Minęło trzy dni od pogrzebu Gabriela.
Minęło sześć dni odkąd Louise przestała wychodzić z łóżka.
Minęło cztery dni odkąd Mel urodziła dwójkę przecudnych bliźniąt, które straciły brata. Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Wstałam dziesięć minut przed budzikiem. Wszystko się zmieniło. Miałam dziś odwiedzić Lolę. Od pogrzebu nie widziałam się z Evanem. Ruszyłam pod prysznic. Musiałam coś zrobić. Odświeżona i ubrana zeszłam na dół i zaparzyłam kawy. Wzięłam jeden kubek i poszłam do pokoju Louise. Moja siostra leżała skulona w kłębek.
-Chce być sama. - powiedziała, gdy tylko weszłam z pokoju.
-Mało mnie to obchodzi. - mruknęłam i siadłam obok niej. Położyłam kubek z kawą na nocnym stoliku. - Musimy porozmawiać.
-Nic nie musimy. - warknęła Louise. - Możesz mnie zostawić samą? Chce... nie wiem czego chcę. Gabriel zginął przeze mnie. Rozumiesz? Gdybym wtedy się pospieszyła!
Przyciągnęłam siostrę i przytuliłam ją mocno.
-Gabriel sam wpakował się w kłopoty. Działał pod wpływem emocji. W tej sprawie jesteście podobni. Tylko, że ty możesz zniknąć. On... on odszedł. Louise. To będzie bolało. Ale obie wiemy, że to twoja szansa żeby wrócić. Musisz teraz wrócić. Robert jest osłabiony. Jego żona urodziła a pierworodny nie żyje. Evan i Wren objęli nowe stanowiska w Instytucie. Ale Rada jest teraz słaba. Bez Ciebie, znowu mogą ją przejąć.
-Ty wiedziałaś! Wiedziałaś, że Gabriel zginie! - Louise spojrzała na mnie.
-Nie bądź niepoważna Louise. Sądziłam, że wpakuje się w jakieś bagno. Owszem. Ale po za więzieniem, morderstwem lub wypadkiem, nie sądziłam że może stać się coś takiego! Przecież bym go obroniła, Lou! Aaron i Ced tu wrócili. Coś się szykuje. Coś wielkiego. To da się zauważyć. Łowcy giną. Znów nie ma ani jednego osuszacza w pobliżu. Co Ci to przypomina? Bo mi czasy w których ty i Carlise zawiązaliście pakt. Musimy być przygotowani. Jak myślisz? Co powiedział by teraz Gabriel? Nie sądzę, żeby chciał byśmy go opłakiwali, głodzili się i spali całymi dniami gdy reszta jego rodziny jest zagrożona. Bądź co bądź, Gabriel chciał wszystkich zawsze chronić. Zrób to dla niego i obroń jego rodzinę.
-Masz rację. - szepnęła Louise i wstała. Ruszyła w stronę łazienki. Usłyszałam szum odkręcanej wody. Uśmiechnęłam się lekko. Chyba po raz pierwszy w życiu, zmanipulowałam Louise Tempest. Oj pożałuję tego kiedyś. Wybrałam numer Mai. Odebrała po pierwszym sygnale.
-Hej Florence. - powiedziała radośnie. - Będziesz dzisiaj u Loli?
-Przeproś ją ode mnie. Nie będzie mnie. - westchnęłam.
-Pierwszy raz odwołujesz spotkanie. - powiedziała zaskoczona. - Coś sie stało?
-Gabriel nie żyje. Nie słyszałaś?
-Co? - usłyszałam jeszcze większe zdziwienie w jej głosie. - Wiesz dobrze, że trzymam się od tego świata z daleka. Co się stało? Jak się trzymacie?
-Mamy teraz sporo na głowie. - westchnęłam. - Przyjdę do Loli jak będę tylko mogła.
-Jasne. Rozumiem. Zaprowadzę ją do przedszkola w takim razie. Jak będziesz czegoś potrzebować to dzwoń.
-Ucałuj ją ode mnie. - mruknęłam i rozłączyłam się.
-Z kim rozmawiałaś? - spytała Louise biorąc kubek z kawą.
-Z Maią. Musiałam odwołać spotkanie z Lolą. -zerwałam się nagle i wyjęłam z kieszeni spodni kartkę. - Przenieś nas dokładnie pod ten adres.
Louise nie pytając o nic, przeniosła nas pod wskazany adres.
-Gdzie jesteśmy? -spytała zaciekawiona.
-Spójrz tam. - pokazałam na czerwone drzwi, na drugiej stronie ulicy. Po chwili otworzyły się i wybiegła z nich mała dziewczyna, ubrana w czerwony płaszczyk przeciw deszczowy. Zaraz wyszła za nią mulatka. Dziewczynka zatrzymała się przy furtce starając się otworzyć furtkę. Maia uśmiechnęła się i otworzyła furtkę.
-To jest Lola? -Lou przyglądała się zaskoczona dziewczynce. -Już rozumiem dlaczego nie mogłaś znaleźć dla niej odpowiedniej rodziny. Jest strasznie podobna do was.
Przyjrzałam się dziewczynce. Miała jasną cerę i do tego czarne długie włosy. Jej brązowe oczka przykuwały uwagę a drobna budowa ciała podkreślała zalety dziewczynki. Uśmiechnęłam się lekko. Była idealnym odwzorowaniem mnie i Evana.
-Wracajmy. - westchnęłam cicho i już po chwili byłyśmy w naszym salonie.
-Czas do pracy. - powiedziała Louise. - Jedź sprawdzić jak sprawy w Instytucie. Ja jadę do siedziby Rady.
-Okej. - uśmiechnęłam się lekko i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do Instytutu. W Instytucie było czuć, że odszedł ktoś ważny. Gwar, śmiechy i ciepła atmosfera którą było czuć wchodząc do budynku, zamieniła się w ciszę przerywaną pracami biurowymi czy wyjściem na akcje. Przywitałam się z recepcjonistką i udałam się w stronę gabinetu Evana, który był teraz gabinetem Wrena. Zapukałam, gdy usłyszałam ciche zaproszenie, weszłam do gabinetu przyjaciela.
-Hej Wren. - uśmiechnęłam się ciepło i podeszłam by się przytulić. - Jak Ci idzie?
-Opornie. -chłopak odwzajemnił uśmiech. - Nie potrafię się na niczym skupić, a jeszcze ta świadomość, że to stanowisko miało być tylko na czas kryzysu... Nie sądziłem, że nadejdzie on tak szybko. I nie sądziłem, że Gabriel... nie wróci.
-Nikt się tego nie spodziewał. - westchnęłam.
-A jak się trzyma Louise?
-Bardzo dobrze. Wstała z łóżka, wysłałam ją do pracy. Oderwie myśli. - wzruszyłam ramionami. - Lepiej mi powiedz, jak tam układa się z twoją nową lokatorką.
-Co? Skąd? Ty wiesz, że Eloise mieszka u mnie? - Wren spojrzał na mnie zaskoczony.
-Już tak. - zaśmiałam się rozbawiona. - Od dwóch dni staram się do niej przyjść, w dzień czy wieczorem. Eliasa nie ma, a ty sam stwierdziłeś, że nie potrafisz się na niczym skupić.
-Sprytnie. - Wren uśmiechnął się lekko. -Jesteśmy przyjaciółmi, jak na razie jest jeszcze Fabian.
-Tak, tak. - zaśmiałam się. - Wmawiajcie to sobie.
Rozmowę przerwało nam pukanie. Do gabinetu wpadł Evan.
-Wren! Potrzebuje... Flo? - Mój narzeczony spojrzał na mnie zaskoczony. - Co tu robisz?
-Przyszłam pomóc. - odpowiedziałam spokojnie.
-Ah, no okej. - Wzruszył ramionami. Zabolało. - Wren, masz teczkę z ostatniej sprawy?
-Tak, tak. -Wren zaczął przekładać papiery aż znalazł teczkę. Podał ją Evanowi a ten znikł za drzwiami.
-Wszystko między wami okej? - spytał zdziwiony Wren.
-Właśnie nie wiem. -odpowiedziałam zaskoczona. -Zaraz wracam.
Weszłam do gabinetu swojego narzeczonego i spojrzałam jak przegląda papiery. Podeszłam do niego i oparłam się o biurko.
-Wszystko w porządku, kochanie? - spytałam cicho i pogładziłam jego policzek.
-Tak. Jestem zajęty. - Evan po raz kolejny wzruszył ramionami.
-Hej, widzę, że coś jest nie tak. Chcesz o tym pogadać? - spytałam, spoglądając mu w oczy.
-Nie, Flo nie chce o niczym z tobą rozmawiać. Jestem zajęty. Nie rozumiesz? Nie wszystko się kręci wokół Ciebie. W przeciwieństwie do Ciebie mam pracę i rodzinę na głowie więc wybacz, że nie poświęcam Ci wystarczającej ilości czasu. - warknął, spoglądając na mnie. - Przy okazji mam na głowie jeszcze wybryki Ceda i Aarona. Więc wybacz.
Wybiegłam z gabinetu i nie żegnając się z Wrenem, pobiegłam do samochodu. Wybuchnęłam płaczem. Nie spodziewałam się takiego zachowania po Evanie. Nie wiedziałam co mam zrobić więc udałam się do domu Mai. Dziewczyny nie było jeszcze w mieszkaniu, więc usiadłam na schodach i czekałam. Tak jak się spodziewałam już po chwili zauważyłam biegnąca do furtki.
-Flo! - powiedziała radośnie i podbiegła by mnie przytulić. Przytuliłam mocno dziewczynę. W tym czasie dołączyła do nas Maia.
-Jednak przyszłaś! - uśmiechnęła się na powitanie.
-Nie mam zbyt wielu rzeczy do roboty. - uśmiechnęłam się lekko i weszłam do mieszkania Mai.
-Mam nowego misia! Przyniosę ci pokazać! - Lola pobiegła do swojego pokoju.
-A co ze szkołą? - spytała Maia prowadząc mnie do kuchni. Usiadłam na krześle podczas, gdy ona zaczęła robić kawę.
-Moja asystentka dopina ostatnie szczegóły. Kadra nauczycielska ustala program. Ja wszystko zatwierdzę. Za tydzień zaczną zjeżdżać się uczniowie i zaczynamy.
-To świetna wiadomość. Ludziom się takie coś przyda. Lola powinna pójść do tej szkoły. Jej moc zacznie się rozwijać lada trochę.
-Wiem. - westchnęłam. - Ja po prostu, ona ma już trzy lata. Nie mogę wciąż przychodzić matkować jej w wolnej chwili.
Gdy Maia chciała odpowiedzieć do kuchni wbiegła Lola. Zaczęła z przejęciem opowiadać o nowej maskotce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz