poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 148 ~ Grace

Zderzenie ze ścianą, zamroczyło mnie na tyle by wyrwać się spod wpływu alfy. Niestety połamane żebra od razu dały o sobie znać. Byłam wkurzona na Javiera, ale jednocześnie kręciło mi się w głowie. Musiałam wrócić do swojej normalnej postaci. Podszedł do mnie jeden ze współlokatorów Flo i Louise i wyprowadził mnie na taras.
-Krwawisz. - powiedział pokazując na ranę i wszedł z powrotem do domu. Po chwili wrócił z apteczką i zaczął przemywać ranę. W mojej głowie wciąż się kręciło.
-Jesteś Louis, prawda? Były demon? - spytałam cicho, starając się opanować zawroty głowy.
-Tak. - powiedział z lekkim uśmiechem i zaczął owijać moją rękę bandażem. -A ty jesteś jak sądzę zmiennokształtną? Dlaczego zaatakowałaś Louise?
-Javier jej nie znał, on jest alfą. Rozkaz alfy jest czasem zbyt silny by się sprzeciwić. - powiedziałam krzywiąc się.
-Powinniśmy pojechać do szpitala. Możesz mieć wstrząs mózgu i złamane żebra. - westchnął Louis.
-Nim dojedziemy do szpitala, po obrażeniach nie będzie ani śladu. - uśmiechnęłam się. - Dziękuje, za pomoc.
-Nie ma za co. - powiedział Louis, spoglądając na mnie. - Jesteś tu nowa, prawda?
-Tak, kilka tygodni dopiero tu jestem. - westchnęłam cicho. - A ty? Jak znosisz bycie człowiekiem?
-Szczerze? Koszmarnie. Nie mam pieniędzy. Nie regeneruję się. Nie przenoszę się. Wcześniej miałem wszystko co chciałem, nagle to straciłem. Przepraszam, po prostu po raz pierwszy ktoś zapytał o to wprost.
-Lubię słuchać, więc mów. - wzruszyłam ramionami i przyjrzałam się byłemu demonowi. Był przystojnym mężczyzną, tego nie dało się ukryć. Ale cały czas miałam wrażenie, że pod tą obojętnością i ironią, krył się zagubiony człowiek.
-Nie umiem się przystosować. Nigdy nie musiałem pracować. Ani przed przemianą, ani po. Wprawdzie w Instytucie owszem, ale nic po za tym. Potem ja i mój fundusz tworzyliśmy szczęśliwy związek. Wiesz, bycie nieśmiertelnym ma naprawdę wiele plusów. A potem pojawiła się Rovan i wszystko szlak trafił. Niby bycie demonem wiąże się z brakiem uczuć, ale to nie do końca tak. Te uczucia ciągle w nas są. Ale nie jest się tak głupi w tym, jak zwykły człowiek. One są po prostu, częścią wyposażenia. Jak nerka czy wątroba. Uwydatnia się wtedy nasz egoizm. W przypadku Gabriela jeszcze narcyzm. Ale są ludzie tacy jak ja, czy Gabriel którzy w pewnym momencie otwierają się na uczucia. I wtedy to wszystko wraca. Niestety, jako iż byłem naiwny, straciłem i Rovan i swoją moc. Za to drugie mogę podziękować tylko i wyłącznie bratu i w jakimś stopniu Gabrielowi.
-Bycie człowiekiem nie jest złe. - uśmiechnęłam się lekko. - Tak samo jak posiadanie uczuć. Ludzie skupiają się na nie tych uczuciach co trzeba.
-Może i masz rację. - mruknął.
-Zazwyczaj mam. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Louisa. - Nie przejmuj się jakąś Rovan, a całą pracę i te warunki potraktuj jak eksperyment.
-Łatwo Ci mówić. - zaśmiał się cicho.
-Bo nie traktuje życia zbyt serio. - uśmiechnęłam się i wstałam. - Muszę już iść, ale pewnie zobaczymy się na jutrzejszym spotkaniu.
-Jakim spotkaniu? - zdziwił się Louis.
-Wszystkiego się dowiesz za chwilę. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. - Dziękuje za opatrzenie ran. Do zobaczenia.
Wróciłam do domu Louise i Florence, gdzie czekał już Javier.
-Jutro o dziesiątej mamy zebranie. - powiedział, spoglądając na mnie.
-Wiem, wiem. A dziś wolne.  - ruszyłam do drzwi. -Zawieź mnie do klubu.
-Nie jestem taksówkarzem. - mruknął z przekąsem Javier.
-Ale masz auto i jedziesz prawie w tym samym kierunku. - zaśmiałam się wsiadając do jego auta. - A ja potrzebuje się napić za twoją głupotę. Jak mogłeś napaść na Louise Tempest? Wiesz, że ona może sprawić, że zostaniesz taksówkarzem, bo nigdzie indziej nie będą Cię chcieli? Powinieneś mnie czasem słuchać, a nie zmuszać do atakowania jej.
-Okej, podwiozę Cię, ale mów mniej. - mruknął Javier, odpalając samochód. - I to ja powinienem Cię pouczać, a nie ty mnie. Jesteś moją młodszą siostrą.
-Ale jestem najinteligentniejsza. - zaśmiałam się, bawiąc się radiem. -Najpiękniejsza, najsprawniejsza...
-Najskromniejsza? - podsunął rozbawiony Javier, zatrzymując się przed moim ulubionym klubem. -Nie wracaj zbyt późno.
-Naiwny jesteś.  - zaśmiałam się wychodząc z samochodu i kierując się do klubu. Był wyjątkowo zatłoczony jak na początek tygodnia. Niewiele myśląc, ruszyłam do baru przy którym siedziała tylko jedna osoba. Młody mężczyzna popijał szkocką, wydawał się zamyślony, więc usiadłam spokojnie obok i złożyłam zamówienie. Po chwili mężczyzna ocknął się z zamyślenia i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko.
-Mam nadzieje, że nie przerwałam twoich rozmyślań. - rzuciłam z lekkim uśmiechem.
-Nie. - uśmiechnął się. - Jestem Christian.
-A ja Grace. - uśmiechnęłam się szerzej wiedząc, że dzisiejszego wieczoru na jednym drinku się nie skończy.
Obudził mnie pulsujący ból głowy. Powoli przyzwyczaiłam się do światła wpadającego przez hotelowe okna. Obok mnie spał Christian. Zaczęłam po cichu zbierać swoje rzeczy, by następnie ubrać się w korytarzu. Wczorajszy wieczór rozpoczął się dopiero w pokoju hotelowym, gdzie na zmianę piliśmy i lądowaliśmy w łóżku. Zamknęłam za sobą drzwi. I spojrzałam na zegarek. Za godzinę miałam być na spotkaniu z Dekkerem. Wywróciłam oczami i złapałam taksówkę. Gdy dotarłam do domu wskoczyłam pod prysznic, a następnie ubrałam jakieś szorty i bluzę nie przejmując się pogodą. Pod dom Lou i Flo dotarłam przed czasem.
-Grace Martinez - powiedział Louis rozbawiony. -Wyglądasz jakbyś miała niezłego kaca.
-A ty zostałeś lokajem z ambicją na cygańską wróżkę? - mruknęłam krzywiąc się.
-Urocza jak zawsze. - Powiedział Louis zamykając za mną drzwi. - A chciałem  zaproponować Ci szklankę wody.
-Spotkanie się nie zaczęło jeszcze? -spytałam ignorując jego uwagę.
-Przyjechał ojciec Lou i Flo. Wiec rozmawiają. Czy coś. - powiedział Louis idąc do kuchni.
-Całe szczęście. - powiedziałam, siadając na blacie i przyglądając się Louisowi który szukał czegoś w szafce.
-Aż tak ciężko? -zaśmiał się Louis podchodząc do mnie. Pierwszy raz stał tak blisko. Przyjrzałam się jego twarzy i detalom. Okej. Nie ukrywam był przystojny, a ja jawnie się na niego gapiłam. Chociaż on sam się też nie odsunął. Przełknęłam ślinę. -Blokujesz mi dostęp do szafki.
Zeskoczyłam z mebla, starając się zachować naturalnie.
-Więc po za pracą, instytutem a kanapą to nic więcej nie robisz? - spytałam po chwili.
-Mniej więcej. - mruknął Louis mieszając jakieś składniki.
-Chodź ze mną na imprezę w takim razie. - oznajmiłam nagle.
-Żeby wyglądać tak jak ty teraz? - Louis podał mi szklankę z miksturą nad którą pracował.
-Nie mów mi ze jesteś zwolennikiem  abstynencji. - mruknęłam, wypijając trunek.
-Po prostu odkąd jestem człowiekiem, gorzej reaguje na alkohol. - powiedział Louis.
-To dobrze. - uśmiechnęłam się. -Wychodzisz ze mną.
-Zapewne będziesz tak długo marudzisz aż się zgodzę? - Uśmiechnął się Louis.
-Dokładnie tak. - zaśmiałam się idąc do salonu. W salonie siedzieli między innymi Elo i Wren, Matt z Eliasem, mój brat, Alex i paru łowców których kojarzyłam z widzenia. To zapewne była pierwsza grupa. Przywitałam się z każdym i usiadłam na sofie.
-Dzisiaj będzie przesłuchanie ojca Fabiana, prawda? - spytał Elias.
-Tak. Ostatnie. - powiedział Wren spinając się lekko, Eloise natomiast uśmiechnęła się rozbawiona reakcją swojego chłopaka i zniesmaczoną miną Matta.
-Skoro on jest winny, to Fabian wyleci z Instytutu? - spytał Matt. -I nim Eloise, zaczniesz insynuację na temat zazdrości, już mam naganę za bójkę z powodu obrażania Ciebie, więc dbam tu o siebie i o twoje dobre imię.
-Nic nie chciałam insynuować. - zaprotestowała Eloise.
-Czy każdy Jessel musi być taki irytujący? - szepnął cicho Louis. - Przecież to gejowska wersja Louise Tempest, z ukrytym ciepłem Florence.
Zaśmiałam się cicho, gdy nagle otworzyły się drzwi z mniejszego salonu.
-A propo Jesselów. Zaraz zobaczysz obiekt pożądania większości koleżanek Flo i Lou. -mruknął Louis. Spojrzałam na wychodzących Dekkerów razem ze swoimi dziewczynami. Za nimi wyszedł... Christian. Jego wzrok od razu padł na mnie.
-Tato, poznaj spóźniona Grace Martinez. Siostrę Javiera. - powiedziała Flo z lekkim uśmiechem. Gdyby tylko wiedziała, co robiłam z jej ojcem. A także ojcem Louise i Matta.
-Miło mi poznać. - mruknęłam cicho. Louise wraz z Gabrielem i Evanem zaczęli omawiać plany dotyczące odbicia Loli. Moje myśli przerwało dopiero moje imię.
-Myślę, że Louis, Grace i Christian mogą zająć się sprawdzeniem posiadłości Hawthorne'a i jego synów, które są w pobliżu i zostały uznane za potencjalne. - powiedział Evan. - Grace i Louisa nikt nie zna, a Christian też nie jest aż tak rozpoznawalny.
-Wypraszam sobie. - powiedział Louis. -Dużo osób o mnie słyszało.
-Pewnie. Jakieś wiek temu. - zaśmiał się Gabriel. - Popieram. Właściwie Christian i Louis nie muszą się ruszać z auta, chyba, że Grace będzie w niebezpieczeństwie.
-Dlaczego nie mogę pracować z moim bratem? - spytałam cicho.
-Potrzebujemy go do innego zadania. - powiedział Evan z przepraszającym uśmiechem.
-Rozumiem. - mruknęłam cicho, gdy spotkanie dobiegło końca, a minuty dzieliły mnie od siedzenia w jednym aucie razem z Christianem i Louisem, podeszła do mnie Flo.
-Chcesz się przebrać w coś? Mogę Ci pożyczyć, nie żeby coś, ale w tych szortach możesz zmarznąć.-powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Jestem wilkołakiem. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Ale chętnie się przebiorę w cokolwiek wygodniejszego.
-To chodź za mną, mam jakieś spodnie.- powiedziała Flo i ruszyła na piętro. Weszliśmy do jej sypialni, gdzie dziewczyna otworzyła od razu szafę.
-Dziękuje. - powiedziałam cicho, gdy podała mi spodnie. -Na pewno znajdziemy Lolę.
-Wiem. - Flo uśmiechnęła się blado. Współczułam jej. Była młodą matką, a teraz przeżywała zaginięcie swojego dziecka-geniusza. -Babcia Elo skontaktowała się z Aaronem, Lolą zajmuje się jego była opiekunka. Więc Lola właściwie przeżywa znowu to samo. Tylko wcześniej ją odwiedzałam.
Florence Fitzgerald udawała przed wszystkimi, że się trzyma a teraz na granicy płaczu, opowiadała mi o swojej córce, podczas gdy w mojej głowie, wciąż krążyły wspomnienia nocy z jej ojcem. Byłam wściekła na siebie.
-Flo, nie martw się. Lola to duża dziewczynka, pewnie wytyka im błędy leksykalne albo cytuje kodeks karny. A skoro ufacie Aaronowi, to na pewno nie dopuści do skrzywdzenia Loli. - uśmiechnęłam się i przytuliłam ją lekko. - Lola niebawem wróci do was, a potem napisze książkę jak nie porywać ludzi.
-To do niej bardzo podobne. - Flo zaśmiała się nerwowo. - Dziękuje. A teraz leć się przebrać bo Louis i mój ojciec już pewnie czekają.
-Pewnie masz racje. - powiedziałam słabo i poszłam się przebrać. Kiedy zbiegłam na dół, okazało się, że Christian i Louis czekają już w aucie. Pożegnałam się z Elo i Wrenem, którzy jako jedyni zostali i ruszyłam do auta Christiana. Jak na złość, Louis zrobił mi miejsce z przodu. Wsiadłam do samochodu i w milczeniu zapięłam pasy. Zapowiadała się długa droga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz