sobota, 7 lutego 2015

Rozdział osiemdziesiąty szósty - Florence.

Siedzę w kawiarni. Na początku nie wiem, co się dzieje. Po chwili dociera do mnie, że to sen. Spoglądam przez okno i widzę Katedre la Sagrada Familia. Wtedy wszystko zaczyna układać się w całość.
-Aaron. - mówię, spoglądając na osobę siedzącą na przeciwko.
-Witaj Florence. - odpowiedział Aaron. Przyglądam mu się dokładnie. Jego blond włosy są w nieładzie. Wygląda tak samo, gdy go ostatni raz widziałam, tylko coś w jego oczach się zmieniło.
-Barcelona?
-Hiszpania jest miejscem do którego chcesz pojechać. Sądziłem, że spodoba Ci się w Barcelonie. No chyba, że wolisz jednak Rosję?
-Przecież to tylko sen. - ucięłam. - Jest jakiś konkretny powód, że tu się zjawiasz?
-Niecierpliwa jak zwykle. - odpowiada Aaron wzdychając.
-Dlaczego nagle ty i twój braciszek który powinien być martwy, robicie sobie wspólne tournee po Europie?
-Wiesz, oboje zostaliśmy wykiwani. Któreś z nas miało objąć władzę, tym czasem oboje przegraliśmy. Czemu więc nie wykorzystać tego? - warknął. - A ty? Na pewno jesteś po stronie wygranych? Jakoś wszyscy słyszą tylko o Dekkerach i twojej bliźniaczce? Czy stawanie po stronie Louise dało Ci coś? Nie, nie dało.
-Próbujesz mnie nastawić przeciwko Louise?
-A może ja cię nie muszę nastawiać? W końcu tak chętnie dołączyłaś do mnie. - powiedział spokojnie Aaron.
-Nienawidziłeś swojego ojca, tak samo jak twojego brata. - odpowiedziałam. Aaron zerwał się i złapał za nadgarstek. Bransoletka od Evana, boleśnie wbiła mi się w skórę. Aarona opuścił cały gniew.
-Kontrola. - szępnął Aaron i sen się rozmył. Obudziłam się gwałtownie i  przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Zapaliłam lampkę i spojrzałam na rękę, gdzie widniał ślad po bransoletce. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer Louise.
-Halo? - odpowiedział zaspany Gabriel.
-Daj mi Louise. - powiedziałam szybko.
-Wcale nie budzisz nas w środku nocy, a tak po za tym, cześć Gabriel. Jak się bawicie? - mruknął.
-Louise. - powiedziałam wkurzona.
-Jestem. - po drugiej stronie usłyszałam głos mojej siostry i zamykane drzwi.-Coś się stało?
-Miałaś rację. Aaron mnie odwiedził w snach.
-Co mówił? - spytała ożywiona Louise.
-Wiesz, próbował nastawić mnie przeciwko tobie. Brzmiało jak przekonanie mnie do dołączenia do ich braterskiego tournee.
-Czyli jest po jego stronie!
-Właśnie to było dziwne. Bransoletka, którą dostałam od Evana na urodziny. Dotknął jej i wtedy stało się coś dziwnego.
-Zaraz? Bransoletka która miała cię chronić tak? -upewniła się Louise.
-Tak, ta. - odpowiedziałam. -Był wzburzony. Złapał mnie za nadgarstek i gdy jej dotknął cały gniew go opuścił. Powiedział tylko kontrola i sen się skończył.
-Czekaj. Myślisz, że Ced kontroluje Aarona? - zaczęła Louise.
-Nie wykluczone. Wiem, że nie jesteś fanem Aarona, ale on naprawdę Ceda i swojego ojca. Nie wierzę, że nagle postanowił opuścić Alex i nawiązywać braterskie więzi. Nie z własnej woli.
-Dobra, postaram się coś jeszcze dowiedzieć. Czy do tego czasu mogłabyś, nie szukać go na własną rękę albo dołączać do ich gromadki?
-Nie zrobię nic, bez konsultacji z Tobą. -zapewniłam Louise.
-Tak na marginesie, jesteś sama? Bez Evana?
-Ivy śpi w gościnnym. - mruknęłam.
-Dalej się nie pogodziliście? - spytała zaskoczona Lousie. - Myślałam, że chwile się obrażacie na siebie, potem wiesz, idziecie do sypialni, kochacie się i tak dalej, póki w waszej tęczowej krainie nie zapanuje pokój.
-Louise! Nie rozwiązujemy wszystkich swoich sporów przez łóżko! - oburzyłam się.
-I kogo ty próbujesz okłamać. - zaśmiała się Lousie. -Uważaj na siebie. I daj mi się wyspać.
-Ty też. - zaśmiałam się i rozłączyłam. Położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć. Po chwili ktoś wpadł na drzwi z mojego pokoju. Usłyszałam ciche przekleństwo i do pokoju wpadł Evan.
-Nie jestem pijany! Naprawdę. Ricky nie chciał mnie wpuścić. - powiedział zamykając drzwi za sobą.
-Dobry piesek. - mruknęłam cicho. Evan siadł obok mnie.
-Florence, jestem idiotą. Przecież wiesz, że cię popieram. Po prostu nie chcę, żebyś miała jakieś sekrety przede mną. Nie chcę cię stracić i nie chcę żebyśmy się od siebie oddalali. Dlatego tak się oburzyłem. To było bezpodstawne, wiem. Ale cię kocham. I będe cię wspierał. Bardzo cię kocham. - pocałował mnie lekko.
-Jesteś idiotą. - odpowiedziałam cicho i przytuliłam go. -Ale też cię kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz