piątek, 4 października 2013

Rozdział XLII - Florence

Spałam sobie smacznie kiedy ktoś zapukał cicho. Do pokoju weszły dwie osoby.
-Śpisz? -Alyssa zapytała chichocząc. -Floooo! Obudź się.
-Czego się drzesz? Co tu robisz? Która godzina? -zapytałam zaspana. 
-Wcale się nie drę, przyszliśmy do Ciebie pogadać i jest trzecia w nocy. - odpowiedziała i zapaliła lampkę. Za nią stał Michael z torbą.
-Co tu robisz? -spytałam zaskoczona wstając.
-No więc, Michael jest wiedźmą. I łowcą. I on jest pokojowo nastawiony. -Alyssa chichotała jak głupia.
-Co wy jej za tabletki dajecie?! Też takie chce. - powiedziałam do Michaela.
-Daj spokój, mamy wino, paluszki i papierosy. - odpowiedział.
-Wow, podryw na metala? Jak mniemam po wypiciu wina zaczniemy tańczyć pogo bez ubrań. - mruknęłam z przekąsem.
-Mi pasuje! - odpowiedział wesoło.
-Dajcie spokój, jedno i drugie. Przyszlibyśmy wcześniej ale był problem. Wstawaj gości masz! - mruknęła mi do ucha.
-Nawet tu nie mogę się wyspać. -mruknęłam i siadłam na podłodze. -Okej, wyjaśnij mi twój fenomen łowcza czarownico. -zwróciłam się do Michaela.
-No więc na świecie zdarzają się łowcy obdarzeni magią, to taka specjalna moc, jakby dwie atomówki w jednej.
Wybuchłam śmiechem a Alyssa mi zawtórowała natomiast Michael spiorunował nas wzrokiem.
-Takie umiejętności zdarzają się dosyć rzadko a i pojawiają się w różnym wieku. Taki jest mój fenomen. - zakończył opowieść.
-To było głębokie. - powiedziała Lys udając powagę.
Zaśmiałam się.
-Dobra! Ile ona wypiła? -zapytałam Michaela.
-Zwędziła mi jedną butelkę. - odpowiedział śmiejąc się. - Tak właściwie dlaczego ty tu siedzisz?
-Właściwie to nie wiem. A dlaczego właśnie ty tu siedzisz i narażasz się na konsekwencje? - spojrzałam na niego.
-Co mi szkodzi? - odpowiedział.
-Widzisz! On ma takie Yolo na życie! - odpowiedziała Alyssa. - Właściwie ja tu nie chce siedzieć. Chce stąd wyjść i zacząć spokojne życie. - posmutniała. - Chce kontynuować studia, znaleźć mieszkanie, pracę i przestać być wyrzutkiem.
-A ja bym chciał podróżować i imprezować. W sumie i jedno i drugie. -zaśmiał się.- A ty czego chcesz Florence?
-Sama nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, odkąd Louise umarłam moje życie zatrzymało się. Nie wiedziałam co chcę robić. -Musimy gadać o takich smutnych rzeczach?
-No w sumie nie. Ale najlepiej poznać się od bagiennej strony a potem gadać o fajnych rzeczach. - odpowiedziała Alyssa. - Właściwie dlaczego tu pracujesz? I jak to możliwe? Jesteś o rok starszy od nas!
-Uczyłem się w domu przyspieszonym tokiem nauki. A pracuję bo nie wiem co chcę jeszcze robić.
-Dlatego zrobiłeś sobie przystanek w świruskowie? -zapytałam.
-Mniej więcej. - odpowiedział z uśmieszkiem. -A propo waszego zbierania informacji na temat wojny czarownic, macie coś nowego?
Następnie wymieniliśmy się informacjami.
-Nie widzę sensu szukania informacji, jeśli to diabelskie nasienie lub jego potomek chodzi po świecie to przyjdzie po nas, ale równie dobrze może już gdzieś leży w ziemi i raczej nic go nie obchodzi. - powiedziałam po długim namyśle. - To nie nasza wojna tylko naszych rodziców, my powinniśmy zająć się sobą.
Moi goście spojrzeli na mnie zdziwieni ale nie skomentowali tego. Po piątej postanowili sie wymknąć a ja zdrzemnąć. Rano przyszła do mnie doktorka, zapominałam jej imienia a że nie nosiła plakietki po prostu zwracałam się do niej pani doktor. Popytała co u mnie i jak się czuje. Odpowiadałam zgodnie z prawdą.
-Mam dla ciebie świetne wieści - powiedziała wychodząc.
-Jakie? - zapytałam zdziwiona. Może dostanę te tabletki co Alyssa.
-Pod koniec tygodnia cię wypisujemy. -uśmiechnęła sie i zamknęła za sobą drzwi. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Nie byłam gotowa do wyjścia. Bałam się go. Bałam się ,,Przyjaciela'', domu bez Louise i wszystkiego. Około południa ktoś otworzył drzwi, najpierw nikt się nie pokazywał, ale po chwili ujrzałam dziewczynkę o długi blond włosach i mocno niebieskich oczach.
-Ivy? Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona.
-Przyszliśmy cię odwiedzić - powiedziała wchodząc do pokoju. - Evan rozmawia z lekarzem. Dziewczynka wspięła się na łóżko i przytuliła mnie mocno. Objęłam ją. Bardzo rzadko widywałam Ivy iż jej ojciec wysłał ją do szkoły z internatem. Ale kiedy bywała u Evana i Gabriela to bardzo często się nią opiekowałam.
-Tata i Evan powiedzieli że leżysz w takim szpitalu i mi się bardzo smutno zrobiło ale bardzo chciałam cię odwiedzić. Tata nic nie wie ale Evan dał się przekonać. Nie jesteś zła? - spojrzała na mnie wyczekująco.
-Nie skąd. -uśmiechnęłam się do niej. - Cieszę się że przyszłaś. Bardzo.
Dziewczynka uśmiechnęła sie szeroko. Zdjęła plecaczek który miała na sobie.
-Mam dla ciebie laurkę i cukierki. Zawsze jem cukierki jak mi smutno. No chyba że moja nadęta macocha albo opiekunka nade mną ślęczy. Wtedy wolę ich nie wyjmować bo mi je zabierają. - otworzyła plecak i podała mi woreczek z cukierkami i kartkę.- To jesteś ty, taka uśmiechnięta. Jak wtedy co przyjechałaś z Evanem i Gabrielem do naszego domu i jak jeździliśmy razem konno  a potem wyzwałaś mojego tatę na pojedynek siatkówki. I pomogłaś Tessie wybrać strój na tańce! Wtedy było fajnie! A teraz ty jesteś taka smutna, Gabriel też i Evan. A przy tacie kręci się ta wstrętna zołza.
Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę ta wasza macocha jest taka zła? -wprawdzie widziałam ją dwa razy ale na krótko.
-Tak! Czasami mam nadzieje że tak się naje że pęknie. Nie lubimy jej. Tata też nie jest szczęśliwy. Ale udaje. Wszyscy w tej rodzinie coś udają. Ale Evan cię mocno kocha. Pytałam go! A on mnie nigdy nie okłamuje. -Mała trajkotała wesoło. Czasami marzyłam żeby mieć taką córkę.
Zaraz potem dołączył do nas Evan. Uśmiechnął się do mnie i posłał mi szybkiego całusa.
-Mam dobre wieści! Florence wypuszczają za tydzień! - powiedział wesoło. Ivy rzuciła mi się na szyje i zaczęła mi opowiadać gdzie razem pójdziemy. Spiorunowałam wzrokiem swojego chłopaka. Pewnie podejrzewał że będę chciała tu zostać dłużej a teraz nie miałam wyjścia.
Popołudnie spędziłam przyjemnie. Evan i ja tuliliśmy się do siebie a Ivy leżała nam na nogach i opowiadała o szkole. Dopiero Ivy uświadomiła mi że powinnam wrócić do normalności. Może nawet dam szansę Is. Wieczorem uśmiechnęłam się do samej siebie. Teraz będę silna. - pomyślałam. Dla Louise.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz