środa, 15 stycznia 2014

Rozdział XLV - Florence.

Cześć, mocno spóźniona notka. Ale mam nadzieje że się spodoba :3
Kocham was. Carrie <3


Nowy Rok zaczął się bez jakiegoś szczególnego bum. Ali była z Cameronem, a ja i Louise nie miałyśmy ochoty na nic. Żadnych nowych gróźb ani nic. Właściwie nic nowego. Między mną a Lousie zrobiło się niezręcznie. Obie miałyśmy złamane serca przez Dekkerów. Obie co wieczór upijałyśmy się z nadzieją że przestanie to tak boleć. Zdarzało się po pijaku, zrobić komuś krzywdę, ale to rzadko. Wróciłam do czarnych włosów. Siedziałam i wkuwałam do egzaminu kiedy do mojego pokoju wpadła Alyssa.
-Florenca! Cameron mi się oświadczył! I i zamieszkamy razem!-trajkotała rozradowana. - Zamieszkamy dwie ulice stąd.
Przez koleje pół godziny opowiadała mi wszystko ze szczegółami. Cieszyłam się że chociaż im się udało. Kiedy Ali poszła, chwyciłam telefon i wybrałam numer Evana.
-Halo? - usłyszałam damski głos. Zaszokowana się rozłączyłam i wybuchłam płaczem. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Telefon zadzwonił po chwili. Jake.
-Florence. Musimy pojechać do twojego domku w Formby. Bądź gotowa za pięć minut. - rzucił i rozłączył się. Przebrałam się szybko w wygodniejszy strój i umyłam twarz.
-Co się dzieje? - zapytała Alyssa.
-Nie wiem, muszę jechać. - rzuciłam i wybiegłam z domu. Kiedy podjechał samochód, szybko wsiadłam do niego. -Co się dzieje?
-Widziano Elen w twoim domu i paru osuszaczy. - odpowiada Cameron siedzący z tyłu. -Jedzie dwunastu łowców i ty. Musisz na siebie uważać.
-Dobra, dobra. - mruknęłam. - Kogo możemy się spodziewać?
-Elen Dekker. Została rozpoznana. Reszty nie znamy. -odpowiada Jake.
-Elen jest osuszaczem?! - pytam zdziwiona. - Nie ważne, wchodzę pierwsza.
-Nie! - powiedzieli w tym samym momencie Jake i Cameron.
-Chłopaki, to jest mój dom. Będziecie zaraz za mną, nie zmuszajcie mnie abym was siłą przekonała. - odpowiedziałam. Po chwili Cameron poinformował pozostałych. Dojechaliśmy do mojego starego domu. Wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę drzwi. Po chwili łowcy się ukryli a ja wchodziłam do swojego starego domu. Zauważyłam światło w salonie. Elen stała przy kanapie. Obok...
-John! -spojrzałam na swojego wujka, nie mogąc uwierzyć że żyje.  Nagle spojrzałam na jego czarne oczy. Był jednym z nich. Wszystko zaczęło dziać się w zwolnionym tempie. Do pokoju wpadli łowcy. Stałam ciągle w tym samym miejscu.  Nagle Jake ruszył na Elen, powalił ją na ziemie. Zaczęli się szarpać. Nagle usłyszałam trzask łamanych kości. I opadające na podłogę bezwładne ciało Jake. Spojrzałam na Elen z nienawiścią. Rzuciłam się na nią i zaczęłam szarpać. W pewnym momencie odepchnęła mnie, a ja potknęłam się i upadłam na ziemie...


Budzi mnie ból głowy. Otwieram oczy i staram się przyzwyczaić do oślepiającego światła. Siadam na łóżku i rozglądam się uważnie. Jestem ubrana w jedwabną piżamę i leże w łóżku z satynową pościelą. Pokój jest czarny ale ma mnóstwo białych elementów. Zastanawiam się gdzie jestem. Po chwili do pokoju wchodzi przystojny mężczyzna o blond włosach, ma wyraźnie zarysowaną szczękę. Wysoki i szczupły, ale także męski, ma na sobie czarny garnitur. Pod białą koszulą widać lekko zarysowane mięśnie. Ma jasną skórę, lekko bladą. Siada na krześle. ,,Cholera. Jest przystojny. A ja jestem u niego w łóżku, czekaj, co ja robię u niego w łóżku.''
-Co robię w twoim łóżku?! - przerywam moje myśli. Po chwili dochodzi do mnie co powiedziałam. -Znaczy co ja w ogóle tu robię? Gdzie jestem? Kim jesteś?
-Witaj w Komitecie Obrony, Florence Fitzgerald. Jestem Aaron. Miałaś wypadek podczas walki z osuszaczami. Nie jaka Elen Deker cię zaatakowała. Miałaś wstrząs mózgu. -mówi spokojnym, melodyjnym głosem. Ma zielone oczy. Wyglądają jak małe szmaragdy. Są piękne. Jak ich właściciel. Oj, musiałam nieźle walnąć się w tą głowę.
-Podsumujmy, leżę u ciebie w łóżku, nie wiem gdzie jestem i co tu robię a ty wiesz o mnie wszystko. -mówię. - Wiesz że porwania są nie legalne? Wiesz że nie wiesz z kim masz do czynienia?
-Wiem że jesteś czarownicą, zostałaś zaatakowana przez osuszacza. Obserwujemy cię od miesięcy. Jesteś z jednego z największych rodów czarownic. Jesteś w Paryżu. Nie porwałem cię. Chce z tobą współpracować. - wstaje - w szafie są ubrania, tam za drzwiami jest łazienka. Odśwież się, czekam na ciebie na dole. Przed pokojem będzie na ciebie ktoś czekać. - Mówi i wychodzi.
Jest jednym z tych mężczyzn którzy nie przyjmują odmowy. Wstaję i podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej czarne spodnie i szary sweter. Sprawdzam rozmiar, okazuje się że idealnie na mnie. Wchodzę do łazienki i spoglądam w lustro. Mam lekkie zadrapanie na policzku. Wyglądam lepiej niż się spodziewałam. Decyduje się na szybki prysznic. Wychodzę i czuję się dwa razy lepiej. Ubieram się i podchodzę do lustra. Po chwili wychodzę z pokoju.
-Proszę za mną. - mówi mężczyzna stojący przed pokojem i rusza. Porusza się prawie że bezszelestnie. Wchodzimy do windy i zjeżdżamy dwa piętra niżej. Prowadzi mnie korytarzem do czarnych drzwi. - Gabinet pana Aarona.
Wchodzę do pokoju. Wygląda jak typowe, drogie biuro. Aaron siedzi przy biurku.
-Usiądź, proszę. -mówi cicho. Spogląda na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. -Pewnie zastanawiasz się co tu robisz. A więc, jesteś jedną z najpotężniejszych czarownic, masz siostrę Louise. Lecz uważam że z tobą będzie mi się lepiej współpracować. A więc w świecie czarownic, łowców i osuszaczy będzie się toczyła walka o władzę. Wiadomo że ci ostatni mają zostać zabici, ale potrafią się nieźle wpasować w nasz świat. Najpotężniejszych nie ograniczają zasady. Lecz po za tym że osuszacze chcą zdobyć władzę, najpotężniejszy czarownik który rozdzielił ciebie i twoją siostrę od waszych rodziców znów żyje. Poleje się dużo krwi. Problem jest z wami. Jesteście jedynymi które mogą go pokonać. Ty i Louise jesteście... kwintesencją całej tej reszty oddzielonych magicznych dzieci. Osuszacze polują na ciebie.
-Czekaj, chcecie mnie wciągnąć do jakiejś Gry o Tron? -warknęłam. Nagle poczułam że znów nad sobą nie panuje. Ale po chwili to ustąpiło. Poczułam się odprężona. Ktoś nad tym zapanował. Spojrzałam na Aarona.
-Tak, to ja. Potrafię ujarzmić twoją energię. - odpowiedział. Na pewno był świadom aluzji, która wypełniła pokój. -Twój wujek, jest osuszaczem. Ale jest z nim coś takiego, co spowodowało że jest prawie sobą. Musimy pozbyć się Elen i wtedy będzie szansa na odratowanie go. Jesteś mi potrzebna. Po za tym musisz zapanować nad sobą. Prawdopodobnie Evan i Gabriel są pod wpływem kogoś. Proszę, przyłącz się do mnie.
-Zaraz więc ty zostajesz władcą paraświata a ja mam być twoim służącym?!
-Masz być moją wspólniczką, tłumacz to sobie że obronisz świat, pomścisz śmierć Jake'a, uratujesz Louise, Alyssę, jej dziecko, Camerona, Dekkerów, twoją rodzinę.
-Ali jest w ciąży? -pytam zdziwiona. On kiwa głową. Czuję że nie powinnam mu ufać ale równie dobrze mogę się powiesić. -Dasz mi wykonać dwa telefony, nie powiem gdzie jestem ani z kim. Opowiesz mi co się wydarzyło w Formby Wtedy się zgodzę.
Patrzy na mnie przez chwile lecz przesuwa telefon w moją stronę. Wybieram numer Louise,  zgłasza się się s poczta głosowa.
-Cześć. - mówię cicho, czując na sobie spojrzenie Aarona. - Nic mi nie jest, nie mogę powiedzieć ci gdzie jestem. Wrócę wkrótce. Zaopiekuj się Ricky'iem i Alyssą. Przepraszam. - rozłączam się. Wybieram numer Gabriela.
-Tak? - dobiega mnie przygnębiony głos przyjaciela.
-Cześć Gabe. - mówię cicho.
-Florence?! Coś się stało? - pyta ożywiony.
-Musisz wrócić do Liverpoolu. Musisz mieć oko na Louise. Coś się z nią dzieje. Wiem że próbowałam cię zabić, ale zrób to dla mnie i dla niej.
-Dobrze. Ale gdzie ty jesteś? - pyta zdziwiony.
-Nie ważne. Po za Wielką Brytanią. Wrócę niebawem. Nie szukajcie mnie. Nie mów Evan'owi. - rozłączam się.
-Kim jest Rick'y? - Czuje na sobie szmaragdowe spojrzenie.
-Mój labrador. Tak mnie obserwowałeś, a nie znasz imienia mojego psa? Mogłabym... zadzwonić jeszcze do Christiana? - pytam cicho.
-Jeśli musisz.
Wybieram numer swojego ojca. Odbiera po chwili.
-Cześć Christian. Nie mam za dużo czasu. Jestem na razie po za krajem. Nie mogę powiedzieć gdzie, nie szukajcie mnie. Ratuję was. Zwróć uwagę na Louise. Ucałuj chłopaków. Widzimy się niebawem.
-Florence?
-Tak, tato? - wyrywa mi się. ,,Brawo Florence, stałaś się sentymentalna'' -przechodzi mi przez myśl.
-Bądź ostrożna. -mówi i po chwili odkłada słuchawkę.
-Po za twoim przyjacielem nikomu nic się nie stało. Podczas gdy straciłaś przytomność, stało się coś dziwnego. Cały dom się zaczął się trzęś. Osuszacze wybiegli. Łowcy za nimi. Cameron z tobą został, ale z nim sobie poradziliśmy.
-Co mu zrobiliście?!
-Nic. Lekko ogłuszony. Już z nim dobrze. - Rozmowę przerwał nam dźwięk telefonu. - Idź na korytarz. Zaprowadzą cie na śniadanie.
Po czym podnosi słuchawkę. Wychodzę gdzie czeka na mnie ten sam człowiek który mnie tu przyprowadził. Ruszam za nim. Otwiera mi drzwi po czym odchodzi.
-Witaj. - Kobieta w średnim wieku uśmiecha się do mnie. -Nazywam się Cornelia. Jestem gospodyniom Aarona i prawdopodobnie jedyną osobą której ufa bezgranicznie. Ty więc musisz być Florence.
-Tak. -uśmiecham się nie pewnie.
-Przygotowałam ci herbatę z cytryną i croissanty z nuttelą. Jeśli będziesz coś chciała to powiedz. Mogę ci zrobić cokolwiek będziesz chciała. Aaron chce żebyś czuła się tutaj dobrze.
-Może mi pani coś o nim opowiedzieć? Jak długo się znacie i ogólnie, tyle ile pani może.
-Mów mi po imieniu. -uśmiecha się. -Aarona znam odkąd był mały. Jego ojciec był kimś ważnym, ale nigdy nie wziął ślubu z jego matką, ona raczej była jego kochanką. Lecz on zaczął ją osaczać. Jego matka nie wytrzymała i popełniła samobójstwo. Wtedy jego ojciec przyszedł parę razy, upił się obraził Aarona i na tym się skończyło. W końcu przestał przychodzić. Natomiast pojawił się przyjaciel jego ojca, powiedział że zajmie się wychowaniem Aarona. Wpajał mu do głowy że musi być we wszystkim najlepszy, że nie może pokazywać uczuć i nie może być słaby. Jakiś czas później uciekliśmy tutaj. Aaron niestety stał się jaki stał. Za bardzo go kocham żeby oceniać, nie zmienię go. Jedyną rzeczą jaka może go zmienić to chyba prawdziwa miłość. Chociaż on twierdzi że zemsta.
-Och. -mruknęłam. - Czyli dąży do władzy i zemsty?
-Mniej więcej. - szepnęła.
Wdycham cicho i kończę swoje śniadanie zamyślona.  Do kuchni wchodzi Aaron. Wita się z Cornelią po czym spogląda na mnie.
-Smakowało ci śniadanie? -spogląda na mnie.
-Tak. - odpowiedziałam i wstałam. -Dziękuje Cornelio.
-A teraz zaczynasz trening. Ze mną. Chodźmy. -Idzie do drzwi. Podążam za nim. Od tyłu też wygląda nieźle. Wchodzimy do sali treningowej. Jest ona duża, w jasnoniebieskim kolorze. - Tam jest szatnia, przebierz się.
Ruszam więc do szatni. Po tym co usłyszałam raczej nie powinnam mu się sprzeciwiać.  Ubieram czarne leginsy i biały top. Kiedy wychodzę Aaron stoi odwrócony do mnie. Ma na sobie czarny podkoszulek, opinający jego mięśnie oraz spodnie z dresu. Czemu ktoś tak zły i zagubiony jednocześnie musi na mnie tak działać?
-Usiądźmy. -mówi i siada na macie. - Jaka jest twoja indywidualna moc?
-Moja indywidualna co? - pytam siadając.
-Nie wiesz co to indywidualna moc? To moc którą posiadają tylko te najsilniejsze rody o których słyszałaś. Rozumiem że nie odkryłaś swojej? Natomiast zbadałem korzenie rodzinne każdego z tych rodów i jak mówiłem, ty i Louise jesteście najsilniejsze z rodu. Musiałyście dodatkowo jeszcze zyskać jakąś moc.
-Nic mi o tym nie wiadomo.- mówię cicho. - Jaki rodzaj mocy?
-Nie zdarzyło się tobie albo Louise że zatrzymałyście czas, wywołałyście tornado albo coś z czym nigdy się nie spotkałyście u innych czarownic?
-W wigilię, wyszłam porozmawiać z chłopakiem Louise. Wściekłam się i nagle znikąd pojawiła się mała wichura. Ale to chyba nie oznaka że potrafię kontrolować wiatr. - mówię niepewnie.
-Nie, to oznaka że ty i twoja siostra potraficie kontrolować żywioły! Musi cię coś blokować. Wstawaj! - zerwał się. - Postaramy się popracować z ogniem może. Stań prosto.
Staje prosto. Czuję jak delikatnie kładzie dłonie na moich barkach i stara się pomóc je rozluźnić. Następnie łapie mnie delikatnie za biodra i przesuwa delikatnie żebym stanęła we właściwej pozycji. Tylko biorąc pod uwagę jego bliskość, nie umie skupić myśli.
-Teraz, zamknij oczy. - szepcze mi do ucha. - Odpręż się. Wyrzuć ze swojej głowy wszystkie myśli. Myśl o ogniu, wyobraź sobie jak wygląda, jego wielkość, kolor. Wyciągnij rękę.
Nagle otwieram oczy a nad moją ręką pojawiła się słaba kula ognia. Uśmiecham się i patrzę zafascynowana na ogień. Nagle płomień znika a ja rzucam się na szyję Aarona.
-Udało się! Udało się! Miałeś rację. -mówię radosnym głosem i po chwili uświadamiam sobie bliskość jego ciała. Odsuwam się delikatnie.
Ktoś odchrząkuje. Znowu ten mężczyzna który mnie przyprowadził do Aarona i kuchni.
-Szefie. Znaleźliśmy zdrajcę. - mówi spoglądając lekko na mnie.
-No to chodźmy z nim porozmawiać.- bierze mnie za rękę i prowadzi za sobą. Po chwili znów jesteśmy w jego biurze. Sadza mnie na krześle obok. Drzwi się otwierają i dwóch strażników prowadzi jakiegoś mężczyznę. Rzucają go na kolana jakby był skazańcem. Chociaż biorąc pod uwagę to co się wydarzy za chwilę to na pewno rana nie wytrzyma.
-A więc postanowiłeś mnie zdradzić.- mówi Aaron lodowatym głosem. Spoglądam na mężczyznę do którego mówił. Na oko ma ze czterdziestkę na karku. Spoglądam mu w oczy i wchodzę mu do umysłu. Oglądam strzępki jego myśli, nie raz mordował, nie raz gwałcił. Właśnie wychwyciłam coś o Aaronie kiedy wszystko przerwał przerażający krzyk. Mężczyzna wił się z bólu. Aaron i dwóch strażników patrzyli zaszokowani na mnie. Nagle zauważyłam że patrzę ciągle na mężczyznę i nie mrugam. Zerwałam się z miejsca i podeszłam do niego. Chciałam mu pomóc wstać lecz kiedy go dotknęłam upadł jakby go prąd poraził. Spojrzałam zaszokowana na pozostałych i wybiegłam, nawet nie wiem gdzie. Po chwili dogonił mnie Aaron.
-Zabiłam go! Dotykiem, wzrokiem, nie wiem! -zaczęłam mamrotać bez sensu. Złapał mnie za rękę i przyparł do ściany.
-To było niesamowite! - szepnął. - Ty jesteś niesamowita i doprowadzasz mnie do szaleństwa. Zaakceptuj to. Jesteś potężna, więc to wykorzystaj. Możesz tyle osiągnąć. Razem możemy. Zostań ze mną i zaakceptuj to. Pomogę ci okiełznać twoją moc.
Zaczęłam spokojniej oddychać.
-Jeśli chcesz żebym z tobą została, musisz mi zaufać i dać więcej swobody. - odpowiadam spoglądając mu w oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz