Louise się podparła i spojrzała na mnie z uśmiechem. Ale nie tym kpiącym, typowym dla niej. Tylko tym który tak bardzo kochałem. Wciąż kocham.
-W końcu się obudziłeś! -zachichotała.
-Oh, czyżbyś się nudziła? - spytałem z uśmiechem.
-Wcale. Opowiadasz ciekawe rzeczy przez sen. -zaśmiała się.
-Jakie? - spytałem, spoglądając Lou w oczy.
-Myślisz, że ci powiem? - znowu się zaśmiała.
-Lou, przecież dobrze wiemy, że to z Ciebie wyciągnę prędzej czy później. - zaśmiałem się i pocałowałem ją lekko.
-Przeceniasz swoje możliwości, Gabrielu. - powiedziała Lou.
-Może. - mruknąłem. - Ale i tak cię kocham.
Louise w odpowiedzi, przyciągnęła mnie do siebie i złączyła nasze usta w długim pocałunku.
Zerwałem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Była siódma rano. Nie wiedziałem co się dzieje. Wciąż kochałem Louise. Ale przecież demony nie kochają. Nienawidzę Louise. To przez nią prawie umarłem.
-Muszę znaleźć Louisa. - mruknąłem sam do siebie i ubrałem się szybko. Zjawiłem się w jego mieszkaniu i o dziwo, nie znalazłem śladów imprez które dzieją się tutaj co noc. Ruszyłem do części sypialnianej, by przekonać się czy Louis wrócił na noc.
-Przecież Lucyfer nie pozwoli Ci mnie przemienić! - usłyszałem nagle. Zaciekawiony, postanowiłem nie ujawniać się jeszcze.
-Lucyfer jest tak zajęty sobą, że nie zauważy. - powiedział Louis. - Chce spędzić z tobą życie, przemienię Cię.
-Kocham Cię. - powiedziała towarzyszka Louisa. - Chcesz kawy?
-Chętnie. - powiedział. Usłyszałem kroki. Zjawiłem się na kanapie Louisa, jak gdyby nigdy nic, czekając aż para wejdzie do salonu. Po chwili do salonu weszła Rowan.
-Witaj, przyjaciółko Tessy. - powiedziałem z lekkim uśmiechem. U jej boku pojawił się Louis i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Wy się znacie? - spytał cicho.
-Och. Oczywiście. Nie wiedziałem, że wy się tak dobrze znacie. - starałem się wyraźnie podkreślić ostatnie zdanie.
-Kochanie, zrób kawy. - powiedział Louis i poczekał, aż dziewczyna zniknie za drzwiami. - Jak sądzę wszystko słyszałeś?
-Tylko ten kawałek o przemianie. - powiedziałem niedbale i wstałem. - Okłamałeś mnie. Sądziłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Sam tak twierdziłeś, a ty mnie po prostu okłamałeś. Nic nie czujemy. Doprawdy Louis? Nic?
-Gabe. To nie tak. Każdy demon prędzej czy później się z kimś wiążę, większość z miłości. Ale to nie jest takie idiotyczne jak u zwykłych ludzi. Potrafimy rozróżnić emocje, potrafimy jasno myśleć. Nie cierpimy przede wszystkim.
-Ta suka cię wykorzystuje. Znam ją. - warknąłem. - A ty mi tu biadolisz o jasnym myśleniu! Łamiesz zasadę z miłości!
-Gabriel. Wysłuchaj mnie. - powiedział Louis.
-Pieprz się, okej? - powiedziałem i zniknąłem. Pojawiłem się w jakimś przypadkowym barze. Ludzie ucichli, spoglądając na intruza. Przypadkowy kelner wpadł na mnie, mruknął przeprosiny myśląc, że to wystarczy. Złamałem mu kark. Ludzie zaczęli krzyczeć. Pięć minut później byłem jedyną żywą istotą w tym pomieszczeniu. Ale to i tak nie zmieniło mojego nastawienia. Umyłem ręce i postanowiłem odwiedzić Florence. Pojawiłem się zaraz przed wychodzącą właśnie, Louise.
-Witaj Louise. - uśmiechnąłem się szeroko i ruszyłem do kuchni, walcząc ze wspomnieniem snu. Lola coś malowała a Flo szykowała jej śniadanie.
-Matko! Gabriel! - krzyknęła Flo. - Jesteś cały w...
-W krwi. - dokończyła Lola. - Ale udam, że wujek ma problem z otwieraniem soku pomidorowego i będę rysowała dalej kotopsy.
-Nie sądziłem, że ktoś bardziej od Louise będzie przyprawiał mnie o migrenę. - powiedziałem, siadając na krześle. - Kotopsy?
-Takie psy, co są kotami. - Lola wywróciła oczami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Jeśli ty i Evan zrobicie sobie takiego drugiego brzdąca, to zmieniam tożsamość i wyjeżdżam. - mruknąłem, biorąc kubek kawy od Flo.
-Po prostu jestem zbyt inteligentna, byś mógł rozmawiać ze mną na poziomie! - prychnęła Lola i zeskoczyła z krzesełka. Usłyszeliśmy tylko tupot i odgłos włączanego telewizora.
-Zablokowałam Hannibala. - krzyknęła za nią Flo.
-Jesteś złą matką! - usłyszeliśmy. Flo wybuchnęła śmiechem, po chwili dołączyłem do niej. Lola Dekker, była jedyna w swoim rodzaju.
-Jak sądzę, nie powiesz dlaczego jesteś umazany krwią? - spytała Flo, krojąc rzodkiewki.
-Pokłóciłem się z Louisem i na odstresowanie, urządziłem ludobójstwo. - odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ah, no tak. Pewnie odpręża... zaraz co? - Flo spojrzała na mnie zaskoczona.
-Odłóż ten nóż kobieto. - powiedziałem, przyglądając się narzędziu w jej rękach. - Spokojnie, zabiłem jakąś bandę mafiozów i marginesu społecznego.
-Gabriel wybawiciel. - mruknęła Flo i wróciła do swojego zajęcia.
-A właśnie. Nie wiem, czy będę chciał Cię zamienić w demona. Mam dla Ciebie inną propozycję, ale szczegóły później. - zmieniłem temat.
-Gabriel, nie jestem twoim pionkiem. - Flo wywróciła oczami, kończąc robić śniadanie Loli.
-Ale patrz, będziesz dalej taką uczuciową kluseczką, matką zła wcielonego.
-Postanowiłeś przestać nazywać tak Louise, na rzecz mojej małej, kochanej córeczki? - spytała Flo.- Masz szczęście, że jesteś nieśmiertelny.
Poszedłem za Flo, która wręczała śniadanie Loli.
-Wujku, pośpiewasz ze mną piosenki z My Little Ponny? - spytała Lola z uśmiechem, jedząc kanapkę.
-Muszę iść do pracy! - powiedziałem nagle. - Wpadnę później, okej?
-Jasne. - Flo przytuliła mnie na pożegnanie i usiadła obok Loli. Pojawiłem się przed gabinetem Lucyfera.
-Witaj Gabrielu. - powiedział, kiedy wszedłem do jego gabinetu. Wystrój gabinetu był starannie dopracowany. Usiadłem na przeciwko niego, gdy ten spojrzał na mnie pytająco.
-Odwiedziłem dziś rano Louisa. Był z niejaką Rowan, której wyznawał miłość i obiecał, że przemieni ją, nie zwracając uwagi na to czy się zgodzisz. Wiesz coś może o tym?
-Wiem, o którą Rowan chodzi. - mruknął. - Próbuje się wkręcić w trzeci szczebel, chociaż nikt jej nawet w pierwszym nie chce.
-Co z tym zrobisz? - spytałem zaciekawiony.
-Louis złamał nasz kodeks, nie przyznał się do swych uczuć i chciał przemienić Rowan. Gdybyś to był ty, po prostu bym Cię zabił, ale dla Louisa to nie byłaby kara. Jego brat umierał z uśmiechem na ustach.
-Jego brat? - spytałem zaciekawiony.
-Och, to długa historia. W każdym bądź razie, Louis został przemieniony razem ze swoim starszym o dwa lata bratem. Jego brat był zawsze trudny w obyciu. Nie raz miałem z nim problemy. W każdym bądź razie, w tamtym roku chciał przejąć moje miejsce. Nie udało mu się to, został zabity z bandą zdrajców. Cóż, zawiodłem się na Louisie. Sam mi doniósł o knowaniach brata.
-Rozumiem. - mruknąłem i spojrzałem na Lucyfera.
-Zajmę się tą sprawą. - powiedział Lucyfer i wstał. - Mam kolejne spotkanie, więc do zobaczenia.
Gdy wyszedłem, nie miałem co ze sobą zrobić. Pojawiłem się na przypadkowej ulicy i starałem się skupić myśli na czymś innym niż Louise Tempest. Próbowałem przekonać się, że nic do niej nie czuję. Że to tylko pociąg seksualny. Fascynacja. Na próżno. Mój umysł podsyłał mi obrazy, w których na pewno nie kierował mną pociąg seksualny, a troska i miłość. Warknąłem zirytowany. Istniał jedyny sposób na przekonanie się, co tak naprawdę czuję do Lou. Pojawiłem się w pokoju Louise, z jej małej łazienki dochodził odgłos prysznica. Położyłem się i postanowiłem poczekać na dziewczynę. Moją uwagę przykuło zdjęcie stojące w ramce. Przedstawiało mnie, Louise, Flo i Evana. Siedzieliśmy przy stoliku, rozbawieni i uśmiechnięci. Obejmowałem Louise, natomiast Evan całował Flo w policzek. Nim zdążyłem przyjrzeć się dokładniej zdjęciu do pokoju weszła Louise w samym ręczniku.
-Witaj Tempest. - uśmiechnąłem się szeroko, niczym dziecko przed gwiazdką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz