wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział XLIX - Tessa

Nie licząc pająków i manekinów, były dwie rzeczy, których nienawidziłam najbardziej na świecie.
Pierwszą było zmuszanie mnie do czegokolwiek. Mój mózg po prostu nie przyjmował do wiadomości, że mogę coś zrobić, jeśli wydano mi rozkaz. Nawet jeśli chciałam.
Drugą rzeczą było ignorowanie mnie. A Gabriel właśnie wykonał oba.
Rozkazał mi wsiąść do auta i jechać z rodzicami oraz Ivy w bezpieczne miejsce. A potem sobie poszedł, bo stwierdził, że przeczeka tę wojnę gdzieś indziej. W tamtym momencie miałam wrażenie, że wybuchnę, ale w mojej głowie ułożył się plan ucieczki.
Nie przewidziałam tylko tego, że dom Louise i Florence był zamknięty, więc nie miałam możliwości dostania się do środka. Wybrałam numer Evana. Byłam pewna, że ma klucze do domu, w końcu czarujące siostry często bywały poza domem. On jednak nie odebrał. Tak samo jak Lynette. Do Wrena nawet nie próbowałam się dodzwonić, a do Ali, Jake'a czy Camerona nie miałam po prostu numeru. Ostatnią deską ratunku był telefon do Florence albo Louise, ale skoro one wyjechały... No cóż, postanowiłam spróbować. Może mają klucz ukryty gdzieś pod doniczką czy coś w tym stylu. Louise odebrała.
-Czemu chcesz siedzieć w naszym domu?-spytała zaskoczona po tym, jak wyjaśniłam jej moją sytuację.
-Zajmę się twoim psem i przynajmniej będę miała gdzie spać.-powiedziałam szybko. Louise chwilę milczała, zastanawiając się nad czymś.
-Poczekaj chwilę.-odsunęła słuchawkę od ust, ale nadal słyszałam jej przyciszoną rozmowę z jakimś mężczyzną.-Zaraz ktoś po ciebie przyjedzie.-powiedziała w końcu do mnie. Zobaczymy się za kilka minut.
Nie dając mi nic powiedzieć, rozłączyła się.
Kilka minut później faktycznie Louise Tempest wysiadała z eleganckiego, drogiego auta, którego marki nie znałam. Dziewczyna się zmieniła. Kiedy ją poznałam, jeszcze kiedy siedziała w niej Maud, Lou nosiła podarte jeansy, rozciągnięte T-shirty i sportowe buty. Właściwa Louise często nosiła swetry, bluzy albo marynarki do legginsów lub spódniczki. Ta Louise miała na sobie elegancką, ale prostą sukienkę i płaszcz. Wyglądała, jakby właśnie wyszła z biura.
-Tessa, dobrze cię znowu widzieć.-uściskała mnie z uśmiechem.-Wiem, że chciałabyś zająć nasz dom w czasie, gdy ja i Florence będziemy nieobecne, ale mam dla ciebie lepszą propozycję.
-Gdzie właściwie teraz mieszkasz? Przyjechałaś dość szybko.-zauważyłam, zwracając uwagę na migoczący naszyjnik zawieszony na jej szyi.
-Oh, Carlisle pozwolił mi zostać u niego, skoro razem... pracujemy.-powiedziała, otwierając drzwi i wchodząc do domu. Rozdziawiłam usta ze zdziwienia.
-Myślałam, że on próbował cię zabić?
-Właściwie to próbował zabić Maud, a czasy się zmieniają. Nie wiem czy usatysfakcjonuje cię fakt, iż Elen Lloyd-Dekker gnije teraz w piekle. Carlisle nie był zadowolony, ale przekonałam go, że mamy poważniejszy problem.
-To znaczy?
-To znaczy wojnę. Carlisle Hawthorne jest najpotężniejszym czarownikiem, jaki chodzi po tej ziemi. Ma dość dobry kontakt ze swoim synem, Cedem, co czyni ich najważniejszymi graczami w tym starciu. We Francji przebywa Aaron... do diabła, zapomniałam jak ma na nazwisko. To jest teraz mniej istotne. Dołączyła do niego moja siostra, a z tego co wiem, również Gabriel.-cień zazdrości i irytacji przemknął przez twarz Louise. Nadal kochała mojego najstarszego brata. I mogłam się założyć, że on nadal kochał ją.
Louise wzięła kilka rzeczy - swoich i swojego psa. Kiedy schodziłyśmy na dół, zatrzymała się nagle i nakazała mi gestem ciszę. Wyciągnęła elegancko zdobiony sztylet z wewnętrznej strony kurtki i zniknęła. Dostrzegłam błysk noża kilka metrów dalej, w kuchni i podbiegłam tam, aby zapalić światło.
-Nie, Lou!-zawołałam, a Louise w ostatnim momencie powstrzymała się przed podcięciem gardła Evanowi.

-Louise, widzę, że mamy gości.-powiedział Carlisle witając ją, gdy wyszła z windy. Dziewczyna uśmiechnęła się wręcz niewinnie na widok gospodarza.
-Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Evan i Tessa Dekkerowie to moi przyjaciele. No i rodzeństwo Gabriela.-posłała mu znaczące spojrzenie. Carlisle zmierzył nas wzrokiem i gestem zaprosił wgłąb apartamentu. Louise pociągnęła go na bok, cały czas mając wierną Medusę u boku. Zaczęli o czymś rozmawiać, ale nie byłam w stanie usłyszeć o czym. W końcu Carlisle poprosił kogoś, aby pokazał nam nasze pokoje. W życiu bym się nie spodziewała, że po drodze wpadnę na Lynette obmacującą się z jakimś chłopakiem.
-Tessa!-dziewczyna spojrzała na mnie chłodno. Chłopak, do którego przed chwilą była przyssana zerknął na nią zdziwiony.
-Tessa Dekker? Dziewczyna twojego brata?-chłopak spojrzał na Lyn, a ja oniemiałam. Ja dziewczyną Wrena? O co chodziło?
-Słucham?
-Nie udawaj zaskoczonej, Tess.-powiedziała Lynette, mierząc mnie chłodnym wzrokiem.-Wren odebrał twój telefon jakis czas temu, nie wspomniał ci?
-Nie.-zaschło mi w gardle. Wren mnie okłamał.-Do niczego nie doszło, Lyn... 
-Nie mam ochoty tego słuchać.-odparła, łapiąc Ceda za rękę i ciągnąc go w stronę któregoś pokoju.-Do zobaczenia na śniadaniu, Tesso.
-Lyn...-zaczęłam, ale ona już mnie nie słuchała. Louise położyła mi dłoń na ramieniu.
-Nie przejmuj się.-powiedziała spokojnie.-Kiedyś jej przejdzie.
Wtedy po raz pierwszy stwierdziłam, że jednak mam wsparcie w byłej dziewczynie mojego brata. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz