poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział XLVIII -Florence.

Otwieram oczy i znów widzę swój pokój w domu Aarona. Wstaje i przeciągam się niczym kot. Nie pamiętam kiedy wróciliśmy i jak znalazłam się w pokoju. Mój pies leży na czarnym legowisku. Uśmiecham się i podchodzę go pogłaskać. Wesoło muska mnie nosem. Podchodzę do szafy i zastanawiam się co ubrać. Ubrania Aarona robią na mnie wrażenie. Są przeważnie szare, czarne i zielone. Te kolory zostały stworzone dla niego. Jestem tego pewna. Decyduję się na czarne spodnie a do tego biała koszula. I marynarka. I czarne trampki. Po chwili wybucham śmiechem. To niedorzeczne że po tym co wczoraj się wydarzyło, potrafię myśleć o ubraniach. Spoglądam na zegarek. Siódma dziesięć. Mam pięćdziesiąt minut do śniadania. Wchodzę do łazienki i biorę szybki prysznic. Potem robię idealny makijaż. Wyglądam jak asystentka. Albo nie doszła prawniczka. Spoglądam na telefon na który może zadzwonić Louise. Nic. Siadam na łóżku a Ricky zaraz podchodzi do mnie i kładzie mi głowę na kolanach.
-Ona nigdy nie zadzwoni. - mówię szeptem do swojego czworonoga. Wstaję i schodzę na śniadanie. Od teraz będę ociekać optymizmem - postanawiam sobie w myślach. Otwieram drzwi jadalni, gdzie siedzi Aaron, a Cornelia nalewa właśnie kawy do filiżanek.
-Witaj Aaronie, witaj Cornelio. - uśmiecham się do niej pogodnie i spoglądam na swoje śniadanie. - Wygląda pysznie.
Cornelia uśmiecha się i wychodzi do kuchni.
-Wyglądasz... inaczej. - mówi Aaron. - Coś się stało?
-Nic. - odpowiadam. -Nic tak nie nastraja do życia, jak możliwość skopania paru tyłków.
Biorę świeżą bułkę i smaruje ją dżemem. Aaron wciąż spogląda na mnie.
-Masz zamiar patrzeć jak jem? To jakiś nowy fetysz? - śmieję się. Aaron zaczyna sam jeść. Po śniadaniu pijemy  kawę.
-Mogę ci zaufać? - pytam nagle.
Spogląda na mnie zdziwiony.
-Może sama to sprawdzisz? Dobrze wiem że potrafisz wnikać do umysłów. -mówi cicho.
-Mogę? - Nie ukrywam zdziwienia. Kiwa głową. Biorę go za rękę i po chwili oglądam film z jego życia. Wszystko to, co opowiadała mi Cornelia się zgadzało. Poznałam jednak masę odczuć jakie temu towarzyszyły.  W gruncie rzeczy Aaron był po prostu zagubionym chłopcem, pozbawionym miłości i postawionym przed zadaniem którego wcale nie chciał wykonać. Już miałam się wycofać kiedy natknęłam się na coś o mnie. Desperacka próba ochronienia mnie, sprawienia żebym była szczęśliwa, żeby moi bliscy byli bezpieczni. Te uczucia nigdy mu nie towarzyszyły. Wycofuje się i spoglądam na Aarona. Przygląda mi się zafascynowany, nagle zrywa się i podciąga mnie za rękę. Jego usta rozpaczliwie wręcz wpijają się w moje. Odwzajemniam to. Po chwili znajduję się oparta o ścianę. Odwzajemniam pocałunki Aarona. Nagle odrywa się ode mnie. Opiera swoje czoło o moje. Oboje oddychamy nierówno.
-Kłamałeś, mówiąc że chcesz przyjaźni. - oznajmiam.
-Wcale nie! Chce być twoim przyjacielem. Takim który będzie wiedział kiedy potrzebujesz oparcia, takim przyjacielem w którym zakochasz się i który będzie w tobie żałośnie zakochany. Takim którego wpuścisz do swojego łóżka, który będzie z tobą w każdej chwili w której będziesz go potrzebowała. - oznajmia cicho.
Spoglądam na niego zdziwiona i jednocześnie wzruszona. Nikt jeszcze nie mówił mi takich rzeczy, nawet Evan.
-Mam dla ciebie propozycję. Może sprowadzimy tu twojego przyjaciela. Gabriela. Wiem że jest beznadziejnie zakochany w Louise, a biorąc pod uwagę że Louise woli teraz starsze towarzystwo to nie będzie miał raczej nic przeciwko by odpocząć od Liverpoolu. Oczywiście sprowadzimy go do Włoch, a tam sprawdzą czy nie ma żadnych podsłuchów ani nic i wtedy go tu przywieziemy.
Uśmiecham się.
-Tak! Znaczy musiałabym do niego zadzwonić, ale tak, chce bardzo! - uśmiecham się i całuję go. Podaje mi telefon. Wybieram jego numer.
-Halo? - mój przyjaciel odbiera po dwóch sygnałach.
-Jesteś sam? - upewniam się że nikt go nie podsłucha.
-Tak, Evan gdzieś przepadł. Ojciec wywiózł Mellisę i siostry gdzieś, gdzie będą bezpieczne.
-Chcesz do mnie przyjechać, skoro i tak nie masz nic ciekawszego do roboty?
-A będziesz próbowała mnie zabić?
-Nie. - odpowiadam ze śmiechem.  Po chwili poważnieje. - Posłuchaj dobrze wiesz że nie jestem na wakacjach. Sam nie uratujesz Louise ani reszty. Mam silnych sprzymierzeńców.  Tylko musisz uważać żeby nikogo za sobą nie ściągnąć, musi to wyglądać jakbyś też to olał. Inaczej może mi się nieźle oberwać.
-Powiedz co mam zrobić i już do ciebie jadę! -odpowiada.
Opowiadam mu co i jak ma zrobić. Rozłączam się i spoglądam na Aarona.
-Dziękuje. - uśmiecham się lekko. Wiem że jestem głupia i mogę się mylić ale widzę w nim zagubionego Aarona West'a, który mimo tego że ma dwadzieścia osiem lat, musi robić coś czego wcale nie chce. Po prostu pogubił się.
-Nie ma za co. -odpowiada.
-Może oprowadzisz mnie po tym miejscu? Chcę poznać miejsce w którym będę teraz mieszkać.
-Naprawdę? - w jego oczach pojawia się błysk. Bierze mnie za rękę i oprowadza. Zaczynamy od zbrojowni która jest podzielona na dziesięć sektorów. Wiele sal do ćwiczeń z rozmaitymi urządzeniami. Basen. Następnie przeszliśmy do działu komputerowego. Rozmaite techniki szpiegowskie i wynalazki.
-Robi wrażenie. - mówię.
-Prawda? - opowiada mi o tym co tu się znajduje, jak mały chłopiec który pierwszy raz jeździł na rowerze. Następnie pokazuje mi bibliotekę w której od razu się zakochuje. Różne tomy, różnych książek. Jestem pewna że Lou by się tu spodobało. Następnie pokazuje mi małą salkę kinową, pokój z bilardem.
-Gabriel będzie miał sypialnię obok ciebie. - mówi. Idziemy dalej.
-A twoja? - pytam zaciekawiona. -Przecież muszę wiedzieć gdzie iść, jakbym się w nocy bała! -droczę się z nim. Spogląda na mnie.
-Przed tobą była tam tylko Cornelia i to nie w celach jakich myślisz. - odpowiada.
Zaczynam się śmiać.
-O czym ja mogę myśleć? - śmieję się. Bierze mnie za rękę i prowadzi do drzwi. Otwiera je kluczem. Ukazuje mi się sypialnia której nie spodziewałabym się ujrzeć. Cała jest w panelach, jest ciepła i przytulna. Duże łóżko z ciemnoczerwoną pościelą, biurko, książki, telewizor, odtwarzacz muzyki, obrazy, zdjęcia, dwie pary drzwi. Spoglądam zaciekawiona na nie. Aaron jakby odgadł moje myśli.
-Te po prawej prowadzą do garderoby, te po lewej do łazienki. -kiwam głową. Podchodzę do biurka gdzie stoją trzy ramki ze zdjęciami. Jedno z nich przedstawia Aarona z Cornelią, drugie małego Aarona z jakąś kobietą a trzecie tą samą kobietę.
-To twoja mama? - pytam a on kiwa głową. - Była bardzo piękna.
-No tak. - mówi cicho. - Co byś chciała robić teraz?
-Chodźmy na spacer! Na dwór. -uśmiecham się.
-Musisz się ciepło ubrać. -odpowiada.
Idę do swojego pokoju po kurtkę, szalik i rękawiczki. Wychodzę a przed pokojem czeka już na mnie Aaron. Uśmiecham się. Na dworze jest pełno śniegu. Przyglądam się zafascynowana paryskim krajobrazem. Idziemy kawałek lecz po chwili dzwoni telefon Aarona, kiedy sie oddala przykucam i robię kulkę ze śniegu. Po chwili chowa telefon a moja śnieżka trafia prosto w jego plecy. Spogląda na mnie zdezorientowany a ja wybucham śmiechem. Po chwili kuca i sam robi śnieżkę i rzuca ją we mnie. Uchylam się żeby nią nie dostać. Podbiegam do niego i popycham go na śnieg lecz on pociąga mnie za sobą. Widząc moją minę wybucha śmiechem. Kiedy się śmieje robią mu się dołeczki. Przyglądam mu się zafascynowana.
-Robiłeś kiedyś anioła na śniegu? - pytam po chwili. Kręci głową. - To chodź. Rzuć się plecami na śnieg i machaj rękami i nogami.
Po chwili na śniegu pojawiają się dwa anioły. Staję obok niego i podziwiam nasze dzieło.
-Wyglądają niewinnie. -zaśmiałam się.
Uśmiecha się. I znowu pojawiają się te cudne dołeczki!
-Ale takie nie są. Chodźmy do domu, jesteśmy cali przemoknięci. - bierze mnie za rękę i wracamy. Zatrzymujemy się przed drzwiami.
-Wiesz, pięknie ci z uśmiechem. -mówię cicho.
-Dziękuje. I za komplement i za spacer. - odpowiada. - Twój przyjaciel powinien być tu za dwie godziny. Jak przyjedzie, to przyjdźcie razem do mnie.
Uśmiecham się.
-Dobrze. - odpowiadam.

Aaron musiał pójść coś załatwić więc poszłam się przebrać. Postanowiłam rozpakować walizki. Mój pies spał na łóżku od czasu do czasu domagając się pieszczot. W końcu kiedy wszystko po układałam, wepchałam walizki pod łóżko. Postanowiłam poczekać pod drzwiami. Zaczynałam już przysypiać kiedy drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Gabriel a za nim Sven. Zobaczyłam przyjaciela który wyglądał przystojnie jak zawsze. Włosy w nieładzie, idealnie dobrane ciuchy. Jedyną zmianą jaka w nim zaszła to podkrążone oczy które emanowały smutkiem. Rzuciłam mu się na szyję.
-Tak się cieszę że tu jesteś. -przytulam się do niego. Obejmuje mnie mocno.
-A ja się cieszę że mi wybaczyłaś. Musimy pilnie pogadać. - spogląda na mnie.
-Sven, powiedz że przyjdziemy do Aarona za dziesięć minut.- mówię po czym prowadzę Gabriela do jadalni. - Co się dzieje?
Gabriel wzdycha.
-Posłuchaj. Nie wiem czy plotki o tobie i Aaronie są prawdziwe czy nie, ale wiedz że nie mam nic przeciwko. Masz prawo być wściekła na Evana. Ja na twoim miejscu bym go chyba zabił, wiem że zapłodnił tą laskę za nim byliście oficjalnie parą ale na imprezie w Akademiku Louise, pojawił się z nią a dziecko urodziło się teraz, więc masz prawo być wściekła że tyle to ukrywał.
-Słucham? - patrzę na niego zdziwiona.
-Nie powiedział ci? - spogląda na mnie, kiwam przecząco głową. - Przykro mi że musiałaś się dowiedzieć tego ode mnie.
Podchodzi do mnie i przytula mnie mocno.
-Nic mi nie będzie. -mówię. - Chodźmy do Aarona. To przywódca tego wszystkiego.
Idziemy w milczeniu. Wchodzimy do gabinetu, Aaron wita się z Gabrielem. Rozmawiają o czymś, Gabriel coś podpisuje a ja siedzę i czuje się jakbym była w innej bajcie.
-Mamy natomiast niepokojące wieści na temat pańskiego brata, Evan był widziany wraz z Louise i Tessą w ośrodku Carlise'a. Prawdopodobnie Evan Dekker dołączył do szeregów Carlise'a. - po tych słowach moje serce pęka jak rozbite szkło. - Muszę zamienić jeszcze kilka słów z Florence. Za ten czas Sven cię oprowadzi. Cieszę się na współpracę.
Gabriel słuchał wszystkiego z uwagą, ja natomiast starałam się nie wybuchnąć płaczem. Kiedy Aaron zamknął drzwi, podeszłam do niego i zaczęłam całować. Przez chwile był zdziwiony lecz zaczął je odwzajemniać, kiedy zaczęłam rozpinać jego koszulę, złapał mnie za rękę.
-Przestań. Nie możemy.- odpowiada.
-Myślałam że chcesz tego? - patrzę w jego szmaragdowe oczy.
-Oczywiście. Ale nie chcę żebyś robiła to pod wpływem emocji, następnie żałując tego. Może i jestem jaki jestem, ale potrafię zachowywać się jak dżentelmen. -odpowiada.
Uspokajam się po chwili.
-Więc co chciałeś mi powiedzieć? - spoglądam na niego.
-Gabriel ma moc. Wiedziałaś o tym? - przygląda mi się.
-To nie możliwe, on jest łowcą. - odpowiadam.
-Wszystko jest możliwe. Idź odpocznij. Porozmawiamy o tym jutro. - odprowadza mnie na korytarz. Ruszam do swojego pokoju. Wchodzę i od razu rzucam się na łóżko. Nico później drzwi się otwierają i pojawia się w nich Gabriel.
-Wiem że masz paskudny humor, ale mam  na to lekarstwo. -uśmiecha się lekko i wciąga za sobą małą walizkę. - Co powiesz na *Flobriel time?
-Pijemy do upadłego? - podnoszę się z łóżka. - Jestem za! Nadrobimy to co straciliśmy.
Siadam na podłodze i włączam cicho muzykę. Gabriel nalewa martini do szklanek.
-Widzę masz niezły zapas alkoholu. - mruknęłam spoglądając na walizkę.
-Mamy co opijać. - podał mi szklankę. - Ty rozstałaś się z Evanem który jest ojcem jakiegoś dziecka, ja z Louise która prawdopodobnie sypia z Carlisem, czyli naszym wrogiem, walczymy przeciwko im. I wszyscy myślą że się poddaliśmy. Nasze zdrowie!
Upijam łyk ze swojej szklanki.
-Tak czy siak zawsze kończymy tak samo. - mruknęłam.
-Ze złamanymi sercami, pijąc wspólnie do upadłego. - zaśmiał się cicho.
-Może to nie nam jest pisane być z kimś długo i szczęśliwie? - pytam bawiąc się szklanką.
-Myślisz że Evan i Louise są sobie pisani? -Gabriel spogląda na mnie.
-Nie, zawsze obstawiałam ciebie i Louise. Jak na was patrzyłam widziałam w was szczere uczucie, namiętność, miłość, szacunek, przyjaźń i te wasze sprzeczki które tylko utwierdzały że jesteście dla siebie idealni, że razem możecie być niezwyciężeni. Ale może śmierć Lousie na to wpłynęła?
-Możliwe. Najgorsze że wciąż ją kocham. Im dłużej z nią nie jestem, tym bardziej. Nigdy bym z nią nie zerwał gdyby nie Elen. Nie umiem sobie z tym poradzić.- wypija wszystko i nalewa jeszcze sobie.
-Pamiętaj możesz na mnie liczyć. Nie zostanę Louise, ale zawsze możesz mi się wygadać i takie tam. - szepnęłam.
-A ty pamiętaj że jeśli sypiasz Aaronem, to nie mam nic przeciwko. Może i Evan jest moim bratem ale jest dupkiem i sam sobie jest winien. - odpowiada.
-Nie sypiam z nim. - odpowiadam.
-Ale lecisz na niego?- spogląda na mnie.
-Tak. - odpowiadam po chwili.
Wybucha śmiechem.
-To dobrze. Powinnaś być szczęśliwa. -odpowiada.
-Ty też będziesz. - wypijam zawartość swojej szklanki i podsuwam ją Gabrielowi.
-Wątpie w to. Tak wgl martwię się o Tessę. Utknęła w trójkącie po między Lyn a Wrenem.
-Tessa jest obiektem pożądania tej dwójki? Rodzeństwa? - pytam zdziwiona a on kiwa głową.-Znam Lyn i znam Wrena. Oboje nie są typem osób które złamały by serce Tessy. Tylko boje się jak to wpłynie na relację między Lyn a Wrenem.
-Wren jest porządnym gościem i cieszyłbym się gdyby był z Tessą ale Lyn mi bardzo pomogła kiedy byłem w ośrodku i spoko z niej kumpela. - odpowiada.
-Posłuchaj. Tessa miała ciebie za brata, wiem że oddałbyś za nią życie ale mimo wszystko to jej wybór. Na pewno dobrze wybierze. Jest młoda i znalazła się w nowej sytuacji. Zaufaj jej. Wybierze dobrze. - wypijamy równocześnie zawartość naszej szklanki, po czym Gabriel otwiera wino.
-Zawsze wierzysz w naszą rodzinę i nam pomagasz. Jesteś naszym stróżem. - mówi Gabe.
-Wstawiłeś się już. - śmieję się. -Po prostu zaopiekowaliście się mną, kiedy tu się pojawiłam. Chce się odwdzięczyć. Wprawdzie nie miałam w planach problemu z Evanem ale mam nadzieje że Mellisa mi wybaczy kiedyś.
-Ona i tak cię uwielbia. Uratowałaś ją i naszą rodzinę. - odpowiada.
-Florence Hero! - wybucham śmiechem. - Tyle że nigdy nie potrafię uratować własnej siostry. Najpierw pozwoliłam żeby ją zabito, potem została opakowaniem Maud a teraz jest z Carlisem. Zawalam na każdej linii. Mogłam spędzać z nią więcej czasu ale byłam zrozpaczona po Evanie i jak zwykle martwiłam się o siebie. - upijam łyk. - Jestem narcyzowatą suką.
-Nie prawda Flo. Jesteś wspaniałą osobą. Louise jest szczęściarą że ma taką siostrę.
-Nawet nie zadzwoniła. -szepcze.
-Ale jak będzie cię potrzebować da ci znać. Louise jeszcze nas zaskoczy. - odpowiada.
-O ile coś będzie z tego mieć. - mruknęłam nalewając sobie wina. -Bezinteresowność to zdecydowanie nie jej liga.
-Ale ma masę innych pozytywów. -odpowiada Gabriel.-Najgorsze jest to że nie zapowiada się że wrócimy do studenckiego życia, nie będę spędzać czasu na wykładach pisząc z Louise o tym co będziemy później robić, nie będziemy wychodzić w sobotę na randki i imprezy. Zostaliśmy wciągnięci w polityczną wojnę paranormalnych którą prowadzili jeszcze nasi rodzice. Jesteśmy w niezłym bagnie.
-Tak, możemy się pożegnać z tym wszystkim. Znając życie silniejszy team wygra, Louise będzie miała to czego chciała, masa ludzi poginie a reszta będzie nie szczęśliwa.
-Jesteś bardzo optymistyczna. - Gabriel wyciąga kolejną butelkę jakiegoś alkoholu. - Powinniśmy wrócić na studia i starać się żyć swoim życiem.
-Nie, nie wycofamy się. Bo gdzie nie pójdziemy będą chcieli nas zabić. Pożegnaj się z medycyną Gabrielu, z Louise i na wszelki wypadek z rodziną. Bo możemy skończyć jako padlina. - odpowiadam wpatrując się w szklankę.
-Bynajmniej w tej wojnie mam ciebie. - odpowiada. - Moją najlepszą przyjaciółkę która postawiła moje idealne życie na głowie.
-Nasze zdrowie. - odpowiadam.
Unoszę szklankę i opróżniam jej zawartość do końca.

1 komentarz:

  1. Omg! Sceny między Aaronem i Florence - perfekcja, czysta perfekcja! <3 Najbardziej przypadła mi do gustu scena pocałunku i potem ich rozmowa o przyjaźni! ;))
    Gabriel dołączył do Florence a Evan do Louise? Nie spodziewałabym się. Kiedy kolejna notka? :D

    OdpowiedzUsuń