-Tony!-zawołałam widząc na korytarzu znajomą postać. Mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Louise Tempest! Jak miło znów cię widzieć!-Anthony Edvardson uściskał mnie, po czym odsunął na długość ramienia.-Nic się nie zmieniłaś.
-Tylko z pozoru.-zaśmiałam się i poprawiłam torebkę na ramieniu.-Tony, to mój znajomy, Glen. Glen, to jest Tony Edvardson, zastępca szefa instytutu norweskiego.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, uśmiechając się się do siebie.
-Louise, musisz mi opowiedzieć co się dzieje ciekawego w Liverpoolu. Mój syn zaczął tam właśnie szkolenie na łowcę.
-Tony, nie wiedziałam, że masz syna!-popatrzyłam na niego oburzona.-Opowiem ci wszystko jak znajdziesz nam pokoje, w których nie ma robaków, szczurów ani zdechłego kota. I gdzie mogę liczyć na gorący prysznic.
-U nas to ciężkie do spełnienia. Wojna dotknęła nawet nas. Mogę polecić wam hotel w centrum albo zaproponować moje mieszkanie, ale chwilowo jest tam większość dokumentów, więc będzie trochę niewygodnie.
-Powinnam zatrudnić sekretarkę, żeby rezerwowała mi hotele.-zaśmiałam się.-Damy sobie radę Tony, ale jeśli pozwolisz, to pomogę ci przeglądać dokumenty. Sama przyjechałam tu coś znaleźć.
-Nie ma problemu, moja droga.-Tony uśmiechnął się przyjaźnie, ale coś było nie tak.
Glen i ja zameldowaliśmy się w hotelu, więc kolejną godzinę spędziłam pod prysznicem, rozmyślając. Po pierwsze nad tym, gdzie mogła być księga. Nie miałam jednak żadnych pomysłów. Jedna z moich wizji byłaby przydatna, ale musiałam poczekać do wieczora. Nie mogłam być nawet pewna, że jest tutaj. A jeśli była tutaj, to gdzie i dlaczego? A po drugie, przejmowałam się Gabrielem. Nie chciałam go tracić. Ale nie byłam pewna co zrobić. Obiecałam mu, że kiedyś za niego wyjdę, ale jemu ta opcja chyba już nie pasowała. Sam ze mną zerwał. Chociaż oficjalnie nie byliśmy parą, ale jego zdanie było jasne - to oficjalnie koniec. Nie chciałam tego. Tak mi się przynajmniej wydawało. Zwłaszcza po wizji.
Mimowolnie dotknęłam swojego brzucha. Ever i Gavril mieli dziecko. Wybaczyli sobie, byli zakochani mimo wszystko.
Wyszłam spod prysznica i ubrałam przygotowane wcześniej ubrania. Opuściłam łazienkę i spostrzegłam Glena siedzącego w moim pokoju.
-To jakie teraz mamy plany?-spytał. Zerknęłam na zegarek. Był już wieczór, dużo nie damy zrobić.
-Możemy mieć wolny wieczór i iść na piwo.-zaproponowałam.-Tony i tak nas już raczej nie wpuści.
Glen skinął głową i poszliśmy do baru. Co jakiś czas zerkałam za siebie, mając dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie chciałam go zignorować, ale nie chciałam też, żeby przyćmiło mi cały wieczór. Usiedliśmy przy kontuarze i zamówiliśmy dwa piwa. Wymienialiśmy zdawkowe uwagi, dopóki do Glena nie zaczęła zagadywać drobna blondynka. Uśmiechnęłam się. Szkotowi wyraźnie się podobała. Odsunęłam się trochę od nich, aby dać im więcej prywatności, o ile to było możliwe w średnio zatłoczonym pubie.
-Hej, ślicznotko. Mogę postawić ci drinka?-usłyszałam znajomy głos i zamarłam. Spojrzałam na osobę, która do mnie podeszła. Nic się nie zmieniła. Krótkie, brązowe włosy, czarujący uśmiech, który jedynie sprawiał, że wydawała się niewinna. Wydawała to dobre słowo.
-Mamy oficjalny zakaz kontaktu, pamiętasz?-spytałam, unikając przenikliwego spojrzenia.
-Jedynie na terenie Wielkiej Brytanii. Dawno jej nie opuszczałaś. Próbowałam cię złapać we Francji, ale nie dałam rady.
-Dzięki bogom. Znów wplątałabyś mnie w kłopoty.-westchnęłam i uśmiechnęłam się przyjaźnie.-Prawdę mówiąc, dobrze cię widzieć, Rosie.
-Nawzajem, Lou.-dziewczyna również się uśmiechnęła i przytknęła usta do moje policzka, trochę za blisko moich warg. Zadrżałam. W Rose było coś, co sprawiało, że miałam przypływ adrenaliny.-Co tu robisz?
-Interesy.-wyjaśniłam krótko, przypatrując się uważnie dziewczynie. Znałam ją wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że prawdopodobnie wie dokładnie co tu robię i dlaczego.-A ty, poza szukaniem mnie?
-Możesz to nazwać wakacjami.-zaśmiała się.-Powiedz mi, jak to się stało, że kryminalistka objęła niemalże przywództwo w Radzie?
Uśmiechnęłam się kpiąco. Miałam rację.
-Robiłam tylko to, na czym znam się najlepiej.-puściłam do niej oczko.
-Mogę wymienić kilka rzeczy, na których całkiem... dobrze się znasz.-Rose przysunęła się do mnie, co spowodowało tylko, że uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Po co zadajesz mi pytania, na które znasz odpowiedzi?-spytałam, rozbawiona jej zabawą w kotka i myszkę.
-Lubię słuchać, jak tych odpowiedzi udzielasz.-uśmiechnęła się.
-Nie jestem kryminalistką. Ty zresztą już też nie.-dotknęłam obojczyka.-Przynajmniej oficjalnie.
-Z pewnością.-Rose przymknęła oczy, dając wyraz swojemu niedowierzaniu.-To co, ty i twój Szkot szukacie teraz księgi?
-Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.-westchnęłam.-Wiesz coś o księdze, prawda?
-Oh, Tempest, co ty być zrobiła beze mnie?-Rose pokręciła głową, rozbawiona.-Kiedy ty i twoja siostra ruszyłyście do Londynu zaraz po tym, jak zrobili to Dan i Casper, stwierdziłam, że coś jest nie tak. Musiałam nieźle się natrudzić, żeby się czegoś dowiedzieć, ale dałam radę. Księga jest tutaj. Dan przywiózł ją z powrotem, gdy nie wiedział co z nią zrobić. Zresztą i tak by tu wróciła.
-Rose Morgan, jak ty to do cholery robisz?-spytałam z niedowierzaniem, lekko udawanym i zerknęłam na Glena. Nie chciałam, żeby nam przypadkiem przerwał. Na szczęście nadal był zagadany.
-Taką mam pracę.-przypomniała.-Nie każdy wspiął się na szczyt tak łatwo jak ty.
-Lubisz swoją pracę. Zawsze trzymałaś się raczej cienia.-zauważyłam. Rose wzruszyła ramionami.
-Ty kiedyś też to lubiłaś.-powiedziała, dotykając niby przypadkiem mojej dłoni.
Glen całą drogę do domu Tony'ego przesiedział w milczeniu. Nie odpowiadał na moje pytania, jakby ich nie słyszał. W końcu pod domem Edvardsona, gdy zaparkowałam, musiał coś powiedzieć. Głównie dlatego, że zamknęłam drzwi i zagroziłam, że nie wypuszczę, dopóki mi czegoś nie powie.
-Nie możesz się nie odzywać do mnie do końca życia!-wykrzyknęłam, nie zwracając uwagę na poprawność gramatyczną tego stwierdzenia.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć. Czy ty zawsze musisz być taka dociekliwa?
-Owszem. Bogowie, co się takiego stało, że nie chcesz mi powiedzieć? Blondynka z baru powinna poprawić ci hum...-zamarłam, obserwując jego reakcję i zaśmiałam się.-Więc o to chodzi? Daj spokój, co jest złego w sypianiu z dziewczynami poznanymi w barze?
-Nie przeszkadza ci, że to zrobiłem?-Glen spojrzał na mnie sceptycznie. Pokręciłam głową.
-Bogowie, nie podoba mi się, że przeprowadzamy tę konwersację w takich okolicznościach, ale... Glen, musisz ruszyć do przodu. Nie możesz co jakiś czas zakochiwać się w dziewczynie, która cię zostawia. To nie ma sensu. Nie wiem od czego to się zaczęło generalnie, ale... odpuść sobie, Glen. Jesteś przyjacielem, przewodnikiem po świecie popieprzonych przeszłych wcieleń, ale chcę, żebyś kończył ze złamanym sercem przez następne setki lat.
-Na pewno jesteś sobą w tym wcieleniu?-Szkot uniósł brwi rozbawiony.
-Sama już nie wiem.-westchnęłam i wysiadłam z auta.
Mieszkanie Tony'ego faktycznie było zawalone papierami, jednak jego samego nie potrafiłam nigdzie znaleźć. Drzwi były otwarte, ale właściciel domu jakby zapadł się pod ziemię. Wyciągnęłam telefon, żeby do niego zadzwonić, ale nie odbierał.
-Co robimy?-spytałam Glena, ale on tylko wzruszył ramionami, przeglądając jakąś teczkę. Westchnęłam i rozejrzałam się. Kartony pełne teczek i segregatorów były opisane niezrozumianymi dla mnie nazwami i numerami. Weszłam do sypialni Tony'ego, w której również było pełno dokumentów. Wzięłam plik dokumentów i zaczęłam je przeglądać. Różniły się od pozostałych, ale nie byłam pewna czym. Nazwiska kojarzyłam, jednak nie miałam pojęcia dlaczego. Dopóki nie trafiłam na teczkę Conrada. A potem Roberta. I Florence. Dalej nie przeglądałam. Odłożyłam resztę na bok i otworzyłam teczkę mojej siostry. Nie było tam całego życiorysu. Tylko informacje, które mogły świadczyć o tym, że jest ona wrogiem. Jedna rzecz szczególnie przykuła moją uwagę. "Przywołanie." Potem data, nazwisko Nate'a i opis wydarzenia. A na końcu dopisek o użyciu księgi, które zostało wymazane z pamięci Florence. Zerknęłam na resztę teczek i szybko zaczęłam je przeglądać. Podobny dopisek znalazłam dopiero w teczce Eloise, jednak bez nazwiska przywoływanej osoby i z wczorajszą datą. Po co ktoś miałby to trzymać? Po co te teczki Tony'emu?
-Louise, ktoś przyjechał.-zawołał Glen z salonu. Ułożyłam szybko teczki tak jak leżały wcześniej i wyjrzałam przez okno. Tony wysiadał z samochodu.
-Zaraz wrócę.-rzuciłam do Szkota i wybrałam numer Rose. Odebrała natychmiast.-Gdzie jesteś?
-W pokoju hotelowym... Cholera!-powiedziała z nutką zafascynowania w głosie, gdy znalazłam się przy niej.-Podoba mi się to.
-Powiedz mi, że masz broń.-wypaliłam szybko. Dziewczyna tylko skinęła głową i sięgnęła do szuflady. Po kilku sekundach byłyśmy w mieszkaniu Tony'ego. On sam właśnie wchodził do środka. Skinęłam do Rose, wskazując głową na drzwi. Dziewczyna wycelowała w nie pistolet.
-Nie próbuj uciekać, Tony.-powiedziałam spokojnie, gdy Edvardson wszedł do mieszkania. Jego oczy się rozszerzyły w wyrazie zaskoczenia... i przerażenia.-Siadaj.-wskazałam głową na kanapę.-Od jak dawna współpracujesz z synami Carlisle'a?
-Nie wiem o czym ty...-szef Instytutu próbował się wypierać. Cholera, nie. Jeśli stanowił zagrożenie dla moich bliskich, nie miałam czasu na takie bzdury.
-Rose może przestrzelić ci kolana w każdej chwili. Na twoim miejscu zacząłbym mówić.-odezwał się Glen, podchodząc bliżej.
-Od jak dawna z nimi współpracujesz? Gdzie jest księga? Kogo wezwała Eloise Bennet?-spytałam, siadając na krześle. Tony się zaśmiał.
-Dowiesz się już niedługo. Przywróciła go wczoraj. A on będzie szukał każdej możliwości, żeby cię skrzywdzić. Carlisle nie wybaczy ci zdrady. Nic więcej ci nie powiem.-warknął.
Glen spojrzał na mnie, a potem skinął głową do Rose. Huk i wrzask Anthony'ego.
-Dlaczego przeszedłeś na ich stronę?-zadałam nowe pytanie. Resztę informacji wyciągnę z niego później.
-Chroniłem Instytut. Już raz został zniszczony. Nie dopuszczę do tego po raz kolejny.
-Cudownie. Zabierzcie go do Instytutu. Wyciągniemy z niego więcej. Nie wierzę, żeby Carlisle wrócił.-westchnęłam.
W tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. Florence.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz