Łapcie na początek ciąg dalszy co by było gdyby. Pozdrawiamy :*
Louise
Florence wyszła z Aaronem, zostawiając nas w niezręcznej sytuacji. Przez chwilę siedzieliśmy cicho, gdy nagle Lyn wstała i stwierdziła, że musi się przewietrzyć.
-Miałaś nie palić.-przypomniał jej Gabe. Na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się lekki uśmiech.
-Naprawdę idę się przewietrzyć. Możesz być spokojny o moje zdrowie.-zapewniła i niemalże wybiegła z mieszkania. Tessa popatrzyła na nas, unosząc brew i również wstała.
-Pójdę z nią. Bawcie się dobrze.-mruknęła i ruszyła za Lynette.
Zerknęłam na brata mojego chłopaka, a potem na samego Gabriela.
-Powinnam też was zostawić?
-Nie!-Gabe złapał mnie za rękę.-Nie, nie ma takiej potrzeby. Więc... Louise, to jest Evan, mój młodszy brat. Evan, kretynie, to jest Louise, moja dziewczyna i przyjaciółka Florence z Formby.
-Miło mi.-uścisnęłam rękę Evana, posyłając mu lekko wymuszony uśmiech. On zrobił to samo.
-Mnie również. Flo wspominała kiedyś o tobie. Jesteście bardzo podobne.-Evan mówił, ale nie patrzył na mnie. Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu.
-Evan, nie dałeś znać, że wracasz. Ojciec wie?-Gabe zmienił temat.
-Dzwoniłem do niego z lotniska, ale nie odbierał. Praca albo żona, kto wie co go zajmuje. Zarówno Conrad, jak i Elen potrafią dać niezły wycisk.
-Conrad?-wtrąciłam się szybko. Bracia wymienili szybkie spojrzenia.
-Szef ojca. Potrafi być strasznym dupkiem.-mruknął młodszy z nich.
-Czym właściwie wasz ojciec się zajmuje?-spytałam zaciekawiona. Gabriel nie wspominał o swoich rodzicach, o rodzeństwie właściwie też nie. O Evanie dowiedziałam się od Florence... Ale z drugiej strony znaliśmy się bardzo krótko i ja też nie powiedziałam mu aż tyle o sobie. Jednak coś mi w tym nie pasowało.
-Jeśli przyjaźniła się z Flo, to można założyć, że wie.-Evan popatrzył na brata, a ja rzuciłam im pytające spojrzenie.
-Wiem co?
-Wiesz o całym zamieszaniu. Magia, łowcy, instytut... Flo obracała się w tych kręgach, nasz ojciec pracuje dla Rady. Musisz coś o tym wiedzieć.
Zamarłam. Cholera jasna. Nie chciałam mieć nic wspólnego z magią, obiecałam to sobie dwa lata temu. Oczywiście, Flo to co innego, ale dlaczego idealny chłopak, na którym mi zależało musiał też mieć z tym jakieś koneksje?
-Wiem coś o tym.-powiedziałam, nie patrząc na żadnego z nich. Wstałam i gorączkowo zaczęłam się rozglądać za swoimi rzeczami. Przypomniałam sobie, że są w sypialni Gabriela. Poszłam po nie szybkim krokiem i wcisnęłam ubrania do torebki. Kiedy wyszłam, Gabriel złapał mnie i przyciągnął do siebie.
-Hej, skarbie, wszystko okay?-spytał zatroskany. Pokręciłam głową.
-Muszę... wyjść. Coś przemyśleć. Gabe, puść mnie. Potrzebuję trochę czasu, ja...-nie dokończyłam. Mroczki pojawiły mi się przed oczami, a następną rzeczą, jaką zobaczyłam, była moja sypialnia. Cholera, cholera, cholera. Nie chciałam mieć nic wspólnego z magią, a sama jej używałam. I to do czegoś tak tchórzliwego, jak teleportacja.
Florence.
- O czym myślisz? - spytał Aaron, czyszcząc czarnego wierzchowca, podczas gdy ja karmiłam jabłkiem białą klacz.
-Głupio mi, że zostawiłam Louise samą. - westchnęłam.
-Wszystko w porządku? Wydawałaś się taka szczęśliwa przy śniadaniu, dopóki nie wszedł Evan... - zaczął.
-Po prostu, stare dzieje. - skłamałam z uśmiechem. - Sądziłam, że nigdy go już nie zobaczę.
Sprawdziłam czy siodło jest dobrze zamocowane i dosiadłam swojej klaczy. Aaron po chwili zrobił to samo.
-To gdzie jedziemy? - spytałam, zmieniając temat.
-Zabieram Cię na piknik. - Aaron wzruszył ramionami i puścił się kłusem przede mną, po chwili dorównałam mu. Jechaliśmy w ciszy, każde z nas było zamyślone. Dojechaliśmy na małe wzgórze, gdzie znajdował się koc i koszyk piknikowy. Uśmiechnęłam się i zaskoczyłam z konia.
-Widzę, że pomyślałeś o wszystkim. - siadłam na kocu.
-Dokładnie. Mam twoją ulubioną sałatkę owocową, sok i coś na deser. - uśmiechnął się.
-Deserowy deser? - zaśmiałam się lekko. Aaron podał mi sałatkę. Wydawał się trochę spięty. Ale postanowiłam na razie przemilczeć.
-Florence? -zaczął Aaron, po chwili milczenia. Spojrzałam na niego zaciekawiona. - Muszę Cię o coś zapytać.
-Coś się stało?
-Po prostu spędzamy ze sobą wiele czasu, od dawna nie byliśmy z nikim innym. Właściwie jesteśmy parą od kilku miesięcy. Wiem, że to może wcześnie ale nie musisz od razu się zgadzać czy stać przed ołtarzem. Ale chce cię prosić o rękę.
-Słucham? - powiedziałam zaskoczona.
-Wyjdziesz za mnie? - spytał otwierając pudełeczko z pierścionkiem.
-Aaron. - powiedziałam, po chwili. -Ja nie mogę... Wybacz mi.
Nim zdążył coś powiedzieć, dosiadłam swoją klacz i wróciłam do ośrodka. Opuściłam ośrodek w momencie gdy zaczęło padać. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się pod drzwiami Dekkerów. Gdy zapukałam, stwierdziłam, że to idiotyczny pomysł. Chciałam już odejść, lecz w tym momencie otworzył mi Evan.
-Florence? Co tu robisz? Coś się stało? - chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Musiałam wyglądać okropnie. Przemoczona, zapłakana.
-Nie. Tak. Aaron mi się oświadczył. I ja nie zgodziłam się. Może gdybyś nie wrócił. Ale wróciłeś. A wraz z tobą, uczucia jakie do Ciebie żywię. Kocham Cię odkąd się poznaliśmy. Jestem idiotką, że dopiero teraz się na to zdobywam, pewnie masz dziewczynę w Nowym Jorku już. Ale dziś zrozumiałam, że jeśli Ci tego nie powiem, to nigdy nie będę mogła ułożyć sobie życia. Więc, kocham Cię cholerny Evanie Dekkerze. Kocham twoje poczucie humoru, twoją troskę o najbliższych. Kocham jak przeczesujesz włosy. Kocham wszystkie twoje cholerne wady i zalety. I właśnie bredzę bez sensu, ale tak jest. -westchnęłam zmęczona. - Przepraszam. Musiałam Ci to powiedzieć.
Już miałam odejść, gdy Evan złapał mnie za rękę i wciągnął do swojego domu. Oparł mnie o drzwi i spojrzał na mnie uśmiechnięty. Nim zdążyłam zrozumieć sytuacje, jego wargi dotknęły moich łącząc je w najbardziej romantycznym, namiętnym, pełnym pożądania i pasji pocałunku.
-Ja Ciebie też kocham Florence Fitzgerlad. O tobie się nie da zapomnieć. - szepnął - Tak bardzo marzyłem o tej chwili.
Louise
Mieszkanie było puste. Lyn najwyraźniej zagadała się z Tess, co raczej wychodziło dla mnie na plus.
Musiałam czymś zająć myśli. Usiadłam przy biurku i zajęłam się papierkową robotą. Było tego sporo, ale podobało mi się to. Nie musiałam myśleć o tym, że Gabriel należy do tego samego świata, który chciałam opuścić. Nie miało znaczenia czy jest czarownikiem, czy łowcą, czy venator, czyli pewną odmianą łowcy. Podlegał Radzie, Instytutowi, był związany z magią.
Przeglądając papiery, trafiłam na dużą kopertę. Myślałam, że zostawiłam ją w pracy, ale najwyraźniej zabrałam ją przypadkiem z innymi papierami. Otworzyłam ją i zamarłam. Nie, to nie może być prawda. Przez ostatni tydzień ignorowałam coś, czego szukałam tak długo... Moi prawdziwi rodzice, Isleen i Christian Jesselowie, mieszkali pod adresem zapisanym na tej kartce.
Sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić dojazd. 3 nieodebrane połączenia od Gabriela postanowiłam chwilowo zignorować. Sprawdziłam drogę. Jeśli będą korki, to zajmie to koło półtorej godziny, ale liczyłam, że mi się poszczęści.
Przebrałam się we własne ciuchy i chwilę później siedziałam w samochodzie. Gabriel znów zadzwonił. Nie mogłam ignorować go cały dzień.
-Tak?
-Lou, martwiłem się! Wszystko okay? Ty po prostu... zniknęłaś.
-Czasem mi się to zdarza.-powiedziałam cicho.-Wszystko jest okay. Nie musisz się martwić.
-Możesz to powtórzyć milion razy i nie sprawi to, że tak się stanie. Gdzie jesteś?-spytał zatroskany.
-W drodze. Muszę coś załatwić, wrócę pewnie wieczorem. Powinnam kończyć, pa!-rozłączyłam się szybko i schowałam telefon do torby. Potrzebowałam czasu, na przemyślenie tego wszystkiego.
Po godzinie byłam już prawie na miejscu. Podjechałam pod właściwy adres i zaparkowałam samochód. Ale nie czułam się na siłach, żeby z niego wysiąść. Faktycznie powinnam poprosić kogoś, żeby pojechał ze mną... Nie. Natychmiast odgoniłam od siebie tę myśl. Jestem w stanie dać sobie radę sama.
Wysiadłam i nacisnęłam dzwonek przy furtce, rozglądając się dookoła. Skrzynka pocztowa podpisana ich nazwiskiem, przystrzyżony trawnik, zadbany ogródek. Nagle drzwi się otworzyły.
-Hej.-chłopak, na oko dziewiętnastolatek, podszedł do furtki.-Mogę w czymś pomóc?
-Ja...-na chwilę mnie zamurowało. Albo trafiłam pod zły adres, albo miałam młodszego brata w wieku Luke'a. Szybko się otrząsnęłam.-Szukam Isleen i Christiana Jesselów. To ich dom, prawda?
-Tak. Wejdź.-chłopak otworzył furtkę i wpuścił mnie do środka.-Jestem Matt.
-Louise Tempest.-uścisnęłam dłoń chłopaka, a on popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Cholera. Rodzice się ucieszą. Chodź.-Matt ruszył przodem. Wszedł do domu i od progu krzyknął.-Is, Christian! Zobaczcie kto przyjechał.
Do przedpokoju weszła kobieta, a za nią mężczyzna. Spojrzałam na nich zaskoczona, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
-Louise!-Isleen rozpoznała mnie od razu.-Nie przyjechałaś z siostrą?
-Siostrą?-zaczynałam rozumieć coraz mniej. Kobieta spojrzała na mnie z naganą, jakby odpowiedź na moje pytanie była oczywista.
-Florence, twoją bliźniaczką!
Florence.
Leżałam wtulona w Evana z lekkim uśmiechem. Chłopak kreślił kółka po mojej dłoni.
-Masz kogoś w Nowym Jorku? - spytałam cicho.
-Nie. Cały tamten czas spędzałem w galeriach sztuki, archiwach i tak dalej. - zaśmiał się cicho. Uśmiechnęłam się lekko. Spokój przerwał dźwięk mojego telefonu. Odebrałam.
-Witaj Florence. - usłyszałam znajomy głos wujka.
-Cześć! W końcu dzwonisz. - uśmiechnęłam sie.
-Jestem z Sarą w Liverpoolu. Może wpadniesz do nas?
-Nas? - uśmiechnęłam się lekko. - Masz mi chyba sporo do opowiedzenia.
-Żebyś wiedziała. - zaśmiał się nerwowo. - To wpadniesz, może tak za godzinę?
-Jasne. Wyślij mi tylko adres. -uśmiechnęłam się lekko i rozłączyłam telefon.
-Musisz iść? - Evan spojrzał na mnie.
-Chodź ze mną. - uśmiechnęłam się lekko. - John się ucieszy.
-W takim razie nie mogę odmówić - Evan objął mnie z uśmiechem, w odpowiedzi pocałowałam go delikatnie. Godzinę później, staliśmy przed drzwiami Johna. Ściskałam nerwowo rękę Evana. Po chwili, drzwi się otworzyły i stała w nich ruda dziewczyna.
-Jesteś Florence? - spytała z uśmiechem. - Jestem Eloise!
-Tak, a to Evan. - powiedziałam zaskoczona. - Miło mi cię poznać Eloise.
-Wejdźcie! - uśmiechnęła się. - Rodzice już na was czekają.
Rodzice? Byłam coraz bardziej zdezorientowana. Evan objął mnie w pasie, starając się dodać mi otuchy. Sara i John siedzieli w salonie. Prócz nich siedział tam chłopak, który mógł uchodzić za bliźniaka Eloise.
-Florence! Evan! - powiedział uśmiechnięty John. - Witajcie. Miło was widzieć. Razem?
-Razem. - mruknęłam i przytuliłam wujka. Następnie przywitałam się z Sarą. - Czy cos się stało?
-Zrobię herbaty! - powiedziała nagle Sara. - Eloise, Elias pomożecie mi!
Siadłam na kanapie, Evan siadł obok obejmując mnie lekko.
-Florence. - zaczął John. - Czas żebyś poznała prawdę, proszę nie miej mi tego za złe. Musiałem obiecać komuś kiedyś, że nie będziesz znała prawdy. Ale czas tej obietnicy już się skończył.
-Zaczynam się bać. - szepnęłam.
-Nie wiem od czego zacząć. - John przeczesał nerwowo włosy. - Wiesz, że zawsze będę dla Ciebie. Zawsze możesz na mnie liczyć. Mam cichą nadzieje, że nasze relacje się nie zmienią po tym wszystkim. Więc poznałaś właśnie Eloise i Eliasa. Moje biologiczne dzieci. Z Sarą. Nie mogłem się nimi zająć, ponieważ zajmowałem się tobą. Twoi rodzice powierzyli mi twoje życie. Ma to związek z wojną o władzę w naszym świecie.
-Rozumiem. - uśmiechnęłam się lekko. - Ciesze się. Naprawdę! Będę miała rodzeństwo którego nigdy nie miałam!
-Miałaś. Właściwie masz. - powiedział cicho John. - Masz siostrę bliźniaczkę. A także dwóch młodszych braci.
-To niemożliwe. Przecież moi rodzice nie żyją.
-Żyją. I mają się dobrze. Christian i Isleen Jesselowie, są twoimi prawdziwymi rodzicami. Mają synów Matta i Phila. - powiedział spokojnie. - Powody dla których się dowiadujesz o tym dopiero teraz są ściśle powiązane z tamtymi czasami.
-A moja bliźniaczka? - szepnęłam cicho.
-Już ją znasz. - powiedział John. - To Louise.
-Louise? - spytał Evan, odzywając się po raz pierwszy odkąd tu weszliśmy.
-Tak. - John spojrzał na mnie. - Naprawdę sądziłem, że sama się domyślisz. Jesteście podobne. Przecież Louise ma urodziny dzień po tobie. Nie mogłem Ci powiedzieć o tym wprost, ale dlatego zamieszkaliśmy w Formby. Chciałem, byś wychowywała się obok niej. Powinnaś się z nią skontaktować. Minęło już pięć lat.
-Lou jest dziewczyną mojego brata. - powiedział Evan. -Już się spotkały.
-Muszę znaleźć Louise! - zerwałam się i wybiegłam z domu Johna.
Louise
Siedziałam w samochodzie, nie mogąc przestać myśleć o tym, co się właśnie wydarzyło. Florence jest moją bliźniaczką. Mam dwóch młodszych braci. Rodziców tu i tych w Formby... Czy to musiało być tak skomplikowane?
W tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Florence.
-Hm?-mruknęłam w słuchawkę zmęczonym głosem.
-Louise, gdzie jesteś? Muszę z tobą porozmawiać. To pilne.
-Jestem w miasteczku na północ od Liverpoolu, jakąś godzinę drogi. A ty?-spytałam, marszcząc brwi i zastanawiając się, jak jej powiem, że jest moją siostrą.
-Pod twoim mieszkaniem. Jeśli będziesz w mieście za godzinę, to... O cholera!-dziewczyna niemalże podskoczyła, gdy pojawiłam się obok niej.-Co to było?
-Wyjaśnię ci za chwilę. Będziesz mi musiała na sekundę zaufać. Zostawiłam samochód w tym miasteczku i wolałabym wrócić z nim do domu.-złapałam ją za rękę i teleportowałam się kawałek, żeby sprawdzić, czy będę w stanie to zrobić. Ponieważ się udało, teleportowałam nas do mojego samochodu. Ruszyłyśmy w stronę Liverpoolu.
-Muszę ci coś powiedzieć.-zaczęła Flo.
-Ja tobie też.-na chwilę zapadła niezręczna cisza.-Ty pierwsza.-zachęciłam ją.
-Odwiedziłam Johna i opowiedział mi o moich prawdziwych rodzicach... I rodzeństwie. Wygląda na to, że mam dwóch młodszych braci...
-Matta i Phila.-dokończyłam za nią.-Właśnie ich odwiedziłam. Isleen była zdziwiona, że nie przyszłam ze swoją bliźniaczką...-posłałam jej wymowne spojrzenie.
-Wiesz? Cholera, jesteśmy siostrami! To ma w sumie sens.-zauważyła. Zaśmiałam się. To naprawdę miało sens.
Dwa miesiące później, nasz nowy dom było już gotowy. Zdecydowałyśmy, że wyprawimy z tej okazji małe przyjęcie. Oczywiście była to propozycja Florence.
-Wren przyjeżdża akurat wtedy!-westchnęła Lyn, patrząc na mnie zasmucona, gdy oznajmiłam jej, że jest zaproszona na przyjęcie.
-Weź go ze sobą. Na pewno nie będzie się nudził, Flo ma zaskakująco wielu znajomych.-uśmiechnęłam się.-Poza tym... ty i Tessa zawsze możecie dotrzymać mu towarzystwa. Jak wam się układa?
-Nie narzekam, bo nie mam na co.-Lyn uśmiechnęła się szeroko. Ona i Tessa były razem już od około miesiąca i tworzyły naprawdę udaną parę. Gabriel był wprawdzie początkowo zaskoczony, ale podobało mu się, że jego młodsza siostra jest szczęśliwa i w końcu oderwała swoje myśli od złej macochy.-Będziemy na pewno. I przyprowadzę Wrena.
Uściskałam przyjaciółkę, pożegnałam się z nią i wróciłam do domu. Florence gotowała coś, drocząc się z Evanem. Uśmiechnęłam się do nich, wchodząc do kuchni.
-Rozmawiałam z Lyn, ona i Tessa chętnie przyjdą. I brat Lyn też wpadnie.-oznajmiłam siostrze.
-Świetnie, im nas więcej, tym weselej.-Flo uśmiechnęła się szeroko.-Evan, zaraz zjesz całą sałatkę, mógłbyś się powstrzymać?
Zaśmiałam się radośnie. Evan mruknął coś rozbawiony i wyszedł na chwilę z kuchni, a ja posłałam siostrze pytające spojrzenie.
-Co w końcu jest między wami?-spytałam ściszonym głosem. Flo wzruszyła ramionami.
-Nie jesteśmy oficjalnie razem, ale... no widzisz jak to wygląda. To skomplikowane.
Chciałam jej odpowiedzieć, ale Evan wrócił, więc tylko obiecałam jej, że porozmawiamy o tym później i poszłam na górę do siebie. Nie minęło pięć minut, gdy do mojego pokoju wszedł Gabriel.
-Przeszkadzam?-spytał, uśmiechnięty, jakby naprawdę się przejmował tym, czy mi przeszkadza. Pokręciłam głową i przytuliłam go.
-Ostatnio nigdy tego nie robisz.-zauważyłam i pocałowałam go.
-Chciałabyś gdzieś wyjść? Mam dzisiaj wolny wieczór, a w przyszłym tygodniu jest ta wasza impreza, więc zapewne znów nie będę przez długi czas widział mojej pięknej dziewczyny.
Florence
Impreza trwała w najlepsze. Siedziałam właśnie z Eloise i rozmawiałyśmy o ostatnich plotkach, gdy podbiegła do nas Lynett.
-Flo, Elo... - zaśmiała się lekko. - Poznajcie mojego brata, Wrena.
-Cześć Wren. - uśmiechnęłam się lekko, podczas gdy Elo przyglądała się chłopakowi. - Ja jestem Flo, to milczące coś obok, to Eloise.
-Miło mi was poznać. - uśmiechnął się lekko.
-Mi również jest miło cię poznać! - powiedziała Eloise i zarumieniła się lekko. Roześmiałam się i ruszyłam znaleźć Evana. Nie umiałam go znaleźć w tłumie, dostrzegłam za to Gabriela i Lousie. Gabe obejmował Lou, podczas gdy ta opowiadała coś rozbawiona.
-Widzieliście Evana? - spytałam z uśmiechem.
-Wychodził na taras. - powiedziała Louise i spojrzała zaskoczona na parkiet, gdzie Wren i Elo tańczyli.
-Może przypadli sobie do gustu. - mruknęłam rozbawiona i ruszyłam w stronę tarasu. Evan faktycznie tam był. Jakaś blondynka wpijała mu się właśnie w usta.
-Wynajmijcie sobie jakiś pokój. - warknęłam. Blondynka oderwała się i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-A macie wolny? - spytała bełkotliwie.
-Jasne, w kostnicy. - uśmiechnęłam się słodko. - Chcesz tam wylądować?
-Flo. - jęknął Evan. - To nie tak jak myślisz!
-Jasne, po prostu wpadłeś przypadkiem na jej usta. Pokręciłam głową i wróciłam do salonu. Evan pojawił się za mną, łapiąc mnie za rękę. Wymierzyłam mu wtedy policzek, licząc że mnie puści. Zaskoczony cofnął się, ale zaraz odzyskał sprawność i złapał mnie.
-To ona mnie pocałowała. Naprawdę. Stałem na tarasie i starałem się zebrać myśli, kiedy się przypałętała i zaczęła mnie podrywać. Niezrozumiała aluzji, że ma spadać i zaczęła się do mnie dobierać.
-O ty biedaku! - zironizowałam. - Myślę, że skoro nie sypiamy ze sobą, spędzamy czas trochę inaczej niż zwykli przyjaciele, to zrozumiesz, że między nami jednak coś jest. Przynajmniej z mojej strony! Nie spotykam się z nikim innym. Chcę, żebyśmy stworzyli prawdziwy związek! Ale ten czas który spędziłeś w Nowym Jorku mnie zmienił. Pracuje nad sobą! Doceń to do cholery! Z mojej strony to jest zamknięty związek.
-Lubię kiedy zaczynasz mówić o swoich uczuciach. - powiedział Evan, przyciągając mnie do siebie.- Nie kłóć się ze mną, bardzo tego nie lubię.
-Co ty nie powiesz. - mruknęłam, wtulając się w jego tors. - Jeśli jeszcze raz, jakaś laska wpadnie na twoje usta, osobiście odwieziesz ją do kostnicy.
-Obiecuję. - zaśmiał się lekko i pocałował mnie. - Flo. Kocham Cię, naprawdę.
-No raczej nie masz innego wyjścia. - zaśmiałam się lekko i pociągnęłam go w stronę parkietu.
Louise
Flo i Evan wyglądali niesamowicie uroczo, tańcząc ze sobą na środku pokoju. Obserwowanie tak dużej liczby osób, na których mi zależało było jednym z najlepszych uczuć, jakich doświadczyłam. Mimo iż dwa dni wcześniej brat Lyn okazał się być przyjacielem człowieka, którego ciało razem z Florence wrzuciłam do morza pięć lat temu, zdołaliśmy pójść na kompromis. Dla Lyn. Dla Lyn, która właśnie szeptała coś do ucha zarumienionej Tess.
-Hej, widzieliście moją siostrę?-Elias Bennet podszedł do mnie i Gabriela, rozglądając się jednocześnie.
-Jest na parkiecie, ostatnio widziana z bratem Lyn.-Gabe uśmiechnął się znacząco.
-Nie przeszkadzaj im.-powiedziałam, udając, że mu rozkazuję.-Flo twierdzi, że przypadli sobie do gustu.
-Ugh, a chciałem się już zbierać.-Elias spojrzał w górę, rozdrażniony.-Nie zrozumcie mnie źle.-szybko się zreflektował.-Po prostu nie znalazłem odpowiedniego towarzystwa.
-Nie możesz jeszcze iść.-zaprotestowałam.-Na pewno dogadasz się z Mattem, chyba go jeszcze nie poznałeś.-desperacko pragnęłam, aby Elias dobrze się bawił. Poznanie go z młodszym bratem było świetnym pomysłem.
-O wilku mowa.-mruknął Gabriel rozbawiony, a ja zauważyłam Matta, który akurat szedł w naszą stronę, obejmując jakąś dziewczynę.
-Hej, siostrzyczko.-uśmiechnął się szeroko.-Świetna impreza.
-Powiedz to Flo, to jej organizacja.-zaśmiałam się.-Matt, poznaj Eliasa, w pewnym sensie przyrodniego brata Florence. Elias, to mój młodszy brat, Matt.
Przedstawiłam ich sobie, ale nie otrzymałam żadnej reakcji. Matt wyglądał, jakby zobaczył ducha i szybko zerknął na swoją zaskoczoną dziewczynę, która też nie wiedziała co się dzieje.
-Przepraszam na chwilę.-Matt po prostu odwrócił się i szybkim krokiem odszedł. Spojrzałam porozumiewawczo na Gabe'a i pobiegłam za bratem. Znalazłam go chodzącego niespokojnie po małym salonie.
-Matt, co się właśnie stało?-spytałam, zamykając za sobą drzwi. Brat usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach.
-Spotkałem już Eliasa. Przypadkiem, na jakiejś imprezie... Spędziliśmy ze sobą dużo czasu.
-I co w tym takiego strasznego?-zmarszczyłam brwi.
-Elias jest gejem, Lou... I my... nie doszło do niczego poważnego... po prostu się całowaliśmy.-widziałam, że to wyznanie kosztowało sporo mojego brata. Usiadłam obok niego.
-Czujesz coś do niego?
-Nie!-zaprotestował szybko, ale po ułamku sekundy zmienił zdanie.-Nie wiem. Coś w nim jest... Rozumiesz?
Skinęłam głową.
-Porozmawiaj z nim. I lepiej wyjaśnij sobie sprawy z dziewczyną. Lepiej będzie, jeśli zerwiecie. Powinieneś być fair w stosunku do niej.
-Gdyby to było takie proste.-westchnął Matt, a ja objęłam go ramieniem.
-Będzie, jeśli tego nie skomplikujesz.-zapewniłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz