sobota, 30 maja 2015

Rozdział sto sześć - Eloise.

Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z pokoju. Fabian czekał już przy schodach. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.-Pięknie wyglądasz. - powiedział z uśmiechem.
-Dziękuje. -zaśmiałam się lekko. - To co robimy?
-Trochę mnie zaskoczyłaś. - powiedział kiedy zamykałam drzwi.
-Niespodziewane działania są w nie twoim stylu? - spojrzałam na niego zaciekawiona.
-No wiesz, randki raczej się planuje. - Fabian uśmiechnął się lekko. - Może pójdziemy na kawę?
-Czemu nie. - uśmiechnęłam się. - Więc opowiedz coś o sobie, skąd jesteś i takie tam.
-Mieszkałem w Londynie. Z moją matką i jej nowym facetem. Mój ojciec... przepadł. Jak byliśmy mali. W sensie ja i moja starsza siostra. Wiem tyle, że był ze Skandynawii. Podobno cieszył się z dwójki dzieci. Ale przepadł. Moja starsza siostra Ana, mieszka w Nowym Jorku. Moja  mama właśnie u niej jest. Tu mieszka moja ciocia. Jest samotna, więc cieszy się, że zamieszkałem w pobliżu niej. Nie lubi mojej siostry, więc dorzuciła mi trochę do mieszkania i ogarnęła Instytut i te sprawy. A ty?
-Mieszkaliśmy w wielu miastach i krajach. Pochodzę stąd. Ale mieszkaliśmy we Francji, Niemczech, Londyn, Irlandia. Zależy kiedy wychodził romans mojego ojczyma. Przez osiemnaście lat moja mama, utrzymywała, że ojczym jest naszym ojcem. Ale to było małżeństwo dla pozorów. Jakoś przed liceum ja i Elias porozmawialiśmy z naszą mamą. Naszym ojcem był dobry wujek który zawsze wpadał pogadać z prezentami i takie tam, ale wychowywał adoptowaną córkę - Florence, która jest moją przyjaciółką i taką starszą siostrą wraz ze swoją bliźniaczką. Nie patrz na mnie tak. - zaśmiałam się. - Wiem, że to skomplikowane, ale to była wojna naszych rodziców. Z Carlisem na czele. Więc mój ojczym, nie wiadomo gdzie jest i czy żyje, a moja mama jest szczęśliwa z naszym prawdziwym ojcem. Po za Eliasem nie mam rodzeństwa biologicznego. Dużo czasu spędzałam w szpitalach psychiatrycznych, leczona na zaburzenia. W Liceum z popularnej laski zamieniłam się w buntowniczkę w złym towarzystwie. Od pół roku jakoś stałam się sobą. Do gromadki Łowców dołączyłam ostatnio i to było spontaniczne. Ale dzięki temu spędzam więcej czasu z Mattem i Eliasem.
-Dobra, wygrałaś. Twoje życie jest bardziej skomplikowane. - zaśmiał się i otworzył drzwi do kawiarni.
-Dzięki. -uśmiechnęłam się rozbawiona i złożyliśmy zamówienie.
-Co robisz w wolnym czasie? - Fabian spojrzał na mnie.
-Przez ostatnie trzy miesiące, imprezuje w towarzystwie Eliasa i Matta, oglądam z Eliasem Idola, Matt twierdzi, że to poniżej jego godności oglądać takie programy. - zaśmiałam się. -Tak, głównie spędzam czas z tą dwójką.
-I nie przeszkadza Ci, że są parą?
-Parą są od dwóch tygodni, z czego kilka dni Elias był chory, a potem moja mama zabrała mnie z miasta bo uważała, że znowu źle ze mną. Więc, nie wiem jak to jest być z nimi gdy są parą. - zaśmiałam się lekko. - Ale są na tyle kochani, że nie będą pewnie się chwalić jakoś. Nie byłam na randce dosyć długo.
-To tak jak ja. - pocieszył mnie. -Moja ostatnia dziewczyna jak się dowiedziała, że wyjeżdżam. Wpadła w panikę, zaczęła płakać a następnie przespała się z moim byłym najlepszym kumplem.
-Wiesz, znowu mogę cię przebić. Spotykałam się z jednym z łowców. Był zakochany w dziewczynie swojej siostry ale dziewczyny zerwały ze sobą. Więc ja zerwałam z nim, bo zamiast jeść kolacje ze mną był z byłą dziewczyną swojej siostry. Byłam taką suką, że do dziś nie wysłuchałam jego wyjaśnień. Po powrocie z Rosji, byłam roztrzęsiona i wylądowałam pod drzwiami Wrena czyli właśnie mojego eks. Otworzyła mi dziewczyna jego siostry. Tego samego dnia wylądowałam na imprezie z jego siostrą, całowałam się z nią i wtedy znalazła nas właśnie była/obecna Wrena/jego siostry.
-Jesteś bardzo skomplikowaną osobą. - Fabian spojrzał na mnie. - Podoba mi się to.
-Dobra, zejdźmy na bardziej przyziemne tematy. Bo jak mnie poznasz w całości to uciekniesz z krzykiem. - uśmiechnęłam się. -Jaki byłeś w liceum? Koszykówka coś?
-Blisko. Piłka nożna. A potem własny zespół.
-Uuu, niech zgadnę popularny playboy, gitarzysta bądź wokalista. Wszystkie laski twoje. - zaśmiałam się.
-Blisko. Ale gitarzysta i wokalista. I żaden playboy. Nie kręciło mnie przebieranie w panienkach. - Fabian spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Czyli wracamy do tezy że jesteś gejem! - zaśmiałam się.
-Jestem wierny. - oburzył się lekko.
-Dobra dobra. Utrzymuj swoją wersję. - zaśmiałam się i wypiłam swoją kawę. - Co Ty robisz w wolnym czasie?
-Różnie, spotykam się ze znajomymi, chodzę do teatru. Nie mam za dużo wolnego czasu ostatnio.
-Dorosłość nie jest taka fajna jak się wydaje. - mruknęłam. - Chodź się przejść. Zgłodniałam.
-Gdzie mnie prowadzisz? - Fabian spojrzał na mnie.
-Na najlepsze chińskie jedzenie w tym mieście. - odpowiedziałam z uśmiechem. Całą drogę rozmawialiśmy o drobnostkach. Miałam swoją chwilę normalności. kurde żal

rzal nwm co pisze.
jestem beznadziejna w tym.
i wszystkim innym

czwartek, 28 maja 2015

Rozdział sto piąty - Florence.

Po śniadaniu starałam się pozbierać myśli. Nie podobał mi się powrót Glena. Doprowadzi do tego, że znów będę między moją kochaną siostrą, a Gabrielem z którym dopiero się pogodziłam. Ale rozumiałam ciekawość Louise. Westchnęłam. Dopiero teraz dotarło do mnie, że może miłość przeznaczona Gabrielowi i Louise została przerwana wraz z śmiercią Louise. A po za tym w prawie każdym wcieleniu Gabriela i Louise pojawiał się również Glen. Moja siostra miała racje. Poszłam do mojej siostry i usiadłam na jej łóżku.
-Nie chce żebyś wyjeżdżała. Nie chce tego, ale popieram to w pełni. Może po za Glenem, ale nie mogę Ci kazać wybierać. Postaram się załagodzić sytuację z Robertem.
-Florence. Nie musisz tego robić. To nasz spór. - Louise siadła obok mnie.
-Znam Roberta dłużej. Porozmawiam z nim w cztery oczy. Proszę uważaj na siebie. Dzwoń, w każdej chwili. I uważaj na siebie.
-Florence, jadę szukać księgi a nie polować na oposy uzbrojona w scyzoryk. - Louise próbowała mnie rozbawić.
-Zabijanie oposów jest niemoralne. Idź lepiej zabijać jakiś ludzi. - westchnęłam, tym razem Louise się zaśmiała.
-Pamiętaj, że w każdej chwili mogę się znaleźć przy tobie. - odpowiedziała Louise.
-Tylko dlatego zgadzam się na twój wyjazd. Może Matta przekonam, żeby spał u nas. - uśmiechnęłam się lekko.
Evan : Przyjechać po Ciebie?
Flo : Czekam na Ciebie. *
-Muszę się zbierać. - Przytuliłam siostrę. - Proszę, uważaj na siebie. Nie rób głupstw.
Poszłam się przebrać i posmutniałam. Louise dopiero wróciła a znów wyjeżdża. Wsiadłam do auta Evana i zapięłam pasy.
-Louise jedzie szukać księgi. - powiedziałam na powitanie. -Pewnie Ci dziś powie sama, albo Gabriel. 
-Więc masz wolny dom? - Evan uśmiechnął się lekko, starając się odwrócić moją uwagę od wyjazdu Louise.
-Właśnie ściągam sobie dwóch przystojniaków na zastępstwo. - mruknęłam wyciągając telefon.
-Nie ma nikogo przystojniejszego ode mnie, duh? -Spojrzał na mnie.
-Trochę tu ciasno. Może wyprosisz swoje ego na zewnątrz?-mruknęłam. Jedziemy w milczeniu aż w końcu zjeżdżamy na leśną ścieżkę. Evan wzdycha i gasi silnik.
-Florence, co się dzieje? I nie zaprzeczaj. Znam Cię, jak nikt inny. Może po za Louise, chociaż ukrywasz przed nią większość swoich uczuć, byleby jej nie zranić czy nie ogarniczyć.
-Ugh. Mam dość tej twojej cholernej precyzji w diagnozowaniu mnie. - mruknęłam, wywracając oczami.
-Ty to kochasz, skarbie. - Evan uśmiechnął się.
-Nie wiem, jakim cudem na to poleciałam. Musiałam być pijana. - zaśmiałam się lekko i zaczęłam przechodzić na strone Evana. Siadłam na nim okrakiem. Zaczęłam rozpinać jego koszulę.
-Przepraszam, a co z celibatem? - mruknął Evan, wstrzymując oddech. - Przecież mówiłaś, że większość naszych problemów rozwiązujemy tylko w łóżku.
-A czy my znajdujemy się w łóżku? - zaśmiałam się i zaczęłam go całować.

Na spotkanie dotarliśmy jako ostatni. Omiotłam wzrokiem całą salę, Eloise siedziała z jakimś nowym łowcą. Nie wiem jak nowy był, ale obejmował Elo, która zdawała się nie przestawać spoglądać na Wrena, który zaś usilnie próbował ignorować jej spojrzenie. Mój brat uśmiechnął się lekko do mnie, a Elias siedzący obok błądził gdzieś myślami. Przywitałam się z wszystkim, a Gabriel znów spojrzał na mnie tym swoim łagodnym spojrzeniem. Odwzajemniłam uśmiech, starając się ignorować fakt, że moja siostra poraz kolejny złamie mu serce. Po za epizodem, w którym Gabriel przedstawił mnie jako pomoc w skrzydle szpitalnym, nie musiałam się odzywać. Za godzinę miałam się spotkać z Robertem.  Przyjrzałam się jeszcze raz Eloise. Wróciła do naturalnego koloru włosów, jej rudawe pasma idealnie kontarstowały z bladą cerą. Gdy spotkanie się skończyło, przywitałam się z bratem i Eliasem. Eloise już nigdzie nie było, a Gabriel i Evan rozmawiali z nowym łowcą. Spostrzegłam Wrena, przy drzwiach i podbiegłam do niego.
-Cześć Wren. - pocałowałam przyjaciela w policzek. - Zjesz ze mną śniadanie, w waszej nowej stylizowanej na czasy licealne stołówce?
-Z tobą zawsze. - Wren zaśmiał się lekko i zeszliśmy na stołówkę. - Właściwie skąd pomysł stołówki?
-Przede wszystkim, widzę ile łowców okupuje wasze automaty z przekąsakami, a po drugie Gabriel stwierdził przed swoim ojcem, że mam idealny pomysł na zagospodarowanie tego pomieszczenia. A tak naprawdę odwiedzaliśmy Alex.
-Wszystko jasne. - zaśmiał się i zaczeliśmy nakładać sobie śniadanie. Usiedliśmy przy pustym stoliku. W tym momencie na stołówkę weszła Eloise. Wren odprowadził ją wzrokiem, aż do baru.
-Wciąż Ci na niej zależy, prawda? - odłożyłam widelec i spojrzałam na Wrena.
-Co z tego? Ona i tak ma już nowego chłopaka. Swoją drogą ciekawe skąd się znali. Fabian jest u nas zaledwie kilka dni, a Eloise nie było tak długo.
-Wren, gdy poraz pierwszy poznałam Dekkerów, od razu zakochałam się w Evanie. Chociaż wszyscy sądzili, że ja i Gabriel skończymy jako para. Przez trzy lata nic się nie wydarzyło. W pewnym momencie się po prostu poddałam. Postanowiłam się rzucić w inny związek. Skończyło się na tym, że wylądowałam w łóżku Gabriela, który dostał kosza od Louise. Po za uciążliwym kacem moralnym, wciąż kochałam Evana. I spójrz na nas. Biorąc pod uwagę, że Eloise spoglądła na Ciebie przez całe spotkanie, wcale jej nie przeszło.
-Tak myślisz? - Wren spojrzał na mnie.
-Ja to wiem. Eloise Cię kocha. Powinniście porozmawiać. - mruknęłam.
-Chyba masz racje, znaczy pewnie będę analizować wszystko, każde słowo... Ale porozmawiam z nią, wkrótce. - Wren, zamyślił się. W tym czasie wróciłam do konsumowania swojego śniadania, ponieważ zaraz czekało mnie spotkanie z Robertem. -Florence?
-Tak?
-Dzięki. - Wren uśmiechnął się do mnie.
-Nie ma za co. - odwzajemniłam uśmiech. -Ale teraz, muszę lecieć. Robert na mnie czeka.

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział sto czwarty - Louise.

Musiałam oduczyć się zasypiania na kanapie. Robiłam to zdecydowanie za często, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż łóżko miałam piętro wyżej.
Kiedy się obudziłam, na dole nikogo nie było. Florence i Evan pewnie jeszcze spali. Przeciągnęłam się, starając się pozbyć bólu szyi i kręgosłupa, ale z marnym efektem.
Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam wiadomości. Glen chciał się spotkać. Przygryzłam wargę. Chciałam się więcej dowiedzieć o swojej przeszłości i o przeszłości Florence, a także znaleźć księgę, ale spotykając się z Glenem, zdradzałam wszystkich swoich bliskich. Obiecałam Flo, że nie będę już przed nią nic ukrywać, nie powinnam spotykać się z moim byłym z poprzednich wcieleń za plecami Gabriela, a Evan zawsze mi się zwierzał i czułam, że on też chciałby wiedzieć o moim życiu. A mimo to trzymałam te spotkania w tajemnicy.
Napisałam Glenowi, że wpadnę do niego następnego dnia i teleportowałam się do swojego pokoju. Moje lenistwo oficjalnie osiągnęło szczyt. Położyłam się na łóżku. Miałam nadzieję odespać przez następne dwie godziny całą noc spędzoną na kanapie. Należało mi się. Zresztą podjęłam decyzję. Powiem Florence i Gabrielowi o Glenie, dzisiaj. Evanowi pewnie też. Chociaż raz w życiu będę grać fair.

Z dwóch godzin drzemki zrobiły się trzy, ale kiedy się obudziłam, Florence też dopiero zwlekała się z łóżka. Przynajmniej Evan był już na dole, przygotowując śniadanie.
-Hej, ani nie wstajecie razem, ani nie chodzicie spać razem. Powinniście to wreszcie poukładać, za dużo zamieszania w życiu.-mruknęłam w miarę radośnie wchodząc do kuchni. Evan się zaśmiał.
-Louise, nie łam zasad tego domu, które sama ustalałaś.-przypomniał i podsunął mi kubek z kawą.-Maksymalna ilość słów, jaki można wypowiedzieć przed wypiciem kawy to trzy.
-To niewykonalne.-mruknęła Florence i sięgnęła po kubek z kawą, a Evan ponownie się zaśmiał.
-Właśnie ci się udało.
Oboje zaczęli żartować między sobą, a ja przyglądałam się temu z uśmiechem. W końcu byli szczęśliwi. Przynajmniej między tą dwójką wszystko układało się jak należy. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać reakcji Gabriela po tym, co mu dzisiaj powiem.
Evan zaczął się zbierać, tłumacząc, że ma coś ważnego do zrobienia w Instytucie. Florence obiecała, że potem do niego wpadnie.
-No cóż, ja też będę się w końcu zbierać.-westchnęła, gdy drzwi zamknęły się za jej ukochanym.
-Poczekaj jeszcze chwile. Muszę z tobą porozmawiać.-poprosiłam. Florence zmarszczyła brwi i usiadła na kanapie w salonie. Stanęłam przed nią, nerwowo skubiąc skórę na dłoniach.
-Lou, coś się stało?-spytała zatroskana. Wzięłam głęboki oddech.
-Właściwie to tak. Chciałabym powiedzieć, że to zaczęło się w Szkocji i nie byłoby to do końca kłamstwem... Tylko chodzi o naszą przeszłość. O poprzednie wcielenia, które widzimy w swoich wizjach.-zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju.-Pierwsza wizja jaką miałam, była związana z Ever i Gwen, które mieszkały w Edynburgu i przyjaźniły się z uroczymi braćmi Cartwrightami. Ever poślubiła starszego z nich i pojechała z nim w głąb Szkocji, gdzie jej mąż miał załatwiać jakieś interesy. Ponieważ był strasznie zajęty, Ever spędzała dużo czasu w pobliskich miasteczkach, z dala od zamieszania. I tam poznała Glena.-Florence nerwowo się poruszyła, jakby to imię jej coś mówiło, ja jednak kontynuowałam.-Wdała się z nim w romans, ale jej mąż się o tym dowiedział i  zabrał ją ze Szkocji. Nie znam dalszej części tej historii. Chodzi o to, że Glen żyje. I spotkałam go na Skye, gdy byłam tam z Gabrielem. Opowiadał mi o moich poprzednich wcieleniach, gdy się z nim spotykałam... I Gabe nic nie wie.
-Glen żyje. Wraca tak jak my?
-Nie do końca. Żyje cały czas, jest nieśmiertelny.
-Spotkałam go w mojej wizji, Lou. Ale tam opuściłaś jego dla Gabriela, porzucając władzę dla miłości.-Flo była w szoku. Przygryzłam wargę.
-Przepraszam, że wcześniej ci nie powiedziałam. Musiałam to zachować dla siebie. Ale... Flo, wydaje mi się, że on może wiedzieć, gdzie jest księga. I zamierzam go poprosić, żeby pomógł mi ją odszukać.
-Louise. Powiedz Gabrielowi... A potem zastanów się, czy książka z kilkoma zaklęciami jest warta utraty kogoś bliskiego. Jestem całkowicie po twojej stronie, ale zastanów się nad tym.
-Flo, Gabe będzie zły, gdy mu to powiem i poprze swojego ojca w naszym sporze. A to oznacza, że Robert wykluczy mnie z Rady. To jest następna rzecz, którą chciałam ci powiedzieć. Muszę na trochę wyjechać.

Wślizgnęłam się do gabinetu Gabriela po cichu. Chłopak zbierał akurat jakieś dokumenty do zabrania.
-Lou.-zauważył mnie, kiedy drzwi się zamknęły.-Zaraz zebranie, co ty tu robisz?
-Nie będzie mnie dzisiaj. Ani przez najbliższy czas. Przyszłam z tobą porozmawiać, a potem wyjeżdżam na trochę.
-Co się dzieje?-Gabriel opadł na krzesło, wpatrując się we mnie cały czas.
-O wizje, które mamy ja i Florence.-zaczęłam i szczegółowo opowiedziałam mu całą historię Ever, Gavrila i Glena, przynajmniej część, którą znałam. A potem powiedziałam mu o spotkaniu Glena w Szkocji i o drugim spotkaniu, gdy opowiadał mi więcej o wcieleniach. Gabriel tylko siedział spokojnie i słuchał mnie z obojętną miną. Kiedy skończyłam, w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Musiało minąć kilka minut zanim chłopak się odezwał.
-Pomyśleć, że powinienem to przewidzieć.-westchnął.-Zawsze będzie ktoś inny, prawda? Zawsze znajdziesz sobie nową osobę, odskocznię, a potem wrócisz do mnie, bo wiesz, że zawsze będę na ciebie czekał. Mam dość, Louise. Może niektórzy wierzą, że jesteśmy sobie "przeznaczeni", ale prawda jest taka, że to moja decyzja z kim będę i mam dość czekania na ciebie, aż wreszcie się uspokoisz i faktycznie ze mną będziesz.-Gabriel wstał.-To nie ma sensu. Może to i lepiej, że wyjeżdżasz, bo wreszcie będę mógł odpocząć.
Zabolało. Nawet bardzo. Zwłaszcza, że nie chciałam być z Glenem, chciałam tylko znaleźć księgę, a on mógł mi w tym pomóc. Ale Gabe najwyraźniej nie widział tej możliwości.
-Masz rację, może to i lepiej. Zwłaszcza, że właśnie udowodniłeś, jakie masz o mnie zdanie i jak wąskie myślenie prezentujesz. Współczuję Instytutowi takiego przywódcy, doprawdy. Słuchasz połowy tego, co się do ciebie mówi, wyciągasz błędne wnioski i nie umiesz sobie poradzić z tym, że ktoś ci to wytknie. Odpoczywaj sobie ode mnie ile chcesz, proszę bardzo! Tylko nie zapomnij wypłakać się Robertowi, żeby jeszcze dodatkowo pogrążyć mnie w jego oczach!-rzuciłam i wyszłam z gabinetu, nie chcąc nawet słuchać jego wyjaśnień. Wstąpiłam szybko do Evana, żeby poprosić go o przysługę, a potem teleportowałam się do Szkocji.

-Gdzie właściwie teraz jesteś?-Evan zbliżył twarz do ekranu, jakby to miało mu pomóc zobaczyć co znajduje się wokół mnie. Zaśmiałam się.
-W Maidstone. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, jutro będę na kontynencie. Coś ciekawego działo się na zebraniu?
-Nic konkretnego. Powtarzanie tylko tego, co już wiemy. Poczekaj, Wren przyszedł.-Evan wstał i zniknął z ekranu, aby po chwili znów się tam pojawić. Chwilę później w polu widzenia pojawił się Wren i pomachał do mnie.
-Hej, Tempest, jak tam twoja podróż?
-Byłaby lepsza, gdyby była zaplanowana.-westchnęłam.-Evan, mam prośbę. Wyślij mi dane dotyczące oficjalnych podróży Dana, Caspera oraz innych pracowników Instytutu od wyjazdu do Londynu do przejęcia kontroli przez Gabriela. I jeśli wiesz coś o jakiś nieoficjalnych, tym bardziej je wyślij.
-Myślisz, że przenieśli gdzieś księgę w czasie oficjalnej podróży?-Wren zmarszczył brwi.
-Zabrali ją z Londynu, a zabawa w ciepło zimno mi się nie uśmiecha. Poza tym, działa tylko na krótkie dystansy.-wyjaśniłam.
-Muszę przeszukać dane, żeby znaleźć szczegółowe notatki, ale kiedy przeglądałem notatki Dana, zauważyłem, że był w Norwegii kilka dni po waszej wycieczce do Londynu. Poczekaj, powinienem gdzieś to mieć.-Evan znowu wstał i zniknął z ekranu, a Wren usiadł na jego miejscu.
-Okay, po pierwsze, bo to pytanie wydaje się wisieć w powietrzu i pozostawać bez odpowiedzi - skąd Dan wiedział o księdze?
To jedno pytanie zbija mnie z tropu. Nikt nigdy go nie zadał, nikt się nad tym nie zastanawiał.
-Nie mam pojęcia. Współpracował z Natem i Kieranem, ale nie wiem skąd oni mogliby wiedzieć...-próbowałam znaleźć jakiekolwiek powiązanie pomiędzy księgą a nimi, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Znalazłem!-Evan pojawił się znów na ekranie, tym razem z teczką. Jego entuzjazm wyparował, gdy na mnie spojrzał.-Właściwie, Lou, gdzie Glen?
-To prywatna rozmowa, nie będzie jej słuchał.-wydawało mi się to oczywiste. Nie ufałam Glenowi na tyle, żeby dzielić się z nim szczegółami.-Co znalazłeś?
-Dan był wtedy w Bergen, w Norwegii i można założyć, że odwiedził tamtejszy Instytut.
-Sprawdzimy to. Dzięki Evan, Wren. Odezwę się jak tylko będę mogła.-obiecałam i pomachałam do nich. Pożegnaliśmy się i zamknęłam laptopa. Glen wsiadł do samochodu.
-To gdzie w końcu jedziemy?-spytał, rozbawiony.
-Do Bergen.-zapięłam pas i położyłam torebkę na tylnym siedzeniu, a potem odpaliłam samochód.-Jedno pytanie. Czy to ty powiedziałeś Nate'owi i Kieranowi o księdze?

sobota, 23 maja 2015

Rozdział sto trzy. - Eloise.

Siedziałam w moim tymczasowym pokoju i czytałam książkę. Do mojego pokoju zapukała mama. Weszła z dwoma kubkami i podała mi jeden.
-Co czytasz? - spytała.
-Jak zrozumieć, że matka porwała własne dziecko. Poradnik dla niewtajemniczonych. - mruknęłam, lecz kiedy dostrzegłam jej spojrzenie złagodniałam. - Makbeta.
-Wiesz, Eloise. Myślałam, że spędzimy razem weekend i wrócimy do Liverpoolu. - Sara uśmiechnęła się. -Przepraszam, martwiłam się o Ciebie. Powiedz mi tylko jedną rzecz. Tylko szczerze.
-Tak mamo. Jestem dziewicą. Nie, nie miałam kontaktów seksualnych z żadnym chłopakiem. Ani z dziewczyną. - wywróciłam oczami.
-Nie o to chciałam spytać. - mruknęła Sara, lecz ożywiła się nagle. - Jak to? Ty i Wren... wy nic nie?
-Mamo, proszę cię.
-Dobra, już nic nie pytam. W każdym bądź razie. Czy odkrywasz u siebie jakieś nowe moce? Albo nie wiem, staje się coś niespodziewanego?
-Och. - westchnęłam.- Nie wiem, w jakiś sposób wyczułam obecność tej dziewczyny, w domu Aarona. Ale nie wiem jak. Nie pamiętam co tam się wydarzyło.
-Dobrze. Ale gdyby coś się wydarzyło, albo gdybyś odkryła coś nowego w sobie, powiedz mi. Proszę.
-Spokojnie.- uśmiechnęłam sie. -Albo ja ci powiem, albo Elias.
-To teraz... powinnam oddać Ci telefon.
-Nie musisz. - uśmiechnęłam się lekko. -Wiem, że nie jest Ci to na rękę. Więc możesz sobie go zostawić do powrotu. Naprawdę, bardzo chętnie spędzę z tobą czas.
-To może wypijemy i pójdziemy na zakupu? - zaproponowała Sara.
-Jasne. - uśmiechnęłam się i napiłam się.

Otworzyłam oczy. Był środek nocy. Podniosłam się i zobaczyłam postać na moim łóżku. Poderwałam się zdenerwowana i krzyknęłam.
-Kim jesteś? - spojrzałam na intruza. - Mamooo?!
-Twojej mamy nie ma. Jest z twoim ojcem, odwiedził ją na chwilę. - odpowiedział intruz. - Jestem Carlise. Powinnaś mnie znać, jako łowca.
-Jestem krótko łowcą. - odpowiedziałam. -Jesteś prawdziwy?
-Niee. Jeszcze nie. - uśmiechnął się lekko.
-Co tu robisz? - spytałam ostrożnie.
-Widzisz, jak wiesz jestem martwy. Ale jednak jestem i mnie widzisz. To ułatwia mój powrót. - Carlise wstał z łóżka. -Spokojnie, po twojej minie widzę, że czujesz się skołowana. Wytłumaczę ci.  Nie jesteś chora psychicznie, nie  masz schizofrenii. W Rosji przeżyłaś coś ciekawego. Stałaś sie nową osobą. Mam dla Ciebie układ.
-I myślisz, że na to pójdę? - zaśmiałam się nerwowo.
-Nie masz wyboru. Mam dwóch synów. Wiesz, widzę że kochasz mamę. Ciężko byłoby znieść jej stratę. Albo twój brat  bliźniak? Jakbyś się czuła bez niego?
-Grozisz mi? -spytałam.
-Nie. - Westchnął zirytowany. - Posłuchaj. Mój syn, wie czym jesteś. Za dwa tygodnie jest pełnia. Do tego czasu, masz wrócić do Liverpoolu. Pójdziesz do mojej starej siedziby. Będzie tam mój syn. Wskrzesisz mnie. I wtedy powiemy Ci czym jesteś. Co więcej, nie zabijemy Ciebie. Ani twojej mamy, taty, brata.
-I ja mam Ci zaufać? - spojrzałam na niego zirytowana.
-Nie masz wyboru. - odpowiedział. - Do zobaczenia w Liverpoolu, Eloise. Staraj zachowywać sie normalnie. No i pamiętaj. Nikomu ani słowa.
I zostałam sama. Usiadłam roztrzęsiona na łóżku. Za dwa tygodnie zaczynała się przerwa. Może Elias wyjedzie z Matt'em. Starałam się znaleźć jakieś rozwiązanie, lecz przez całą noc nic nie wymyśliłam. Nad ranem po prostu się poddałam.  Starałam się uspokoić, że to tylko sen. Wstałam i zeszłam do salonu, gdzie moja mama robiła właśnie śniadanie.
-Cześć kochanie. Pomyślałam, że może dziś wrócimy? Zrobimy wszystkim niespodziankę. - Sara uśmiechnęła się lekko.
-Na prawdę? - uśmiechnęłam się szeroko.
-Jasne. Leć się spakować. A potem zjemy razem śniadanie.
Pobiegłam do góry i zaczęłam się pakować. Na stoliku leżał mój telefon. Przez chwilę zastanawiałam się czy go włączyć. W końcu włączyłam i wybrałam numer Eliasa.
-Halo? - odpowiedział zaspany. - Kto mówi?
-Twoja siostra. Czy ty czasem patrzysz jak ktoś dzwoni? - wywróciłam oczami.
-Eloise? To ty? - usłyszałam jak się zerwał. -Mama oddała Ci telefon. Co u Ciebie ?
-W porządku. - uśmiechnęłam się. - Wszystko okej. Naprawdę, ten wyjazd mi pomógł. Postanowiłam nawet się z kimś umówić!
-Z kim? - Elias był zaskoczony.
-Nie wiem. Zobaczymy jak wrócę. Nie mogę przecież, wiecznie czekać na cud. Wren ruszył dalej. Teraz moja kolej.
-Uhm. Dzwonił do Ciebie. Szukał Cię nawet. - mruknął Elias.
-Pewnie jakieś sprawy związane z Instytutem. Zadzwonię do niego jak w końcu wrócę.
-Mam nadzieje, że szybko - westchnął Elias. - Nie mam z kim jeść nutelii i oglądać Idola. Matt się za szybko nudzi przy Idolu.
Zaśmiałam się.
-Potwór. Śmiejesz się z mojego nieszczęścia. - mruknął.
-Kochasz mnie. - zaśmiałam się.
-Nienawidzę Cię. -odpowiedział Elias.
-Ja Ciebie też. - zaśmiałam się. -Idę na śniadanie. Potem zadzwonię.
Wrzuciłam telefon do torby i zbiegłam na dół. Zaczęłam jeść śniadanie z uśmiechem.

Trzy godziny później wysiadłam z samolotu. Uśmiechnęłam się widząc znajomy widok miasta.
-Ty naprawdę stęskniłaś się za Liverpoolem. - powiedziała moja mama, uśmiechając się lekko.
-Następnym razem gdy mnie porwiesz, weź chociaż Eliasza. -zaśmiałam się.
-Dalej utrzymujesz że cię porwałam? - Sara spojrzała na mnie.
-Po za zabraniem mi telefonu i Eliasa, to był super odpoczynek. Potrzebowałam tego. Dziękuje. - uśmiechnęłam się i odebrałam swój bagaż.
-Podwiozę Cię do twojego domu.
-Dobrze. - uśmiechnęłam się i pociągnęłam za sobą walizkę. Po drodze rozmawiałyśmy o drobnostkach. Przed drzwiami własnego mieszkania czułam podekscytowanie, jak dziecko podczas gwiazdki. Oczywiście bałam się totalnej rozpusty w moim mieszkaniu, której dopuścił się Elias i Matt pod wpływem, ale weszłam do mieszkania. Oparłam się o framugę spoglądając na Matta, Eliasa i obcego chłopaka siedzących w salonie i pijących cole.
-Jak Eloise wróci, musimy jej zrobić mega imprezę powitalną. - powiedział Elias. - Zadzwonię do mamy potem, może powie kiedy wracają.
-O matko, jaka ta impreza gruba! Normalnie zabawie się za wszystkie lata. - zaśmiałam się. Mężczyźni podskoczyli, spoglądając na mnie. - Wróciłam, znów się ode mnie nie uwolnicie.
-Eloise Samanta Bennet! Ty idiotko.  -Elias rzucił się na mnie i przytulił mnie mocno. Zaraz obok pojawił się Matt. - Rozmawiałaś dziś ze mną i nic mi nie powiedziałaś!
-Niespodzianka. - przytuliłam oboje. - Nie sądziłam, że będę za wami tak mocno tęsknić moje gołąbeczki.
-Też za tobą tęskniliśmy. - powiedział Elias.
-Dlatego darujemy Ci tą głupią ksywkę. - zaśmiał się Matt.
-Wiecie, szipuje was jako Malias. - zaśmiałam się i spojrzałam na obcego chłopaka który musiał się czuć dziwnie. - Cześć, jestem Eloise. Siostra Eliasa i przyjaciółka Matt'a. A ty?
-Fabian. Nowy łowca. - uśmiechnął się lekko.
-Znalazłem go i przygarnąłem na kilka dni. Remontują mu mieszkanie i miał spać wśród innych łowców.
-Mówisz o Fabianie, jakbyś go przygarnął z ulicy. - mruknął Matt, spoglądając w telefon.
-Fabian wciąż tu jest. - zaśmiał się łowca, przyglądając się parce.
-Robert nas wzywa. - przeczytał Matt. - Mnie i Eliasa. Wrócimy szybko was. Jeżeli to kolejne przesłuchanie o Rosji, to osobiście go uduszę.
-Pomogę Ci ukryć ciało. - powiedział Elias i przytulił mnie jeszcze raz. - Niedługo będziemy.
Spojrzałam jak wychodzą i posmutniałam. Fabian przyglądał mi się.
-Jak chcesz, to  mogę wyjść. - powiedział, kiedy usiadłam.
-Weź daj spokój. Jeśli mnie nie zamordujesz i umiesz gotować możesz zostać. -zaśmiałam się. Fabian usiadł już spokojniejszy. - Możemy lepiej się poznać.
-Chętnie. - Fabian spojrzał na mnie zaciekawiony. - W sumie, sporo o tobie już wiem od Eliasa. Ciągle o tobie mówił.
-Dziwne z nas rodzeństwo. - uśmiechnęłam się. - Nie umiemy żyć bez siebie. Naprawdę.
-Zazdroszczę. Moja siostra chce mnie zabić.  Tak dla zasady.
-Rozumiem. Więc też jesteś gejem? - spojrzałam na niego.
-Nie. - odpowiedział zdziwiony. -Skąd ten pomysł?
-Um, nie wiem. Przepraszam. To było głupie. - zaśmiałam się lekko. - Mój brat może mieć przecież hetero kumpli.
Spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem, po chwili on też zaczął się śmiać.
-Może gdzieś wyjdziemy? - spojrzał na mnie.
-Zależy czy chcesz wyjść na randkę czy na zwykłe spotkanie. - palnęłam i poczułam jak się czerwienie.
-No wiesz, czy zaproszenie Cię teraz na randkę byłoby niestosowne? - spojrzał na mnie.
-Bardzo. - odpowiedziałam i wstałam z kanapy. - Więc daj mi się tylko przebrać i możemy iść.
-Na randkę? - spojrzał na mnie zaintrygowany.
-Na randkę. - odpowiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechnęłam się lekko. Mój plan pójścia naprzód postępował, nie spodziewałam się tak szybkich efektów. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać swoje ubrania. Fabian był przystojny nie dało się temu w żaden sposób zaprzeczyć, wydawał się miły a skoro Elias przyjął pod nasz dach to mogłam mu zaufać. W tym momencie, zadzwonił telefon, mój bliźniak miał wyczucie.
-Jak tam przygotowania do randki z Fabianem? - zapytał Elias.
-Skąd wiesz? - mruknęłam. -Planowaliście to?
-Mam tę moooc, mam tę moooc. - zanucił. - Przysięgam Ci na wszystkie świętości tego świata w postaci mojego ulubionego kubka, nutelli i Idola.
-Masz szczęście. - uśmiechnęłam się. -Co mam ubrać?
-Ubierz czarne spodnie, tą fioletową koszulę którą ostatnio kupiłaś i buty które dostałaś ode mnie na święta. Oczywiście czarny płaszcz bo się rozchorujesz.
-Dzięki. - zaśmiałam się i rozłączyłam telefon. Zaczęłam się ubierać według instrukcji mojego brata.

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział sto drugi. - Florence.

Wsiadłam do samochodu Gabriela i zapięłam pasy. Panowała między nami niezręczna cisza. Gabriel patrzył na drogę. Z nerwów zaczęłam szukać czegoś w torebce. Gabe zjechał na pobocze i spojrzał na mnie.
-Florence? Co się z nami stało? Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Widywaliśmy się codziennie. A teraz? Nie rozmawiamy, nie esemesujemy. Mam wrażenie, że mnie nienawidzisz. - Gabriel spojrzał na mnie. - Nie wiem dlaczego.
-Nie podoba mi się twoje nowe stanowisko. Zmienia Cię. Nie tylko Ciebie. Evana i Louise też. Tylko ja stoję w miejscu. Ta szkoła, to tylko odskocznia. Nawet nie wiem, czy ją otworzę. Nie mam sił na to.
-Więc o to chodzi. - westchnął. - Ja też tęsknie za starymi czasami. Między mną a Louise... Nie jesteśmy nawet prawdziwą parą. Z tobą i Evanem wszystko było łatwiejsze. Ale to co jest teraz, pomagamy ludziom. Ale nie mogę być Gabrielem Dekkerem bez Ciebie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Tęsknie za tobą.
-Ja też za tobą tęsknie. -wyznałam. - Chcesz batonika na zgodę?
Gabriel wybuchnął śmiechem.
-Jesteś kochana. - zaśmiał się i odpalił samochód. -Ale chcę batonika.
-Masz. - podałam mu otworzony batonika.
-Jest nadgryziony. - mruknął przyglądając się batonikowi.
-Naderwany. - zabrałam mu i ugryzłam kawałek. - Jest całkiem dobry!
-Jesz mojego batonika. Będziesz gruba. - powiedział zabierając mi go.
-No tak. Zero wdzięczności. Nie dojrzę, że konsumujesz mojego batonika, to jeszcze wyzywasz mnie od grubych. Takim jesteś przyjacielem. - zaśmiałam się lekko.
-Wiesz, że ze słodyczami przegrywasz Fitzgerald. - Gabe zaśmiał się, parkując pod Instytutem.
-Dekker. Jesteś materialistą! - zaśmiałam się, wychodząc z auta.
-Alex jest w skrzydle szpitalnym. Teoretycznie wolna. Praktycznie nie. -powiedział Gabriel, idąc przez korytarze Instytutu.
-Robert? - spytałam.
-Robert. - mruknął Gabriel. - Wiem, że uważasz, że staje się taki jak on. Ale to nie prawda.
-Gabriel. Pogodziliśmy się. Nie pozwolę Ci się wdać w ojca. - uśmiechnęłam się lekko i weszliśmy do skrzydła szpitalnego. Pielęgniarka dyżurująca była zaskoczona.
-Przyszliśmy do Alexandry Kozlikowsky. - powiedział spokojnie. - Nie wpisuj nas że tu byliśmy.
-Ale pan Robert prosił, żeby każdego zapisywać. - Pielęgniarka spojrzała zaskoczona na Gabriela.
-Kto jest twoim szefem? - spytał ozięble Gabriel.
-Pan. -odpowiedziała pielęgniarka.
-Kto ci płaci?
-Pan. - przyglądałam się tej scenie zdziwiona.
-Czyich poleceń masz słuchać?
-Pana.
-Więc, nie zapisuj, że tu byliśmy. Mój ojciec ma nie wiedzieć o tym.  - powiedział Gabriel.
-Dobrze. - pielęgniarka wydała nam kartę do drzwi Alex.
-Nie wiedziałam że potrafisz być taki stanowczy. - mruknęłam kiedy odeszliśmy od pielęgniarki. - Jestem w większym szoku, niż kiedy udowodniłam że Evan nie jest gejem.
-Dziękuje. - Gabriel zaśmiał się. - Właściwie, do kiedy myślałaś, że Evan jest gejem?
-Do momentu w którym się z nim przespałam. Żaden gej nie może być tak dobry w łóżku z kobietą. -zaśmiałam się.
-Dobra, nie wdawaj się w szczegóły. Twoje życie seksualne interesowałoby mnie w przypadku, gdyby nie dotyczyła mojego brata! - Gabriel zaśmiał się i otworzył drzwi do pokoju Alex.
-Jeżeli to kolejne przesłuchanie, to nie mam ochoty rozmawiać. - warknęła Alex.
-Raczej przyjaciele cię odwiedzili. -  powiedziałam wychodząc przed Gabriela.
-Florence. - Alex zmieniła podejście i rzuciła mi się na szyje. -Ciesze sie, że Cię widzę.
Gabriel zamknął za nami drzwi.
-Wybacz, za warunki. Trudno dogadać mi się z ojcem. - westchnął Gabriel. - Mam nadzieje, że szybko cię wypuści.
-Też mam taką nadzieję. Chce jak najszybciej rozpocząć szkolenie i zabić Aarona i Cedrica.
-Aaron nie jest do końca zły. Jest pod wpływem swojego brata. - westchnął Gabe.
-Mało mnie to teraz obchodzi. Jak sądzę nie mamy za dużo czasu?
-Niestety nie.
-Kim była ta dziewczyna która mnie uratowała?
-Eloise Bennet. Moja przyszywana siostra. - odpowiedziałam. - Dlaczego pytasz?
-Czym jest? - Alex spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Czarownicą i łowcą jak my.
-Niee, jest kimś jeszcze. Słyszałam o takich istotach kiedyś. Ale nie pamiętam jak się nazywały. Ona znalazła mnie, chociaż nikt nie wiedział, ze tam jestem. To był jakiś test. Cedric się czegoś nowego spodziewał i miał racje. Dlatego jej nie zabił. Musicie się dowiedzieć czym jest, nim Ced i Aaron zwerbują ją do swojej armii. Dobrze wiemy, że oni potrafią wykorzystać niewiedzę. Wiem, że krzyczała nim Cedric zabił Bena. Może to był wrzask. Ciężko to opisać. Ale na pewno było to przed tym jak Ced zabił Bena. Eloise jakby wiedziała, ale nie wiedziała. Rozumiecie mniej więcej?
-Tak jakby to przewidziała? - spytałam zaciekawiona.
-Właśnie tak. - odpowiedziała Alex. - Pilnujcie jej.
-Cholera. Wyjechała z matką. - powiedziałam cicho. -Nie wiem czy jej mama coś wie więcej.
-Robert właśnie parkuje pod Instytutem. Musimy iść. - powiedział Gabriel. - Pomyślę, jak cię stąd wydostać.
Wybiegliśmy od Alex i spotkaliśmy Roberta przy wejściu.
-Co wy tu robicie o tej porze? Razem? - Robert był zaskoczony.
-My... pogodziliśmy się. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Florence, czy ty zawsze musisz kłócić się z którymś z braci. Sądziłem, że Evan już nigdy nie wróci do swojego łóżka. Tym czasem śpi u siebie. Pokłóciliście się? - spytał Robert.
-Tak. Wiesz, twierdził, że bolała go głowa i że nie będzie ze mną... grał na konsoli. - westchnęłam teatralnie.
-Dobra, rozumiem. Nie wtrącam się. Ale co wy tu robicie? - Robert spojrzał podejrzliwie na Gabriela.
-Bo wiesz... Florence ma genialny pomysł! - Gabriel spojrzał na mnie przepraszająco.
-Taak Flo? - Robert uśmiechnął się lekko.
-Wiesz... tak myślałam. Nasi łowcy pracują nie raz dłużej niż mieli. Nie powinni żywić się w automacie z korytarza. Macie jeszcze parę nie używanych sal. Można zrobić taką stołówkę dużą. Całodobową. - przeklinałam Gabriela w duchu. - Wiesz, poprawa warunków pracy.
-To świetny pomysł Florence. Widać ta szkoła ma na Ciebie pozytywny wpływ. Porozmawiamy o tym rano. Gabriel, odwieź Florence do domu i wracaj do mamy. Oddam tylko zeznania do akt i też wracam.
-Nie ma problemu. - Gabriel uśmiechnął się i wyszliśmy z Instytutu.
-Dekker, cholero jedna! Dlaczego zwaliłeś wszystko na mnie? - oburzyłam się.
-Masz lepszą wyobraźnię ode mnie. I widzisz, zainteresowałaś mojego ojca. - uśmiechnął się otwierając mi drzwi. - Nie gniewaj się. Kupię ci kawę.
-Duża, w średniej temperaturze. Spienione mleko, oczywiście odtłuszczone. W turkusowym kubku. I do tego ciasteczka maślane. - podyktowałam, gdy zajął miejsce obok mnie. - Jutro rano.
-Próbujesz mi to utrudnić. Ale ci się nie uda. Mam dobrą pamięć. - powiedział ze śmiechem.
-Dobrą ale krótką. -zaśmiałam się. Włączyłam radio i całą drogę śpiewaliśmy głupie piosenki z Gabrielem.
-Zjemy jutro razem obiad? - zaproponował gdy podjechaliśmy pod dom.
-Jasne. Ale ty płacisz. - zaśmiałam się.
-Znowu zbankrutuje. - Gabriel wywrócił oczami. - Zapomniałem, jak to jest z tobą jadać.
-Wiesz, potrafię uczynić z mężczyzny milionera. Pod warunkiem że wcześniej był miliarderem. -zaśmiałam się.
-Czasami dziwię się, że tyle jesz i wciąż jesteś szczupła.
-Wiesz, jestem czarownicą. - powiedziałam wychodząc.- Ja zawsze będę szczupła.
-Do jutra. - zaśmiał się Gabriel i odjechał. Weszłam do domu i zobaczyłam śpiącą na kanapie Louise. Przykryłam ją kocem i wróciłam do swojego pokoju. Evan już tam był, co nie zdziwiło mnie tak bardzo.
-Robert mówił, że pogodziłeś się ze swoim łóżkiem. - powiedziałam przebierając się w piżamę. - Co robisz więc w moim?
-To to już nie jest nasze łóżko? - Evan spojrzał na mnie.-Florence, nie gniewaj się na mnie. Nie mogę spać ze świadomością, że jesteś na mnie zła.
-Nie jestem zła na Ciebie. - uśmiechnęłam się lekko. - Żeby określić mój stan, musiałabym przeklinać. W skali zdenerwowania od jeden do dziesięć. Otrzymujesz mocne dwanaście.
-Jesteś pewna? - powiedział całując mnie po szyi.
-Jestem pewna. Nawet jak uwiedziesz mnie i zaciągniesz do łóżka. To nic nie zmieni.
-Zamierzam zaciągnąć cię do łóżka. Mocno przytulić i pójść spać. - szepnął.
-Skoro tak mówisz, to pozwolę Ci się nawet przytulić. - Uśmiechnęłam się lekko i położyłam do łóżka.
-I co? Nie chcesz się ze mną pogodzić? - spytał zaskoczony Evan.
-Oczywiście, że chce. Skoro mówisz, że chcesz się przytulić i iść spać, to chodź. -  zaśmiałam się. Evan stał chwilę i spoglądał na mnie, ale po chwili leżał obok mnie. Zasnęłam od razu.

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział sto jeden. - Louise.

Powrót do Szkocji był tak samo ekscytujący jak ostatnia wycieczka tam. Bynajmniej nie dlatego, że miałam się spotkać z Glenem i dowiedzieć czegoś nowego o swoich poprzednich wcieleniach. Bardziej chodziło o samo miejsce, klimat, krajobraz.
Glen już na mnie czeka.
-Znowu się spóźniłaś.-uśmiechnął się rozbawiony, stawiając dwie szklanki oraz butelkę whisky na stole.-To ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że możesz się teleportować.
-Teleportacja to transport, miałam coś do załatwienia wcześniej.-odparłam obojętnie.-Możemy przejść do rzeczy?
-A co chciałabyś wiedzieć, Louise Tempest?-Glen uśmiechnął się szeroko i rozsiadł na kanapie.
-Kiedy spotkaliśmy się niedawno nazwałeś mnie... różnie. W każdym razie, rozpoznałam tylko Everild. Kim były pozostałe? Mckenna, Ana, Eleanor? I jakie jeszcze istniały? Kiedy, gdzie?
-W większości przypadków na Wyspach Brytyjskich. Mckenna była przyszłą królową. Moją żoną. Ale uciekła, rezygnując z władzy.
-A więc to raczej nie byłam ja.-mruknęłam. Zrezygnować z władzy było bardzo nie w moim stylu, zwłaszcza, gdy dużo dla niej poświęciłam. Glen się zaśmiał.
-A jednak. Za to Ana chwytała się każdego sposobu, który mógł ją doprowadzić na szczyt. Nic dziwnego, po tym co przeszła.
-To znaczy?
-Chciałabyś wiedzieć wszystko prawda?-Glen ponownie się zaśmiał, widząc moje wyraźne zaciekawienie. To prawda, chciałam wiedzieć wszystko o Anie, Eleanor, o tym dlaczego Mckenna porzuciła koronę i męża. I o tym, gdzie była księga.
-Taka się urodziłam. Niektórzy mówią, że ciekawość mnie zgubi. Opowiedz o Anie i... o księdze.
-Ah, słynna księga. W każdym wcieleniu albo ją gubicie, albo kradniecie.-westchnął.-Kenna ją ukradła, Ana jej szukała. A nie miała tak łatwo jak ty. Wychowała się w sierocińcu w Plymouth, a potem zaczęła pracę w porcie. Jak myślisz, ile trzeba było czekać, zanim wsiadła na statek i więcej nie pojawiła się w tamtym mieście? Spotkałem ją w Newport. I spędziliśmy ze sobą trochę czasu, ale ona znów musiała wypłynąć i więcej jej nie widziałem.
-I w ciągu tak krótkiego czasu powiedziała ci, że szuka księgi?-zdziwiłam się. Glen pokręcił głową.
-Wspomniała o niej raz, a ja domyśliłem się, skoro nie raz już widziałem tę sytuację.
-Gdzie była wtedy Florence?-to pytanie nie dawało mi spokoju.
-Nie spotkałem jej wtedy. Z życia Any mogę ci opowiedzieć to, co ona mi opowiedziała. Nic więcej nie wiem.

Gdy wróciłam do domu, Elias i Matt siedzieli na kanapie, grając w jedną z durnowatych strzelanek, które Evan i Gabe przytargali do naszego domu, żeby się czymś zająć, gdy ja i Flo będziemy zajęte. Skończyło się na tym, że Gabriel zagrał w to raz, a Evana nie widziałam z konsolą ani razu. Bardzo w stylu Dekkerów.
-Hej!-pomachałam do chłopaków, ale nie odwrócili wzroku od ekranu.
-Hej, Lou.-powiedział Elias, a Matt tylko mruknął coś pod nosem. Przewróciłam oczami.
-Gdzie wszyscy?-zawołałam z kuchni, licząc na to, że mnie usłyszą. Z pokoju przestał dobiegać dźwięk, więc któryś z nich musiał na chwilę przerwać grę.
Matt wszedł do kuchni i zerknął na bułki, które wyjęłam, aby zrobić kanapki.
-Mnie też możesz zrobić.-poprosił.-Florence jest w szkole, Gabe w Instytucie, Evan chyba też. Lyn była tutaj jakąś godzinę temu, chciała o czymś z tobą porozmawiać.
-Lou, mam do ciebie pytanie, związane z wyborem kariery.-Elias wszedł do kuchni rozbawiony.-Czy twoja praca w Radzie polega na tym, że co jakiś czas uczestniczysz w spotkaniach, a potem mordujesz naszych przeciwników?
-Tak.-przyznałam, powstrzymując śmiech.-Mniej więcej. Uwierz mi, mam więcej roboty niż niektórzy członkowie Rady. Oni nie muszą mordować.
-Bycie politykiem w świecie czarowników wydaje się być idealne.-zaśmiał się Elias.
-Proszę, nie zostawaj politykiem, El. Nie niszcz swojej niewinności.-błagał Matt, teatralnym głosem. Uśmiechnęłam się, obserwując ich. Elias i Matt naprawdę stanowili parę idealną, przynajmniej w tej chwili. Zastanawiałam się co się stanie, kiedy przejdzie mi etap zachwycenia drugą połówką.
-Poświęcę niewinność dla wrodzonego lenistwa.
-Będziesz musiał gotować i utrzymywać dom.-zagroził Matt, ale Elias stwierdził, że mu to nie przeszkadza i uścisnęli sobie dłonie, jakby kończyli transakcję biznesową. Przyjemnie było to obserwować.
-Dobra, koniec nadmiernego uroku.-zaśmiałam się.-Zostawiam wam lunch i macie wszystko zjeść. Widzimy się później?
-Właściwie, miałem niedługo wracać do akademika.-przyznał Matt. Skrzywiłam się.
-Przecież możesz zamieszkać ze mną i Florence. Christian byłby spokojniejszy, a i tak praktycznie u nas mieszkasz.-przypomniałam.
-Przemyślę to.-obiecał Matt, odwracając wzrok. Wiedziałam, że tego nie przemyśli. Chciał mieszkać w akademiku, a nie z dwoma nadopiekuńczymi siostrami. Właściwie to z jedną nadopiekuńczą i jedną normalną. Musiałam poprosić Florence, żeby spróbowała go namówić do zamieszkania z nami.-Leć już, bo Florence, Gabe i Evan czekają na pewno, aż przyniesiesz im lunch.
-Do zobaczenia później.-złapałam torebki z drugim śniadaniem i teleportowałam się do Instytutu. Weszłam do gabinetu Gabriela.
-Hej.-uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek, kładąc torebkę z jedzeniem na biurku.-Przyniosłam lunch, nie ma za co. Twój ojciec jest nadal na mnie zły?
-Czy musimy o nim rozmawiać?-Gabe posłał mi błagalne spojrzenie.-Wiesz, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Jak twój weekend poszukiwania księgi?
-Nie najlepiej.-przyznałam, zastanawiając się jednocześnie, czy wiedział, że o czymś mu nie mówię. W końcu w piątkowy wieczór odwiedziłam Glena, a dopiero potem zaczęłam porządnie szukać księgi.-Jak na razie wszelkie ślady to tylko ślepe uliczki.
-Przykro mi, kochanie.-objął mnie i ucałował w skroń.-Domyślam się, jakie to frustrujące.
-Mhm. Nie będę ci przeszkadzać, muszę i tak zanieść śniadanie Evanowi. Wpadnę jeszcze później, bo w końcu musimy porozmawiać o Robercie.-westchnęłam. Gabe był pod tym względem niesamowicie uparty.
-Porozmawiamy, obiecuję.-uśmiechnął się lekko, a ja wiedziałam, że wcale nie miał na to ochoty i liczył na to, że o tym zapomnę.-Właśnie, Lou!-zawołał, gdy byłam już przy drzwiach.-Widziałaś się dziś z Eliasem?
-Tak, czemu pytasz?-zmarszczyłam brwi.
-Mam robotę dla niego i Matta. Myślisz, że czuje się już na siłach?
-Jeśli to nie przesadzisz, to tak.-Elias wyglądał dzisiaj na całkiem zdrowego, a według Florence był już w pełni sił.-Do zobaczenia.
Na korytarzu musiałam na chwilę przystanąć zanim poszłam do Evana. Idealny związek jaki przez zaledwie kilka dni miałam z Gabrielem zdecydowanie już nie wróci, a przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Rozmowa z Evanem była dla mnie dużo bardziej naturalna i szczera niż ta, którą zaledwie kilka minut wcześniej przeprowadziłam z jego bratem. Opowiedziałam mu trochę o poszukiwaniach księgi, a on zdradził mi swój plan zaproszenia Florence na przyszły weekend w góry i spędzenia z nią trochę czasu. Oczywiście poprosił, żebym nic jej nie mówiła. Dopiero gdy miałam się zbierać, spytał mnie, czy widziałam się z Eloise.
-Nie, rano spotkałam tylko Matta i Eliasa.
-To niedobrze. Ma wpisany urlop, ale nie zapowiadała go wcześniej, co mnie trochę dziwi. Mogłabyś do niej wpaść?-poprosił.
-Jasne. Ale najpierw spytam Gabriela, może on coś wie.
Gabriela nie było w gabinecie, a Eloise nie było w jej mieszkaniu, więc zdecydowałam, że jedyną osobą, którą mogę teraz złapać i która może coś wiedzieć, jest moja siostra.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 100 - Co by było gdyby...

Hej! Z okazji setnego rozdziału na blogu (specjalnych nie liczymy) postanowiłyśmy napisać dla Was coś specjalnego. Przedstawiamy rozdział "Co by było gdyby... Louise nie zapukała do drzwi Florence?" Pisany jest jednocześnie z perspektywy Lou i Flo, więc wybaczcie zabójczą długość. I tak podzieliłyśmy go na pół.
Czas akcji to 5 lat po wydarzeniach opisanych w prologu aka Flo i Lou wrzucają martwe ciało do wody. Co oznacza, że jest to czas, odpowiadający temu w rozdziale 99.
Bawcie się dobrze!
-Karo i Barbs
____________________________________________

Louise
-Hej, Grace, Jeff już przyszedł?-spytałam, wpadając do redakcji zdyszana i z kubkiem kawy w ręku. Nie mogłam się spóźnić po raz kolejny. Inaczej - mój szef nie mógł zauważyć, że spóźniłam się po raz kolejny.
-Jeszcze nie, masz szczęście.-Grace uśmiechnęła się do mnie i podała mi kopertę.-To przyszło przed chwilą.
-Dzięki, jesteś cudowna.-posłałam jej pełne wdzięczności spojrzenie, wzięłam kopertę i szybkim krokiem ruszyłam do swojego biurka. Odłożyłam kopertę na bok i zabrałam się do pracy. Miałam do przygotowania trzy artykuły, które miały być gotowe jeszcze dzisiaj.
Zapominając o kopercie wysłałam efekty mojej pracy do redaktora i zaczęłam się zbierać. Lynette miała dzisiaj gotować, ale znając życie, wróci później niż ja. Zawsze tak było.
Z wyjątkiem tego dnia. Gdy wróciłam do domu, Lyn siedziała w swojej pracowni i malowała, słuchając głośnej muzyki. Nawet nie usłyszała, kiedy weszłam.
-Lyn!-krzyknęłam, starając się zwrócić jej uwagę, zagłuszona przez nieznany mi utwór. Nie zareagowała. Dopiero gdy wyłączyłam jej radio, odwróciła się do mnie.
-Louise, wróciłaś w końcu! Strasznie długo cię nie było.-uśmiechnęła się do mnie szeroko i podeszła, aby mnie przytulić. Odsunęłam się jednak szybko.
-Lyn, jesteś cała ubrudzona farbą, nie zamierzam dzielić tego stanu. Czemu nie jesteś jeszcze w pracy?
-Rzuciłam ją.-dziewczyna była wyraźnie zadowolona z tej decyzji i zdawała się nie przejmować konsekwencjami.-Wiesz, że poszłam na architekturę, żeby wypaść dobrze w oczach rodziców w porównaniu z moim kochanym bratem. Ale to nie jest to, co chcę robić w życiu. Myślę, że wrócę na studia, a na razie mogę malować i fotografować. Chyba szukają kogoś w tym małym zakładzie fotograficznym za rogiem.
-Co na to twoi rodzice?-spytałam oszołomiona.
-Jeszcze im nie mówiłam. Kiedyś to zrobię.-Lyn wróciła do malowania radosna jak skowronek.
-Czy ty się upaliłaś?
-Tylko troszkę. Celebruję nową drogę życia.-dziewczyna zaśmiała się cicho. Wzniosłam oczy do nieba. To nie mogło skończyć się dobrze.
-Celebruj ją ostrożnie, proszę.-westchnęłam i pocałowałam ją w policzek, wychodząc z pokoju. Chwilę później znów usłyszałam głośną muzykę, chociaż tym razem spokojniejszą. Uśmiechnęłam się do siebie i usiadłam w salonie z książką w dłoniach i zamiarem poświęcenia całkowicie tego wieczoru lekturze.

Florence
Zrywam się w nocy i łapię gwałtownie oddech. Aaron budzi się i przytula mnie. Staram się uspokoić.
-Cii. Jesteś u siebie w pokoju. - powiedział cicho Aaron. - Jesteś bezpieczna.
-Tęsknie za Louise. - szepnęłam nieświadomie. - To już pięć lat.
-Kim jest Louise? - spytał Aaron. Często w nocy pytałam o Louise, a odkąd Aaron zamieszkał w moim łóżku, często słyszał to samo pytanie.
-Tęsknie za nią. - zbyłam go i zasnęłam. Nie śniłam już o niczym. Od półtora roku mieszkałam z Gabrielem, moim najlepszym przyjacielem. Półtora roku temu, Evan wyjechał do Nowego Jorku, zostawiając mnie i moje złamane serce tutaj. Przez pół roku Gabriel starał się wyrwać mnie z letargu. Aż w końcu poznałam Aarona. Znów usłyszałam jego głos przez sen.
-Tygrysku. - mruknął. - Za dwie godziny twoja wielka sprawa, a ty śpisz.
-Gabriel już wstał? - spytałam, otwierając jedno oko. Aaron pochylał się nad łóżkiem, jego włosy były wilgotne, a fakt że miał na sobie same jeansy nie pomagał.
-Nie. - zaśmiał się. - Wrócił późno. Ale sam. Idziesz go obudzić?
-Jeszcze pytasz. - zerwałam się i wbiegłam do pokoju przyjaciela. Zaczęłam skakać po jego łóżku. - Gabrielu, słonko wstało.
-Popełniłem błąd pozwalając ci się wprowadzić do mnie. - mruknął do poduszki. Klękłam obok niego.
-Beze mnie twoje życie byłoby nudne.- mruknęłam rozbawiona. -Śniadanie za pięć minut.
Wbiegam do kuchni i wskakuje Aaronowi na plecy, a on wybucha śmiechem.
-Roznosi cię energia. - zaśmiał się i pocałował mnie.
-Bo w końcu będę miała za sobą pierwszą prawdziwą sprawę. -uśmiecham się. - Będę obrzydliwie bogatą suką!
-Już jesteś! - mruknął Gabriel wchodząc do kuchni. - Mogłaś dać mi pospać jeszcze z godzinę. Miałem długi dyżur.
-Znajdź sobie jakąś dziewczynę lepiej. - podałam mu kubek z kawą. - Za dużo pracujesz.
-Ty za to za mało. - odciął się rozbawiony. - Przez Ciebie Aaron zawala pracę.
-Pff, nie prawda! - spojrzałam rozbawiona na Aarona który kończył śniadanie. - Bardzo poprawiły mu się wyniki.
-Nie zaprzeczam. - zaśmiał się Aaron. - Flo! Spóźnisz się.
Spojrzałam na zegarek i zerwałam się z krzesła. Pobiegłam się przebrać i pozbierać swoje rzeczy. Gdy wpadłam do kuchni, Gabriel i Aaron jedli swoje śniadania. Posłałam im mordercze spojrzenie i ruszyłam na rozprawę.

Louise
Kilka dni później, gdy wróciłam z pracy do domu, w całym mieszkaniu panowała martwa cisza. Zdziwiło mnie to, biorąc pod uwagę fakt, że Lyn dopiero co została bezrobotna. Zawołałam jej imię, ale nikt mi nie odpowiedział. Odłożyłam torebkę i zajrzałam do pokoju Lynette. Dziewczyna leżała na podłodze.
-O bogowie!-rzuciłam się do niej z przerażeniem, wyciągając telefon, żeby zadzwonić po pogotowie.-Lyn? Lyn!-dziewczyna nie reagowała.

W szpitalu nie mogłam usiedzieć w miejscu. Moja najlepsza przyjaciółka... nie mogłam znowu stracić tak bliskiej mi osoby. Luke zmarł, gdy miał zaledwie 9 lat. Florence wyjechała i więcej jej nie widziałam. Wiedziałam gdzie mieszkała. Parę lat temu byłam blisko ponownego spotkania z nią, ale zdecydowałam się na inny krok. Na inne rozwiązanie problemu. Może gdybym zapukała do jej drzwi, wszystko wyglądałoby inaczej. A może powiedziałabym jej, że powinna na siebie uważać i nic by się nie zmieniło. Może tak czy tak siedziałabym w szpitalu, czekając aż  ktoś powie mi, co się dzieje z Lyn, z moją najlepszą przyjaciółką.
-Louise Tempest?-młody lekarz podszedł do mnie.
-Tak, to ja.-powiedziałam, stając w miejscu.-Co z Lynette?
-Wszystko będzie z nią dobrze. Straciła przytomność i zraniła się przy upadku. Na noc wolałbym, żeby została w szpitalu, ale jutro będzie mogła wyjść do domu.
-Czemu straciła przytomność?-spytałam, nadal niespokojna. Cieszyłam się, że jutro będę mogła ją zabrać do domu, ale bałam się, że to może się powtórzyć.
-Czekam jeszcze na wyniki badań krwi, ale... cóż, jeśli ma się to nie wydarzyć ponownie, zalecam odstawienie na jakiś czas wszelkich środków odurzających, kawy, papierosów.-mężczyzna uśmiechnął się do mnie uspokajająco.-W razie jakichkolwiek problemów, przyjedźcie od razu.
Pokiwałam głową. Lyn będzie się musiała zacząć pilnować.
-Dziękuję, panie...-popatrzyłam na niego pytająco, zdając sobie sprawę, że lekarz mi się nie przedstawił.
-Oh, przepraszam. Gabriel Dekker.-uścisnął mi rękę, nie przestając się uśmiechać. Jego spokój udzielił się również mnie.
-Dziękuję, panie Dekker.-również się uśmiechnęłam i po raz pierwszy uważniej mu się przyjrzałam. Dobrze zbudowany, blondyn, o ładnej twarzy i zabójczym uśmiechu.-Czy mogę iść do niej?
-Pewnie. Teraz śpi i powinniśmy jej dać odpocząć, ale możesz z nią posiedzieć. Obecność kogoś bliskiego jej się przyda. I nalegałbym, żebyś zadzwoniła do kogoś z jej rodziny albo podała numer do kogoś z nich. Musimy ich powiadomić.
-Mogę podać numer do jej brata.-zaproponowałam i wyciągnęłam telefon Lyn. Znalazłam odpowiedni kontakt, a Gabriel spisał liczby i imię.
-Ktoś się z nim skontaktuje.-obiecał mężczyzna. Skinęłam głową.
-Pójdę do Lyn.-powiedziałam i odwróciłam się, żeby iść do przyjaciółki.
-Louise!-Gabriel zawołał za mną. Odwróciłam się i popatrzyłam na niego pytająco. Podszedł do mnie.-Zastanawiałem się... nie chciałabyś może gdzieś wyjść ze mną niedługo?
-Z chęcią.-uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z torebki małą kartkę, na której zapisałam szybko swój numer.-Zadzwoń.
Wręczyłam mu kartkę i tym razem nie odwracając się, poszłam do sali, w której leżała Lynette.

Florence.
Rozprawa która miała trwać jeden dzień, trwała tydzień. Przez odroczenia czy nowe dowody w sprawie. Na szczęście dziś sprawa się skończyła, mój klient wygrał, przez co ja wygrałam i to był wystarczający powód do całodniowego świętowania. Aaron ubierał właśnie spodnie, gdy ja leżałam na łóżku.
-Poproszę tosta. - mruknęłam w poduszkę.
-Nie sądziłem, że wymierzanie sprawiedliwości tak męczy. - zaśmiał się i włączyć odtwarzacz. Z głośników leciała moja ulubiona piosenka Royal Blood.
-Wiesz, bycie sławnym prawnikiem tak bardzo męczy. - wzdycham teatralnie. -Plus jeszcze ty w moim łóżku.
Aaron zaśmiał się i ruszył w stronę kuchni. Gabriela jeszcze nie było. Był z jakąś nowo poznaną dziewczyną, zaczynam żałować że nie miałam kiedy go o nią wypytać. Chwytam do ręki telefon i automatycznie włączam galerię. Przeglądam zdjęcia z Gabrielem. Natrafiam na zdjęcie moje, Gabriela i Evana. Przyjrzałam się Evanowi, który obejmował mnie z jednej strony, był uśmiechnięty, przystojny, był wszystkim czego potrzebowałam. Westchnęłam. Nie było go od półtora roku. Na pewno miał już dziewczynę, która w porę wyznała mu uczucie. Odłożyłam telefon i ubrałam koszulkę Aarona.
-Florence! - usłyszałam głos Gabriela. - Nie wszyscy sąsiedzi, chcą słuchać twojej muzyki.
-Świętują razem ze mną. - odkrzyknęłam. Wzięłam kieliszek wina ze stolika nocnego i ruszyłam wypytać go o jego nową dziewczynę. Gdy weszłam do kuchni Gabriela nie było, zamiast niego stała tam Louise Tempest rozmawiająca z Aaronem. Mój kieliszek upadł na podłogę z głośnym hukiem. W tym momencie do kuchni wszedł Gabriel, pocałował mnie w policzek na powitanie.
-Florence! To jest właśnie...
-Louise. -dokończyłam, zaszokowana widokiem mojej najlepszej przyjaciółki.

Louise 
Patrzyłam na moją byłą najlepszą przyjaciółkę zszokowana. Bogowie, wszystko zaczęło się układać i znowu miało się zepsuć. Znałam Gabriela zaledwie tydzień, ale podobał mi się. Dla odmiany chciałam, żeby coś z tego wyszło. Ale jeśli jego współlokatorką i przyjaciółką była Florence, to nie mogłam mu kazać wybierać między nami. A nie widziałam cudownego pogodzenia się z moją przyjaciółką, skoro tego nie chciała.
-Muszę iść.-wypaliłam szybko i złapałam swoją torebkę. Wybiegłam z mieszkania, zanim ktoś zdołał mnie zatrzymać, ignorując pytania Gabriela.
-Louise!-usłyszałam głos dziewczyny, która kiedyś była najbliższą osobą w moim życiu. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam. Florence dobiegła do mnie i stanęła, patrząc na mnie smutno.
-Louise, proszę cię, ja...
-Nie, Flo. Nie wiem czy mam ochotę wysłuchiwać czegokolwiek. To było pięć lat temu. Zostawiłaś mnie, ale nie powinnam cię obwiniać, biorąc pod uwagę wydarzenia...
-Daj mi skończyć. Wiem, że to było pięć lat temu, ale tęskniłam za tobą i chciałam się z tobą spotkać. Zabrakło mi odwagi. Louise, kiedy się w końcu spotkałyśmy... nie możesz odejść. Proszę, nie rób tego. Wyjechałam z Formby też dlatego. Bo się bałam, co mogę zrobić albo że nie będę dla ciebie wystarczającym wsparciem. Przepraszam.
Zamilkłam. Nie wiedziałam co zrobić. Tęskniłam za Florence, to oczywiste. Była dla mnie jak siostra. Nie odezwałam się ani słowem, po prostu przytuliłam ją ze łzami w oczach.
-Przepraszam.-powiedziałam cicho. Nigdy nie przychodziło mi to łatwo, ale miałam powód, żeby przeprosić. Mogłam ją obwiniać, ale tak naprawdę winiłam samą siebie.
-Nie skreślaj Gabriela przeze mnie.-poprosiła Flo. Pokręciłam głową.
-Nie zrobię tego.

Florence.
Przytuliłam jeszcze raz moją przyjaciółkę. Czułam jakbym odzyskała część siebie, której tak bardzo brakowało.
-Powinnyśmy wracać na górę, Gabriel musi być w niezłym szoku. - Louise zaśmiała się lekko.
-Więc ty i Gabriel, hm? - spojrzałam na nią z wielkim uśmiechem.
-Raczej jak to możliwe, że ty i Gabriel nie? - odpowiedziała rozbawiona.
-Proszę cię! On jest dla mnie jak niechciany, starszy brat! - zaśmiałam się. - Nigdy między nami nic nie było i nie będzie. On nie jest... dla mnie. Ale bardzo się cieszę, że spotkał Ciebie.
Weszłyśmy do kuchni rozbawione, jak gdyby nigdy nic. Aarona nie było w kuchni, natomiast Gabriel chodził wokół wysepki kuchennej. Gdy weszłyśmy zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Florence. Wytłumacz mi. - powiedział słabo.
-A więc Louise jest moją najlepszą przyjaciółką. Tą z Formby. I przez pięć lat właściwie nie miałyśmy kontaktu. Więc rozumiesz nasz szok?
-To ją wołasz przez sen! - powiedział zaskoczony.
-To jest bardzo skomplikowana historia. - westchnęłam. - Bardziej niż ta z Evanem.
-Kim jest Evan? - wtrąciła Louise.
-To skomplikowane. - odpowiedzieliśmy równocześnie z Gabrielem. Po czym w trójkę wybuchnęliśmy śmiechem.
-Może po prostu siądziemy przed telewizorem i obejrzymy Grę o Tron? - spytałam. - Naprawdę, cieszę się że Louise tu jest i po prostu, nie chce tego psuć.
-Słuchajcie, ja muszę lecieć. - powiedział Aaron wpadając do kuchni. - Mieliśmy włamanie.
-Zadzwoń później. - powiedziałam i pocałowałam go na pożegnanie.
-Dobra. To skoczę po jakieś jedzenie i coś do picia. - uśmiechnął się Gabriel. -Co chcecie?
-Wino. - uśmiechnęłam się. -I chińskie.
-Piwo. - odpowiedziała Lou. - I chińskie.
Gabriel wziął pieniądze i wyszedł. Ja i Louise tym czasem usadowiłyśmy się na kanapie w salonie.
-Ty i Aaron? - Louise spojrzała na mnie.
-Co? My? Nie. Chyba nie. - westchnęłam. - Sama już nie wiem. To trwa od roku. Najpierw byliśmy w czysto fizycznej relacji, ale tak naprawdę od dziewięciu miesięcy z nikim nie byłam po za nim. On od dziesięciu.
-Rozumiem. - uśmiechnęła się lekko. - Kim jest Evan?
-Prawdziwa dziennikarka z ciebie. - wywróciłam oczami, rozbawiona. - Evan jest bratem Gabriela. Mieszka w Nowym Yorku od półtora roku.
-I to jest ta skomplikowana historia?
-Skomplikowaną historią jest to, że od momentu kiedy ich poznałam byłam zakochana w Evanie. Nigdy nie zdobyłam się na odwagę by mu wyznać co czuję. W końcu zaczęliśmy się często kłócić. Aż pewnego wieczoru oznajmił, że wyjeżdża. Wtedy się załamałam. Gabriel przyjął mnie pod swój dach. Chyba dzięki niemu tylko wyszłam w miarę na prostą. Już drugi raz. - zaśmiałam się cicho. - Po wyjeździe też mi pomógł. Więc jesteś szczęściarą Louise.

Louise
Pięć lat nie widziałam się z Flo i nie miałam z nią żadnego kontaktu. A wystarczyło kilka chwil, żebyśmy znów zaczęły zachowywać się jak najlepsze przyjaciółki. Gabriel przyniósł jakieś jedzenie, picie i spędziliśmy wieczór oglądając Grę o Tron, żartując i po prostu miło spędzając ze sobą czas. Kiedy Florence na chwilę wyszła z salonu, zerknęłam na zegarek.
-O cholera, nie wiedziałam, że już tak późno. Muszę się zbierać.-podjęłam próbę wstania, ale Gabe pociągnął mnie w dół, z powrotem na kanapę.
-Mogłabyś zostać na noc.-powiedział cicho, całując mnie po szyi. Westchnęłam.
-Chciałabym, naprawdę, ale umówiłam się na śniadanie z Lynette.
-Zaproś ją do nas. Florence nie będzie miała nic przeciwko. Proszę.
-O co prosisz?-Florence weszła do salonu, a Gabe oparł głowę na moim ramieniu, zrezygnowany.
-Świetne wyczucie czasu, Flo.-mruknął.-Miałabyś coś przeciwko, gdyby przyjaciółka Lou wpadła do nas na śniadanie?
-Jasne, że nie. Chętnie ją poznam.-Flo uśmiechnęła się szeroko.-Dobra, ja idę spać i wam też to radzę... Tylko nie hałasujcie za bardzo.-puściła do nas oczko i poszła do swojego pokoju.
Gabriel się zaśmiał i pocałował mnie delikatnie.
-Przekonałem cię, żebyś została?
-Myślę, że tak.-uśmiechnęłam się i oplotłam ramionami jego szyję, aby go pocałować. Byłam naprawdę szczęśliwa.-Wyślę tylko smsa do Lyn i... Gabe, nie!-zapiszczałam, gdy chłopak wziął mnie na ręce z szerokim uśmiechem.
-Zaraz to zrobisz, kochana.-pocałował mnie i zaniósł do swojej sypialni.

Florence.
Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Uśmiechnęłam się. Mimo pięciu lat, wciąż Lou i ja jesteśmy przyjaciółkami. Z tą myślą, zapadłam w głęboki, spokojny sen. Obudziłam się jako pierwsza i od razu ruszyłam w stronę kuchni. Zaczęłam od nastawienia ekspresu z kawą. W połowie przygotowań dołączył do mnie uśmiechnięty Gabriel.
-To nie przyzwoite, być tak radosnym o tej porze dnia. - zaśmiałam się.
-To nie przyzwoite, wstawać tak wcześnie. - odgryzł się rozbawiony.
-To nie przyzwoite, by nie spać pół nocy i wstać wypoczętym.
-Florence? Pożyczę coś z twojej szafy! - krzyknęła Louise.
-Dobra! - odkrzyknęłam i spojrzałam na Gabriela, który uśmiechał się do pustych drzwi.
-No co? - spojrzał na mnie.
-Przegrałeś! - zaśmiałam się. - Zmywasz przez kolejne dwa dni.
-Jesteś wredna. - mruknął rozbawiony.
-Twoje życie beze mnie było by nudne jak cholera. - zaśmiałam się cicho.
-Ale jakie spokojne! - odciął się. - Aaron wpadnie na śniadanie?
-Powinien zaraz być. I Lyn powinna też przyjść. Idź nakryć do stołu. - Powiedziałam, gdy do ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam. Przede mną stała przyjaciółka Lou.
-Ty jesteś Lynette, prawda? - uśmiechnęłam się. - Jestem Florence. Przyjaciółka Gabriela oraz przyjaciółka Louise z Formby. Witaj w naszych skromnych progach!
-Miło mi Cię poznać, Florence. - Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
-Mi również. - uśmiechnęłam się i zaprowadziłam Lyn do naszej jadalni. - Louise! Lyn przyszła!
-Idę! -odkrzyknęła. W tym momencie do jadalni przyszedł Gabriel.
-Lyn! - uśmiechnął się. - Jak miło mi Cię widzieć! Jak się czujesz?
Wybuchnęłam śmiechem. Lyn spojrzała na mnie zaskoczona.
-Przepraszam. Miły Gabriel to dla mnie nowość. - powiedziałam, gdy zadzwonił dzwonek.
-Idź, ty niewdzięczna poczwaro! - Gabriel pokazał mi język, próbując ukryć rozbawienie. Otworzyłam drzwi Aaronowi.
-Cześć. - powiedziałam z uśmiechem, gdy mnie pocałował na powitanie. -Chodź, wszyscy już są.
Usiedliśmy do stołu, rozmawiając i żartując od czasu do czasu. Wtedy drzwi trzasnęły.
-Nienawidzę jej! - wydarła się Tessa Dekker, wpadając do naszego mieszkania. -Ona powinna się leczyć. Albo nie wiem!
-Teraz poznacie młodszą-starszą siostrę Gabriela. - uśmiechnęłam się do Lou i Lyn.  - Tessę.
W tym momencie dziewczyna wpadła do jadalni i jej wzrok spoczął na Lyn.
-Tess. - powiedział rozbawiony Gabriel. - To moja dziewczyna Louise, a obok niej siedzi jej przyjaciółka Lyn.
-Miło mi was poznać. - powiedziała, przyglądając się Lyn.
-Zjedz z nami. - powiedziałam z uśmiechem. -Na Elen ponarzekamy później.
-Jasne. - Tess uśmiechnęła się lekko i siadła obok nas, zapominając o swojej złości na macochę.
Atmosfera szybko się rozluźniła i znów była przyjemna. W pewnym momencie złapałam Aarona za rękę, uśmiechając się do niego lekko. Jego zielone oczy rozbłysnęły.W tym momencie drzwi znów się otworzyły. Spojrzałam zaskoczona na Gabriela, lecz on posyłał mi takie samo spojrzenie. I w tym momencie do do jadalni wszedł Evan Dekker. Mój widelec upadł na podłogę z głośnym hukiem. Evan nie spodziewając się takiej ilości osób, zatrzymał się w pół kroku. Jego wzrok spoczął na mnie. Nic się nie zmienił. Jego oczy wciąż wydawały się przenikliwe, a czarne włosy były lekko rozczochrane. Miał na sobie luźny sweter i ciemne spodnie. Do tego trampki z narysowaną gwiazdką. To ja byłam jej autorem. Kiedyś po pijaku pozwolił mi ozdobić swoje buty. Wybrałam gwiazdkę. Nagle poczułam narastające mdłości.
-Przepraszam. - mruknęłam i pobiegłam do toalety w swoim pokoju. Kiedy skończyłam wymiotować, oparłam się o ścianę. Całe półtora roku zapominania o Evanie Dekkerze, poszły na marne.
-Mogę wejść? - usłyszałam ciche pukanie Louise.
-Jasne. - Louise weszła i przytuliła mnie mocno. - Muszę stąd wyjść. Nie jestem gotowa na konfrontacje z Evanem.
-Zaraz po niego pójdę. - powiedziała spokojnie. - Tess nic nie wie o tobie i Evanie? Myśli, że jesteś w ciąży z Aaronem.
-Jeszcze tego by brakowało. - zaśmiałam się nerwowo. Louise uśmiechnęła się i poszła po Aarona. Razem wyszliśmy z mieszkania jak gdyby nigdy nic.
-Mam dla Ciebie niespodziankę. - powiedział Aaron, otwierając mi drzwi do swojego samochodu.
-Już nie mogę się doczekać. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział dziewięćdziesiąty dziewiąty. -Elias.

Poranne bieganie bez Elosie było nudne. Właściwie, odkąd Eloise wyjechała wszystko było nudne. Oczywiście Matt dotrzymywał mi towarzystwa, ale bez swojej bliźniaczki czułem wewnętrzną pustkę. Matt nie mógł ze mną biegać bo miał zajęcia. Kiedy wróciłem do domu, wskoczyłem pod szybki prysznic. Gdy wyszedłem i przebrałem się w ciuchy do Instytutu zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojej mamy.
-No cześć. - powiedziałem przeczesując mokre włosy ręką. - Co tam?
-Twoja siostra nie chce rozmawiać. Mówi, że wszystko z nią w porządku. -westchnęła.
-Mamo, skoro od tygodnia Ci to powtarza, opowiedziała Ci o Rosji i o Wrenie, to chyba znak, że nic więcej jej nie trapi. Po za tym, powiedziałaby mi. I tak mówi mi o wszystkim.
-No nie wiem Elias. Pamiętasz jak opowiadałam Ci o babci? Że była nietypowa? - Moja rodzicielka zdecydowanie przemęczona. Gdyby tylko zrozumiała, że odcięcie nas od Eloise nie pomoże.
-Tak. Mówiłaś, że była jakaś nietypowa. -mruknąłem podchodząc do lodówki i wyciągając z niej sok pomarańczowy.
-Właśnie. Czytałam o jej przypadku. To może przechodzić z pokolenia na pokolenie. Żeńskie oczywiście. Nie obraź się skarbie, mamusia cię kocha takim jakim jesteś.
-Też cię kocham mamo. Ale kontynuuj. - uśmiechnąłem się lekko.
-Sądzę, że Eloise ma w sobie taką moc. I nie chce się przyznać. Nie chcę, żeby spotkał ją taki los jak babcię.
-Mamo. Zacznijmy od tego, że babcia była samotna. Nie zauważyliśmy tego. Z Eloise nie jest źle, ma nas. Jedno rozstanie z Wrenem, tego nie zmieni. Wiem, że Elo ma kruchą psychikę, rozumiem dlaczego płaciłaś za najlepszych lekarzy by ją leczyć. Ale nie możesz jej izolować, naprawdę. Jest dorosła, jak będzie czuła że jej nie ufasz, to wtedy nic ci nie powie. Wróć z nią. Poczytamy, dowiemy się więcej kim była babcia i wtedy dowiemy się czy Eloise też jest tym kimś albo czymś.
-Dlaczego jesteś doroślejszy ode mnie? - Moja mama zaśmiała się cicho.
-Po prostu jestem obiektywny. Po za tym, nie mam kogo ubierać. Elo pozwalała mi wybierać jej ubrania. - zaśmiałem się. - Wrócicie szybko i zajmiemy się wszystkim razem.
-Dobrze. Wrócę z nią. Po weekendzie. Spędzę z nią trochę czasu na zakupach i budowaniu relacji matka córka. Może oddam jej nawet telefon.
-Wow, mamo. Jesteś taka łaskawa. - zaśmiałem się, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. -Mamo muszę kończyć. Ktoś przyszedł.
-Dobrze skarbie. Kocham Cię.
-Ja ciebie też. - powiedziałem i rozłączyłem się. Kiedy otworzyłem drzwi, stał w nich Matt. Uśmiechnąłem się i przyciągnąłem go do siebie. Wyjazd do Rosji był najlepszym wyjazdem w ostatnim czasie. Pomijając fakt, że zostałem ranny. Matt został moim chłopakiem.
-Stęskniłem się. - powiedziałem, gdy już oderwałem się od niego.
-Jeżeli masz zamiar mnie tak widać, będę częściej chodził na zajęcia. - Matt zaśmiał się lekko, zamykając drzwi. -W Instytucie powstaje stołówka. Pomysł Flo. Musimy jechać tam i zająć najlepsze miejsca. Żeby wszyscy nam zazdrościli. Wiesz, to takie w stylu Eloise.
-Jak dzieci. - zaśmiałem się. - To nie liceum. Będziemy tam jadać nie dla szpanu, tylko wyczerpani z głodu.
-Zobaczymy. - mruknął Matt. - Bez Elosie robisz się marudny.
-Wczoraj nie narzekałeś. - zarzuciłem mu, nalewając soku do szklanek.
-Oj no dobra. - zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał. - Louise chce żebym się wprowadził do nich.
-To nie jest zły pomysł. - zrobiłem łyk soku. - Będziesz bezpieczny, będziesz mieszkał blisko Elo... i mnie. To jest bardzo dobry pomysł.
-I ty Brutusie przeciwko mnie! -westchnął Matt. -Ale przemyślę to. Jakieś wieści od Eloise?
-Możliwe, że nasza mama w przyszłym tygodniu wróci razem z nią. I może odda jej telefon.
-Bez urazy. Wasza rodzina jest dziwna. Oczywiście po za tobą.
-Gdybym był dziwny, nie byłbyś ze mną? Czuje się urażony. - zaśmiałem się lekko. - Ale tak naprawdę, nasza przeszłość jest skomplikowana. Chociaż sam fakt, że kochany wujek John, jest naszym prawdziwym ojcem który wychowuje sobie adoptowaną córkę. To wszystko wina rodziców. A Eloise, jest krucha. Dlatego mama się o nią boi. W przeszłości... było z nią sporo problemów.
-Chcesz o tym pogadać? - Matt spojrzał na mnie z troską w oczach.
-Jeszcze nie teraz. Wybacz. Nie jestem gotowy.
-Hej. -Matt podszedł do mnie i złożył na moich ustach lekki pocałunek. - Powiesz, jak będziesz gotowy.
-Dziękuje. - szepnąłem, wtulając się w niego. Matt sprawiał, że czułem się przy nim bezpiecznie i sobą.
-Musimy iść do Instytutu. - westchnął Matt. Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową. Wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy do jego auta.
-Naprawdę mógłbyś zamieszkać u Florence i Louise. - westchnąłem i spojrzałem na wyświetlacz swojego telefonu. Wciąż zero wiadomości od Eloise.
-Powiedziałem, że to przemyśle. - powiedział Matt prowadząc samochód. -Brakuje Ci Eloise?
-Aż tak to widać? - mruknąłem.
-Po prostu Cię znam. Też za nią tęsknie. - odpowiedział spokojnie. - Musimy zrobić jakąś mega imprezę jak wróci.
-Pewnie zrobimy. -wzruszyłem ramionami. - To dziwne, że czuje się tak źle bez siostry.
-Jesteście bliźniakami. Może jesteście powiązani jakąś szczególną więzią. Tak się często dzieje. W Instytucie są bliźniaczki które dokładnie wiedzą kiedy jedna z nich jest chora, budzi się i co robi w danym momencie.
-Wow. - zaśmiałem się. - Może dobrze, że nie wiem kiedy i co robi Elo. Czułbym się jak prześladowca.
-Jesteście niemożliwi. A Florence i Louise? Odkąd dowiedziały się, że są siostrami mimo wszystko są nierozłączne. Flo dla dobra Louise, jest w stanie wysłać Dekkerów w kosmos. - zaśmiał się. - Pójdziemy wieczorem do kina? Albo na kręgle? Spędzimy razem czas i to szybko minie nim Elo wróci.
-Kino jest okej. - Od razu uśmiechnąłem się szeroko. Wiedziałem, że Matt jest jeszcze nie pewny w wielu sprawach więc ucieszyłem się kiedy zapytał mnie o to. Pocałowałem go delikatnie przed wejściem. Gdy weszliśmy od razu dostrzegłem Wrena, czekającego w recepcji.
-W końcu jesteście. - powiedział Wren. - Elias, możemy porozmawiać na osobności?
-Jasne. - odpowiedziałem zaskoczony i poszedłem za Wrenem.
-Co się dzieje z Eloise? Nigdzie jej nie ma. Niby jest na urlopie, ale nikt jej nie widział. Byłem u was wczoraj, nikt nie otworzył. Dzwoniłem, ale ma wyłączony telefon. Co się dzieje?
-Nasza mama martwiła się jej stanem psychicznym i zabrała ją z miasta. Jak już zauważyłeś, bez telefonu.
-Co z Eloise? Chciała sobie coś zrobić?
-Z Eloise w porządku. Nic jej nie jest. Słyszałeś kiedyś o stresie po urazowym? W przypadku Eloise, ten przypadek nabiera nowego znaczenia. Dlatego Tessa widziała ją jako obłąkaną dziewczynę i dlatego jej tu nie ma. Musi odpocząć, naładować baterie. To lepsze niż upijanie się do nieprzytomności albo płakanie. Niedługo wróci. - Westchnąłem. - Ale tak na przyszłość. Nie rań jej więcej. Okej?
-To skomplikowane. Nie chciałem tego robić. To wszystko źle się potoczyło. Da się jakoś do niej dodzwonić? - Wren spojrzał na mnie.
-Nie. Mama nie pozwala nikomu z nią rozmawiać, więc dla Ciebie wyjątku nie zrobi. - mruknąłem. -Mogę już iść?
-Jasne. - skinął głową. Gdy wróciłem do recepcji stał tam młody chłopak. Zapewne nowy łowca. Kobieta z recepcji spojrzała na mnie jak na wybawienie.
-Witaj Elias. Odprowadzisz nowego? - spytała.
-Jasne. - spojrzałem na chłopaka który wydawał się być w naszym wieku. - Jestem Elias. A ty?
-Fabian. - odpowiedział spokojnie.
-Dobra, Fabian. Witamy w Instytucie. -Wziąłem mapkę od recepcjonistki. - Jesteśmy tu. Chodź.
Ruszyłem korytarzem a Fabian dotrzymał mi kroku.
-Tam są sale konferencyjne. Ogólnie dostajesz sms z informacją gdzie masz akurat zebranie. No i recepcjonistka wie.  Tymi schodami zejdziesz na stołówkę którą dopiero tworzą. - pokazałem mu schody. - Skąd jesteś?
-Przyjechałem z Londynu. - odpowiedział Fabian.
-Ooo, to całkiem spoko. Chodź pokaże Ci sale ćwiczeń i siłownie. - uśmiechnąłem się. - Rzadko ktoś nowy jest w naszym wieku. Najfajniejszymi i najbardziej wyluzowanymi ludźmi tutaj jestem oczywiście ja, moja bliźniaczka Eloise chwilowo nieobecna, no i mój chłopak Matt.
-Twój chłopak? - Fabian spojrzał na mnie zaskoczony.
-Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Homoseksualizm jest w miarę normalny.  - wzruszyłem ramionami. -Jak rozumiem jesteś hetero?
-No tak. Ale akceptuje homoseksualizm. Spokojnie. - Fabian zaśmiał się nerwowo.
-Nie denerwuj się. Nie zjemy cie. - zaśmiałem się. -Doszliśmy właśnie do sal ćwiczeń. Dalej są siłownie. Do wyboru, do koloru.
W tym momencie podszedł do nas Matt. Wyglądał na zirytowanego.
-Kto to? - spytał, stając obok mnie i przyglądając się Fabianowi.
-Cześć. Jestem Fabian.
-Fabian jest po stronie Eloise. - mruknąłem, gdy Matt złapał mnie za rękę.
-Miło mi cię poznać, Fabian. Jestem Matt. - Mój chłopak nagle zmienił podejście. - Witamy w Instytucie.

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział dziewięćdziesiąty ósmy - Florence.

Siedziałam w swoim skończonym biurze i przeglądałam papiery. Do gabinetu wszedł jeden z robotników.
-Jak dobrze pójdzie, to za dwa tygodnie będzie mogła pani otworzyć swoją szkołę. - powiedział z lekkim uśmiechem.
-Mam nadzieje, że ktoś do tego czasu podaruje mi całą kadrę nauczycielską. - mruknęłam rozbawiona.
-Rada nie pomoże?
-W Radzie mam swoich zwolenników ale i przeciwników. Z resztą na razie i tak muszę skończyć tą szkołę budować.
-O to niech się pani nie martwi. - powiedział robotnik i zniknął za drzwiami. Nie minęła chwila gdy w gabinecie pojawiła się Louise.
-Przyniosłam Ci lunch. - uśmiechnęła się, podając mi opakowanie z kanapką. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. - Eloise się zgubiła. W sensie byłam u niej i jej nie ma. A Elias jest w terenie. Właściwie nikt nie widział Eloise. W Instytucie ma wpisany urlop. Evan nic nie wie, a Gabriela też nie ma.
-Sara ją wywiozła z miasta. Jest zaniepokojona jej zachowaniem. Nie wierzy w stres pourazowy.  -westchnęłam.- Jest przeczulona na jej punkcie. Z jednej strony ją rozumiem, Eloise była kłopotliwym dzieckiem ale śledzenie własnej córki? Paranoja.
-Elias wydaje się normalny przy Eloise. - mruknęła Lou.
-Bo to Eloise przejęła cechy pakowania się w kłopoty. Jak się dowiem gdzie są to ci powiem.
-Okej. Evan Cię już zaprosił na weekend w góry? - Louise uśmiechnęła sie lekko.
-Nic o tym nie wiem. - zaśmiałam się.
-Jedziecie w góry, do jakiejś posiadłości Dekkerów. Ale udawaj zaskoczoną jak Ci o tym powie. Nie chcę rozpowiadać jego tajemnic.
-O nie, to by było złe. - Wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Potrzebujesz jakiejś pomocy? - zapytała Louise, kiedy skończyłyśmy się śmiać.
-Pomóż mi uporządkować dokumenty które muszę koniecznie przedstawić radzie, a które muszę mieć w pogotowiu.
-Okay. Zaraz Ci wszystko uporządkujemy. Tak myślałam, może Matt zamieszkałby z nami. Znaczy, wiem Akademik i te sprawy są świetne. Ale powinien być blisko nas. Może ty go przekonasz? Może sprowadzać Eliasa kiedy chce, tylko...
-U nas byłby bezpieczniejszy. Szczególnie, że Ced i Aaron są na wolności, a ten pierwszy chciał go zabić. Też o tym myślałam. - dokończyłam. -Ale nie możemy zrobić mu kazania nadopiekuńczych sióstr bo zrobi nam na złość i nie będzie chciał się wprowadzić.
-Wiesz, może po prostu zwiększymy ochronę akademika? To taki dobry pomysł! - powiedziała Louise, podchodząc do okna.
-Już z nim rozmawiałaś prawda? - westchnęłam.
-Nie jestem nadopiekuńczą siostrą. Przecież dobrze o tym wiesz.
-Jesteśmy bliźniaczkami, totalnie się różnimy, ale jesteśmy bliźniaczkami. Wiesz, że coś mi się stanie i potrafisz mnie uratować na czas. A Matt jest twoim młodszym kochanym braciszkiem, którego Christian nie ma możliwości chronienia, więc ty to chcesz zrobić.
-Wiesz, gdyby Lucas żył był by w wieku Matt'a.
-Przykro mi. - szepnęłam cicho.
-Nie ważne. Porozmawiaj z Mattem. A teraz chodź pomogę Ci z tymi dokumentami.


Wyszłam ze szkoły dopiero późnym wieczorem. Przy moim aucie czekał już Evan, który pocałował mnie na powitanie. Odkąd Ivy wróciła do rodziców nasz czas pracy wydłużył się do własnych potrzeb.
-Jadłaś coś? - spytał Evan, siadając za kierownicą samochodu.
-Tak. Louise przyniosła mi lunch. Potem pomogła mi w pracy, ale potem zadzwonił Gabriel i musiała iść. - mruknęłam zmęczona.
-Pomyślałem, że może wyjedziemy w Alpy na weekend? Rozmawiałem z ojcem, weźmiemy helikopter, no a gdyby coś się stało zawsze możemy zadzwonić do Louise. - Evan uśmiechnął się lekko.
-To świetny pomysł. - uśmiechnęłam się. - Jak w Instytucie?
-Louise ma problem z Robertem, co odbija się na Gabrielu. Louise jest wściekła za tą eskapadę do Rosji.
-Nie była przemyślana. Robert ostatnio kieruje wszystkimi jak mu się podoba i nie myśli nad swoim zachowaniem. Rozumiem, że przejmuje się Mel. Ale Louise sama sobie poradzi.
-Robert nie odpuści. - powiedział Evan spoglądając na mnie.
-Tak samo jak Louise i Gabriel. To nie jest dobre. Powinniśmy być rodziną i powinniśmy trzymać się razem. A polityka wszystko rujnuje. Wasza władza. Powoli zamienia się w sukces Carlise'a. Bo jeszcze trochę a wzajemnie się pozabijacie.
-Sugerujesz, że powinniśmy to rzucić i zająć się sobą? Teraz kiedy zaczęły się zmiany? - Evan zatrzymał się przed domem i spojrzał na mnie.
-Sugeruję, że Ced i Aaron chodzą bezkarnie po świecie, planując odwet za ojca. I powinniśmy trzymać się razem. Tym czasem Gabriel staje się kopią waszego ojca. Louise nie popiera decyzji Roberta i ma racje. Eloise i Matt mogli zginąć. Elias otarł się o śmierć. Ben odszedł. Osierocił trzymiesięczną córeczkę.
-Widzisz? Angażujesz się. Bycie łowcą jest dobrowolne. Każdy podejmuje to ryzyko. Wszystko jest dobrowolne.
-Obrońca się znalazł! - warknęłam wkurzona. - A gdybym ja wstąpiła w wasze szeregi? Gdybym to ja była na tej misji?
-Ale nie byłaś! Co ty się nagle przejmujesz tym wszystkim? Jeszcze nie dawno twoim największym zmartwieniem była próba połączenia Louise i Gabriela.
-Wyobraź sobie, że tak sie zaangażowałam, że nie zauważyłam faktu, że może po prostu do siebie nie pasują. Nie możemy na siłę ich zmuszać do bycia ze sobą. Na razie wszyscy skupiacie się na rywalizacji. Kłótnie nie pomogą. No ale skoro wolicie działać przeciwko sobie, to proszę. Czekam, aż wzajemnie zaczniecie się mordować.
-Gabriel i Louise nagle do siebie nie pasują? I nie ma to związku z tym, że między tobą i Gabrielem się źle układa? Masz mu za złe przejęcie władzy w Instytucie!
-Nie. Mam mu za złe, jak szybko porzuca swoje plany i nadzieje, żeby dostosować się do wymogów narzucanych mu przez Instytut i Roberta. To nie jest już ten sam Gabriel co  kiedyś.
-Wszyscy się zmieniają. Nie tylko Gabriel, ja się zmieniłem, Louise. Ty też się zmieniłaś. Otwierasz tą swoją szkołę i jesteś świadoma, że będziesz częścią Rady. I to nie byle kim. Będziesz pośród mnie, Gabriela, Roberta, Louise. Bo wielka Florence Fitzgerald kształci młode umysły naszego świata. Jako pierwsza w Europie rozwiązała problem z którym nasze dzieci się borykają. Będziemy to wszystko zawdzięczać tobie, a raczej kasie Johna Fitzgeralda! Będziesz słynna w naszym świecie i w zwykłym. W końcu jesteś bardzo młodą dyrektorką prestiżowej szkoły. - zaśmiał się lekko. -
Florence Fitzgerald znów na szczycie. Jesteś taka sama jak my, masz pieniądze, jesteś znana w naszym świecie a szkoła zapewnia Ci pozycję.
-Jesteś idiotą! I to strasznym. Sam mówiłeś że musimy trzymać się razem, a teraz wytykasz mi skąd biorę pieniądze, że zakładam szkołę czy że Gabriel jest w porządku! - Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na niego. - Straciłeś cały swój urok na rzecz śmiesznej polityki.
-Florence, nie mów tak. - Evan spojrzał na mnie błagalnie. - To tylko kolejny kryzys. Rozwiążmy go.
-To tylko kolejny kryzys - przedrzeźniałam go. -Co chwile będziemy mieć kryzys, jak tak dalej pójdzie.
-Florence. Kocham Cię. - powiedział, gdy odwróciłam się do drzwi.
-To zastanów się co jest dla Ciebie ważne, bo zaczęliśmy kłótnie o nic, a poleciało sporo gorzkich słów. - mruknęłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
-Flo to wy? - krzyknęła Louise z salonu.
-Lou! To ja. - mruknęłam i weszłam do salonu. Nalałam sobie wody do szklanki.
-Gdzie Evan? - spytała zaskoczona.
-Pokłóciliśmy się. - mruknęłam.
-O co? - Louise była coraz bardziej zaskoczona.
-W skrócie. O Ciebie i Gabriela, bo stwierdziłam że możemy wam kibicować ale nie możemy się wtrącać, o władzę, pieniądze, szkołę, o Gabriela, ponieważ uważa że nie sprawiedliwie go oceniam i o Roberta ponieważ tak jak ty, uważam że nie myślał jasno gdy wysłał Matt'a, Elo i Eliasa na misję. I gdyby w tym momencie Cedric i Aaron stanęli na naszym progu i zapytali czy dołączę by obalić waszą władzę, zrobiłabym to. Evan sam mówił, że jako rodzina powinniśmy trzymać się razem a teraz zachowuje się jak idiota. Serio, gdybym kazała wybierać Gabrielowi między mną a władzą, wybrałby to drugie. Gdybym zapytała Ciebie o to, racjonalnie tłumaczyłabyś mi, że nie możesz wybierać i byś przekonała mnie. Ale Evan? Evan był moją kochaną ostoją, której byłam pewna.
-Florence. Przede wszystkim przesadzasz. Usiądź i uspokój się. Nie myślisz racjonalnie, jesteś wzburzona. A gdyby Ced i Aaron się pojawili, zabiłabyś ich. Florence, nie chcę obierać stron. To tylko kłótnia, serio. Evan cię kocha i nic się dla niego nie liczy tak bardzo jak ty. Jesteście przemęczeni. W końcu zostaliście sami z Ivy, Robert zachował się lekkomyślnie. Nie pochwalam jego decyzji, ale miał sporo na głowie. Oczywiście, gdyby nie był uparty to nie doszłoby to wypadku w Rosji. Wracając do Ciebie i Evana, wyjedziecie na weekend i będzie dobrze. Odpoczniecie ze sobą. Sami. Będzie dobrze, Florence. Musisz trochę odpuścić.
-Ta, w sumie oczekiwałam, że będziemy wiecznie młodymi studentami. Tymczasem starzejemy się.
-O nie. Louise Tempest się nie starzeje! - Louise udała oburzenie.
-Taa. - zaśmiałam się. - Wcale nie rosną Ci siwe włosy i nie robią się pierwsze zmarszczki.
-Jestem czarownicą. Ja nie mam zmarszczek i siwych włosów. - mruknęła rozbawiona.
-Opatentuj to wśród ludzi. Będziesz milionerką. - zaśmiałam się.
-Dzięki za pomysł! - Louise zaśmiała się. Nasz spokojny wieczór przerwał telefon Gabriela. Spoglądałam na ekran zastanawiając się czy odebrać. Westchnęłam i odebrałam.
-Wiem, że jesteś w domu i że pokłóciłaś się z Evanem. - powiedział jak tylko odebrałam.
-Widzę, starasz się odkryć Amerykę. Trochę na to za późno. - mruknęłam. - Coś się stało?
-Robert wyjechał, Evan jest wściekły na Ciebie i siedzi w domu. Możemy odwiedzić Alex. Piszesz się na to?
-Jasne, że tak. Kiedy będziesz? - spytałam, patrząc na zaskoczoną Louise.
-Pięć minut i jestem. - powiedział i się rozłączył. Zaczęłam się zbierać.
-Gabriel do Ciebie dzwonił? -spytała Louise.
-Tak. Chce pogadać. Może to dobry pomysł by rozwiązać wszystkie konflikty. - westchnęłam. - Będziesz siedzieć w domu czy wychodzisz?
-Matt i Elias wpadną na chwile. Mam nadzieje, że Matt się wprowadzi. - powiedziała Louise.
-Na pewno. - uśmiechnęłam się. - Postaram się wrócić w miarę szybko.
Kiedy wychodziłam, Gabriel już czekał. Zapowiadała się długa droga.

piątek, 1 maja 2015

Rozdział dziewięćdziesiąty siódmy - Tessa.

Eloise uciekła zanim zdążyłam coś powiedzieć. Nie wyglądała dobrze. Zmęczona, roztargniona, jakaś... inna. Przynajmniej na tyle, na ile ją znałam. Wolałam jednak, żeby ktoś się nią zajął. Zadzwoniłam do Evana. Mój starszy brat wiedział jak się obchodzić z ludźmi. Poza tym mógł powiadomić Florence, która z pewnością miała dobry kontakt z Elo. Przynajmniej na tyle, by ją uspokoić.
-Halo?
-Evan? Bardzo ci przeszkadzam?-spytałam niepewnie.
-Nie. Coś się stało?-słyszałam, że był zaniepokojony.
-Jestem u Wrena i przed chwilą była tu Eloise. Nie wyglądała najlepiej. Pomyślałam, że ty albo Florence powinniście z nią porozmawiać.-stwierdziłam. Evan przez chwilę milczał.
-Postaram się ją znaleźć. Dam ci potem znać.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Chwilę później Wren wszedł do mieszkania z zakupami. Zobaczył mój zaniepokojony wyraz twarzy.
-Hej, wszystko okay?
-Eloise tu była.-powiedziałam spokojnie.-Nie wyglądała najlepiej. Zadzwoniłam już do Evana, ale nie wiem czy coś zdziała.-zamilkłam na sekundę.-Pomyślałam, że ty powinieneś ją znaleźć. Przyszła do ciebie.
-Tess, moje kontakty z Elo nie są w tym momencie idealne. Evan i Flo na pewno dadzą sobie radę.
-Wren, ona cię kocha.
Po tym zdaniu nastąpiła cisza. Przygryzłam wargę. Czekałam, aż on coś powie, ale nie zanosiło się na to.
-Ona cię kocha. A ty kochasz ją, Wren. I nie mów mi, że to nie prawda. Znam cię.-wzięłam głęboki oddech.-Między nami i tak nic by nie wyszło. To by było zbyt dziwne. Eloise, Lynette... Kocham cię, Wren. Ale chyba nie w ten sposób. Wiem, że z Eloise masz szansę na szczęście, więc na twoim miejscu poszłabym jej poszukać.
-Tessa, ona... Złamałem jej serce. Wiem o tym. Ona mi już nie zaufa, niezależnie od wszystkiego. Wiem, że nie będziemy udawać, że to się nie wydarzyło, ale możemy po prostu usiąść i coś zjeść?
-Nie. Możemy zostać przyjaciółmi, jeśli będziemy w stanie, ale w tym momencie nie dam rady po prostu usiąść i zjeść.-zaprotestowałam. Czy on wcale nie przejmował się tym, co się działo z Elo?-Idę do Instytutu, a potem pójdę jej poszukać, skoro ty nie masz takiego zamiaru.
Złapałam kurtkę i wyszłam jak najszybciej z mieszkania Wrena.

Wpadłam do gabinetu Gabriela zdyszana. Część drogi musiałam biec, żeby pozbyć się wszelkich myśli związanych z Wrenem.
-Tess? Co się stało?-Gabe podbiegł do mnie, aby mnie przytulić. Tego potrzebowałam. Uścisku od starszego brata. I szklanki wody.
-Nic takiego.-skłamałam i odsunęłam się od niego.-Eloise przyszła dzisiaj do Wrena, wyglądała... nie najlepiej. Nie potrafię tego opisać. Coś było nie tak. Powinniśmy jej poszukać. Dzwoniłam już do Evana...
-Evan na pewno da sobie radę. Zadzwonię do niego jeszcze raz i zobaczymy jak mu idzie. Usiądź i odetchnij, przyniosę ci wody.
Gabriel wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie samą. Ukryłam twarz w dłoniach, z trudem powstrzymując się od rozpłakania się. Straciłam Lyn, którą kochałam. Straciłam Wrena, który kiedyś był dla mnie tak bliskim przyjacielem. Co było ze mną nie tak? Odrzucałam od siebie ludzi, na których tak bardzo mi zależało. Za bardzo.
-Evan właśnie znalazł Eloise. Jest w domu Flo i Louise.-oznajmił Gabe wchodząc do pomieszczenia.-Jest trochę roztrzęsiona, ale chyba będzie dobrze.
-Mówisz to bez przekonania.-zauważyłam cicho. Gabe zaśmiał się, ale był to suchy i pozbawiony radości śmiech.
-Każdy łowca przechodzi trudne chwile, Tess.-wzruszył ramionami.-Evan potrzebował miesiąca, żeby zacząć zachowywać się choć trochę normalnie po swojej pierwszej misji.
-A tobie?-spytałam zaciekawiona. Ani Gabe, ani Evan nigdy nie opowiadali o początkach, a że rzadko się wtedy widywaliśmy, nie miałam pojęcia jak przeszli przez pierwsze fazy bycia łowcami.
-Uwierz mi, gdybym pamiętał, to bym ci powiedział.
-Nie pamiętasz?-spojrzałam na niego zaskoczona.
-Straciłem przytomność po pierwszych pięciu minutach. Byłem do niczego.-tym razem jego śmiech zabrzmiał szczerze.
-Czy było ci potem łatwiej?
-Trochę. Nauczyłem się, żeby zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół nas, a nie tylko przed nami.-uśmiechnął się szeroko i zerknął na zegarek.
-Chodź, odwiozę cię do Wrena. Czy wolisz do domu?-zerknął na mnie niepewnie. No tak, to zachowanie nie było w stylu starszego, troskliwego brata.
-Do domu. Wren i ja zerwaliśmy.-odwróciłam wzrok.-Chyba pójdę z Rowan zabalować.
-Zerwałaś z Wrenem?-Gabriel nie krył zdziwienia. Pokiwałam głową.-Dlaczego?
-Bo on kocha Eloise, Gabe. Trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważyć. Sposób, w jaki on na nią patrzy... Tak jak ty na Louise. Jak Evan na Florence. Zresztą, Eloise kocha Wrena. Może sprawiać wrażenie silnej i niezależnej, ale ona chce, żeby Wren ją chronił, żeby był z nią.-powiedziałam.-Po to przyszła dzisiaj do niego. Bo Wren jest dla niej przyjacielem, pocieszeniem i ochroną.
-Tess...
-Nie potrafię tego znaleźć, nie potrafię znaleźć takiego uczucia.-nie dałam mu dojść do słowa.-Nie przy Wrenie.
-A przy Lynette?-spytał mój brat, zanim mu przerwałam. Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem czy ona czuje to przy mnie.
-Powinnaś z nią porozmawiać i się przekonać.-zaproponował.
-Ona jest w Barcelonie. Wróci za trzy miesiące.
-Więc masz dużo czasu, żeby to przemyśleć.

Rowan poszła do łazienki, zostawiając mnie samą w barze wypełnionym po brzegi studentami. Rozglądałam się za jakimś wolnym miejscem, ale wszędzie było pełno. Nawet przy barze.
-Theresa Dekker!-usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał.
-Randy!-uśmiechnęłam się szeroko, widząc przyjaciela. Podeszłam do niego i uściskałam go.-Co ty tu robisz?
-W tym momencie czekam na swoje piwo. Jesteś tu sama?
-Nie, przyszłam z Rowan.-uśmiechnęłam się lekko.-Poszła do łazienki, zaraz powinna przyjść. A ty?
-Jestem z grupą znajomych, siedzimy pod ścianą, tam.-wskazał, ale ledwo widziałam stoliki.-Jak chcecie, to możecie się przysiąść.
-Dzięki, na pewno skorzystamy. Przepraszam cię, pójdę znaleźć Rowan. Widzimy się później?
-Mam taką nadzieję.-Randy zabrał swoje piwo i ruszył przez tłum do stolików, a ja skierowałam się na parkiet. Zdecydowałam, że to będzie łatwiejsza droga do łazienek, niż przeciskanie się przez tłum wokół. Nagle stanęłam jak wryta.
Nie, to niemożliwe. Ale czy mogłam się pomylić? Lynette była jedyna w swoim rodzaju. Rozpoznałabym ją zawsze i wszędzie. Ale zidentyfikowanie dziewczyny, z którą się całowała zajęło mi nieznacznie dłużej.
-Lyn? Eloise?-powiedziałam, zbliżając się do nich. Oderwały się od siebie, a ja myślałam, że pęknie mi serce.
-Cholera. Powinnyście porozmawiać ze sobą.-powiedziała Elo i zostawiła nas same.
-Myślałam, że jesteś w Barcelonie.-powiedziałam, przekrzykując tłum. Lyn chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła z baru.
-Tu będzie nam się lepiej rozmawiało.-stwierdziła, gdy wyszłyśmy na świeże powietrze.-Jeśli chodzi o Barcelonę... Projekt, nad którym pracował mój rok zaczął podupadać, więc odwołali nasz semestr za granicą w połowie. Wróciłam dwa dni temu.
-I zaczęłaś całować się z Eloise?
-Tess, to była tylko zabawa. Poza tym, ani ja nie jestem już z tobą, ani Elo z Wrenem. Nie muszę ci się tłumaczyć. W końcu i tak mi nie uwierzysz.-Lyn założyła ręce na piersi. Łatwo było zauważyć, że jest na mnie zła.
-Lynette, to nie jest tak. Wiem, że przesadziłam jeśli chodzi o twoją przyjaciółkę i chcę cię przeprosić.-szukałam odpowiednich słów, ale żadne nie było odpowiednie.-Zależało mi za bardzo, powinnam była ci zaufać od początku. Ale bałam się, że cię stracę.
-Co za ironia.-mruknęła Lyn.
-Proszę cię, próbuję z tobą coś wyjaśnić.-zacisnęłam zęby. Lyn milczała, więc kontynuowałam.-Wiem, że w tym wypadku moje tłumaczenia nie mają sensu, ale chciałam cię po prostu przeprosić.
-Ja też przepraszam.-Lyn opuściła ramiona.-Za wszystko, co zrobiłam nie tak. Zwaliłam całą winę na ciebie, zamiast przemyśleć swoje zachowanie, a potem... No cóż, popsułam sobie kontakt i z tobą i z Wrenem. Jeśli jesteście szczęśliwi, to ja też powinnam.
-Lyn, twój brat i ja zerwaliśmy. Na dobre.-zapewniłam ją.
-Kiedy?
-Dzisiaj.-zaśmiałam się. Lynette przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła.
-Dzięki bogom.-wyszeptała, chowając twarz w moich włosach.