wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział siedemdziesiąty siódmy - Louise.

Nie umarłam. Obudził mnie delikatny głos Florence. Nie rozróżniałam słów, ale to i tak mnie uspokajało. Bolała mnie głowa i czułam się fatalnie. Chciałam się napić i pójść spać. Śnić o szkockich górach i przeżyciach Everild. Ale zamiast tego otworzyłam oczy i zobaczyłam ten sam paskudny budynek, w którym zapewne jeszcze godzinę temu usiłowałam walczyć z ludźmi Kierana.
-Louise, jak się czujesz?-spytała mnie Florence spokojnie. Pokręciłam głową i zachrypniętym głosem poprosiłam o wodę. Ktoś mi ją przyniósł.
Poczułam się trochę lepiej, chociaż nadal byłam słaba.
-Gotowa skopać parę tyłków.-mruknęłam, zapewne tak cicho, że nawet mnie nie usłyszeli. Myliłam się. Florence się zaśmiała.
-Może to nie najlepsza pora, siostrzyczko. Jeszcze byś sobie coś zrobiła, a tego na razie nie chcemy.
-Nie ma czasu do stracenia.-powiedziałam, ledwo wydobywając z siebie każde słowo. A potem mój wzrok padł na martwe ciała Kierana i Nate'a, leżące niedaleko i wpadł mi do głowy pewien pomysł. Nie byłam pewna, czy to się uda, w końcu ćwiczyłam tę sztuczkę tylko parę razy, z czego nie zawsze się udawało.
Jednak całą energię jaka mi jeszcze pozostała przeznaczyłam na podciągnięcie się do dwóch trupów. Musiałam działać szybko. Nie wiedziałam jak długo byli martwi, ale trochę ich energii jeszcze zostało. Złapałam trupy za ręce. Wiedziałam, jak irracjonalnie to brzmi w moich myślach i jak dziwacznie musiało to wyglądać dla Flo i reszty, ale nawet ich nie słyszałam. Skupiłam się na wyciągnięciu energii z Kierana i Nate'a... i udało mi się. Energii nie było dużo, ale wystarczyło, aby przywrócić mi siły.
-Louise? Co ty właśnie zrobiłaś?-Flo patrzyła na mnie zaskoczona. Zauważyłam, że Lynette i Wrena nie było już w pomieszczeniu, musieli wyjść na zewnątrz, do Tessy.
-Pobrałam od nich energię, tak jakby. Wytłumaczę ci później.-obiecałam.-Musimy lecieć do Gabriela i Evana. Dan i Casper muszą usłyszeć radosną nowinę.
-I umrzeć.-dodała moja siostra.-Na pewno czujesz się wystarczająco na siłach, żeby iść znowu walczyć?
-Tak.-skinęłam głową, aby potwierdzić moje słowa.-I zastanawiam się, czy nie lepiej wziąć Dana i Caspera jako więźniów, Mogliby się na coś przydać.
Florence tylko pokręciła głową ze śmiechem.
-Ty i te twoje pomysły.

Zjawiamy się pod budynkiem instytutu. Evan i Gabriel już na nas czekają. Kiedy nas zobaczyli, wyraźnie im ulżyło.
-Jesteście całe.-Evan przytula Florence i odchodzą na bok, żeby na chwilę porozmawiać. Gabe uśmiecha się do mnie.
-Były jakieś problemy?-podszedł do mnie. Starałam się rozluźnić, ale w momencie, kiedy Gabriel się do mnie przysunął, przypomniałam sobie historię Ever i mężczyznę, którego widziałam w budynku. Nie chciałam ranić Gabriela, ale czułam się po prostu winna. Musiałam w końcu odepchnąć od siebie te myśli i cieszyć się towarzystwem najważniejszego mężczyzny w swoim życiu. Nie wiedziałam tylko, ile mi to zajmie.
-Niewielkie, wszystko już jest okay. Opowiem ci o tym, jak już załatwimy sprawę z Danem.-obiecałam. Drugi raz tego dnia. Czekało mnie sporo wyjaśniania.
Evan i Florence w końcu do nas dołączyli.
-Możemy iść?-spytał Gabe i wszyscy kiwnęli głowami. Gabriel podał każdemu z nas pistolet, po czym on i Evan wzięli jeszcze kilka dodatkowych broni. Ja nadal miałam jakiś sztylet, prawdopodobnie tak jak Florence.
-Załatwmy to szybko.-mruknął Evan.
-Postarajmy się ich nie zabijać. Robert może chcieć wyciągnąć jakieś informacje.-zauważyłam.
-Starać się zawsze możemy.-stwierdził Gabe, ale widziałam w jego oczach, że wcale tak nie uważał. Chwyciłam Florence za rękę.
-Widzimy się w środku.
To nie potrwało długo. Dan i Casper byli w gabinecie tego pierwszego, kiedy ja i Florence się tam teleportowałyśmy. Byli zaskoczeni, ale Florence szybko sprawiła, że obaj stracili przytomność. Chwilę później dołączyli do nas Gabriel i Evan.
-Na pewno nie chcemy się pozbyć ich obu?-Evan spojrzał na mnie pytająco, z nadzieją w oczach. Spojrzałam na twarze mężczyzn i pomyślałam, co by się stało, jeśli ocaliłabym im życie.
-Pozbędziemy się.-zdecydowałam.-Robertowi powiemy, że nie było innej opcji, obrona własna. Ale poczekajmy, aż się obudzą. Lepiej jest mieć trochę zabawy.
-Okay. Gabriel, Louise, wy to zrobicie. Evan i ja pójdziemy przygotować Instytut na zmiany.-Florence złapała Evana za rękę i wyciągnęła go z gabinetu.
Ja i Gabriel zostaliśmy sami z Danem i Casperem.
-Jesteś gotowy na przejęcie władzy?-spytałam z uśmiechem, przyglądając się blondynowi. Domyślałam się, co czuł. Adrenalinę, przyspieszone bicie serca, ekscytację i strach, że coś pójdzie nie tak.
-Zdecydowanie.-uśmiechnął się.
-Którego chcesz zabić?-spytałam rozbawiona spokojem, z jakim zadałam to pytanie.
-Dana. Jest dowódcą i czuję, że muszę to zrobić, żebym mógł go zastąpić.-Gabe nie patrzył na mnie. Jego wzrok był wbity w byłego szefa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Więc pozwolisz, że zacznę?-podeszłam do Caspera i za pomocą magii ocuciłam go. A potem postawiłam na nogi, otumanionego. Musiałam korzystać z okazji, bo byłam zdecydowanie słabsza od niego, w sensie fizycznym.
-Co zrobiliście z księgą?-spytałam. Musiałam się dowiedzieć, zanim jego ciało padnie u moich stóp.
-Nigdy jej nie znajdziecie. Nikt jej nie znajdzie.-mruknął Casper, usiłując już się wyrywać. Wyciągnęłam sztylet i poderżnęłam mu gardło. Jego krew spłynęła na moje dłonie, a jego ciało z cichym uderzeniem upadło na podłogę.
-Obaj są bezużyteczni jeśli chodzi o wyciąganie z nich informacji.-stwierdził Gabriel.-Ocuciłabyś Dana? Miejmy to już za sobą.
Skinęłam głową i dotknęłam lekko ramienia Dana, żeby go obudzić. Podziałało. Gabriel poczekał, aż ten odzyska przytomność i z szerokim uśmiechem pociągnął go do góry, tak jak ja wcześniej Caspera. Potem przyłożył sztylet do jego gardła. I nic więcej. Nie wiedziałam czemu. Zawahał się? Chciał o coś spytać, coś powiedzieć? Zerknęłam na Dana. Jeśli Gabe nie zabije go teraz, więcej okazji nie będzie.Podeszłam do blondyna i położyłam mu ręce na ramionach, przysuwając się do niego blisko.
-Zrób to. Zabij go, dla mnie.-wyszeptałam mu do ucha.
Gabriel poderżnął Danowi gardło. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiedziałam nawet czemu. Jednak było w tej scenie coś ekscytującego i pociągającego. Gabriel chyba też to czuł, bo odwrócił się w moją stronę, z tymi samymi emocjami wypisanymi na twarzy. A potem pocałował mnie namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Cofnęłam się parę kroków, żeby usiąść na biurku, ciągnąć Gabriela za sobą. Żadne z nas nie przejmowało się krwią na naszych dłoniach, kiedy ściągaliśmy z siebie ubrania. Ani tym bardziej potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz