czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział sto dwadzieścia jeden - Eloise.

Przyglądam się z lekkim uśmiechem jak Wren prowadzi samochód. W końcu Wren spogląda na mnie zaciekawiony.
-O co chodzi? - spytał z lekkim uśmiechem.
-Dziękuje za dzisiejszy dzień. - powiedziałam uśmiechnięta i pocałowałam go w policzek. -Jesteś cudowny.
-Cieszę się, że ci się podobało. - powiedział i splótł moje palce ze swoimi. - Jesteś głodna?
-Strasznie. - zaśmiałam się lekko. - Take me to KFC! I''ll worship like a dog at the shrine of your chicken!
Wren wybuchnął śmiechem, uwielbiałam jak był rozbawiony. Dojechaliśmy na parking w KFC.
-Idziesz ze mną czy zostajesz w aucie? - spytał z uśmiechem.
-Poczekam! Zadzwonię do Eliasa czy się nie pozabijali. - zaśmiałam się cicho. Wren ruszył w stronę fastfoodu a ja wybrałam numer mojego brata. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. Zaczęłam przeglądać płyty.
-Powinnaś odpocząć przed jutrzejszym dniem. - usłyszałam nagle. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Carlise'a.
-Wren cię zobaczy. - wykrztusiłam.
-Zrozum, tylko ty mnie widzisz. - zaśmiał się lekko. - Do zobaczenia jutro.
W tym momencie do auta wsiadł Wren. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - powiedział marszcząc brwi.
-Um, nie. Zamyśliłam się. -uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po kubełek z kurczakiem. W końcu wróciliśmy do mieszkania Wrena. Odłożyłam swoje rzeczy i przyciągnęłam do siebie Wrena, łącząc nasze usta w pocałunku. Wren oparł mnie o ścianę. Zaplotłam swoje nogi na jego biodrach, zmniejszając dystans między nami. Wren zaczął całować mnie po szyi, ja tym czasem zaczęłam rozpinać mu koszulę. Wtedy Wren oderwał się ode mnie.
-Coś nie tak? - spytałam cicho.
-Jest za wcześnie. - powiedział odwracając się ode mnie. -Chcę tego. Naprawdę. Ale chce, żeby twój pierwszy raz był wyjątkowy. Żebyś była ze mną i żebyś była tego pewna.
-Rozumiem. -westchnęłam i ruszyłam do sypialni. Przebrałam się i położyłam się do łóżka. Po jakimś czasie do pokoju wszedł Wren.
-Elo śpisz? - spytał, a ja przymknęłam oczy milcząc. Usłyszałam ciche westchniecie, a następnie poczułam jak materac się ugina. Wren przyciągnął mnie do siebie. Po jakimś czasie zasnęłam. Gdy obudziłam się rano, znalazłam karteczkę od Wrena, że musiał iść do pracy i że zrobił mi śniadanie. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w stronę kuchni. Wzięłam przygotowane naleśniki i usiadłam przed telewizorem oglądając kolejny odcinek Masterchefa. W końcu postanowiłam naszykować Wrenowi jakiś obiad. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, że może być już tak zawsze. Niestety zostanie to zniszczone przez Carlise'a i jego synów. Gdy skończyłam przygotowywać obiad przebrałam się w strój do biegania i wyszłam z mieszkania. Biegałam po parku, gdy nagle ktoś mnie złapał za rękę.
-Jestem Cedric. Pójdziesz ze mną. - powiedział jak gdyby nigdy nic i pociągnął mnie w stronę swojego auta. W aucie siedział Aaron i robił coś na telefonie. Spojrzał na mnie po czym wrócił do grania w Candy Crush Sagę. Wywróciłam oczami.
-Gdzie jedziemy? - spytałam znudzona.
-Przecież dobrze wiesz. - wzruszył ramionami Ced. - Nasza stara posiadłość. Ciało mojego ojca? Odwalisz jakieś czary mary i możesz spadać.
-To mi ulżyło. - sarknęłam.
-Tobie jest chyba życie nie miłe. - powiedział Ced.
-Weź ją zostaw. - mruknął Aaron. - Mamy robić to co nam każe nasz ojciec.
-No tak, bo jego rady utrzymały go przy życiu. - mruknął.
-Jakieś małe nieodnalezione w świecie banshee ma zagrozić naszej trójce? - zaśmiał się Aaron. - To chyba w jakimś równoległym świecie, gdzie narodową walutą są skarpetki.
Przestałam słuchać ich idiotycznej wymiany zdań i przemyślałam wszystkie moje opcje. Każda kończyła się śmiercią kogoś bliskiego, nie miałam więc żadnego wyjścia. Dojechaliśmy do opuszczonej posiadłości. Szłam za Aaronem i Cedem. Prócz nich za mną szło dwóch ochroniarzy. Weszliśmy do małego pokoju, gdzie na samym środku leżało zniszczone ciało. Starałam się powstrzymać odruch wymiotny i zaczęłam rozpalać świece. Wzięłam jeden z kryształów przygotowanych specjalnie na tą okazję.
-Krew. - powiedziałam cicho.
-Co krew? - Ced wywrócił oczami.
-Potrzebuje krwi któregoś z was. Kogoś z rodziny w sensie. - wywróciłam oczami. Ced wyciągnął rękę a ja kryształem rozcięłam środek jego dłoni. Zaczęłam wypowiadać zaklęcie a cały pokój wypełnił się wiatrem i światłem. Usłyszałam swój własny krzyk gdy martwe zwłoki zaczęły się regenerować. W końcu postać leżąca na środku wstała jak gdyby nigdy nic. Kryształ znikł, a przede mną stał Carlise, w całej okazałości.
-Spisałaś się. - powiedział z uśmiechem. - Niech ktoś ją odwiezie. Nie będzie na razie potrzebna.
Poczułam jak czyjeś ręce podnoszą mnie i prowadzą do auta. Do ręki zostaje mi wciśnięta koperta z napisem Eloise. Całą drogę siedzę cicho. W końcu podjeżdżamy pod dom Wrena. Osoba która mnie wiozła wychodzi z auta i otwiera mi drzwi.
-Nie martw się. Ich rządy się skończą. Trzeba tylko porządnie ich wykończyć. - powiedział i wrócił do samochodu. Stanęłam przed drzwiami Wrena, nie wiedząc co mam mu powiedzieć. Chciałam się wycofać gdy drzwi otworzyły się.
-Eloise, właśnie miałem cię szuk... Co ci się stało? - Wren złapał mnie zmartwiony.
-Zrobiłam coś strasznego. - zaniosłam się płaczem. Wren pociągnął mnie do mieszkania i zamknął drzwi.
-Co się stało? - spytał zatroskany.
-Chyba.... chyba obudziłam Carlise'a. - powiedziałam, po czym straciłam przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz