poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział XLIV - Louise

Szczęśliwego Nowego Roku :) Ani ja, ani C nie imprezowałyśmy nadzwyczajnie, ale dopadło nas noworoczne rozleniwienie. Staramy się nadrobić zaległości i mamy nadzieję, że notki będą się pojawiały już w miarę regularnie. Pewnie wymyślimy jaką sobotę wieczór, ale jeszcze zobaczymy. Na razie macie niespodzianki ;) -B.
__________________________________________

Sylwester zapowiadał się tragicznie. Nie byłam w nastroju do zabawy, podobnie jak Flo, więc noc z 31 grudnia na 1 stycznia spędziłyśmy razem. Siedziałyśmy w naszym mieszkaniu, pijąc coraz więcej i rozmawiając coraz mniej. Kiedy wybiła północ, bez słowa wyszłyśmy na dwór, aby zobaczyć fajerwerki, które rozświetlały nocne niebo w Liverpoolu.  Potem życzyłyśmy sobie dobrej nocy i położyłyśmy się do łóżek. Byłam pewna, że żadna z nas nie była w stanie zmrużyć oka, pomimo ilości wypitego alkoholu.
Około pierwszej w nocy, zadzwonił mój telefon. Odebrałam, chociaż w głębi duszy nie miałam na to ochoty.
-Louise?-głos Gabriela był dla moich uszu słodką melodią, która jednocześnie wywoływała we mnie pozytywne i negatywne emocje. Nie słyszałam go od tygodnia, więc tęskniłam za nim... Ale. No właśnie. Ale. Zostałam odrzucona przez kogoś, kogo kochałam jak nikogo innego. Dlaczego było to takie skomplikowane? Dlaczego ja i Gabe nie mogliśmy po prostu być razem?
-Tak?-spytałam chłodno. Pełna zmienności Louise Tempest, zganiłam się w myślach.
-Chciałem tylko życzyć ci szczęśliwego nowego roku.-powiedział spokojnie i nawet radośnie.-Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. Wracamy na początku lutego, więc mogłabyś znaleźć trochę czasu dla przyjaciela.
-Jesteś z Evanem? W Nowym Jorku?-spytałam, nie dowierzając. Sądziłam, że Evan leci sam.
-Tak. Mogłabyś pozdrowić Tessę, jeśli ją spotkasz?-spytał lekko, jakbym wcale nie była jego byłą, którą porzucił, bo przez kilka tygodni jej ciało nosił ktoś inny.
-Pozdrowię ją.-powiedziałam spokojnie. Już miałam się rozłączyć, kiedy z moich ust wyrwało się jeszcze kilka słów.-Ah, i Gabriel! Nie jesteśmy przyjaciółmi.

-Louise, wszystko w porządku?-Flo popatrzyła na mnie zatroskana. Kiwnęłam głową, nie chcąc tłumaczyć, że wcale nie jest w porządku.
-Okej, to zobaczymy się później.-stwierdziła spokojnie i pocałowała mnie w policzek na pożegnanie, po czym wyskoczyła z auta i szybko wbiegła do budynku, w którym miała praktyki. Nawet w ferie zimowe! Okropność. Chociaż z drugiej strony, miała lepiej ode mnie. Ja nie byłam już nawet zapisana na uniwersytet. Według większości byłam... no cóż, martwa.
Zatrzymałam samochód pod domem Vall, Szwedki, która przez długi czas była moją nauczycielką. Tylko dzięki niej byłam w stanie zapanować nad swoimi emocjami, a co za tym idzie - za magią. Nie mogłam dopuścić do bezsensownego i lekkomyślnego błędu, który kiedyś popełniłam i za który do dziś winił mnie, zresztą słusznie, brat Lyn.
Vall Nelsdottir była czarownicą, która, jako jedna z nielicznych, posiadała wiedzę tak wielką, żeby uczynić siebie nieśmiertelną. Dlatego pomimo zaawansowanego wieku, nadal wyglądała pięknie i młodo. Miała typową dla ludzi jej pochodzenia urodę - blond włosy, niebieskie oczy i bladą cerę, która w jej przypadku była nieskazitelna.
-Louise!-uśmiechnęła się na mój widok, gdy otworzyła mi drzwi. Uściskała mnie serdecznie i gestem zaprosiła do środka.-Wejdź, nie stój tak w progu. Krążyły plotki, że nie żyjesz, ale cieszę się, że okazały się zwykłym kłamstwem... Chodź do salonu, nie zwykłam przyjmować gości w holu. Źle by to o mnie świadczyło jako o gospodyni.
-Ciebie też dobrze widzieć, Vall. Plotki były prawdą i właśnie w tej sprawie do ciebie przyszłam. To znaczy... To jest jeden z powodów moich odwiedzin.-nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów.
-Ależ! Nie uwierzę, że jesteś duchem, Louise Tempest. Duchy nie pukają do drzwi.-zażartowała. Zaśmiałam się lekko. Nie pamiętałam kiedy ostatnio odwiedziłam Vall, więc zdążyłam zapomnieć o jej humorze i gadatliwości.
-Nie, nie jestem duchem.-usiadłam na kanapie.-Byłam martwa przez... jakiś czas. Około trzech tygodni.
Streściłam jej wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy, nie pomijając niczego. Opowieść zaczęłam od opowiedzenia jej jak spotkałam znowu Florence, a dalej wszystko potoczyło się samo. Vall słuchała mnie uważnie, będąc cały czas skupiona. Kiwała głową od czasu do czasu i zadawała pytania, gdy coś pominęłam.
-Chcesz mi powiedzieć, że Gabriel zachowuje się w stosunku do ciebie oschle i zrywa z tobą, a w tym samym czasie Carlisle, który nie tak dawno usiłował cię zabić próbuje z tobą flitrtować?
-Takie odniosłam wrażenie.-przyznałam cicho.
-Louise, coś tu nie gra. Boję się, że coś nowego się zaczyna.-Vall zawahała się.-I ty też wiesz, że problemy jeszcze się nie skończyły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz