piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 151 ~ Louise

Siedziałam po turecku na łóżku, obserwując jak Gabriel się ubiera. Proste czynności. I tak wykonywałam je zawsze normalnie, ale od kiedy Florence zablokowała moją moc, odczuwałam ogromną potrzebę użycia jej przy każdej możliwej okazji.
-Mogą minąć wieki, zanim on znowu mnie wezwie.-zauważyłam. Gabe założył koszulkę i spojrzał na mnie.
-Nie idziesz sama. Nie ma mowy. Zostajemy w domu, raz możesz zrobić sobie wolne. Wiesz dobrze, że nie wejdę do Instytutu.-zaprotestował. Wywróciłam oczami i po prostu wstałam i ruszyłam do drzwi, nie zwracając na niego uwagi.
Nie zamierzałam znowu czuć się bezradna. Chciałam zabić Carlisle'a i moje plany zakładały zrobienie tego, bez względu na wszystko. Gabriel nie mógł mnie po prostu zamknąć w domu i oczekiwać, że będę grzecznie oglądać telewizję, gdy mogłabym planować morderstwo.
-Lou, gdzie ty idziesz?-Gabriel wybiegł za mną na korytarz i zaczął schodzić za mną na dół.
-Do pracy, Gabe. Pracy. Po pierwsze, tak zarabiam. Nie wszyscy mają demoniczny fundusz powierniczy. Po drugie, zanim powiesz, że i tak mogę korzystać z twojego funduszu - w życiu. Po trzecie, praca nadaje mojemu życiu jakąś rutynę i sens, więc nie będę brała wolnego, jeśli nie mam na to ochoty.-odpowiedziałam, zabierając kurtkę i torebkę.
-Coś może ci się stać! Co jeśli cię wezwie, gdy nikogo nie będzie w pobliżu? Nie wiemy jak to będzie wyglądało, gdy masz zablokowane moce...-słyszałam to po raz piąty od czasu, gdy porwałam Lolę. Czyli jakieś dwa dni. Westchnęłam i błyskawicznie wyciągnęłam sztylet z wewnętrznej kieszeni kurtki i przystawiłam go Gabrielowi do gardła.
-Potrafię o siebie zadbać. To już ustaliliśmy.-mruknęłam. Gabe teleportował się za moje plecy, objął mnie i wyrwał mi nóż z ręki.
-Louise, grozisz małym nożykiem demonowi. Naprawdę?-szepnął mi do ucha i zamilkł na chwilę.-To jest cholernie seksowne.
Poczułam jak Gabe obejmuje mnie mocniej i teleportuje do sypialni. Cholera. Tyle z mojego bycia na czas w pracy. Chłopak odwrócił mnie do siebie i pocałował namiętnie, przypierając mnie do ściany. Cholera.

-I tak pójdę.-mruknęłam cicho, całując go delikatnie.
-Mhm.-to była jedyna odpowiedź na jaką się zdobył, zamykając oczy i zamykając mnie w żelaznym uścisku.
-Gabriel.-skrzywiłam się, starając się wyplątać z jego objęć.-Poważnie?-warknęłam, kiedy chłopak nawet się nie ruszył. Gabe westchnął i wypuścił mnie, nie otwierając oczu.
-Nie chcę tego widzieć.-mruknął i odwrócił się na drugi bok. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową rozbawiona. Zeskoczyłam z łóżka i zaczęłam się ubierać.
-Nie prześpij całego dnia.-poprosiłam w drzwiach. Gabe tylko coś mruknął pod nosem. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Dom nadal był pusty, nie licząc mnie i blondwłosego demona. W przedpokoju podniosłam sztylet z ziemi i schowałam go do kurtki. Chwilę później siedziałam w moim samochodzie i jechałam prosto do Instytutu. Nie zamierzałam tam jednak zostawać na długo. Zabrałam ze zbrojowni dwa pistolety. Jeden wsadziłam do torebki, drugi za pasek spodni. Musiało wystarczyć jako obrona. Nie będę przecież nosić ze sobą ogromnego łuku, biegając po Liverpoolu. Mogłam co najwyżej zadbać o to, żeby mieć jeden ze sobą w samochodzie. Spakowałam jeden do pokrowca i wpakowałam kilka strzał do kołczanu. W drodze powrotnej na szczęście na nikogo się nie natknęłam. Wrzuciłam łuk na tylne siedzenie i usiadłam w samochodzie. Odetchnęłam głęboko i napisałam szybko smsa. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to powinnam zdążyć jeszcze do siedziby Rady.
Odłożyłam telefon do torebki i ruszyłam w stronę akademika. Zaparkowałam niedaleko. Z bistro na rogu nadal miałam na oku mój samochód i ewentualnie powinnam do niego dotrzeć w miarę szybko, gdyby zaszła taka potrzeba.
Usiadłam przy stoliku na zewnątrz lokalu i zamówiłam kawę, czekając. Nie zabrało to długo. Piętnaście minut później Cedric usiadł naprzeciw mnie i z szerokim uśmiechem na ustach.
-Jak za starych czasów, Louise.-stwierdził zamiast przywitania. Uniosłam brew.
-Zanim zostałeś psychopatą z manią władzy.-odparłam, popijając łyk kawy. Cedric zamówił swoją. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, dopóki kelnerka nie przyniosła zamówienia. Dopiero potem Ced odpowiedział.
-Zapomniałaś użyć liczby mnogiej. Zawsze tak robisz.-chłopak wywrócił teatralnie oczami, a uśmiech nie znikał z jego twarzy.
-Raczej ty zawsze próbujesz mi wmówić, że to robię.-podkreśliłam. Popatrzyłam na niego z obojętną miną.-Gdzie jest Lola?
-Czemu uważasz, że mamy córkę Evana i Florence?-Cedric świetnie udawał zaskoczenie.
-Bo jesteście jedynymi, którzy mogliby mieć korzyści z jej porwania. I jedynymi, którzy są zdolni do porwania dziecka.-odpowiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Myślę, że sądzisz nas zbyt surowo, Louise.-Cedric udał oburzenie, a potem się zaśmiał.
-Chciałeś zabić mojego brata. Mam do tego pełne prawo. Gdzie jest Lola?-spytałam jeszcze raz. Miałam nadzieję, że coś mu się wymsknie. Że powie, gdzie jest Lola albo wyjawi coś o Francuzach.
-W swojej obronie mogę powiedzieć tylko, że ty zabiłaś mojego ojca.-chłopak kompletnie zignorował pytanie o dziewczynkę.
-Zasłużył sobie.-wzruszyłam ramionami.
-Staniem ci na przeszkodzie w dojściu do władzy?-szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Cedrica. Wywróciłam oczami.
-Zabiciem całej Rady i usiłowaniem wprowadzenia dyktatury z tobą na czele. Wyobrażasz sobie tę apokalipsę?
-Hej, wcale nie byłbym takim złym dyktatorem. Obniżyłbym podatki.-zażartował, a ja tylko uniosłam brew.
-Gdzie jest Lola?-powtórzyłam pytanie. Cedric spoważniał i wywrócił oczami.
-Louise, robisz się nużąca. Co się stało z dziewczyną, która bawiła się ze mną i Lynette w klubach?-chłopak wstał.-Nie chcę słyszeć nawet odpowiedzi.
Odwrócił się i odszedł parę kroków, a potem tylko rzucił przez ramię:
-Nie byłbym taki pewien, że tylko my jesteśmy zdolni do porwania małej dziewczynki. Albo dwóch trochę większych.

-Czy ty do reszty oszalałaś?!-Gabriel patrzył na mnie z nieukrywaną złością.-Mógł cię zabić, jasna cholera!
-Przestań na mnie krzyczeć.-warknęłam.-Nie mógł mnie zabić, nadal pozostaję maskotką Carlisle'a. Poza tym, ustaliliśmy już, że umiem się bronić. Do diabła, Gabriel, przestań się zachowywać jakbym nagle była małym dzieckiem!
-"Do diabła, Gabriel" to bardzo trafne sformułowanie.-zauważył Louis, wchodząc do domu.-O co poszło?
-Louise stwierdziła, że wyjście na kawę ze złym synem Carlisle'a wcale nie będzie niebezpieczne i irracjonalne. Nie, to jest oczywiście świetny pomysł, bo wpadła na niego Louise!-Gabriel chodził w kółko po salonie. Louis spojrzał na mnie, wzruszając ramionami.
-Po pierwsze, czy ty go wkurzasz świadomie, żeby pobiegł popełnić jakieś ludobójstwo i wrócił prosto do twojego łóżka, czy to się dzieje na poziomie twojej podświadomości?
-Udam, że tego nie słyszałam tego pytania. A po drugie?-założyłam ręce na piersi.
-Dowiedziałaś się czegoś od Cedrica?-dzięki bogom, Louis nie przejmował się moim bezpieczeństwem, a zyskami.
-Lyn i Tess mogą być w niebezpieczeństwie ze strony Francuzów. Nie przyznał oficjalnie, że chodzi o nich, ale można się domyślić. I nie wyciągnęłam z niego gdzie jest Lola.
-Czyli poszłaś tam prawie na darmo.-mruknął Gabe. Louis i ja w tym samym momencie wywróciliśmy oczami. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie zakręciło mi się w głowie. Podtrzymałam się na uparciu fotela, a Gabe rzucił się w moją stronę.
-Carlisle ją wzywa.-powiedział Louis, kucając przy mnie. Głowa bolała mnie cholernie mocno i nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa.-Gabe, wejdź do jej głowy i stań się niewidzialny. A potem przenieś ją tam, gdzie Carlisle chce, żeby przyszła.
-Co?-Gabe popatrzył na niego, marszcząc brwi.
-Nie mogą się dowiedzieć, że ona nie ma mocy. Gabriel, używaj czasem swojego mózgu, błagam. Pospiesz się, bo zorientują się, że coś jest nie tak.
Gabriel spełnił polecenia Louisa i po chwili poczułam jego rękę na moim ramieniu. A potem miałam wrażenie, że moja głowa pękła i wylądowaliśmy w gabinecie Carlisle'a.
-Louise.-Carlisle uśmiechnął się szeroko, ale nie było w tym uśmiechu ani krztyny sympatii.-Mam dla ciebie nowe zadanie.
-Zamieniam się w słuch.-powiedziałam wypranym z emocji głosem. Nie potrafiłam tego kontrolować. Czułam się, jakby ktoś znów był w mojej głowie, panował nade mną. Tylko, że tym razem to nie była Maud, to byłam ja sama. Jakkolwiek pokręcone by to nie było.
Popatrzyłam na Aarona, który siedział pod ścianą, patrząc na mnie obojętnie i Cedrica, opierającego się o biurko ojca, uśmiechniętego, zadowolonego z siebie.
-Księga, którą w końcu odnalazłaś... Chciałbym, żebyś ją tutaj przyniosła. Za tydzień, o tej samej porze.-w oczach czarownika zauważyłam niebezpieczny błysk.
Skinęłam głową, a Carlisle uniósł brew.
-Możesz już iść. To wszystko na dzisiaj.
-Czy mogę wiedzieć, po co ci księga?-przebiłam się przez moją mechaniczną skorupę. Gdzie do cholery był Gabriel? Serce zaczęło mi bić szybciej. Co zrobi Carlisle, jeśli zorientuje się, że coś jest nie tak?
-Nieśmiertelność, Louise. Czyżbyś nie czytała jej wystarczająco uważnie?-Carlisle wywrócił oczami.-Mam jeszcze coś do załatwienia. Cedric, nie zapomnij o tym, co masz dzisiaj zrobić. Louise, możesz już znikać.-Carlisle wyszedł, nie spoglądając na mnie. W tym momencie poczułam dłoń Gabriela na mojej i przenieśliśmy się znów do domu.
Odetchnęłam z ulgą.
-Czemu tak długo?-spojrzałam na niego oskarżycielsko.
-Musiałem znaleźć pokój Loli, przepraszam.-Gabe pocałował mnie szybko.-O czym mówili?
-Carlisle chce księgi. Mamy jakiś tydzień, ale... nie wiem, czemu tak długo.-przyznałam.-Znalazłeś Lolę?
-Tak. Chciałem ją zabrać, ale domyśliłem się, że jeszcze nie jest pora.-przyznał, trzymając mnie cały czas za ręce.
-To co teraz?-Louis popatrzył na nas z dezaprobatą.-Mamy jakiś plan?
Spojrzałam na Gabriela, a potem na Louisa.
-Mamy tydzień na wymyślenie takowego.-stwierdziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz