sobota, 5 września 2015

Rozdział sto trzydziesty siódmy - Gabriel

Pojawiłem się w swoim apartamencie, gdzie zacząłem niszczyć wszystko co wpadło mi w ręce. Gdy mój apartament, przypominał już totalną ruinę, spojrzałem prawdzie w oczy. Kochałem Louise Tempest i ta miłość mnie zabijała. Właściwie, już zbiła ale co dwa razy, to nie raz. I wtedy wszystkie uczucia wróciły. Opierałem się o ścianę i starałem się pojąć jak to możliwe. Siedziałem tak dopóki słońce, nie wzeszło już na tyle wysoko by odwiedzić Florence. Pojawiłem się przed ich drzwiami i zapukałem. Otworzyła mi Flo, z Lolą na rękach.
-Od kiedy ty pukasz? - spytała zadziwiona.
-Od ukończenia kursu świadka jehowy. - mruknąłem i spojrzałem na Lolę. - Jak tam twoje kotopsy?
-Utknęły w japońskiej fabryce wędlin. - odpowiedziała uśmiechnięta i wyciągnęła do mnie ręce. Zaskoczył mnie ten gest, Flo spojrzała na mnie niepewnie. Wziąłem Lolę i wszedłem do mieszkania.
-Musisz wiedzieć, że Louis tu jest. Należą mu się chyba wyjaśnienia. - powiedziała Flo i ruszyła do salonu.
-Jak to jest mieć diabelski fundusz powierniczy? Ile sukienek można kupić za to? - spytała Lola.
-Mogłabyś nosić co godzinę inną sukienkę i tak do końca życia. - odpowiedziałem, powoli idąc do salonu.
-O ja cie, jak super. Chce być demonem. - powiedziała dziewczynka.
-Uwierz mi, nie chcesz. - powiedziałem cicho.
-Posłuchaj Louis. Teraz będziesz całe życie rozpaczał za jakąś dziwką? - powiedziała znudzona. Jestem w stanie sie założyć, że przypatruje się teraz wszystkiemu, tylko nie Louisowi.
-Kochałem ją. - zawył Louis.
-Okej, okej. Ale jak chcesz płakać, to uważaj na kanapę, to skóra.
-Patrz wujku. Lou siedzi na przeciwko Lou. - powiedziała zafascynowana. - Illuminati.
-Lols. - powiedziała Louise wywracając oczami. Louis zerwał się z kanapy i spojrzał gniewnie na mnie.
-Nim zaczniecie się bić, uwaga na małą, słodką i inteligentną dziewczynkę. - powiedziała Lola i zeskoczyła z moich ramion, siadając obok Louise. Dziwił mnie fakt, że nie odskoczyła przestraszona dziecięcych zarazek.
-Louis. - odsunąłem się delikatnie. - Wiesz, że bicie mnie nie ma sensu. I wiem, że tego chcesz. Wiem, człowieku! Doskonale wiem, jak to jest gdy masz złamane serce. Wiem, że to boli. Ale porozmawiaj ze mną w cztery oczy i wytrzymaj przez pięć minut, psucia dzieła wszechświata.
-Jeden zero dla wujka Gabriela za wysoki poziom egoizmu! - krzyknęła Lola, na co Flo zgromiła ją wzrokiem.
-Nie rozliczaj go z czegoś, czego nie może zmienić. To jakbym powiedziała jeden zero dla mnie za szare oczy. - powiedziała Louise. Tym razem Flo się roześmiała
-Ja też się samouwielbiam, ale nigdy w potyczkach słownych. - odpowiedziała Lola.-Dałabym mu chociaż jedną setną za to.
-Masz pięć minut. - powiedział Louis i ruszył na taras. Usiadłem na schodku i poczekałem, aż Louis dołączy do  mnie.
-Słuchaj, jak już przeszliśmy etap rozmów o uczuciach, to wiedz, że wszystko mówię szczerze. Nie wiedziałem, że cię wygnają. Sądziłem, że zabiją Rowan. Swoją drogą, od zawsze było z nią coś nie tak. Wiem, że ją kochasz. Kocham Louise. Jak odkryłem, ze mój brak uczuć to tylko iluzja chciałem zniszczyć wszystko i wszystkich. Dlatego cię wydałem. Niefortunnie, z nadzieją, że to tylko chwilowe, wylądowałem wczoraj u Louise i upewniłem się w tym uczuciu. Nie wiem co sie dzieje, fala uczuć zalewa mnie od nowa i od nowa. Czuje sie strasznie, że zostałeś wygnany. Gdybym mógł, bez wahania oddałbym ci swojego demona. Bycie człowiekiem, jest najlepszym co cię spotkało. Poznasz kogoś tysiąc razy lepszego od Rowan. Oczywiście, pomogę Ci z wszystkim jeśli będziesz chciał i mi wybaczysz. - powiedziałem, wstając. - Przemyśl to.
Wróciłem do salonu i spojrzałem na Florence.
-Możliwe, że przestanie się mazgaić. Może zajmie się planowaniem mojego morderstwa. - mruknąłem.
