poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział LXVI - Louise

Hej :* Słówko ode mnie, tak na początek. Uno, dawno Was tu nie było. Dwa, jeśli ktoś bardzo tęskni za Lynette, Tessą i Wrenem, to niech da znać. Do ich wątku wrócę niedługo. Całusy xxxx.
____________________________________

Niektórzy mówią, że ludzie nie płaczą dlatego, że są słabi, ale dlatego, że byli silni zbyt długo. Ja uważam, że to bzdury. Uważam, że płacz jest moją słabością, której nie potrafię się pozbyć, której nienawidzę. Ale jest częścią mnie. Moja mama, prawdziwa mama, nie Isleen, zawsze mówiła mi, że płaczę, bo jestem wrażliwa. Problem polegał tylko na tym, że byłam wrażliwa nie na krzywdę ludzką, lecz na własną. Byłam zapatrzoną w siebie dziewczynką, której wszystko przychodziło zbyt łatwo. I tym razem też tak było.
Tylko że tym razem, zamierzałam to wykorzystać przeciwko całemu światu.
Ranek po imprezie był prawdopodobnie najcięższym przebudzeniem w moim życiu. Musiałam otworzyć oczy ze świadomością, że Gabriel mnie nie pamięta, a Florence mnie nienawidzi. Evan chyba musiał mieć podobne odczucia. Zasnęliśmy w moim łóżku, leżąc obok siebie, będąc dla siebie wsparciem. Gdyby dwa miesiące temu ktoś powiedział, że Evan Dekker, smutny emo chłopiec, kręcący się wokół mojej siostry, zostanie najbliższą mi osobą i moim najlepszym przyjacielem, kazałabym mu odstawić prochy. A teraz proszę - Evan był jedyną osobą, która mnie rozumiała.
Podniosłam się i rozejrzałam się po pokoju. Delikatne światło wpadało przez okna, zapowiadając ciepły (oczywiście, jak na luty) dzień. Evan jeszcze spał i nie zamierzałam mu przeszkadzać. Wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i stanęłam przed lustrem. Zauważyłam, że czarna plama, którą miałam na plecach stała się większa. Ale może mi się zdawało.
Zeszłam na dół. Carlisle zmierzył mnie wzrokiem.
-Powróciłaś do swojego wyglądu, jak widzę.-stwierdził obojętnie. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do stołu. Nalałam sobie soku pomarańczowego i wypiłam duży łyk, zanim się odezwałam.
-W połowie imprezy, chociaż Florence rozpoznała mnie już na początku. Na twoim miejscu zwiększyłabym patrole, bo moja kochana siostrzyczka może mnie nienawidzić.-oznajmiłam to z taki spokojem, jakbym przypominała mu, że nie ma mleka w domu.
-Ma konkretny powód, czy to tylko twoje przypuszczenia?-Carlisle uniósł brew.
-Ma więcej - dowód.-odezwała się Tessa, schodząc na dół i siadając koło nas.-Odwiedziła wczoraj moich rodziców.-Tessa zwróciła się teraz do mnie.-Kazała ci przekazać, że stworzyłaś potwora, a ona zamierza go przeciwko tobie wykorzystać. Słowa potwór użyła chyba pięć razy w ciągu dziesięciu minut.
-Oh.-mruknęłam, nie przejmując się tym za bardzo.-No cóż, cała Florence ze swoją skłonnością do dramatyzowania. To już się robi nudne.
-Louise, co ty zrobiłaś?-Carlisle nie zamierzał odpuścić. Wywróciłam oczami, nakładając sobie jajecznicę.
-Wykasowałam siebie ze wspomnień Gabriela Dekkera. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.-spojrzałam Carlislowi w oczy. A on tylko skinął głową. Wstałam od stołu zaraz po zjedzonym śniadaniu.
-Gdzie idziesz?-spytała Tessa, patrząc na mnie podejrzliwie. Uśmiechnęłam się do niej.
-Zapolować na ludzi Aarona. Idziesz ze mną?
Teresa Dekker skinęła głową.

Kilku ludzi Aarona udało nam się zabić bez problemu. Podczas naszego małego polowania wymieniałyśmy tylko zdawkowe uwagi. Oprócz tego prawie nie rozmawiałyśmy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mnie obwinia za to, co zrobiłam Gabrielowi. Potem stwierdziłam, że mam to gdzieś. Zepchnięcie uczuć i sentymentów na bok było najlepszą podjętą przeze mnie decyzją od miesięcy. Znów mogłam się skupić na moim planie, nie będąc rozpraszaną przez nikogo.
-Ona cię nienawidzi.-powiedziała cicho Tessa, kiedy wracałyśmy. Spojrzałam na nią obojętnym wzrokiem, chociaż wiedziałam, że gdyby popatrzyła dłużej w moje oczy, zobaczyłaby mój smutek.
-Wiem. To dobrze. Tak będzie dla niej lepiej.-stwierdziłam spokojnie. Tessa nie mogła być wprowadzona w mój plan. I tak dużo ryzykowałam, mówiąc Evanowi. Ale miałam wrażenie, że ta informacja go zmieniła... jakby znalazł sobie jakiś cel, do którego musi dążyć.
-Lepiej? To, że one cię nienawidzi, nie znaczy, że jej to nie boli.-dziewczyna stanęła w obronie mojej bliźniaczki.
-Przejdzie jej. Zawsze w końcu jej przechodzi.-mruknęłam, wspominając naszą wielką kłótnię sprzed czterech lat. Tak, Florence przeszło. Jej ból zniknął, została tylko nienawiść. Tym razem miało być tak samo, tylko na większą skalę.
-Co się stało wtedy, w Formby? Za co Florence cię zostawiła, a Wren znienawidził?-Tessa przyglądała mi się uważnie. Zamknęłam oczy, przywołując obrazy. Czarno-czerwone błyski i chłopak upadający na ziemię. Flo podbiegająca do niego i mówiąca, że jest martwy. Moje zaciśnięte pięści i ta ogromna chęć, żeby Flo nie znienawidziła mnie teraz... jeszcze nie. Dopiero jak pozbędziemy się ciała. Dzisiaj zastanawiałam się, czy to też była magia.
-Zabiłam chłopaka, który kręcił się przy Flo. On... chyba jej się podobał. Przyszedł kiedyś do mojego domu, kiedy byłyśmy same z Flo. Zaczął coś mówić. Nawet nie pamiętam co. Chyba coś o radzie i o tym, że powinnyśmy jechać z nim. Florence była na niego zła, że każe jej wyjeżdżać bez wyjaśnienia... Ale ja byłam jeszcze bardziej wkurzona. Nie panowałam nad gniewem. Nagle coś wybuchło, a on leżał na ziemi martwy.-mówiłam cicho, jakbym bała się, że to dotrze do nieodpowiednich uszu.-Potem dowiedziałam się, że on nas chronił. Razem z Wrenem Martinem. Popełniłam błąd i potrafiłam się do tego przyznać przed sobą i... pewną osobą. Ona mi pomogła. Opanowałam moc, gniew, wszystko.-spojrzałam na Tessę. Nigdy nie łączyły mnie z nią bliskie kontakty. Ot, była siostrą mojego niemalże-chłopaka i niemalże-dziewczyną mojej najlepszej przyjaciółki. A jednak, teraz potrafiłam się przed nią otworzyć, przyznać do czegoś, czego niegdyś żałowałam.
-Wren ci kiedyś wybaczy, wiesz o tym. Dla mnie, dla Lynette i przede wszystkim, dla siebie.-popatrzyła na mnie dużymi, szarozielonymi oczami. Dokładnie takie same miał Gabriel. Byli do siebie niesamowicie podobni. Najwyraźniej odziedziczyli urodę po matce. Evan zdecydowanie bardziej przypominał czarnowłosego Roberta, przynajmniej z wyglądu. Wewnętrznie... cóż, nie znałam Melissy na tyle, żeby to ocenić.-A Florence cię kocha, jesteś jej siostrą. Kiedyś zrozumie czemu to wszystko robisz.
-Kiedyś. Kiedy będę umierać, nadziana na jej nóż.-zaśmiałam się sucho.
-To niesprawiedliwe.-powiedziała cicho dziewczyna.-Wojna sprawia, że siostry i bracia walczą przeciw sobie, że ojciec i syn rywalizują o władzę. Nie ma w tym żadnej miłości, ani lojalności. Niczego pozytywnego.
-Nie dziw się, Tess.-nacisnęłam guzik od windy.-Wszyscy chcą rządzić światem. I dla tronu są w stanie pokroić własne dzieci.
Tessa nie odpowiedziała. W milczeniu weszłyśmy do windy i bez słowa dojechałyśmy na właściwe piętro. Poszłam do swojej sypialni, zostawiając Tessę na dole. Na schodach minęłam Cedrica, który zapytał mnie o kilka spraw związanych z naszym dzisiejszym patrolem. Udzieliłam mu krótkich odpowiedzi, marząc tylko o ciepłym prysznicu.
Kiedy już spełniłam to marzenie, poszłam poszukać Evana. Nie było go ani w mojej sypialni, ani w jego. Obeszłam praktycznie cały penthouse i wypytałam prawie każdego "domownika" o miejsce pobytu przyjaciela, ale nikt nic nie wiedział. Wyciągnęłam w końcu telefon i zadzwoniłam do niego - włączyła się poczta głosowa. Zaczęłam się martwić. Skupiłam swoje myśli na konkretnym miejscu i teleportowałam się do mieszkania, które jeszcze niedawno dzielił ze swoim bratem. Chciałam się rozejrzeć po mieszkaniu, kiedy usłyszałam niedwuznaczne głosy dochodzące z sypialni Gabriela. Nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Nie sądziłam, że Gabe może tutaj być o tej porze. Skupiłam się i po chwili stałam już w mojej własnej sypialni, w domu, w którym jeszcze niedawno odbywała się dzika impreza. Usiadłam na łóżku i starałam się opanować. Zapomnieć o emocjach, tak jak Gabriel zapomniał o mnie. Ale to nie było takie proste. I wtedy mnie oświeciło.
Sięgnęłam pod łóżko i wyciągnęłam spod materaca księgę czarów. Dotyczyła ona tylko i wyłącznie czarnej magii. Kiedyś wspomniałam o niej Florence, ale nie rozmawiałyśmy o tym dużo. Dzień przed zabiciem przyjaciela Wrena ćwiczyłam zaklęcia z tej właśnie księgi. Nie wiedziałam, czy to miało coś wspólnego. Przewertowałam lekturę i znalazłam odpowiednie zaklęcie.
-Defectus adfectu...-wyszeptałam i zaczęłam powtarzać te słowa w kółko i bez przerwy, skupiając się na moich uczuciach do Gabriela i Florence... Dopóki nie zadziałało. W ostatniej chwili dopadły mnie wątpliwości. Dam sobie radę bez tego, pomyślałam. Ale było już za późno. Na najbliższy miesiąc miałam stracić wszelkie uczucia względem dwóch najbliższych mi osób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz