poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział XXLXV - Florence.

Czekałam aż Eloise wyjdzie z przymierzalni. Wciąż byłam wystraszona po widoku eks mojej siostry. Którego pozbawiłam życia. Może po prostu byłam przemęczona. Znowu tyle się wydarzyło. Powinnyśmy z Louise odnaleźć księgę i znaleźć przyczynę naszych cofnięć w czasie.
-I jak wyglądam? - powiedziała Eloise przeglądając się w lustrze. Czerwona luźna spódniczka wyglądała zniewalająco z dopasowanym do niej czarnym swetrem. Dobieranie ciuchów i dodatków było normalnym zajęciem, a jednak poświęcałam mu masę czasu. Jakbym bez tego miała stracić swoją ludzką część.
-Jeszcze bransoletka, odpowiednie buty i będzie idealnie. - odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem. - Jesteś bardzo piękna. Tylko w to uwierz.
-Dziękuję, że mi pomagasz. -uśmiechnęła się do mnie.
-Nie ma problemu. - powiedziałam i ruszyłyśmy do kasy. Zapłaciłyśmy za swoje zakupy i ruszyłyśmy do auta. Elo została w swoim ostatnim stroju. Wróciłyśmy do mnie. Eloise ruszyła do mojego pokoju bo swoje stare rzeczy a ja wyjęłam korespondencje. Jeden list przykuł moją uwagę. Znałam to pismo. Doskonale. Schowałam list do kieszeni, a resztę zaniosłam do kuchni gdzie Wren i Louise omawiali jakieś sprawy związane z Radą. Wyjęłam szklankę i nalałam sobie kawy.
-Skończyłaś już przeistaczać brzydkie kaczątko w łabędzia? - Louise spojrzała na mnie.
-Sama ocenisz. - mruknęłam gdy usłyszałam kroki na schodach. Elo wpadła do kuchni z uśmiechem.
-Taksówka już jest. Dzięki za wszystko. Widzimy się jutro. - pomachała nam i zabrała swoje rzeczy.
-To jest ta sama dziewczyna sprzed dwóch godzin? -spytał Wren, nie kryjąc zaskoczenia.
-A no tak! - zaśmiałam się. - Dobra, bawcie się dzieci, ja muszę coś załatwić.
Wyszłam na ulicę i ruszyłam ulicą, udając, że nie zwracam na nic uwagi. Liczyłam, że dostrzegę jakiś ruch, który wskazywałby że ktoś mnie śledzi. Może byłam przewrażliwiona. Wzdycham cicho i siadam na ławce. Wyciągam list i obracam go parę razy w ręce. Nie potrafiąc go otworzyć znów schowałam do kieszeni i ruszam w stronę Instytutu. Od powrotu z Londynu, poszukiwania księgi nie dają mi spokoju. Wchodzę do biblioteki i kieruję się ku działowi  księgami rodów. Wzięłam księgę w której opisane było dziedziczenie magii. Nawet nie zauważyłam, gdy przede mną stanął Casper.
-Wywracasz do góry nogami cały Instytut, żeby szkolił cię ktoś, kto nie jest Ci bliski, a teraz jak już dostałaś swoje szkolenie to wszystko olewasz? - warknął.
-Mi Ciebie też miło widzieć Casper. -mruknęłam.
-Masz przychodzić na szkolenie. Nie obchodzi mnie czy masz okres, czy gdzieś pojechałaś, czy może pies Ci rodzi. Nie licz na specjalne traktowanie. -zmierzył mnie wzrokiem i odszedł. Lekko zaskoczona wzięłam książkę i wróciłam do domu. Przy lustrze była kartka od Lou, że załatwia jakieś sprawy Rady. Odgrzałam sobie obiad. Siadłam na kanapie i zaczęłam jeść. Aż ktoś zapukał do drzwi. W drzwiach stał Gabriel. Wyglądał na wzburzonego. Wszedł bez słowa i siadł na kanapie w salonie.
-Uznasz mnie za wariata. - powiedział po chwili.
-To już dawno się stało. - siadłam na przeciwko niego i uśmiechnęłam się. - Co jest?
-Wiem, że szukacie tej swojej rodzinnej księgi. W tym samym czasie w którym byłyście w Londynie, Dan i Casper też tam byli. Sądzę, że przenieśli ją gdzieś.
-Gabe. To nic jeszcze nie znaczy. Przecież Łowcy z Instytutu często jeżdżą do Londynu.
-A czy spotykają się potem z witch hunter'ami? - Gabriel spojrzał na mnie.
-Myślisz, że coś knują?
-Na pewno. I Rada o tym nie wie. Więc co powiesz na Flo i Gabe ratują świat?
-Nigdy nie uratowaliśmy świata. To działka Louise.
-A więc nasza kolej!
-Taak! Zróbmy w tajemnicy plan przed Lou, potem wykonajmy go! Niech Louise posądzi mnie o zatajanie prawdy przed nią.
-Też będę o to posądzony! -zaprotestował Gabriel.
-Słonko, ale my jesteśmy siostrami! A wy... przyjaciółmi! Nie zamierzam przed nią tego ukrywać. Możemy powęszyć trochę, ale jak coś to musimy się z nią skonsultować.
-Dobrze. - mruknął. -Ale pamiętaj, że kiedyś też byliśmy teamem. Uważaj na siebie.
Przytulił mnie i wyszedł. Posmutniałam. Nie chciałam go ranić. Pomogę mu nie okłamując Louise.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz