poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział 150 ~ Tessa

Lynette wyszła i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar niedługo wracać. Szukanie jej w nocy po mieście było bezsensowne, ale mogłam przynajmniej odpocząć, oczyścić myśli. W zamkniętym pokoju hotelowym nie byłam w stanie tego zrobić.
Cisza i spokój, przynajmniej w tej części miasta. Z jednej strony miałam wrażenie, że jestem zupełnie sama, ale z drugiej, nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Nie pomyliłam się. Poczułam po prostu zapierające dech w piersi uderzenie w plecy i upadłam na ziemię.
Musiałam się skupić. Odwróciłam się i zablokowałam kopnięcie od drobnej postaci. Szybko podniosłam się na nogi, starając się wytworzyć jakąś tarczę wokół siebie, chroniącą chociaż przed magią. Nie byłam pewna czy się udało. Napastnik znów zaatakował, ale blokowałam wszystkie ciosy. Jednak kiedy spróbowałam sama zaatakować, postać chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę muru. Uderzyłam o niego głową i upadłam na ziemię, czując pulsujący ból głowy. A potem pazury, które zadrapały głęboko mój brzuch. Wrzasnęłam z bólu, a napastnik uderzył mnie w twarz. I znowu.
-Noems, wystarczy!-krzyk dziewczyny. Postać, która mnie zaatakowała, przestała. W końcu mogłam złapać oddech, chociaż wszystko mnie bolało od zadanych ciosów. Popatrzyłam na osobę, która mnie zaatakowała. Drobna dziewczyna z długimi, ciemnymi włosami, zaplecionymi w warkoczyki. Miała ciemną karnację i było w niej coś znajomego. Nie wiedziałam tylko co.
-Patrzcie, patrzcie, co my tutaj mamy.-zobaczyłam nad sobą twarz jakiegoś chłopaka. Uśmiechnął się rozbawiony i wziął głęboki wdech.-Czarownica.
-To pewnie Tessa Dekker.-zauważyła dziewczyna, która mnie zaatakowała. Ta druga podeszła do mnie i popatrzyła na rany.
-Noemie, przesadziłaś.-popatrzyła karcąco na niższą od siebie dziewczynę.-Te rany będą się leczyć dość długo.
-Jest czarownicą. Na pewno zna jakieś zaklęcia albo miksturki, które ją uleczą.-westchnęła Noemie beznamiętnie. Potem spojrzała na mnie i złagodniała. Kucnęła koło drugiej dziewczyny.-Wybacz.-zwróciła się do mnie.-Nie chciałam cię skrzywdzić... tak bardzo.
-Cz... czemu?-wydusiłam z siebie, uciskając wciąż ranę na brzuchu. Noemie spojrzała na chłopaka, który uśmiechnął się lekko i kucnął nade mną z drugiej strony.
-Blaise wyczuł wiedźmę. Nie wiedzieliśmy, że Dekkerowie mają moc, a skoro nie poznałam cię po zapachu, to pomyśleliśmy, że jesteś intruzem. Albo wrogiem.-wyjaśniła Noemie.
-Trzeba ją zabrać do Instytutu.-zarządziła krótkowłosa blondynka.-Blaise, potrzebuję kawałka materiału, czystego, żeby zatamować krwawienie. Zedrzyj z siebie koszulę czy coś. Lubisz to robić.
-Nie w miejscu publicznym!-zaprotestował chłopak z rozbawieniem.
-Nikogo tu nie ma.-blondynka wywróciła oczami.-Noems, dzwoń do Instytutu, czy ktoś jeszcze tam jest. Najlepiej ktoś ze skrzydła medycznego. Tesso, obrażenia nie są bardzo poważne, ale gojenie trochę potrwa. Dasz radę, prawda?
-Mam wybór?-spytałam, zaciskając zęby. Blondynka uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Nie za bardzo.-podniosła głowę.-Blaise, co z tym materiałem? Jeśli ona się wykrwawi, to obiecuję, że utnę ci części ciała, których nie chciałbyś stracić!-zawołała, jednak delikatny uśmiech nie znikał jej z twarzy.
-Wisisz mi koszulę, Raph!-westchnął Blaise i ściągnął kurtkę, a potem koszulę i rozerwał ją. Podał dziewczynie nazwanej Raph i założył kurtkę.-Idę po samochód.
Blaise odbiegł, a Noemie w tym czasie podeszła do nas. Zaczęłam wtedy powoli odpływać. Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam. Ciemnoskóra dziewczyna zaczęła coś mówić, ale już nie słyszałam co. Po chwili odpłynęłam całkowicie.

Ocknęłam się w samochodzie, z głową na kolanach Raph. Akurat zwalnialiśmy. Dziewczyna zauważyła, że się obudziłam i uśmiechnęła się kojąco, jakbym od tego uśmiechu miała zapomnieć o wyrwach w brzuchu.
-Spokojnie. Właśnie dojeżdżamy.-powiedziała cicho.
-O cholera!-pisnęła Noemie i zahamowała gwałtownie, po czym skuliła się na fotelu.-Colette tu jest. Jeśli nas zobaczy, prawdopodobnie wszyscy zginiemy.
-Szlag. Co ona tu robi tak późno?-mruknął Blaise, kuląc się. Raph też schowała głowę niżej.
-Nie wiem.-Noemie wychyliła się na chwilę, żeby spojrzeć na Colette.-Jest jeszcze lepiej. Jest z nią Lynette Martin.
Poczułam dziwne uczucie w brzuchu, które nie miało nic wspólnego z faktem, że był on rozwalony przez zwierzęce pazury.
-Odjechały.-poinformował Blaise i cała trójka odetchnęła z ulgą, a chwilę później ja znów straciłam przytomność.
-Tessa. Tessa.-ktoś delikatnie próbował mnie obudzić. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Blaise'a. Chłopak wywrócił oczami, gdy zobaczył, że w końcu się obudziłam.-No nareszcie. Raph bała się, że już po tobie.
-Ty też panikowałeś.-zauważyła Raph. Blaise znów wywrócił oczami.
-Ja nie...-chciał zaprotestować, ale do pokoju wszedł mężczyzna, trochę starszy od nas i mu przerwał.
-Blaise, proszę cię, cicho. Odsuńcie się, dajcie pannie Dekker oddychać.-powiedział, po czym zwrócił się do mnie.-Jak się czujesz?
-Jak trup.-przyznałam cicho, zmęczonym głosem.-Mogę dostać wody?
-Jasne, Raph zaraz po nią pójdzie. Załatałem twój brzuch i oczyściłem wszystkie rany. Będziesz miała kilka siniaków i zalecałbym ci nie przemęczanie się - Noemie zatopiła pazury dość głęboko. To się zagoi, ale lepiej nie testować granic.-uśmiechnął się.-Możesz wrócić do siebie, jestem pewien, że ta wspaniała trójka chętnie cię odwiezie. Jeśli nie czujesz się na siłach, Blaise znajdzie ci na pewno wolny pokój. Przyjdź jutro sprawdzić te rany.
-Do kogo mam przyjść?-spytałam, uprzednio połykając wodę, którą podała mi Raph.
-Pytaj o Jaquesa.-odpowiedział chłopak, wychodząc i puszczając mi oczko. Uśmiechnęłam się lekko. Noemie podeszła do mnie.
-Jeszcze raz przepraszam za te rany. Może... nie wspominaj o tym ojcu, dobra?-poprosiła. Chciałam się zaśmiać, ale ból brzucha skutecznie mi to uniemożliwił.
-Nic nie powiem.-obiecałam.-Odwieziecie mnie do hotelu? Lyn będzie się martwić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz