wtorek, 25 marca 2014

Rozdział LXXII - Louise

Siedzenie w domu, to ostatnie, co chciałam teraz robić. Nie byłam potrzebna w Liverpoolu. Robert prowadził Radę i pilnował jej, żeby nie wróciła do złych nawyków. Florence spała na górze i to było raczej oczywiste, że nie chciała mnie widzieć. A Gabriel? Wyjechał. Bogowie wiedzą gdzie.
Evan podał mi kubek z gorącą herbatą i usiadł koło mnie na kanapie.
-Lou, przestań siedzieć nieruchomo i wpatrywać się w przestrzeń. Przerażasz mnie.-zażartował chłopak. Uśmiechnełam się delikatnie.
-Chciałabym. Nadal nie mogę uwierzyć, że Cedric i Aaron uciekli. Przez nich wszystko może wrócić.-wyznałam. Melissa, która do tej pory siedziała w fotelu zaczytana, spojrzała na mnie znad książki.
-Kochanie, nie powinnaś się tym teraz tak martwić.-Mell miała chyba w planach mówić dalej, ale wtedy otwarły się drzwi. Chwilę później w polu widzenia pojawiła się moja siostra, która powinna być na górze i smacznie spać. Przełknęłam ślinę i czułam, że serce bije mi jak oszalałe, tak jak wtedy, gdy miałam zabić Carlisle.
-Cześć.-powiedziała, patrząc na nas. A potem skierowała się do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę. Odstawiłam mój kubek na stolik i poszłam do niej.
-Florence.-zaczęłam. Drgnęła na dźwięk swojego głosu i odwróciła się w moją stronę. Przełknęłam ślinę.-Przepraszam.
Więcej nie potrafiłam z siebie wydusić.
-Nic się nie stało. Pozbawiłaś chęci do życia mnie i Gabriela. Ale już okej.-powiedziała.-To co mówię właściwie nie ma sensu. Nie wiem co mam powiedzieć. Jesteś moją siostrą i jestem w stanie dla Ciebie zrobić wszystko, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Ale kwestia ostatnich wydarzeń postawiła mnie na skraju emocjonalnym. Gdyby nie Gabriel, pewnie bym popełniła samobójstwo. W każdej chwili boje się, że zaraz wejdzie tu Carlise i będzie ciąg dalszy.
-Przepraszam.-powtórzyłam. Czułam się, jakby ktoś zaciskał rękę na moim gardle, odcinając mi dopływ powietrza. Nie byłam gotowa na tę rozmowę. Odwróciłam się napięcie i wyszłam z kuchni, zanim Flo zdążyła coś powiedzieć. Zignorowałam zdziwione spojrzenia Evana i Mell. Wbiegłam po schodach na górę i zaczęłam się szybko pakować. Nie byłam potrzebna w Liverpoolu, więc dlaczego by nie wybrać się na wycieczkę? Chwyciłam moją walizkę i teleportowałam się do domu Vall. Dziewczyna zerwała się na równe nogi, gdy tylko mnie zobaczyła.
-Louise, co ty tu robisz?-spytała, przerażona moim stanem.
-Masz ochotę na wycieczkę do Szkocji?-właściwie nie wiedziałam, czemu akurat tam. Co było takiego szczególnego w północnej części Wielkiej Brytanii, że tak bardzo potrzebowałam wtedy tam pojechać? Nie miałam pojęcia. Po prostu tego chciałam.
-Ja... nie, Louise, nie mam ochoty i ty też nie. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.-Vall podeszła do mnie i zaczęła coś mówić, ale jej nie słyszałam. Zobaczyłam czarne plamki przed oczami i zemdlałam.

-Everild, tutaj jesteś!-otworzyłam oczy. Byłam w ogromnej bibliotece, bogowie wiedzą gdzie. Jakaś kobieta weszła właśnie do pomieszczenia. Była bardzo szykownie ubrana, ale ten styl przywodził mi na myśl wiktoriańską Anglię. Spojrzałam na dziewczynę, siedzącą w fotelu i czytającą przy świecy. Nie widziałam jej twarzy, dopóki kobieta nie zawołała jej ponownie. Everild podniosła głowę znad lektury, a ja zatoczyłam się w tył.
Czułam się, jakby spojrzała w lustro. Everild była mną. Albo ja byłam nią.
-Wybacz matko, nie słyszałam cię. Coś się stało?-przełknęłam ślinę, słysząc mój głos wydobywający się z jej ust.
-Owszem. Gdybyś zapomniała, trwa przyjęcie, a pan Richardson byłby zachwycony, gdybyś raczyła mu poświęcić jeszcze chwilę.-matka dziewczyny patrzyła na nią z naganą, zwłaszcza gdy twarz Ever wykrzywiła się z niechęcią.-Everild!
-No dobrze, zejdę na chwilę na dół.-zgodziła się dziewczyna.
-Oh, czemu nie możesz się bawić na przyjęciach tak dobrze jak twoja siostra?-matka była niepocieszona. Jej córka prychnęła.
-Po pierwsze, dlatego, że nie spędziłam tyle czasu w Londynie, gdzie takich przyjęć jest aż zanadto. A po drugie, ja tyle nie piję.-uśmiech zawitał na bladej twarzyczce mojego sobowtóra.
-Jak śmiesz oskarżać Gwendolyn o takie rzeczy! Porozmawiamy sobie później. Natychmiast idź na dół.
Kobiety w milczeniu wyszły na główny korytarz, z którego było widać salę balową. Jeden ze służących podbiegł do matki Ever i Gwen.
-Pani, Cartwrightowie przybyli dosłownie przed chwilą. Zaraz będą wchodzić.
Matka Everild zaczęła rozmawiać ze służącym, ale jej córka już jej nie słuchała. Zbiegła po schodach na dół, rozglądając się za kimś, zapewne za swoją siostrą, Gwen. I zobaczyła ją, w towarzystwie dwóch, młodych mężczyzn. Jeden z nich miał czarne włosy, a drugi był blondynem. Ever podeszła do nich, a ja chcąc nie chcąc, ruszyłam za nią. Zauważyłam wtedy twarz Gwendolyn. Florence. Ale to przecież niemożliwe. Teraz musiałam tylko zobaczyć twarze mężczyzn.
-Ever!-Gwen uradowała się jak dziecko, na widok swojej siostry i złapała ją za rękę, żeby przyciągnąć ją szybciej do siebie.-Poznaj Erica i Gavrila Cartwrightów, z Londynu.
Spojrzałam na mężczyzn.
I nagle wszystko zniknęło.

Podniosłam się gwałtownie, czując silne pulsowanie w głowie.
-Louise? Nareszcie, zaczynałam się martwić.-Vall siedziała przy mnie, przyglądając mi się uważnie.
-Ja... zemdlałam.-powiedziałam cicho. Vall pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Wiem. I w tym czasie przemyślałam sobie temat tej wycieczki... I uważam, że powinnaś odwiedzić rodziców. Dasz radę się teleportować? Nie musisz teraz, to może trochę poczekać, ale... kiedy ostatnio byłaś w Formby?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz