czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział sto osiemnaście - Gabriel.

Wracając do Instytutu moje myśli automatycznie powędrowały w stronę Louise. Chciałem jej nienawidzić za to, że wciąż była niezdecydowana, za wprowadzanie chaosu do mojego życia. Za to, że uwielbiałem przyglądać jej się, gdy zasypiała w moich ramionach. Za tęsknotą którą czułem nie przerwanie. Prawda była bolesna. Im bardziej chciałem jej nienawidzić, tym bardziej ją kochałem. Ale musiałem w końcu nauczyć się żyć bez niej. Cierpienie uszlachetnia, ktoś kiedyś tak powiedział. Wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami. Gdy wszedłem do budynku, recepcjonistka spojrzała na mnie.
-Pan Dekker kazał zorganizować jutro spotkanie na dziesiątą. Ma coś ważnego do oznajmienia. - powiedziała cicho.
-W sprawie? - warknąłem, zirytowany, że mój ojciec nie może nawet osobiście mi tego przekazać.
-U-udogodnień? - powiedziała cicho.
-Przełóż spotkanie na godzinę wcześniej. - zażądałem. - To JA tu rządzę, nie on. Od teraz każdy nie przestrzegający tego, zostanie wyrzucony. Robert Dekker ma obowiązek jako przewodniczący rady konsultować wszystko najpierw ze mną. Możesz to rozgłosić.
Nim zdążyła coś powiedzieć ruszyłem do biura. Margaret segregowała jakieś teczki. Nie wiele mnie obchodziło co się w nich znajduje. Louise i Robert powinni sami to naprawiać, a nie zrzucać to na moich ludzi.
-Wszystko w porządku? - spytała Margaret. - Źle wyglądasz.
-Mój ojciec się we wszystko wtrąca. - mruknąłem siadając na fotelu. Poczułem jak dłonie Margaret lądują na moim karku i zaczynają wędrować po moim ciele. Odwróciłem się i przyciągnęłam ją, tak by na mnie siedziała. Margaret uznała to za wystarczającą zachętę. Wpiła się zachłannie w moje usta, odciągając moje myśli od ojca i dziewczyny. Byłej dziewczyny.

Budzę się w mieszkaniu Margaret. Rozglądam się po łóżku, ale dziewczyny już w nim nie ma. Ubieram się szybko i wychodzę z sypialni. Margaret właśnie zalewała kawę.
-Wypijesz kawę nim wyjdziesz? - spojrzała na mnie.
-Raczej nie. - wzruszyłem ramionami. - Widzimy się w pracy.
Wyszedłem z jej mieszkania i pojechałem się szybko przebrać. Na szczęście Mel jeszcze spała. Przy kuchennym stole siedzieli Tess, Robert i Evan. Ivy siedziała na kanapie i czytała Zbrodnię i Karę. Spojrzałem na moje rodzeństwo jak na idiotów.
-Czy wiecie, że nasza mała siostra czyta Dostojewskiego? - mruknąłem siadając obok nich.
-Zamknij się i nie kwestionuj nic. Może czytać cokolwiek bylebyśmy nie słuchali kolejnych piosenek z soundtracku My little pony! - powiedziała Tessa.
-Jeszcze dwa, trzy tygodnie i będzie chodziła do szkoły Flo. - odpowiedziałem. -Mam nadzieje, że inne dzieci w jej wieku czytają takie książki.
-Czemu nie było Cię na noc? - spytał Robert.
-Byłem u dawnego znajomego. Zasiedziałem się trochę i nie chciałem już wracać tak późno. - skłamałem.
-Rozumiem. - odpowiedział Robert. - Jedziesz do Instytutu?
-Za niedługo. - odpowiedziałem, wstając. - W każdym bądź razie, ojcze proszę byś przestał zarządzać spotkania bez mojej zgody. To JA tam rządzę a nie ty. Nie możesz pomiatać moimi ludźmi, jak ci się podoba.
Evan i Tessa spojrzeli na mnie zaskoczeni. Gdy Robert chciał coś odpowiedzieć, do kuchni weszła Mel.
-Cześć wam. - powiedziała z lekkim uśmiechem. -O czym rozmawiacie?
-O tym jak pięknie dziś wyglądasz mamo. - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek. - Muszę lecieć do pracy. Evan, masz pół godziny!
Nim ktokolwiek zaprotestował wybiegłem z kuchni i wszedłem do swojego pokoju. Przebrałem się szybko, gdy zapukała Tess.
-Mogę? - powiedziała i nie czekając na odpowiedź weszła do mojej sypialni.
-Coś się stało? - spytałem poprawiając krawat.
-Wiesz, jakby Ci to delikatnie powiedzieć. - zaczęła. - Może tak byś się ogarnął trochę?
-Słucham? - spojrzałem na nią zaskoczony.
-Rozumiem, że rozstanie z Louise boli. Ale czy ty nie przesadzasz? Nie wracasz na noc, kłócisz się z ojcem, okłamujesz rodziców, a na kilometr pachnie od Ciebie damskimi perfumami, twój kumpel takich używa?  Dopiero zaczęło się układać, musisz wszystko psuć kłamstwami?
-Hm, ciekawe że lesbijki wiedzą o takich rzeczach. - warknąłem. - A propo bycia lesbijką? Jak rodzice zareagowali, że umawiasz się z dziewczynami?
-Dobrze wiesz, że nie będę tego mówiła póki Mel jest w ciąży. Są teraz ważniejsze rzeczy! - odpowiedziała.
-Potem będzie karmiła piersią, potem uczyła je chodzić, a potem ważniejsze będzie globalne ocieplenie! Nie bądź hipokrytką Tesso. Ja jestem już dorosły i mogę sypiać nawet z całym haremem i nic Ci do tego.
-No tak. Zapomniałam, że musiałeś pocieszyć się po Louise! Jakaś miła odmiana. Zazwyczaj towarzyszyła Ci tylko butelka alkoholu, bo twoi przyjaciele mieli dość twoich narzekań.
-Mam Ci przypomnieć twoje rozstanie z Lyn? I pocieszenie się w ramionach jej brata? - odpowiedziałem wymijając ją. -Więc spójrz najpierw na siebie, nim zaczniesz oceniać innych.
Wyszedłem zdenerwowany i wsiadłem do swojego samochodu. Gdy dojechałem do instytutu, wciąż byłem wkurzony na Tess. Wszedłem do swojego gabinetu, gdzie czekała już Margaret.
-Posłuchaj. To co się wydarzyło.. - zacząłem, ale dziewczyna przerwała mi.
-Spokojnie. Nie oczekuje serduszek czy kwiatów. Jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy po prostu lubią się zabawić. Ze sobą. - zaśmiała się lekko.
-Ciesze się, że to sobie wyjaśniliśmy. - odpowiedziałem, siadając na swoim fotelu. - Co dziś mamy do roboty?
-Kolejne wspaniałe informacje na temat synów Carlsie'a. Ale nie ma w nich nic szczególnie interesującego. Musisz też zatwierdzić szkołę Florence Fitzgerald. Wtedy łowcy będą również posyłać swoje dzieci do niej, zamiast zapełniać nasze małe przedszkole. I nasz odział szpitalny jest pełny.
Westchnąłem i zacząłem przeglądać papiery. Dzień mi szybko zleciał. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Florence.
-Hej Gabrielu. - usłyszałem, jej radosny głos.
-Idziemy się napić? - spytałem.
-Evan też idzie? - spytała zaskoczona.
-Nie, ma dyżur z Ivy. - wywróciłem oczami. - Jeden wieczór bez niego, nic się nie stanie. Nadrobimy stracony czas.
-Dobrze. Przyjedź po mnie. - zaśmiała się i rozłączyła. Pozbierałem swoje rzeczy i wyszedłem z biura. Dziesięć minut później byłem już pod jej domem. Flo zamknęła za sobą drzwi i wsiadła do samochodu.
-Powiedz mi tylko, gdybym nie zadzwonił co byś robiła? - spojrzałem na nią rozbawiony.
-Pewnie nic. - zaśmiała sie lekko.
Pokręciłem rozbawiony głową i ruszyłem w stronę naszego ulubionego baru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz