wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział osiemdziesiąty drugi - Louise.

Goethe powiedział, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby jest ważniejsze niż twoje.
Nie wiem czemu te słowa przyszły mi akurat do głowy, ale na podstawie tego jednego zdania mogłam stwierdzić, że uczucie, którym darzę Gabriela nie jest miłością. Nie wiem czym było. Pasją, pożądaniem, zauroczeniem? Mogłam się tylko domyślać, nie będąc w stanie tego sformułować. Ale z drugiej strony, znałam siebie na tyle, by wiedzieć, że nie będę się tym przejmować. Chociaż nie byłam pewna czy to właściwa życiowa postawa.
-Ziemia do Louise, jesteś tam?-Gabe pomachał mi ręką przed oczami, a ja się otrząsnęłam.
-Przepraszam.-zaśmiałam się.-Na chwilę odleciałam. Gdzie Flo? Nie miałeś się nią zajmować?
-Da sobie radę.-Gabe objął mnie w pasie i cofnęliśmy się kilka kroków, dopóki nie opierałam się o kuchenny kontuar.-Skoro nie pamiętasz co działo się przez ostatnie pięć minut, zapytam jeszcze raz. Co sądzisz o wspólnym wyjeździe do Szkocji?
-Myślałam ostatnio nad wybraniem się tam. Uważam, że księga może gdzieś tam być.-stwierdziłam z entuzjazmem, ale Gabrielowi chyba nie o to chodziło. Z czego doskonale zdawałam sobie sprawę.-Na ile chciałbyś tam pojechać?
-Myślałem o dwóch, trzech tygodniach?-mruknął, wtulając się w moją szyję. Zaśmiałam się cicho i złapałam go za podbródek, żeby przyciągnąć jego twarz bliżej mojej.
-Mnie to pasuje.-uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
Układało się między nami dobrze, na tyle, na ile było to możliwe. Nie byliśmy parą, nie mieliśmy wobec siebie żadnych zobowiązań, ale jednocześnie czuliśmy się świetnie w swoim towarzystwie, mogliśmy rozmawiać godzinami. Czego mi jeszcze było trzeba do szczęścia?
-Przeszkadzam?-średniego wzrostu ciemnowłosa dziewczyna weszła do kuchni. Usiłowałam sobie przypomnieć skąd ją kojarzę i po chwili dotarło do mnie, że była to słynna przyjaciółka Tessy, Rowan, którą widziałam przed balem walentynkowym.
Gabriel się ode mnie odsunął, aby zmniejszyć niezręczność tego momentu.
-Powiedziałabym, że tak, ale byłoby to nieuprzejme.-stwierdziłam z uśmiechem.-Napijesz się czegoś?
-Wody, jeśli to nie problem.-odparła. Podałam jej szklankę wody, cały czas ją obserwując. Dziewczyna posłała mi jedynie grzeczny uśmiech i wyszła.
-Wszystko w porządku, Lou?-spojrzałam na zatroskanego Gabriela. Skinęłam.
-Tak. Mam po prostu złe przeczucia co do tej dziewczyny. Może twoja siostra nie powinna się z nią aż tyle widywać.
-Pogadam z Tessą, ale wątpię, aby to cokolwiek dało.-mruknął Gabe.
-Próbować zawsze można.-zauważyłam i uśmiechnęłam się delikatnie. Pochyliłam się, aby powrócić do pocałunku, ale nim nasze usta zdążyły się zetknąć, rozdzwonił się mój telefon.-Cholera.-mruknęłam.
-Nie musisz odbierać.-westchnął Gabe. Pokręciłam głową.
-To może być coś ważnego. Muszę odebrać.
Dziesięć minut później szłam korytarzem Instytutu. Wren czekał na mnie przed salą.
-Wiadomo coś więcej?-spytałam go, jak tylko się zbliżyłam. Pokręcił głową i weszliśmy do środka. Większość radnych siedziała już na swoich miejscach. Skinęłam do nich i usiadłam obok Roberta Dekkera. Zasłuchałam się w jego przemówienie, starając się jak najszybciej wymyślić jakieś rozwiązanie. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Dlatego poczułam niesamowitą ulgę, gdy nikt nie spytał mnie o nic, podczas tego posiedzenia Rady. Potrzebowałam czasu na dojście do czegoś. Sytuacja nie była tak kryzysowa, jak wszyscy na początku stwierdzili.
-Wysłaliśmy kilku łowców, żeby spróbowali ich odnaleźć. Wren, chciałbym prosić, abyś do nich dołączył i objął dowództwo.-Robert zwrócił się do mojego byłego opiekuna. Chłopak przez chwilę się wahał. Wiedziałam, że zastanawiał się pomiędzy poczuciem obowiązku, a Elo. Jednak to pierwsze, ściśle powiązane z honorem, zdecydowanie zwyciężyło.
-Kiedy mam wyruszać?
-Wolałbym jak najszybciej.-przyznał szczerze Robert. Wren skinął głową i wstał.
-Pójdę się przygotować. Będę tu jutro rano.
Kiedy Wren wyszedł, Robert oznajmił, że wszyscy też powinni się rozejść do domów.
-Louise, nie będę ukrywał. Wiem o wyjeździe do Szkocji. Mam nadzieję, że będziecie na siebie uważać, zwłaszcza w tych okolicznościach. I jeśli coś byłoby nie tak, to dzwońcie natychmiast.
-Robercie, Cedric i Aaron byli zauważeni w Austrii. Dlaczego mieliby nagle znaleźć się w Szkocji?-Nie mniej, będziemy uważać. Zawsze to robimy.-obiecałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz