Instytut był pełen ludzi przygotowujących się do wyjazdów. Próbowałam w tym tłumie wypatrzyć Matta, ale nigdzie go nie było. W drodze do zbrojowni trafiłam na Eloise, która akurat stamtąd wracała.
-Elo, widziałaś Matta?-spytałam zatroskana.
-Jest z Wrenem w zbrojowni.-odparła.
-Dziękuję. Uważaj na siebie w czasie wyjazdu.-rzuciłam, nie zwracając uwagi na nic. Chciałam tylko znaleźć brata.
Jak Robert mógł puszczać tę trójkę do Rosji? Może przeszli szkolenie, ale wciąż byli młodzi i niedoświadczeni. Eloise była porywcza, Elias zbyt wrażliwy, Matt zbyt roztrzepany. Ale Robert nie chciał mnie słuchać. Podjął decyzję. Nie podobało mi się to, że zrobił to beze mnie. Mieliśmy być w Radzie równi, ale jemu przestało to robić różnicę.
-Matt!-wpadłam do zbrojowni, przerywając pogawędkę Wrena i mojego brata.
-Louise, wróciłaś!-Matt uśmiechnął się rozpromieniony i uściskał mnie.-Opowiadaj jak było w Szkocji!
-Nie możesz jechać, Matt, proszę cię.-spojrzałam mu w oczy.-Jedź gdzieś indziej. Do Hiszpanii jest wysyłana grupa doświadczonych łowców...
-Louise, o czym ty mówisz? Jadę do Moskwy, z rozkazu Roberta. Nic mi nie będzie, nie musisz panikować.-próbował mnie uspokoić.
-Robert popełnił błąd dobierając ekipy. Ty, Elias i Elo macie mało doświadczenia, Samanta i Park pracują tu od zaledwie roku, a Ben i Henry generalnie są średnimi łowcami.-wypaliłam.
-Hej!-usłyszałam oburzony głos i odwróciłam się, żeby zobaczyć Henry'ego, który stał za moimi plecami. Machnęłam ręką.
-Oh, dobrze wiesz, że to prawda!-rzuciłam i zwróciłam się do brata.-Przemyśl sprawę tego wyjazdu, proszę.
-Louise.-Matt złapał mnie za ramiona i spojrzał mi w oczy.-Wszystko będzie dobrze. Ben i Henry są świetni, Samanta i Park też. A Elo, ja i Elias będziemy pod dobrą opieką i damy sobie radę. Ukończyliśmy szkolenie. Nic nam nie będzie.
-Martwię się o ciebie.-przyznałam.-Nie znasz Aarona ani Cedrica. To, że jesteś moim bratem czyni cię dla nich kuszącym celem.
-Mogę pojechać z nimi, jeśli to cię uspokoi.-zaoferował się Wren.
-Nie.-Matt pokręcił głową.-To nie jest dobry pomysł.
-Namawiałam na to Roberta, ale ma dla ciebie inne zadanie.-mruknęłam niezadowolona.-Po prostu na siebie uważaj, Matty.-chwyciłam go za przegub i pociągnęłam dalej od Wrena i tłumu.-Wszystko dobrze z Eliasem?-spytałam ściszonym głosem.
-Dogadujemy się. On i Elo są niesamowici i cieszę się, że jadę z nimi.-przyznał z uśmiechem.
-Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci udanej podróży.-westchnęłam zrezygnowana.-Jak zareagował Christian?
-Kazał mi się meldować codziennie i nie pić za dużo.-Matt wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Zaśmiałam się.
-Ma rację.-przytuliłam brata.-Wróć cały i zdrowy.
-Wyjechali?-Gabriel popatrzył na mnie zatroskany. Odwróciłam wzrok, zwracając go ponownie ku błogiemu otoczeniu na zewnątrz.
-Cała trójka.-odparłam.-Nie podoba mi się to. Robert powinien to lepiej przemyśleć.
-Louise, nikt nie dopuści, żeby coś im się stało.-Gabe próbował mnie uspokoić. Niestety, nie udawało mu się to.-Cedric był widziany w Rosji tydzień temu. Szanse na to, że pojawi się tam ponownie są bardzo niskie.
-Dlatego to zrobi.-powiedziałam cicho i spojrzałam na Gabriela. Chłopak zmarszczył brwi. Zrozumiał o co mi chodziło. Natychmiast wyciągnął telefon i zadzwonił do ojca.
-Jest niewzruszony.-mruknął rozłączając się.-Twierdzi, że nikt nie powinien ich tam zaatakować, a jeśli, to zagrożenie będzie niewielkie.
-Gdyby nie Rada i Instytut ruszyłabym tam natychmiast.-westchnęłam.
-Pojechałbym z tobą.-powiedział cicho Gabe. Uśmiechnęłam się smutno.
Zrobiłby dla mnie dużo, a ja nie byłam w stanie mu opowiedzieć o moich spotkaniach z Glenem i poprzednich wcieleniach. Wiedziałam, że kłamstwo w końcu wyjdzie na jaw, ale byłam zbyt zdystansowana do świata i zamknięta w przeszłości, aby mu o tym powiedzieć.
-Muszę napisać do Christiana. Matt miał do niego dzwonić.-powiedziałam i odsunęłam się od niego, aby sięgnąć po telefon leżący na kanapie. Po kilku minutach przyszła odpowiedź. "Dzwonił z lotniska. Twierdził, że wszystko jest w porządku. Nie wiem jak na chwilę obecną, będę do niego dzwonił jutro wieczorem (wieczorem u niego)."
Odetchnęłam z ulgą. Jak na razie wszystko było w porządku. Opadłam na kanapę, a Gabriel usiadł koło mnie. Oparłam głowę o jego ramię, ciesząc się prawdopodobnie ostatnimi chwilami spokoju. Jeśli to co się działo można było tak nazwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz