sobota, 15 marca 2014

Rozdział LXVIII - Tessa

Zupełnie nie wiedziałam co robić. Trzymałam się mojego brata, jakby był jedyną stałą rzeczą w moim życiu. Tak po prawdzie, to był. Kiedy Gabriel jeździł na wyścigi i znikał na całe tygodnie, a cała moja rodzina była pod urokiem Elen, tylko Evan pozostawał. Mogłam mu powiedzieć niemal wszystko. I nawet jeśli za najlepszego brata uważałam Gabriela, to Evan był czymś stałym i dobrym. Pomimo uroku Elen, nie zaczął mnie traktować w inny sposób. Może to dlatego wolałam Gabriela - bo Evana nie musiałam zmieniać. Był stały.
Cieszyłam się, że poszłam za nim, że obrałam jego stronę. Nawet, jeśli to oznaczało codzienne obserwowanie miłości Cedrica i Lynette. I choć starałam się unikać tej dwójki, to nie mogłam tego robić w nieskończoność. Większość czasu starałam się spędzać na treningach, ale nawet to nie pomagało. Zawsze musieli się przypałętać, przynajmniej jedno z nich. Jakby chcieli mi zrobić na złość.
Na szczęście miałam jeszcze Wrena. Wprawdzie relacja między nami była trudna do opisania, to zawsze mogłam na niego liczyć. Tak samo jak na moją najlepszą przyjaciółkę, Rowan. Wiedziała o mnie wszystko. Oprócz tego epizodu o moich magicznych mocach. Nie zdobyłam się jeszcze na odwagę, żeby jej to wyznać. Nie wiedziałam właściwie czemu. Przecież Rowan nie zrobiłaby niczego, żeby mnie skrzywdzić. Ufałam jej, a jednocześnie bałam się jej reakcji.
Nóż trafił w czwartą obręcz od środka tarczy. Zaklęłam pod nosem. Powinnam się skupić. Trening ciała oraz trening mocy, te dwie rzeczy powinny teraz pochłaniać całą moją uwagę. A jednak stałam tu i rozmyślałam o mojej najlepszej przyjaciółce.
-Powinnaś popracować nad celnością.-odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Louise stojącą w drzwiach i nonszalancko opierającą się o framugę. Wyglądała inaczej. Z jej oczu zniknęła cała czułość, jaką kiedyś w nich widziałam. Zawsze patrzyła na mnie jak na młodszą siostrę, o którą musi się troszczyć i dobrze wiedziałam dlaczego. Przypominałam jej Gabriela. Blond włosy, szarozielone oczy. Byłam wykapanym bratem. Ale teraz w jej spojrzeniu była tylko obojętność i obsesja dążenia do perfekcji.
-Rozproszyłam się. Jeśli się skupię, to trafię w sam środek.-musiałam się bronić. Lou uśmiechnęła się kpiąco i wskazała podbródkiem na tarczę.
-Więc na co czekasz?
Zabrzmiało to jak wyzwanie. Zacisnęłam zęby. Ustawiłam się w odpowiedniej pozycji. Uniosłam rękę z nożem i wycelowałam. Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić. A potem rzuciłam. I trafiłam jeden krąg od środka. Louise się zaśmiała, a ja patrzyłam na to z niedowierzaniem. Ona rzuciła mi wyzwanie, a ja mu nie sprostałam. Kilka dni temu dziewczyna dałaby mi wskazówki, co zrobić, żeby zapanować nad, na przykład, drżeniem rąk. Dziś po prostu wyszła, nadal się śmiejąc.
-Louise!-krzyknęłam za nią. Odwróciła się i zmierzyła mi wzrokiem, posyłając pytające spojrzenie. Odetchnęłam głęboko.-Naucz mnie celności. I magii.-poprosiłam. Kącik jej ust podjechał do góry.
-Czekałam, aż poprosisz.

Tydzień później byłam już dużo lepsza w te klocki. Celowałam z niemalże stuprocentową celnością, czasem wspomagając się czarami. Louise sama uczyła się magii, a przy okazji uczyła mnie. I była w tym naprawdę dobra. Nie dziwiłam się, że Carlisle wybaczał jej praktycznie wszystko, co robiła wbrew jego zdaniu. Najwyraźniej Jesselowie byli nie tylko niezwykle potężni, ale też zdolni. A Lou i Flo były tego żywymi przykładami. Zastanawiało mnie jednak, czy umiłowanie do kłótni na ogromną skalę z własnym rodzeństwem też były dziedziczone w ich rodzinie.
-Tess, wybierasz się gdzieś?-moje rozmyślania przerwał Evan, obserwujący mnie od kiedy zbiegłam po schodach w kurtce i z torbą. Spojrzałam na niego.
-Idę się zobaczyć z Wrenem. To chyba nie jest zabronione?-uniosłam brew, krzywiąc się. Ostatnio liczba zakazów i nakazów zwiększyła się niemiłosiernie.
-To nie ma znaczenia. Louise zwołała zebranie, zaczyna się za dziesięć minut. Wszyscy woleliby, żebyś się na nim pojawiła. Przełóż spotkanie z Wrenem, zawiozę cię później.-obiecał. Zmarszczyłam brwi.
-Spotkanie dotyczące... czego?-spytałam niepewnie. Evan wzruszył ramionami.
-Za chwilę się dowiemy.
W tym momencie po schodach zbiegła Louise. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i spojrzała na Evana. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ta dwójka coś ukrywa, kombinuje. Odchrząknęłam. Evan posłał mi rozbawione spojrzenie.
-Napisałaś już do Wrena?-spytał. Miałam ochotę walnąć się w głowę. Jak mogłam zapomnieć? Wyciągnęłam telefon i napisałam krótkiego smsa do Wrena z prośbą o przesunięcie spotkania na późniejszą godzinę. Zgodził się.
-Dobra, wszystko uzgodnione. Louise, z łaski swojej, wyjawisz mi teraz powód, dla którego zwołałaś zebranie?-miałam nadzieję, że wszystko minie jak najszybciej, żebym mogła spotkać się z Wrenem.
Louise tylko uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wskazała głową na salę konferencyjną, a potem ruszyła w jej stronę. Chcąc, nie chcąc, poszłam za nią.

-Czy mi się zdawało, czy widziałam Florence Fitzgerald wychodzącą z twojego mieszkania?-spojrzałam na Wrena pytająco, rzucając torbę na podłogę w przedpokoju. W głębi duszy poczułam małe ukłucie... zazdrości? Nie, nie możliwe. Wren był przyjacielem i to wszystko. A jednak, ukłucie było prawdziwe.
-Nie zdawało ci się.-Wren przytulił mnie na przywitanie. Zawsze był ze mną w stu procentach szczery i ja starałam się być szczera w stosunku do niego. Ale niektórych rzeczy po prostu nie mogłam mu powiedzieć. Na przykład wyjawić planu Louise dotyczącego zniszczenia Liverpoolskiego domu Aarona i pojmania najważniejszych ludzi tam mieszkających... w tym Gabriela i Florence. Cała akcja miała odbyć się dopiero za przynajmniej dwa tygodnie, więc na razie byłam spokojna. Mojemu bratu nic nie groziło. A Florence? Cóż, skoro chodziła do Wrena, to chyba też była bezpieczna, prawda?
-Jest jakiś konkretny powód, dla którego tu przebywała?-udało mi się zachować spokojny i zrelaksowany ton głosu. Jakby to nie było nic ważnego. Bo przecież teoretycznie nie było.
-Ma problemy z Gabrielem i Aaronem. To musi pozostać między nami, ale... Lou wykasowała siebie ze wspomnień twojego brata. Florence to bardzo przeżywa, a ja staram się jej pomóc. Byłem kiedyś w pewnym sensie jej aniołem stróżem, więc nadal mogę to robić.
-A co z Louise?-spytałam.-Co z jej aniołem stróżem?
-Ona swojego zabiła.-Wren powiedział to bez mrugnięcia okiem. Nadal miał za złe Lou, że zamordowała jego przyjaciela.
-To nie fair. Powinieneś dbać o nie obie.-spojrzałam na niego oskarżycielsko. Wren się skrzywił.
-Nie zamierzam dbać o dziewczynę, która jest zła do szpiku kości. Tess, twój najstarszy brat zmienił się nie do poznania, bo Louise Tempest wymazała mu siebie ze wspomnień. Wiesz co on teraz czuje? Jest zakochany, ale nie wie w kim! Odczuwa pustkę w środku tak silną, że chwyta się wszystkiego, żeby ją zapełnić, a to i tak będzie za mało! Dopóki nie pozna znów Louise, będzie z nim źle. Bardzo źle.-Wren był wkurzony. I to porządnie. Rozdziawiłam usta. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. W pewnym sensie starałam się zrozumieć Louise. Jednak z drugiej strony, byłam na nią zła. Nie wiem czy na szczęście, czy nieszczęście, ale ta pierwsza strona wygrała.
-Zmieńmy temat. Jestem pewna, że Louise ma jakiś konkretny powód, aby... robić to, co robi.-starałam się delikatnie zakończyć sprawę. Nie chciałam kłócić się z Wrenem.-Masz jakiś kontakt z Lyn?
-Czemu pytasz? Przecież w pewnym sensie z nią mieszkasz.-zauważył, marszcząc czoło.
-Ale z nią nie rozmawiam. Jakbyś nie pamiętał, nienawidzi nas.
-No tak.-skrzywił się.-I dlatego ja też nie mam z nią kontaktu.
Zapadła cisza. Nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć. Na szczęście Wren rzucił luźno uwagę na temat jakiegoś filmu i postanowiliśmy go obejrzeć. Potem było już trochę lepiej. Spędziliśmy ten czas naprawdę dobrze, jakby nigdy nie było tej rozmowy.
Jednak w nocy ciągle o niej myślałam. Nie potrafiłam przez to zasnąć, targana wyrzutami sumienia. Może powinnam się zgodzić z Wrenem i wesprzeć mojego brata, a nie Lou?
Najwyraźniej nie tylko ja miałam problemy z zaśnięciem. Drzwi do mojego pokoju otworzyły się cicho. Natychmiast się podniosłam.
-Kto tam?-wyszeptałam, starając się powstrzymać drżenie głosu. Żałowałam, że spałam na środku ogromnego łóżka, bo musiałam się rzucić do lampki nocnej. Kiedy żarówka wprowadziła trochę światła do pokoju, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
-Co ty tu robisz?-spytałam cicho, zszokowana.
-Ja... przyszłam z tobą porozmawiać.-Lynette stała na środku mojego pokoju, w koszuli nocnej. Przygryzała wargę.-Przepraszam. Zareagowałam... nieodpowiednio. Zależy mi na tobie, Tess. Nie chciałam cię wtedy zranić, a skończyło się jeszcze gorzej. Przepraszam.
Odwróciła się i zaczęła zmierzać do wyjścia.
-Zaczekaj.-poprosiłam.-Nie masz za co przepraszać, Lyn. Ja... mnie też na tobie zależy. Bardzo.-powiedziałam te słowa, wychodząc z łóżka. Lyn odwróciła się i zmarszczyła brwi.
-Zraniłam cię. Dwa razy.-przypomniała mi. Podeszłam do niej jeszcze bliżej i położyłam jej dłoń na policzku.
-To nic nie zmienia.
Lynette przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała. I to nie był jeden z tych czułych, delikatnych pocałunków, jakimi żegna się kogoś lub wita. To był jeden z tych namiętnych, pełnych miłości pocałunków, po których nie dało się nie odczuwać pożądania. Pociągnęłam ją w stronę łóżka. Chciałam tego. Chciałam kochać Lynette Martin i chciałam się z nią kochać. Nie miałam co do tego wątpliwości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz