Cztery godziny później, zgłaszam się w Instytucie, gdzie są wydawane ostatnie wskazówki i broń.
-Gdzie mam się zgłosić po broń? - pytam, przechodzącego właśnie obok Henry'ego.
-Pokój czwarty. To zaraz tu za rogiem. Leci z nami jeszcze Samanta i Park. Stwierdzili, że za mało nas.
-Im więcej tym bezpieczniej. - uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do pokoju czwartego. Broń wydawał nie kto inny jak Wren.
-Wydam Ci broń, pod warunkiem, że mnie nie zastrzelisz. - powiedział, uśmiechając się lekko.
-Nie kuś. - zaśmiałam się lekko, powodując nagłe ocieplenie naszej relacji.
-Czyli rozmawiasz ze mną? - powiedział Wren, przeglądając półkę z bronią.
-Jesteśmy w pracy. - odpowiedziałam i odebrałam od niego swój przydział broni.
-Umiesz to obsługiwać? - spytał, unosząc brew. Odbezpieczyłam broń i wycelowałam w niego. Po chwili jednak zabezpieczyłam z powrotem i schowałam.
-Gdy mnie poznałeś, potrzebowałam pomocy. Wybawcy, kogoś kto mnie w końcu ogarnie. Co nie znaczy, że nigdy nie byłam szkolona. Moja babcia w połowie była Japonką. Jak myślisz? Co mały Elias i mała Eloise robili, gdy odwiedzali babcie?
-Twoja babcia była łowczynią?
-Tak. I to strasznie dobrą. Żałuje, że moja mama nie poszła w jej ślady.
-A co się stało z twoją babcią? - Wren spojrzał na mnie.
-Zaginęła. Nie chcę o tym mówić. - odpowiedziałam. - Czas na mnie.
-Uważaj na siebie. - powiedział cicho Wren.
-Do zobaczenia po powrocie. - uśmiechnęłam się i ruszyłam do drzwi.
-Pójdziesz chociaż ze mną na koleżeńską kawę?
-Wren. - jęknęłam. - Daj mi wyleczyć złamane serce. Zaangażowałam się. A teraz cierpię.
-Wszystko w porządku?- spytał Matt, który pojawił się w odpowiednim momencie.
-Jasne. - uśmiechnęłam się do niego. - Idę znaleźć Eliasa.
Wyszłam ze zbrojowni i wpadłam na Louise.
-Widziałaś Matta? - spytała zaniepokojona.
-Jest w zbrojowni. - uśmiechnęłam się lekko i odprowadziłam ją wzrokiem do zbrojowni.
Podróż nie była długa. Całą drogę rozmawiałam z Mattem i Eliasem, zapominając już o rozmowie z Wrenem. Zatrzymaliśmy się w hotelu prowadzonym przez emerytowanego łowce. Było to wygodne, gdyż wszystko było dopasowane do potrzeb łowców. Mieliśmy prywatny salon, ale każdy dostał swój pokój z małą łazienką. Wzięłam szybki prysznic po podróży i przebrałam się.
Ben, który przewodniczył misji zwołał naradę w salonie. Ostatni do pokoju przyszedł Elias, który od momentu przyjazdu gdzieś przepadł. Gdy tylko siadł, Ben przemówił:
-Słuchajcie. Nie ukrywajmy, sporo osób nie wierzy, że damy radę. Nie sądzę, żeby Aaron i Cedric tu byli. Ze względu na to, że byli widziani tu tydzień temu, a oni nie zostają długo w jednym miejscu. Po drugie, Alexandra skontaktowałaby się z nami gdyby go spotkała.
-Skąd ta pewność? Przecież wszyscy mówią o tym, że jest zakochana w Aaronie. - spytał Elias, spoglądając na Bena.
-Carlise pozbawił ją ojca. Jej matka nigdy się z tego nie pozbierała. Alex była dobrze zapowiadającą się łowczynią. Ale musiała to rzucić. Miłość to jedno, a rodzina to drugie. Wracając do tematu. Dziś już wiele nie zdziałamy. Ja i Henry jedziemy do łowców z tego okręgu dowiedzieć się więcej. Macie wolne, ale to nie oznacza, że nie macie uważać. Jutro pobudka o piątej i trening więc macie być wyspani i trzeźwi! Dziękuje. - uśmiechnął się lekko, po czym wszyscy się rozeszli. Na kanapie zostaliśmy tylko ja, Matt i Elias.
-To co dzieci? Czas spróbować rosyjskich specjałów. - uśmiechnęłam się radośnie.I wyciągnęłam z torby wybraną na oślep rosyjską wódkę.
-Ja odpadam. - powiedział Elias, wstając. -Będę próbował innych rosyjskich specjałów.
-Co masz na myśli? - wtrącił Matt.
-Syn właściciela. Dziewiętnaście lat. Przystojny. Idziemy na drinka. - Elias uśmiechnął się lekko.-Nie czekajcie na mnie.
Nim zdążyliśmy zaprotestować, Elias zniknął za drzwiami. Westchnęłam cicho i wzięłam kieliszki z barku, który o dziwo był hojnie zaopatrzony. Widać w Rosji, panują takie zasady.
-Nie rozumiem... - powiedział Matt, odkręcając alkohol o dziwniej nazwie, której żadne z nas nie wymówi. -Dlaczego zamiast siedzieć z nami, Elias idzie gdzieś z jakimś obcym Ruskiem którego nigdy już nie spotka?
-Nie wiem, nie zawsze rozumiem jego wybory. - powiedziałam biorąc swój kieliszek i opróżniając szybko jego zawartość.
-Jesteśmy lepsi od jakiegoś obcokrajowca. - mruknął Matt, półtora butelki później. - Ja jestem lepszy od jakiegoś Ruska. Co On w nim widzi?
-Jesteś zazdrosny? - spojrzałam na niego zdziwiona.
-Weź przestań, nie jestem gejem. - skrzywił się.
-Od godziny rozmawiasz o Eliasu. I bez urazy, ale zachowujesz się jak zazdrosny facet. - przyjrzałam się.
-Nie jestem zazdrosny. Nie jestem gejem. Spójrzmy na Ciebie. Jesteś cholernie seksowną laską. Inne okoliczności poznania się i kto wie.
-Jakoś nie przekonuje mnie stwierdzanie faktów. - zaśmiałam się lekko. Matt spojrzał na mnie i przyciągnął mnie. Zaczął mnie całować. Zaszokowana odwzajemniłam pocałunek. Po chwili oderwał się ode mnie.
-Cholera. - spojrzał na mnie. - Muszę znaleźć Eliasa.
Nim zdążyłam pojąć co się dzieje, wybiegł z pokoju. Złapałam kurtkę i wybiegłam za nim. Niestety nim znalazłam się na ulicy Matta już nie było. W sumie powinni w końcu porozmawiać. Postanowiłam się przejść. Ale dosyć szybko pobłądziłam.
-Za dużo wypiłaś idiotko. -skarciłam się, opierając się o ścianę w jakieś ciemnej uliczce. To chyba tyle, jeśli chodzi o bycie bezpiecznym. Usłyszałam głośny krzyk. Przede mną stanęła jakaś kobieta. A potem już nic nie pamiętałam.
Obudziłam się rano z bólem ramienia. Spojrzałam na zegarek. Za dwadzieścia minut zaczynał się trening. Wstałam i ruszyłam do łazienki, zastanawiając się jak wczoraj wróciłam do łóżka. Wzięłam szybki prysznic i zbiegłam na trening. Po treningu mieliśmy się tylko rozejrzeć.
Zatrzymaliśmy się przed posiadłością Aarona. Budynek prezentował się ładnie, ale wyglądał jakby od miesięcy nikt tam nie przebywał.
-Ja i Henry rozejrzymy się. Nie będziemy wchodzić do środka. - powiedział Ben. - Ubezpieczajcie nas.
W środku ktoś jest. Powiedział głos. Albo kilka. W mojej głowie.
-W środku ktoś jest. - powiedziałam zaskoczona. - Kobieta. Drugie piętro.
Nim Ben zapytał skąd to wiem, ruszyłam biegiem w stronę posiadłości. Nie wiedząc do końca jak, znalazłam się w pustym pokoju, gdzie siedziała związana kobieta. Podbiegłam do niej i zaczęłam ją rozwiązywać, gdy usłyszałam trzask odbezpieczanej broni. Odwróciłam się powoli i stanęłam oko w oko z Cedric'em.
-Na misje wysyłają niedoświadczone dzieciaki? - zaśmiał się lekko. - Louise i jej facet chyba sobie nie radzą.
-Radzą sobie lepiej, niż Ci się wydaje. - odpowiedziałam spokojnie.
-Darujmy sobie te kłamstwa. Lepiej mi powiedz, skąd wiedziałaś, że ktoś tu jest? Nikt nas nie obserwował ani nic.
-Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
-Eloise! - krzyknął Ben, wbiegając do pomieszczenia.
-Jest zajęta! - powiedział Cedric, strzelając do niego. Mój krzyk rozniósł się po pomieszczeniu. - Więc Eloise? Dlaczego nie podzielisz się swoim sekretem? Jaka to moc?
-Zostaw ją! - powiedział Matt, wchodząc do pomieszczenia.
-Brat Louise i Florence? - zaśmiał się Cedric. - Cóż, zawsze to jakaś pociecha.
Wszystko potoczyło się ekspresowo. Wystrzał. Elias osłaniający Matta. Elias upadający na podłogę.
-Do zobaczenia. Eloise. -powiedział Cedric i znikł. Podbiegłam do Eliasa, Matt pochylał się nad nim spanikowany.
-Daj swoją kurtkę. - powiedziałam klękając i odsłaniając koszulkę Eliasa. Spojrzałam na krwawiącą ranę. - Uciśnij tutaj. Dzwonie po Louise! Gdzie reszta?
-Biegła za nami. - szepnął Matt. - On nie może umrzeć. Słyszysz?! Nie może!
-Nie umrze! Uciskaj ranę! - poleciłam i wybrałam numer do Louise.
-Eloise? Coś się stało? - spytała zaspana Lou.
-Tak. Zostaliśmy zaatakowani. W posiadłości Aarona. Cedric tu był. Z Matt'em wszystko w porządku ale Elias jest ciężko ranny. Ben nie żyje. Reszta zniknęła.
-Zaraz tam będę. Uważajcie na siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz