piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział osiemdziesiąty dziewiąty - Florence.

Przyglądam się jak Ivy je śniadanie, opierając się o blat gdy kuchni wchodzi Evan i obejmuje mnie lekko. Przyglądam mu się z uśmiechem.
-Powinnaś brać ze mną poranne prysznice. - mruknął, całując mnie lekko. -Nad czym myślisz?
-Myślę, że zaczyna mi się to podobać. - odpowiedziałam, spoglądając na niego.
-A co dokładnie? Moje poranne prysznice, czy poranny seks przed prysznicem? - Evan zaśmiał się lekko.
-To też. Ale ta sielanka. Opieka nad Ivy jest cudowna. Nawet nie wiedziałam, że dziecko daje tyle szczęścia. - uśmiechnęłam się lekko.
-Sugerujesz, że powinniśmy rozpocząć produkcję małych Dekkerków? - Evan spojrzał mi w oczy, uśmiechając się lekko.
-I zepsułeś całą chwilę - wywróciłam oczami rozbawiona.
-I tak mnie kochasz. - zaśmiał się i to była ostatnia jaką zapamiętałam. Potem zemdlałam.

Przyglądałam się sobie, siedzącej nad jeziorem. Miałam na sobie długą suknię w odcieniu ciemnej zieleni. Ja z tamtego okresu, poruszyła się niespokojnie, gdy usłyszałam szelest.
-Ktoś tu jest? - spytała niespokojnie.
-Wybacz księżniczko Katherino. - spojrzałam na Evana, z tamtego okresu, wychodzącego zza drzewa. -Nie chciałem wystraszyć. Tylko... spacerowałem.
-Rozumiem. - Katherina uśmiechnęła się lekko. Znałam ten uśmiech. Sama uśmiechałam się tak na widok Evana, gdy jeszcze nie byliśmy parą. Nie wiedziałam tylko co tu robię. - Może usiądziesz ze mną Colinie?
-Z chęcią. - siadł obok mnie. - Nie powinnaś być z mężem?
-Alexander... jest zajęty. - odpowiedziała szybko Kath.
-Dwa dni po ceremonii zaślubin? - zdziwił się Colin.
-Razem z Glennem szukają Mckenny.
-To dziwne. Widziałem go jakiś czas temu. Samego.
-Słyszałeś, że ciekawość to zła cecha? - odpowiedziała poirytowana Katherina.
-Wybacz księżniczko. - odpowiedział cicho Colin.
-Po prostu... to nie jest jak Ci się wydaje. Wśród was, małżeństwa niejednokrotnie zawierane są z miłości. Nie mają na celu korzyści, sojuszy i tym podobnych. Ja i Alexander byliśmy zaręczeni właściwie od początku. Szybko okazało się, że jesteśmy przyjaciółmi. Odbyła się ceremonia. Sojusz podpisany. On ma swoje życie, ja mam swoje. W międzyczasie ma pojawić się potomek i tyle. Jesteśmy przyjaciółmi.
-Fakt. Brzmi kiepsko. - zaśmiał się Colin, irytując Katherinę. - Czy między księciem Glennem i Mckenną też tak było?
-Nie. Oni się kochają. Kochali. Nie wiem, gdzie mogła podziać się Mckenna. Czy uciekła, czy została porwana. Nie potrafię jej odnaleźć. Nasze moce były zbyt słabe. A z resztą, miała ze sobą księgę. A ty Colinie, zostałeś właśnie moim powiernikiem. - mruknęła Katherina.
-Sekret księżniczki zostanie u mnie na zawsze. - zaśmiał się.
-To słowo brzmi w twoich ustach jak obelga. - Katherina spojrzała na Colina.
-Przepraszam. Po prostu, jesteś cudowną młodą kobietą. Powinnaś poślubić kogoś kogo kochasz. A z tego co rozumiem, gdy ten ktoś się zjawi... musisz go ukrywać.
Katherina zaśmiała się gorzko.
-Powinnam jak najszybciej wydać na świat potomków i pójść do klasztoru.
-Nie mów tak. - przerwał jej Colin. - Jesteś dziś wieczorem zajęta?
-Nie. Raczej nie. Dlaczego pytasz?
-Spotkaj się ze mną. Po kolacji. - powiedział Colin i wstał. - Będę czekał.
Ukłonił się lekko i odszedł. Ponieważ, jakimś cudem wciąż tu byłam, ruszyłam za Katheriną do zamku. Przy wejściu ktoś na nią czekał.
-Glenn! - Kath podbiegła do niego. - Znaleźliście Mckennę?
-Niestety nie. - westchnął Glenn. Przyjrzałam się tajemniczemu amantowi Louise. Był przystojny. Najwyraźniej skradł Louise serce. Parę razy... - Naprawdę nic ci nie mówiła? Byłyście zżyte.
-Przykro mi Glenn. - Katherine pogłaskała go po ramieniu. - Zrobiła się milcząca również w stosunku do mnie.
-Mam nadzieje, że to nie początek kłopotów. Najpierw Bash i incydent na waszym przyjęciu weselnym, zniknięcie Mckenny. Nasz kraj potrzebuje przewodnika. Mój kuzyn będzie chyba odpowiedniejszym kandydatem.
-Co będzie z tobą? - spytała zaniepokojona Katherina.
-Zrzeknę się tronu i wyruszę poszukiwać Mckenny. Będziesz dobrą królową. A teraz wybacz. - powiedział Glenn i odszedł. Ruszyłam za Katheriną. Ta ruszyła w stronę biblioteki, siadła na podłodze i wybuchnęła płaczem. Dziwnie było się przyglądać tamtejszej mnie. Po chwili do pomieszczenia wszedł... Aaron. Zdziwiłam się. Nigdy nie widziałam go w swojej wizji.
-Alexander. - powiedziała Katherina. Alexander usiadł obok niej i przytulił ją delikatnie.-Glenn mi wszystko powiedział.
-Rozumiem. Wychodzi na to, że obejmiemy tron. - powiedział Alexander. - Znajdziemy Mckenne. Obiecuję.
-Trzymam za słowo. - powiedziała Katherina. Resztę dnia spędzała na czytaniu. W końcu był czas kolacji. Katherina zjadła ją szybko, po czym wyszła z pałacu. Wróciła nad jezioro, gdzie czekał na nią Colin.
-Witaj. - uśmiechnął się lekko do Kath.
-Witaj. Dlaczego chciałeś się spotkać? - Kath siliła się na pogodny ton.
-Mckenna nigdy nie uciekła. Ona i Bash zatrzymali się w naszej posiadłości. Planują razem uciec.
Katherina się zaśmiała nerwowo.
-Co to za brednie?
-To prawda. - powiedział zbity z tropu Colin. - Chodź, pokażę Ci.
Katherina skinęła głową i ruszyła za nim. Szli w milczeniu, aż do posiadłości Colina. Drzwi otworzył Bash czyli Gabriel z tamtych czasów. Byłam coraz bardziej zaciekawiona. Katherina zmierzyła Basha zimnym spojrzeniem, wyminęła go zgrabnie gdzie wpadła wprost w ramiona Mckenny.
-Przyszłaś! - powiedziała uradowana Mckenna.
-Co tu robisz? Wiesz, że całe królestwo cię szuka? Łącznie z Glenem. Wiesz, że Glen chce zrezygnować z korony i poświęcić czas na szukanie Ciebie? Wiesz, kto jest następny w kolejce do tronu? Gdzie księga?
-Kath! Spokojnie. - Mckenna promieniała. -Mam księgę. Nie przejmuj się koroną. Nie będziemy musiały zostać koronowane. Możemy uciec! Zatrzeć ślady. Kocham Basha! Obie wiemy, że Alexander ma kochankę, którą kocha. Chcesz się męczyć tylko dla pozorów? Przestań, nie jesteś niewolnicą.
-Skąd w tobie nagle takie poglądy? -Katherina spojrzała zaskoczona na siostrę.  - Nie przejmujesz się losem naszych poddanych? Ludzi którzy powierzyli nam swoje życie?
-Nic nie wniesiemy im do życia. Po za tym, jeśli uznają mnie za zaginioną a my sfałszujemy twoją śmierć.
-Nie wierzę w to co słyszę. Nagle kochasz Basha, a co z Glenem?
-Kocham go całe życie, od małego. Po prostu... powinnaś mnie zrozumieć.
-A ty powinnaś zrozumieć, że na naszej głowie jest coś więcej niż rozterki miłosne. - Katherina odwróciła się i ruszyła ku wyjściu.
-Nie martw się. - powiedział Bash do Mckenny. Musi to przemyśleć. Cała ta sytuacja była wręcz komiczna. Louise w tym wcieleniu, musiała spaść przy porodzie i uderzyć się w głowę. No bo przepraszam, Lou porzucająca władzę dla miłości?

-Florence! Obudź się. - pochylająca się sylwetka Evana, przywołał mnie do rzeczywistości.
-Zmień pastę do zębów - mruknęłam.
-Zemdlałaś. - powiedział zaniepokojony.
-Brawo Sherlocku! - podniosłam się. - Nic mi nie jest. Panikujesz jak małe dziecko.
-Zemdlałaś! - powtórzył. - Byłaś nieprzytomna.
-Nie umieram jeszcze. - zaśmiałam się lekko. - Pomyślałeś, że spadł mi cukier? Albo że miałam tak zwany powrót do przeszłości?
-Nigdy nie zrozumiem, że ani ty ani Louise nic z tym nie robicie. -westchnął Evan.
-Kiedyś zrozumiesz. - pocałowałam go delikatnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz