niedziela, 6 października 2013

Rozdział XLIII - Lynette.

-Nie.-wydusiłam z siebie, ledwo potrafiąc mówić. Tylko to jedno słowo wyszło z moich ust. Nie zdołałam powiedzieć nic więcej. Moje myśli pędziły jak szalone. To nie tak powinno się skończyć. Byliśmy tacy ostrożni, uważaliśmy, żeby się nie wychylać. Ale nie udało nam się. Nie, nie udało się mnie. Oni dadzą jakoś radę. Tylko bałam się o Tessę. Jeśli Gabriel już nie odzyska swojego dawnego nastroju, to ona nie wytrzyma. Skuliłam się ze strachu. Nigdy nie byłam odważna, a ta sytuacja mnie przerastała. Płakałam, błagałam o litość, jak ostatni tchórz. Ale tym przecież właśnie byłam.
-Cicho.-odezwała się postać, niegdyś tak mi bliska. Próbowałam stłumić szloch, ale nie potrafiłam. Nagle zabrakło mi powietrza. Ktoś, kogo mogłam nazwać kiedyś przyjacielem nie ruszył się z miejsca, ale za pomocą magii, nie dopuszczał do mnie powietrza, którego tak łapczywie próbowałam nabrać w obolałe płuca. Po chwili miałam mroczki przed oczami i nie widziałam już nic.

DWA DNI WCZEŚNIEJ

-Możecie wskrzesić Louise?-Gabe patrzył na Isleen i Conrada z nadzieją i niedowierzaniem.
-Jesteśmy w stanie to zrobić.-odparł mężczyzna opanowanym tonem. Zastanawiałam się, jak zareaguje Flo, ale postanowiłam nie dawać jej złudnej nadziei. Gabe mógł to jeszcze jakoś znieść, ale Florence nie byłaby w stanie poradzić sobie ze stratą Louise po raz drugi.
-To na co czekamy?-spytał chłopak, patrząc po kolei na nas wszystkich. Zacisnęłam usta i zerknęłam na Tessę, która uniosła brew i wzruszyła ramionami.
-Prawdę mówiąc, czekaliśmy na ciebie.-stwierdziła Isleen. Gabe posłał mi pytające spojrzenie, nie rozumiejąc, o co chodzi kobiecie.
-Uzgodniliśmy, że lepiej będzie, jeśli będziesz z nami w tym czasie.-odpowiedziałam.
-No to jestem. Nie traćmy czasu.-powiedział Gabe zdecydowanie. Tessa uśmiechnęła się, szczęśliwa, że jej brat wraca do normalności.
-Gabe ma rację.-odezwała się.-Louise na pewno nas obserwuje i zastanawia się, czemu się tak wleczemy.
-No to przywróćmy ją, żeby mogła nam to wygarnąć.-uśmiechnęłam się. Isleen i Conrad wymienili znaczące spojrzenia.
-Powinienem was tylko ostrzec, że Louise może... nie być taka, jak wcześniej.-wszyscy popatrzyliśmy na przywódcę czarowników zdziwieni. W salonie zapadła cisza.
-Nie interesuje mnie to.-Gabe przerwał milczenie.-Chcę po prostu odzyskać Lou. Nawet jeśli ona będzie inna, nawet jeśli nie będzie mnie już chciała - musi żyć.
-To wy zajmijcie się czarami, a ja pojadę do Florence.-powiedziałam i po chwili siedziałam w swoim samochodzie, jadąc w stronę szpitala psychiatrycznego. Kiedy weszłam do sali, Florence siedziała z Evanem i jego młodszą siostrą - Ivy. Uśmiechnęłam się na ten widok i ruszyłam w ich stronę, ale ktoś mnie zatrzymał. Odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, kogo się nie spodziewałam.
-Lys?-zapytałam, nie wierząc własnym oczom.
-Lynette.-dziewczyna patrzyła na mnie, jakby sama zobaczyła ducha.-Co ty tu robisz?
-Przyszłam odwiedzić... przyjaciółkę.-odparłam, nie wiedząc, jak inaczej nazwać Florence.-A ja powinnam ci zadać to samo pytanie.
-Siedzę tu od dziewięciu miesięcy.-Alyssa pociągnęła mnie na kanapę. Zerknęłam na Flo, nadal śmiejącą się w towarzystwie Evana i Ivy.
-Twoja ciotka powiedziała, że pojechałaś studiować do Londynu. Nie sądziłam, że... będziesz zamknięta... tutaj.-rozejrzałam się po ponurym pomieszczeniu. Lys się zaśmiała.
-Typowe dla niej. Nie podobał jej się mój sposób bycia, więc mnie tu zamknęła.-dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię, jak to miała w zwyczaju robić, gdy się denerwowała.
-Sposób bycia?-uniosłam brew pytająco. Lys przez chwilę nie odpowiadała. Znałam ją od liceum. Chodziłyśmy do jednej klasy, przyjaźniłyśmy się. Potem chciałyśmy zamieszkać razem na studiach, ale Lys musiała mieszkać ze swoją ciocią, która ograniczała jej kontakt ze społeczeństwem tak bardzo, jak to możliwe. Starałam się ją wprawdzie często odwiedzać, ale to nie było takie proste. W końcu 9 miesięcy temu, jej ciotka poinformowała mnie, że Lyssa wyjechała do Londynu studiować. Zapytałam, czemu nie dała mi wcześniej znać, ale kobieta zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
-Lyn, możesz pomyśleć, że zamknięto mnie tutaj słusznie, ale... uważam, że powinnam ci powiedzieć. Ja... nie jestem taka jak ty. Jestem czarownicą.-wyznała. Przez chwilę patrzyłam na nią w kompletnym szoku. Dlaczego wszystkie moje przyjaciółki muszą mieć magiczne zdolności?
-Wierzę ci. Moja zmarła przyjaciółka też nią była.-powiedziałam cicho.
-Siostra Florence, Louise?-Lys zmarszczyła brwi, a ja kiwnęłam głową.
-Rozmawiałaś z Florence?-dziewczyna kiwnęła głową, nadal intensywnie nad czymś myśląc.-Halo, Lys, co jest?
-Działasz jak magnes na wiedźmy, Lyn. Czym ty jesteś?

1 komentarz:

  1. Widzę, że moja znajoma, potomkini Mendelejewa odkryła nowy pierwiastek - MAGNEZ NA WIEDŹMY ;3 bosko <3

    OdpowiedzUsuń