wtorek, 8 września 2015

Rozdział sto trzydziesty ósmy - Eloise

Razem z Eliasem, spędzaliśmy poranek na kanapie, w piżamach, oglądając Glee. Elias co chwile, wiercił się i wydawał sie zamyślony. Za którymś razem nie wytrzymałam i spojrzałam na niego.-Bliźniacze łącze kontaktuje. - mruknęłam. - Co się dzieje?
-Marnujemy nasze życie na Instytut. - westchnął -Mieliśmy być sławni i wspaniali.
-Jesteśmy wspaniali i nic nie marnujemy. Jesteśmy niezależni, żyjemy, pomagamy innym. - powiedziałam spokojnie. - Pokłóciłeś się z Mattem, że popadasz w depresję?
-Nie, Matt jest w pracy. Już nawet nie mamy wspólnych dyżurów. - westchnął Elias. - Tak po za tym dobrze nam się układa. A jak ty i Wren?
-Przecież nic się nie zmieniło.
-Czyli jesteście przyjaciółmi, zachowującymi się jak para,  na każdym kroku. Aż się wierzyć nie chce, że on jest starszy od Ciebie.
-Nie wszystko trzeba od razu nazywać po imieniu. - wywróciłam oczami.
-Dobra, dobra. - uciął Elias. - Ale i tak wciąż pozostaje nasz główny problem czyli nie jesteśmy sławni. Miałaś być światowej klasy modelką!
-A ty aktorem! I oboje wybraliśmy Instytut. Więc nie marudź.
Naszą wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłam, przede mną stał młody mężczyzna.
-Jesteś akwizytorem? Komornikiem? Zbierasz na skrzypce? - spytałam, gdy przyglądał mi się przez dłuższą chwilę.
-Nowym sąsiadem. - uśmiechnął się lekko. -Nazywam się Damien. I przyniosłem powitalne ciasto.
-Elias! - krzyknęłam. -Mamy nowego sąsiada! Przyniósł ciasto.
-Mamy nowe ciasto! - odkrzyknął i zaraz pojawił się obok mnie. - Jestem Elias Bennet, miło poznać, może wejdziesz na kawę?
-Z chęcią. - powiedział i wszedł, gdy go przepuściliśmy. -Jesteście małżeństwem? Bo na waszej tabliczce pisze E.E. Bennet.
Elias spojrzał na mnie, po czym wybuchliśmy śmiechem. Damien spojrzał na nas lekko zdezorientowany.
-Jesteśmy bliźniakami! - powiedziałam, starając się uspokoić. - Przepraszam, po prostu to zabawne. Z resztą z naszej dwójki, to bardziej ty jesteś w typie Eliasa, ale on już ma swojego księcia.
-Sądzę, że Matt mordowałby cię za powiedzenie o nim książę. - zaśmiał się Elias, nastawiając kawę.- Damien, skąd jesteś?
-Urodziłem się we Włoszech, ale prawie całe życie spędziłem w Nowym Jorku.
-Nowy Jork! - krzyknęliśmy jednocześnie z Eliasem i spojrzeliśmy na naszego sąsiada. - Jak tam jest?
-Często mówicie na raz? - zaśmiał się lekko Damien.
-Zdarza nam się. - uśmiechnęłam się lekko. - Więc?
-Nowy Jork jest cudowny, naprawdę. Pod warunkiem, że nie przerażają was wysokie budynki i tabuny ludzi.
-Jesteśmy przyzwyczajeni. - uśmiechnął się Elias. - A jak się miewa tamtejsza Rada?
-Elias! - warknęłam ostrzegawczo. - Coś ci się chyba pokićkało.
-Tak myślałem, że jesteście nadnaturalni. - zaśmiał się Damien. - Spokojnie, ja też. Tamta Rada składa się głównie z przedstawicieli gatunków i nikt nie ma poniżej trzydziestu pięciu lat.Instytut szkoli natomiast z wiedzy o wszystkich gatunkach. Za to nie mamy szkoły, co u was jest na plus.
-Kolejny powód, by wyjechać do Nowego Jorku. - powiedział Elias.
-Przepraszam. Elias przechodzi ostatnio fazę buntu przeciwko Instytutowi, Radzie i tak dalej. - zaśmiałam się lekko.
-Po prostu uważam, że w Nowym Jorku mielibyśmy większe szanse być sławni i wspaniali. Byłbym aktorem, ty modelką, wystawne przyjęcia, sławni znajomi i tak dalej. - mruknął Elias. - I na pewno znalazłby się ktoś kto wydałby naszą biografię.
-Niech zgadnę, tytuł to ,,Sławni i Wspaniali''? - zaśmiał się Damien.
-Właśnie tak. - powiedziałam rozbawiona. - Właściwie, dlaczego Liverpool?
-Sprawy rodzinne. - uśmiechnął się lekko. Resztę rozmowy poświęciliśmy na rozmowę na temat luźnych tematów. Gdy Damien wyszedł, Elias wyszedł gdzieś zadzwonić. Gdy wrócił do pokoju był bardzo zadowolony.
-Załatwiłem Ci casting! Możesz spróbować. Bez stresu. - powiedział zadowolony.
-Załatwiłeś mi co?! - warknęłam. - Elias, przecież mówiłam.
-Ja też mówiłem! - obronił się. - Tylko spróbuj.
-Na razie staram się, nie spróbować cię zabić. - powiedziałam wstając. - Idę do Instytutu, nim poćwiartuję twoje małe, gejowskie ciałko.
-Nie zrobisz tego, bo mnie kochasz. - odkrzyknął, kiedy wychodziłam. Drogę do Instytutu przebiegłam, starając się uspokoić. Ruszyłam od razu do gabinetu Wrena.
-Hej. - uśmiechnęłam się lekko. - Masz chwilę?
-Dla Ciebie zawsze. - uśmiechnął się i wstał za biurka.
-Lubię twoje nowe stanowisko. - mruknęłam zamykając drzwi. -Szczególnie ten garnitur. Naprawdę go lubię.
-Ciesze się, że Ci się podoba. - Wren mnie objął i pocałował lekko. - Coś się stało, że tak gwałtownie wpadłaś? Czy to chęć rozpływania się nade mną?
-W sumie oba. - mruknęłam. -Elias zapisał mnie na jakiś durny casting na modelkę, bo stwierdził, że pora odpocząć od nadnaturalnego świata. To idiotyczne.
-Z tego co wiem, marzyłaś żeby zostać modelką. - powiedział zaskoczony Wren.
-Marzenia się zmieniają, po za tym, zrobił to za moimi plecami. Mam ochotę skopać ten jego gejowski tyłek w tym momencie. - mruknęłam.
-Wiesz, nie miałbym nic przeciwko, gdyby moja dziewczyna była sławną modelką. - zaśmiał się Wren przyciągając mnie do siebie i spoglądając w oczy.
-A więc szukasz dziewczyny modelki? - spytałam, drocząc się z nim.
-Już znalazłem. - mruknął z uśmiechem.
-Chętnie ją poznam. - powiedziałam radośnie.
-Eloise. - Wren wywrócił oczami i pocałował mnie delikatnie. - Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - uśmiechnęłam się lekko. Niestety do biura wpadł Evan.
-Przepraszam. - powiedział zmieszany. - Powinienem zapukać. Wren, mamy spotkanie.
-Już idę. - powiedział i poczekał aż Evan wyjdzie. -Tęsknie za moim spokojem.
-Pewnie, bo praca w terenie zawsze była taka spokojna. - zaśmiałam się. -Nie narzekaj. Masz więcej czasu, wyglądasz niezwykle seksownie w tym biurze, tak ubrany. Nie jedna modelka na Ciebie poleci.
-Mi wystarczy jedna. - mruknął Wren i pocałował mnie lekko. - Zobaczymy się później.
-Baw się dobrze. - uśmiechnęłam się i wyszłam. Ruszyłam do mojej ulubionej sali treningowej która na szczęście była pusta. Od razu ruszyłam do worka treningowego. Kolejne uderzenia, jednak nie
powodowały, że czułam się mniej wkurzona.
-Pierwszy raz w życiu zobaczę, jak dziewczyna rozwala worek treningowy. - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i spojrzałam na dziewczynę, na oko w moim wieku.
-Albo worek, albo tyłek mojego brata. - mruknęłam wkurzona i usiadłam.
-Aż tak nabroił? Odstraszył Ci chłopaka? Jego dziewczyna Cię nienawidzi? - spytała siadając obok.
-Jego dziewczyna mnie uwielbia, ze wzajemnością. Właściwie jego dziewczyna, jest jego chłopakiem. - mruknęłam. - Mój chłopak jest ich przełożonym.
-Masz ciekawe życie, nieznajoma. -Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
-Jestem Eloise. W skrócie Elo. - Odwzajemniłam uśmiech.
-Jestem Grace. Jesteś Eloise Bennet? - spojrzała na mnie.
-Tak, a co? - spojrzałam na nią zaskoczona.
-Plotki mówią, że jesteś młodą wojowniczką, banshee i romansujesz z drugą najważniejszą osobą w Instytucie po Dekkerze. - zaśmiała się cicho. - Recepcjonistki dużo mówią.
-Właściwie to wszystko jest prawdą. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-A powód dlaczego chcesz zabić biedny worek? - spytała rozbawiona.
-Mój brat stwierdził, że zapisze mnie na casting dla modelek. Bez mojej zgody, za moimi plecami załatwił mi sesję. A ja naprawdę nie chce iść.
-Daj spokój! To może być świetna zabawa! Pójdę z Tobą jak chcesz. I tak nie mam co robić. - zaśmiała się cicho.
-Czemu nie? - uśmiechnęłam się lekko. - A Ty kim właściwie jesteś? Nie słyszałam o Tobie.
-Grace Martinez. Znudzona życiem hiszpanka, wysłana przez rodziców pod opiekę brata, szkoląca się na łowcę chociaż w sumie mi się nie chce, studentka ekonomi. Jestem tu od trzech tygodni. I zostanę tutaj. Przynajmniej na jakiś czas.
-Może wpadniesz do nas? Przynajmniej nie zabije mojego gejowskiego brata, a jego chłopak nie zabije mnie za porównania go do księcia.
-Bardzo chętnie. - zaśmiała się lekko. Wyszłyśmy z Instytutu i ruszyłyśmy do mojego mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz