-Gabriel, unikasz mnie. Proszę, oddzwoń. Tęsknię za tobą. Kocham cię.-kolejna wiadomość została nagrana. I zapewne tak jak reszta - odebrana i zignorowana. Od dwóch dni byłam we własnym ciele sama i czułam się nieswojo. Ale nie było nikogo, kogo mogłabym prosić o wsparcie.
-Czyżby ukochany cię porzucił?-odwróciłam się, słysząc głos dochodzący zza moich pleców. Ciemnowłosa kobieta przypatrywała mi się z triumfującego uśmiechem na twarzy. Jej ciało było nieskalane żadną blizną ani poparzeniem. W przeciwieństwie do mojego.
-Coś mogło go zatrzymać.-odpowiedziałam, odwracając od niej wzrok. Podniosłam rękę do twarzy i przejechałam nią po świeżej ranie na policzku. Nie wierzyłam, że Gabe był tak płytki, żeby porzucić mnie z powodu blizny na twarzy, ale to mogło wpłynąć na jego decyzję. Albo nie chciał ryzykować życia swojego i swoich bliskich, skoro mąż Maud przeżył spotkanie z nami. Carlisle Hawthorne. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie jest krewnym Cedrica, ale szybko wyprowadzono mnie z błędu. Na szczęście. Nie zniosłabym tego, że mój przyjaciel jest... Po prostu zły.
-Usprawiedliwiasz go. To słodkie. Ale zdradzę ci pewien sekret.-Maud nachyliła się do mojego ucha.-On nie wróci. Zostawił cię, bo po tym wszystkim ma cię dość.
-Kłamiesz. Albo wymyślasz bajki, żeby poczuć się lepiej, co jest na równi z kłamaniem.-zauważyłam, krzywiąc się.-Muszę stąd wyjść. Muszę się z nim spotkać.-zaczęłam podnosić się z łóżka, ale Maud mnie powstrzymała.
-Louise, kochana, twoje ciało potrzebuje czasu. Jestem ci to winna.
-Nie, nie jesteś. Zwalniam cię z długu, a teraz pozwól mi wyjść. Są święta. Chcę się z nimi zobaczyć. Wszystkimi.
-Jeśli stąd wyjdziesz, więcej nie wrócisz, zrozumiano?-Maud spojrzała na mnie ostro. Skinęłam głową i Zerwałam się z łóżka, aby się ubrać. Musiałam jak najszybciej dostać się do domu. Maud patrzyła na mnie zniesmaczona, kiedy wychodziłam. Byłam na drugim końcu miasta, nie miałam samochodu ani pięniędzy. Dotarcie do domu mogło mi zająć cały dzień, gdyby nie to, że po kilku minutach spaceru zatrzymał się przy mnie samochód. Szyby miał przyciemniane, a kiedy jedna z nich, na tylnym siedzeniu pasażera, się uchyliła, zobaczyłam w niej twarz, której nie chciałam już nigdy oglądać...
-Potrzebuje pani podwózki, panno Tempest?-spytał mężczyzna.
-Nawet jeśli, to nie od ciebie.-warknęłam.-Boję się, że mogłabym skończyć potem martwa w jakimś rowie.-odparłam.
-Nie wygłupiaj się. Zależało mi na pokonaniu Maud, nie ciebie. Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś przestała się wygłupiać i wsiadła do tego samochodu.-Carlisle powiedział to z taką stanowczością, że poczułam, że nie mam wyboru. Jednak stałam jeszcze chwilę w milczeniu.-Do diabła, panno Tempest, niechże pani wsiądzie do samochodu. Są święta, więc proszę to potraktować, jako prezent.
Nigdy nie sądziłam, że mężczyzna, który był dobrze po czterdziestce, chodził w szytych na miarę garniturach i jeździł z szoferem, okaże się mordercą, który ponad wszystko pragnie władzy. A jednak. I w dodatku, mężczyzna ten zdawał się być miły w święta, co kontrastowało ze słowami, które kierował do mnie zaledwie kilka dni temu.
-Dziękuję.-powiedziałam, wysiadając z samochodu pod eleganckim domkiem, w którym nigdyś mieszkałam z Florence. Zastanawiałam się, czy moja siostra przyjmie mnie z powrotem.
Zadzwoniłam do drzwi i usłyszałam szczekanie labradorów. Medusa. Miałam nadzieję, że ktoś się o nią troszczył, kiedy mnie nie było.
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich Tessę, która na mój widok rozdziawiła usta ze zdziwienia.
-Florence!-krzyknęła z uśmiechem na ustach.
-Co? Kto to? Do cholery, jeśli to znowu ten przeklęty dzieciak proszący o pieniądze, to...-przestała krzyczeć, kiedy zobaczyła moją twarz.
-Louise.-powiedziała cicho. Do oczu napłynęły mi łzy. Weszłam do domu i uściskałam moją siostrę najmocniej jak umiałam.
Nie potrafiłam znieść ignorancji ze strony Gabriela. Musiałam z nim porozmawiać, a okazja nadarzyła się niedługo przed przyjściem Christiana i chłopaków. I to był błąd, rozmawianie z nim właśnie wtedy.
-Mogę wiedzieć, dlaczego mnie unikasz?-spytałam, podchodząc do niego, gdy wyciągał zakupy z bagażnika swojego samochodu.
-Nie unikam cię.-odparł szybko i obojętnie. Jakby ledwo zauważył moją obecność.
-Jasne, że nie.-mruknęłam ironicznie.-Powiesz mi o co chodzi, czy będziesz psuł wszystkim święta?
-Dobra!-niemal krzyknął.-Unikam cię, bo nie mogę na ciebie patrzeć!
To zabolało. Zabolało tak mocno, jak to możliwe. Na chwilę straciłam oddech. Gabriel patrzył na mnie lodowatym wzrokiem.
-Nie mogę na ciebie patrzeć, bo ciągle widzę Maud. Nie potrafię już tego wyprzeć z pamięci, jak wcześniej. Ciągle martwię się, że twoje oczy podjadą do góry, zostawiając same białka... A ty nie będziesz już Louise tylko Maud... Nie potrafię pojąć, że to już się nie zdarzy, bo czuję się, jakby cząstka tej kobiety pozostała w tobie na zawsze. Zakochałem się w Louise, a nie jakimś pokręconym pomieszaniu Maud i Lou.
-Myślisz, że nie boję się tego? Myślisz, że ze mną wszystko w porządku? Że przeszłam do porządku dziennego z tym ciemnym zakamarkiem, do którego mnie wpychała? Potrzebuję teraz twojego wsparcia, Gabe, a ty ze mną zrywasz? Idź do diabła.-spoliczkowałam go i wróciłam do domu. Wszystko musiało być dzisiaj idealne, tak jak chciała Flo.
_________________________________________
Rozdział może i nie jest to bardzo świąteczny rozdział, ale taki dostaniecie od Carrie oraz ode mnie, ale 25.12 :).
Ale na razie, chciałabym Wam złożyć życzenia. Życzę Wam, abyście te święta spędzili w gronie osób, które są bliskie waszemu sercu. Aby prezenty, które dostaniecie wywołały uśmiech na Waszych twarzach. Abyście mogli zjeść ile wlezie i nie przytyć. I żebyście byli szczęśliwi. Zawsze :)
Barbra :*
Dlaczego Gabrielowi i Louise ciągle się nie układa? Oni powinni być razem!
OdpowiedzUsuń