Welcome, welcome *naśladuje głos Effy z The Hunger Games*
Szykujcie się na powrót. Znów będziemy publikować, wiadomo, że z ograniczeniami bo szkoła zajmuje masę czasu, ale postaramy się być jak najczęściej. Barbs już zaczęła pisać, więc następny rozdział będzie jej. Poznacie trochę Eloise, a w najbliższym czasie szykujcie się na zaskoczenie.
Pozdrawiam, liczę na komentarze, kocham was. Carrie.
Wysiadam z taksówki i kieruję się ze swoimi nowymi rzeczami do pokoju. Moja mama wyszła gdzieś z Johnem. Elias pewnie spał. Wchodzę do pokoju i przekręcam klucz. Czas pozbyć się obciążających mnie rzeczy. Na szczęście od czego jest magia. Następnie porządkuje ubrania w szafie. W końcu wychodzę i pukam do drzwi Eliasa. Oczywiście, nie otwiera mi. Od dłuższego czasu jest zamknięty w sobie. Nie rozmawia ze mną. Staram się powstrzymać łzy. Ubieram cieplejszy sweter, botki i spodnie, po czym wybiegam z domu. Wchodzę do garażu. Wsiadam do swojego samochodu. Kieruje się na osiedle gdzie mieszkają moi znajomi. Jest to dosyć ubogie osiedle, dlatego parkuję trochę dalej. Kiedy pukam do mieszkania otwiera mi Derek. Wiesza się na mnie.
-Cześć mała. - mówi. Dociera do mnie, że jest naćpany. W dodatku czuć od niego alkoholem.
-Daruj sobie. -strącam jego dłoń.
-Królewno, co to za ciuchy? - powiedział szarpiąc mnie za sweter. - Zamierasz się teraz obnosić ze swoją forsą? Czy po prostu chcesz się ze mną przespać?
Łapie mnie za tyłek i przyciąga do siebie. Jego ręka wkrada się pod moją bluzkę.
-Daruj sobie. -warknęłam i odepchnęłam go. Wywrócił się. Nasz hałas sprowadził resztę paczki.
-Co tu się wyrabia? Jeśli zamierzacie się ze sobą przespać to nie róbcie tyle hałasu. - mówi Liz. Spoglądam na swoją naćpaną przyjaciółkę. Bluzka ledwo zakrywa jej biust, spodnie ma odpięte, a jakiś obcy koleś ociera się kroczem o jej tyłek. Mdli mnie na ich widok. Zastanawiam się dlaczego zadawałam się z tymi ludźmi. Nasze sytuacje materialne się różnią, tak samo rodzinne. Dla nich liczą się prochy, seks i alkohol. A ja chce mieć jakąś przyszłość. Oczywiście wielu rzeczy o mnie nie wiedzą.
-Chcę wam tylko oznajmić, że już nie jesteśmy przyjaciółmi. - odpowiadam z nonszalancją. -Ciągniecie mnie w dół. A nie zamierzam skończyć jak wy.
Mówię i wychodzę. Zbiegam po schodach. Kiedy jestem już na ulicy, Derek mnie dopada i szarpie.
-Coś Ci się chyba pomyliło. - ciągnie mnie w boczną uliczkę. Wiem, że większość zachowania jest spowodowana mieszanką jaką sobie zaaplikował ale przeraża mnie. -Skoro postanowiłaś nas olać nie będę miał teraz żadnych skrupułów.
Wiem co zamierza zrobić. Staram się użyć mocy ale szarpie mnie tak, że potykam się i uderzam głową w ścianę. Krzyczę. Ktoś przybiega i uderza Dereka. Słyszę odgłosy walki. Staram się wstać, ale dopadają mnie zawroty głowy. W końcu Derek upada. Mój wybawca nachyla się nade mną.
-Nic Ci nie jest? - spogląda na mnie. Przyglądam się jego twarzy. Kojarzę go.
-Spotkałam Cie u Florence. - odpowiadam głupio.
-A ja właśnie Cię uratowałem. Nic Ci nie jest? - pomaga mi wstać. - Co ty tu robiłaś?
-Moi eks znajomi tu przebywali. W głowie mi się trochę kręci. A ty?
-Patroluje okolicę. Ostatnio mieliśmy przypadki, gdzie znajdywaliśmy w tej okolicy martwych naszych. - odpowiada. Dociera do mnie, że jest łowcą.
-Rozumiem. - odpowiadam. Nie wiem co powiedzieć. - Dziękuje. Za uratowanie mnie. Mam problem z używaniem magi w sytuacjach zagrożenia.
Przeklinam się w myślach za zdradzanie swoich słabości. W dodatku obcym.
-Może powinnaś udać się do Instytutu z tym. - sugeruje.
-Tak. Powinnam. - mówię i nagle ogarnia mnie chęć ucieczki. - Ja dziękuję... muszę już iść. Do zobaczenia.
Mówię i odwracam się nim zaprotestuje. Szybko pokonuje dystans jaki dzieli mnie od samochodu. Kiedy zamykam drzwi wybucham płaczem. Nie płakałam od czterech lat. Wystarczył jeden dzień. Nie potrafię się uspokoić. A może po prostu nie chce. Gdy już się uspokajam, odpalam silnik i odjeżdżam.
Otwieram oczy i czuję koszmarny ból głowy. Leżę na ulicy, moje auto leży w rowie, gdzieś w oddali dostrzegam drugie auto po dachowaniu. Wiem, że to moja wina. Nie wiem dlaczego i jakim cudem nie jestem w aucie? Wstaję i ruszam powoli w stronę auta. Wyciągam swoją torebkę i ruszam w stronę domu.
-Bardzo dorosłe podejście. - mruknęłam do siebie. Nie wiem ile szłam do domu, podejrzewam u siebie jakiś rodzaj szoku powypadkowego. Moje myśli krążą wokół tego, jak się wydostałam. Wchodzę po cichu do domu i szybko kieruje się do swojego pokoju. Zamykam drzwi i idę do łazienki, gdzie przebieram się i biorę szybki prysznic. Jest mi niedobrze. W końcu przebieram się i spoglądam w lustro. Mam wielkiego siniaka pod okiem, ale nie jestem pewna skąd. Wychodzę z łazienki, a na moim łóżku siedzi Sara.
-Jak ty wyglądasz?! Co ty zrobiłaś? John właśnie pojechał posprzątać bałagan którego narobiłaś! Znowu byłaś z Liz i jej znajomymi?!
-Mamo. - jęczę. - To nie tak, daj mi wyjaśnić.
-Nie Eloise. Mam już dość twoich kłamstw. Jutro rano porozmawiamy o odpowiednim internacie dla Ciebie.- wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. - Póki co masz szlaban! Zaraz przyjedzie Doktor Fill żeby cię obejrzeć.
Kiedy zamknęła drzwi, wyciągnęłam swoją walizkę. Zaczęłam pakować najważniejsze ubrania i kosmetyki. Wzięłam laptop i zamknęłam walizkę. Uchyliłam drzwi. Sarah była w kuchni. Zbiegłam po cichu do salonu i wyszłam drzwiami tarasowymi do ogródka. W ten sposób znalazłam się pod domem Florence. Oparłam się o barierkę i zadzwoniłam. Otworzyła mi Louise, bardziej chyba zaskoczona moim wyglądem, niż mną samą.
-Czy mogę tu przenocować? - spytałam ją, po czym zemdlałam.
nadrobiłam w końcu, postać Eloise jest ciekawa :D
OdpowiedzUsuńkiedy kolejne notki? mam nadzieje, że nie będzie przerw.