz z Louise prawdopodobnie najpotężniejszymi czarownicami czy coś. Ale do cholery, nie chce się czuć jak czterdziestka.
-Florence Fitzgerald. Nigdy nie byłaś i nie będziesz normalna. - powiedział Evan obejmując mnie w pasie. - Jesteś cholernie seksowną dwudziestką z małym hakiem, nie wiem skąd u Ciebie takie zwątpienie.
-Czepiasz się. - machnęłam dłoniom, siadając na biurku.
-Powinienem pójść do pracy. - mruknął Evan.
-To idź. - powiedziałam cicho, lecz nagle mnie oświeciło. - Idę z tobą!
Powiedziałam schodząc z biurka. Evan mnie objął.
-Czasem mnie dziwisz. - zaśmiał się.
-I tak mnie kochasz. - powiedziałam z uśmiechem.
Biblioteka Instytutu mogła mi pomóc.
-Mam nadzieje, że teraz chociaż przez dwa dni, będzie spokój. - mruknął Evan pomiędzy pocałunkami.
-Przecież teraz zostałeś zastępcą Głównego Łowcy, panie Dekker. -zaśmiałam się. - Będziesz teraz strasznie rozchwytywany.
-Czyżbyś była zazdrosna? -szepnął mi do ucha.
-Skąd! - zaśmiałam się.
Błądzę dłońmi po jego ciele.
-Miałaś chyba robić rodzinne śniadanie. - mruknął - Tym czasem próbujesz mnie uwieść.
-Wydaje ci się. - zaśmiałam się i oderwałam się od Evana. Poszłam do kuchni, gdzie Evan dołączył do mnie. Zaczęliśmy robić śniadanie, w między czasie obsypując się pocałunkami. Do kuchni weszła Eloise trzymając za rękę Wrena. Spojrzeliśmy na nich zdziwieni. Oczywiście panowała między nimi dziwna atmosfera, ale nie spodziewałam się, że o to chodzi.
-Gratuluje! - powiedziałam szczerze ucieszona. Objęłam Wrena i Elo.
-Siadajcie. - powiedział Evan. -W końcu zrobimy to śniadanie.
Zaśmiałam się.
-Reszta wkrótce do nas dołączy.- mówię z uśmiechem.
-Jak udała się reszta planu? - pyta Wren, nie puszczając ręki Eloise.
-No więc. Gabriel pozbył się Caspera i w naszych kręgach mamy Najwyższego Łowcę Gabriela. Evan to jego zastępca. A ja otaczam się samymi psycholami z manią władzy. -mruknęłam, a Evan pojawił się obok mnie.
-Chyba Ci to jednak nie przeszkadza, skoro wychodzisz za jednego psychola, z drugim imprezujesz, a z trzecią mieszkasz. - zaśmiał się Evan.
-Florence zawsze ciągnęło do psycholi. - powiedziała Louise wchodząc do pokoju. -Dlatego się zaprzyjaźniłyśmy w Formby.
-Jesteśmy bliźniaczkami, to się nie liczy. Tak czy siak byśmy się spotkały.
-Jak następnym razem będziesz chciała pożyczyć ciuchy, też ci powiem jesteśmy bliźniaczkami to się nie liczy. - powiedziała z uśmiechem i spojrzała zaskoczona na Wrena i Elo. Oczywiście, Louise Tempest, nie daje tego po sobie poznać. -Długo już robicie to śniadanie?
-Z jakąś godzinę. - mruknął rozbawiony Evan.
-Jak mnie to nie dziwi. - Louise wywraca oczami.
-I kto to mówi? Ty i Gabriel mieliście całe ubrania pogniecione, kiedy do nas dołączyliście. - zarzucił jej Evan, uśmiechając się.
-Wybacz, że musieliśmy sobie wyczarować coś na szybko. Dan i Casper strasznie nabrudzili ubierając. - powiedziała Louise.
-Potężna Tempest nie potrafi wyprasować sobie ciuchów przy pomocy magii? - spytał rozbawiony Evan.
-Już się tak nie wymądrzaj, w przeciwieństwie do Ciebie potrafię wytrzymać jedno spotkanie Rady, bez namiętnych wiadomości do Florence! - mruknęła Lou, zabierając dzbanek z kawą.
-Wiesz, gdybyś pisała namiętne wiadomości do Florence, bałbym się o twoje zdrowie psychiczne. - odpowiedział Evan.
-Florence tu jest i tak jak Elo i Wren, nie mają ochoty słuchać o waszych namiętnych obawach. - przerwałam im kłótnie.
-Nie, niech kontynuują. - powiedział Wren. - Robi się ciekawie.
Eloise zaśmiała się.
-Tak tu jest zawsze?
-Witaj w naszej rodzinie. -powiedziałam kończąc robić śniadanie. W tej samej chwili do kuchni weszła Lynette i Tessa.
-Cześć wam! - powiedziała Lyn z uśmiechem. Spojrzała na swojego brata który wciąż obejmował Eloise. - Więc ty jesteś Eloise!
-Na to wygląda. - Eloise wstała i objęła Lyn. - Cieszę się, że w końcu możemy normalnie porozmawiać.
Lyn się zaśmiała.
-Ja też się cieszę. Dziękuje za wszystko. I za rozmowy i za opiekę nad Wrenem.
-Służę pomocą. - Eloise uśmiechnęła się zmieszana i usiadła obok Wrena.
-Siadajcie. - powiedziałam obejmując Lyn i Tess. -Jeszcze Matt, Elias i Gabriel tylko muszą dołączyć do nas.
-Elias? - spytała Lyn z uśmiechem siadając obok Tess i Louise.
-Mój bliźniak. - powiedziała Eloise.
-A tak właśnie! - powiedział Evan. - Mówiłem, że Elias to inna liga, to mi nie wierzyliście.
-Evan, jak będziesz się tak upierał, to zacznę cię podejrzewać o fascynację orientacją Eliasa. - spojrzałam na swojego chłopaka.
-Kto się mną fascynuje? - powiedział Elias, wchodząc do kuchni. Elo rzuciła mu się na szyję. - Nie uduś mnie.
-Evan. - powiedziała Louise uśmiechając się tryumfalnie w stronę mojego chłopaka.
-Wybacz stary, ale nie jesteś w moim typie. - zaśmiał się Elias, po czym przywitał się z resztą. - Na kogo jeszcze czekamy?
-Gabriel i Matt. - powiedziała Eloise.
-Na mnie już nie musicie czekać. - powiedział Matt dołączając do nas.
-Dobra, to możemy zaczynać bo Gabriel się spóźni. O ile w ogóle przyjdzie. - powiedział Evan.
-Aż tak jest zajęty? - mruknęłam, nieco zjadliwie przyciągając uwagę reszty.
-Nie ważne! - powiedziała Louise. - Nie poświęcajmy mu tyle uwagi, bo tylko na to liczy. Umieram z głodu. Nie samą kawą człowiek żyje.
Zaczęliśmy jeść. Jak prawdziwa rodzina. Najbardziej cieszyłam się z obecności Louise może dlatego, że gdy Kieran ją zaatakował, bałam się, że znowu ją straciłam.
-Właściwie, o co chodziło z twoją mocą Eloise? -spytała Lyn.
-Nie potrafiłam jej wywołać. -odpowiedziała Elo. - Potem sama sobie zawaliłam. Ale jest okej. Moc Eliasa jest lepsza!
-Wcale nie. - odpowiedział Elias.
-Potrafi przewidzieć przyszłość i zajrzeć w przeszłość. - powiedziała Elo.
-I co z tego? - mruknął Elias. - I tak zamierzam zostać Łowcą.
-Ale i tak musisz iść na studia. Sarah Ci nie odpuści. - powiedziałam, po czym westchnęłam cicho. - Od kiedy kieruje mną instynkt macierzyński?
-Może to znak. - zaśmiał się Evan.
-To znak, że od dziś śpisz na podłodze. - mruknęłam. - Myślę, że nie będzie problemu jak pójdziesz i na studia i do Instytutu.
-A ja zamierzam oprowadzić Eloise po najlepszych... - zaczęła mówić Lyn, leczy gdy Wren posłał jej zaciekawione spojrzenie, jej entuzjazm opadł.- Bibliotekach. Więc Elias, dołącz do nas. Będzie fajnie. Nie ma to jak książki i nauka.
Evan się zaśmiał.
-Już to kiedyś słyszałem. Prawda Florence?
-Nic sobie nie przypominam. - zaśmiałam się.
-Ty i Gabriel upiliście się w bibliotece i zaczęliście tańczyć na stołach. Bibliotekarka o mało was nie zabiła.
-To zdecydowanie był pomysł Florence. - powiedział Gabriel, wchodząc do kuchni. -Wybaczcie spóźnienie.
-To nie był mój pomysł. - mruknęłam.
-Jasne, jasne. - odparł, siadając na wolnym krześle. - Zawsze byłaś grzeczna, to my cię demoralizowaliśmy.
-No właśnie. - zaśmiałam się.
Reszta śniadania minęła w przyjemnej atmosferze. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim.
-Spóźnię się do pracy. - powiedziała Eloise i pobiegła na górę.
-Od kiedy ona pracuje? - spytał Elias spoglądając na mnie.
-Nie wiem. - powiedziałam zdziwiona. - Wren?
-Też nie wiem. - powiedział równie zaskoczony jak my.
-Pracuję jako kelnerka. Czego się spodziewaliście. - powiedziała wpadając do kuchni.
-Odwiozę cię. - powiedział Wren. Lyn poszła odprowadzić ich do drzwi.
-Zaraz wracam. - mruknęłam wstając. Zamierzałam pójść do swojego pokoju, lecz Gabriel mnie zatrzymał.
-Chodź pogadać. - uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę tarasu. Siedliśmy na barierkach. Spojrzałam na niego pytająco. -Weź, to była jedna z bardziej ekscytujących nocy, a ty tylko milczysz.
-Widocznie nie ekscytowało mnie to tak bardzo jak was. - mruknęłam.
-O co chodzi Florence? - spytał Gabe zdziwiony.
-Porwali Lyn, Kieran i Nate zmartwychwstali. Ile kłopotów jeszcze będzie nas trzymać? Może teraz Carlis z martwych wstanie?
-Nie mów tak. - powiedział uśmiechając się pocieszająco. -Mamy władzę, będziemy skuteczni. To koniec kłopotów.
-Wy macie władzę. - poprawiłam go. - Mi do szczęścia jest potrzebna tylko moja rodzina.
-Przecież jesteśmy z tobą.
-Spoglądałeś rano w lustro? Bo właśnie się zmieniłeś. - powiedziałam i wróciłam do domu, zostawiając Gabriela samego. Poszłam do swojej sypialni i siadłam na łóżku. Nie wiedziałam skąd wzięło się, we mnie wrogie nastawienie do mojego przyjaciela. Moje rozmyślania przerwał Evan, wchodzący do pokoju.
-Wszystko w porządku? -spytał. Wywróciłam oczami. Zerwałam się z łóżka i znalazłam się przy Evanie. Zaczęłam go namiętnie całować.
-Florence? Co z tobą? - spytał Evan.
-Może po prostu chciałam spędzić z tobą chwilę.-mruknęłam.
-Nie odpowiadasz na większość pytań, dziwnie się zachowujesz. - przyjrzał mi się uważnie.
-Mam dość cholernych wojen, walk, waszych cholernych mani władzy. Potrzebuję normalności, wiem, jestem wraz z Louise prawdopodobnie najpotężniejszymi czarownicami czy coś. Ale do cholery, nie chce się czuć jak czterdziestka.
-Florence Fitzgerald. Nigdy nie byłaś i nie będziesz normalna. - powiedział Evan obejmując mnie w pasie. - Jesteś cholernie seksowną dwudziestką z małym hakiem, nie wiem skąd u Ciebie takie zwątpienie.
-Czepiasz się. - machnęłam dłoniom, siadając na biurku.
-Powinienem pójść do pracy. - mruknął Evan.
-To idź. - powiedziałam cicho, lecz nagle mnie oświeciło. - Idę z tobą!
Powiedziałam schodząc z biurka. Evan mnie objął.
-Czasem mnie dziwisz. - zaśmiał się.
-I tak mnie kochasz. - powiedziałam z uśmiechem.
Biblioteka Instytutu mogła mi pomóc.
wtorek, 11 listopada 2014
Rozdział siedemdziesiąty siódmy - Louise.
Nie umarłam. Obudził mnie delikatny głos Florence. Nie rozróżniałam słów, ale to i tak mnie uspokajało. Bolała mnie głowa i czułam się fatalnie. Chciałam się napić i pójść spać. Śnić o szkockich górach i przeżyciach Everild. Ale zamiast tego otworzyłam oczy i zobaczyłam ten sam paskudny budynek, w którym zapewne jeszcze godzinę temu usiłowałam walczyć z ludźmi Kierana.
-Louise, jak się czujesz?-spytała mnie Florence spokojnie. Pokręciłam głową i zachrypniętym głosem poprosiłam o wodę. Ktoś mi ją przyniósł.
Poczułam się trochę lepiej, chociaż nadal byłam słaba.
-Gotowa skopać parę tyłków.-mruknęłam, zapewne tak cicho, że nawet mnie nie usłyszeli. Myliłam się. Florence się zaśmiała.
-Może to nie najlepsza pora, siostrzyczko. Jeszcze byś sobie coś zrobiła, a tego na razie nie chcemy.
-Nie ma czasu do stracenia.-powiedziałam, ledwo wydobywając z siebie każde słowo. A potem mój wzrok padł na martwe ciała Kierana i Nate'a, leżące niedaleko i wpadł mi do głowy pewien pomysł. Nie byłam pewna, czy to się uda, w końcu ćwiczyłam tę sztuczkę tylko parę razy, z czego nie zawsze się udawało.
Jednak całą energię jaka mi jeszcze pozostała przeznaczyłam na podciągnięcie się do dwóch trupów. Musiałam działać szybko. Nie wiedziałam jak długo byli martwi, ale trochę ich energii jeszcze zostało. Złapałam trupy za ręce. Wiedziałam, jak irracjonalnie to brzmi w moich myślach i jak dziwacznie musiało to wyglądać dla Flo i reszty, ale nawet ich nie słyszałam. Skupiłam się na wyciągnięciu energii z Kierana i Nate'a... i udało mi się. Energii nie było dużo, ale wystarczyło, aby przywrócić mi siły.
-Louise? Co ty właśnie zrobiłaś?-Flo patrzyła na mnie zaskoczona. Zauważyłam, że Lynette i Wrena nie było już w pomieszczeniu, musieli wyjść na zewnątrz, do Tessy.
-Pobrałam od nich energię, tak jakby. Wytłumaczę ci później.-obiecałam.-Musimy lecieć do Gabriela i Evana. Dan i Casper muszą usłyszeć radosną nowinę.
-I umrzeć.-dodała moja siostra.-Na pewno czujesz się wystarczająco na siłach, żeby iść znowu walczyć?
-Tak.-skinęłam głową, aby potwierdzić moje słowa.-I zastanawiam się, czy nie lepiej wziąć Dana i Caspera jako więźniów, Mogliby się na coś przydać.
Florence tylko pokręciła głową ze śmiechem.
-Ty i te twoje pomysły.
Zjawiamy się pod budynkiem instytutu. Evan i Gabriel już na nas czekają. Kiedy nas zobaczyli, wyraźnie im ulżyło.
-Jesteście całe.-Evan przytula Florence i odchodzą na bok, żeby na chwilę porozmawiać. Gabe uśmiecha się do mnie.
-Były jakieś problemy?-podszedł do mnie. Starałam się rozluźnić, ale w momencie, kiedy Gabriel się do mnie przysunął, przypomniałam sobie historię Ever i mężczyznę, którego widziałam w budynku. Nie chciałam ranić Gabriela, ale czułam się po prostu winna. Musiałam w końcu odepchnąć od siebie te myśli i cieszyć się towarzystwem najważniejszego mężczyzny w swoim życiu. Nie wiedziałam tylko, ile mi to zajmie.
-Niewielkie, wszystko już jest okay. Opowiem ci o tym, jak już załatwimy sprawę z Danem.-obiecałam. Drugi raz tego dnia. Czekało mnie sporo wyjaśniania.
Evan i Florence w końcu do nas dołączyli.
-Możemy iść?-spytał Gabe i wszyscy kiwnęli głowami. Gabriel podał każdemu z nas pistolet, po czym on i Evan wzięli jeszcze kilka dodatkowych broni. Ja nadal miałam jakiś sztylet, prawdopodobnie tak jak Florence.
-Załatwmy to szybko.-mruknął Evan.
-Postarajmy się ich nie zabijać. Robert może chcieć wyciągnąć jakieś informacje.-zauważyłam.
-Starać się zawsze możemy.-stwierdził Gabe, ale widziałam w jego oczach, że wcale tak nie uważał. Chwyciłam Florence za rękę.
-Widzimy się w środku.
To nie potrwało długo. Dan i Casper byli w gabinecie tego pierwszego, kiedy ja i Florence się tam teleportowałyśmy. Byli zaskoczeni, ale Florence szybko sprawiła, że obaj stracili przytomność. Chwilę później dołączyli do nas Gabriel i Evan.
-Na pewno nie chcemy się pozbyć ich obu?-Evan spojrzał na mnie pytająco, z nadzieją w oczach. Spojrzałam na twarze mężczyzn i pomyślałam, co by się stało, jeśli ocaliłabym im życie.
-Pozbędziemy się.-zdecydowałam.-Robertowi powiemy, że nie było innej opcji, obrona własna. Ale poczekajmy, aż się obudzą. Lepiej jest mieć trochę zabawy.
-Okay. Gabriel, Louise, wy to zrobicie. Evan i ja pójdziemy przygotować Instytut na zmiany.-Florence złapała Evana za rękę i wyciągnęła go z gabinetu.
Ja i Gabriel zostaliśmy sami z Danem i Casperem.
-Jesteś gotowy na przejęcie władzy?-spytałam z uśmiechem, przyglądając się blondynowi. Domyślałam się, co czuł. Adrenalinę, przyspieszone bicie serca, ekscytację i strach, że coś pójdzie nie tak.
-Zdecydowanie.-uśmiechnął się.
-Którego chcesz zabić?-spytałam rozbawiona spokojem, z jakim zadałam to pytanie.
-Dana. Jest dowódcą i czuję, że muszę to zrobić, żebym mógł go zastąpić.-Gabe nie patrzył na mnie. Jego wzrok był wbity w byłego szefa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Więc pozwolisz, że zacznę?-podeszłam do Caspera i za pomocą magii ocuciłam go. A potem postawiłam na nogi, otumanionego. Musiałam korzystać z okazji, bo byłam zdecydowanie słabsza od niego, w sensie fizycznym.
-Co zrobiliście z księgą?-spytałam. Musiałam się dowiedzieć, zanim jego ciało padnie u moich stóp.
-Nigdy jej nie znajdziecie. Nikt jej nie znajdzie.-mruknął Casper, usiłując już się wyrywać. Wyciągnęłam sztylet i poderżnęłam mu gardło. Jego krew spłynęła na moje dłonie, a jego ciało z cichym uderzeniem upadło na podłogę.
-Obaj są bezużyteczni jeśli chodzi o wyciąganie z nich informacji.-stwierdził Gabriel.-Ocuciłabyś Dana? Miejmy to już za sobą.
Skinęłam głową i dotknęłam lekko ramienia Dana, żeby go obudzić. Podziałało. Gabriel poczekał, aż ten odzyska przytomność i z szerokim uśmiechem pociągnął go do góry, tak jak ja wcześniej Caspera. Potem przyłożył sztylet do jego gardła. I nic więcej. Nie wiedziałam czemu. Zawahał się? Chciał o coś spytać, coś powiedzieć? Zerknęłam na Dana. Jeśli Gabe nie zabije go teraz, więcej okazji nie będzie.Podeszłam do blondyna i położyłam mu ręce na ramionach, przysuwając się do niego blisko.
-Zrób to. Zabij go, dla mnie.-wyszeptałam mu do ucha.
Gabriel poderżnął Danowi gardło. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiedziałam nawet czemu. Jednak było w tej scenie coś ekscytującego i pociągającego. Gabriel chyba też to czuł, bo odwrócił się w moją stronę, z tymi samymi emocjami wypisanymi na twarzy. A potem pocałował mnie namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Cofnęłam się parę kroków, żeby usiąść na biurku, ciągnąć Gabriela za sobą. Żadne z nas nie przejmowało się krwią na naszych dłoniach, kiedy ściągaliśmy z siebie ubrania. Ani tym bardziej potem.
-Louise, jak się czujesz?-spytała mnie Florence spokojnie. Pokręciłam głową i zachrypniętym głosem poprosiłam o wodę. Ktoś mi ją przyniósł.
Poczułam się trochę lepiej, chociaż nadal byłam słaba.
-Gotowa skopać parę tyłków.-mruknęłam, zapewne tak cicho, że nawet mnie nie usłyszeli. Myliłam się. Florence się zaśmiała.
-Może to nie najlepsza pora, siostrzyczko. Jeszcze byś sobie coś zrobiła, a tego na razie nie chcemy.
-Nie ma czasu do stracenia.-powiedziałam, ledwo wydobywając z siebie każde słowo. A potem mój wzrok padł na martwe ciała Kierana i Nate'a, leżące niedaleko i wpadł mi do głowy pewien pomysł. Nie byłam pewna, czy to się uda, w końcu ćwiczyłam tę sztuczkę tylko parę razy, z czego nie zawsze się udawało.
Jednak całą energię jaka mi jeszcze pozostała przeznaczyłam na podciągnięcie się do dwóch trupów. Musiałam działać szybko. Nie wiedziałam jak długo byli martwi, ale trochę ich energii jeszcze zostało. Złapałam trupy za ręce. Wiedziałam, jak irracjonalnie to brzmi w moich myślach i jak dziwacznie musiało to wyglądać dla Flo i reszty, ale nawet ich nie słyszałam. Skupiłam się na wyciągnięciu energii z Kierana i Nate'a... i udało mi się. Energii nie było dużo, ale wystarczyło, aby przywrócić mi siły.
-Louise? Co ty właśnie zrobiłaś?-Flo patrzyła na mnie zaskoczona. Zauważyłam, że Lynette i Wrena nie było już w pomieszczeniu, musieli wyjść na zewnątrz, do Tessy.
-Pobrałam od nich energię, tak jakby. Wytłumaczę ci później.-obiecałam.-Musimy lecieć do Gabriela i Evana. Dan i Casper muszą usłyszeć radosną nowinę.
-I umrzeć.-dodała moja siostra.-Na pewno czujesz się wystarczająco na siłach, żeby iść znowu walczyć?
-Tak.-skinęłam głową, aby potwierdzić moje słowa.-I zastanawiam się, czy nie lepiej wziąć Dana i Caspera jako więźniów, Mogliby się na coś przydać.
Florence tylko pokręciła głową ze śmiechem.
-Ty i te twoje pomysły.
Zjawiamy się pod budynkiem instytutu. Evan i Gabriel już na nas czekają. Kiedy nas zobaczyli, wyraźnie im ulżyło.
-Jesteście całe.-Evan przytula Florence i odchodzą na bok, żeby na chwilę porozmawiać. Gabe uśmiecha się do mnie.
-Były jakieś problemy?-podszedł do mnie. Starałam się rozluźnić, ale w momencie, kiedy Gabriel się do mnie przysunął, przypomniałam sobie historię Ever i mężczyznę, którego widziałam w budynku. Nie chciałam ranić Gabriela, ale czułam się po prostu winna. Musiałam w końcu odepchnąć od siebie te myśli i cieszyć się towarzystwem najważniejszego mężczyzny w swoim życiu. Nie wiedziałam tylko, ile mi to zajmie.
-Niewielkie, wszystko już jest okay. Opowiem ci o tym, jak już załatwimy sprawę z Danem.-obiecałam. Drugi raz tego dnia. Czekało mnie sporo wyjaśniania.
Evan i Florence w końcu do nas dołączyli.
-Możemy iść?-spytał Gabe i wszyscy kiwnęli głowami. Gabriel podał każdemu z nas pistolet, po czym on i Evan wzięli jeszcze kilka dodatkowych broni. Ja nadal miałam jakiś sztylet, prawdopodobnie tak jak Florence.
-Załatwmy to szybko.-mruknął Evan.
-Postarajmy się ich nie zabijać. Robert może chcieć wyciągnąć jakieś informacje.-zauważyłam.
-Starać się zawsze możemy.-stwierdził Gabe, ale widziałam w jego oczach, że wcale tak nie uważał. Chwyciłam Florence za rękę.
-Widzimy się w środku.
To nie potrwało długo. Dan i Casper byli w gabinecie tego pierwszego, kiedy ja i Florence się tam teleportowałyśmy. Byli zaskoczeni, ale Florence szybko sprawiła, że obaj stracili przytomność. Chwilę później dołączyli do nas Gabriel i Evan.
-Na pewno nie chcemy się pozbyć ich obu?-Evan spojrzał na mnie pytająco, z nadzieją w oczach. Spojrzałam na twarze mężczyzn i pomyślałam, co by się stało, jeśli ocaliłabym im życie.
-Pozbędziemy się.-zdecydowałam.-Robertowi powiemy, że nie było innej opcji, obrona własna. Ale poczekajmy, aż się obudzą. Lepiej jest mieć trochę zabawy.
-Okay. Gabriel, Louise, wy to zrobicie. Evan i ja pójdziemy przygotować Instytut na zmiany.-Florence złapała Evana za rękę i wyciągnęła go z gabinetu.
Ja i Gabriel zostaliśmy sami z Danem i Casperem.
-Jesteś gotowy na przejęcie władzy?-spytałam z uśmiechem, przyglądając się blondynowi. Domyślałam się, co czuł. Adrenalinę, przyspieszone bicie serca, ekscytację i strach, że coś pójdzie nie tak.
-Zdecydowanie.-uśmiechnął się.
-Którego chcesz zabić?-spytałam rozbawiona spokojem, z jakim zadałam to pytanie.
-Dana. Jest dowódcą i czuję, że muszę to zrobić, żebym mógł go zastąpić.-Gabe nie patrzył na mnie. Jego wzrok był wbity w byłego szefa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Więc pozwolisz, że zacznę?-podeszłam do Caspera i za pomocą magii ocuciłam go. A potem postawiłam na nogi, otumanionego. Musiałam korzystać z okazji, bo byłam zdecydowanie słabsza od niego, w sensie fizycznym.
-Co zrobiliście z księgą?-spytałam. Musiałam się dowiedzieć, zanim jego ciało padnie u moich stóp.
-Nigdy jej nie znajdziecie. Nikt jej nie znajdzie.-mruknął Casper, usiłując już się wyrywać. Wyciągnęłam sztylet i poderżnęłam mu gardło. Jego krew spłynęła na moje dłonie, a jego ciało z cichym uderzeniem upadło na podłogę.
-Obaj są bezużyteczni jeśli chodzi o wyciąganie z nich informacji.-stwierdził Gabriel.-Ocuciłabyś Dana? Miejmy to już za sobą.
Skinęłam głową i dotknęłam lekko ramienia Dana, żeby go obudzić. Podziałało. Gabriel poczekał, aż ten odzyska przytomność i z szerokim uśmiechem pociągnął go do góry, tak jak ja wcześniej Caspera. Potem przyłożył sztylet do jego gardła. I nic więcej. Nie wiedziałam czemu. Zawahał się? Chciał o coś spytać, coś powiedzieć? Zerknęłam na Dana. Jeśli Gabe nie zabije go teraz, więcej okazji nie będzie.Podeszłam do blondyna i położyłam mu ręce na ramionach, przysuwając się do niego blisko.
-Zrób to. Zabij go, dla mnie.-wyszeptałam mu do ucha.
Gabriel poderżnął Danowi gardło. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiedziałam nawet czemu. Jednak było w tej scenie coś ekscytującego i pociągającego. Gabriel chyba też to czuł, bo odwrócił się w moją stronę, z tymi samymi emocjami wypisanymi na twarzy. A potem pocałował mnie namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Cofnęłam się parę kroków, żeby usiąść na biurku, ciągnąć Gabriela za sobą. Żadne z nas nie przejmowało się krwią na naszych dłoniach, kiedy ściągaliśmy z siebie ubrania. Ani tym bardziej potem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)