-Nie on pierwszy. - mruknęła Louise.
-Mamo, chodźmy na dwór. - powiedziała nagle Lola. -Weźmy psy. Prooooooooooooooooooszę.
-Dobrze, już dobrze. - powiedziała Flo i wzięła dziewczynkę na ręce. - Nie pozabijajcie się.
-To co się wydarzyło wczoraj... - zacząłem. - Nie powinno mieć miejsca.
-Czyżbyś miał wyrzuty sumienia? - Louise zaśmiała się, kręcąc niedowierzająco głową.
-Jeśli sądzisz, że mam wyrzuty sumienia, za to, że wciąż Cię kocham, mimo że powinienem mieć to gdzieś, że moja idealna egzystencja mnie gnębi to fakt. Mam wyrzuty sumienia. - zerwałem się i spojrzałem na nią. - Mam zajebiste wyrzuty sumienia, za to że Cię kocham Tempest.
Louise patrzyła na mnie zaskoczona, napięcie w pokoju było wyczuwalne. Niestety nim Louise zdążyła cokolwiek powiedzieć, do salonu wpadł Evan.
-Louise! Dobrze, że jesteś! - powiedział. - Oo. Cześć Gabriel.
-Cześć. - mruknąłem i opadłem na kanapę.
-Jestem flasheeem! - usłyszeliśmy krzyk i po chwili do pokoju wbiegła Lola. - Patrz, tato! Jestem Flash! Chcesz zobaczyć, jak szybko biegam?!
-Może później. - Evan uśmiechnął się lekko do dziewczynki.
-Nie to nie! - Lola tupnęła nogą i nim się obejrzałem, siedziała na moich kolanach.
-Cześć skarbie. - powiedziała Flo, wpadając do salonu. Podbiegła do mojego brata, by go pocałować. Zasłoniłem Loli oczy.
-Tutaj są nieletni. - mruknąłem.
-Jakbym w życiu nie widziała całujących się ludzi. - mruknęła Lola i starała się oderwać moją rękę z jej oczu.
-Evan, miałeś mi coś do powiedzenia. - Louise odezwała się pierwszy raz od mojego wyznania.
-Wren poznał Kirę, słynną babcię Bennetów. Ma wtyki w szeregach Carlise'a. Robert zwoła spotkanie, na którym mamy być. Swoją drogą ich babcia jest całkiem młoda i podobno jeździ kawasaki. - mój brat zaśmiał się cicho.
-Kawasaki! - pisnęła Lola, a jej oczy rozbłysły wesoło. - Też chce.
-Lols, jesteś za młoda. - mruknęła Flo.
-Nieprawda! Mam cztery lata, z hakiem? W sumie nie wiem ile mam lat. - Dziewczynka westchnęła teatralnie.
-A kiedy to spotkanie? - spytała Louise.
-Wieczorem. - powiedział Evan i spojrzał na Flo, która jak zwykle wzruszyła ramionami.
-Mam nadzieje, że w końcu uda się pokonać Carlise'a raz na zawsze. - powiedziała. -Musimy Ci coś powiedzieć z Louise.
-O, to ja się zbieram nim znowu ktoś będzie chciał mnie zabić. - mruknąłem, ściągając Lolę z kolan.
-Wujku, nie chce cię martwić ale wszyscy chcą cię zabić. No może po za mną, bo kupiłeś mi fajne sukienki. I po za ciocią Flo bo ona wierzy w dobro ludzi czy coś. Ale tak to wszyscy. - Lola spojrzała na mnie.
-Dobra, o co chodzi? - spytał zaskoczony Evan.
-Gabriel doprowadził do odebrania mocy i funduszu powierniczego Louisa. Więc Louis jest teraz zwykłym czarownikiem, ale bez mocy, kasy i bez niczego właściwie. I z nami zamieszkał. - wyrzuciła na jednym tchu Flo.
-Jak mnie nie dziwi, że to wina Gabriela. - mruknął Evan i ruszył do barku.
-Polemizowałbym czyja to wina. - mruknąłem.
-Doprawdy? Gabrielu? - spytał Louis wchodząc do salonu. - To ty nie chciałeś mnie wysłuchać.
-Miałem swoje powody. - warknąłem. - Może zakończymy ten temat, jest po fakcie. Zająłbyś się szukaniem pracy czy coś.
-A właśnie! - oznajmiła radośnie Flo. - Nie chciałbyś uczyć o demonach w mojej szkole? Dostaniesz gabinet, trochę kasy na urządzenie go, no i stała pensja.
-Uczyć? Dzieci? - spytał niedowierzająco Louis.
-Spoko. - odpowiedziała urażona Flo. - W Starbucksie możesz spróbować, może zarobisz na samo jedzenie. Bo na garderobę szytą na miarę i własne mieszkanie to nie zarobisz.
-To kiedy mam zacząć? - oznajmił Louis zmieniając nastawienie.
-Pójdę już. - powiedziałem i zniknąłem, wciąż czując na sobie spojrzenie Louise.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz