niedziela, 6 października 2013

Rozdział XLIV - Florence

Siedziałam na łóżku i czytałam artykuł o rozmowach z duchami. Nie wierzyłam w takie sprawy, ale warto spróbować. Skupiłam się na Louise. Po chwili pojawiła się jej postać.
-W końcu! Myślałam że wiecznie będziesz myśleć że jestem tylko twoim uronieniem. Ja rozumiem masz ze sobą problemy ale ja tu jestem. A ty mnie skutecznie od siebie odcięłaś. Tak się nie postępuje siostrzyczko!- powiedziała oburzona.
-Spoko, nie ma problemu. -uśmiechnęłam się. - Co u Ciebie?
-A no nic, obserwuje sobie twoje nudne szpitalne życie, no i umarłam. Nic nowego. - powiedziała wywracając oczami.
-Przepraszam, ale jak lądujesz w wariatkowie to się zastanawiasz czy wariujesz. - odpowiedziałam skruszona.
-No już dobrze. - odpowiedziała uśmiechając się.
-Trochę dziwnie się czuję. Szkoda że nie mogę cię przytulić. - powiedziałam cicho. - Dlaczego właściwie jesteś duchem? W sensie utknęłaś tu.
-Trudno to wyjaśnić. Chciałam przejść na drugą stronę ale coś mnie zatrzymywało. Uczucia Lyn, twoje i Gabriela, trudno było rozróżnić które mocniej. Więc zostałam.
-Zawsze tak tu będziesz?
-Nie wiem. -wzruszyła ramionami. -Ktoś idzie! Wrócę później.
Po chwili usłyszałam pukanie a następnie w drzwiach pojawiły się dwie postacie.
-Florence, czy ty zawsze musisz się wpakować w jakieś bagno? - powiedział Cameron. Druga towarzysząca mu postać, roześmiała się.
-Jake? Cameron? Gdzie wy do cholery się podziewaliście? - rzuciłam im się na szyje.
-Na Jamajce, zioło paliliśmy. - odpowiedział Cameron.
-Jasne, ja natomiast zostałam profesjonalną striptizerką. - mruknęłam.
-Pokażesz? - wyrwało się Jake'owi. Roześmialiśmy się.
-Mamy dla ciebie coś. - Cameron podał mi mój telefon. - Oddali ci. Chcieliśmy sobie poczytać twoje niegrzeczne esemesy z Dekkerem ale masz blokadę.
Pokazałam mu język. Odblokowałam telefon na którym było sporo wiadomości. Odczytałam najnowszą.
,,Kto by pomyślał, twoja rodzina, przyjaciele i chłopak mają przed tobą sekrety. Siedzą razem i spiskują. Jedź do posiadłości w Cambridge po odpowiedzi. Inaczej ktoś niedoświadczony pożałuje. 
-Przyjaciel'' 
W załączniku znajdowało się zdjęcie gdzie Dekkerowie, Lyn, jakiś obcy mężczyzna oraz moja matka. Na podłodze siedziała Ivy i bawiła się z psami. Przeraziłam się. Nie mogłam pozwolić żeby Ivy stała się krzywda.
-Chłopaki, co byście powiedzieli na wypad do Cambridge na weekend? My i jeszcze Alyssa. W prawdzie mam wyjść w poniedziałek ale znając wasze umiejętności to uda wam się zwolnić mnie i Alyssę wcześniej. Dla Lys weźcie albo zwolnienie tymczasowe albo coś. O ile chcecie. -uśmiechnęłam się.
-Jasne! - powiedział z entuzjazmem Cameron.
Jake skinął głową.
-Tylko nikt nie może się dowiedzieć. Ja załatwię żeby wszyscy myśleli że tu będę jeszcze do poniedziałku. -uśmiechnęłam się.
-Jasne, to pójdziemy załatwić to i owo i wrócimy po was. - puścili oko i wyszli.
Zadzwoniłam do osób zajmujących się rezydencją i uprzedziłam o przyjeździe tak aby mogli wszystko przygotować. Następną osobą odwiedzającą mnie była Lyn. Powitałam ją z uśmiechem.
-Jak się czujesz? - zapytała mnie.
-Nie narzekam. W końcu mnie wypisują. A to już powód do radości. -uśmiechnęłam się. - A u Ciebie jak?
-A lepiej już. Nie umie się przyzwyczaić do zmian. - westchnęła.
-Rozumiem. Wszystko tak gwałtownie się zmieniło. Nawet nie wiedziałam że Louise tu jest. A tu bum! Pojawia się ona, Gabriel przestał jeździć w wyścigach, ja i Evan zostaliśmy parą, poznałam Ciebie. Całe życie do góry nogami.
Zaśmiała się.
-Louise już taka była. - uśmiechnęła się. Zauważyłam w jej zachowaniu coś dziwnego. Nie potrafiłam tego zinterpretować, ale ewidentnie coś było nie tak. Muszę się dowiedzieć co. Ale to po weekendzie. Mam dowód że ,,Przyjaciel'' miał racje.
-A co z Gabrielem? Wyszedł już? -zmieniłam gwałtownie temat.
-Tak, dziś rano. - uśmiechnęła się. - Jego rodzina miała jakąś naradę. Rodzinne sprawy. Podobno jego ojciec chce się osiedlić tutaj ale ich macocha kręci nosem.
W tym co mówiła nie wszystko było prawdą. Czułam to.
-To będzie ciekawe. A jak Rickey? - znów zmiana tematu.
-Tęskni za swoją panią. - Lyn spojrzała na zegarek. - Muszę już iść. Do zobaczenia w poniedziałek.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła. Czekałam tylko na przyjście Christiana. I pojawił się nie całą godzinę później. Wprowadziłam go w mój plan. Zgodził się i obiecał że nikomu nic nie powie. Potem mi  pomógł się spakować. Zajęło to więcej czasu niż myślałam. Potem już czekałam na pielęgniarkę. Kiedy weszła od razu się zerwałam. Byłam wolna. Dołączyłam do Jake i Cam'a i wspólnie zaczekaliśmy na Alyssę. Przyszła chwilę później z walizką i torbą.
-Florence, o co chodzi? Powiedzieli że jestem wypisana i jadę gdzieś z przystojnymi mężczyznami.
Zaśmiałam się.
-No cóż, udało mi się Ciebie stąd wyciągnąć, jedziemy do Cambrige na weekend... - odwróciłam się i spojrzałam za Cam'a i Jake'a. - Ale przystojnych mężczyzn nie widzę. - zaśmiała się. - Chłopaki to jest Alyssa, moja kompanka wśród świrów. -zwróciłam się do Lys. - To natomiast są Cameron i Jake. Są łowcami i moimi przyjaciółmi. Możesz na nich liczyć.
Uśmiechnęłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę samochodu. Jechaliśmy mustangiem Camerona. Uwielbiałam to auto. Cameron pozwolił mi prowadzić a sam wgramolił się na tylne siedzenie obok Aly. Obok mnie usiadł Jake i uśmiechnął się do mnie. Odjechaliśmy. Droga minęła nam na gadaniu o różnych pierdołach. Cieszyłam się z wolności. Rezydencja Fitzgeraldów mieściła się na skraju miasta. Podjechałam pod bramę i poczekałam aż się otworzy. Następnie podjechałam pod dom. Nie zmienił się odkąd tu byłam ostatni raz. Drzwi otworzyła nam poczciwa nieco starawa Amestia. Pracowała u mojego wujka od wielu lat a mi zastępowała babcię. Postawiliśmy torby i obeszliśmy dom i jezioro.
-Pięknie tu. - powiedziała Lys.
-Co tu właściwie robimy? -zapytał Jake.
-Odpoczywamy. -wywróciłam oczami. -Po tym wszystkim chce odpocząć z przyjaciółmi.
-No właśnie! - Cameron wziął mnie pod ramię. -  Nie narzekaj babciu.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę salonu.
-Pod traktuj to jako VIP-owską imprezę. - powiedziałam do Jake'a uruchamiając odtwarzacz. Następnie otworzyłam barek. - Częstujcie się! Wszystko nasze!
Wzięłam butelkę martini i napiłam się.
Cameron kręcił się przy Alyssie. A może mi się wydawało. Pod wieczór Cam i Lys mieli już nieźle w czubie, wyszłam na taras i spojrzałam na jezioro.
-Nie za zimno? -Jake okrył mi ramiona kurtką.
-Dziękuje -uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz? - przyjrzał mi się z troską.
-Dobrze. Już jest dobrze. - skłamałam.
Podszedł do mnie.
-Florence. -szepnął po czym nachylił się z zamiarem pocałowania mnie. Odsunęłam się.
-Nie mogę. - szepnęłam. - Jestem z Evanem.
-Rozumiem. - widziałam ból w jego oczach. - Nie jesteś mi obojętna.
-Jesteś moim przyjacielem. - odpowiedziałam. - Ale mam Evana.
Skinął głową. Dołączyliśmy do pozostałych. Po północy wszyscy stwierdziliśmy że chce nam się spać. Rozlokowałam przyjaciół i poczekałam aż zasną. Wymknęłam się z pokoju i poszłam do biura wujka. Było tu dużo informacji. Między innymi księgi czarów i informacje na temat osuszaczy. Pozbierałam wszystko i postanowiłam się zająć tym w domu.
Po chwili dostałam sms.
,,Teraz ty masz sekret przed nimi. Evan nie będzie szczęśliwy.- P''
Załącznikiem było zdjęcie z tarasu. Przeklnęłam cicho. Będe musiała zająć się panem P.
Na następny dzień obudziłam się z krzykiem. Wszyscy stali przy łóżku.
-Coś niedobrego się dzieje. Wracamy do Liverpool'u.

2 komentarze:

  1. Karrieł? Sarbie? Gdzie kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne. Nie chodzi o opowiadanie które ma ciekawą fabułę, coś innego, co może zainteresować dużą grupę czytelników tego typu opowiadań lecz chodzi o częstość publikacji. Rozumiem że szkoła bądź studia, ale zapowiadacie się obiecująco więc nie zniszczcie tego. ~Kibicujący wam fan ;)

    OdpowiedzUsuń