__________________________________
-Nie wierzę, że tak nisko upadłam.-jęknęłam cicho, podnosząc się. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i czułam się jakbym znowu umierała. W dodatku byłam w miejscu, do którego raczej nie chciałam trafić. Ostatnim, co chciałabym przeżyć po pijanemu było wpadnięcie na bogatego, przystojnego, starszego ode mnie mężczyzny, który jednocześnie był wielkim czarownikiem, mordercą pozbawionym kręgosłupa moralnego. A ja spałam w jego łóżku.
Usłyszałam ciche stukanie do drzwi. Rozejrzałam się po sypialni, a w lustrze wiszącym na ścianie naprzeciwko sprawdziłam, czy wyglądam jak człowiek. Za pomocą magicznej sztuczki doprowadziłam się do w miarę ludzkiego wyglądu i krzyknęłam: "Proszę", jakbym nie miała ogromnego kaca, nie czuła niepokoju i niezręczności i nie wyglądała okropnie. W drzwiach pojawił się Carlisle.
Musiał zauważyć mój zryw, gdyż machnął tylko ręką i powiedział:
-Louise, nie musisz wstawać.-uśmiechnął się wręcz zabójczo. Czy to normalne, że facet po czterdziestce tak na mnie działa?-Powinnaś odpoczywać. Wczorajszej nocy byłaś w stanie, który nakazuje ci dzisiejszego ranka pozostać w łóżku. Ktoś zaraz przyniesie ci śniadanie.
-Czemu jestem w twoim łóżku?-pytam spokojnie, chociaż nie potrafię myśleć logicznie. Carlisle zaśmiał się pod nosem.
-Przywiozłem cię tu. Twoja siostra nie byłaby zachwycona, gdybym stanął w drzwiach waszego domu, trzymając cię, na wpół przytomną i pijaną, w ramionach. Wojna jest nieuchronna, ale lepiej jej nie przyspieszać.-zażartował, ale wychwyciłam w tym ziarenko prawdy. Wojna. Zmarszczyłam brwi.
-Chyba dam radę zejść na śniadanie. A wtedy ty opowiesz mi o wojnie.-zapowiedziałam i wstałam z łóżka, chociaż moja głowa zaprotestowała.-Gdzie są moje ubrania?
-W pralni. W łazience leżą nowe, potraktuj to jako prezent. Jeśli ci się nie spodobają, zawołaj Sophie, ona coś znajdzie.-oznajmił Carlisle i uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Gdy zeszłam na dół, Carlisle siedział przy stole, czytając gazetę. Dopiero gdy odsunęłam krzesło, z premedytacją szurając nim o podłogę, zauważył mnie. Jego postawa skojarzyła mi się, sama nie wiem czemu, z wiekiem średnim. Wtedy też mężczyźni znajdywali sobie młodsze kochanki, prawda? Długo byłam zawstydzona przed samą sobą, ale poczułam w tamtym momencie ekscytację. Przecież nie ma nic lepszego, niż gorący romans ze starszym mężczyzną... W dodatku mordercą i kimś, kto pragnie głównie władzy, jeśli nie tylko tego.
-Miałeś mi opowiedzieć o wojnie?-zaczęłam temat, patrząc na niego. Zabawne, nawet nie znam jego nazwiska, a spędzam noce w jego domu.
-Nie ma za dużo do opowiadania. Rada musi niedługo wybrać następcę Conrada, którego moja szalona była żona zamordowała, aby przywrócić cię do życia.-spojrzał na mnie znacząco.-Jednak Rada nie wybierze kogoś, kim nie będzie mogła manipulować. Ile wiesz o polityce Rady, Louise?
-Na pierwszy rzut oka jest czysta i uczciwa, ale w głębi jest gorzej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
-Intrygi, manipulacja, szantaże. Nikt o zdrowych zmysłach się w to nie zaplącze. Rządy Rady są niezdrowe dla naszego społeczeństwa, a musimy się przecież chronić przed tymi, który są prawdziwym zagrożeniem.
-Chcesz zlikwidować Radę i sam sprawować rządy?-domyśliłam się, ale po jego spojrzeniu wiedziałam, że coś jest nie tak.-Albo chcesz na tym stanowisku usadzić kogoś, kto jest ci bezgranicznie oddany.
-Dokładnie. Przedstawię ci tę osobę dzisiaj wieczorem, a teraz...-zaczął, ale mu przerwałam.
-Do czego ja jestem ci potrzebna?-spytałam szybko.-Nie uwierzę, że jesteś dla mnie po prostu miły. Nie jesteś po prostu miły dla ludzi, prawda, Carlisle, który nie wiem jak ma na nazwisko?
-Niedługo wszystko stanie się dla ciebie jasne. Mówię o kwestii nazwiska. A jeśli chodzi o potrzeby, to jesteś bystrą kobietą, bystrzejszą niż większość twoich znajomych, prawda? Myślę, że wiesz.
-Są dwie opcje. Po pierwsze, chcesz, żebym pomogła ci wygrać wojnę. Ale nie rozumiem, jak zwykła czarownica może ci w tym pomóc. Są osoby dużo potężniejsze ode mnie, dlaczego nie oni? A po drugie... domyślam się, że szukasz młodej kochanki.-uśmiechnęłam się lekko i niewinnie. Carlisle się zaśmiał.
-Co do obu rzeczy miałaś rację.-uśmiechnął się mężczyzna i uśmiechnął się.-Myliłaś się tylko w jednym. Louise, nie ma wielu potężniejszych od ciebie. Po prostu nie wierzysz w swoją moc. Wasz ród jest jednym z najpotężniejszych. Twoja siostra zawsze w to wierzyła, ty nie. Ale to ty zabiłaś człowieka, właściwie waszego obrońcę... i właściwie bez powodu. Chodź.-zerwał się nagle od stołu, a ja poszłam za nim, nie potrafiąc przezwyciężyć własnej ciekawości.-Zabicie mężczyzny, dorosłego i w dodatku wyglądającego strasznie, nie jest problemem.-wyszliśmy z jego mieszkania i zjechaliśmy windą na dół. Na parkingu wpadliśmy na kobietę w wieku około trzydziestu lat, która akurat wysiadała z samochodu. Carlisle spojrzał na mnie znacząco.
Chciał, żebym zabiła niewinną kobietę na parkingu. Tylko chwilę się wahałam nad podjęciem decyzji. Potem wzięłam od niego nóż, który musiał zabrać z kuchni. Podeszłam do kobiety i dźgnęłam ją w pierś, nie dając jej nawet chwili na otwarcie ust w proteście. Krzyk zastyga jej w gardle, kiedy nóż po raz drugi przebija jej klatkę piersiową, żeby uszkodzić serce.
Jadalnia Carlisle'a była uszykowana na tę specjalną okazję. Pięć nakryć, drogie wina, orientalne jedzenie, głównie japońskie. Pracownicy wykonali naprawdę dobrą robotę. Carlisle miał dopięte wszystko na ostatni guzik. Do tego stopnia, że zostawił mnie samą sobie i pilnował wszystkiego osobiście. Dopiero pół godziny przed planowaną kolacją zainteresował się mną.
-Mam nadzieję, że nie nudziłaś się za bardzo. Jutro, o ile będziesz chciała tu zostać, poświęcę ci trochę więcej czasu.-uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że od razu wiedziałam, co ma na myśli. Uśmiechnęłam się.
-Trzymam cię za słowo.
W tym momencie przerwał nam jeden z pracowników Carlisla, informując, iż przybył jeden z gości. Po chwili do salonu weszła Maud, ubrana w piękną, jasną suknię, która elegancko podkreślała jej ciemniejszą karnację. Rozdziawiłam usta ze zdziwienia i spojrzałam na gospodarza.
-Zaprosiłeś Maud?-pytam, chociaż odpowiedź stoi kilka metrów ode mnie. Wszystkie złe wspomnienia, jakich miałam wiele, związane z nią, wróciły. Przez chwilę miałam wrażenie, że znów jestem w tym najciemniejszym zakamarku własnego umysłu, wepchnięta tam przez nią i jej plany, których nie mogłam poznać.
-Mała Tempestówna. Miło cię znowu widzieć. Wyglądasz lepiej, niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Przynajmniej fizycznie.-Maud uśmiecha się i patrzy na byłego męża.-Zawsze gustowałeś w młodych, pięknych kobietach, ale ta ma zaledwie dwadzieścia kilka lat. I w dodatku jest tak niewinna... Mogłeś ją zostawić w spokoju.
-Maud, moja droga, zawsze potrafiłaś ubrać zazdrość w najpiękniejsze słowa, aby wydawała się ona troską. A Louise zbyt niewinna nie jest, nieprawdaż? Byłaś przecież w jej głowie. Widziałaś, do czego jest zdolna.
-To ją chcesz mianować? Przecież...-zignorowałam ich dyskusję. Carlisle spojrzał na mnie, chcąc udzielić mi odpowiedzi, ale kolejne osoby pojawiła się w pomieszczeniu.
-To nie moją matkę chce wybrać na przywódcę.-jedna z postaci wyszła z cienia, a ja rozdziawiłam usta, zaskoczona.-Tylko swojego potomka.
Druga fala szoku nastąpiła, gdy następna osoba pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Jak mogłam się nie domyślić? Wszystkie fragmenty układanki miałam przed sobą. Oprócz tego jednego... Carlisle miał rację, teraz wszystko było jasne.
Za każdego króla, którzy umrze, trzeba koronować następnego.
A tym królem miał być syn Carlisle'a i Maud. Cedric Hawthorne, który jako swoją partnerkę na dzisiejszą kolację zaprosił moją najlepszą przyjaciółkę. Lynette.
Musiał zauważyć mój zryw, gdyż machnął tylko ręką i powiedział:
-Louise, nie musisz wstawać.-uśmiechnął się wręcz zabójczo. Czy to normalne, że facet po czterdziestce tak na mnie działa?-Powinnaś odpoczywać. Wczorajszej nocy byłaś w stanie, który nakazuje ci dzisiejszego ranka pozostać w łóżku. Ktoś zaraz przyniesie ci śniadanie.
-Czemu jestem w twoim łóżku?-pytam spokojnie, chociaż nie potrafię myśleć logicznie. Carlisle zaśmiał się pod nosem.
-Przywiozłem cię tu. Twoja siostra nie byłaby zachwycona, gdybym stanął w drzwiach waszego domu, trzymając cię, na wpół przytomną i pijaną, w ramionach. Wojna jest nieuchronna, ale lepiej jej nie przyspieszać.-zażartował, ale wychwyciłam w tym ziarenko prawdy. Wojna. Zmarszczyłam brwi.
-Chyba dam radę zejść na śniadanie. A wtedy ty opowiesz mi o wojnie.-zapowiedziałam i wstałam z łóżka, chociaż moja głowa zaprotestowała.-Gdzie są moje ubrania?
-W pralni. W łazience leżą nowe, potraktuj to jako prezent. Jeśli ci się nie spodobają, zawołaj Sophie, ona coś znajdzie.-oznajmił Carlisle i uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Gdy zeszłam na dół, Carlisle siedział przy stole, czytając gazetę. Dopiero gdy odsunęłam krzesło, z premedytacją szurając nim o podłogę, zauważył mnie. Jego postawa skojarzyła mi się, sama nie wiem czemu, z wiekiem średnim. Wtedy też mężczyźni znajdywali sobie młodsze kochanki, prawda? Długo byłam zawstydzona przed samą sobą, ale poczułam w tamtym momencie ekscytację. Przecież nie ma nic lepszego, niż gorący romans ze starszym mężczyzną... W dodatku mordercą i kimś, kto pragnie głównie władzy, jeśli nie tylko tego.
-Miałeś mi opowiedzieć o wojnie?-zaczęłam temat, patrząc na niego. Zabawne, nawet nie znam jego nazwiska, a spędzam noce w jego domu.
-Nie ma za dużo do opowiadania. Rada musi niedługo wybrać następcę Conrada, którego moja szalona była żona zamordowała, aby przywrócić cię do życia.-spojrzał na mnie znacząco.-Jednak Rada nie wybierze kogoś, kim nie będzie mogła manipulować. Ile wiesz o polityce Rady, Louise?
-Na pierwszy rzut oka jest czysta i uczciwa, ale w głębi jest gorzej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
-Intrygi, manipulacja, szantaże. Nikt o zdrowych zmysłach się w to nie zaplącze. Rządy Rady są niezdrowe dla naszego społeczeństwa, a musimy się przecież chronić przed tymi, który są prawdziwym zagrożeniem.
-Chcesz zlikwidować Radę i sam sprawować rządy?-domyśliłam się, ale po jego spojrzeniu wiedziałam, że coś jest nie tak.-Albo chcesz na tym stanowisku usadzić kogoś, kto jest ci bezgranicznie oddany.
-Dokładnie. Przedstawię ci tę osobę dzisiaj wieczorem, a teraz...-zaczął, ale mu przerwałam.
-Do czego ja jestem ci potrzebna?-spytałam szybko.-Nie uwierzę, że jesteś dla mnie po prostu miły. Nie jesteś po prostu miły dla ludzi, prawda, Carlisle, który nie wiem jak ma na nazwisko?
-Niedługo wszystko stanie się dla ciebie jasne. Mówię o kwestii nazwiska. A jeśli chodzi o potrzeby, to jesteś bystrą kobietą, bystrzejszą niż większość twoich znajomych, prawda? Myślę, że wiesz.
-Są dwie opcje. Po pierwsze, chcesz, żebym pomogła ci wygrać wojnę. Ale nie rozumiem, jak zwykła czarownica może ci w tym pomóc. Są osoby dużo potężniejsze ode mnie, dlaczego nie oni? A po drugie... domyślam się, że szukasz młodej kochanki.-uśmiechnęłam się lekko i niewinnie. Carlisle się zaśmiał.
-Co do obu rzeczy miałaś rację.-uśmiechnął się mężczyzna i uśmiechnął się.-Myliłaś się tylko w jednym. Louise, nie ma wielu potężniejszych od ciebie. Po prostu nie wierzysz w swoją moc. Wasz ród jest jednym z najpotężniejszych. Twoja siostra zawsze w to wierzyła, ty nie. Ale to ty zabiłaś człowieka, właściwie waszego obrońcę... i właściwie bez powodu. Chodź.-zerwał się nagle od stołu, a ja poszłam za nim, nie potrafiąc przezwyciężyć własnej ciekawości.-Zabicie mężczyzny, dorosłego i w dodatku wyglądającego strasznie, nie jest problemem.-wyszliśmy z jego mieszkania i zjechaliśmy windą na dół. Na parkingu wpadliśmy na kobietę w wieku około trzydziestu lat, która akurat wysiadała z samochodu. Carlisle spojrzał na mnie znacząco.
Chciał, żebym zabiła niewinną kobietę na parkingu. Tylko chwilę się wahałam nad podjęciem decyzji. Potem wzięłam od niego nóż, który musiał zabrać z kuchni. Podeszłam do kobiety i dźgnęłam ją w pierś, nie dając jej nawet chwili na otwarcie ust w proteście. Krzyk zastyga jej w gardle, kiedy nóż po raz drugi przebija jej klatkę piersiową, żeby uszkodzić serce.
Jadalnia Carlisle'a była uszykowana na tę specjalną okazję. Pięć nakryć, drogie wina, orientalne jedzenie, głównie japońskie. Pracownicy wykonali naprawdę dobrą robotę. Carlisle miał dopięte wszystko na ostatni guzik. Do tego stopnia, że zostawił mnie samą sobie i pilnował wszystkiego osobiście. Dopiero pół godziny przed planowaną kolacją zainteresował się mną.
-Mam nadzieję, że nie nudziłaś się za bardzo. Jutro, o ile będziesz chciała tu zostać, poświęcę ci trochę więcej czasu.-uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że od razu wiedziałam, co ma na myśli. Uśmiechnęłam się.
-Trzymam cię za słowo.
W tym momencie przerwał nam jeden z pracowników Carlisla, informując, iż przybył jeden z gości. Po chwili do salonu weszła Maud, ubrana w piękną, jasną suknię, która elegancko podkreślała jej ciemniejszą karnację. Rozdziawiłam usta ze zdziwienia i spojrzałam na gospodarza.
-Zaprosiłeś Maud?-pytam, chociaż odpowiedź stoi kilka metrów ode mnie. Wszystkie złe wspomnienia, jakich miałam wiele, związane z nią, wróciły. Przez chwilę miałam wrażenie, że znów jestem w tym najciemniejszym zakamarku własnego umysłu, wepchnięta tam przez nią i jej plany, których nie mogłam poznać.
-Mała Tempestówna. Miło cię znowu widzieć. Wyglądasz lepiej, niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Przynajmniej fizycznie.-Maud uśmiecha się i patrzy na byłego męża.-Zawsze gustowałeś w młodych, pięknych kobietach, ale ta ma zaledwie dwadzieścia kilka lat. I w dodatku jest tak niewinna... Mogłeś ją zostawić w spokoju.
-Maud, moja droga, zawsze potrafiłaś ubrać zazdrość w najpiękniejsze słowa, aby wydawała się ona troską. A Louise zbyt niewinna nie jest, nieprawdaż? Byłaś przecież w jej głowie. Widziałaś, do czego jest zdolna.
-To ją chcesz mianować? Przecież...-zignorowałam ich dyskusję. Carlisle spojrzał na mnie, chcąc udzielić mi odpowiedzi, ale kolejne osoby pojawiła się w pomieszczeniu.
-To nie moją matkę chce wybrać na przywódcę.-jedna z postaci wyszła z cienia, a ja rozdziawiłam usta, zaskoczona.-Tylko swojego potomka.
Druga fala szoku nastąpiła, gdy następna osoba pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Jak mogłam się nie domyślić? Wszystkie fragmenty układanki miałam przed sobą. Oprócz tego jednego... Carlisle miał rację, teraz wszystko było jasne.
Za każdego króla, którzy umrze, trzeba koronować następnego.
A tym królem miał być syn Carlisle'a i Maud. Cedric Hawthorne, który jako swoją partnerkę na dzisiejszą kolację zaprosił moją najlepszą przyjaciółkę. Lynette.
Zaczęłam czytać waszego bloga dwa dni temu i właśnie popadłam w witchomanię! :D Bardzo podoba mi się pomysł z wojną pomiędzy światami. Ale czy Louise musi być zła? Nie może być po prostu z Gabrielem, który swoją drogą jest boski! Tessa będzie z Lyn czy Wrenem? Oboje są fajni, ale w trójkącie żyć nie będą! Mam nadzieje że będziecie częściej pisać. Mam nadzieje że Louise okaże się jednak dobra i znów zbliży się do siostry! Aaa! Liczę na jakieś pikantne sceny pomiędzy Aaronem a Florence!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, wasza wierna fanka Alexandra. ;*
Aa! i Jeszcze może byście zaktualizowały postacie? Tu głównie chodzi mi o Wrena, Aarona i Alyson. I wyłączcie zabezpieczenia komentarzy, bo żeby cokolwiek dodać trzeba się natrudzić!
OdpowiedzUsuń